Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:565.45 km (w terenie 209.00 km; 36.96%)
Czas w ruchu:29:47
Średnia prędkość:18.99 km/h
Maksymalna prędkość:61.51 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:70.68 km i 3h 43m
Więcej statystyk

Rodzinnie w teren

Sobota, 29 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Rodzinnie w teren

Bardzo rzadko mam ostatnio okazję pojeździć z Bratem. Tym bardziej ucieszyłem się gdy nadarzyła się okazja. Dołącza do nas Wiktor. Cel - teren :-)

Najpierw las miechowicki, gdzie chciałem Damianowi pokazać kilka ścieżek, ale Wiku tak wyrwał do przodu, że nie dał mi okazji ku temu.

Dalej kierunek Segiet. Tu już jest lepiej, miejscami nieco ślisko (cały wczorajszy dzień padało) więc pojawiają się niespodzianki, ale Damian dzielnie walczy :-)

Ja nie podjadę? © djk71


Rzut oka na nasze kaniony i chwila zastanowienia się, czy wjeżdżamy na Red Rocka. Nie dziś, aż takiego parcia na czyszczenie rowerów nie mamy ;)

Ruszamy w stronę Rept. Tu dwie rundki po najciekawszym odcinku z trasy Mistrzostw Tarnowskich Gór. Lubię ten odcinek, ale wciąż momentami mi siada psycha...

W końcu są... :-) © djk71


Potem krótka wizyta na festynie w Ptakowicach i spotkanie ze znajomy i czas wracać. Krótko, ale fajnie, że wspólnie. Ciekawe kiedy będzie następny raz.

Powrót z Żywca

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Powrót z Żywca
Czas na powrót. Wczoraj wieczorem dołączyli do nas na rowerach Andrzej i Tomek. Wracamy wspólnie. Po drodze jeszcze wjazd na Żar. Kiedy my kończymy się pakować i żegnać, Tomek rusza. Dogonimy go po drodze.

W pierwszym napotkanym sklepie uzupełniamy zapasy. Rzut oka na zegarek i dochodzimy do wniosku, że odpuszczamy podjazd. Andrzejowi się spieszy. Telefonicznie ściągamy Tomka z trasy… Ciekawe co mówił kiedy się okazało, że wspinał się niepotrzebnie ;-)

Przez Międzybrodzie Bialskie, Porąbkę, Kobiernice (tak wiem… przepraszamy Elu i Piotrze, ale nie było szans tym razem) docieramy do Kęt. Zaczynamy szukać jakiegoś miejsca na uzupełnienie płynów i coś do zjedzenia, ale pierwsza knajpka pojawia się dopiero w Bestwinie. Chwilę wcześniej Tomek prezentuje nam na asfalcie klasyczne OTB. Dobrze, że zawieszony na kierownicy kask nie był potrzebny.

W Czechowicach Andrzej decyduje się od nas odłączyć. Spieszy mu się bardziej niż nam. My za to na promenadzie w Goczałkowicach fundujemy sobie pyszny obiad. Zimne Karmi wydaje się być najlepszym z piw.

Ruszamy i zaczyna padać. Na szczęście niezbyt mocno. I niezbyt długo.
Nad jeziorem Łąka chwila postoju. Krótka zamiana rowerami i po chwili już na swoich rumakach jedziemy dalej.

Jak jezioro może się nazywać Łąka? © djk71


W drodze do Orzesza, w lesie natrafiamy na małą kapliczkę opisaną jako Maryjka na Branicy.

Maryjka na Branicy © djk71


Chwilę później krótki postój na przedmieściach Orzesza.

Jeszcze tylko parę kilometrów i jesteśmy w Gierałtowicach. Tu żegnamy się z Tomkiem, który właśnie zaliczył pierwszą w życiu setkę :-) Teraz czas na kolejne :-)

Kawałek dalej rozstajemy się również z Amigą. I tak daleko nas odprowadził.

