Wpisy archiwalne w kategorii

Ble ble ble

Dystans całkowity:881.15 km (w terenie 189.34 km; 21.49%)
Czas w ruchu:50:04
Średnia prędkość:17.93 km/h
Maksymalna prędkość:57.29 km/h
Suma podjazdów:560 m
Maks. tętno maksymalne:192 (105 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:4397 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:21.49 km i 1h 09m
Więcej statystyk

Z Amsterdamu na basen

Sobota, 18 lutego 2017 · Komentarze(5)
Wracam z delegacji i... okazuje się, że jeszcze zdążę na basen przed zamknięciem. Szybko zmieniam torby i udaje się. Jak bardzo tego potrzebowałem. Nie tylko dlatego, że za mną ponad 1000km w aucie, gdzie uprawiałem z bólu jogę, ale ogólnie mam potrzebę ruchu. Co ciekawe w Amsterdamie mimo miliona rowerów na ulicach bardziej kusił mnie widok biegaczy. Ale nie wiem, czy będę w stanie :( Spróbujemy w przyszłym tygodniu.

Dawno nikt chyba na nim nie jeździł © djk71

Oczywiście na rowerze też bym chętnie pojeździł, ale nie w takim tłumie jak tam... Nie wiem, czy potrafiłbym... Tam ludzie jeżdżą zupełnie inaczej. Szybko i bezstresowo. Wśród samochodów, tramwajów, a przede wszystkim wśród tysięcy turystów. I nic się nie dzieje... Tego się nie da opowiedzieć, mimo, że widziałem to na oczy już nie pierwszy raz to wciąż robi to na mnie niesamowite wrażenie.... Zresztą nie tylko to...

To nie jedyny parking © djk71

Przygotowanie do maratonu - styczeń

Wtorek, 31 stycznia 2017 · Komentarze(10)
Koniec stycznia. Pierwszy miesiąc treningów do maratonu. Miał być. Był... częściowo. Dopóki się nie nabawiłem kontuzji. Od 20 stycznia w łóżku i jeszcze co najmniej tydzień. I żeby to jeszcze na treningu (jak mój syn wczoraj) to nie... w pracy...

Ogólnie:
- rower - 2 wyjazdy - 33,57 km
- bieganie - 7 razy - 25,77 km
- pływanie - 12 razy - 6,475 km

Wzrost VO2 max z 34 do 39 - szału nie ma (dwa lata temu było znacznie lepiej), ale jakiś postęp jest.
Spadek wagi (mimo 11 dni w łóżku) - 3,4 kg - oby tak było dalej.


Liczby, liczby, liczby © djk71

Nigdy nie sądziłem, że będę zazdrościł... biegaczom.
Wyglądam przez okno, a tam świeci słońce i ludzie sobie biegają... Ja też chcę!!!


Przechowalnia nr 12

Środa, 25 stycznia 2017 · Komentarze(0)
Spędzam czas w łóżku, więc jest okazja zobaczyć jakiś film. Wczoraj wieczorem trafiłem na produkcję o dość kontrowersyjnym tytule (w kontekście treści filmu): Przechowalnia nr 12 (Short Term 12).


Nr 12 © djk71

Mimo, że fabuła momentami jest łatwa do przewidzenia, to film wciąga. W niesamowity sposób pokazuje emocje, przeżycia, trudne sytuacje - i te drobne, pojawiające się w jednej chwili pod wpływem impulsu, jak i te, które ciągną się latami.

Czasem łatwo jest oceniać innych, nie wiedząc co przeżywają, co przeżyli, co jeszcze ich czeka. Czasem łatwo być sędzią, doradcą w czyjejś sprawie, ale już o wiele trudniej we własnej.

Czasem zamiast wypierać coś z pamięci lepiej się wygadać, choć zwykle nie jest to takie proste - nie zawsze łatwo jest znaleźć kogoś z kim chce się pogadać, nie zawsze jest to najbliższa osoba, nie zawsze jest ten właściwy moment...

Dobra... miało być o filmie... Moim zdaniem warto zobaczyć. A i jeszcze jedno... akcent rowerowy też jest... rower jako środek transportu, ale chyba też jako sposób rozładowania emocji...

