Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:249.78 km (w terenie 149.64 km; 59.91%)
Czas w ruchu:17:59
Średnia prędkość:13.89 km/h
Maksymalna prędkość:58.28 km/h
Maks. tętno maksymalne:200 (98 %)
Maks. tętno średnie:182 (89 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:16.65 km i 1h 11m
Więcej statystyk

Krótko po okolicznych pagórkach

Poniedziałek, 30 lipca 2018 · Komentarze(0)
Noc była krótka więc po powrocie z pracy drzemka nie była zaskoczeniem. Kiedy się obudziłem czasu było już mało. Chwila wahania: bieganie czy rower? Rower. Gdzie? Po terenie, to pewne, czyli najbliższa okolica. Jest tu kilka terenowych pagórków gdzie można się zmęczyć. I udało się. Po chwili jednak trzeba było wracać do domu, bo noc nadchodziła.

Dzień się kończy © djk71

Chwilę wcześniej krótka przerwa żeby złapać oddech, tzn. zrobić zdjęcie ;-)

Takie tam © djk71

Na zmęczeniu po mokrym

Niedziela, 29 lipca 2018 · Komentarze(0)
Po wczorajszym nocnym biegu nie udało się wstać wystarczająco wcześnie żeby pojeździć rano. W takim razie do południa wyczyściłem rower po piątkowych górach i... musiał poczekać na mnie aż wrócę z meczu. Jako, że po drodze były jeszcze lody (to w ramach odchudzania :) - ostatnio tak dużo ważyłem w ubiegłoroczną Wigilię :( ) i zakupy - to wystarczyło czasu tylko na godzinkę jazdy.

Po okolicy i... głównie po błocie i kałużach ;-( I po co było czyścić rower?

Zero sił, czuć zmęczone mięśnie po wczorajszym. Może trzeba było odpocząć? Można było, ale są tacy co mnie sprowokowali wyprzedzając w firmowej rywalizacji ;-) Dziś udało się kolegę ponownie wyprzedzić, ale coś czuję, że to nie koniec zabawy ;-)

Były już te okolice? Były i co z tego ;-) © djk71

Nocny Rudzki Półmaraton Industrialny - krótki dystans (2/5)

Sobota, 28 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dziś w planach był nocny Rudzki Półmaraton Industrialny. W zeszłym roku na tej imprezie był mój debiut w półmaratonach. W tym roku znów miałem pobiec, ale z uwagi na fakt, że nic ostatnio nie ćwiczę to... odpuściłem, a dokładniej zmieniłem dystans na 8,6 km, czyli dwie pętle. W tym roku pętle były krótsze, połówka to pięć okrążeń, w ubiegłym roku były trzy. Nie wiem w sumie, która wersja lepsza.

Na tym samym dystansie (tyle, że z kijami) wystartowała podobnie jak w ubiegłym roku moja żona.

Przed startem :-) © djk71


Ciepło. Cały dzień było ciepło. Boję się co to będzie, bo ostatnio wszystkie próby biegania kończyły się porażką.

Ruszają półmaratończycy. Dziesięć minut później mamy wystartować my i kijkarze, w rzeczywistości startujemydość nieoczekiwanie chwilę wcześniej.

Początek pod górkę i strasznie parno. Nie ma czym oddychać. Czarno to widzę. Na szczęście nie daje się porwać tłumowi i biegnę spokojnym tempem. Podbieg zaliczony, mijamy kościół i plac gdzie w roku ubiegłym był start i meta i przed nami trochę zbiegu. Póki co jest dobrze. Dalej drugi podbieg, ale wciąż nie jest źle. Raczej ja wyprzedzam niż mnie. Mówię oczywiście o tych, którzy biegną w okolicach mojego tempa. Ci którzy biegną w połówce będą mnie wyprzedzać jeszcze wielokrotnie.

Znów biegniemy w dół, mijamy dziewczyny dmuchające bańki mydlane i... podbieg pod stadion. Pierwsze kółko za mną. Jest dobrze.
Teraz już wiem co mnie czeka i jeśli tylko nie wyskoczy nic niespodziewanego to wiem, że to spokojnie przebiegnę.

Powtórka z rozrywki na drugim kółku, pod koniec wykorzystuję zbieg i ósmy kilometr okazuje się być moim najszybszym w dzisiejszym biegu.

Dobiegam do mety, odbieram medal i siadam na widowni czekając na małżonkę. Kiedy i Ona mija linię mety idziemy się posilić, niestety nie ma piwa zero więc musi wystarczyć mi żurek. Chwila odpoczynku i wracamy do domu.

