Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2020

Dystans całkowity:55.26 km (w terenie 47.51 km; 85.98%)
Czas w ruchu:09:38
Średnia prędkość:5.74 km/h
Maksymalna prędkość:12.00 km/h
Suma podjazdów:1325 m
Maks. tętno maksymalne:200 (98 %)
Maks. tętno średnie:178 (87 %)
Suma kalorii:6209 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:13.82 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Czy po seksie będziemy panierowani w banknotach niczym krokiet w bułce?

Wtorek, 26 maja 2020 · Komentarze(3)
Po ostatnim biegu czuję strasznie ciężkie nogo do dziś. W sumie zegarek zaproponował 72 godziny odpoczynku. Minęło 48 ale skoro wróciłem wcześniej z pracy to trzeba to wykorzystać.  Przebieram się i ruszam w teren. Nogi jeszcze obtarte po niedzieli, ale daję radę. O dziwo udaje się spokojnie (chociaż z wysokim pulsem) przebiec całość.

Skąd ten nieco dziwny tytuł wpisu? W niedzielę i dziś biegałem słuchając... książki o statystyce. I żałuję, że nie czytałem/słuchałem jej wcześniej. Tytuł wpisu jest cytatem z tej książki :-)  Wydaje mi się, że powinien się zapoznać z nią każdy, kto w perspektywie na studiach ma taki przedmiot. Myślę, że zupełnie inaczej by do niego podchodził. W każdym raczej inaczej niż ja podchodziłem.

Moje pytanie po powrocie było prostsze ;-) Co wybrać? Najpierw :-)

Co najpierw? © djk71

Dla zainteresowanych książka to: "Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?" autorstwa Janiny Bąk.

Powrót z biegania :-(

Niedziela, 24 maja 2020 · Komentarze(2)
Ne dałem rady dalej biec, ale trzeba było wrócić do domu.
Okazało się, że spacerem też nie jest łatwo. Nie dość, że bolą mnie nogi, to jeszcze czuję się źle, słabo.
Do tego zrobiło się chłodno. Zakładam wiatrówkę jest lepiej.

Przez mostek do domu © djk71

Z trudem docieram do domu. Po wejściu nie mam siły żeby się schylić i rozwiązać sznurówki.
Ledwo jestem w stanie zjeść obiad. Do tego obtarłem obie nogi. To chyba wina skarpet - to te same, które załatwiły mnie przed Everestem.

Muszę odpocząć...

Zbyt ambitnie :-(

Niedziela, 24 maja 2020 · Komentarze(2)
Ubiegłotygodniowy wyjazd w góry dał mi nieźle w kość, ale byłem zadowolony. Niestety nie wyciągnąłem wniosków i cały tydzień nic nie robiłem. Z różnych względów.
Wczoraj też się nie udało, za to dziś już nie ma wymówek. Co prawda ma padać, ale co tam. Idę. Wymyśliłem sobie ok. 20 km w wolnym tempie.

Ruszam i o dziwo biegnie się przyjemnie. Po drodze zaczyna padać. Zakładam kurtkę, ale to fałszywy alarm. Po chwili kurtka na powrót ląduje w plecaku. Biegnę sobie lasem jest przyjemnie tylko coś czuję lekki dyskomfort pod podeszwą. Poprawiam skarpety i buty ale nie jest lepiej.

Dobiegam do hałdy popłuczkowej. Udaje się nawet wbiec w najbardziej stromym miejscu. Jestem dumny z siebie.

Chmurzy się :-( © djk71

Szybkie zdjęcia i trzeba biec dalej.

Red Rock © djk71

Biegnę spokojnie. Wbiegam do lasu i... zaczynam mieć dość. Przechodzę do marszu, kawałek dalej znów ruszam i znów jest ciężko.
Kiedy docieram do tunelu pod A1 już wiem, że to koniec biegu. Nie mam siły. Chwila odpoczynku na słupku i przechodzę do marszu. Zbyt ambitnie chciałem.
Cóż, bieganie uczy pokory...


Leskowiec i Potrójna w cieniu cenzury

Sobota, 16 maja 2020 · Komentarze(0)
Ostatni mój wpis (i jednocześnie aktywność) nosił tytuł: "Początek długiego weekendu" i był datowany na ostatni dzień kwietnia. Weekend okazał się być rzeczywiście długi i... bezproduktywny ;-( Trwał do wczoraj - piętnaście dni :( Nie lubię weekendów.

Treningi biegowe skończyły się miesiąc wcześniej, pod koniec marca. Były jeszcze dwie krótkie próby powrotu, ale bez sukcesu. :( Szkoda aktywnie przepracowanej zimy, planów na ten rok, ale tak wyszło. Odwołane zawody też nie pomagały w motywacji.

Ciężkie dwa tygodnie maja za mną. Żona już chyba nie potrafi tego wytrzymać, poskarżyła się nawet wśród znajomych. Efekt był szybki. Dostaję wczoraj telefon z zaproszeniem do pobiegania po górach. Od razu odmawiam. Żeby biegać po górach to trzeba mieć naprawdę dobrą kondycję... Łatwo nie jest. Odmowa nie została przyjęta. Piszę do Adama czy nie wybrałby się z nami. Mówi, że ma nockę. Uff... udało się... Ale... o szóstej może jechać, dodaje. Nikomu nie można ufać ;-)

Na szczęście ekipa chce wyjechać z domu o trzeciej nad ranem, do tego w planach mają ponad pięćdziesiąt kilometrów. Odpuszczam definitywnie. I nie chodzi o godzinę :-)

Za to Adam nie odpuszcza. Chwila rozmowy i jesteśmy umówieni na ósmą rano (musi się chwilę przespać). Przygotowuję ślad trasy w oparciu o trasę Toporka (taki bieg), wgrywam do zegarka i wysyłam Adamowi.  Może i dobrze. W końcu się ruszę. Wieczorem pakuję się, walczę chwilę z nowymi kijami i idę spać.

