Wpisy archiwalne w kategorii

łódzkie

Dystans całkowity:2302.60 km (w terenie 902.40 km; 39.19%)
Czas w ruchu:133:30
Średnia prędkość:17.25 km/h
Maksymalna prędkość:50.68 km/h
Suma podjazdów:317 m
Maks. tętno maksymalne:199 (105 %)
Maks. tętno średnie:175 (90 %)
Suma kalorii:2537 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:85.28 km i 4h 56m
Więcej statystyk

Orient Akcja

Sobota, 25 maja 2019 · Komentarze(3)
Kolejna edycja Orient Akcji.

Orient Akcja © djk71

Od początku roku w planach, ale wiem jak moje plany wychodzą więc i teraz się nie nastawiałem zbytnio. Ostatecznie okazuje się, że jadę. Wstaję wcześnie, tak żeby o szóstej wyjechać i mieć sporo czasu przed startem. Zapominam dokumentów, powrót do domu. Na "jedynce" przebudowa drogi, po jednym pasie w każdą stronę. Ostatecznie docieram do bazy tak, że idealnie zdążam się przygotować, przebrać, odebrać numer startowy i bony na jedzenie.


Zdjęcie by Renata :-)

Rower gotowy.

Rower gotowy © djk71

Jest też chwila żeby zamienić choć po kilka słów ze znajomymi, których tu nie brakuje. Na dłuższe rozmowy nie ma czasu, na testową przejażdżkę też nie, a szkoda, bo przynajmniej bym ogarnął położenie dróg obok bazy.

Start
Ustawiamy się na starcie (bez rowerów). Sporo rowerzystów. Za chwilę na ziemi przed każdym z zawodnikiem położona zostanie mapa.

Czekamy na mapy © Ewa Redo

Będziemy mogli ją zobaczyć dopiero na hasło, równocześnie. Mapa A3 w skali 1:60 000. Zaznaczone są 24 punkty kontrolne. Ci którzy zaliczą od 1 do 13 (dowolnych spośród wszystkich) będą klasyfikowani na trasie Mega, ci którzy znajdą 14 i więcej na trasie Giga.
Jeszcze rano nie byłem pewien, którą trasę będę próbował przejechać. Czy komplet (ok. 120 km), czy tylko  krótszą wersję (ok. 60 km). Limit czasu 8:30h. Kiedy tu przyjechałem już podjąłem decyzję - dziś tylko Mega. Za mało jeżdżę żeby się porywać na całość.

Trwa odprawa © djk71

Odwracamy mapy. Rysuję trasę.


Zdjęcie by Xzibi Aries :)

Jak zawsze łatwo nie jest. Wybieram punkty z dolnej części mapy. Przyjrzyjcie się opisom punktów - da się? Da. A nie tak jak czasem: drzewo, drzewo, ścieżka, drzewo, ścieżka, koniec ścieżki, drzewo... Tu aż się chce szukać :-)
Ruszam.


Zdjęcie by Renata :-)

PK 10 - przy norze
Pierwszy miał być punkt piąty ale jakoś dziwnie spojrzałem na kompas i wyjechałem nie tą droga, którą chciałem. Kręcę i próbuję się zorientować gdzie jadę. Na dziesiątkę. Nie jest źle, bo tym punktem chciałem zakończyć, najwyżej pojadę w odwrotnym kierunku. Przede mną kilka osób. Zatrzymuję się z nimi zaczynamy szukać punktu. Nie ma. Coś jest nie tak. Cofam się i jeszcze raz mierzę. Niby dobrze. Po chwili okazuje się, że miejsce od którego mierzyłem, to nie to, o którym myślałem. Punkt jest dalej. Dojeżdżam i inni zawodnicy wskazuję mi kierunek. Super. Wtopa na dzień dobry.

PK 8 - wyrobisko
Próbuję nadgonić czas. Wyprzedzam chłopaków, których spotkałem na dojeździe do poprzedniego punktu. I tak wybierają inną drogę. Po chwili znów się mijamy, na punkcie jednak jestem pierwszy mimo, że trochę go przestrzeliłem.

PK 11 - zachodnia krawędź cmentarza
Wyjeżdżam na asfalt. Albo jestem taki słaby, albo wieje. Do tego świeci słońce. Wiem, że niektórzy się z niego cieszą, ja nie lubię. Odmierzam odległość i wjeżdżam... w złą przecinkę. Zawracam i znów muszę się cofnąć. Dojeżdżam do cmentarza i lewdo go zauważam. Do raczej pozostałości cmentarza. Jest punkt.

Pozostałości cmentarza © djk71

Przykry to widok © djk71


PK 4 - południowy skraj wrzosowej polanki
W drodze do kolejnego punktu kolega, z którym spotkaliśmy się na cmentarzu zawraca. Spadł mu mapnik, nawet się nie zatrzymuję, nie mam ani zipów, ani taśmy, nie bardzo byłbym tym razem pomocny. Trzeba pamiętać żeby uzupełnić narzędzia na przyszłość.
Spotykamy się przy punkcie.

PK 9 - pod hubą (kikut drzewa)
Droga na dziewiątkę nieco zagmatwana na mapie, ale okazuje się, że do punktu trafiam bezbłędnie, zaliczając po drodze kilka mostków.

Prawie czerwony dywan © djk71

Kolejny most © djk71

Punkt na kikucie drzewa © djk71

PK 24 - zbocze nad rozlewiskiem
Wybieram dojazd asfaltem. Potem droga obok lokalnego boiska.

Do tej pory myślałem, że te słupki stoją tylko przy drodze © djk71

Fajne ograniczniki boiska © djk71

I ciekawe drzewa obok jeziorka.

Co się dzieje z tym drzewem? © djk71

Rozlewisko dość spore, ale tym razem dobrze odmierzam, choć kolega jadący z przeciwka upiera się, że też odmierzył dobrze i szuka kawałek dalej. Punkt jednak jest tam gdzie stanąłem. Tak na prawdę o pomyłkę jednak nie trudno. Na mapie różnica 1 milimetra to w terenie 60 metrów, a szukając w krzakach to już jest co chodzić :-) 

PK 3 - wał
Jadę znów lekko dookoła, ale dziś zdecydowanie bardziej wolę asfalt. Coś nie mam siły. Punkt prosty więc szybko podbity.

PK 1 - przy słupku w wyrobisku
Zgodnie z prognozami zaciemniło się i zaczyna kropić. Zakładam kurtkę. Walczę z piachem deszczykiem, i mierzeniem odległości.

I gdzie teraz? © djk71

Pomierzyłem dobrze i... przejechałem. Mistrz. Wracam. Oczywiście jest ścieżka i jest punkt. Za mną już (albo dopiero) ponad 40 km, a ja czuję potworne. Źle się czuję. Ciężko mi się kręci. Spróbuję jednak zaliczyć kolejne punkty.

PK 13 - brzeg bagna
Deszcz tylko postraszył i szybko zniknął. Do punktu dojeżdżam tym razem bez problemu. Podchodzę jednak ostrożnie, pamiętam już bagna z innych zawodów i... potrafią postraszyć... Pięknie tu.

Ślicznie tu © djk71

Trochę strasznie © djk71


PK 19 - wykrot nad strumykiem
Wybieram inny wariant dojazdu niż początkowo planowałem i coraz bardziej mam dość terenu. Zero kondycji. Mijam punkt, docieram do asfaltu i odmierzam odległość. Nie ma. Cofam się choć to niezgodne z odległością. Oczywiście punktu nie ma. Jeszcze raz patrzę na mapę i... przecież punkt jest na łuku strumyka. Czyli tam gdzie wymierzyłem. Oczywiście jest :-) Brawo Kawecki! Nie ma jak sobie nie wierzyć.

Rower też potrzebuje odpoczynku © djk71


PK 21 - skarpa nad zachodnim brzegiem wyrobiska
Po drodze muszę się zatrzymać. Boli mnie głowa. Czuję nudności. Fatalnie. Chwili przerwy i ruszam dalej. Przed punktem piaskowy podjazd. Wprowadzam rower. Punkt zaliczony.

Skarpa przy wyrobisku © djk71

PK 23 - brzeg jeziorka
Jeszcze dwa punkty. Najchętniej bym już wrócił do bazy, ale spróbuję.
Trafiam na kolejne podjazdy i piaski. Piaskownice... Szlag by to trafił.

Piach, piach, piach... © djk71

Ledwo żywy docieram do jeziorka. Krótkie szukanie i jest punkt.

Jeziorko w lesie © djk71

PK 5 - karłowata sosna
Patrzę na mapę i szukam alternatywy do drogi, którą tu dotarłem. Nie chcę już piachu. Trudno nadrobię trochę, ale może będzie łatwiej. I jest. Sporo asfaltu i do tego chyba z górki. Ostatni punkt. Mijam jeziorko i wracający z punktu zawodnicy wskazują mi gdzie go szukać. Podbity. :-)

Jest i karłowata sosna © djk71


Meta
Nabieram sił i gnam do mety jak wariat. Tak mi się przynajmniej wydaje :-) Oddaję kartę.


Zdjęcie by Renata :-)

Krótkie rozmowy, chowam rower do auta, przebieram się i idę coś zjeść. Wszyscy siedzą na zewnątrz knajpki ciesząc się słońcem. Ja mam go dość. Zostaję wewnątrz. Czas wracać.

Mimo złego samopoczucia pod koniec, totalnego zmęczenia, zrobienia 80 km zamiast 60 km jestem zadowolony, że przyjechałem. Świetny klimat, super organizatorzy, piękny teren... To lubię. :-)

Orient Akcja, czyli piach, wiatr i plecy

Sobota, 15 września 2018 · Komentarze(5)
To już X edycja Orient Akcji. Mimo, że do tej pory było mi dane wystartować w nich tylko raz (na V edycji), to miło wspominam te zawody. Po długiej przerwie w startach, trzy tygodnie temu trafiłem na KoRNO i pisząc relację wspomniałem, że Orient Akcja, była ostatnią, na której powalczyłem do końca. W tym roku też nie planowałem startować, ale Michał zagadał gdzieś w jakimś komentarzu żebym przyjechał i... zasiał ziarno niepokoju :-)

W niedzielę po długiej przerwie odezwał się kręgosłup. W poniedziałek w pracy, Amiga widząc jak się ruszam, pobiegł od razu rano po ketonal, kilka godzin później jednak i tak korzystałem z usług NFZ :-( Leki, leki i zalecone L4, na które brakło czasu. Na szczęście tabletki pomagały i mogłem jako tako funkcjonować. Nie zapowiadało się jednak na wizytę w Sieradzu, tym bardziej, że chcąc się zapisać na zawody, na pół godziny przed zakończeniem zapisów dostałem na stronie komunikat, ze rejestracja została zakończona.
Rano odezwał się Michał mówiąc, że widocznie był jakiś błąd i może mnie dopisać. Co było robić, w sobotę pobudka wczesnym rankiem i o 5:30 wjazd. Nie wiedziałem jak zareaguje mój organizm, trudno będzie bolało to wrócę do bazy, a wyjazd wykorzystam jako okazję do odwiedzin dawno niewidzianej rodzinki.

START
Przyjazd, rejestracja, kilka słów ze znajomymi, których jest tu więcej niż się spodziewałem i po chwili zaczyna się odprawa.

Odprawa na Orient Akcji (zdjęcie znalezione na FB)

Kilka minut później dostajemy mapy A3 (1:60 000) z zaznaczonymi 25 punktami. uczestnicy mają do wyboru:
- zaliczenie od 1 do 13 punktów i klasyfikację na trasie MEGA
- zaliczenie od 14-25 punktów i klasyfikację na trasie GIGA
Na całość mamy 8 godzin.  Już jadąc tu zdecydowałem, że tym razem tylko MEGA, 2,5h w aucie tylko mnie w tym utwierdziło. Plecy bolą.

