Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2017
Dystans całkowity: | 368.76 km (w terenie 33.42 km; 9.06%) |
Czas w ruchu: | 27:27 |
Średnia prędkość: | 13.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.31 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 203 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 184 (90 %) |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 36.88 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
AktywnośćBieganie
Dystans6.06 km
W terenie0.50 km
Czas w ruchu00:37
Vśrednia6:06 min/km
VMAX5:04 min/km
Droga do maratonu i podsumowanie czerwca
Czerwiec był koszmarny. Nie tylko pod względem sportowym. Sportowa porażka to raczej efekt koszmaru w życiu... Kolejnego... kolejnej przegranej... Poprzedni weekend był biegowy, a poza tym nic, po prostu nie było chęci na nic... Albo były chęci i w momencie znikały...
Dziś miało być podobnie, ale ostatecznie udało się. Choć nie był to najlepszy pomysł. Ciepło, bardzo ciepło. Od początku zmęczenie, ale przebiegłem co było w planie.
Tylko czy plan teraz ma jeszcze rację bytu po prawie miesięcznej przerwie? Po raz pierwszy, po sześciu miesiącach mam wątpliwości, czy dam radę przebiec maraton. Ale wciąż wierzę. Za miesiąc półmaraton w Rudzie. Do maratonu tylko trzy miesiące...
Droga wydaje się być daleka i coraz trudniejsza...
Tradycyjnie podsumowanie miesiąca w drodze do maratonu.
- rower - 3 wyjazdy - 303,43 km - Miało być ponad tysiąc, ale urlop nie wyszedł ;-(
- bieganie - 6 razy - 51,00 km - Słabiutko ;(
- pływanie - 0 razy - 0 km - Jak w poprzednim miesiącu :(
- VO2 max - 43 - bez zmian
- waga: -1,9 kg (-10,8 kg od początku) - Wciąż powoli w dół.
W sumie ten miesiąc to porażka... Oby kolejny był inny, choć perspektywy są słabe...
Dziś miało być podobnie, ale ostatecznie udało się. Choć nie był to najlepszy pomysł. Ciepło, bardzo ciepło. Od początku zmęczenie, ale przebiegłem co było w planie.
Tylko czy plan teraz ma jeszcze rację bytu po prawie miesięcznej przerwie? Po raz pierwszy, po sześciu miesiącach mam wątpliwości, czy dam radę przebiec maraton. Ale wciąż wierzę. Za miesiąc półmaraton w Rudzie. Do maratonu tylko trzy miesiące...
Droga wydaje się być daleka i coraz trudniejsza...

Droga łatwa nie jest© djk71
Tradycyjnie podsumowanie miesiąca w drodze do maratonu.
- rower - 3 wyjazdy - 303,43 km - Miało być ponad tysiąc, ale urlop nie wyszedł ;-(
- bieganie - 6 razy - 51,00 km - Słabiutko ;(
- pływanie - 0 razy - 0 km - Jak w poprzednim miesiącu :(
- VO2 max - 43 - bez zmian
- waga: -1,9 kg (-10,8 kg od początku) - Wciąż powoli w dół.
W sumie ten miesiąc to porażka... Oby kolejny był inny, choć perspektywy są słabe...
AktywnośćBieganie
Dystans5.00 km
W terenie5.00 km
Czas w ruchu00:28
Vśrednia5:36 min/km
VMAX4:50 min/km
Bieg Pluszaka
W piątek był Bieg dla Słonia, w sobotę Bieg Świetlików, więc w niedzielę miał być odpoczynek. Mieliśmy tylko pojechać z synem zobaczyć start Kolorowego VI Zabrzańskiego Biegu Charytatywnego: "Biegu pLUsZAKA". Miałem zobaczyć jak się ludzie bawią z kolorami. I zobaczyłem :-)
Od słowa do słowa wyszło, że Igor nie tylko zobaczy, ale również wystartuje. Ja nie miałem takiego zamiaru więc... ubrałem się w ciuchy do biegania i pojechaliśmy do zabrzańskiego parku :-)
Igor zapisał się na 1,5km (na więcej był zbyt młody), a ja z rozpędu na 5km. Po dwóch dniach i przy takiej temperaturze nie było mowy o dyszce. Wraz z numerem startowym każdy dostawał pluszaka :-)
Po chwili startuję dzieci, w końcu rozgrzewka na 1,5 km i poszli...
Jak ktoś wystartował szybko to nie zdążyli go pokolorować... Iguś wystartował szybko i szybko dotarł do mety... Był pierwszy :)
Ja miałem mniej szczęścia... Dostałem kolorowym proszkiem w twarz i w efekcie zamiast tradycyjnego potu, który zalewa mi oczy w trakcie biegu miałem kolorowy dodatek...
Ciepło. Póki jednak biegliśmy schowani pod drzewami dało się wytrzymać, kiedy jednak wybiegliśmy na nieosłonięty teren - była masakra. Dobrze, że to tylko piątka... Po drodze większość kolorowego pyłu spadła ze mnie, jednak co nieco pozostało...
Odpoczynek, kiełbaska i dekoracja zwycięzców...
Nie zostajemy na losowaniu nagród, bo i tak zbyt długo nam zeszło, a do domu ściągają goście.
Ale i tak było fajnie, ot taki mały prezent urodzinowy sobie zrobiłem :-)
Od słowa do słowa wyszło, że Igor nie tylko zobaczy, ale również wystartuje. Ja nie miałem takiego zamiaru więc... ubrałem się w ciuchy do biegania i pojechaliśmy do zabrzańskiego parku :-)
Igor zapisał się na 1,5km (na więcej był zbyt młody), a ja z rozpędu na 5km. Po dwóch dniach i przy takiej temperaturze nie było mowy o dyszce. Wraz z numerem startowym każdy dostawał pluszaka :-)

No to zapisani© djk71
Po chwili startuję dzieci, w końcu rozgrzewka na 1,5 km i poszli...