Kiedy wstaję rano to pomysł nie wydaje się już taki zajefajny. No ale nie ma już wyboru. Jadę po Adama i ruszamy do Rzyk koło Andrychowa.

Na starcie w Rzykach © djk71

Przed startem jeszcze sklep, przebieranie się, ostatecznie ruszamy dobrze po dziesiątej.

Zaraz będę gotów © djk71

Od samego początku ostre podejście.

Pierwsze podejście, jeszcze asfaltowe © djk71

Podejście bo decydujemy się zacząć spokojnie :-) Tętno i tak znacznie przekracza 180.

Dziarsko do przodu © djk71

Po chwili okazuje się, że moja nawigacja w zegarku przestaje działać. Dziwne, pierwszy raz. A jeszcze na starcie wszystko wydawało się ok. Na szczęście Adam działa. W odwodzie był jeszcze telefon, ale to już nie jest takie wygodne rozwiązanie. Będę musiał sprawdzić w domu o co chodzi.

Wspinamy się pod górkę. Jest ostro.

Nachylenie daje w kość © djk71

Kiedy choć trochę się wypłaszcza biegniemy, zamiast podbiegów mamy głównie podejścia. Dość szybko wyciągam kije. Mimo, że to mój debiut to jest zdecydowanie łatwiej. Biorąc pod uwagę, że póki co czeka nas głównie wspinaczka to nie chowam ich tylko biegnę z nimi w rękach. Nie jest najgorzej.

Wciąż pod górę © djk71

Mijamy Gancarz.

Ślicznie © djk71


Gancarz - Krzyż © djk71
Pod Gancarzem, spotkana trójka młodych ludzi podziwia nas mówiąc jak dobrze wyglądamy mimo biegu w porównaniu z nimi. +10 do ego ;-)
I jest okazja skorzystać z neta - Tree WiFi

Tree WiFi © djk71

Wspinamy się dalej. Łatwo nie jest.

I jeszcze przeszkody © djk71

W końcu docieramy do Leskowca.

Nie tylko my dotarliśmy na Leskowiec © djk71

Chwilę wcześniej rzut oka na kaplicę i okolicę.

Jan Paweł II przy kaplicy na Leskowcu © djk71

Na górze trochę ludzi więc robimy szybkie zdjęcia i biegniemy dalej.

Na Babiej śnieg © djk71

Selfie musi być © djk71

Po drodze jest pięknie. W słońcu ciepło, ale chłodny wiaterek co jakiś czas przypomina, że to jeszcze nie lato.

Ślicznie tu © djk71

Lubię takie klimaty © djk71

Skończyły się strome podejścia więc coraz więcej udaje się biec.
Czasem jednak trzeba odpocząć.

Chwila odpoczynku © djk71

Adam kontroluje trasę, ale chyba nie tylko :-)

Coś muszę sprawdzić © djk71

Zbliżamy się do Potrójnej.

Ciekawe co to za domki © djk71

Tu pora na chwilę odpoczynku

Przerwa obok Potrójnej © djk71

I zjedzenia czegoś.

Trzeba coś zjeść © djk71

Po chwili ruszamy. Teraz większość powinna być w dół - co wcale nie musi oznaczać, że będzie łatwiej :-)

I znowu podbieg © djk71

Zbiegając udaje nam się tak zagadać, że schodzimy z trasy i w rezultacie may 1,5 km gratis :-)
Nie szkodzi, przy okazji nawiązujemy znajomość z młodym kolarzem i podziwiamy okoliczną zabudowę.

Ktoś lubi kwiaty © djk71

Napisałem, że nie szkodzi, ale... czuję już zmęczenie. Czuję ból w nogach... Ale to już końcówka.

Niby niewielka rzeczka © djk71

Strach nie pozwala mi przejść po pniu. i idziemy po dwóch stronach rzeczki :-)

Na szczęście po chwili drogi się schodzą na moście. Jest okazja się napić.

Jest i studnia © djk71

Teraz już do końca asfaltem. Zaskakuje nas graffiti przy drodze :-)

I wszystko jasne © djk71

Mijamy rzeczkę jeszcze w jednym miejscu.

Znów rzeczka © djk71

I po chwili możemy już z parkingu obserwować góry.

Tam gdzieś byliśmy... © djk71

Było super, ale czuję się potwornie zmęczony. Ale zadowolony.  Niestety widać brak treningu.

W tytule było coś o cenzurze. Szkoda gadać. Wieczorem wysłałem znajomym info o zwycięstwie Kazika na Liście Przebojów Programu III - info ze strony Polskiego Radia. Rano już było Error 404 :-(  Przed południem szukaliśmy słynnego rapu Adriana i też zniknął - choć ten wieczorem już znowu był. Źle się dzieje w państwie polskim... :-(

Dzięki Adam za super towarzystwo. Dzięki Marek za pomysł trasy. No i podziękowania dla Anetki, bo od niej to się zaczęło. :-)

*