Łóżko :(

Wtorek, 24 stycznia 2017 · Komentarze(6)
No i do d... :-(

Przez miesiąc udawało się w miarę regularnie ruszać. Było pływanie, bieganie, a nawet przytrafił się rower.

I co? I zachciało się na starość przenosić szafy... W piątek coś strzeliło w plecach i nie chce puścić. Tzn. jest momentami trochę lepiej, ale do końca miesiąca leki i łóżko. A jak tu leżeć, jak nawet wtedy momentami boli. A najbardziej boli w głowie... że w planach na ten rok kilka wyzwań, a tu zamiast treningów kołderka... Może odrobię choć trochę zaległości w lekturze...

Buty muszą odpocząć © djk71

Ale i tak szkoda tego czasu...

Sylwestrowy Rajd i Podsumowanie 2016

Sobota, 31 grudnia 2016 · Komentarze(7)
Zwykle w ostatnim dniu roku jest tu tylko podsumowanie, dziś jednak nie sposób choć w dwóch słowach nie wspomnieć o Rajdzie Sylwestrowym, na który jakimś cudem się załapałem :-)

Start przy minus pięciu, rześko. Z Rokitnicy jedzie nas już siódemka, a na miejsce startu docieramy w piętnastoosobowej grupie. Na miejscu czeka już spora grupa, a z każdą minutą docierają kolejni rowerzyści. W sumie zbiera się nas 65 osób. Fajnie zobaczyć dawno niewidziane twarze, choć większość osób jest mi obcych.

Pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem przed kopalnią Makoszowy.

Krzywo, ale tak wyszło :-) © djk71

Kopalnią, która po 110 latach wczoraj wydobyła ostatnią tonę węgla. Szkoda :-(

To już koniec kopalni © djk71

Ruszamy spokojnym tempem w kierunku naszego dzisiejszego celu jakim jest Rybaczówka.
Na miejscu już czeka Amiga.

Z kiełbaskami © djk71

Pieczemy kiełbaski...

Jest ogień, są kiełbaski © djk71

... leje się szampan bezalkoholowy ;) Chyba, bo niektórym po nim przyszła chęć na polowanie...

Mięsko? © djk71

Jest czas rzucić okiem na stojące i leżące rowery...

Jest wesoło, nawet rowery się uśmiechają © djk71

Wiosna idzie © djk71

Niektórym rowerom było zimno © djk71

Rower odświętny © djk71

Niektórzy przyjechali chyba na niezbyt kompletnych ;)

Czego tu brakuje? © djk71

Nie tylko rowery były odświętne :-)

Jak Sylwester to Sylwester © djk71

W końcu czas wracać.
Po drodze jeszcze rzut oka na bunkier Obszaru Warownego Śląsk.

Przez okienko © djk71

I wracamy do domu. Co rusz, to ktoś skręca w stronę domu. My żegnamy się w Rokitnicy. Mam wrażenie, że nikomu się nie chce rozstawać... To był miło fajnie spędzony dzień. Dobrze zakończony rok.

A teraz czas na podsumowanie tego co się działo w całym roku.


Podsumowanie roku 2016

"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"

Powyższym zdaniem zakończyłem ubiegłoroczne podsumowanie roku. Tym samym mogę też zakończyć tegoroczne. Nic się nie zmieniło, żeby nie powiedzieć, że było gorzej.

Styczeń
Nic się nie działo pozytywnego. Klika przejażdżek po okolicy.

Misiu na lodowisku © djk71

Luty

Pustka... zero aktywności... jakiejkolwiek...

Marzec

Jak w styczniu, klika krótkich przejażdżek. Zerwany hak... Wszystko się rwie, sypie...

I po haku :-( © djk71

Kwiecień
Prawie 600km, szaleństwo...

W tym firmowy wyjazd na Nikiszowiec

I w drogę © djk71

oraz ciężki start w Nadwiślańskim Maratonie na Orientację

U góry jest asfalt © djk71

Maj
Najbardziej aktywny miesiąc w roku.
Testowanie trasy i firmowy wyjazd do Wisły (57 osób na ponad 100-km trasie) oraz powrót.

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Fajny start na Orient Akcji.