Po drodze oczywiście obowiązkowy lodzik. Zasłużyliśmy ;)

Już z medalami :) © djk71


Skrzyczne - dawno mnie tu nie było

Piątek, 27 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Na Skrzyczne ostatni raz wjeżdżałem 5 lat temu. Wspomnienia miałem, że tak powiem średnie. Przyszedł czas je zweryfikować.
Była okazja, bo padł pomysł wyjazdu do Szczyrku na dzień lub dwa więc ten szczyt był naturalnym celem. 

Przyjechaliśmy w piątek przed południem. Pogoda straszyła deszczem, ale cóż stwierdziliśmy, że spróbujemy, najwyżej w trakcie zmienimy plany. Jest nas trzech, ale brat wybrał szosę więc w góry ruszam z Amigą. Trasę wytyczyłem na szybko wczoraj przed meczem - trochę na podstawie sugestii innych w necie, trochę zdając się na automatycznego plannera, z którego często korzystamy - Broutera.

Ruszamy najpierw asfaltem żeby po pierwsze mieć trochę rozgrzewki, a po drugie żeby zaatakować Skrzyczne z drugiej strony, od Doliny Zimnika. Jedziemy: Buczkowice, Grodziszka i... zupełnie w trakcie planowania nie zauważyłem, że wjeżdżamy na dobrze nam znaną drogę z wyjazdu do Zakopanego. No cóż, czyli już tu będą podjazdy ;-) W Lipowej gdzie ostatnio wszyscy umierali po raz pierwszy my skręcamy w prawo. Stąd już będzie cały czas pod górę.
Oczywiście zdjęcia po drodze muszą być.

Pamiątki z II wojny © djk71

Ciepło, ciężko, ale póki co cały czas asfalt. O wiele dalej niż się spodziewaliśmy.

Pod górkę, ale asflatem © djk71

Kilka razy trzeba odpocząć, tzn. podziwiać widoki, a przy okazji złapać oddech.

W końcu asfalt się kończy © djk71
Chmurzy się © djk71
Cały czas podjazd © djk71

Przed nami też w górę © djk71

Jeszcze trochę © djk71

Na jednym z kolejnych zakrętów GPS każe nam zjechać z trasy, bo 10 m dalej jest szlak i główniejsza droga. No trudno. Zjeżdżamy i... to był błąd. GPS wyprowadził nas na niebieski szlak pieszy, który w żaden sposób nie jest przejezdny. Wpychamy rowery do góry.

To nie jest droga, która nam się podoba © djk71

Sugeruję co prawda żeby wrócić na poprzednią drogę, ale rezygnujemy bo tam będzie trochę dalej, dookoła, a pewnie też mocno pod górę, a tu zaczyna się mocno chmurzyć trzeba dotrzeć do schroniska jak najszybciej.

Ciekawe czy deszcz nas dopadnie © djk71

Pchamy rowery i... docieramy do skrzyżowania z drogą, którą mieliśmy jechać... i na której nie było żadnych kamieni, a i nachylenie było inne. No cóż.. została nam końcówka dalej wspinając się lub objeżdżając z boku.  Wybieramy drugi wariant. Jak cudownie znów siedzieć na siodełku :-) Niestety droga na raz się kończy. Możemy przedzierać się do przodu, choć nie widać ścieżki, lub w prawo, ostro pod górę, ale krótko i wprost do schroniska. Druga wersja zwycięża. Odcinek krótki, ale męczący. W końcu jesteśmy na szczycie.

A można było łatwiej.

I jasne skąd tu tyle ludzi :-) © djk71

Chwila odpoczynku przy schronisku. Zamawiamy pod dwa piwa. I co z tego, że bezalkoholowe? :-)

Chwila odpoczynku © djk71

Wypijamy je szybko, bo chmury coraz bliższe i coraz ciemniejsze. Trzeba ruszać dalej.

Niestety ledwo ruszyliśmy zaczyna lać. Zakładam kurtkę, po chwili nawet na moment zatrzymujemy się w przydrożnej wiacie, ale prognozy mówią, że to może potrwać z godzinę. Szkoda czasu.

Chowamy się przed ulewą © djk71


Mimo obaw o jazdę po mokrych kamieniach ruszamy.
Trzeba uważać, ale jedziemy. Mijamy Małe Skrzyczne, pod Malinowską Skałę niestety rowery trzeba znów wepchać :-( Na szczęście idzie nam to łatwo :-)

Na Malinowskiej Skale © djk71
Malinowska Skała © djk71


Dalej kierunek Salmopol. Stąd w planie był dalej teren, ale z uwagi na pogodę i lekkie opóźnienie zjeżdżamy do Szczyrku już asfaltem. Dziś trasa mi się podobała o wiele bardziej niż kilka lat temu, gdybyśmy jeszcze nie pomylili się w końcówce przed Skrzycznem byłoby zupełnie ok.

