Wpisy archiwalne w kategorii

Ble ble ble

Dystans całkowity:881.15 km (w terenie 189.34 km; 21.49%)
Czas w ruchu:50:04
Średnia prędkość:17.93 km/h
Maksymalna prędkość:57.29 km/h
Suma podjazdów:560 m
Maks. tętno maksymalne:192 (105 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:4397 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:21.49 km i 1h 09m
Więcej statystyk

K+M+B

Sobota, 16 stycznia 2016 · Komentarze(57)
Kolęda... jaki jest tego sens... Koperta Musi Być...?

Niby ksiądz znajomy (nie mnie), ale i tak miał gdzieś nas, wiarę... Nie wiem po co to jest... Nawet nie udało mu się mnie sprowokować, a tak czekałem na to... Tak samo jak na ulicy... też czekałem na prowokację... Ot, taki mam dziś dzień... Ale nikt nie chciał mnie sprowokować...

Dziś najpierw info o regulaminie i kalendarzu imprez na orientację w Pucharze Polski, a potem kolejny kop w dupę...

I na co mi te wszystkie plany... Na co plan treningów i zrzucania kilogramów... Dwa tygodnie... Tyle całość trwała... Dziś już... dupa... Mam to gdzieś.... Zamiast liczenia kalorii jest whisky...

Nie będzie zaplanowanych wakacji, zaplanowanych startów, zaplanowanych wycieczek... Nie będzie niczego. Skoro nie ma jutra, skoro nie wiadomo co będzie za chwilę... to nie ma sensu myśleć dalej...

Mam dość... Chcę zniknąć... Już nie potrafię... Mam dość...  nie ma już nic....


Nie ma już nic © djk71



Podsumowanie 2015

Czwartek, 31 grudnia 2015 · Komentarze(10)
Słaby rok. Fatalny rok. Najlepiej zaplanowany i… najgorzej wykonany. Życie sprawiło (a właściwie wciąż sprawia) zbyt wiele niespodzianek :-( Czy kolejny będzie lepszy? Na razie się nie zapowiada. :( Nie ma sensu też robić żadnych planów, szkoda narażać się na kolejne rozczarowania...

Dziś też nie będzie tradycyjnej jazdy na koniec roku, najpierw praca, potem szpital, więc nie będzie mi się już wieczorem chciało... Tak więc wpis podsumowujący rok już teraz. Na szczęście był już przygotowany wcześniej, bo zrobiłem go już kilka miesięcy temu wiedząc, że nici z jeżdżenia, potem tylko uzupełniłem kilkoma zdaniami.

Styczeń

Styczeń to bieganie, siłownia, spinning, pływanie i trochę roweru…
W międzyczasie zdążyłem jeszcze spłodzić tekst o Idealnym Maratonie na Orientację, który potem mi kilkukrotnie wypomniano (a przynajmniej wspomniano o nim) :-)

Największym wydarzeniem (dla mnie) był jednak pierwszy (i jak dotąd jedyny) start w zawodach biegowych.

Biegnę © djk71

Luty
W lutym ciąg dalszy intensywnych treningów oraz badania wydolnościowe.

No to kręcimy © djk71

Marzec
W marcu trochę choroby i pierwsze zawody

KoRNO

"Królewska" wieża ciśnień © djk71

i Róża Wiatrów

Pamiątka z imprezy © djk71

Poszło powyżej oczekiwań.

Kwiecień
Kwiecień to udany start na Bike Oriencie w Kamieńsku.

Ciekawy widok © djk71

I mniej udany Harpagan

Nie dość, że pod górkę to jeszcze wieje © djk71

Oraz świetna firmowa wycieczka do mikołowskiego Ogrodu Botanicznego.

Po naszymu © djk71

Maj
To miesiąc, o którym chciałbym zapomnieć… Nie tylko rowerowo….

Opony czekają © djk71

Czerwiec
To był miesiąc pod znakiem wyjazdu firmowego do Wisły… Oj działo się :-)

Ostatnie zdjęcie przed startem © djk71

Gdyby nie to, to pewnie bym się wcale nie ruszył z domu :-(

No dobra był jeszcze wycisk na Bike Oriencie w Przysusze

Sztolnia, ale nie ta © djk71

Lipiec
Jeszcze gorzej niż w maju… 77km w sumie :-(

Chce się jechać © djk71

Sierpień
Porażka na Śnieżce

Nie mam siły, ani powodu żeby się cieszyć © djk71

I brak sił na BO w dorzeczu Warty i Widawki

Tu było płytko © djk71

Wrzesień
Właściwie jedyny pozytywny akcent to firmowa wycieczka po okolicy. Fajnie było :)

Kilkanaście osób, a tylko jeden ma kufel :-) © djk71

Październik
Kolejny miesiąc bez roweru. Zawisł na ścianie

Rower wisi © djk71

No dobra, była jeszcze próba jazdy po Jurze... zupełnie nieudana :-(

W tle Góra Zborów © djk71

Listopad

Listopad, czyli próba powrotu do biegania oraz nowy rumak w stajni - Tadeusz :-)

Pierwszy raz z baranem © djk71

Grudzień
Koniec roku i kolejne problemy.