Wytypowanie tylko części punktów do zaliczenia chyba nie jest wcale łatwiejsze niż zaplanowanie całości. Postanawiam zacząć ok PK 22, potem jednak zmieniam zdanie zostawiając sobie ten punkt na koniec. Kończę rysować trasę i wkładam mapę do mapnika - udaje się ją złożyć tak, że nie będę musiał jej odwracać na trasie - widzę wszystkie moje punkty. Kiedy jestem gotowy pada hasło START - idealnie.

PK 22 - koniec nasypu
Wyjeżdżam z bazy, dojeżdżam do asfaltu i skręcam w prawo. Jeszcze przed wiaduktem kolejowym powinien być skręt w lewo i... go nie ma. Cofam się i... jest, tylko trwające na jezdni roboty drogowe sprawiły, że go nie zauważyłem. Jadę i zaczynają się pojawiać pierwsze piaski - no tak łódzkie... ;-)
Pierwszy punkt i pierwsze problemy - albo coś jest nie tak, albo ja coś źle odczytałem, mam wrażenie, że punkt jest dalej niż mi się wydawało, ale może to oko jeszcze nie przywykło do skali. Punkt zaliczony w większej grupie - jestem klasyfikowany, można wracać do bazy ;-)

PK 20 - skraj wału
Jadę jednak na kolejny punkt i... faktycznie prawie wracam koło bazy. Jak ja to zaplanowałem? Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej zorientuję się, że wyjeżdżając z bazy miałem na asfalcie skręcić w lewo i zacząć od punktu, na który właśnie jadę, a ten, o którego zacząłem miał zostać na koniec. Tak to jest jak się za dużo nakreśli na mapie.
Plecy bolą coraz bardziej, do tego pojawiające się piaski wymagają jednak włożenia sporego wysiłku w pedałowanie. Niedobrze.
Skręcam trochę za wcześnie i chwilę zajmuje odnalezienie punktu, tym razem pomocni byli inni zawodnicy, którzy znaleźli go przede mną. 

PK 11 - róg dawnego cmentarza
Tym razem punkt odnaleziony bez żadnych przygód. Nie licząc piachu ;-)

PK 1 - brzeg strumienia
Strumyka co prawda nie widziałem, ale mostek obok, całkiem klimatyczny ;-)

Mostek jest, strumyk był © djk71

PK 21 - górka
Nie lubię górek, skałek i obniżeń terenu, bo... zawsze się okazuje, że jest ich obok siebie kilka i zawsze zaczynam szukać od niewłaściwej. Tu jest podobnie, nie chciało się dokładnie odmierzyć odległości to zaliczam dodatkowe przedzieranie się przez jeżyny... Po chwili jednak jest i perforator.

PK 14 - grobla
Dojeżdżam w pobliże punktu i spotykam wracającego zawodnika, który nie znajduje punktu. Okazuje się, że pomylił opisy, a ja przy okazji dowiaduję się, że na mapie też są umieszczone opisy. Moja jest tak złożone, że ich nie zauważyłem. Do tej pory korzystałem z wyjaśnień umieszczonych na karcie startowej, co jest całkiem fajnym pomysłem.
Idziemy do punktu razem i tym razem znajdujemy go bez żadnych problemów.

PK 2 - obniżenie terenu
Znów piachy po drodze. Ma być obniżenie po lewej stronie, a ja widzę same wzniesienia. Zostawiam  rower, wspinam się, żeby z góry zobaczyć punkt.

PK 6 - wyrobisko
Dojeżdżam do punktu i... spotykam Grzesia. Dziwne, rano go nie widziałem. Po chwili wszystko jasne. Dotarł na start w ostatniej chwili. Czyli jak zwykle :-) Mnóstwo ludzi szukających punkt, ale trochę dalej. Tym razem mierzyłem i wydaje mi się, że jestem we właściwym miejscu. I tak jest. Tym raz to ja wskazuję innym gdzie szukać.

PK 19 - charakterystyczne drzewo
Drzewo jest faktycznie charakterystyczne. Normalnie pewnie pstrykałbym zdjęcie. I tu i wcześniej, ale brakuje mi podręcznego aparatu, takiego do wyciągnięcia nawet w trakcie jazdy, albo szybko na postoju. Telefon się do tego nie nadaje. Poza tym nie lubię robić zdjęć telefonem.
Spotykam zawodników, którzy strasznie narzekają na wiatr. Faktycznie, a ja się dziwiłem czemu całą drogę zawieszona na szyi karta startowa łopocze jak flaga na maszcie. I to zmęczenie... dopiero teraz zauważam, że faktycznie... nieźle wieje...

PK 25 - brzeg jeziorka
Jestem coraz bardziej zmęczony. Jeziorko to mocno powiedziane, choć trochę wody tu jest, w przeciwieństwie do strumyka na jedynce ;-)

PK 16 - kępa drzew
Tym razem punkt obok bunkra (czy też schronu) z 1939r. Takich budowli spotkam tu jeszcze kilka. Klimat jak w moich okolicach. Czyżby tu przebiegała granica? Chyba nie... chociaż nie wiem....

Schron (bunkier) z 1939r. © djk71


PK 5 - brzeg rzeki
Dojazd do punktu niby prosty, ale na zmęczeniu i do tego co chwilę podjazd i zjazd. Niby taki minimalny, ale wykańcza mnie. Punkt łatwo odnaleziony.

PK 8 - przy starorzeczu
To już ostatni punkt. Dojeżdżam i nie ma punktu. Jestem chyba bardzo zmęczony, bo zamiast poszukać 5-10m w prawo lub w lewo, bo przecież do tej pory za każdym razem gdy mierzyłem odległości trafiałem bezbłędnie, a tu przecież mierzyłem, to ja... odjeżdżam kilkadziesiąt metrów i zaczynam szukać w zupełnie innym miejscu. Po chwili dostrzegam zawodników w miejscu gdzie byłem przed chwilą. Wracam i oczywiście punkt był tuż obok.

Meta
Dojeżdżam do mety wykończony ale zadowolony.

Do bazy łatwo trafić © djk71

Zadowolony przed wszystkim dlatego, że dałem się namówić na przyjazd tu (super organizacja i atmosfera), ale również, mimo kilku błędów, ze swojego startu, że mimo bólu nie poddałem się i zaliczyłem komplet punktów na trasie MEGA.  Zajęło mi to pięć godzin, ale było to pięć godzin super zabawy. Jednak lubię te starty.... :-) W sumie wynik nie taki zły: 17 miejsce na 112 startujących.

Chwila rozmowy ze znajomymi, trochę kalorii z grilla i wracam do domu. Gdyby nie to, że miałem w planach odwiedziny u rodziny to zostałbym to zakończenia, ale nie tym razem. Poza tym kręgosłup domagał się już odpoczynku.

Bike Orient, czyli Patriotyzm ważniejszy niż zabawa

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy









Oświadczenie:

Dorosły człowiek powinien umieć podzielić swój czas na zabawę i na patriotyzm. I to właśnie dziś uczyniłem. Zjechałem z trasy zawodów po to, aby dopingować naszych zawodników w meczu ze Szwajcarami w 1/8 Mistrzostw Europy.



I tej wersji będę się trzymał choćbyście nie wiem co przeczytali poniżej :)

Wciąż po głowie mi chodzi, żeby wrócić do regularnych startów w zawodach na orientację i wciąż  nie wiadomo, co z tego wyjdzie. Tym bardziej, że od 3 tygodni nawet na chwilę nie skalałem się żadną aktywnością fizyczną :-( Bike Orient jest jednak jedną z imprez typu "must be" :)

Wcześnie rano wyjeżdżamy z domu i około 8:30 meldujemy w ośrodku Centrum Taraska, które jest dziś bazą zawodów. Jest sporo czasu, aby przygotować rowery, przebrać się, zamienić kilka słów ze znajomymi. Jest gorąco. Bardzo. Zanim skończyłem zabawę z przygotowywaniem roweru byłem już cały mokry, a my być cieplej.

Trochę zaskakuje lokalna architektura...

A co to? © djk71

Zaczyna się odprawa, rozkładane przed nami są mapy, podawane ostatnie wskazówki i zaraz ruszamy.

Mapy już czekają © djk71

Dostaję mapę i... nie mam pojęcia jak wyznaczyć trasę. Żaden z wariantów nie wydaje mi się optymalny.

Jak wyznaczyć trasę © Xzibi Aries

Wybieram oczywiście trasę Giga, czy przede mną 8 godzin, 100km i 20 Punktów Kontrolnych do zaliczenia. Kończę kreślenie trasy i ruszam. Po wyjeździe na asfalt wyprzedza mnie samochód, zwalania i kobiety z auta krzyczą, że wszyscy pojechali w przeciwną stronę. To dobrze. Nie będzie tłoku, czyli będzie jak lubię.

PK 2 - Skarpa nad rzeką

Do punktu dojeżdżam prawie bez problemu.

Punkt na skarpie © djk71

PK 4 - Brzeg rzeki
Dojazd do kolejnego punktu zaznaczyłem na mapie od północno-wschodniej strony. Trochę dookoła ale pewniej i bez przechodzenia przez rzekę. Po drodze jednak wyprzedza mnie Łukasz i widzę, że będzie podchodził z drugiej strony. Jadę za nim, jak on da radę, to ja też 
I daję :)

Były miejsca gdzie było płyciej :-) © djk71

Plecak lekko zamoczyłem ;)

PK 20 - kamień

Teraz długi przelot na południe. Ciepło jak diabli. Myślałem, że spodenki wyschną w momencie, ale tak nie jest. Może to i dobrze, przynajmniej w tyłek mi chłodno.
Gorzej u góry. Nie włożyłem niczego pod kask żeby zupełnie nie zagotować i mam tego efekt. nie mam włosów więc pot nie ma gdzie się zatrzymać i leci prosto do oczu. Co chwilę muszę się zatrzymywać i przecierać oczy bo pieką jak diabli.

Przed punktem wyprzedza mnie Piotrek B. Nie dziwi mnie to, ale wydaje mi się, że nieco przestrzelił. Skręcam w ścieżkę między drzewami i po chwili jestem przy punkcie, zaraz za mną jest i Piotrek.

Jest i kamień © djk71

Z punktu to on jednak wyjeżdża pierwszy, a ja chcąc zrobić komuś miejsce ładuję się w krzaki i jakoś tak dziwnie wykręcam nogę, że łapie mnie skurcz. Na szczęście po chwili przechodzi. Mogę jechać dalej.

PK 19 - Brzeg starorzecza
Po drodze dogania mnie Bartek, nie widziałem go na starcie. Pozwalam mu jednak jechać swoim tempem, dla mnie za gorąco żeby się ścigać. Piachy zaczynają dawać w kość.

Piachów tu nie brakuje © djk71

Ciężko się jedzie. Dojeżdżam do pary zawodników, a po chwili dogania nas Grześ. Fajnie, ale zaczyna się to czego nie lubię, czyli przestaję pilnować mapy i zamiast jechać swoje kieruję się za grupą. Mam wrażenie, że jedziemy inaczej niż powinniśmy, ale jadę z nimi, tym bardziej, że po chwili dołącza Adam (jak się potem okaże dzisiejszy zwycięzca). W końcu trafiamy do punktu.

PK 1 - Skarpa na Pilicą (BUFET)
Następny punkt to bufet. Zanim tam dotrę przeżywam drogę przez piekło. Jest coraz goręcej. Najwyższa temperatura w słońcu jaką zauważyłem to 48 stopni (na zdjęciu trochę mniej, ale nie miałem siły żeby co chwilę pstrykać).

Jak w piekle © djk71

Nie da się jechać, nierówności zrzucają z roweru i każą go prowadzić. Na szczęście to nie tylko moje wrażenie. Grześ mnie dogania również pieszo.

Nie da się jechać © djk71

Byle do lasu. Ale tam nie jest lepiej. Niby miejscami cień, ale za to więcej piachów :-( Mam dość. Jadę, a licznik pokazuje prędkość 3,2 km/h !!! Nie mam siły. Siadam, odpoczywam ale mocy nie przybywa ;-( Byle do bufetu. W plątaninie ścieżek zamiast odbić na północ jadę na wschód. i finalnie do punktu docieram przez Dąbrówkę.