Samotnie docieram do domu. Na podjeździe z Rokitnicy doganiam szosowca i już na wjeździe na osiedle wyprzedzam go bez problemu. No w każdym razie tak to wyglądało :-)

Wokół Jeziora Żywieckiego

Sobota, 22 czerwca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wokół Jeziora Żywieckiego

Plany były inne, ale późne wspólne i śniadanie i mający się niebawem pojawić pozostali koledzy sprawiają, że niewiele dziś czasu pozostaje na rower.

Ruszamy w stronę Tresnej, a potem się zobaczy. Po drodze mijamy koleżanki i kolegów, którzy wybrali się na spacer. Dojeżdżamy do zapory i już wiemy, że czasu starczy co najwyżej na objechanie Jeziora Żywieckiego.

Jechać, czy pływać? © djk71


A tam mamy jechać jutro...

W oddali Żar © djk71


Zahaczamy o Międzybrodzie Żywieckie i drugą stroną jeziora wracamy.

Krótki postój na widok górniczych barw. Kolejne miejsce tragedii. Więcej opisał Darek w swoim wpisie.

Nie trzeba wojny żeby ludzie ginęli © djk71


Pod koniec rundki ciemne niebo zapowiada burzę. Przyśpieszamy. Dojeżdżamy do ośrodka w samą porę żeby przywitać się z tymi, którzy dojechali, wykąpać się i ruszyć na obiad.

Przed nami jeszcze długi dzień :)

Integracja w Żywcu

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Integracja w Żywcu
W planach impreza integracyjna w firmie. Kierunek Żywiec. Nie zastanawiałem się ani chwili, tylko rower. Wiedziałem, że Amiga też nie będzie się wahał. W piątkowy poranek spotykamy się w lesie w Kończycach. Łatwo nie będzie, już jest gorąco, a za chwilę termometry mają wskazać ponad 30 stopni w cieniu. Oby jak najwięcej drogi było w cieniu.

Na Halembie Darek pokazuje mi kolejną smutną kartę z historii tej ziemi - Auschwitz III :-(

Smutna pamiątka © djk71


O tym nie wiedziałem.

Kto o tym wie? © djk71


Krótki postój na Stargańcu.

Wykąpałby się człowiek © djk71


W sumie nie wiem czemu Darek wymyślił taką pętlę, patrząc teraz na mapę wygląda, że można było jechać prosto. Z drugiej strony nigdzie nam się nie spieszy. Szczególnie widać to kiedy robimy przerwę i - jak to na urlopie - spędzam ponad 40 minut wisząc na telefonie i załatwiając różne tematy.

Po drodze wieża… lubię wieże…

Wysoko © djk71


I postój na uzupełnienie zapasów w Biedronce. Następnie rzut oka na Zameczek Myśliwski w Promnicach, gdzie tuż przed wjazdem ładujemy się w jedyne na całej trasie błoto.

Zameczek Myśliwski © djk71


Widać, że myśliwski © djk71


Kawałek dalej spotykamy uprzejmego rowerzystę (Krzysztofa o ile pamiętam), który chce nam pomóc tłumacząc którędy mamy jechać, finalnie wybieramy jednak własny wariant. Było to mimo wszystko sympatyczne z jego strony.

Mijamy Studzienice i wjeżdżamy do Pszczyny. Nie wiedziałem, że jest tu skansen.

Wszystkim dziś ciepło © djk71


Nie decydujemy się na zwiedzanie. Tylko szybka fotka pałacu…

Obowiązkowa fota © djk71


I trzeba szukać czegoś do zjedzenia. Mała knajpka, pierogi i Karmi sprawiają, że nie chce się nam ruszać dalej. Upał coraz większy. W końcu jedziemy. Nie mogę jednak nie zatrzymać się przy wieży.

Wieża wodna © djk71


Wieczorem pewnie ładniej wygląda, ale nie ma czasu na czekanie.

Kilka zdjęć na tamie w Goczałkowicach...

Kolejny obowiązkowy punkt © djk71


Wygląda ciekawie, a zwiedzających brak © djk71


... i dojeżdżamy do Czechowic. Droga do Bielska i przez Bielsko strasznie nam się dłuży, nie wiadomo, czy przez upał, czy przez ruch, który w piątkowe popołudnie nie jest oczywiście zbyt mały.