Dziura © djk71

Właściwie chęć zamknięcia bloga...


Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.

Dziura, czyli nie potrafię już dłużej...

Wtorek, 1 grudnia 2015 · Komentarze(9)
Kilka dni radości. Próba nowego otwarcia. Symboliczny, nowy (choć używany) rower, nowy początek. Choć wszystko wokół jest jak było, próbuję się z tym jednak pogodzić - już nie mam sił walczyć. Próbuję pogodzić się i zacząć żyć od nowa, dla siebie, dla rodziny... Kilka dni radości, próby planowania nowych kroków, zapisane nowe cele. W planach był nawet kilkudniowy urlop żeby choć trochę odpocząć. Urlop, którego nie było kiedy wziąć w tym roku.

I co? I gówno! Dziś DUP! Kolejny strzał między oczy! Kiedy coś zaczyna się układać, to nie zawsze znaczy, że to co złe znika. To się wtedy kumuluje, nawarstwia. Jak wiatr przed burzą. Cichnie na chwilę, by potem uderzyć ze zdwojoną siłą... Nic w przyrodzie nie ginie :(

Uderza w Ciebie, uderza odłamkami (i to wcale nie małymi) w twoich bliskich. Najbliższych...

Nie mogę, nie potrafię już tak dłużej...

Czuję się chyba trochę jak człowiek, który stoi z kawałkiem kija pod jedynym w okolicy drzewem naprzeciw dzikiego zwierza. Niby wie, że ten kij mu wiele nie pomoże, ale choć przez chwilę może nim pomachać. Drzewo nie jest azylem, ale może uda się na nie wdrapać i choć chwilę przeczekać. Gorzej kiedy ktoś mu zabiera ten patyk i ścina drzewo. Już nie ma jak się bronić, już nie ma gdzie uciec... Tak samo ja się teraz czuję...

Ten tam u góry musi mieć niezły ubaw bawiąc się ludźmi i wystawiając ich na kolejne próby... bawiąc się nimi jak klockami, jak pionkami w grze... Zresztą co ja piszę... jaki ten u góry? Kiedyś wierzyłem. Na swój, własny, może lepszy, może gorszy sposób ale wierzyłem... Nawet kiedy było ciężko i wszystko szło jak po grudzie... próbowałem z nim rozmawiać, szukać pocieszenia.
Dziś już nie. Nie wierzę, że może istnieć ktoś taki, ktoś tak złośliwy i mający tak ten cały świat, jak i każdego z osobna głęboko w dupie.
Dziś już nie potrafię w to wierzyć...

Dziś nie potrafię już wielu rzeczy... Kiedyś, co może dziwnie zabrzmi, praca była odskocznią, azylem. Miejscem gdzie zapominałem o wszystkim i w jakiś sposób się realizowałem. Nie patrząc na to, czy ktoś to zauważa, czy ma to gdzieś, robiłem swoje, często nawet więcej niż swoje. Po wejściu do firmy człowiek zapominał o wielu rzeczach i zajmował się tylko tym czym powinien, myślał o czymś innym, niejednokrotnie zapominając się przełączyć na prywatne myślenie po popołudniowym, czy wieczornym odbiciu karty. Co oczywiście też nie było dobre, ale chyba była to chęć pozostania w tym azylu.

Teraz każdy dzień to walka o to żeby jak najlepiej robić to co powinienem, a nie jest łatwo. Złe, krążące przez cały czas po głowie, myśli nie ułatwiają tego. Trudno się skupić na tym na czym się powinno, kiedy co chwilę coś się przypomina. A kiedy już udaje się chwilę skupić to przychodzi nowa wiadomość, nowa bomba... i znów szlag wszystko trafia. Tak się nie da... już nie wystarczają słuchawki na uszach z głośno puszczoną muzyką...

Nie da się też wielu innych rzeczy. Chyba nigdy nie czułem się tak bezradny jak dziś... I co z tego, że poczyniłem pewne kroki, przed którymi inni mnie do tej pory powstrzymywali. To też nic nie da. Już się nie łudzę... Już nie wierzę... Już nie mam żadnego pomysłu na kolejne działania... Co gorsza brak działań, też niczego nie załatwia... ale skończyły mi się już pomysły... Nie potrafię...

Nie potrafię... nie chcę... nie mam sił... Nawet tradycyjne powiedzenie, że mam to w dupie nie pomaga...