Dobry start© djk71
Jak ktoś wystartował szybko to nie zdążyli go pokolorować... Iguś wystartował szybko i szybko dotarł do mety... Był pierwszy :)
Ja miałem mniej szczęścia... Dostałem kolorowym proszkiem w twarz i w efekcie zamiast tradycyjnego potu, który zalewa mi oczy w trakcie biegu miałem kolorowy dodatek...
Ciepło. Póki jednak biegliśmy schowani pod drzewami dało się wytrzymać, kiedy jednak wybiegliśmy na nieosłonięty teren - była masakra. Dobrze, że to tylko piątka... Po drodze większość kolorowego pyłu spadła ze mnie, jednak co nieco pozostało...

Ciepło... i kolorowo© djk71
Odpoczynek, kiełbaska i dekoracja zwycięzców...

Jest pierwsze miejsca... syna :-)© djk71
Nie zostajemy na losowaniu nagród, bo i tak zbyt długo nam zeszło, a do domu ściągają goście.
Ale i tak było fajnie, ot taki mały prezent urodzinowy sobie zrobiłem :-)
AktywnośćBieganie
Dystans10.00 km
W terenie8.00 km
Czas w ruchu00:59
Vśrednia5:54 min/km
Bieg Świetlików
Wczoraj był Bieg dla Słonia, więc dziś powinien być odpoczynek. Zamiast tego była wycieczka do Siemianowic Śląskich na Bieg Świetlików. Tu byłem zapisany już wcześniej, a to wczorajszy bieg był taki z przypadku ;-)
Start nad stawem Rzęsa więc komarów nie brakuje, oczywiście spryskałem się jakimś preparatem dopiero jak mnie pogryzły.
Dziś start o godzinę wcześniej niż wczoraj, bo już o 21:00. Czołówka na głowę i ruszamy. Ciepło, duszno, ale biegnie się nawet w porządku. Znajome tereny z jazd rowerowych: pole golfowe, bażantarnia, cmentarz żołnierzy niemieckich.
Dobrze, że po pierwszym okrążeniu jest woda, potrzebna mi była... W połowie trasy Igor, który dziś nie startuje robi mi zdjęcia, przy okazji biegnąc obok mnie kawałek wzdłuż trasy.
Drugie okrążenie zapowiada się gorzej, bo puls bardzo wysoki. Nie wszyscy wzięli oświetlenie, a trasa w wielu miejscach nie jest oświetlona. Widzę, jak niektórzy próbują korzystać ze światła jakie rzucają czołówki ich rywali na trasie, ale zwykle oznacza to przyspieszenie do tempa zawodnika, który ich dogonił i... po chwili naturalne odpadnięcie... Mam tylko nadzieję, że nikomu na trasie nic się nie stało.
Kilometr przed metą znów czeka Iguś, motywuje mnie, że już blisko, że dam radę. Kiedy mówię, że nie dam rady zejść poniżej godziny, motywuje mnie jeszcze bardziej i udaje się. Dzięki synu :-)
Na mecie ciemno i o mało nie wchodzę w zawodnika, któremu jest udzielana pomoc - temperatura i tempo go pokonały. Mam nadzieję, że odzyskał w końcu siły bo przez długo czas nie dochodził do siebie.
Na zakończeniu pokaz ognia.
I rozdanie oraz losowanie nagród. Dziś muszę zadowolić się medalem.
Dzięki wszystkim kibicom, którzy ze mną byli. :-)
Start nad stawem Rzęsa więc komarów nie brakuje, oczywiście spryskałem się jakimś preparatem dopiero jak mnie pogryzły.

Jest coś na komary© djk71
Dziś start o godzinę wcześniej niż wczoraj, bo już o 21:00. Czołówka na głowę i ruszamy. Ciepło, duszno, ale biegnie się nawet w porządku. Znajome tereny z jazd rowerowych: pole golfowe, bażantarnia, cmentarz żołnierzy niemieckich.
Dobrze, że po pierwszym okrążeniu jest woda, potrzebna mi była... W połowie trasy Igor, który dziś nie startuje robi mi zdjęcia, przy okazji biegnąc obok mnie kawałek wzdłuż trasy.

Numer ładny, choć nizebyt trwały© djk71
Drugie okrążenie zapowiada się gorzej, bo puls bardzo wysoki. Nie wszyscy wzięli oświetlenie, a trasa w wielu miejscach nie jest oświetlona. Widzę, jak niektórzy próbują korzystać ze światła jakie rzucają czołówki ich rywali na trasie, ale zwykle oznacza to przyspieszenie do tempa zawodnika, który ich dogonił i... po chwili naturalne odpadnięcie... Mam tylko nadzieję, że nikomu na trasie nic się nie stało.
Kilometr przed metą znów czeka Iguś, motywuje mnie, że już blisko, że dam radę. Kiedy mówię, że nie dam rady zejść poniżej godziny, motywuje mnie jeszcze bardziej i udaje się. Dzięki synu :-)

Jest medal© djk71
Na mecie ciemno i o mało nie wchodzę w zawodnika, któremu jest udzielana pomoc - temperatura i tempo go pokonały. Mam nadzieję, że odzyskał w końcu siły bo przez długo czas nie dochodził do siebie.
Na zakończeniu pokaz ognia.