W Mikuszowicach obowiązkowy postój obok kościółka.

Kościółek jest naprzeciwko © djk71


W Wilkowicach dłuższy postój obok sklepu. Dużo tych postojów, ale żar niemiłosierny. Trochę podjazdu i piękny zjazd do Łodygowic. Tu postój w parku

Pałac w Łodygowicach © djk71


I kawałek dalej obok ślicznego kościółka.

Na górce © djk71


Stąd już tylko rzut beretem do naszego ośrodka.

Ośrodek już czeka © djk71


Szybkie powitanie ze znajomy i czas na zasłużone piwo i chwilę odpoczynku nad jeziorem.

Zasłużyliśmy :-) © djk71


O dziwo choć cała podróż trwała dość długo i słońce paliło okropnie to nie czuję się tak zmęczony jak się spodziewałem. A może to kwestia nastroju… ;)

XVII Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim w Tarnowskich Górach

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
XVII Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim w Tarnowskich Górach
Dziś Mistrzostwa Tarnowskich Gór w Kolarstwie Górskim. Jak zwykle w parku w Reptach. Po wczorajszej wyprawie dziś nie w głowie nam start. Nam nie, ale Igorek nie odpuści ;-)

W zeszłym roku był tu mistrzem znacznie wyprzedzając znacznie konkurencję. Dziś będzie o wiele trudniej, bo przeszedł do wyższej kategorii wiekowej i będzie startował z chłopakami nawet 4 lata starszymi od siebie. Wie, że będzie ciężko, ale startuje.

Towarzyszymy Mu wraz z Amigą na objeździe trasy. Myśleliśmy, że pojedzie trasą "dorosłą", a tu niestety nie, tak samo jak w zeszłym roku.

Chwila zamieszania na starcie i ruszyli. Czekam przy mostku i... nie ma ich... długo. W końcu jest, ale to dopiero pierwsze okrążenie. Jest trzeci. Ładnie.

Drugie okrążenie i... to samo... Jako, że nikt za nim bezpośrednio nie jedzie, wsiadam na rower i jadę za nim. Na trasie już wiem skąd to opóźnienie. Objechaliśmy trasę dla maluchów, a ta grupa ma ją wydłużoną. Jest gdzie się zmęczyć.

Igorek dowozi trzecie miejsce. Przegrywa z dwoma czternastolatkami. Cztery lata to duża różnica w tym wieku. Jest więc sukces. Wygrywa przecież z innymi starszymi od siebie. Brawo!

Trzecie miejsce :-) © djk71

Anka zamiast Jury

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Anka zamiast Jury
Jeszcze wieczorem w planach była Jura. Krótko po północy Amiga wykazał się zdrowym rozsądkiem i stwierdził, że po takim tygodniu w pracy i 3-4 godzinach snu to za dużo na Jurze nie powalczymy. Plan alternatywny - Anaberg. Góra św. Anny, czyli miejsce gdzie ostatnio trudno nam trafić.

Ruszamy późno, po 10-ej, ale organizm domagał się odpoczynku. Niezbyt ciepło, fajna pogoda do jazdy. Tyłami przez Wieszowę docieramy do ruin kościoła w Ziemięcicach.

Ruiny mają swojego gospodarza © djk71


Jadąc dalej Darek postanawia sfotografować kapliczkę. Chwilę trwa parkowanie roweru... W końcu udało się...

Mistrz parkowania ;) © djk71


Chwilę później lądujemy w Pyskowicach w skansenie lokomotyw.

Polska, czy Niemcy? © djk71


Niestety skansen zamknięty, jest co prawda podany numer telefonu, pod który można zadzwonić, ale to już następnym razem. Dziś tylko rzut oka przez ogrodzenie...

Dawno już tu stoi © djk71


Więcej tu takich © djk71


I jak smutno patrzą © djk71


... i przez dziury w bramach.

Pusto tu © djk71

Szkoda, że nie ma kasy na takie miejsca.