Dziura © djk71

Pozostała jakaś dziura w mózgu, w sercu, wszędzie... Dziura, z którą już nie ma co zrobić...

Nie wiem, czy pojawią się kolejne wpisy, może tak, może dostanę jakiegoś kolejnego kopa od życia, który znów odwróci mnie o kolejne 180 stopni, a może nie... Na chwilę obecną mam dość wszystkiego. Pisania też. Dzięki wszystkim, którzy tu zaglądali, komentowali, wspierali mnie. Na dziś nie mam sił pisać więcej...



Rower na wieszak

Sobota, 10 października 2015 · Komentarze(16)
Finałowa edycja Bike Orient, czy Silesia Race? Trudno zdecydować się co wybrać. Pierwszy to klasyk, czyli obecność obowiązkowa. Drugi to nowość, do tego blisko i znajomi się tam wybierają. Koniec końców wybieram jednak BO, ostatnia chyba możliwość spotkania tylu znajomych w tym roku. W ostatnim terminie wpłacam tańsze wpisowe i... dwa dni później rozkładam się zupełnie. Jeszcze walczę przez kilka dni w pracy, ale już nie mogą tam mnie znieść więc w końcu idę do lekarza i... łóżko...

Czyli nie jadę ani tu, ani tu... :-( Czyli nawet nie będzie okazji pożegnać się ze ze znajomymi, zamknąć sezonu. Bo nie sądzę, aby udało się jeszcze gdzieś w tym roku pojechać...

Czas rower powiesić na haku. Szczególnie, że jest gdzie :-)

Rower wisi © djk71

Mam nadzieję, że nie do wiosny. Że uda się go dosiąść wcześniej ;-)

Powodzenia dla tych co dziś startują i do zobaczenia!

Sen

Niedziela, 27 września 2015 · Komentarze(11)
Kiedy wspominam mieszkanie w akademiku w Krakowie, zawsze przychodzi mi do głowy jedna rzecz, której się tam nauczyłem. Opanowałem do perfekcji sztukę spania, a właściwie zasypiania. Bez względu na to, która była godzina, ile osób było w naszym czteroosobowym pokoju (a bywało czasem kilkukrotnie więcej) to... potrafiłem się położyć i w momencie zasnąć. I wtedy już nic mnie nie ruszało. Po prostu spałem.



Wykorzystuję to do dziś. Kiedy mam ochotę zasnąć, zamykam oczy i śpię. W momencie, w ciągu minuty.

Słynne stały się już moje 7-minutowe drzemki samochodowe. Kiedy czuję się zmęczony za kółkiem, zjeżdżam na najbliższy parking, ustawiam budzik w komórce na 7 minut, zamykam oczy i śpię. Jeśli po obudzeniu czuję się jeszcze senny, to dodaję 2-3 minuty i potem już wstaję na dobre. Zwykle wystarcza, aby spokojnie dotrzeć do domu.

W trakcie naszej trzysetki zasnąłem ponoć na 2-3 minuty i wstałem jak nowo narodzony :)

Chwila przerwy w Markach © amiga

Czasem żałuję, że tak się nie da w pracy. Są dni kiedy człowiek czuje się zmęczony i ledwie siedzi przy komputerze. Nie pomaga kawa, cola... Wydaje się, że gdyby mógł się wtedy przespać przez chwilę, wróciłby do pracy znów pełen energii i jego wydajność byłaby o wiele większa, niż wtedy kiedy siedzi i walczy z zamykającymi się oczami.

No właśnie... zawsze tak potrafiłem, a teraz mam z tym problem. Budzę się około 3-ciej nad ranem i nie potrafię zasnąć. Męczą mnie myśli. Różne. Kiedy próbuję się ich pozbyć i zasnąć jak zwykle... zaczynam czuć się winny. Winny tego, że chcę spać, że tracę czas kiedy mógłbym coś robić... Tylko nie wiem co...

Powiedz Mu o swych planach...

Czwartek, 24 września 2015 · Komentarze(7)
Ktoś kiedyś powiedział "Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość." Bez względu na to czy to Bóg, Allah, Budda, czy ktokolwiek inny, a może po prostu zwykły los... Nie trzeba Mu nic mówić... On sam bezczelnie podsłuchuje i robi sobie z nas jaja...

Wtedy kiedy wydaje się, że jest choć cień szansy, że coś się poukłada, znienacka człowiek dostaje obuchem w łeb. Kiedy jednego dnia na twarzy zaczyna gościć uśmiech, drugiego ten ktoś tam gdzieś daleko to dostrzega i postanawia, że trzeba to wyrównać wiadrem łez...

Kiedy człowiek ośmiela się marzyć i zaczyna sobie stawiać cele. Ba, nawet dzieli się z nimi z innymi, On to zauważa i pięć minut później dzwoni z "dobrą" nowiną, po której odechciewa Ci się cokolwiek planować, do czegokolwiek dążyć, bo to i tak nie ma sensu. Nie ma się na to żadnego wpływu.