Pokaz ognia© djk71
I rozdanie oraz losowanie nagród. Dziś muszę zadowolić się medalem.
Dzięki wszystkim kibicom, którzy ze mną byli. :-)
AktywnośćBieganie
Dystans6.75 km
Czas w ruchu00:41
Vśrednia6:04 min/km
VMAX4:49 min/km
V Bieg dla Słonia
Ciężkie dwa tygodnie za mną. Ciężkie z wielu powodów. Miał być najaktywniejszy miesiąc w roku. Będzie najmniej aktywny. Najdłuższa przerwa w treningach - dwa tygodnie. No dobra, były w międzyczasie trzy spotkania z piłką ręczną, które też dały w kość :-)
Kilka dni temu trafiłem w necie na Bieg dla Słonia. Zaintrygował mnie i postanowiłem pobiec. Oczywiście mając na uwadze wszystko co dzieje się wokół, do samego końca nie wiedziałem, czy się uda, ale deklaracja syna, że pobiegnie ze mną była dodatkową motywacją.
Dziś pierwszy start w nowej koszulce :-)
Finalnie jedziemy do Parku Śląskiego w Chorzowie w towarzystwie Anetki i teściów, którzy chcą nam pokibicować.
Rejestracja...
... spacery po parku...
... i pora na wspólną rozgrzewkę.
Chwilę później ustawiamy się na linii startu...
...gasną jupitery, włączamy czołówki i... po chwili rzeka światła zaczyna płynąć po parkowych alejach...
Widok niesamowity, tego się nie da opisać. Sfotografować też ciężko ;-)
Trzeba się po prostu obejrzeć za siebie (przed tego nie widać) i zobaczyć te kilkaset, a może nawet około tysiąca goniących Cię czołówek... Nie ma opcji żeby przystanąć, trzeba biec. Szczególnie jak ma się takiego motywatora jak Igor ;-) Pewnie gdyby biegł swoim tempem byłby na mecie dużo wcześniej, ale dziś Dzień Ojca więc zrobił mi prezent i biegł w moim tempie. A i tak nie było źle... Wyprzedziliśmy mnóstwo osób, choć nie o wynik tu szło. Tym razem nie było pomiaru czasu, nie było nagród za pierwsze miejsca, biegliśmy dla siebie samych, dla siebie nawzajem, dla Słonia...
Na mecie dostajemy medale...
i trzeba chwilę ochłonąć... kopiąc piłkę :-)
Jeszcze losowanie, w którym udaje się nawet coś wygrać i około północy czas ruszać do domu. Świetnie spędzony wieczór w fantastycznym towarzystwie.
Iguś dzięki za wspólny bieg :-)
Kilka dni temu trafiłem w necie na Bieg dla Słonia. Zaintrygował mnie i postanowiłem pobiec. Oczywiście mając na uwadze wszystko co dzieje się wokół, do samego końca nie wiedziałem, czy się uda, ale deklaracja syna, że pobiegnie ze mną była dodatkową motywacją.
Dziś pierwszy start w nowej koszulce :-)

W nowej koszulce na mecie© djk71
Finalnie jedziemy do Parku Śląskiego w Chorzowie w towarzystwie Anetki i teściów, którzy chcą nam pokibicować.
Rejestracja...

My już zarejestrowani© djk71
... spacery po parku...

Rodzinnie pod Stadionem Śląskim© djk71
... i pora na wspólną rozgrzewkę.

Wspólna rozgrzewka© djk7
Chwilę później ustawiamy się na linii startu...

Zaraz ruszamy© djk71
...gasną jupitery, włączamy czołówki i... po chwili rzeka światła zaczyna płynąć po parkowych alejach...

Trudno zrobić zdjęcia... Może z drona będą jakieś© djk71
Widok niesamowity, tego się nie da opisać. Sfotografować też ciężko ;-)
Trzeba się po prostu obejrzeć za siebie (przed tego nie widać) i zobaczyć te kilkaset, a może nawet około tysiąca goniących Cię czołówek... Nie ma opcji żeby przystanąć, trzeba biec. Szczególnie jak ma się takiego motywatora jak Igor ;-) Pewnie gdyby biegł swoim tempem byłby na mecie dużo wcześniej, ale dziś Dzień Ojca więc zrobił mi prezent i biegł w moim tempie. A i tak nie było źle... Wyprzedziliśmy mnóstwo osób, choć nie o wynik tu szło. Tym razem nie było pomiaru czasu, nie było nagród za pierwsze miejsca, biegliśmy dla siebie samych, dla siebie nawzajem, dla Słonia...

Jest meta© djk71
Na mecie dostajemy medale...

Wspaniały wspólny bieg© djk71

Jeszcze pamiątkowe zdjęcie© djk71
i trzeba chwilę ochłonąć... kopiąc piłkę :-)