Mijamy Dzierżno i zatrzymujemy się na chwilę przy monumentalnym pałacu z 1700r. w Bycinie.

Potężny gmach © djk71


Pałac jest w prywatnych rękach i niestety jak wiele tego typu obiektów niszczeje.

Kiedyś był piękny © djk71


Tuż obok figurach św. Floriana, zapewne upamiętniająca pożar pałacu w 1767r.

Florian uratował pałac? © djk71


Mapa wskazuje, że żółtym szlakiem dotrzemy co najmniej do samego Ujazdu, więc kierujemy się na szlak. Świetnie oznaczony, ani przez chwilę nie mamy wątpliwości jak jechać, gdzie skręcić.

Tradycyjnie zdjęcie przy pałacu w Pławniowicach musi być...

Pięknie tu © djk71


Krótki postój w Rudzińcu, najpierw w sklepie, potem przy pałacu...

Kolejny smutny pałac © djk71


... kościele...

Kościół w Rudzińcu © djk71


i... przy jakimś festynie, gdzie zawitały pojazdy trochę większe niż rower...

Rudy? © djk71


Ci to mają klimatyzację © djk71


Szybko zauważamy, że przekroczyliśmy granicę województwa.

Inne województwo, czy kraj? © djk71


Za Ujazdem na jednym z podjazdów Amiga wydaje triumfalny (jak mi się wydaje) okrzyk. No cóż, będą jeszcze większe podjazdy... Ale to nie zdobycie szczytu było powodem krzyku, to pszczoła, która Go użądliła w głowę. Na szczęście nie jest uczulony więc jedziemy dalej.

W okolicach Zimnej Wódki skrzyżowanie i... są inne szlaki oprócz żółtego. Skoro nie było żadnych znaków, a jesteśmy pewni, że jedziemy dobrze powinniśmy jechać dalej na wprost. Powinniśmy, ale coś nas podkusiło żeby jednak skręcić. Tym bardziej, że właśnie tu kończą się nam mapy.

Dzięki temu zaliczamy Zimną Wódkę

W Zimnej Wódce © djk71


Po chwili... wracamy na żółty szlak. Mijamy Czarnocin i znaki pokazują nam, że do Góry Św. Anny pozostaje nam 5,4 km (a może 5,6km). Widać ją już zresztą ok kilku chwil.

Ruszamy i po chwili lądujemy w pokrzywach. Pokrzywy po pas to już przerabiałem niejednokrotnie, ale te tutaj to jakieś rekordzistki. Przez chwilę da się jeszcze jechać, ale zaraz potem zsiadamy i przedzieramy się pieszo. Lekko nie jest. Piecze wszystko, nie tylko od pokrzyw. Od jakiegoś czasu słońce też daje w kość.

Rower widać, nie jest źle © djk71


Kiedy w końcu docieramy do jakiejś poprzecznej drogi polnej nie mamy wątpliwości uciekamy ze szlaku.

Amigę też widać © djk71


Jest coraz bliżej © djk71


Skręcamy w lewo (to lepsze wyjście to była prawa strona, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero w domu). Jedziemy, co prawda w odwrotnym kierunku, ale byle do cywilizacji. Niestety płonne nasze nadzieje. Lądujemy w polu. Przedzieramy się przez łąki, rzepak i w końcu kolejna ścieżka. Teraz już dojeżdżamy do asfaltu w Leśnicy. Zmęczeni. Potwornie zmęczeni. Dał nam popalić ten kawałek.

Banany i w drogę. Jeszcze tylko podjazd na szczyt i będzie można odpocząć. Po drodze krótki postój przy Muzeum Czynu Powstańczego.

Myślałem, że Korfanty wyglądał inaczej... ;) © djk71


I w końcu jesteśmy na miejscu. Zamiast 5,5km od ostatniego znaku zrobiliśmy chyba z 13 w czasie... 1:25h!

Szybki posiłek i czas na powrót, bo... o tej porze to chcieliśmy być już w domu. Jeszcze tylko rzut oka na Pomnik Czynu Powstańczego i wracamy.

Pomnik Czynu Powstańczego © djk71


Odpuszczamy dziś amfiteatr i zwiedzanie okolicy.