Dziś kolejny, z nielicznych w tym roku, dzień urlopu. Wzięty ot tak, żeby odparować... Mógłbym pójść do pracy i walczyć przez cały dzień ze sobą, ze swoimi myślami, aby skupić się na pracy, na swoich obowiązkach... ale nie miałem na to siły... Jutro, pojutrze pewnie też nie będzie łatwiej, ale jak zwykle będę musiał dać radę...  Szkoda brać więcej urlopu... pewnie niestety będzie jeszcze potrzebny...

Urlop i nawet przez myśl nie przechodzi żeby pójść na rower... To już po raz kolejny tak jest... A jeszcze kilkanaście/kilkadziesiąt godzin temu namawiałem kogoś do treningu, umawialiśmy się na przyszłoroczne zawody, na trening, a dziś nawet nie chce mi się patrzeć na rower... na nic...

Rower przestał już pomagać w rozładowywaniu emocji, jak to kiedyś było... Teraz chyba potrzebowałbym bardziej ekstremalnych sportów.... choć nie wiem, czy i one by pomogły...

Za dużo czasem spada na głowę... (tabliczka z jednego z wyjazdów jak znalazł):

Różności spadają z góry © djk71

Za dużo trudnych decyzji trzeba potem podjąć... Za dużo rozwiązań trzeba znaleźć...

Chodząc po ulicach codziennie widzę obrazki rodem z mojego ulubionego Rancza... "Ławeczka" w filmie, jak i "ławeczki" wokół, też mają  swoje problemy... ale czasem chciałbym być na ich miejscu i mieć ich problemy....

Przeszło wczoraj mi przez głowę, żeby zamknąć bloga, albo przynajmniej na jakiś czas wyłączyć... Ale się powstrzymałem... Zbyt dużo wspomnień, głownie tych sympatycznych... Poza tym to jedyne miejsce gdzie czasem człowiek może się wygadać...


Powiedz Bogu o swych planach

Sobota, 16 maja 2015 · Komentarze(16)
I po zawodach. Dziś miało być DyMnO, okazało się, że nie pojadę. Miał być zwykły wyjazd na rower, też nie wyszedł. Jak wszystko ostatnio.

A rok zapowiadał się tak świetnie. Już pod koniec ubiegłego ustalone cele, niektóre zwariowane, ale wszystkie wydawały się do osiągnięcia. Ciężkie kilka pierwszych miesięcy treningów. Ciężkich, ale sprawiających niesamowitą radość. Siłownia, bieganie, basen, spinning... Udało się nawet załapać na badania wydolnościowe...

Od początku roku żyłem głównie tym co będzie się działo przez najbliższe miesiące...

Opony czekają © djk71


Wzbogaciłem się o kilka rzeczy kupionych z myślą o wyjazdach... Może zostaną na kiedyś... Może...

Miał się nawet w domu pojawić nowy rower (przy pełnej akceptacji małżonki). Była wybrana w necie przełajówka, była stojąca w sklepie, z kartką z moim nazwiskiem, szosa... Wszystko miało być...

Nie będzie. Nie będzie MRDP Góry, a to był główny cel w tym roku... Nie będzie Maratonu Podróżnika, choć już zapłacony... Nie będzie maratonów na orientacje, choć kilka pierwszych tak fajnie poszło... Może będzie Śnieżka, bo to tylko kilka godzin... Może, choć jak wszystko ostatnio nie na pewno...

Jestem wściekły. Wszystkie plany legły w gruzach... Żeby to jeszcze była moja wina, żebym miał na to jakiś wpływ... A tu nic, na nic nie mam wpływu...

Co więcej mimo, myślę, że rezygnacja ze startów też niczego nie zmieni...

Powinienem wrzucić tu teraz wiązankę przekleństw... Ale może wystarczą te, które co chwilę wylewają się z moich ust... Mam dość...



Warsztaty i badania

Sobota, 7 lutego 2015 · Komentarze(7)
Dziś zamiast treningu udział w warsztatach dot. badań wydolnościowych i ich wykorzystania w treningu w ramach Akademii Rowerowej Cezarego Zamany. Interesujące, choć nie wszystko do końca rozumiałem, szczególnie ba początku.

Częścią warsztatów było organizowane przez 4Sport Lab badanie, którego dzięki wygranej w konkursie stałem się bohaterem/królikiem doświadczalnym :-)

No to kręcimy © djk71

I co chwilę badamy krew...

I co dwie minuty krew © djk71

Ciekawe doświadczenie. Przez chwilę trzeba było przywyknąć do maski. Początkowo spoko, później coraz ciężej, ale wciąż spokojnie. Spodziewałem się, że w pewnym momencie odetnie mi oddech. Okazało się jednak, że to nogi nie miały siły już kręcić i z tego powodu musiałem przerwać.