Głaz © djk71

I wreszcie niesamowity wyjazd do włoskiego Bormio.

Uwielbiam te kościoły © djk71
Tak wysoko jeszcze nie byłem © djk71

Czerwiec
Początek czerwca to ciąg dalszy włoskiej przygody, w tym mi.in. objazd Lago di Garda.

Droga wije się © djk71

Tu też ładnie © djk71

... i przede wszystkim wjazd na Passo dello Stelvio ;-)

I jeszcze serpentyny © djk71

Zrobiłem to! © djk71

Był też fatalny start w upale na Bike Oriencie.

Jak wyznaczyć trasę © djk71


Były miejsca gdzie było płyciej :-) © djk71

Lipiec
Kolejny miesiąc to poszukiwanie punktu G na Tropicelu :-)

Łatwo nie będzie © djk71

Sierpień
Przełom lipca i sierpnia to urlop nad  morzem.

Jestem nad morzem © djk71

i fatalny start na KoRNO

Tak będę leżał © djk71

Wrzesień
Powrót na basen i jedna dłuższa wycieczka treningowa przed zawodami z Alicją.

Wóz strażacki © djk71

Październik
Ciąg dalszy walki z pływaniem

Analiza wideo © djk71

Start dla zabawy na Bike Oriencie

Punkt pod skałą w Mirowie © djk71

Fajna zabawa na trasie przygodowej Silesia Race

Ale fajnie © djk71

I ambitna walka na kolejnym Tropicielu

Pamiątkowe zdjęcie przed startem © djk71

I znów jakiś obcy teren © djk71

Listopad
Cały miesiąc to właściwie jeden weekend w Żarach, a tam drugi w życiu bieg (?) na 10km

Na mecie © djk71

I przejażdżka w świetnym towarzystwie po Zielonym Lesie :-)

Piec? © djk71

Grudzień
Ostatni miesiąc roku to zasadniczo kolejna próba powrotu do biegania, dalsza walka z pływaniem i dzisiejsza wycieczka.

Płonie ognisko © djk71



"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"



Bez powietrza, czyli #kogonieslychac

Piątek, 28 października 2016 · Komentarze(0)
I znów za diabła mi nie idzie z tym powietrzem. Jak się zatnę to już do końca boję się, że mi go gdzieś zabraknie i d..pa blada... Wszystko inne też się od razu sypie i trening bez sensu :-) 

A może to dlatego, że ostatnio mi powietrza wszędzie brakuje... Jakoś się duszę... wszystkim... Poziom tolerancji bliski zeru, poziom agresji... sto. Nie potrafię, a może nie chcę się już godzić z tym wszystkim. Tyle, że się nie da. Musiałbym wszystko rzucić i wyjechać gdzieś gdzie jeszcze można żyć z dala od pośpiechu, od internetu, od ludzi, od wiadomości, od dobrej zmiany...

Dobra zmiana... Od kilkudziesięciu lat słucham Trójki. Czasem częściej, czasem rzadziej, ale wciąż słucham. Codziennie w drodze do pracy słucham Antyradia żeby się obudzić... poza piątkiem. W piątek rano jest obowiązkowa Trójka i Wojtek Mann. Uwielbiam Jego spokojny głos, choćby nie wiem jak długi i ciężki był tydzień to kilka słów p. Wojtka sprawiają, że się uspokajam, dociera do mnie, że właśnie zaczyna się weekend. I nie ważne o czym mówi, może to być nawet prognoza pogody.

Dziś było tak samo. I jak zwykle pojawił się z książką redaktor Nogaś. Niestety... po raz ostatni. Uwielbiałem słuchać przekomarzania się obu Panów, tego jak rozmawiali o nowych pozycjach na rynku wydawniczym. Zawsze żałowałem tylko jednego, że pod koniec audycji nie dało się w aucie kliknąć opcji "Kupuję to!". Tak potrafili w kilka minut zachęcić do zapoznania się z nową lekturą. To już niestety czas przeszły. Redaktor Nogaś, podobnie jak wielu innych po wielu latach pracy w Trójce pożegnał się z rozgłośnią...