Rozbieganie z piłką© djk71
Jeszcze losowanie, w którym udaje się nawet coś wygrać i około północy czas ruszać do domu. Świetnie spędzony wieczór w fantastycznym towarzystwie.
Iguś dzięki za wspólny bieg :-)
AktywnośćBieganie
Dystans13.09 km
W terenie5.50 km
Czas w ruchu01:30
Vśrednia6:52 min/km
VMAX5:30 min/km
Urlop, urlop i po urlopie :-(
Przez kilka miesięcy żyliśmy z kolegami tym wyjazdem. Ściana wschodnia (dla części z nas jej część). Częstochowa, stamtąd na skróty (PKP) do Gdańska, a potem już beztroska włóczęga najpierw wzdłuż północnej granicy zaliczając Mazury, a potem wzdłuż wschodniej do Białegostoku (a połowa z nas jeszcze dalej).
Wczoraj wychodzę z pracy nieco wcześniej żeby spakować resztę rzeczy. O 14:30 jestem w domu i już prawie gotowy.
Godzinę później już wiem, że nigdzie nie jadę.
W marcu miała być rowerowa Hiszpania - wszystko zaplanowane, bilety na samolot kupione i... przepadło.
W czerwcu miała być rowerowa ściana wschodnia - wszystko zaplanowane, bilety na pociąg kupione i... przepadło.
Mam dość, po raz kolejny pokonało mnie życie. Myślałem, że im jestem starszy, tym bardziej jestem odporny na... wszystko. A jednak nie... Chyba wręcz przeciwnie... Chyba mam coraz mniejszą tolerancję... na... życie... na ludzi... na wszystko... Mam dość...
Nie taki miał być ten urlop, a już na pewno nie taki jak dzisiejszy dzień - cały bez sensu w łóżku. Dopiero wieczorem udało mi się zwlec i pójść pobiegać. Bez celu, bez planu, ot przed siebie...
Co dalej? Nie wiem... Nawet mi się o tym myśleć nie chce... nawet o tym, czy w poniedziałek wracać do pracy, czy się lenić na urlopie...
Wczoraj wychodzę z pracy nieco wcześniej żeby spakować resztę rzeczy. O 14:30 jestem w domu i już prawie gotowy.

Sakwy spakowane i... już rozpakowane :-(© djk71
Godzinę później już wiem, że nigdzie nie jadę.
W marcu miała być rowerowa Hiszpania - wszystko zaplanowane, bilety na samolot kupione i... przepadło.
W czerwcu miała być rowerowa ściana wschodnia - wszystko zaplanowane, bilety na pociąg kupione i... przepadło.
Mam dość, po raz kolejny pokonało mnie życie. Myślałem, że im jestem starszy, tym bardziej jestem odporny na... wszystko. A jednak nie... Chyba wręcz przeciwnie... Chyba mam coraz mniejszą tolerancję... na... życie... na ludzi... na wszystko... Mam dość...
Nie taki miał być ten urlop, a już na pewno nie taki jak dzisiejszy dzień - cały bez sensu w łóżku. Dopiero wieczorem udało mi się zwlec i pójść pobiegać. Bez celu, bez planu, ot przed siebie...
Co dalej? Nie wiem... Nawet mi się o tym myśleć nie chce... nawet o tym, czy w poniedziałek wracać do pracy, czy się lenić na urlopie...
AktywnośćBieganie
Dystans10.10 km
Czas w ruchu01:03
Vśrednia6:14 min/km
VMAX4:53 min/km
W Hildesheim
W drodze do klienta nocleg w Hildesheim. Niesamowite miasto. Już w 815 (nie 1815) było siedzibą biskupstwa. Długa i piękna historia. Piękne budynki.
Ponoć tu rośnie najstarsza na świecie róża, stąd też różane szlaki są wszędzie, Również w hotelu.
Choć w hotelowym pokoju są inne znaki. Rozumiem, że to miejsce na bagaż...
.. bagaż i... ?
Fajnie, że znów po przerwie spowodowanej wyjazdem firmowym udało się pobiegać.

Piękne uliczki© djk71

Piękne budynki© djk71

Brama© djk71

Miejsce po synagodze© djk71
Ponoć tu rośnie najstarsza na świecie róża, stąd też różane szlaki są wszędzie, Również w hotelu.

Róże są wszędzie© djk71
Choć w hotelowym pokoju są inne znaki. Rozumiem, że to miejsce na bagaż...

To miejsce na?© djk71
.. bagaż i... ?
Fajnie, że znów po przerwie spowodowanej wyjazdem firmowym udało się pobiegać.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans102.27 km
Czas w ruchu04:15
Vśrednia24.06 km/h
VMAX66.31 km/h
Operacja Zakopane - powrót
Jak zwykle kilka osób decyduje się na powrót z wyjazdu integracyjnego rowerem. Mieliśmy cichą nadzieję na deszcze i burze i że wszyscy zrezygnują i my też wrócimy do domu samochodami, ale nie... Już od wczoraj kilka osób pyta o której startujemy. Co robić trzeba jechać. O dziewiątej staje przed hotelem 10 osób (na zdjęciu dwóch spóźnialskich mniej) :-)
I ruszamy. W centrum spory ruch, ale szybko je mijamy. Po drodze szybkie zakupy.. Trzeba korzystać z tych, które są dziś otwarte, bo dziś święto.
Podjazd w Kościelisku dużo łatwiejszy niż nam się wydawało. Mijamy Chochołów i jesteśmy na znajomej polsko-słowackiej rowerówce.
Mimo, że w większości z górki to wiatr daje nam nieźle w kość. Próbujemy dawać zmiany, ale w efekcie każda zmiana to +2 km/h na prędkości... i po kilku minutach zostajemy z przodu w trójkę. No to pomogliśmy kolegom... Trzeba zaczekać...
Kawałek dalej kolejny podjazd, dajemy radę ;-)
Po chwili zjazd, po asfalcie, który ostatnio tak nam dał w kość. Dziś na szczęście się nie lepi.
Chyba nie do końca jesteśmy normalni, bo te krowy na nas dziwnie patrzą ;-)
Jedziemy dalej. Wciąż wieje...
Teraz około 20 km podjazdu pod polską granicę. Na szczęście z tej strony jest łagodniej. Mimo to co jakiś czas trzeba odpocząć...
W końcu jest granica.
Teraz przed nami ostry zjazd od Korbielowa, gdzie kilka osób odbiera swoje samochody. A reszta zjeżdża do Żywca. Prędkość nie spada poniżej 30 km/h. Dopiero teraz widać jak długi podjazd pokonaliśmy w czwartek.
Mamy na licznikach ponad 100 km/h ze średnią 24 km/h. Czujemy zmęczenie, w końcu to czwarty z rzędu aktywny dzień, ale jesteśmy szczęśliwi. Na dziś to koniec, obiad i ostatni odcinek zaliczamy Kolejami Śląskimi. Poza Sławkiem i Witkiem, którzy mimo fatalnych prognoz pogodowych decydują się na dalszą jazdę rowerami. Wieczorem najpierw melduje się Sławek, a potem Witek pisze, że 203 km zaliczone i jest w domu. Brawo!
Piękny weekend za nami ;-)

Zaraz ruszamy z Zakopanego© djk71
I ruszamy. W centrum spory ruch, ale szybko je mijamy. Po drodze szybkie zakupy.. Trzeba korzystać z tych, które są dziś otwarte, bo dziś święto.