Teraz czekam na wyniki i opis. Pytanie, czy i jak uda się to wykorzystać.

Idealny Maraton na Orientację

Sobota, 10 stycznia 2015 · Komentarze(17)
Kilka miesięcy temu zarejestrowałem się na IMnO (Idealny Maraton na Orientację). Zarejestrowałem i od razu zapłaciłem opłatę startową. Trochę ze skąpstwa bo na kilka miesięcy przed startem było sporo taniej, trochę dlatego, że akurat przed sezonem była wolna kasa, a potem wiadomo jak jest impreza za imprezą..., dodatkowo wiem, że jak zapłacę to już prawie na pewno pojadę. W razie czego była opcja zwrotu kasy z drobnym tylko potrąceniem opłaty manipulacyjnej lub możliwość przepisania wpisowego na innego zawodnika więc gdybym nie pojechał to też niewiele bym stracił. Wcześniejsza rejestracja wraz z płatnością jest też chyba wygodna dla organizatorów - wiedzą na kogo mogą liczyć i na co się finalnie przygotować.

Decyzja o starcie

Podjęcie decyzji o starcie ułatwił też dostępny wcześnie na stronie www regulamin imprezy i ramowy jej program. Obie te informacje były do samej imprezy łatwe do znalezienia (na niektórych stronach trzeba przedzierać się przez dziesiątki newsów, albo postów na Facebooku - o ile ktoś ma tam konto - żeby odnaleźć właściwe linki).

Czemu piszę, że ułatwiło mi to podjęcie decyzji o starcie, bo z dużym wyprzedzeniem (większym niż wymagany regulaminem 1 miesiąc) miałem informację o:
- Terminie imprezy - ten na szczęście znany jest zwykle już po ogłoszeniu kalendarza PPM, a w przypadku niektórych imprez jest on podawany nawet bezpośrednio po zakończeniu imprezy w poprzednim roku - dla mnie to ideał :-)
- Ramowym programie (godziny startu, mety) - To bardzo pomaga w planowaniu roku. Dla mnie istotna jest informacja, czy start zawodów będzie o 6:00, czy o 10:00, czy zakończenie będzie o 18:00, czy 23:00. W zależności od tego wiem, czy dam radę "obskoczyć" imprezę w jeden dzień, czy muszę negocjować z rodziną (a czasem i firmą) wyjazd na 3 dni
- Regulaminie (zasadach) - nawet jeśli może zostać nieco zmodyfikowany to chciałbym wiedzieć na jakich zasadach mam się ścigać, ja na przykład nie lubię obowiązkowej kolejności zaliczania punktów i to z marszu może (choć nie musi) sprawić, że zrezygnuję z imprezy na rzecz innej.
- Lokalizacji - pojęcie np. woj. wielkopolskie jest mało precyzyjne, bo to może być Kępno, albo Jastrowie. Do pierwszego mam 132km (ok. 2h) jazdy, do drugiego ok 500km (6h). To zarówno inny czas, jak i koszty
- Kosztach - koszty imprez są na w miarę zbliżonym poziomie, jednak tworząc budżet na kolejny rok chciałbym je znać jak najwcześniej
- Noclegach - Zwykle nocuję na sali, ale fanie jak organizator informuje o możliwości skorzystania z noclegu alternatywnego, czasem na preferencyjnych warunkach dla uczestników imprezy - to skłania tez do przyjazdu z rodzinami.

Przyjazd do bazy

Z trafieniem do bazy nie było żadnego problemu, bo na stronie imprezy była umieszczona zarówno mapa dojazdu wraz z wskazówkami, którędy jechać najlepiej (omijając korki lub dziurawe drogi), jak też poglądowa mapa bezpośredniej okolicy bazy, skąd od razu wiedzieliśmy gdzie będziemy spali, gdzie możemy zaparkować, gdzie zostawić rowery, gdzie się zarejestrować, itp. Mało tego były nawet informacje gdzie w okolicy znajdują się sklepy i restauracja wraz z godzinami ich otwarcia. Przy skręcie w drogę dojazdową do bazy wisiał lampion i baner więc nie było już żadnego problemu z trafieniem.

Parking duży i bezpośrednio przy ośrodku
, w którym spaliśmy. Szybko rozpakowaliśmy się w jednej z sal przeznaczonych dla nas startujących o poranku, w innych salach spali, Ci którzy startowali w nocy, dzięki temu nikt nikogo nie budził. Zresztą ci, którzy wolą wygodniejsze warunki też nie mieli problemu, bo organizatorzy zasugerowali na stronie kilka ośrodków i pensjonatów w najbliższej okolicy, w jednym nawet udało im się nawet wynegocjować specjalne warunki cenowe dla uczestników imprezy.