Bufet jak zawsze obfity ale słońce jest i tutaj. Wymarzony arbuz jest ciepły (ale i tak dobry). Woda lekko się gotuje (ale dobrze, że jest).
Nie spieszy mi się. Miałem nadzieję się wykąpać w Pilicy, ale skarpa okazuje się być skarpą ;-( Nikt mnie nie zmusi do zejścia, a w szczególności do późniejszego wspinania się :-(

Bufet na skarpie © djk71

Chwila rozmowy z Kaśką i Tomalosem, oni jadą dalej. Ja wiem, że to nie ma sensu. Zagotowałem się. Wracam do bazy. Po drodze jeszcze mógłbym zgarnąć jeden, czy dwa punkty ale nie biorę tego wcale pod uwagę. Chcę asfaltu i odpoczynku.

Meta
I to był dobry wybór. Nawet na asfalcie nie miałem sił by kręcić. Końcówka to była prawdziwa męczarnia. W końcu jednak docieram do bazy. Mam raptem 5 punktów, co jest połową dla trasy Mega. Gdzie tam Giga? Ale wiem, ze dobrze zrobiłem. Nie było sensu ryzykować zdrowia. Trudno, to nie był mój dzień.

Biorę prysznic. Idę na obiad. No cóż, ośrodek preferuje jedzenie wegetariańskie (a może wegańskie, nie znam się). Może i coś w tym jest ale to nie w moim stylu, najbardziej smakuje z tego kompot...

Ośrodek Centrum Taraska © djk71


Potem mecz. Fajnie, że udało się zorganizować pokaz (i co z tego, że bez głosu :-) ). Mieliśmy okazję w dość sporym gronie (patriotów ;) ) dopingować naszych piłkarzy. Przynajmniej tu odnieśliśmy sukces.

Oglądamy mecz © Paweł Banaszkiewicz


Po meczu kolejna moja porażka. Chciałem sobie kupić koszulkę rowerową BO i... zostały rozmiary dla dzieci (L i mniejsze) :-( Nie mam dziś szczęścia. Na metę dociera Amiga z Karoliną, potem Marzka. Wszyscy zmęczeni. Czekam, aż się ogarną, jeszcze tylko rozdanie nagród i czas wracać do domu. Nie chce mi się, boję się, że będzie to ciężka podróż, ale jakoś udaje się bez problemów dotrzeć do domu.

Fajnie było znów spotkać znajome twarze, porozmawiać (Jarek, Łukasz - sorry, że jednak nie udało się zostać dłużej i pogadać o Włoszech, ale byliśmy już zmęczeni i chcieliśmy do domu - jakby coś to kontakt na priv).

Organizacja jak zawsze super!
No dobra, żeby nie było za słodko: zabrakło lodu na bufecie, mięsa w obiedzie i koszulek w moim rozmiarze :)

OrientAkcja, czyli pojedynek z szermierzami

Sobota, 21 maja 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jakoś nigdy nie udało mi się dotrzeć na OrientAkcję, choć Amiga wspominał, że to całkiem fajna impreza. W tym roku do samego końca też nie byłem pewien, czy się uda. Ale kusiło. Impreza w tym roku (dwie edycje) jest częścią Puchar Bike Orient, zapowiadają ładną pogodę, poza tym w końcu chciałbym wrócić na trasy imprez na orientację. Żona mówi, że mogę jechać więc... jadę ;-)

Pierwszy sukces już w trakcie dojazdu samochodem do Zofiówki koło Tuszyna. Po drodze wyprzedza mnie Grzesiu, a jednak to ja melduję się w bazie pierwszy. Śmieję się, że oby tak było do końca dnia...  Drugi sukces już po chwili... udaje mi się dostać od organizatorów drugą kartę startową, bo... pierwsza gdzieś się zapodziała, nie wiem, czy wiatr mi ją gdzieś porwał, czy gdzieś wypadła...

Sporo czasu na starcie na przygotowanie się, na powitanie ze znajomymi, na krótkie rozmowy i żarty. Przy okazji ekipa szermierzy zwraca mi uwagę, że z moje opony NobbyNic to teraz semi-slicki... Lepiej było nie wiedzieć, teraz się będę stresował.

Po chwili odprawa. Na starcie ponad 200 osób. Na trasie do zdobycia 22 punkty. Ci, którzy zdobędą 12 lub mniej będą klasyfikowani na trasie MEGA, pozostali na trasie GIGA - optymalny wariant na długiej trasie to ok.100km. Oczywiście planuję całą trasę, choć nie wiem czy będę miał tyle sił. Mapa w skali 1:55 000. Jak się potem okażę będzie to miało znaczenie. Aramisy, czyli Basia, Grzesiek i Filip proponują mi wspólną jazdę, ale dziękuję i decyduję się jechać samotnie.

PK 5 - Brzeg rzeki
Na początku nie jest to takie proste, bo mimo, że można zacząć od dowolnego punktu to zawsze do najbliższych punktów ciągną się sznury rowerzystów. Tak samo jest tutaj. Nawet nie trzeba patrzeć na mapę, jedzie się jak po sznurku. Wracając z punktu mijam szermierzy, którzy dopiero tam zmierzają.

PK 16 - Szczyt wzniesienia
Prosta droga do kolejnego punktu. Podobnie jak na Bike Oriencie, tu również mnóstwo osób startuje całymi rodzinami. Widać przyczepki, sztywne hole i foteliki :-)

Da się z dzieckiem? Da... :-) © djk71

Zjeżdżając z punktu znów mijam szermierzy ;-)

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Punkt wydawał się prosty, mijam leśniczówkę, przy kapliczce skręcam w lewo i po chwili mam punkt.
I tak próbuję, skręcam i... punktu nie mam. Krążę wokół i nic. Tracę kilka ładnych minut żeby po chwili cofnąć się do drogi, którą jechałem i... okazuje się, że kawałek dalej była kolejna kapliczka, ta przy której miałem skręcić. A wystarczyło tylko pomierzyć odległość :-(
Spotykam Dawida i do punktu jedziemy razem.

Nie wszędzie jest łatwo © djk71

PK 11 - Grobla
Do punktu docieramy razem z Dawidem. Spotykamy oczywiście... szermierzy. Jak się potem okaże będę z nimi mijał się przez cały dzień ;-)
Z punktu wyjeżdżamy wspólnie, ale na rozwidleniu dróg rozjeżdżamy się w różne strony.

PK 15 - Skrzyżowanie ścieżki z rowem
Prosty punkt, nie będę pisał kto po chwili dojeżdża :-)
Jest ciepło, ale zaczyna się chmurzyć.

Chmurzy się © djk71

PK 7 - Brzeg rzeki
Prosty punkt

PK 18 - Zakręt rowu
Kilka kilometrów asfaltem, mam wrażenie, że przez chwilę trochę wieje.
Podbijam kartę i nie będę pisał kogo spotykam ;-)

PK 1 - Szczyt wzniesienia
Tu daje o sobie znać nietypowa skala i... skręcam 100m wcześniej, niby wszystko pasuje tylko nie widać wzniesienia. Po chwili orientuję się co zrobiłem i decyduję się jechać na azymut. Idealnie wyjeżdżam wprost na punkt. Zjeżdżając dowiaduję się, że na kolejne zawody muszę zmienić plecak. Aramisy informują mnie, że już nie szukają małych kartek z oznaczeniami punktów tylko patrzą gdzie jest mój pomarańczowy odblaskowy plecak ;-)

PK 10 - Brzeg rzeki
Chwila wahania, ale rodzinka z dziećmi naprowadza mnie na punkt.

Po której stronie jest punkt? © djk71

Mój plecak znów naprowadza moich znajomych ;-)
Zastanawiam się, którędy wyjechać z punktu, ale wybieram drogę dookoła, wydaje się pewniejsza. Na asfalcie spotykam grupę, która wybrała przedzieranie się przez chaszcze i mokradła :-) Czas ten sam, tylko ja jestem suchy :)

PK 19 - Skrzyżowanie przecinek
Jedziemy razem. Ależ oni cisną...
Na punkcie czas coś zjeść.

PK 9 - Grzbiet wydmy
Jedziemy wspólnie. Jak zawsze w tym towarzystwie jest wesoło, ale łapię się na tym, że po raz kolejny nie koncentruję się na mapie. To jest to czego nie lubię przy jeździe w grupie. Łatwo się rozkojarzyć. Punkt zaliczony. Po wyjeździe na asfalt uciekają mi. Nie próbuję ich gonić. Zaczynam tracić siły, jadę swoim tempem.

PK 2 - Grobla, przy strumieniu
Przy punkcie znów ich doganiam. Pora znów uzupełnić energię.

Kiedyś tu chyba było coś więcej © djk71

PK 13 - Brzeg wyrobiska
Punkt prosty.

Jest kolejny punkt © djk71

Basia z chłopakami robią przerwę.

W oddali popas © djk71

Ja jadę dalej. Do najbliższego sklepu. Tam uzupełniam płyny i ruszając spod sklepu wyjeżdżając wprost na... sami wiecie kogo :-)

PK 17 - Głaz
Ekipa pojechała przez Boryszów, ja przez Grabicę. Można było skrótem jako oni, ale piachy, których tu pełno dały mi już w kość i wolę jednak nadłożyć drogi, ale jechać po asfalcie. Widać brak kondycji, niestety półtora roku przerwy w treningach wychodzi...
Jakiś kilometr przed punktem... spotykam oczywiście tych, którzy wybrali skróty ;-) Do punktu dojeżdżamy wspólnie.

Głaz © djk71

Krótka wymiana zdań i ja jadę na trójkę, a oni na dwadzieścia jeden.

PK 3 - Złączenie strumieni
Znów wybrałem prostszą lecz dłuższą drogę. Niestety już wiem, że te siedem godzin czasu jakie mieliśmy do dyspozycji to trochę za mało. Gdybym nie pobłądził przy dwóch punktach to może by była szansa na komplet, a tak odpuszczam PK21 i PK6.
Trochę błotnista ścieżka. Chłopak jadący za mną z dzieckiem na foteliku wywraca się, dziecko zaczyna płakać. Zatrzymuję się, ale widzę, że po chwili jadą dalej. Ruszam podbić kartę. Gdy mijamy się obok punktu dziewczynka już jest uśmiechnięta :-)

PK 22 - Skrzyżowanie ścieżek
Zaczyna padać. Zakładam kurtkę. Na szczęście to tylko przelotny opad. Po chwili znów się rozbieram.

PK 14 - Przecinka zagłębienie terenu
Kogóż my tu spotykamy ;-) Okazuje się, że po drodze Grzesiek wyrwał wentyl i musieli wymienić dętkę. Ale znów mnie dogonili. Ruszam dalej. Przede mną ostatnie trzy punkty.

PK 8 - Zagajnik
Zagajnik, łatwo powiedzieć... Po drodze same zagajniki :-) Na szczęście ten jest u zbiegu dwóch ścieżek. Karta przedziurkowana, siadam na rower i w oddali słyszę znajome wołanie ;-) Znów są :-)

PK 12 - Skrzyżowanie ścieżki
Trzeba pędzić, bo na asfalcie pewnie mnie zaraz dogonią. Ale nie, przy punkcie jeszcze ich nie ma. Planowałem wrócić i jechać od zachodu do ostatniego punktu, ale wyjechałem na szeroką drogę wiodącą na wschód i skorygowałem plan.

PK 20 - Brzeg lasu, zrośnięte drzewo
Trochę za bardzo się rozpędzam, ale szybko to zauważam i znajduję właściwą ścieżkę w lesie. Po chwili jest punkt. Spoko, jeszcze sporo czasu do końca. Zdążę.

Meta
Na metę przyjeżdżam jakieś 20 minut przed końcem czasu. Pewnie gdyby nie błądzenie dałbym radę zaliczyć komplet, a tak brakło dwóch punktów. Szkoda, ale i tak jestem zadowolony. Po chwili dojeżdżają moi dzisiejsi rywale. Też bez dwóch punktów.
Teraz czas na żurek i grilla.Jeszcze chwila żartów, komentarzy i czas się żegnać.