Powrót w miarę najkrótszą drogą. Krótki przystanek przy kościele w Dolnej...

Ładny ten kościółek © djk71


... i przy dworze w Kopienicach.

Dwór, obecnie szkoła podstawowa © djk71


W końcu docieramy do domu. Kolejna fajna wycieczka, choć epizod z pokrzywami nie do końca był potrzebny. Wciąż mnie zastanawia gdzie tam był szlak i czy czegoś nie przeoczyliśmy.
Nic to, najważniejsze, że dzień był udany, oby więcej takich.

Bike Orient 2013 - Dolina Warty

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Bike Orient 2013 - Dolina Warty

Kolejny Bike Orient w tym roku (tym razem pucharowy) i kolejny Bike Orient w historii moich startów w imprezach na orientację. To tu się wszystko zaczęło i tu zawsze chętnie wracam będąc pewnym, że nie tylko będzie czekała nas świetna zabawa na trasie, ale również fantastyczna atmosfera przed i po zawodach.

Przyjeżdżamy z Amigą wystarczająco wcześnie żeby w spokoju się przygotować (w tym załatać w końcu dętkę po ostatnim razie) i pogadać ze znajomymi. Niektórzy są tu już od wczoraj. Sympatycznie było spotkać kolejne dawno niewidziane twarze :) Wszyscy już gotowi do startu.

Gotowa do startu, tylko kasku jeszcze brakuje :-) © djk71


Trochę niepokoją mnie poranne problemy żołądkowe, ale damy radę. Odprawa i… ze spokojem rysujemy całą trasę. Dziś musi się udać. W trakcie wyszukiwania optymalnej drogi dołącza do nas telewizja i prosi o krótki wywiad. Już wiemy - jak przegramy to przez nich, bo zabrali nam trochę czasu :-)

W końcu jedziemy. Na pierwszej prostej widzimy jednego z zawodników z kołem, które jak to potem ktoś określił, jest w kształcie precla. Jeden z kolegów, jak się potem okaże, nieźle poharatał sobie twarz w tej kolizji.

PK8 - Szczyt wydmy
Bez większych problemów docieramy do punktu, gdzie spotykamy m.in. Andrzeja, który wystartował trochę wcześniej. Dziwi się, że nadjechaliśmy z tej strony.

PK5 - Brzeg oczka wodnego
Najpierw wzdłuż torów, jak planowaliśmy, ale potem lekka modyfikacja trasy. Końcówka wąską ścieżką między drzewami. Dopiero co rozmawialiśmy z Tomalosem o szerokich kierownicach - to właśnie o to mi chodziło. ;-)

Wąska ścieżka między drzewami © djk71


PK2 - stare drzewo
Kawałek asfaltem, potem las i jest punkt. Dobry czas.

PK4 - brzeg torfowiska
Bałem się, że będzie gorzej z końcówką, ale trafiamy jak po sznurku :-)

PK18 - szczyt wzniesienia
Przy zjeździe z punktu Amiga walczy z rowerem, który oparcie próbuje stanąć dęba. Dwukrotnie gubi licznik. Na szczęście jadę za nim i udaje mi się go odnaleźć. Wyjeżdżamy w trochę innym miejscu niż planowaliśmy, ale nie stanowi to żadnego problemu. Podjazd na Łysą Górę i mamy kolejny punkt.

PK1 - wiata turystyczna
Bez problemu prostą drogą docieramy na punkt żywieniowy. Jak zwykle pełen wypas. Uzupełniamy zapasy i jedziemy dalej. Średnia powyżej 21 km/h. Zwykle jest to około 15… Albo trasa za prosta, albo szybko spuchniemy, bo nie wierzę w taki nagły wzrost formy.

PK20 - wyspa na stawie
Dojazd bez problemu. Miejscowi wielbiciele trunków wszelakich aktywnie udzielali pomocy w nawigacji… Wyspa brzmiało groźnie, a tu niespodzianka.