Szybko zorientowaliśmy się gdzie są toalety i prysznice - jak dobrze, że jest kilka takich miejsc (i jest ciepła woda, co sprawdziliśmy, jak się potem okaże była przez cały czas bez względu na to ile osób się kąpało).
Bez problemu też można sobie zrobić kawę, czy herbatę, a nawet skorzystać z małej przekąski ;-)

Szkoda, że ogrzewania nie było w hotelu © djk71

Czas na rejestrację

Pomimo sporej liczby zawodników rejestracja przebiega nadzwyczaj sprawnie. Kilka stanowisk, każdy z obsługujących wie po co tam jest. Podaję swoje nazwisko i trasę i od razu dostaję potwierdzenie, że jestem na liście, wszystko opłacone, czyli mogę dostać pakiet startowy, a w nim:
- Numerek startowy do zawieszenia na rowerze- niby oczywiste, ale nie na każdych zawodach był. A ja lubię, tym bardziej, że ten jest wyjątkowo ładny, duży, a co więcej personalizowany (jest moje imię, nazwisko i nawa teamu). Wydaje się też, że pomimo, że zapowiadają deszcze numerek w takim stanie przetrwa do końca imprezy

Jaki ładny numerek © djk71

- Karta startowa - pięknie - wodoodporna, nie trzeba kombinować z oklejaniem jej taśmą klejącą

Ile już zdobyliśmy? © djk71

- Pytałem o koszulki foliowe na mapy, ale okazuje się, że są niepotrzebne, bo mapy też będą wodoodporne.
- Zestaw zipów - do zamocowania numeru startowego
- Pamiątkowa smycz - będzie nie tylko na pamiątkę, ale również przyda się na zawodach do przypięcia karty startowej, bo swojej smyczy zapomniałem.
- Jest też mapa schematyczna okolicy (baza, parkingi, toalety, prysznice, sklep….) - ja mam swoją wydrukowaną z domu, ale miło, że organizatorzy pomyśleli o tym, że nie każdy to zrobił.
- Kupony na posiłek, depozyt, parking rowerowy oraz do tomboli
- Niespodzianką jest mini pakiet żywieniowy - izotonik + batonik
- Są też inne gadżety, w tym mapy okolicy i przewodnik (może tu kiedyś wrócę na wakacje lub na weekend) oraz odblaskowa opaska - przyda się nie tylko na imprezie, ale też na inne wieczorne jazdy.

Jeszcze tylko idę odebrać pamiątkową koszulkę - do wyboru był zwykły T-shirt w cenie wpisowego, koszulka techniczna z niewielką dopłatą lub koszulka rowerowa, gdzie dopłata też nie była zbyt wysoka. Świetnym pomysłem było zamieszczenie na stronie wizualizacji wzorów koszulek wraz z tabelą rozmiarów.

Nocna Masakra © djk71

Szybkie przygotowanie rowerów i oddanie je to strzeżonej i dobrze zorganizowanej strefy dla rowerów i można iść odpocząć.

Odprawa i mapa

Odprawa zaczyna się punktualnie. Na "dzień dobry" powitanie, przypomnienie zasada klasyfikacji, informacja o tym, że maraton jest częścią Pucharu Polski i wszyscy zawodnicy oprócz tego, że walczą o jak najlepszy wynik tutaj, to jednocześnie walczą o punkty w pucharze. Informacje o samym PPM są dostępne na nowej wersji strony :)  Pucharu - jej adres jest dla wszystkich widoczny na wiszącym obok banerze.

Kolejne informacje o sposobach zaliczania punktów, wszędzie jest przestrzenny lampion i dziurkacz. W przypadku gdyby komuś z "grzybiarzy" się przydał to alternatywą jest spisanie naniesionego na każdym punkcie kodu literowego - żebyśmy się nie martwili o przyrodę, kod jest naniesiony farbą ekologiczną, która po jakimś czasie zniknie.

Organizatorzy przypominają też o możliwości włączenia specjalnej aplikacji w telefonach pozwalającej na bieżące śledzenie zawodników na dedykowanej stronie internetowej. Ciekawe rozwiązanie dla naszych kibiców (rodzin i znajomych). Będzie też można po imprezie porównać swój ślad ze śladami rywali. Ci którzy nie chcą lub nie mogą przesyłać śladu na bieżąco będą moglii go wgrać później.

W końcu dostajemy mapy, tak jak zapowiedziano w skali 1:50 000, to moja ulubiona, choć może też być 1:55 000, czy 1:60 000. Setek nie lubię, ale co zrobić, jak trzeba to jadę ;-) Zgodnie z zapowiedzią mapa wodoodporna. Na mapie numery kontaktowe do organizatorów. Te same numery są też na kartach z opisami punktów, które rozdawane są oddzielnie. To dobrze, bo i tak część z nas wyrywa (wycina) je, a tak nie musimy niszczyć map.