Zakupy muszą być© djk71
Podjazd w Kościelisku dużo łatwiejszy niż nam się wydawało. Mijamy Chochołów i jesteśmy na znajomej polsko-słowackiej rowerówce.

Dobrze już nam znana droga© djk71
Mimo, że w większości z górki to wiatr daje nam nieźle w kość. Próbujemy dawać zmiany, ale w efekcie każda zmiana to +2 km/h na prędkości... i po kilku minutach zostajemy z przodu w trójkę. No to pomogliśmy kolegom... Trzeba zaczekać...

Chwila odpoczynku© djk71
Kawałek dalej kolejny podjazd, dajemy radę ;-)

Co tam podjazd© djk71
Po chwili zjazd, po asfalcie, który ostatnio tak nam dał w kość. Dziś na szczęście się nie lepi.

I zjazd© djk71
Chyba nie do końca jesteśmy normalni, bo te krowy na nas dziwnie patrzą ;-)

Nam by się nie chciało pedałować© djk71
Jedziemy dalej. Wciąż wieje...

I znów nad morzem... orawskim :-)© djk71
Teraz około 20 km podjazdu pod polską granicę. Na szczęście z tej strony jest łagodniej. Mimo to co jakiś czas trzeba odpocząć...

Chwila odpoczynku© djk71
W końcu jest granica.

No i mamy granicę© djk71
Teraz przed nami ostry zjazd od Korbielowa, gdzie kilka osób odbiera swoje samochody. A reszta zjeżdża do Żywca. Prędkość nie spada poniżej 30 km/h. Dopiero teraz widać jak długi podjazd pokonaliśmy w czwartek.
Mamy na licznikach ponad 100 km/h ze średnią 24 km/h. Czujemy zmęczenie, w końcu to czwarty z rzędu aktywny dzień, ale jesteśmy szczęśliwi. Na dziś to koniec, obiad i ostatni odcinek zaliczamy Kolejami Śląskimi. Poza Sławkiem i Witkiem, którzy mimo fatalnych prognoz pogodowych decydują się na dalszą jazdę rowerami. Wieczorem najpierw melduje się Sławek, a potem Witek pisze, że 203 km zaliczone i jest w domu. Brawo!
Piękny weekend za nami ;-)
AktywnośćWędrówka
Dystans14.42 km
W terenie14.42 km
Czas w ruchu07:11
Vśrednia2.01 km/h
Zakopane - dzień pieszy
Tatry nie są górami, które znam. Jakoś nigdy mnie tu ciągnęło, choć oczywiście parę razy tu byłem.
Dziś kolejny dzień spotkania integracyjnego. Wśród propozycji kilka wersji wycieczek pieszych. Wybieram Giewont.
Podjeżdżamy pod wyciąg kolejki, stamtąd na Kasprowy Wierch i dalej już na nogach.
Tempo niezbyt szybkie, sporo postojów i opowieści przewodnika. Mimo to są momenty gdzie można się zmęczyć.
Do tego raz jest ciepło i sama koszulka wystarcza, a momentami (chyba głównie na postojach) trzeba założyć coś cieplejszego. Po chwili jednak człowiek się poci i znów jest rozbieranie.
Wędrujemy przez Kondracką Kopą podziwiając opalające się kozice. Wcześniej na Kasprowym obserwowaliśmy zabawy świstaka.
Docieramy do Kondrackiej Przełęczy i zaczyna się wspinaczka na Giewont.
Biorąc pod uwagę moje problemy z dłońmi trochę się obawiam łańcuchów, ale daję radę.
Oczywiście sesja zdjęciowa u góry i powrót. Jak zwykle wolę wchodzić niż schodzić.
Ale co zrobić, trzeba iść. Mały posiłek na Hali Kondratowej i schodzimy do Kuźnic.
Niby dystans niezbyt długi, ale dało trochę w kość.. Widoki wspaniałe... Kolejny świetny dzień.
Dziś kolejny dzień spotkania integracyjnego. Wśród propozycji kilka wersji wycieczek pieszych. Wybieram Giewont.
Podjeżdżamy pod wyciąg kolejki, stamtąd na Kasprowy Wierch i dalej już na nogach.

Kasprowy Wierch© djk71

Widoczki w Tatrach© djk71
Do tego raz jest ciepło i sama koszulka wystarcza, a momentami (chyba głównie na postojach) trzeba założyć coś cieplejszego. Po chwili jednak człowiek się poci i znów jest rozbieranie.

Idziemy© djk71

Droga łatwa nie jest© djk71
Wędrujemy przez Kondracką Kopą podziwiając opalające się kozice. Wcześniej na Kasprowym obserwowaliśmy zabawy świstaka.

Za to my robimy tłok© djk71

Idziemy© djk71
Docieramy do Kondrackiej Przełęczy i zaczyna się wspinaczka na Giewont.