Na wyspie © djk71


PK19 - brzeg stawu
Na Dymnie były komary. Tu są muchy i inne UFO (niezidentyfikowane obiekty latające). Masakra. Może nie kąsają tak mocno, ale są strasznie denerwujące. Punkt znaleziony i… znaleziony też nowy skrót do kolejnego punktu. Błąd. Przedzieramy się kilkaset metrów i… przed nami bagna. Nie ma sensu kombinować, wracamy pierwotnie zaplanowaną drogą.
Kilka minut w plecy, ale nie jest źle. To najbardziej oddalony od bazy punkt, ale patrząc na zegarek powinniśmy bez problemu zmieścić się w czasie i zaliczyć wszystkie punkty.

PK11 - szczyt wydmy
Dojeżdżamy w pobliże punktu, jest ścieżka na wprost ale to nie to. Druga obok i to jest wlaściwy trop. Mamy dość tego robactwa wokół twarzy, głowy… Na punkcie uzupełniamy energię, ale robimy to szybko - te czarne chmury robactwa są potworne.

PK14 - koniec drogi
Teraz długa prosta na południowy wschód. Wyglądało to na mapie obiecująco, w praktyce mokra trawa i wielkie kałuże z delikatnym podjazdem. Daje nam to nieźle w kość. Sieć ścieżek przed punktem wygląda groźnie, ale próbujemy. Pierwszy atak i spotykamy zawodnika, który ponoć już od godziny tu krąży. Cofamy się i drugie podejście jest bezbłędne. Widzimy jak z drugiej strony zawodnicy próbują przebić się przez bagna, ale tuż przed punktem odpuszczają.
Teraz wyjazd na drogę i kierunek szesnastka

PK16 - pomost na stawie
Nie do końca jesteśmy pewni, w którym miejscu zjechaliśmy. Niestety zamiast kierować się przeczuciem, dajemy się namówić na dojazd od drogi co oznacza, że nadkładamy jakieś 4-5km. Jedyny plus tego to zaliczony sklep i krótka pogawędka z Kasią ;-)

Okazuje się, że Amiga po raz trzeci gubi licznik. Nie bardzo ma chyba ochotę wracać na czternastkę... Może ktoś inny znajdzie...

Punkt malowniczo położony, ale nie ma czasu na podziwianie.

Jest punkt © djk71


Ładnie tu © djk71


Tym bardziej, że na poprzednich punktach straciliśmy dużo czasu. Mamy chyba koło godziny w plecy :-(

PK15 - lewy brzeg Kanału Lodowego
Mieliśmy jechać na trzynastkę, ale przegapiliśmy zjazd i postanowiliśmy zmienić nieco trasę. Dojazd do punktu interesujący…

Ścieżka trochę zalana © djk71


Słońce grzeje jak szalone. Po wyjeździe na asfalt opadam z sił. Zjazd w teren i nie dam rady dalej jechać. Proszę Darka żeby jechał sam. Niech walczy, a ja wracam do bazy. Nie zgadza się. Siadamy pod jedynym w okolicy drzewem i próba regeneracji. Woda, energetyk, banan… mokry buff.

Czuję się jak ta zeschnięta resztka drzewa © djk71


Po kilkunastu minutach odpoczynku ruszmy. Nie wierzę, że to pomoże, ale zobaczymy. Jest mi słabo. Jest mi niedobrze. Tempo 10km/h. Nienawidzę słońca! Na szczęście wjeżdżamy do lasu i jest lepiej.

PK13 - skrzyżowanie dróg
Punkt zaliczony bez problemu.

PK12 - szczyt wydmy
Przy dojeździe zaczyna grzmieć. Gdy wjeżdżamy na odsłonięty szczyt grzmoty jeszcze bardziej przybierają na sile. Trzeba się ewakuować. Zaczyna lać. W momencie. Nawet nie ma sensu się ubierać. Jesteśmy w jednej chwili przemoczeni. Dobrze, ze jest ciepło. Kiedy docieramy do asfaltu okazuje się, że samochody mają problemy z przejechaniem po ulicach. Ciekawe co myślą ludzie, którzy patrzą na nas stojąc w sklepach, bramach…

PK9 - lewy brzeg Warty
Czasu bardzo mało. Jedziemy do bazy. Po drodze mamy jeszcze dziewiątkę. Jedziemy. Baz problemu.