Często się mówi... Coś się kończy, coś się zaczyna... Tu niestety się tylko kończy... Szkoda... Nie to nie jest właściwe słowo... Jestem wściekły! Wściekły, że nawet tu wepchali swoje łapska... nawet tu... Tylko dlaczego nam to robią? Nie rozumiem. Nie chcę rozumieć... Nie potrafię... Tak jak nie potrafię oddychać w wodzie...


Gehörgangs­entzündung albo Otitis, czyli swimmer's ear

Poniedziałek, 19 września 2016 · Komentarze(0)
Wyjazd na delegację mimo choroby. Na wszelki wypadek wypada się dowiedzieć jak nazywa się przypadłość jaka mnie dopadła w tutejszym języku. Łatwo nie jest: Gehörgangs­entzündung. No dobra, może łatwiej będzie po angielsku. Jest, miejmy nadzieję, że w razie czego lekarz by zrozumiał, bo mnie to nic nie przypomina: Otitis. Po angielsku znalazłem jeszcze jedno określenie: swimmer's ear. To już lepiej, co więcej to nawet jest chyba źródło choroby :-)

A tak już fajnie się zaczynało, basen, bieganie... i co? I lekarz. Zawsze mi się wydawało, że to zęby potrafią boleć najbardziej. Okazuje się, że ucho potrafi jeszcze bardziej. Ba, jak zaczyna, to boli też pół głowy, zęby i chyba wszystko inne. Na szczęście antybiotyk chyba zadział i powoli przechodzi.

Tak samo jest w życiu, coś boli bardzo, człowiekowi się wydaje, że już więcej nie wytrzyma, a tu nagle dostaje cios jeszcze mocniejszy, a czasem nawet kilka i też musi z tym żyć... Tyle, że tu trudniej o jakiś gotowy antybiotyk. Tym bardziej, że codzienne życie przypomina o bólu w najbardziej niespodziewanych momentach. Wystarczy jedno słowo, nawet wypowiedziane przez kogoś w zupełnie innym kontekście.  Wystarczy piosenka, nawet ta do niedawna ulubiona. Wystarczy obrazek, miejsce, zapach... cokolwiek, by wróciło wspomnienie. I aby ruszyła maszyna myśli. Tych niechcianych, niepodziewanych, wystarczających by zabić inne myśli, te potrzebne. Ale w końcu trzeba znaleźć lekarstwo. Choćby tylko takie, które na chwilę uśmierzy ból...


Grassor, czyli znów nie ja....

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komentarze(17)
W ten weekend miał być Grassor... Zapisałem się i... czekałem... Zupełne bez podstaw, ale... czułem się silny po tych paru kilometrach we Włoszech... Wierzyłem, że dam radę pojechać mocniej niż dotychczas. A jednak zrezygnowałem. Wydawało mi się, że są ważniejsze sprawy... Że powinienem odpuścić... I już, ledwie pół godziny po ostatniej spowiedzi telefonicznej czemu nie jadę przekonałem się, że to była błędna decyzja...

Jeszcze rano miałem nadzieję, na turystyczną przejażdżkę z Muzeum Miejskim pod hasłem "Szlakiem zabrzańskich folwarków"... Też nie wyszło... Reszta dnia minęła podobnie..., czyli do dupy...

A dopiero co sobie obiecywałem, że przestanę myśleć o innych i skupię się na sobie... I znów się dałem podpuścić..

I co? Chyba jednak powinienem posłuchać Kabanosa...




.... i Grzesia... Miałeś rację... Twoje zdrowie!


Jednak jestem wariat..., czyli + 30 punktów

Sobota, 4 czerwca 2016 · Komentarze(6)
Kategoria Ble ble ble, Włochy
Wczoraj udało się ogarnąć serwis. Mimo mnóstwa klientów odpowiedź serwisu była prosta: "OK, ale będzie gotowe dopiero za godzinę". I jeszcze upust dostałem od ustalonej ceny. Zresztą nie miało to znaczenia. Rower musiał być gotowy na jutro.

Przed odbiorem koła odebranie pakietów startowych. Nie powiem, całkiem, całkiem...

Pakiet startowy odebrany © djk71

Dziś dzień odpoczynku. Bezsensowna wizyta w Livigno i odprawa. Też bezsensowna. Niewiele się dowiedzieliśmy więcej niż wiedzieliśmy. Poczęstunek też ubogi... Rzekłbym symboliczny...