Było świetnie. Pomimo braków kondycyjnych jestem zadowolony. I z tego jak mi poszło, i z przypadkowej rywalizacji z Aramisami, i z świetnej trasy i z pogody... Po prostu... z wszystkiego.

Trzeba wrócić do startów w zawodach... brakuje mi tego... Na OrientAkcję mam nadzieję również wrócić ;-)

Bike Orient - Międzyrzecze Warty i Widawki

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Kolejny w tym roku Bike Orient. Jeszcze nie zdążyłem dobrze odpocząć po Śnieżce, a tu kolejna impreza. Do ośrodka w Strumianach koło Burzenina dojeżdżamy wraz z Andrzejem. Tu jednak nasze drogi najprawdopodobniej się rozejdą, a właściwie rozjadą. On wybiera trasę Giga, ja wiem, że nie mam na to siły i pojadę Mega. Chyba :-)

Czasu wystarcza akurat żeby się zarejestrować, przywitać ze znajomymi, przebrać i przygotować rowery. Czas na odprawę, zgodnie z zapowiedziami czeka nas kilkukrotna przeprawa przez Wartę i Widawkę, brody na szczęście są zaznaczone na mapie.

Trwa odprawa © djk71

Rozdanie map. Wytyczam "krótki" wariant, teoretycznie ok. 50km.

Jest mapa, czas na kreślenie © djk71

Wyjątkowo szybko udało się narysować trasę i krótko po haśle: Start ruszam.

PK 6 - grodzisko
Trudno tu nie trafić, przede mną i za mną sporo zawodników, nic dziwnego, w sumie wystartowało chyba ok. 170 osób. Oczywiście ekipa rozjechała się już na starcie w różne strony, ale ileś osób jako pierwszy do zaliczenia wybrało właśnie ten punkt.

PK 5 - lewy brzeg Warty
Trochę inaczej niż planowałem, bo asfaltem zmierzam w stronę punktu. Niestety dalej też zamiast jechać, jak narysowałem, ścieżką wzdłuż Warty jadę za kilkoma zawodnikami obok wału. Zjeżdżamy i widzę, że kierują się w lewo. Wg mnie powinno być w prawo. Czeszemy chwilę nadrzeczne krzaczory, ale punktu nie ma. Ruszam dalej i jest grupa zawodników. No tak, gdybym pojechał jak planowałem ścieżką to wjechałbym prosto na dobrze widoczny punkt.
Kiedy ja się w końcu nauczę panować nad sobą i nie poddawać się "stadu"... Wyjeżdżając z punktu mijam Andrzeja i Tomalosa.

PK 19 - dołek
Zastanawiam się przez chwilę, czy nie jechać tu asfaltem, trochę dalej ale pewniejsza droga, w końcu jednak wybieram teren prze Redzeń Drugi. Dogania mnie Adam. Mówi, że zdążył już połamać mapnik. Nie wygląda to jednak najgorzej, jakoś da radę. Mówię żeby jechał dalej, bo i tak nie dotrzymam mu tempa. Po chwili piasek zrzuca mnie z roweru. Kawałek dalej już nie widzę Adama. Ten ma parę w nogach.

W dołku, na krzesełku © djk71

Dojeżdżam do punktu, odbijam kartę i... nadjeżdża Adam. Przestrzelił.

PK 10 - róg lasu
W Krępicy przy krzyżu mało nie zaliczam upadku i skręcam w stronę, z której wcześniej przyjechałem. Na szczęście kompas na ręce podpowiada mi, że to błędny kierunek. Nadrobiłem tylko kilkaset metrów.
Wracając z punktu znów spotykam Andrzeja. Co on tu robi?

PK 11 - lewy brzeg Warty (bród)
Ciepło. pić się chce coraz bardziej, a tu trzeba rozsądnie dysponować zapasami. Nie dość, że sklepów jak na lekarstwo, to jeszcze w większości dziś zamknięte - święto :-(
Podbijam kartę i pora przeprawić się na drugą stronę. Wygląda, że mimo, iż to Warta to jest płytko - trochę powyżej kolan. Niektórzy ściągają buty, skarpety, ja nawet o tym nie myślę. Myślałem, że woda nas ochłodzi, a tu temperatura letniej zupy...

Dogania mnie Andrzej. Czyżby on też wybrał trasę Mega?

Tu było płytko © djk71

PK20 - wapiennik
W Siemiechowie Andrzej wyjaśnia, że jednak jedzie Giga i zachęca żebym też pojechał skoro po pięciu punktach mamy ten sam czas. Czuję, jednak że nie dam rady i jadę swoje. Andrzej odbija na południe, ja na wschód. Dziwnie, ale mam zagiętą mapę i być może "na dole" jest jeszcze jakiś punkt, który chce zaliczyć. Wybrałem okrężny asfalt i... przed punktem widzę znów Andrzeja, który już go zaliczył.

Wapiennik © djk71

Jak on to zrobił?

PK 16 - dołek
Gorąco. Widząc na mapie zaznaczony sklep postanawiam nadłożyć ok. 2km, ale po pierwsze pojechać asfaltem zamiast terenem, a p;o drugie dokupić nieco picia. Niestety sklep zamknięty. Chwilę potem mnie odcina. Ledwo jadę. Znów piach i słońce. Chwila szukania i jest punkt.

PK 12 - wzniesienie
Jedzie mi się coraz ciężej. Wzniesienie opisane na mapie jako Góra Charlawa nie podnosi mojego morale. Na miejscu okazuje się, że mam szczęście, bo dostaję wskazówki, że punkt jest za wzniesieniem. Bez tego pewnie straciłbym sporo czasu przeszukując wcześniejszą górkę.

PK 18 - siodło (ambona)
Punkt prosty, ale chyba zmęczenie sprawia, że nie zauważyłem ani ambony, ani siodła. Zaczyna mnie boleć głowa i mam mdłości... :(

PK 8 - koniec drogi
Wyjeżdżam z punktu, i po chwili skręcam w prawo ni zauważając, że droga oznaczona jest jako: Łódzki Szlak Konny!!! Gdybym pojechał pięćset metrów dalej jechałbym normalną drogą. A tak przedzieram się jakieś 1,5km przez kopne piachy ;-(

Od jakiegoś czasu rozglądam się po mijanych podwórkach chcąc poprosić kogoś o wodę, ale wszyscy siedzą pozamykani w swoich domach. W końcu trafiam na koło łowieckie gdzie ktoś się kręci po podwórzu. Zostaję poczęstowany dwoma butelkami zimnej wody. Chwila odpoczynku i rozmowy. Dowiaduję się, że mieli w planie jakieś prace w lesie, ale przecież nikt normalny w takiej temperaturze nie wchodzi do lasu! :-) No tak my normalni nie jesteśmy, a poza tym my wjeżdżamy :-) 
Uratowali mi życie. Jadę na punkt.

PK 4 - rozwidlenie wałów
Planowałem dojechać do punktu od południowo-zachodniej strony, ale znów dałem się porwać tłumowi i skręciłem na północ. W sumie z tej strony też powinno się łatwo trafić. W rzeczywistości błąkam się obok puntu około 15 minut :-( W końcu jest. Spod punktu zawodnicy wołają: Tędy nie przejdziesz, tu jest bagno. Tego mi jeszcze brakowało. Tam dalej jest kładka słyszę. Pytam jak daleko, Jakieś 200m. Mam to gdzieś, za daleko. Ruszam do przodu i... bagno tu chyba było kiedyś, bo przechodzę suchą stopą.

Meta
Jeszcze kilka km do mety. Łatwo nie jest ale wiem, że dojadę, choć czuję się paskudnie. Czas 4:35:13, co wg wstępnych wyników daje mi 24 miejsce na 135 zawodników na trasie MEGA.
Na mecie pytam tylko kto ma Colę lub pistolet - żeby skrócić me męczarnie. Pistoletu nie ma więc jadę do pobliskiego baru i odpoczywam przy litrze pepsi.

Dopiero potem zbieram siły aby pójść na pierogi. Dostaję dużą porcję ruskich i do tego bezalkoholowe piwo (od jednego ze sponsorów).
Piwko (szczególnie wersja zwykła, a nie Zitrone) całkiem, całkiem... Tylko gdzie i za ile można je kupić?

Bezalkoholowe izotoniczne piwo © djk71

Kiedy robię kolejne zdjęcie haseł przyklejonych w okienku, gdzie wydawane są posiłki, z drugiej strony trwa rozmowa, że chyba zbliża się burza. Robię zdjęcie i słyszę: O, już nawet się błyska. Wybucham śmiechem i powtarzam błysk :)

Pij bezalkoholowe ;-) © djk71

Sugeruję Piotrkowi, że na następnej imprezie przy każdym punkcie powinna stać skrzynka takiego (zimnego) piwa. Ale by była motywacja do jazdy, wiedząc, że tylko pierwszych dwudziestu zaspokoi pragnienie :-)

Piotrek zajęty © djk71

Pierogi dobre, ale zjadam je bardzo powoli wymieniając opinie na temat zawodów, trasy... Wszyscy są zmęczeni, ale zadowoleni.

W końcu docierają kolejni zawodnicy, w tym Adam, który wygrywa trasę Giga jednocześnie obalając mit, że do dobrej nawigacji potrzebny jest mapnik. Kiedy go spotkałem na trasie mapnik wyglądał lepiej, na mecie już tylko tyle z niego pozostało :-)

Po co komu mapnik? © djk71

Dojeżdża również Andrzej, wg wstępnych wyników zajmuje 11 miejsce na 33 sklasyfikowanych na trasie Giga. Ładnie.

Po raz kolejny świetnie zorganizowana impreza. Fajna trasa i lokalizacja bazy, tylko ciepło dało popalić. Dobrym pomysłem było umieszczenie miarki na karcie startowej. Przydała się, była łatwiej dostępna niż moja linijka.

Miło było spotkać po takiej przerwie znów tylu znajomych. Tego mi brakowało. Pozdrowionka dla organizatorów i zawodników. Do następnej imprezy :-) Kolejny Bike Orient w październiku w okolicach Pabianic.

Licząc wieczorem wyszło mi, że na trasie wypiłem ponad 3 litry, a w ciągu całego dnia 9 litrów. Teraz rano kiedy piszę ten post wciąż mi się chce pić... :-)

Kadencja: 72

Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Pierwsze (z czterech) w tym roku zawody w ramach Pucharu Bike Orient. Jakiś czas temu, wracając z jakiejś delegacji przyglądałem się wiatrakom na Górze Kamieńsk i żaliłem się mojemu towarzyszowi podróży, że nigdy tu jeszcze nie byłem. Tego samego dnia, po powrocie do domu przeczytałem, że to właśnie tu odbędą się pierwsze zawody BO w tym roku :-)

Jedziemy na imprezę silną ekipą z firmy: Andrzej, Krzysiek, Amiga i ja. Czyli oprócz walki z innymi zawodnikami będzie można powalczyć między sobą. :-)

Przyjeżdżamy na miejsce sporo wcześniej. Po pierwsze zapowiedziało się ponad 300 osób więc już w biurze może być tłok, po drugie umówiłem się, że pooglądam i przymierzę mapnik oferowany tam przez jednego z producentów. Niestety mapnik jest jak dla mnie zbyt nisko montowany, jadę więc ze swoją samoróbką.

Szybka rejestracja, odbiór pakietów startowych i pora przygotować rowery. W międzyczasie oczywiście pogaduchy z organizatorami i dziesiątkami znajomych.

Elegancki strój © djk71
Miło widzieć znajome twarze © djk71


W końcu rowery gotowe, my ubrani (na krótko, bo dziś ciepło), można więc ruszać na odprawę. Już wcześniej zdecydowaliśmy z Krzyśkiem, że jedziemy razem. Dołącza do nas Tadzik.

