Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:435.55 km (w terenie 111.50 km; 25.60%)
Czas w ruchu:24:56
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:49.66 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:43.56 km i 2h 46m
Więcej statystyk

BO 2010 - Rajd rekreacyjny

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(5)
BO 2010 - Rajd rekreacyjny
Po wczorajszym maratonie i nocnych pogaduchach nie chce się rano wstać, a kiedy już wstajemy to zabawa trwa w najlepsze.

A może to mój rozmiar? © djk71


W planach rajd rekreacyjny po Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich ale ciężko to organizacyjnie widzimy. Trudno, najwyżej sami sobie gdzieś pojeździmy.

Nie udaje się ;) Organizatorzy dzwonią z zapytaniem czy dotrzemy ;-) Miłe z ich strony. Dziękujemy pozostałym uczestnikom, którzy na nas zaczekali.

Okazuje się, że jedziemy w towarzystwie pracowników parku, dzięki czemu w czasie licznych postojów dowiadujemy się mnóstwo ciekawostek zarówno, o samym parku, jak i o terenach, po których jeździmy oraz o ludziach, którzy tu żyli i żyją.

Zasłuchani © djk71


Wszyscy chyba są zadowoleni z tej formy wycieczki.

Zadowolenie © djk71


Ponieważ to wzniesienia to czasem trzeba "z buta".

Wprowadzać też można © djk71


Tym bardziej, że niektórzy wybrali dość oryginalne pojazdy jak na jazdę w terenie.

Poziomka © djk71


Okazuje się, że nie tylko ja się wczoraj nie umiałem wypiąć z SPD :)

Ech, te SPD... © djk71


Mimo to wracamy wszyscy w fantastycznych nastrojach. Szkoda tylko, że za chwilę trzeba się pożegnać i ruszyć w stronę domu.

Nic to, za rok znów jest Bike Orient :)

Bike Orient 2010

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(17)
Bike Orient 2010

To już mój trzeci Bike Orient. Tu dwa lata temu się zaczęła moja przygoda z jazdą na orientację. Tu w zeszłym roku brodząc po pas w Pilicy utwierdziłem się, że to coś co lubię. Tu musieliśmy po raz kolejny rozpocząć wakacje :-)

Przyjeżdżamy silną ekipą. Oprócz mojej Małżonki, Wiktorka i Igorka jest z nami Kosma z rodzinką, Łukasz i Ewa. Na miejscu już czeka Agnieszka i Jacek. W takim towarzystwie wieczór się mocno przedłuża… :)

Rano długo się zbieramy i… w ostatniej chwili docieramy na śniadanie gdzie spotykamy Damiana i mnóstwo innych znajomych twarzy. Damian robi mi niespodziankę i wręcza mi urodzinowy prezent, a dokładniej mówiąc wkręca :)

Niespodziewany prezent © djk71


Rozdanie map do pierwszego etapu i szybka analiza trasy. Tym razem inaczej bo zamiast Moniki towarzyszy mi Łukasz. Jako, że jest po raz pierwszy na takiej imprezie wstępne planowanie trasy leży po mojej stronie.

Ruszamy. W drodze do PK24 Łukasz gubi bluzę. Na szczęście znajduje zgubę i ruszamy dalej, choć od początku widać, że nie będzie łatwo.

Kto wymyślił piasek? © djk71


Z tego wszystkiego mijamy skręt i lądujemy… gdzieś… Chwila zastanowienia i wydaje się, że jesteśmy kilkaset metrów dalej niż planowaliśmy. Łukasz nie do końca jest chyba przekonany do mojego planu ale jedzie za mną. Kiedy po kilku zakrętach zatrzymujemy się i idę w krzaki szukać "dna wąwozu" mój partner ma dziwny wyraz twarzy. Jeszcze dziwniejszy, kiedy po chwili odnajduję punkt :)

Rób szybciej to zdjęcie, bo komary... © djk71



Przed punktem 27 na prostej drodze zaliczam wywrotkę nie będąc w stanie wypiąć się z nowych pedałów. Z trudem się podnoszę. Mała korekta ustawień i jedziemy dalej. Punkt po drugiej stronie strumyka = mokry but :-)

Zastanawiając się gdzie skręcić… padam ponownie. Prawy pedał wciąż za ciężko się wypina.

Czyżby Damian tym prezentem chciał wyeliminować konkurencję?

PK23 to cmentarz ewangelicki ukryty w zaroślach ale dość łatwy do odnalezienia.