Pięknie tu © djk71

Po drodze jeszcze obiadek w dziwnym towarzystwie i czas wracać do domu.

Hmm, a co to? © djk71

Tym razem nie zostajemy na drugi dzień, zmęczenie, planowana średnia pogoda na jutro i konieczny ew. wcześniejszy powrót (w planie mecz popołudniu) przekonują nas, że to nei mam sensu. Zmęczenie wieczorne tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zrobiliśmy dobrze :-)


62h odpoczynku

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(5)
1 h jazdy. Średnia niecałe 20 km/h. Garmin po przejażdżce sugeruje... 62h odpoczynku. W zasadzie nie wiem, czy się cieszyć, bo przecież powinno mi to być na rękę, i tak nic nie robię, nie biegam, nie jeżdżę... Czy jednak się martwić, że kondycyjnie jestem zupełne zero...

W sumie to jaki jest sens jeździć? Czas jazdy: 1h, Czas przygotowań do jazdy:  pewnie też co najmniej 1h, a może i więcej. Kąpiel + wpis + chwila odpoczynku - kolejna 1h. Razem 3h w tym 1h jazdy. Bez sensu.

Tak wiem, że teoretycznie da się szybciej wybrać na rower, czy na bieganie, ale nie u mnie... :-(
I nie pytajcie czemu. Po prostu nie da się i już :-(

Skoro tylko godzina to okoliczne lasy i DSD. Akurat trafiam na zachód słońca.
Strava pokazuje mi ostatnio, że biję kolejne rekordy na segmentach. Skro kondycji zero to musi być to kwestia roweru. Ciekawe...


Na Red Rocku © djk71

dd

Czasem nawet rower nie pomaga

Wtorek, 17 lipca 2018 · Komentarze(5)
Od rana, od nocy, a może nawet ok kilku dni mnie nosi. Dziś chyba była kumulacja. Oby, bo nie wiem, czy więcej wytrzymam.

Po pracy odsypiam zaległości, ale potem znów mnie nosi. W końcu, mimo padającego deszczu i wieczornej pory postanawiam pójść pokręcić. Nie wiem, może kwadrans, może godzinę, może pięć... Odreagować....

Ruszam rowerówką w stronę Rokitnicy i mało nie wywijam orła omijając biegającego idiotę, który bez żadnego oświetlenia, odblasku truchta po nieoświetlonej drodze dla rowerów, mimo, że po drugiej stronie ulicy ma chodnik, na którym o tej porze jest pusto jak u wielu na koncie przed końcem miesiąca.
To, że biega to jedno, ale to że postanawia bez oglądania zawrócić kiedy go wyprzedzam to już inna bajka. Dobrze, że go wcześniej zauważyłem i zwolniłem, bo gdybym jechał z pełną prędkością, a tu na zjeździe da się to... "K..wa Mać Debilu!" to było chyba było najgrzeczniejsze z tego co powiedziałem... kiedy już opanowałem rower i uniknąłem zderzenia.

Chwilę potem zastanawiam się czy większym debilem był on, czy baba za kółkiem, która wczoraj wjeżdżała na DTŚ-kę i... zmieniła plany zawracając na jednokierunkowej drodze... W sumie dała radę wrócić między nami, którzy jechaliśmy w przeciwną stroną i próbowaliśmy dać jej do zrozumienia co robi. A... Świadomie napisałem "baba za kółkiem" - bo dla mnie to nie określenie płci, a raczej stanu umysłu, czasem zdarzają się takie również w spodniach i z wąsami... choć tu była to kobieta.

Jadę na strefę ekonomiczną. Spodziewam się tu trochę spokoju, ale też jakiś samobójca rzuca mi się pod koła... Ludzie, wiem, że różnie bywa, ale wybierzcie sobie samochód... pewniejsza śmierć!

Kawałek dalej wybiega mi pod koła zając, który nie bardzo wie co z sobą zrobić. Robię jeszcze jedno kółko i znów zając, a nawet dwa... Co to jest? Jakiś Berlin?

Postój na gałkę loda. Chciałem rozładować emocje, może pomyśleć o czymś... nie dało się. Lód trochę poprawia mi humor, postanawiam jeszcze raz spróbować i znów najpierw zające, a potem jakiś kretyn stawia reklamówki na drodze... Do dupy. Jadę do domu. Mokry, zmęczony i chyba jeszcze bardziej zdenerwowany...