Start

Mapy dostajemy jakieś 10 minut przed startem. Kreślimy trasę. Krzysiek, choć pierwszy raz na takiej imprezie zachowuje się jak stary wyjadacz, kontrolując co robię i podpowiadając ew. modyfikacje trasy. Padało hasło start i jak to zwykle jedni ruszają od razu, inni kończą rysować, pozostali włączają Endomondo itp.

Okolica może być ciekawa © djk71


Podoba nam się mina jednego z operatorów telewizyjnych: To już wystartowali? Spodziewał się chyba typowego startu jak na zwykłych maratonach, że wszyscy ustawią się za bramą startową i ruszą równocześnie. Nawet niezłą miejscówkę sobie zajął tylko... tu wygląda to inaczej. Chyba trochę się zezłościł... :-)

PK 5 - skraj lasu
Spokojnym tempem w długim pociągu, wyprzedzając kolejnych zawodników docieramy do punktu.

Doganiamy Amigę © djk71

Kolejka do podbicia kartki. Cofamy się lekko na wschód i jedną ze ścieżek na północ przebijamy się przez miejscami podmokły teren do trochę bardziej utwardzonej gruntówki. W tym momencie zostaje gdzieś z tyłu Tadzik. Chwila zawahania, czy czekać, ale stwierdzamy, że jak ma siłę i odpowiada mu nasze tempo to nas dojdzie,jeśli nie to pewnie świadomie odpuścił.

PK 20 - skrzyżowanie ścieżki z rowem
Tu również grupki zawodników (choć już mniejsze) przed nami, nie trzeba więc specjalnie wysilać się przy szukaniu punktu. Wyjeżdżając zastanawiamy się chwilę, czy nie pojechać terenem, ale chyba asfalt będzie dziś szybszy, nawet jeśli nadłożymy kilka km.

PK 17 - szczyt góry
Płasko tu nie jest. W pewnym momencie podjazdu większość schodzi i kawałek podprowadza. Jak zwykle na punkcie spotykamy kilkoro znajomych. Krzysiek sugeruje zjazd z góry nieco inną trasą i okazuje się to być niezłym pomysłem.

PK 12 - przy drodze
Świetna szutrówka od wschodu, ale jak się okaże zawodnicy docierają na punkt z różnych stron.

Na trasie © djk71
Też tam byłem © djk71

Lubię taki klimat © djk71


PK 4 - brzeg jeziorka
Po wyjeździe z punktu Krzyś zalicza na szczęście niegroźną glebkę.

Bez upadku nie ma zabawy © djk71

Po dotarciu na asfalt lekko się zagubiłem. Zmyliła mnie rzeczka przez którą przejeżdżaliśmy i zaczęło mi się wydawać, że wyjechaliśmy bardziej na północ. Szczęśliwie ratuje nas jeden z wyjeżdżających z punktu zawodników, bo pewnie stracilibyśmy tu sporo czasu.

Punkt przy brzegu © djk71

Wracamy na południe obok cmentarza. Chwilę później Krzysiek oznajmi mi, że wybiera trasę Mega. Czyli dalej jadę sam.

PK 9 - szczyt wzniesienia
Po drodze piaski, dadzą nam dziś w kość. Na mapie mały galimatias, ścieżki mieszają się z przewodami energetycznymi, ale udaje się trafić bezbłędnie.

PK 1 - wiata (bufet)
Do punktu wiedzie piękna rowerówka.

Do bufetu © djk71

Na miejscu jak zawsze bogato, choć znów się nie załapałem na ciasto. Mavic mówi, że było, ale albo wcześniej, albo tak się spieszyłem, że nie zauważyłem.

Szybki bufet © djk71


PK 18 - schron
Kolejna rowerówka. I kolejna dobrej jakości. Wcale nie kusi żeby wyjeżdżać na drogę. Punkt wewnątrz schronu.

Punkt w schronie © djk71


PK 6 - zbocze doliny
Planowałem wrócić do asfaltu, ale Marcin na swojej przełajówce sprowokował mnie do jazdy szlakiem konnym (nie cierpię ich bo są mocno piaskowe). Przebijam się do mostku i ruszam do punktu z drugiej strony Widawki. Punkt znaleziony bez problemu. Próba wyjazdu na skróty kończy się powrotem na drogę, którą tu dotarłem. 

PK 11 - samotne drzewo
Jadę wzdłuż nasypu. Stąd ma odbić ścieżka w prawo. Jak zawsze ścieżek jest kilka, ale ta którą wybrałem prowadzi wprost do drzewa.

Jest i drzewo © djk71

Jak się okazuje innymi też można było tu dojechać.

PK 13 - punkt triangulacyjny
Operacja pustynna burza. Piachy piachy i jeszcze raz piachy.

Dokoła mokro, a pod kołami sucho © djk71

Do następnego punktu nie jest daleko, ale na przeszkodzie stoi rzeka Widawka. Jak się potem okaże niektórzy zdecydowali się przez nią przeprawić. Ponoć strasznie głęboko nie było.
Wracając dwóch zawodników odbija w prawo. Chyba popełnili błąd bo tam jest tylko jezioro. Ja wracam drogą, którą tu dotarłem. Kawałek dalej spotykam kolegów, którzy skręcili do jeziora. Okazało się, że była tam grobla. Co prawda prywatna i właściciel ponoć użył nawet straszaka, ale przejechali.

PK 19 - brzeg stawu
Dojazd wydaje się prosty, a jednak chwila dekoncentracji i gubię się w plątaninie ścieżek.
Nie do końca jestem pewien, czy to co widzę to staw, czy zaznaczone na mapie bagna.

Bagno, czy staw? © djk71

Kolejna woda to... rzeka.

Zakola Widawki © djk71


Ale nie jest źle. Zakola są tak poukładane, że łatwo identyfikuję na mapie gdzie jestem i teraz już bez problemu namierzam punkt.

PK 14 - szczyt wydmy
Łatwy dojazd. Karta podbita

PK 15 - Kopiec
Długi przelot głównie fantastycznymi drogami rowerowymi. Nie myślałem, że na zawodach będę z nich korzystał z taką przyjemnością.

Taśmociągi © djk71

W okolice punktu dojeżdżamy w kilka osób, koledzy jadą, ja się zatrzymuję bo coś za daleko w las wjechaliśmy. W tym samym czasie jeden z nich również wraca i woła: Jest punkt!. Faktycznie wystarczyło się odwrócić :-)

PK 10 - punkt widokowy
Kolejny przelot na świetne miejsce widokowe. Aż by się chciało tu chwilę dłużej posiedzieć i popstrykać.

Ciekawy widok © djk71


Niestety nie dość, że inni zawodnicy gonią to czas strasznie szybko ucieka. Coś się obawiam, że nie zdążę już wjechać na... Górę Kamieńsk. :(

PK 16 - granica rezerwatu
Oj lemondka się dziś przydaje. Kolejny przelot asfaltem.

Da się zrobić dobrą drogę rowerową © djk71

Punkt łatwy do odnalezienia.

PK 8 - dno wyrobiska
W namierzeniu punktu od zachodu pomaga jeden z zawodników, który akurat chwilę wcześniej zjeżdżał z jak mi się wydawało punktu. Dobrze mi się wydawało.
Zostały trzy punkty na Górze Kamieńsk i około godziny czasu. Mało, tym bardziej, że będą podjazdy.

PK 3 - domek myśliwski
Pierwszy podjazd. Udaje się minąć kilku zawodników, którym chyba kąt nachylenia się zbytnio nie podobał :-)

Domek myśliwski © djk71


PK 7 - szczyt góry
Długie podjazdy asfaltem. Może jednak trzeba było wziąć te punkty na początku, a nie teraz, gdy człowiek jest zmęczony i w niedoczasie... Z rozpędu omijam skręt w prawo i... ląduję pod punktem i pod piaskową ścianką. Trzeba rzucić rower i wspiąć się do góry. Nie jest to łatwe.

Wspinaczka po piachu © djk71
Teraz w dół © djk71

Czasu zostało około 15 minut, a przede mną jeszcze jeden punkt. A spóźniać się nie warto, bo za każdą rozpoczętą minutę spóźnienia odejmuje się jeden zaliczony punkt :-(

PK 2 - skraj stoku narciarskiego
Gnam do punktu co sił. Na szczęście jest tu kilka innych osób (m.in. Zdezorientowani) i nie muszę się wysilać szukając punktu.
Punkt podbity, teraz tylko zjazd do mety. Nawet nie patrzę na zegarek. Pędzę co sił trasą z niespodziankami. Co chwilę wyskakuje mi mapnik i nie mam ja go wcisnąć, bo kierownicę trzeba trzymać mocno.

Meta
Tuż przed metą jeszcze jakieś barierki, ale omijam je i przejeżdżam linię mety. Zdążyłem. 7:55:11 (limit czasu to 8:00:00). Przywiozłem komplet punktów. Trzecie zawody - trzeci komplet - oby tak było za tydzień ;-)  Na trasie MEGA/GIGA wystartowało ponad 200 uczestników i prawie 50 uczestniczek. Na GIGA zakwalifikowanych zostało 82 mężczyzn i 15 kobiet. Udało się skończyć na 16 miejscu. Reszta zaliczyła 10 lub mniej PK, czyli dystans MEGA.

Na mecie jest nawet hostessa :-) © djk71


Zmęczony, bardzo. Na szczęście Krzysiek oferuje się, że poprowadzi samochód w drodze powrotnej ;-) Można więc iść zaliczyć gulasz, uzupełnić płyny i pogadać ze znajomymi.

Podusmowanie
Zmęczony i zadowolony. Świetna trasa. Z jednej strony doskonałe drogi rowerowe, z drugiej piachy dające w kość. Zarówno przebieg dróg, jak i usytuowanie punktów pozwalały cieszyć oczy przeróżnymi widokami. Organizacja i atmosfera jak to ma od wielu lat miejsce na Bike Oriencie bez zarzutu. Od razu przypomina mi się wpis jaki popełniłem kilka miesięcy temu o Idealnym Maratonie na Orientację.
Jedną rzeczą, do którą bym jeszcze zmienił, ale może to kwestia gustu to... opisy punktów. Wolałbym żeby były na osobnej kartce, bo tak musiałem po raz kolejny niszczyć mapę żeby je oderwać i mięć zawsze na widoku. Ale może to kwestia gustu.

Wielkie dzięki organizatorom za świetną imprezę, a znajomym za wspaniałe towarzystwo zarówno o w bazie, jak i na trasie. Do następnego razu (niestety chyba w czerwcu mi się nie uda dojechać)!

Kadencja: 66 (widać piachy)



300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(27)
Uczestnicy
300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)

Od dawna chodziło mi po głowie przejechanie 300km, niestety zawsze było coś. A to pogoda, a to brak czasu... W końcu miałem nadzieję na zrobienie tego na tegorocznym Grassorze - jak to się skończyło, sami wiecie.

Wracałem z Grassora z jedną myślą... zrobię to jeszcze w tym roku. Rzut oka na kalendarz i... nie ma kiedy... W grę wchodził tylko ten weekend. Do tego sobota w ostatniej chwili też została wyłączona więc... niedziela. Mało czasu na przygotowanie trasy, na wszystko. Rzucam temat Amidze, a ten... od razu podchwytuje pomysł. A więc jedziemy.

Jako, że Darek wybiera Gianta, to postanawiam zmienić opony, bo 2,2 - 2,3 z mocnym bieżnikiem to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie na taką trasę. Zmienione są znacznie cieńsze, co budzi we mnie spore obawy. Zobaczymy.

