Wpisy archiwalne w kategorii
Polska niezwykła
Dystans całkowity: | 7855.14 km (w terenie 1617.14 km; 20.59%) |
Czas w ruchu: | 463:10 |
Średnia prędkość: | 16.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.15 km/h |
Suma podjazdów: | 2938 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (137 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (89 %) |
Suma kalorii: | 10637 kcal |
Liczba aktywności: | 125 |
Średnio na aktywność: | 62.84 km i 3h 42m |
Więcej statystyk |
AktywnośćWędrówka
Dystans10.03 km
W terenie9.00 km
Czas w ruchu02:46
Vśrednia3.63 km/h
Podjazdy219 m
Tętnośr.110
TętnoMAX154
Kalorie 827 kcal
Temp.17.0 °C
Krótko z żoną na Jurze, pieszo...
Nie potrafię sobie przypomnieć kiedy ostatni raz byłem na Jurze... pieszo. Dziś niespodziewanie się udało.

Chcieliśmy z Żoną pospacerować gdzieś z dala od domu. I padł pomysł Jury, niby blisko, a jakoś nie składa nam się żeby tam pojechać. Ja zwykle bywam tam rowerem, a i to zbyt rzadko.
Szybki plan i wybór pada na okolice Morska. Z doświadczeń sprzed dwóch lat wiem, że szlaków tam mnóstwo. To samo potwierdza Darek do którego dzwonię chwilę przed wyjazdem.
Planuję trasę w kształcie ósemki, wgrywam do zegarka i jedziemy.
Parkujemy i ruszamy. Od razu pierwsze zdziwienie - trasa, którą dwa lata temu dojeżdżaliśmy do mety teraz już w pełni asfaltowa. Szok.

Kawałek trasy pokonujemy wzdłuż drogi z samochodami... na co od razu zwraca uwagę moja małżonka ;-) Ale to tylko dlatego, że chciałem jej pokazać sanktuarium w Skarżycach.

Ciekawe miejsce, choć nie wszystko zrozumiałem...

Chwilę później idziemy w stronę Okiennika Wielkiego. Tu też rowerówka wyasfaltowana.

Kawałek dalej już jest las i teren.

Mimo wiatru jest ciepło. Sporo ludzi na szlakach.

Docieramy do ruin zamku Bąkowiec.

Pierwsza część pętli za nami. Mimo, że pewnie dalibyśmy radę więcej decydujemy się na tym dziś skończyć. Jest super, ale co za dużo to niezdrowo :-)
Jeszcze tu wrócimy ;-)

Na szlaku© djk71
Chcieliśmy z Żoną pospacerować gdzieś z dala od domu. I padł pomysł Jury, niby blisko, a jakoś nie składa nam się żeby tam pojechać. Ja zwykle bywam tam rowerem, a i to zbyt rzadko.
Szybki plan i wybór pada na okolice Morska. Z doświadczeń sprzed dwóch lat wiem, że szlaków tam mnóstwo. To samo potwierdza Darek do którego dzwonię chwilę przed wyjazdem.
Planuję trasę w kształcie ósemki, wgrywam do zegarka i jedziemy.
Parkujemy i ruszamy. Od razu pierwsze zdziwienie - trasa, którą dwa lata temu dojeżdżaliśmy do mety teraz już w pełni asfaltowa. Szok.

Asfaltowa Jura© djk71
Kawałek trasy pokonujemy wzdłuż drogi z samochodami... na co od razu zwraca uwagę moja małżonka ;-) Ale to tylko dlatego, że chciałem jej pokazać sanktuarium w Skarżycach.

Sanktuarium w Skarżycach© djk71
Ciekawe miejsce, choć nie wszystko zrozumiałem...

Kosztem fabrykantów?© djk71
Chwilę później idziemy w stronę Okiennika Wielkiego. Tu też rowerówka wyasfaltowana.

Okiennik Wielki© djk71
Kawałek dalej już jest las i teren.

Nie boją się...© djk71
Mimo wiatru jest ciepło. Sporo ludzi na szlakach.

Tędy...© djk71
Docieramy do ruin zamku Bąkowiec.

Ruiny zamku Bąkowiec© djk71
Pierwsza część pętli za nami. Mimo, że pewnie dalibyśmy radę więcej decydujemy się na tym dziś skończyć. Jest super, ale co za dużo to niezdrowo :-)
Jeszcze tu wrócimy ;-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans15.03 km
Czas w ruchu00:43
Vśrednia20.97 km/h
VMAX37.08 km/h
Podjazdy130 m
100-lecie Traktatu Wersalskiego
Po porannym Żółwiu i siłowni po pracy powinienem odpoczywać. Nie mogłem sobie jednak odmówić krótkiego wypadu do Rept.
Dziś 100-lecie podpisania Traktatu Wersalskiego kończącego I wojnę Światową. Musiałem podjechać i pstryknąć fotkę. :-)