Dobrze, że wszystko mieści się na jednej mapie. Nie lubię kiedy dostaję 5 map i 3 kartki z opisami (dodatkowo losowo poukładanymi). Jest to jeszcze bardziej denerwujące kiedy mapy nie są wodoodporne, a pogoda nie rozpieszcza. Zdarzało się, że pod koniec imprezy miałem tylko strzępy map.

Map nam nie braknie... tylko jak je w deszczu zmieniać? © djk71

Opisy cieszą moje oko, bo są intrygujące, zagadkowe, a nie tak jak czasami: 6x szczyt górki i 7x skrzyżowanie przecinek.

Trochę inne opisy punktów © djk71


Trasa

Już na etapie planowania trasy wiadomo było, że będzie ciekawie. Dobrze, że kolejność zaliczania punktów jest dowolna, to daje większe pole do popisu i nie tworzą się tzw. "pociągi". Żaden wariant nie narzucał się od razu - czyli podjęcie decyzji o trasie było bardziej skomplikowane niż tylko wybór czy jedziemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, czy w przeciwną stroną.Tu było trudniej, wariantów mogłoby być tyle, ilu zawodników. Co więcej, należało się zastanowić, czy nie odpuścić kilku punktów, a jeśli tak to których (bo miały różne wagi - na szczęście regulamin jest tak napisany, że nie da się kombinować i odpuścić połowy, a jednocześnie wygrać zawody ;-) ). Pewnie tylko najlepsi zdobędą komplet. Zobaczymy.

Fajnie, że punkty są w miarę gęsto, co jakieś 2-4km, czyli nie ma bardzo długich +10km przelotów bo tego nie lubię. Ponad połowa trasy to teren. Dobrze, bo i ciekawiej i bezpieczniej (z dala od samochodów). Do tego fantastyczne widoki i ciekawe miejsca - jest gdzie robić zdjęcia ;-)


Zamek w Mirowie © djk71

Punkty były na swoich miejscach, zwykle trzeba było je chwilę poszukać - nie były na głównych skrzyżowaniach dróg, ale tez nie trzeba było "macać" każdego drzewa w okolicy. I jeszcze jedno... do punktów można było dojechać! Jeśli trzeba było zejść z roweru to góra na 10-20m.

W grocie © djk71

Do tego dwa bufety na trasie, gdzie nie tylko można było napełnić bidony, ale również posilić się czymś słodkim i owocami ;-) Niech żyje arbuz! Bufety dobrze zaplanowane, w znacznym oddaleniu od startu/mety, czyli tam gdzie najbardziej potrzebne.


Siatkówka? © djk71

Przy jednym z bufetów zadanie specjalne - np. kajaki - fajne urozmaicenie. :) To może być w przeciwieństwie do niektórych OS-ów, które bardziej się nadają dla piechurów niż dla rowerzystów.



Trasy dodatkowe

Warto wspomnieć, że oprócz głównych zawodów jednocześnie odbywały się zawody na trasie krótszej (polowa dystansu) oraz na trasie zupełnie rekreacyjnej. Ta ostatnia dedykowana była dla rodzin towarzyszącym zawodnikom - mogli tam wystartować np.  małżonkowie solo lub w towarzystwie dzieci spędzając równie aktywnie czas, jak Ci trochę bardziej zaawansowani ;-) Wzięło w niej udział również sporo uczestników z okolicy, którzy chcieli zobaczyć o co w tym wszystkim chodzi. To dzięki temu, że impreza była dość mocno nagłośniona w lokalnych mediach. Liczyła się pewnie również dobra współpraca organizatorów z lokalnymi władzami, którzy nie tylko propagowali imprezy, ale czuli się jej gospodarzami fundując dodatkowe nagrody i zasypując nas różnymi gadżetami.

Meta


Limit czasu doskonały, nie było zawodników, którzy od kilku godzin nudzą się w oczekiwaniu na dekorację, najlepsi przyjechali co najwyżej godzinę przed zamknięciem. Oddaję kartę i od razu dowiaduję się o orientacyjnym miejscu, na którym jestem. To się będzie zmieniało, ale jako, że dane są wprowadzane do komputera to wyniki są liczone na bieżąco i wyświetlane na osobnym ekranie. Świetny pomysł. Do tego co jakiś czas drukowane są aktualne wyniki i można sobie ze znajomymi pooglądać i komentować. Jak później mi powie małżonka wyniki były też na bieżąco publikowane na stronie. Rewelacja!!!
Nie będzie sytuacji, jak to często bywa, kiedy po powrocie do domu, czy do pracy na pytanie jak Ci poszło, które miejsce - muszę odpowiadać: Nie wiem!!!