Wydaje się, że jeszcze będziemy w stanie zaliczyć dwa punkty. Z każdym kilometrem niestety czas upływa jakby szybciej.
Nie zauważamy zjazdu na PK3, albo zmęczenie, albo go po prostu z tej strony nie ma. Rzut oka na zegar i decydujemy się już wracać prosto do bazy. Za każdą minutę spóźnienia odejmują nam jeden punkt.

Końcówka bardzo szybkim tempem. Tak szybkim, że nie zauważamy że przejeżdżamy jakieś 200-300m od PK10 :( Zaczynam czuć kolana. Jesteśmy dwadzieścia minut przed końcem limitu czasu. Mamy 15 z 20 punktów. Mogło być lepiej. Mogło, gdybym był mądrzejszy. Gdybym się prawie nie odwodnił. A przecież miałem picie. To chyba trauma z mojej pierwszej dwusetki, kiedy brakło mi picia. Teraz zamiast pić to oszczędzam, a potem na metę przyjeżdżam z 2 litrami picia :-(

Meta
Gorące komentarze. Andrzejowi zabrakło jednego punktu. No, ale z nim się jeszcze długo nie będziemy mogli równać :-) Gorący obiad. Mycie rowerów i zakończenie.

Zwycięzcy © djk71


W perspektywie jeszcze ognisko i pogaduchy bez końca, ale nie tym razem. Dziś musimy wracać do domu. Szkoda, bo chętnie byśmy zostali jeszcze.

Dziękuję organizatorom za fantastyczną jak zwykle imprezę, oraz wszystkim pozostałym za stworzenie świetnej atmosfery. Widzimy się w lipcu :-)

Mistrzostwa Śląska w kolarstwie górskim - Family Cup

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Mistrzostwa Śląska w kolarstwie górskim - Family Cup

Wczoraj pogoda pokrzyżowała nam plany, dziś mamy nadzieję, że będzie lepiej. Całą rodzinką w towarzystwie Kosmy, Tomka i Amigi stawiamy się na Księżej Górze w Radzionkowie. Fakt, że jest to najwyższe wzniesienie na Garbie Tarnogórskim (357 m n.p.m.) wraz ze wspomnieniem ostatnich deszczów pozwala przypuszczać, że nie będzie łatwo. Z naszej grupy na start decydują się: Igorek, Wiktor i Monika. W sumie startuje 265 osób.

Pierwszy startuje Igorek. Jak zawsze przejęty, ale koszulka zobowiązuje... :-)

Koszulka zobowiązuje © djk71


Pierwsze okrążenie kończy wyprzedzając znacznie rywali...

Rywali nie widać © djk71


Niestety szybki start daje w kość i na kolejnym okrążeniu jeden z zawodników go wyprzedza. Nie szkodzi. Jest srebro ;-)

Jest srebro. Mam puchar! © djk71


Następna startuje Monika. Walczy dzielnie.

Kończę kolejne okrążenie © djk71


Opłacało się. Też jest druga ;-)

Mam srebro :-) © djk71


W końcu czas na Wiktora.

Startujemy, czy czekamy? © djk71


Niestety start się barrrrrdzo przedłuża. W końcu ruszają.

Gdzie jest Wiktor? © djk71


Dzielnie walczy. Na metę dojeżdża jako ósmy. Świetnie, że walczył do samego końca.

I zaraz meta © djk71


Potem długie oczekiwanie na zakończenie i losowanie nagród urozmaicane przejażdżkami po terenie ośrodka.

Po zakończeniu jedziemy jeszcze na objazd trasy. Miejscami ślisko. Finalnie trochę żałuję, że nie wystartowałem, choć pewnie i tak nie miałbym wielkich szans. W końcu to nie moja bajka.

Wracamy zmęczeni i opaleni. Zmęczeni głównie słońcem... jak dla mnie za dużo. Ale dzień fajnie spędzony.