Giewont coraz bliżej© djk71

Tam będziemy© djk71

Widoki wokół piękne© djk71

Gdzie nie spojrzeć jest cudownie© djk71
Biorąc pod uwagę moje problemy z dłońmi trochę się obawiam łańcuchów, ale daję radę.

Jesteśmy© djk71
Oczywiście sesja zdjęciowa u góry i powrót. Jak zwykle wolę wchodzić niż schodzić.

Jeszcze tylko zejście© djk71
Ale co zrobić, trzeba iść. Mały posiłek na Hali Kondratowej i schodzimy do Kuźnic.
Niby dystans niezbyt długi, ale dało trochę w kość.. Widoki wspaniałe... Kolejny świetny dzień.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans79.77 km
Czas w ruchu04:10
Vśrednia19.14 km/h
VMAX53.27 km/h
Operacja Zakopane - dzień drugi
Wczoraj pierwsza część ekipy firmowej (32 osoby) przejechała ponad 120km, aby dotrzeć do punktu pośredniego, czyli hotelu w Korbielowie. Dziś śniadanko i oczekiwanie na resztę grupy - kolejne 30 osób - która dotarła tu trochę "na skróty', czyli busem i autami, aby ruszyć na drugi etap naszej wycieczki już rowerowo.
O 10-tej pamiątkowe zdjęcie i ruszamy :-)
Tym razem jesteśmy podzielni na cztery, nieco większe niż wczoraj, grupy. Ruszamy w krótkich odstępach, ale na podjeździe na Przełęcz Glinne i tak ekipy się mieszają. Każdy jedzie swoim tempem, a jest co podjeżdżać ;-)
U góry chwila odpoczynku i przed nami wielokilometrowy zjazd.
W Namestowie krótka przerwa, czekają tu na nas wozy wsparcia z zapasem wody.
Chwilę później mamy kolejny postój, tym razem przymusowy. Adam, który dziś dołączył do naszej ekipy, pomny naszych wczorajszych awarii chciał się chyba mocniej zintegrować i też łapie kapcia. Typowy snejk, więc pewnie zbyt słabo napompowane koło.
Usuwamy awarię i ruszamy, by po chwili znów się zatrzymać. Jest gorąco, bardzo gorąco i okazuje się, że Alicja niefortunnie na postoju zostawiła rower i opona zdążyła się okleić mazią smoły, asfaltu, czy czegoś w tym stylu. Szybkie czyszczenie i możemy jechać dalej.
Krótka sesja fotograficzna, przy jeziorku :-)
Chwilę później, tuż przed Trzcianą czeka na ostry podjazd.
Byłoby łatwiej gdyby... asfalt się nie kleił. Jedzie się koszmarnie.
Adam w walce z nawierzchnią daje z siebie wszystko i... zrywa hak :-( Widać, że bardzo chciał się z nami zintegrować...
To koniec dla niego? Nie... przecież mamy wsparcie. My ruszymy dalej, a naszemu pechowcowi po chwili zostaje dostarczony nowy rower :-)
Wjeżdżamy na drogę rowerową, która wiedzie aż do Nowego Targu.
Wjazd co prawda mocno ukryty, ale ten kto go odnajdzie może liczyć na fantastyczną nagrodę.
Trasa zrobiona na nasypie dawnej kolejki jest zupełnie oddalona od drogi, jedzie się więc fantastycznie, a widoki są tak piękne, że nikt nie zauważa, że pokonujemy kolejne kilometry jadąc wciąż w górę.
Na trasie piękne mostki...
... i wiaty gdzie można odpocząć.
Są też inne atrakcje
Wszyscy się zachwycają panoramą i pstrykają setki zdjęć.
W końcu docieramy na obiad do Chochołowa. Zasłużyliśmy. Spotykamy tu pozostałe grupy. Posiłek bez pośpiechu, bo do mety mam już tylko ok. 22 km, a czas mamy bardzo dobry.
Z pełnymi brzuchami ruszamy dalej. Baliśmy się, że tuż po obiedzie nie będzie się chciało, ale po raz kolejny widoki sprawiają, że nikt nie myśli o zmęczeniu, czy podjazdach.
No dobra, ten w Kościelisku dał się zauważyć, ale znów widok i późniejszy długi zjazd zrekompensował wszystko.
Przejazd do hotelu przez Zakopane znów pod górkę, ale teraz już chyba nikt tego nawet nie zauważył.
Jesteśmy w hotelu. Dwie grupy już na miejscu, jedna dojeżdża po chwili. Trochę później dojeżdża jeszcze dwójka naszych kolegów, którzy postanowili wystartować dziś o świcie z Gliwic, a wieczorem wprost na kolację dociera samotnie Andrzej.
Wieczór upływa pod znakiem wspomnień z trasy, opowieści i zastanawiania się gdzie i ile osób pojedzie w przyszłym roku. W tym roku trasa była 200 km (podzielona na dwa dni) i wystartowało ponad 60 osób. Aż się boimy myśleć, co będzie za rok ;)
Wielkie dzięki i brawa dla wszystkich, którzy z nami pojechali, którzy wspierali nas na trasie, i którzy sprawili, że ten wyjazd był możliwy. Do zobaczenia na trasie (może wcześniej niż za rok) :-)
I dziękujemy naszym kolegom za miły prezenty :-)
O 10-tej pamiątkowe zdjęcie i ruszamy :-)

Etisoft bike team© djk71
Tym razem jesteśmy podzielni na cztery, nieco większe niż wczoraj, grupy. Ruszamy w krótkich odstępach, ale na podjeździe na Przełęcz Glinne i tak ekipy się mieszają. Każdy jedzie swoim tempem, a jest co podjeżdżać ;-)

Jesteśmy na granicy© djk71
U góry chwila odpoczynku i przed nami wielokilometrowy zjazd.