Ruszamy tuż po północy. Ubrani na krótko, bo noc ma być ciepła.

woj. śląskie

W Brynku rzut oka, czy pałac jest w nocy podświetlony. Jest ale średnio, większe wrażenie robi na nas stojąca na trawniku i przyglądająca się z zaciekawieniem sarenka :-)

Chwilę potem wymuszona przerwa, bo licznik mówi, że bateria rozładowana. Zwykle wożę dodatkową pastylkę z sobą, ale na Bike Oriencie torba tak przemokła, że ją opróżniłem i nie włożyłem ponownie baterii ;-( Ale od czego jest pulsometr... od tego żeby być dawcą :-) Nie wiem, czy to do końca mądre, ale dziś bardziej chcę widzieć co jest na liczniku, niż to, czy już umieram ;-)

Kolejna przerwa w Lublińcu. Pusto, ale nic dziwnego, taka pora.

Noc w Lublińcu © djk71

Po chwili docierają jacyś zbłąkani imprezowicze, przybijamy piątki i jedziemy dalej.

woj. opolskie

Za Ciasną mieliśmy odbić na Krzepice, ale dochodzimy do wniosku, że kiedy tam dotrzemy będzie ciemno, a to miejsce chcieliśmy odwiedzić za dnia. Korekta planów i jedziemy najpierw do Olesna. Tam chcę zobaczyć kościół św. Anny. Szkoda, że możemy go zobaczyć tylko z zewnątrz, ale i tak robi wrażenie. Formę budowli, można przyrównać do róży - pięć kaplic to płatki, a wspomniany korytarz to łodyga.

Na zdjęciu nie widać jaki jest piękny © djk71

Efekt niesamowity. Na pewno to wrócę, żeby zobaczyć wnętrze kościoła.

Kierunek Kluczbork. Zaczyna świtać kiedy docieramy do Chocianowic. Tu pięknie zagospodarowana posesja z dwoma sąsiadującymi kościołami. Nowym i starym.

Nowy kościół © djk71

A między nimi tablica upamiętniająca ofiary wojny.

Między kościołami © djk71

Chwilę później w drodze do Kluczborka zaskakuje mnie widok... powozu....

Powóz na balkonie? A kto mi zabroni? © djk71

I niech ktoś jeszcze mi powie, że trzymanie roweru w domu jest dziwne... ;)

W Kluczborku trafiamy przypadkowo na miejsce, gdzie w latach 1928-39 był cmentarz żydowski, a obecnie znajduje się cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tu ponoć 6278 sołdatów.

Cmentarz żołnierzy radzieckich © djk71

W większości bezimiennych.

Tylko numerki © djk71

Tylko na niektórych grobach widać nazwiska.

Nieliczne nazwiska © djk71

100km za nami.
Krótki postój na pustym jeszcze rynku...Sklepy pozamykane, nic dziwnego, dopiero wpół do szóstej.

Jedziemy dalej. Do tej pory, póki było ciemno nawet krajówkami, głownie DK11, jechało się całkiem przyjemnie. Teraz ruch wzmógł się na tyle, że kiedy tylko trafia się sposobność uciekamy z głównej drogi. Do tego obaj zaczynamy czuć się senni. To wstające słońce i nieprzespana noc zaczynają dawać znać o sobie.

Wjeżdżamy do Byczyny. Małe miasteczko o ciekawej zabudowie, z wschodnie strony brama polska, z zachodniej brama niemiecka. Tu zaczynamy czuć zapach świeżego pieczywa. Z nosami ku górze próbujemy namierzyć piekarnię. Bezskutecznie.

W Byczynie © djk71

Trudno wybieramy Żabkę. Pieczywa świeżego brak więc na śniadanie mamy: kabanosy z Seven Days'em i Colą :-)

woj. łódzkie

Za Bolesławcem trafiamy na stary młyn. Chwila na fotki.

Koło młyńskie © djk71

woj. wielkopolskie

Wjeżdżając do Donaborowa zastanawiamy się czy kolumna jest marmurowa, czy to tylko taka imitacja. Zakładamy, że imitacja.

Marmur, czy imitacja? © djk71

Bardziej od kościółka wrażenie robi jego otoczenie.

Przechodniu © djk71

Ciekawe rzeczy można tu znaleźć.

Drzewo mówi © djk71

Trudno choć chwilę się nie zamyślić...

Skłania do refleksji © djk71

Myślałem, że to miejsce będzie mi się kojarzyło z klimatami kościelnymi, a jednak nie... Królują tu... fabryki mebli. Chyba Dobrodzień powinien zacząć się bać.

Po chwili docieramy na Rynek w Kępnie. Tu też jeszcze pusto choć już wpół do dziewiątej. Mamy w nogach już 153 km, czyli połowa trasy. Choć jeszcze wcześnie już zaczyna być ciepło.

Ciepło się robi © djk71

Łabędzie też się pluskają.

Łabędzie się chłodzą © djk71

Dużo ich tu...

Herb Kępna © djk71

Trzeba powoli zmienić kierunek na powrotny.

woj. łódzkie

Wieruszów i stojący tam samolot. Ponoć został tu sprowadzony na 600-lecie miasta. Kiedyś działała w nim kawiarnia, teraz chyba nie pełni żadnej roli.

Samolot w Wieruszowie © djk71

Rzut oka na klasztor Paulinów, ale niestety akurat zaczyna się msza, więc nici ze zwiedzania.

Klasztor Paulinów © djk71

Po drodze intrygujące (przynajmniej dla nas) tablice informacyjne.

Trasy orienteringowe? © djk71

W Parcicach ruiny dworku. Bardzo zaniedbane i chyba nic już tego miejsca nie uratuje.

Ruiny w Parcicach © djk71

Ruiny z innej strony © djk71

Kolejny kawałek drogi bardzo nas zmęczy. W końcu udaje nam się dotrzeć do miasta gdzie rozpoczęła się II Wojna Światowa.

Nie wszyscy o tym wiedzą © djk71

W Wieluniu czas na dłuższą przerwę, choć znalezienie miejsca, gdzie można coś zjeść nie jest proste.

Wieluński Rynek © djk71

Jest jedenasta i mamy za sobą 200km, czyli 2/3 drogi. Po pysznym obiadku (potrzebowaliśmy czegoś co nie będzie słodkie) ruszamy w dalszą podróż.

woj. opolskie

Jak się szybko okaże nie był to najlepszy pomysł. Jedzonko jeszcze się nie ułożyło i jedzie się ciężko. Do tego ogarnia mnie senność Zatrzymuję się w lesie i siadam w rowie. Po chwili podkładam pod głowę plecak i... zasypiam. Budzę się ponoć po 3 minutach i... jestem wyspany. Można jechać dalej. Słońce nie pomaga, grzeje jak diabli.

W Dalachowie zaliczamy dodatkowe cztery kilometry, bo wydawało nam się, że wyjechaliśmy w innym miejscu.

woj. śląskie

W Krzepicach chcemy zobaczyć unikatowy cmentarz żydowski.

Cmentarz żydowski w Krzepicach © djk71

I rzeczywiście warto... ponad 400 żeliwnych macew robi wrażenie.

Cmentarz żydowski w Krzepicach © djk71

Niesamowite macewy © djk71


Są też oczywiście macewy kamienne.

Te kamienne też © djk71

Ogólnie całość jest niesamowita. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1740 roku, najmłodszy z 1946.

Piękne © djk71

Nieopodal znajdują się ruiny klasycystycznej synagogi...

Ruiny synagogi © djk71

Licznik wskazuje 250km. Zielonym szlakiem rowerowym kierujemy się w kierunku Kochcic. Po drodze krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Chwila odpoczynku przydała się bo zebraliśmy trochę sił, a szlak teraz częściowo wiedzie po piaskach, które pewnie na zwykłych oponach dałoby się przejechać, na tych jest gorzej, ale dajemy radę.

W Zborowskim zatrzymujemy się na chwilę przy zniszczonym budynku dawnej fabryki fajek glinianych. Co ciekawe pierwsi robotnicy zostali tu sprowadzeni aż z Goudy w Holandii. Niestety teraz fajczarnia niszczeje.

Fajczarnia © djk71

Pyk, pyk, pyk fajeczkę © djk71

Krótki postój przy pałacu Ballestrema w Kochcicach, gdzie obecnie mieści się oddział piekarskiego szpitala chirurgii urazowej.

Kochcicki pałac © djk71

Jadąc dalej mijamy wyremontowaną wieżę ciśnień, muszę zrobić zdjęcie :-)

Wieża ciśnień w Lublińcu © djk71

Kolejnym i ostatnim już dziś punktem trasy jest zespół pałacowo-parkowy w Koszęcinie, obecnie siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.

Siedziba zespołu Śląsk © djk71


Na liczniku mamy 300km! Cel osiągnięty.

Od jakiegoś czasu mamy wielką ochotę zjeść coś konkretnego, ale nie jest nam to dane. Nie chcemy tracić czasu na siadanie w restauracji więc szukamy czegoś w stylu: hot-dog, kebab... Niestety nie jest nam to dane. W Kaletach również zamknięte. Trudno damy radę.

Znaną drogą docieramy do Tarnowskich Gór i stąd już najprostszą trasą do domu. Coraz częściej na stojąco :-)
O 21:00 meldujemy się w domu, licznik wskazuje 337,76km przejechane w ciągu 21 godzin, w tym czystej jazdy 14,5h.

Zmęczeni, ale zadowoleni. Upał dał mocno w kość, ale spodziewałem się, że będzie trudniej, co nie znaczy oczywiście, że nie było trudno ;-) Udało się zobaczyć po drodze mnóstwo ciekawych rzeczy, choć zdajemy sobie sprawę, że jeszcze więcej pominęliśmy. Nie sposób niestety było zatrzymywać się wszędzie, ani tym bardziej zbaczać z trasy. Next time... :-)

Dzięki Amiga za towarzystwo i wsparcie na trasie. Czas odpocząć i... wyznaczyć nowy cel :-)

Kadencja: 82


Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Bike Orient czyli pozycja obowiązkowa :) Szczególnie ta edycja, jako jedne z zawodów w Pucharze Polski. Nic dziwnego, że już po drodze spotykamy znajomych - Basię i Grześka, na miejscu zaś są... wszyscy :-) Na palcach jednej ręki można chyba policzyć kogo zabrakło. W sumie to rejestracja i odprawa powinny być dzień wcześniej, tak aby wieczorem, przed startem była okazja do porozmawiania, do wymiany wrażeń z poprzednich imprez, do... integracji. A tak ledwie starcza czasu aby się z wszystkimi przywitać :-)


Czasu starcza na przywitanie i zamienienie ledwie kilku słów © djk71

Po chwili zaczyna się odprawa, ludzie kończą przygotowania.

Chyba pora też sobie sprawić kamerkę © djk71

I po chwili dostajemy mapy. Zaczyna się rozrysowywanie optymalnych tras. Utrudnieniem jest to, że punkty znajdują się po dwóch stronach Warty.

Którędy będzie najszybciej? © djk71

Musimy jeszcze coś załatwić i w efekcie startujemy jako jedni z ostatnich. Po chwili jednak łatwo doganiamy sporą grupę, która wybrała ten sam kierunek.

PK2 - dno wąwozu
Tu pierwsze rozświetlenie punktu, zanim zaczynam się łapać gdzie mamy się udać Szkoła Fechtunku wskazuje właściwy wąwóz.

To chyba tutaj © djk71

Krótki bieg i jest punkt.

Pierwszy punkt © djk71

Ruszamy dalej.

PK 8 - zakręt wąwozu
Większość zawodników uciekła nam na starcie, teraz na szczęście udaje się doganiać i wyprzedzać kolejnych. Spotykamy też Kosmę i Tomka, którzy jadą dziś na trasie rekreacyjnej.
Prosto, ale lekko pod górkę © djk71

Darek zatrzymuje się tuż przy punkcie. Jeszcze trochę pokrzyw i zaliczone.

PK 11 - dół
Długi przelot i jesteś,my blisko punktu. Kilku zawodników szuka punktu, ale chyba w złym miejscu bo ma być przed krzyżem. I tam jest.
Wracam z butami pełnymi piachu.

PK 18 - źródło
Dojazd bez problemu. Źródełko Objawienia trochę nas zaskakuje. Pozytywnie.

Źródełko Objawienia © djk71

PK 14 - dół

Jedziemy dalej drogą krzyżową.