Włoski poczęstunek © djk71


Teraz czas przygotować ciuchy na jutro... I trzymajcie kciuki, bo pomysł ze startem był mocno szalony...

3110 startujących, 1161 z zagranicy, 180 kobiet... 
Na moim dystansie 60km i 1950m przewyższenia. Meta na wysokości 2758 m n.p.m.

Czy dam radę? Ciężko to widzę. Ale spróbuję... Trzymajcie kciuki jutro.

A... i jeszcze jedno... na odprawie zobaczyłem, że już na starcie mam mniej więcej +30 punktów !!!... wagowych...
Oni nic nie jedzą?


Urlop, czyli dlaczego nie potrafię...

Poniedziałek, 30 maja 2016 · Komentarze(3)
Czwarta nad ranem, może sen przyjdzie... powinienem zacząć jak śpiewają klasycy, ale tak nie jest. Dopiero dwudziesta trzecia, a ja od jakiegoś czasu znów nie śpię, znów jestem wyspany... Przespałem przecież 2-3 godziny. Kilka miesięcy temu pisałem o śnie, nic się nie zmieniło...
Myślałem, że na urlopie odpocznę. Od wszystkiego co mnie męczy... co mnie otacza... Ale... nie potrafię...

Zasadniczo, choć jestem tu od czwartku, to dziś dopiero minął pierwszy dzień urlopu. Wcześniej to był tylko długi weekend. I jak minął ten dzień?

W deszczu, chłodzie, chorobie, chyba z temperaturą, nad firmowymi mailami, z głową myślącą o tysiącu różnych problemów, nie zakończonych, a czasem nawet nie rozpoczętych spraw. I tak ma wyglądać urlop? I jeszcze tak przez tydzień? Porażka, już się boję...

Padający przez cały dzień deszcz, temperatura około 7-9 stopni (choć jeszcze 3 dni temu w słońcu było ok. 40) i przeziębienie (a mam wrażenie, że coś poważniejszego) sprawiły, że dziś nici z rowerowania, z biegania, z aktywności fizycznej.

Nie mam chęci nawet wyjść na spacer, bo po co? Moknąć i marznąć...? Poza tym jakoś mnie nie przekonuje włóczenie się bo niewielkiej mieścinie, która jest już po sezonie zimowym, a dopiero przed letnim. Nie to żebym lubił tłumy turystów, ale miasteczko jest jakieś takie na wpół wymarłe... Mimo fantastycznych gór wokół, nie poczułem tego, co często każe mi się powłóczyć po ścieżkach, po bocznych uliczkach w poszukiwaniu... niczego... ciszy... samego siebie...

Pozostało siedzenie w pokoju, a tego nie cierpię... Nie lubię nic nie robić. Wolę wrócić zmęczony, padnięty, ale zadowolony, że coś zrobiłem...

A dziś jedyne co zrobiłem to odpowiedziałem na kilka firmowych maili..., choć i tak nie na wszystkie, więc X osób będzie miało do mnie pretensje... A i tak już niektórzy mają (a inni będą mieli po powrocie) problem z tym, że wyjechałem na kilka dni... Chore to jest... Miał być urlop m.in. od pracy... Od jakiegoś czasu nie da się... Bez sensu...

Wróciły myśli o innych problemach... Nie da się ich zabić, wyłączyć... A nie pomagają w odpoczynku... Tak samo, jak Ci co o nich przypominają... Chciałem uciec od kilku spraw choć na chwilę, a może nawet poukładać je sobie i uciec na dłużej, albo znaleźć jakieś rozwiązanie, ale nie da się...

Ciekawe czy kiedyś uda się wyjechać na prawdziwy urlop, taki z odpoczynkiem, relaksem, taki, którego nikt nie będzie wypominał... nie będzie wbijał w poczucie winy... Taki, gdzie będzie można usiąść, czy to nad brzegiem jeziora, czy na polanie w górach i po prostu być. Czy to samemu, czy z rodziną, czy z kimś zupełnie obcym... Ale z kimś kto po prostu będzie zwyczajnie chciał być... i nic więcej...

Kamienie, czy droga? © djk71