Przed nami zjazd po słowackiej stronie© djk71
W Namestowie krótka przerwa, czekają tu na nas wozy wsparcia z zapasem wody.
Chwilę później mamy kolejny postój, tym razem przymusowy. Adam, który dziś dołączył do naszej ekipy, pomny naszych wczorajszych awarii chciał się chyba mocniej zintegrować i też łapie kapcia. Typowy snejk, więc pewnie zbyt słabo napompowane koło.

Cienkie kółka też łapią awarie© djk71
Usuwamy awarię i ruszamy, by po chwili znów się zatrzymać. Jest gorąco, bardzo gorąco i okazuje się, że Alicja niefortunnie na postoju zostawiła rower i opona zdążyła się okleić mazią smoły, asfaltu, czy czegoś w tym stylu. Szybkie czyszczenie i możemy jechać dalej.

Jedziemy dalej© djk71
Krótka sesja fotograficzna, przy jeziorku :-)

Pięknie tu© djk71
Chwilę później, tuż przed Trzcianą czeka na ostry podjazd.
Jest podjazd, jest zabawa© djk71
Byłoby łatwiej gdyby... asfalt się nie kleił. Jedzie się koszmarnie.

Co to się tak klei?© djk71
Adam w walce z nawierzchnią daje z siebie wszystko i... zrywa hak :-( Widać, że bardzo chciał się z nami zintegrować...

Jak awaria, to na poważnie© djk71
To koniec dla niego? Nie... przecież mamy wsparcie. My ruszymy dalej, a naszemu pechowcowi po chwili zostaje dostarczony nowy rower :-)
Wjeżdżamy na drogę rowerową, która wiedzie aż do Nowego Targu.

Piękna rowerówka© djk71
Wjazd co prawda mocno ukryty, ale ten kto go odnajdzie może liczyć na fantastyczną nagrodę.

Che się jechać© djk71
Trasa zrobiona na nasypie dawnej kolejki jest zupełnie oddalona od drogi, jedzie się więc fantastycznie, a widoki są tak piękne, że nikt nie zauważa, że pokonujemy kolejne kilometry jadąc wciąż w górę.
Na trasie piękne mostki...

Kolejny mostek© djk71
... i wiaty gdzie można odpocząć.

Jest gdzie odsapnąć© djk71
Są też inne atrakcje

Droga krzyżowa?© djk71
Wszyscy się zachwycają panoramą i pstrykają setki zdjęć.

I zdjęcie© djk71

I jeszcze jedno zdjęcie© djk71

I grupowo© djk71
W końcu docieramy na obiad do Chochołowa. Zasłużyliśmy. Spotykamy tu pozostałe grupy. Posiłek bez pośpiechu, bo do mety mam już tylko ok. 22 km, a czas mamy bardzo dobry.
Z pełnymi brzuchami ruszamy dalej. Baliśmy się, że tuż po obiedzie nie będzie się chciało, ale po raz kolejny widoki sprawiają, że nikt nie myśli o zmęczeniu, czy podjazdach.

Jak tu nie jechać© djk71
No dobra, ten w Kościelisku dał się zauważyć, ale znów widok i późniejszy długi zjazd zrekompensował wszystko.

Już blisko© djk71
Przejazd do hotelu przez Zakopane znów pod górkę, ale teraz już chyba nikt tego nawet nie zauważył.
Jesteśmy w hotelu. Dwie grupy już na miejscu, jedna dojeżdża po chwili. Trochę później dojeżdża jeszcze dwójka naszych kolegów, którzy postanowili wystartować dziś o świcie z Gliwic, a wieczorem wprost na kolację dociera samotnie Andrzej.

Były dyplomy© djk71
Wieczór upływa pod znakiem wspomnień z trasy, opowieści i zastanawiania się gdzie i ile osób pojedzie w przyszłym roku. W tym roku trasa była 200 km (podzielona na dwa dni) i wystartowało ponad 60 osób. Aż się boimy myśleć, co będzie za rok ;)
Wielkie dzięki i brawa dla wszystkich, którzy z nami pojechali, którzy wspierali nas na trasie, i którzy sprawili, że ten wyjazd był możliwy. Do zobaczenia na trasie (może wcześniej niż za rok) :-)
I dziękujemy naszym kolegom za miły prezenty :-)