Czasem trzeba zdjąć okulary żeby coś zobaczyć © djk71

Myślałem, że uda się przejrzeć na oczy... nie tym razem...

A może by tak rzucić to wszystko...

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(4)
... i wyjechać... Nie, nie w Bieszczady... na Islandię, albo w jakieś inne sympatyczne (a najlepiej odległe) miejsce... Bieszczady są za blisko... i za wiele wspomnień przywodzą na myśl... Tak, też tych miłych i sympatycznych, ale niestety nie tylko... Również tych, których chciałbym żeby nigdy nie było... Wielu rzeczy chciałbym żeby nie było, żebym nie pamiętał, żeby mi niczego nie przypominały. Rzeczy, miejsca, ludzie, muzyka... Wiele... Zbyt wiele...

Dawno nie marudziłem? Nie wiem, nie pamiętam... pewnie nie aż tak dawno... ale tak jest kiedy demony wracają... Wtedy człowiek traci rozsądek.. traci wszystko.. Nie jest w stanie normalnie myśleć, choć wydaje mu się, że stał się już odporny, że już potrafi podchodzić z dystansem do wielu rzeczy, do wielu spraw... Że potrafi nie przejmować się innymi, że potrafi myśleć tylko o sobie...
Nie potrafi... Ja nie potrafię...

Czy to, że nagle nie potrafię przepłynąć 100m, czy przebiec 5, co ja mówię 3, 2 km... to kwestia kondycji? Pewnie w części tak, ale głównie chyba kwestia głowy...


No Future :( © djk71

W takich chwilach stare kawałki stają się znów bliskie...


... choć i one czasem przywodzą myśli, których chciałbym, aby nie było...

Krótko po lesie

Sobota, 14 lipca 2018 · Komentarze(0)
Intensywny tydzień. Nie było czasu na ruch. Chciałem też dać odpocząć nogom po urlopie.
Wczoraj krótka wizyta na basenie i kompletna porażka. Nawet nie zapisywałem treningu.
Znów nie wiem co to oddech, znów szybkie zmęczenie.

Dziś podpadłem rodzince wymigując się z obiadu u teściowej i zamiast tego krótka rundka po lesie.
Oczywiście jak to mówią, jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy.

Chciałem pokręcić po najbliższej okolicy więc postanowiłem pojechać pobliską drogą, którą już nie pamiętam czy i kiedy jechałem. Droga, nie dość, że pełna kałuż to jeszcze szybko się zmieniła w wąską ściekę pełną pokrzyw, po to by.. po chwili się skończyć. wcześniej niż myślałem. jeszcze chwila przedzierania się, ale odpuściłem. Zawróciłem.

Za to za plecami zobaczyłem jakieś ruiny. Co tu kiedyś było?

Ciekawe co tu było? © djk71

Potem już było lepiej. Po znajomych ścieżkach. W prezencie krótki deszczyk.
Niby krótko, ale wróciłem zmęczony... teraz bym mógł zjeść obiad, ale czy dostanę... :-)


Po urlopie

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Urlop, urlop i po urlopie...
Do tego trzeba chwilę odpocząć od biegania więc dziś rower. Co prawda tylko krótko, ale zawsze coś. Szerokie opony więc Segiet, DSD i dawno nie odwiedzana hałda...

Dawno tu nie byłem © djk71

Lubię to miejsce. Choć na zjazd z tej strony chyba nigdy się nie zdecyduję...

I wciąż z tej strony nie zjadę © djk71

Kilka zdjęć i trzeba wracać. Fajnie tak się jeździ bez celu, bez pośpiechu, jest czas pomyśleć...

Jogging w Kampinosie

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj był dzień odpoczynku od chodzenia. Po porannym bieganiu było tylko kilka godzin za kółkiem. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Kampinos.

Dziś brat poszedł pokręcić, a ja choć chwilę potruchtać po Kampinosie. Nieco mokro po nocnych ulewach ale spokojnie można biegać. Można dopóki nie pojawi się ból.

Niestety tym razem większy niż w poprzednich dniach. Zastanawiam się czy nie zawrócić i nie pójść najkrótszą drogą do domu.

Którędy teraz? © djk71

Próbuję iść dalej, choć nogi bolą. Po chwili znów lekki trucht i jakoś idzie, ale marzę, żeby być już w domu.

Przez chwilę tylko zastanawiam się, którą stroną drogi biec ;-)

A teraz do której miejscowości wejść? © djk71