Po drodze chwila postoju obok Sanktuarium Matki Boskiej Skoszewskiej.

Sanktuarium Matki Boskiej Skoszewskiej © djk71


Przed 26 wymiękam na jednym ze zjazdów :-) Wciąż mam lęki przed zjazdami. Fajnie się jedzie, bo próbujemy ścieżek i skrótów, co do tej pory było moją słabą stroną.

Punkt żywieniowy na 19-tce był w samą porę. Potrzebowaliśmy tego. Komary nie pozwalają nam na długi postój. A szkoda, bo jest wesoło.

Siatkówka? © djk71


PK 22 schowany ale spotykamy tam kilku innych uczestników i wspólnie udaje się szybko go odnaleźć.

Późno więc decydujemy się odpuścić odcinek specjalny, bo pomny doświadczeń z Odysei wiem, że możemy tam stracić sporo czasu. W drodze do 20-tki chwila strachu - atakują mnie dwa psy. Zaczynam krzyczeć. Nie wiem, czy bardziej żeby je przestraszyć, czy po prostu ze strachu. Spadam z drogi na pole i to chyba mnie ratuje. Psy się zatrzymują, a już widziałem swoją nogę w ich pyskach. Masakra.

Zaliczamy punkt i jedziemy dalej.

Też znalazłem punkt :-) © djk71


Trasa łatwa: w lewo, w prawo, w lewo, w lewo i w prawo. Jedziemy, gadamy, tylko co robi ta droga w prawo, skąd ten kościół po lewej? Na mapie tego nie ma.
Zagadujemy przejeżdżającą na rowerach parkę, co kończy się dramatyczną wywrotką dziewczyny (na szczęście nic się jej nie stało) i dowiadujemy się, że pojechaliśmy około 5km w przeciwną stronę. To największa wtopa dzisiejszego dnia.

Kolejny (25) punkt odnajdujemy dość łatwo.

Ostatni PK to znów dno wąwozu, tym razem Łukasz wybiera się na poszukiwanie i za drugim podejściem odnajduje lampion :-)

Teraz baza i drugi etap. Jako, że za każdy odnaleziony punkt otrzymuje się tylko 0,5pkt i skala mapy jest inna niż ta do której przywykliśmy (1:15 000 zamiast 1:50 000) decydujemy się zaliczyć tylko jeden punkt (11) i ruszyć na trzeci etap.

Ta decyzja okazuje się błędem. Rzut oka na mapę i… punkty są tak oddalone od siebie, że od razu wiemy, że niewiele zdążymy zaliczyć. Więcej zyskalibyśmy zaliczając cały drugi etap. No cóż, błędna kalkulacja.

PK 30 to skraj lasu i trochę czasu straconego na szukanie.

Nie wszędzie da się dojechać © djk71


Piękna pogoda, piękne klimaty...

Po prostu Polska... © djk71


Na 29 koło starej cegielni spotykamy Damiana i kilku innych rowerzystów. Wszyscy niezależnie (a może właśnie sugerując się sobą) ruszamy w tę samą stronę, choć w różne miejsca. Niestety nikomu się nie udaje znaleźć ani śladu punktu. Po chwili słyszymy radość kolegów, którzy znajdują punkt zupełnie z innej strony. Jedziemy dalej.

Punkt 32 banalnie prosty.

Pora wracać, choć Łukasz ma ochotę na więcej. Najpierw jednak popas pod sklepem. Oj potrzebowaliśmy tego bardzo ;-)

W końcu sklep :))) © djk71


Kończymy trasę lekko zmęczeni. Po chwili dojeżdża reszta naszej ekipy, która jechała na trasie rekreacyjnej. Wszyscy zmęczeni ale zadowoleni.

Po maratonie © djk71


Pora na wymianę wrażeń, pieczenie kiełbasy i rozdanie nagród. Jak zwykle worek z nagrodami wydaje się nie mieć końca. Jak Oni to robią, że potrafią tak to zorganizować??? Nie wspomnę o pakietach startowych, punktach żywieniowych i całej organizacji. Ta impreza to dla mnie Mistrzostwo Świata!!! Nie znam takiej innej imprezy. Potwierdzają to głosy tych, którzy byli tu dziś po raz pierwszy : "Za rok tu wrócimy!!!", "Jest świetnie!"….

Dziękuję organizatorom, dziękuję mojemu partnerowi, dziękuję wszystkim uczestnikom, którzy przyczynili się do stworzenia tak wspaniałej atmosfery.