I prezenty© djk71
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans121.30 km
Czas w ruchu06:33
Vśrednia18.52 km/h
VMAX48.81 km/h
Operacja Zakopane - dzień pierwszy
Dziś długo wyczekiwany dzień, czyli kolejny wyjazd firmowy. Tym razem celem jest Zakopane. Wstępny plan był żeby to zrobić w jeden dzień, ale ponad 60 chętnych sprawiło, że wygrał rozsądek i wariant dwudniowy z noclegiem w Korbielowie.
Rano z Gliwic ruszają 3 grupy - w sumie 32 osoby. Wszyscy (prawie) w nowych strojach przygotowanych specjalnie na tę okazję.
Pogoda idealna, nawet trochę za ciepło.
Jedziemy spokojnie jako druga grupa. W Orzeszu trzecia grupa prowadzona przez Amigę wyprzedza nas, kiedy ja wymieniam dętkę.
Dojeżdżamy spokojnie do Pszczyny. Tu dłuższa przerwa na sesję fotograficzną. Do tego Krzyś nam robi dobrze - są lody ;-)
Czas się posilić, napić...
Jeszcze zakupy przy Rynku i jedziemy dalej.
Piękny odcinek na zaporze... Jak tu pusto dziś...
I zbliżamy się do Bielska. Zaczynają się pierwsze górki, które w palącym słońcu są pewnym wyzwaniem. Wszyscy jednak dają radę.
Po drodze czeka na nas wóz techniczny z wodą...
Niektórzy tak się z tego powodu ucieszyli (a może to od upału), że woda lądowała nie tylko w naszych gardłach...
Nie napiszę szczegółów kto i co miał mokre :-) Ci co byli wiedzą ;-)
Do tego liderka wśród kobiet dostaje bukiecik :-)
Jedziemy rowerówką przez Bielsko. Słyszę strzał. Myślałem, ze to coś na drodze. Niestety to dętka w rowerze Alicji.
Tylko nie mamy klucza do odkręcenia kółka...
W końcu jednak się udaje...
Dziurka Alicji jest wielka...
Co więcej do wymiany nadaje się też opona.
Przypominamy sobie, że przed chwilą przejeżdżaliśmy obok sklepu rowerowego. Delegacja udaje się na zakupy, a my odpoczywamy.
Po chwili jest sukces - mamy oponę - można jechać dalej.
Chwilę później spotykamy się z grupą Amigi, która rusza z obiadu, a my mamy dłuższy postój na uzupełnienie kalorii...
Karczma jest przy stadninie więc nie dziwią takie teksty ;-)
W końcu trzeba ruszyć.... na początek spalamy kalorie na podjeździe w Wilkowicach. W nagrodę czeka nas długi piękny zjazd.
Dojeżdżamy do Żywca. Stąd niestety bardziej ruchliwa droga, ale nie jest najgorzej.
Jeszcze zdjęcia przy wjeździe do Korbielowa
I po kilku km meldujemy się pod hotelem.
Wszyscy spokojnie dali radę. Czas na kąpiel, kolację i tort z okazji urodzin jednego z naszych kolegów.
A teraz spać, bo jutro dojeżdża około 30 naszych kolegów i ruszamy w dalszą drogę przez Słowację do Zakopanego.
Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, dzięki osobom wspierającym. Brawa dla wszystkich ;-)
Rano z Gliwic ruszają 3 grupy - w sumie 32 osoby. Wszyscy (prawie) w nowych strojach przygotowanych specjalnie na tę okazję.

Krótka odprawa© djk71
Pogoda idealna, nawet trochę za ciepło.

Okolice piękne© djk71
Jedziemy spokojnie jako druga grupa. W Orzeszu trzecia grupa prowadzona przez Amigę wyprzedza nas, kiedy ja wymieniam dętkę.
Dojeżdżamy spokojnie do Pszczyny. Tu dłuższa przerwa na sesję fotograficzną. Do tego Krzyś nam robi dobrze - są lody ;-)

Zdjęcia muszą być© djk71
Czas się posilić, napić...

Wzajemna pomoc© djk71
Jeszcze zakupy przy Rynku i jedziemy dalej.

Jedni w sklepie, inni zdjęcia robią© djk71
Piękny odcinek na zaporze... Jak tu pusto dziś...

Jedzie się pięknie© djk71
I zbliżamy się do Bielska. Zaczynają się pierwsze górki, które w palącym słońcu są pewnym wyzwaniem. Wszyscy jednak dają radę.

Są pierwsze podjazdy© djk71
Po drodze czeka na nas wóz techniczny z wodą...

Jest wóz techniczny z wodą© djk71
Niektórzy tak się z tego powodu ucieszyli (a może to od upału), że woda lądowała nie tylko w naszych gardłach...
Nie napiszę szczegółów kto i co miał mokre :-) Ci co byli wiedzą ;-)
Do tego liderka wśród kobiet dostaje bukiecik :-)

Bukiet na premii górskiej© djk71
Jedziemy rowerówką przez Bielsko. Słyszę strzał. Myślałem, ze to coś na drodze. Niestety to dętka w rowerze Alicji.
Tylko nie mamy klucza do odkręcenia kółka...

Jak to odkręcić© djk71
W końcu jednak się udaje...
Dziurka Alicji jest wielka...

Jest dziura© djk71
Co więcej do wymiany nadaje się też opona.

Nie wgląda to dobrze© djk71
Przypominamy sobie, że przed chwilą przejeżdżaliśmy obok sklepu rowerowego. Delegacja udaje się na zakupy, a my odpoczywamy.

Wymuszony odpoczynek© djk71

Rower czeka© djk71
Po chwili jest sukces - mamy oponę - można jechać dalej.

Jest opona© djk71
Chwilę później spotykamy się z grupą Amigi, która rusza z obiadu, a my mamy dłuższy postój na uzupełnienie kalorii...
Karczma jest przy stadninie więc nie dziwią takie teksty ;-)

Ot, taka prawda© djk71
W końcu trzeba ruszyć.... na początek spalamy kalorie na podjeździe w Wilkowicach. W nagrodę czeka nas długi piękny zjazd.
Dojeżdżamy do Żywca. Stąd niestety bardziej ruchliwa droga, ale nie jest najgorzej.
Jeszcze zdjęcia przy wjeździe do Korbielowa

Jest Korbielów© djk71
I po kilku km meldujemy się pod hotelem.

I jesteśmy wszsyc pod hotelem© djk71
Wszyscy spokojnie dali radę. Czas na kąpiel, kolację i tort z okazji urodzin jednego z naszych kolegów.

Wszystkiego najlepszego Adam :-)© djk71
A teraz spać, bo jutro dojeżdża około 30 naszych kolegów i ruszamy w dalszą drogę przez Słowację do Zakopanego.
Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, dzięki osobom wspierającym. Brawa dla wszystkich ;-)