Leśna droga krzyżowa © djk71

Po chwili wjazd do lasu i szukanie punktu. Chwilę nam to zajmuje, ale jest... Ciepło też jest.

PK 17 - Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem
Kolejny przelot.

Na szosie © djk71

Do punktu docieramy bez problemu. Tzn. prawie, bo Amiga... ławie gumę.


Tradycji stało się zadość © djk71

Niestety miejsce na naprawę fatalne: las, strumyk... KOMARY!

PK 5 - dno wyrobiska
W planach była najpierw siódemka, ale decydujemy się zaliczyć piątkę. Wyrobisko wielkie, ale z rozświetlenia punktu wygląda, że to nie to. Podjeżdżamy jeszcze kawałek, porzucamy rowery i zaczynamy szukać.

Rowery muszą poczekać © djk71

Po chwili znajduję punkt. Darek też podbija kartę i jedziemy dalej.  Zaczyna się chmurzyć, a ja kurtkę zostawiłem w aucie.

PK 7 - róg lasu
Po zjeździe z punktu Amiga zostaje z tyłu. Znów coś z kołem. Na szczęście to tylko źle dokręcony wentyl.

Kolejne dziś pompowanie © djk71

Jedziemy dalej i zaczyna padać. Co ja mówię... zaczyna lać. W momencie jesteśmy przemoczeni. Skręcamy z drogi w prawo i zapominam chyba przez deszcz włączyć odliczanie odległości. Wydaje mi się, że to powinno być tutaj, Darkowi, że dalej. Ani jedna wersja nie jest właściwa. Przedzieram się przez pole i znów nic. W końcu zjeżdżamy do drogi i już wiemy co zrobiliśmy. Przez deszcz wjechaliśmy za wcześnie. Kolejna przecinka to ta właściwa. Jest punkt.

PK 6 - podstawa skały
Gnamy do kolejnego punktu. Zostawiamy rowery i zaczynamy szukać. Dostajemy info od innych zawodników, że ponoć punktu nie ma i trzeba zrobić zdjęcie. Na wszelki wypadek dzwonimy do organizatorów, ponoć punkt jest gdzie być powinien. Zaczynamy szukać i jest. Podbijamy i ruszamy dalej. Po chwili na piasku Darek upada. Chyba boleśnie, ale na szczęście nie tak jak w Otwocku.

PK 1 - wiata nad Wartą - mapa PK1
Bezbłędnie dojeżdżamy do bufetu. Tłoczy się tu kilku zawodników. Uzupełniamy bidony, wrzucamy coś na ząb.

W bufecie tłoczno © djk71

Darek próbuje zmyć piach z roweru.

Myjnia © djk71

Pora przerysować mapę (nie wolno robić zdjęć), która pokazuje gdzie jest kolejny punkt.
Ruszamy i w pierwszej chwili rozpędzamy się za bardzo, ale po chwili jesteśmy na punkcie.

Punkt przy jaskini © djk71

PK 19 - podnóże wapiennika
Bezproblemowy dojazd do punktu. Na miejscu okazuje się, że niektórzy szukali dołu :-) Nie ma zdjęcia, bo aparat został przy rowerze.
Analizujemy czas. Późno. Decydujemy się jednomyślnie odpuścić PK 12, PK 16, PK 20. Jest szansa, że resztę zrobimy.

PK 13 - szczyt wzniesienia
Jedziemy główną drogą do Działoszyna. Tu znów nas łapie ulewa. To już chyba trzecia dziś. Znów totalnie przemoczeni.

Ostatni dziś punkt © djk71

Zjeżdżamy z górki, mijamy cmentarz i kilku zawodników i... Darek woła, że coś nie tak z kołem.

Balon © djk71

Nie wygląda to dobrze. Amiga proponuje, żebym jechał dalej sam. Zostaję, za daleko od mety jesteśmy. W dwójkę może coś poradzimy, albo pojadę sam i go ściągnę autem.

Zaczyna się zabawa z próbą naprawy.

Może coś mi się uda zrobić © djk71
Sprzętu wokół sporo © djk71

Widać, że nawet schowany w plecaku aparat poznał dziś co to piach...

Aparat i piach to niebyt dobre towarzystwo © djk71

Zobaczmy co się da zrobić z dętki...

Super łatka © djk71

Wklejamy kawałek dętki pod oponę

Kleju potrzeba sporo © djk71

Jeszcze tylko zabezpieczenie z zewnątrz...

Łatanie opony © djk71

I próba jazdy w stronę mety. Rezygnujemy z pozostałych punktów i jazdy w terenie. Cel jest jeden: Meta.

Meta
Jakimś cudem udaje się dojechać do mety, choć, przy większej prędkości Amigę trochę chyba rzuca po szosie. Na mecie sporo czasu żeby zjeść, porozmawiać, umyć rowery. Niestety jeśli chodzi o wynik to porażka. Co prawda łapiemy się  trasę Giga, ale tylko rzutem na taśmę.

Jak zawsze impreza świetnie zorganizowana, niestety pech wygrał.

Kadencja: 75

Bike Orient 2014 - Dolina Warty

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Bike Orient 2014 - Dolina Warty
Pierwszy tegoroczny Bike Orient. Start i meta w znanym nam już z ubiegło roku ośrodku w Szczepocicach Rządowych. Choć odprawa dopiero o 9:30 to i tak po przyjeździe czasu starcza tylko na to by przygotować rowery, podjąć jak zawsze trudną decyzję co na siebie włożyć i przywitać się ze znajomymi, których jak zawsze tu sporo. Przy zakładaniu mapnika łamię uchwyt, niedobrze, ale jest szansa, że się będzie jakoś trzymał, tylko nie będzie już tak stabilny.

Zawodnicy gromadzą się przed startem © djk71

Odprawa, w tym informacja, że na jednym z punktów czekają na nas kajaki, rozdanie map i czas rysować trasę. Z grubsza warianty nasuwają się same, problem pozostaje kierunek, zacząć od północy, czy od południa. Jako, że jest dość silny wiatr południowo wschodni, a południowa część trasy wiedzie głownie przez lasy to lepiej będzie zacząć od północy, a powrotne zmaganie się z wiatrem zostawić sobie na koniec, częściowo chowając się w lesie.

PK 6 - rozlewisko strumienia przy drodze
Ruszamy do pierwszego punktu,. początek asfaltem, potem w  las i coś mi się kierunek nie zgadza, szybka korekta i wracamy na właściwą ścieżkę. Po chwili stajemy się częścią długiego pociągu zmierzającego w stronę punktu. Jak pewnie już pisałem, nie lubię tego, bo wtedy wyłącza się myślenie, człowiek przestaje kontrolować licznik, mapę. Tak jest i teraz gdy wszyscy lądujemy niby we właściwym miejscu. Wracający stamtąd Zdezorientowani informują nas, że to nie tu. Ufając im jedziemy dalej, zaczynamy znów kontrolować trasę i jest lampion, tylko komuś się przydał perforator.

Rozlewisko © djk71

Dokumentujemy pobyt na miejscu zdjęciem i jedziemy dalej. Próba poinformowania o tym sędziego nieudana, bo ten jest poza zasięgiem. Dopiero dwa punkty dalej udaje się przekazać informację.

PK 3 - róg fundamentów dawnego ogrodzenia
O ile przy poprzednim punkcie pojawiły się mokre tereny, to tu pierwszy raz trafiamy na piachy. Znaczy się będzie się działo ;-) Punkt dokładnie tam gdzie być powinien.

PK 5 - ambona myśliwska
Jedziemy wzdłuż rowerówki i szlaku konnego, odbijamy tam gdzie powinna odbić droga końska, ale nie widać oznaczeń. Kierunek dobry, wyjeżdżamy na polanę więc miejsce na ambonę idealne, ale jej nie ma. Ruszamy na drugi jej koniec i jest. Jest też trochę błotka po drodze.

Pierwsza dziś ambona © djk71

PK 12 - skrzyżowanie dróg
Do dwunastki jest blisko, ale mapa nie pokazuje żadnej bezpośredniej drogi. Może warto by się przebić na azymut ale jednak decydujemy się na objazd dookoła. Niestety szlak konny, na który decydujemy się wjechać daje nam w kość. Jest cały zryty przez dziki. Ciężko się przez to jedzie. Punkt jest  na swoim miejscu.

Jest punkt © djk71

PK 10 - brzeg zbiornika wodnego (zadanie specjalne - kajaki)
Dojazd drogą do ośrodka WOPR. Z lekkim niepokojem zastanawiamy się co tu wymyślili organizatorzy. Są kajaki i jest punkt dryfujący na środku zbiornika wodnego. Nie pamiętam jak się to robiło, ale trzeba chwycić za wiosła i ruszyć na głęboką wodę ;-) Nawet to sprawnie idzie.




Zaliczamy punkt i docieramy szczęśliwie do brzegu ;-)



Dwa powyższe zdjęcie zapożyczone z galerii Pawła Banaszkiewicza :-)

PK 15 - prawy brzeg Warty
W końcu trafiamy nad Wartę. Łatwy punkt.

Prawy brzeg Warty © djk71

PK 19 - prawy brzeg Warty
Kolejny punkt z takim samym opisem. Dojeżdżamy w pobliże i coś jakby nie tak. Amiga przytomnie zauważa, że jesteśmy pod siecią energetyczną, która jest zaznaczona również na mapie, a punkt leży na jej wysokości. Jakieś 300m na przełaj i jest. Brawo Darek

I znów nad Wartą © djk71

PK 18 - skrzyżowanie drogi z rowem
Do punktu trafiamy bezbłędnie. Za to z punktu zamiast wycofać się do drogi, jak spotkany tam kolega to jedziemy ścieżką, która widnieje na mapie jako bardzo przerywana. Do tego kończy się... przeprawą przez rzeczką. Szczęśliwie udaje się nie wykąpać :-)

PK 20 - dawny młyn (bufet)
Gdzieś na trasie zorientowaliśmy się, że cały zapas jedzenia został... w aucie :-( Nie mamy nic. Po raz pierwszy chyba z taką radością jedziemy w stronę bufetu. Jest okazja coś zjeść i uzupełnić bidony. Na punkcie ktoś nas pyta czy mamy całe ramy!? Ponoć ktoś na trasie połamał ramę więc od razu poszła wieść, że to pewnie chłopaki z ETISOFT-u. Na szczęście u nas na razie bez awarii.

PK 16 - wieża przeciwpożarowa
Punkt prosty jak wieża, niestety i tu się komuś przydał lampion i perforator. Dobrze, że na murze zostały napisy PK

Zostały tylko napisy © djk71

PK 17 - lewy brzeg Kocinki
Tutaj też nie ma perforatora, jest jedynie mokry lampion luzem leżący na ziemi. Kolejne zdjęcia.

Na dowód, że tu byliśmy © djk71

PK 14 - skrzyżowanie dróg
Jedziemy duktem kocińskim ale na końcu ktoś wybudował sobie dom. Na szczęście da się objechać dookoła, choć mostek pozostawia wiele do życzenia :-)

Mostek :-) © djk71

W Starym Broniszewie krótki postój przy sklepie. Uzupełnienie płynów i jak zawsze ciekawe rozmowy z miejscowymi :-) Przy punkcie spotykamy znajomych szermierzy :-)

Szkoła Fechtunku © djk71

Kawałek dalej mijamy się z Tomalosem, który miał tym razem nieco opóźniony start z powodów sprzętowych.

Dziwne tu znaki mają © djk71

PK 7 - skrzyżowanie przecinek
Punkt prosty, choć na ostatnich metrach zostawiamy rowery.

Czasem lepiej pójść pieszo © djk71

Łatwiej się biegnie.

... albo nawet pobiec :-) © djk71

PK 4 - lewy brzeg odnogi Warty
Ruszamy do punktu, który w pierwszej chwili chcieliśmy zaliczyć prawie na początku, dobrze, że w porę spostrzegliśmy, po której stronie rzeki się znajduje. Po drodze Darek zastanawia się jak przekroczymy widoczny na mapie strumyk. Jak to jak?