Również tej wieczornej, gdzie towarzyszyła nam Aśka z Piotrkiem i Aldona z Wojtkiem :)

Podsumowanie: mimo chyba najlepszej nawigacji i zaplanowania trasy tylko 63 miejsce (na 79). Dziwne. Ale najważniejsze, że była to kolejna fantastyczna przygoda.

Puste miasto...

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(15)
Puste miasto...
Buty wysuszone po piątkowej powodzi ;-)

Więc dziś na rower. Taki był plan. Obiad o 20-tej sprawił, że...odechciało mi się. Na szczęście Łukasz molestował mnie SMS-ami i zamiast drzemki... rowerek :-)

Bez słów ruszamy w stronę Tarnowskich Gór. Chyba lubimy ten kierunek :) Po drodze rozmowy o Bike Oriencie. To już w tym tygodniu :)

Tarnowskie Góry jak zwykle puste. Wciąż mnie to miasto zadziwia.

Pusto... © djk71


Na Rynku szybkie piwko bezalkoholowe. Jednak wolę czeskie...

I powrót do domu. Wieczorem rześko... nic dziwnego już 22-ta.
Dzięki Łukasz, że mnie wyciągnąłeś!

Dawno nie padało

Piątek, 18 czerwca 2010 · Komentarze(7)
Dawno nie padało
Kiedy cały tydzień zachęcał do jazdy ja... pracowałem. Gdy dziś udało się wyjść wcześniej z pracy (już po piętnastej) to... wychodziłem w strugach ulewnego deszczu. Na szczęście kiedy dojechałem do domu było już sucho.

Na szczęście bo w końcu chcę pojeździć. Najpierw Masa Krytyczna w Bytomiu żeby spotkać znajomych, a potem gdzieś się powłóczyć.

Ruszam sam, bo Kosma zapracowana, Łukasz pracuje, Wiku choć chciał bardzo to nie zdążył wrócić z wycieczki, a Igorka nie chcę tam jeszcze ciągnąć więc zostanie z mą małżonką...

Chmurzy się ale jest ciepło... Dojeżdżając spotykam Jacka z ekipą. Na miejscu po długiej przerwie spotykam Artura, Grzegorza i masę innych znajomych.

Jedziemy spokojnym tempem, trochę odmienioną (na korzyść) trasą. W parku zaczyna padać deszczyk, który przed stadionem Polonii zamienia się w oberwanie chmury. Dawno czegoś takiego nie widziałem. Po kilkuset metrach dokładnie mokrzy. I tak już jest do samego Rynku. Do końca imprezy.

Dziś nie było ochoty na pomasowe pogaduchy. Jazda do domu też w deszczu. Czuję, że po raz pierwszy przemaka mi kurtka. Zupełnie.

Więc jutro nici z jazdy - suszymy się... :-(

Zdjęć nie było kiedy zrobić więc wzorem Jacka mały demotywator.

Do serwisu?

Piątek, 11 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Do serwisu?
Dziś jestem umówiony z Łukaszem na wizytę w serwisie w celu dokonania drobnych korekt ostatniego przeglądu. Kiedy podjeżdżam pod dom Łukasza... wszystko już działa. Dotarło się, przegryzło? Nieważne, grunt, że działa, ale skoro już się umówiliśmy to jedziemy.

Niestety piątkowe popołudnie i podróż główną drogą w stronę Katowic to nie jest najlepszy pomysł. Na szczęście dojeżdżamy bez większych przygód (nie licząc faktu, że klient chciał zaparkować w Łukasza tylnym kole.

Serwis był szybki więc Łukasz jeszcze wcisnął swoje dwa kółka w celu drobnej regulacji.

Powrót tą samą drogą z małą przerwą w Bytomiu...

Nie rower, a też wygląda fajnie © djk71


A jutro? Industriada ale czy będzie na to czas?
Wątpliwe...

Szybka wieczorna rundka

Czwartek, 10 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Szybka wieczorna rundka
Wczoraj praca do późna, ale dziś udało się na godzinkę wyrwać wieczorem z Łukaszem. Przez Ptakowice do parku w Reptach. Momentami szybko na zjazdach. Dla Łukasza za szybko. Szczególnie, że nie miał powietrza w przednim kole. Na szczęście nie zaliczył wywrotki ale kółko chyba nie całkiem okrągłe jest teraz.