Karta oddana, można umyć rowery - na szczęście nie ma z tym problemu. Nie tak jak kiedyś...

Myjnia... © djk71

Szybki prysznic i idziemy coś zjeść. Jedzenie na miejscu (nie trzeba ruszać nigdzie w miasto) - dobre, ciepłe i... dużo :-)

Obiadek © djk71

Zakończenie imprezy

Ponieważ wyniki są wprowadzana na bieżąco to zakończenie imprezy ma miejsce krótko po zamknięciu tras. Czasu starcza akurat na umycie i "rozbrojenie" rowerów, wykąpanie się i zjedzenie posiłku. To dobrze, bo większość zawodników jest na miejscu, nie tak jak na niektórych imprezach gdzie na dekoracji nie ma nawet wielu zdobywców medali, którzy odebrali puchary wcześniej i pojechali już dawno do domu.

Sympatycznie, że wzorem niektórych innych imprez tu również oprócz nagród dla zwycięzców było losowanie nagród wśród wszystkich obecnych uczestników. Tym samym każdy, bez względu na wynik miał szansę na powrót z nagrodą, czasem symboliczną mapą, a czasem naprawdę wartościową niespodzianką. Od razu chce się tu wrócić na kolejną imprezę ;-)

Kartki na nagrody © djk71

Organizatorzy oczywiście zapraszają na kolejną ich imprezę, ale tez przypominają, że już za tydzień jest kolejna impreza w ramach PPM, a za trzy tygodnie kolejna.

W domu

Choć już maraton za nami to pierwsze co robię w domu to zaglądam na stronę imprezy, a tu już nowości:
- Pierwsze galerie zdjęć z imprezy
- Ktoś z uczestników już pokusił się o relację z imprezy, pewnie wkrótce będą tu linki do kolejnych opisów.
- Można już pobrać mapy zawodów
- Są też mapy z przebiegami najlepszych zawodników oraz udostępnione ślady GPS
- Jest też już wstępne podsumowanie imprezy oraz info o terminie imprezy w przyszłym roku :-)
- Wstępne wyniki były na stronie na bieżąco. Finalne wyniki pojawią się 2-3 dni po imprezie.  Pozwoli to też organizatorom Pucharu na opublikowanie bieżącej klasyfikacji generalnej jeszcze przed kolejnymi zawodami!!!

Tak trzymać. 




Jak się pewnie domyślacie tej imprezy nie było. Ale było w ostatnich latach wiele świetnych imprez, z których to zaczerpnąłem pomysły do tego wpisu. Nie było imprezy w 100% idealnej, ale było wiele prawie idealnych.

Po co więc ten wpis? Jak co roku o tej porze na forum Pucharu trwają dyskusje o tym co zmienić w Pucharze, jak go spopularyzować itp. I pewnie jak co roku niezbyt wiele się zmieni. :-(

Popełniłem jednak ten wpis opisując bardzo subiektywnie imprezę dla mnie optymalną. Taką, która powinna przyciągnąć jak najwięcej uczestników, zarówno tych pucharowych, jak i tych początkujących, lokalnych.  W sumie trochę to i tak nijak ma się do dyskusji, bo nawet gdyby uznać to za wyznacznik dla innych imprez to trudno by było teraz ocenić względem tego inne imprezy. Bo też i kto w jaki sposób miałby to zrobić.

Ale może ktoś z organizatorów to przeczyta i coś sobie weźmie to serca :-) A jak weźmie to może to, jak już napisałem, przyciągnie więcej uczestników  na jego zawody…, a w konsekwencji też na inne...

Pewnie o wielu rzeczach zapomniałem, ale i tak się nieźle rozpisałem :-)
Jeśli macie jakieś uwagi to piszcie... :-)

P.S. Zdjęcia są mniej (lub bardziej) przypadkowo wybrane :) i nie wskazują na lepszą lub gorszą imprezę .

4:30, czyli zaspałem :-(

Piątek, 28 listopada 2014 · Komentarze(0)
4:30, czyli zaspałem :-(

Wczoraj miał być rower po pracy ale nie wyszło. Późny powrót z pracy i obiad o 20-tej. Potem trochę pracy z dzieckiem i... o 22-giej już mi się nie chciało. Szczególnie, że zimno i ciemno.

Dziś rano pobudka o 4:30 i w planach siłownia. Ponoć najlepsze treningi są rano... I byłaby gdybym wstał jeszcze dwie godziny wcześniej. 4:30 okazała się zbyt późną żeby zdążyć... :-(

Ech...Dawno nie wrzucałem żadnej muzyki. Dziś pasowałby Czarny Blues o Czwartej Nad Ranem, ale po głowie ostatnio chodzi mi inny blues, a właściwie bluesowa wersja pewnego utworu.



Wieczorem też pewnie nie będzie treningu, bo w planach IRA akustycznie w Wiatraku.