Po co nam mosty? © djk71

Chwilę czasu zajmuje nam odnalezienie punktu, ale udaje się.

PK 1 - skrzyżowanie dróg (zadanie specjalne, bufet)
Kolejny bufet też się przydaje.

A gdzie jest ciasto? © djk71

Tu na drzewach wiszą kartki z mapką w nieokreślonej skali i zaznaczonym miejscem, gdzie faktycznie znajduje się punkt. Ok. Zostawiamy rowery i lecimy na północny wschód. Niestety ambony nie ma. Wracamy do kartek. Niby jest ok, a nie jest. Po chwili dociera do nas, że to nie to miejsce. Niepotrzebnie straciliśmy jakieś 20 minut. Po chwili mamy ambonę.

PK 11 - koniec drogi
Lekko korygujemy trasę, przez chwilę mamy trochę wątpliwości, bo to nie pierwsze miejsce, gdzie liczba ścieżek w terenie kilkukrotnie przewyższa liczbę ścieżek na mapie, ale udaje się bez problemów trafić tam gdzie chcieliśmy.
Coraz mniej czasu ale jeszcze wydaje się być szansa na zdobycie kompletu punktów.

PK 13 - dół

Dojeżdżamy do czerwonego szlaku, skręt w lewo, jeszcze raz w lewo i po 200-300m droga się kończy. Niemożliwe. A jednak możliwe. Za drugim razem miało być w to drugie lewo :-) Wracamy i jest skrzyżowanie. A obok... dół obok dołu ;-) W końcu jest ten właściwy.

PK 9 - obniżenie terenu przy drodze
Mało czasu. Decydujemy się jechać przez Kryszynę. Trochę może dalej, ale droga miejscami asfaltowa więc pewniejsza. Punkt namierzony bezbłędnie, ale już wiemy, że będziemy musieli odpuścić dwa ostatnie. Opuszczamy PK 2 (trzy kopce) i PK 8 (skrzyżowanie drogi z rowem) choć przejeżdżamy od nich zaledwie w odległości 2km.
Musimy gnać co sił do mety bo za chwilę kończy się limit czasu, a każda minuta spóźnienia oznacza odjęcie jednego punktu. Ostro finiszujemy wraz ze spotkanym Michałem na niecałe pięć minut przed końcem czasu.

Meta

Zmęczeni, zadowoleni (przynajmniej ja), idziemy umyć rowery i zjeść pyszne pyzy.

Zamiast pucharów? © djk71

Na trasie rowerowej startowało około 150 osób. W zależności od tego ile zdobyliśmy puntów byliśmy klasyfikowani albo na trasie Mega (- ci, którzy zdobyli 10 lub mniej punktów, albo na Giga, Ci którzy zdobyli powyżej 10 punktów.
W efekcie wg wstępnych wyników 98 osób zaliczyło Mega, a 51 Giga. Tylko 8 osób zaliczyło komplet 20 punktów. My uplasowaliśmy się na 15 miejscu i 3 drużynowo, niestety za trzecie miejsce nie było dyplomów :-(  :-)

Co mogę napisać o imprezie żeby nie powtórzyć tego co zawsze piszę o Bike Oriencie? Nic, bo... było jak zawsze: Świetnie :-) Fajne tereny, trasa wymagająca, punkty na swoim miejscu, organizacja jak zawsze perfekcyjna, towarzystwo świetne... Po prostu wzorcowa impreza.

Kadencja: 76

Bike Orient - okolice Bełchatowa

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Bike Orient - okolice Bełchatowa

Wczoraj na metę zjechaliśmy po ponad 190 km krótko przed godziną 23. Chwila odpoczynku, wymiany wrażeń i pakowanie. O 0:30 lądujemy w łóżkach. Nie zapowiada się długa noc. W planach pobudka o czwartej i 500km samochodem do Bełchatowa. Tylko po co? Wczoraj ostatnie 20-30km jadę na stojąco. Cztery litery bolą okrutnie jak więc mam przejechać następnych kilkadziesiąt?

Budzę się o 3:07, po nieco ponad dwu i pól godzinie spania. Skoro się obudziłem to budzę też Amigę i zarządzam wyjazd.
Droga dłuży się, czuję wczorajszy dystans w każdej części ciała, a do tego spać się chce strasznie. W końcu jednak docieramy do Kluk (-ów?). Na miejscu sporo znajomych. Ostatnich zawodów w Pucharze Bike Orient nie odpuścił też Andrzej.

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i pora na odprawę. Na mapie w skali 1:60 000 jest 20 punktów, które musimy odszukać w terenie. Czterem z nich towarzyszą rozświetlenia w skali 1:25 000. Markery w dłoń i wytyczamy trasę, która wydaje się nam być najbardziej optymalną. Cały czas w głowach stawiamy sobie pytanie, czy aby na pewno wiemy co robimy, czy po 2-3 punktach nie okaże się, że nie jesteśmy w stanie jechać dalej? Zobaczymy.

Ruszamy.

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Pierwszy punkt prosty, ale od razu widać, że będą piaski i podjazdy.

PK 9 - Zbocze wyrobisko piasku
Do drugiego punktu mamy tramwaj… Nie lubię tego… Nie dość, że jadąc w grupie nie trzymam swojego tempa, to dodatkowo nad koncentracją bierze górę instynkt stadny. Prosty punkt w piaskownicy.

Grupowo © djk71


PK 6 - Bunkier
Przez piaski wyjeżdżamy z punktu i mkniemy w stronę bunkrów. Na miejscu jest już kilku zawodników, wśród nich m.in. Wojtek, z którym się mijamy i jeszcze trochę będziemy, aż w końcu nam gdzieś zniknie po którymś z punktów.
Okazuje się, że okopy to nie to samo co bunkier, ale i ten po chwili jest zaliczony. Ciasno w środku. Szkoda, że nie ma czasu dłużej to zostać.

Pierwszy dziś bunkier © djk71


PK 19 - Zachodni brzeg strumienia
Następny punkt też nie stanowi problemu. Wciąż kilka osób oprócz nas dociera w tym samym czasie. Po drodze ciekawe ostrzeżenia.

A gdzie rowery? © djk71


PK 13 - Skrzyżowanie drogi z rowem
Dalej zawodnicy wybierają różne warianty, asfalt, drogę, by po chwili znów się spotkać. Ci, którzy tak jak my wybrali teren mogli być zaskoczeni. Musieliśmy się zatrzymać na fotkę.

Kapliczkowo © djk71


Kolejny lampion lekko ukryty w krzakach i gdyby nie rozsypane konfetti to łatwo by go można było minąć.

PK 1 - Wieża widokowa
Trochę na skróty, nie do końca niebieskim szlakiem, docieramy na punkt z bufetem. Ładne miejsce i pyszny poczęstunek.

W tle wieża z punktem © djk71


Nie było łatwo do niej dojść, ale Darek dał radę © djk71


PK 17 - Bunkier
Wyjeżdżając ruszamy w drugą stronę, ale od razu korygujemy błąd i brniemy przez piachy w stronę kolejnego bunkru.

Kolejny bunkier © djk71


PK 12 - Wyrobisko piasku
Piachy męczą, ale wydostajemy się z nich i pędzimy w stronę… wyrobiska piachu. Wracając spotykamy Andrzeja.

Jak nie wydma to wyrobisko piasku © djk71


PK 11 - Punkt widokowy
Podobnie jak poprzedni to punkt z rozświetleniem. Tym razem bardzo się to przydaje.

PK 3 - Szczyt wydmy
Tu znów spotykamy Andrzeja. Jak widać rower to również… bieganie :-)

Kto pierwszy u góry? © djk71


Połowa punktów zaliczona. Jest szansa na wszystkie o ile damy radę kondycyjnie. O dziwo wcale nie pamiętamy po wczorajszej dwusetce. Nawet można na siodełka bez problemu siedzieć.

PK 2 - Obniżenie terenu na wydmie
Punkt namierzony bezbłędnie, nawet ścieżka się znalazła bezpośrednio na punkt.

PK 7 - Przy drodze
Prosty punkt. Kawałek dalej jest sklep, chyba pora go zaliczyć. To jedyna dziś przerwa zakupowa, ale była potrzebna.

PK 5 - Szczyt wydmy
Ruszając spod sklepu widzimy zawodników wjeżdżających w teren. My wybieramy asfalt, który… nieoczekiwanie się kończy… Na szczęście po chwili znów go odnajdujemy i na punkt dojeżdżamy równocześnie z tymi, którzy pojechali terenem.

PK 10 - Osada łowiecka
W drodze do punku spotykamy Wikiego. Po chwili dziurkujemy karty i oczywiście pamiątkowe zdjęcie :-)

Osada łowiecka © djk71


PK 14 - Szczyt wydmy
Kolejny już dziś szczyt wydmy. Zaczynam mieć wrażenie, że to ulubione miejsce Amigi :-)

PK 18 - Brzeg stawu
Piaszczysty dojazd. W pewnym momencie uślizg i pada… na szczęście rower, mnie się udaje odskoczyć. Zakonnice w tak odludnym miejscu robią wrażenie… :-)

PK 20 - Brzeg stawu
Prosty dojazd, długa prosta, w prawo i w lewo... tylko…że nie ma ścieżki w lewo. Cofamy się i jest… ale ledwie widoczna. Jedziemy, jest staw, brzeg i drzewo z literkami PK tylko nie ma lampionu i perforatora.

Staw jest, tylko punktu nie widać © djk71


Dzwonię z info do organizatora i mamy jechać dalej, punkt jest gdzie indziej ale nam zaliczą. Chwilę później przejeżdżamy obok punktu. Dla świętego spokoju dziurkujemy karty.

PK 15 - Kaplica
Prosty dojazd, choć po piachach. Śliczna kapliczka, dzwoni Andrzej, że właśnie dojechał na metę My też zaraz będziemy, zostały nam dwa proste punkty w pobliżu mety. Tak nam się przynajmniej wydaje...

PK 16 - Szczyt wydmy
Kolejna, ostatnia dziś wydma. Skręcamy w ścieżkę przed gospodarstwem i lądujemy w wielkiej piaskownicy. Za ni ą odmierzamy kolejne metry i jedziemy na południowy zachód. Hmmm… wydmy nie ma… bo kierunek miał być południowo-wschodni. Wracamy, korygujemy kierunek i jest wydma, ale jakby z drugiej strony. Nie podoba mi się to, ale przeczesujemy ją dokładnie. Nie ma punktu. Przechodzimy z rowerami na drugą stronę i wracamy. Kolejna wydma też nie ta, ale widać z niej punkt kawałek dalej. Daliśmy ciała… Wracamy na szosę.

PK 8 - Spalony Dąb Cygański
Ostatni punkt jest blisko mety. Już wiemy zdążymy go zaliczyć. Podbijamy kartę i mkniemy na metę. Jest komplet punktów, dystans to równo 90km (wielu miało więcej), ale nad czasem trzeba jeszcze popracować.

Czas na posiłek, jak zawsze na BO świetny, i na pogaduchy ze znajomymi. Wrażeń co niemiara. Za chwilę nastąpi zakończenie i… jakiś taki smutek. Wiem, że za rok znów będzie Bike Orient, ale to zakończenie całego cyklu wprawie mnie w jakiś taki nostalgiczny nastrój. Choć spotykamy się z tymi samymi uczestnikami na wielu imprezach to jednak tu panuje jakaś taka magiczna, rodzinna atmosfera. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jest inaczej.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku też odbędzie się cały cykl Pucharu BO. Wg mnie to świetny pomysł, na pewno wymagający wiele pracy, ale będący czymś w rodzaju brakującego ogniwa między pojedynczymi imprezami, a "dużym" Pucharem Polski.

Wg moich wstępnych obliczeń w klasyfikacji generalnej Pucharu Bike Orient jesteśmy na 13 miejscu, Andrzej na 7 miejscu. Brawo. Może zacznie z nami częściej jeździć w przyszłym sezonie…. :-)