Nie jest to trudne tylko te komary... © djk71


Do tego wymiana dętki nad rzeką wieczorem w parku... nie jest najlepszym pomysłem. Komary chciały nas zjeść.

Wracamy, zjazd, podjazd, wesele, krótki wyścig i Łukasz gubi licznik... To nie jest jego dzień (wcześniej jeszcze otarł nogę).

Krótko, ale fajnie. Trzeba jeszcze będzie pojeździć bo Bike Orient się zbliża ;)

Po serwisie

Wtorek, 8 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Po serwisie
Krótkie nocne krążenie po osiedlu w celu przetestowania odebranego po serwisie roweru. Lekki szok. Są pewne różnice :-) Jeszcze tylko wciąż coś z przednią przerzutką. Trzeba będzie poprawić. poza tym szok. ;-)
Dodatkowy szok, że bez świateł w cywilnych ciuchach... Głupio się czułem... I bez świateł, masakra...

Dzięki Łukasz.

Niedługo Bike Orient

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Niedługo Bike Orient
Dziś od rana Igorek namawiał nas na wspólną przejażdżkę. Trochę się tego obawiałem mając w pamięci wczorajsze doznania. Kosma przezornie uciekła do domu ;)

Późnym popołudniem w końcu udaje nam się zebrać i ruszamy do dziadka na działkę w Miechowicach. Całą rodzinką :-)

Wybieramy drogę przez las i... od razu niespodzianki. Zniszczona droga, podmokłe tereny, ścieżka pod wodą, szukanie obejścia (o jeździe nie ma mowy) i do tego mnóstwo komarów. W sam raz na trening przed Bike Orientem ;-)

Trening przed Bike Orientem ;-) © djk71


Wszyscy jednak są dzielni i docieramy do Miechowic. Kiedy reszta rodzinki debatuje nad stołem ja próbuję doczyścić nieco rower. W takich warunkach to można się bawić… tylko te komary…

Wracamy asfaltem bo późno, a jeszcze chcę rower oddać na głębszy przegląd. Miejmy nadzieję, że będzie po nim jeździł. Lepiej ;-)

Cztery litery...

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(16)
Cztery litery...

Rower wczoraj został naprawiony, choć Łukasz twierdzi, że… dużo jeszcze pozostało tam do zrobienia… Zobaczymy. Dziś trzeba go przetestować. Małżonka z dziećmi pojechała na wycieczkę autokarem w okolice Inwałdu. Od kilku dni był pomysł żeby dojechać tam rowerami - mapa jednak bezlitośnie pokazuje 80-100 km w jedną stronę. Za dużo. Za dużo jeśli się nie jeździ.

Wstajemy rano i Kosma rzuca pomysł - Moszna - 88km w jedną stronę, czyli… niewiele mniej, a w planach jest powrót PKP. SMS do Łukasza i za chwilę ruszamy. Trochę późno bo już 9:30 ale co tam…

Pada hasło, że po drodze zahaczymy o Górę św. Anny, która już raz nas w tym roku pokonała. W Pyskowicach dogania nas (samochodem) mój teść z wujkiem… ich plan to… Góra św. Anny. Zobaczymy kto dotrze tam szybciej ;-)

Krótki postój w Łanach, przy okazji rzut oka na mapę. I jedziemy. Po drodze po raz drugi wyprzedza nas ekipa samochodowa (zwiedzili w międzyczasie Pławniowice). My tymczasem dobrze bawimy się w Lychynii ;-)

A może rower to przeżytek? © djk71


Podjazd na Górę św. Anny od strony Leśnicy zadziwiająco dziś łatwy. Po drodze widzimy zaparkowany znajomy samochód pod muzeum, czyli… na szczycie my będziemy pierwsi ;-)

Spotykamy się w knajpce Pod Jeleniem ;) Przy okazji namawiamy naszych turystów na wizytę w Mosznej. Obiadek i nabieramy sił.

Obiadek i mamy siłę © djk71


Pogawędki i szybka wizyta w kościele. Wysoko jesteśmy ;)

Widok z Góry św. Anny © djk71


Krótka wizyta przy Pomniku Czynu Powstańczego, który stoi nad jednym z największych amfiteatrów :)

Ruszamy dalej. W Gogolinie oprócz Karolinki (pozdrowienia dla karli76)...

Poszła Karolinka do Gogollina © djk71


... spotykamy zaginionego brata Calineczki ;-)

Calineczek w Gogolinie © djk71


W Krapkowicach pora na loda (mnie nie smakował) ale przy okazji jest moment żeby zastanowić się którędy dalej jechać :)

I dokąd teraz? © djk71


W końcu Moszna… Pięknie tu…

Moszna i tyle... © djk71


Moszna © djk71


Moszna © djk71


Dużo zapracowanych ludzi.

Mosza - pracujemy © djk71


Ten myślałem w pierwszej chwili, że jedzie na rowerze…

Moszna - prawie jak na rowerze © djk71


Tego życie przygniata…

Moszna - cięzkie życie © djk71


Dziwne tu sporty uprawiają

Moszna - polowanie? © djk71


Ogólnie zamek był nieźle pilnowany…

Moszna - strażnik? © djk71


Moszna - strażnik? © djk71


I nawet jeśli komuś udawało się dostać np. na wieżę to…

Moszna - jedna z wielu wież © djk71


… źle kończył…

Moszna - nie przeżył © djk71


Kiedy ja podziwiałem jak słońce bawi się z wodą...

Moszna - woda i słońce © djk71


... inni…

Moszna - odpoczynek © djk71


W końcu czas ruszać. Na trasie chodziła nam po głowie "dwusetka" ale biorąc pod uwagę, że już 18-ta wrócilibyśmy bardzo późno, o ile dalibyśmy radę dojechać ;-)

Moszna - fajnie ;-) © djk71


Ruszamy do Kędzierzyna na pociąg. Szybko okazuje się, że to był dobry pomysł bo… chyba wszyscy mieliśmy dziś źle ustawione siodełka. Bardzo źle… Do dworca docieramy o 20:30 i szczęśliwi schodzimy z rowerów :-)

Szybkie (i nijakie) jedzenie i pociąg do Gliwic. Dawno nie jechałem takim składem.



Nieważne. Najważniejsze, że można usiąść na czymś trochę szerszym ;-) jesteśmy zmęczeni. Wymuszone uśmiechy wyglądają tak…

Szczęsliwi? © djk71


Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów z Gliwic i dom :) Siadając po raz kolejny dziś na rowery myśleliśmy, że będzie gorzej. Nie było jednak tak źle i o 23-ej meldujemy się na Helence. Zmęczeni, obolali, dziwnie opaleni ale… zadowoleni ;-) Fajny dzień tylko na przyszłość na dłuższe wycieczki trzeba wyjeżdżać trochę wcześniej.

Trasa Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Boniowice - Karchowice - Pyskowice - Bycina - Niewiesze - Łany - Ujazd - Zalesie Śląskie - Lichynia - Leśnica - Góra św. Anny - Wysoka - Ligota Górna - Ligota Dolna - Dąbrówka - Gogolin - Krapkowice - Steblów - Dobra - Strzeleczki - Kujawy - Zielina - Moszna - Zielina - Wawrzyńcowice - Zawada - Błażejowice Dolne - Mochów - Głogówek - Stare Kotkowice - Biedrzychowice - Zwiastowice - Twardawa - Pokrzywnica - Większyce - Kędzierzyn Koźle - ... PKP... - Gliwice - Żerniki - Szałsza - Czekanów - Grzybowice - Wieszowa - Rokitnica - Helenka

Naprawiona linka

Piątek, 4 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Naprawiona linka
Po tygodniach ciężkiej pracy i nieustających deszczów w końcu udało się wyjść na rower. Kupione linki, pancerze i inne dziwne rzeczy i... jadę z Kosmą do Łukasza, który zaoferował swoją pomoc w wymianie i regulacji przerzutek. Pewnie sam bym dał radę ale tak będzie szybciej i zdążymy jeszcze pojeździć. W tym samym czasie po swoje rumaki udaje się moja małżonka (dziś pozbyliśmy się obrączek...) i młodszy syn.

Kiedy z Łukaszem walczymy z rowerem, Monika pomaga doprowadzić do stanu używalności rowery mojej rodzinki i rusza z nimi na przejażdżkę. A my... walczymy... nie jest prosto. Sam bym na pewno nie dał rady.
Wraca Monika i... dalej walczymy. Nie ma szans bym sam sobie poradził. Wielkie dzięki Łukasz za już i dzięki za obietnicę przyszłości.. ;-)

Przy okazji chyba udało się Łukasza (a może nie tylko) namówić na Bike Orient. Pięknie. Dziś nie pojeździliśmy ale jak widać warto było się spotkać. A Bike Orient już nie długo :-)