Dziś 100-lecie podpisania Traktatu Wersalskiego kończącego I wojnę Światową. Musiałem podjechać i pstryknąć fotkę. :-)

Dawny słup graniczny© djk71
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans140.12 km
Czas w ruchu08:27
Vśrednia16.58 km/h
VMAX57.10 km/h
Podjazdy1535 m
Jura - objazd trasy
Wyjazd firmowy za tydzień, a trasa jeszcze jest modyfikowana. Niby drobne zmiany, ale wolałbym mieć to sprawdzone w terenie.
Rzucam hasło kilku osobom, ale nikomu nie pasuje (a przynajmniej tak się tłumaczą ;-) ). Trudno jadę sam. Sobota więc pociągi jeżdżą rzadziej, muszę do Katowic dostać się w inny sposób. Wstaję przed czwartą i na skróty docieram na katowicki dworzec. Dwie godziny w pociągu i melduję się w Krakowie.
Tradycyjnie przejazd przez Rynek.
Kawałek drogi nad Wisłą zamknięty, nie wiem, czy sprzątają, czy jakaś impreza, ale po chwili udaje się wrócić na Wiślaną Trasę Rowerową.
Można się chwilę porozglądać wokół.
W końcu dojeżdżam na miejsce sobotniego startu. Dostrzegam ciekawy śmietnik.
Ruszam i od razu stacja serwisowa. To na wypadek jakby ktoś nie oddał roweru do serwisu przed weekendem?
Wjeżdżam do Doliny Mnikowskiej.
Nie pamiętam tego drzewa z poprzedniego wyjazdu.
Za to obraz pamiętam doskonale.
Mimo soboty nie spotkałem tu ani jednej osoby. Wyjeżdżam na asfalt i... niedobrze. Przejechałem ledwie 30 km i boli mnie tyłek. A przede mną jeszcze ponad 100 ;-(
Po drodze tablica pasująca do naszej firmowej gazetki.
Jadę dalej. Jest lepiej niż ostatnio, co nie znaczy, że łatwo.
Docieram do Doliny Będkowskiej. Tu już więcej ludzi, ale nic dziwnego, dziś Dzień Dziecka i organizują tu jakieś imprezy.
W trakcie poprzedniej wizyty przy wyjeździe z doliny trafiliśmy na paskudny błotny podjazd. Chciałem sprawdzić alternatywę, ale nie wyszło.
Amiga, który dziś też krąży w tych okolicach sprawdził to z drugiej strony i wygląda jeszcze gorzej.
Wybieram trzecią opcję, czyli.... długi ostry podjazd. Nie pokochają nas za to. Ale chociaż błota nie ma.
Tylko końcówka po trawie i to niezbyt równej.
W końcu docieram do Ojcowa. Tu też sporo ludzi i aut.
Jest mi ciepło. Za ciepło. Tradycyjnie problem z buffem pod kaskiem. Jak go mam to za ciepło. Jak go nie mam to szansa na opaleniznę w plamki.
Do tego zaczynam być mocno głodny. Niestety knajpka gdzie chciałem się zatrzymać dziś nieczynna. Jadę dalej.
Jestem coraz bardziej zmęczony. Zatrzymuję się na jakimś przystanku i wcinam bułkę. Po drodze zaliczam sklep - jest cola.
Dojeżdżam do Rabsztyna, a tam też jakaś impreza w knajpie :-(
Trudno jadę dalej. Już coraz bliżej. Tuż przed pustynią zaczyna padać zakładam kurtkę. Na punkcie widokowym ją ściągam. Przestało padać.
Mijam Ryczów.
Bardzo zmęczony docieram do Ogrodzieńca. Tylko rzut oka na zamek i jadę dalej. Jeszcze tylko 15 km do Morska.
Trochę zmieniona trasa, prawie przy samym Wielkim Okienniku.
W końcu docieram do Morska.
Proszę o piwo dla miłośników dwóch kółek, ale chyba się nie zrozumieliśmy :-)
Sprawdzam, o której mam pociąg i trzeba ruszać. Uświadamiam sobie, że tego kawałka nie mam w nawigacji. Na szczęście z pamięcią jeszcze nie jest tak źle i udaje się bez problemu trafić do dworca. Niestety czasu zbyt mało na Marlenkę.
Zamawiam w sklepiku obok hot-doga i kawę. Potrzebowałem tego.
Cieszę się, że super spędziłem dzień. Cieszę się, że dojechałem, Cieszę się, że zrobiłem kolejny trening.
Martwi mnie jednak kondycja, a raczej jej brak. Mam nadzieję, że za tydzień koledzy będą w lepszej formie niż ja dzisiaj i ostatnio.
Rzucam hasło kilku osobom, ale nikomu nie pasuje (a przynajmniej tak się tłumaczą ;-) ). Trudno jadę sam. Sobota więc pociągi jeżdżą rzadziej, muszę do Katowic dostać się w inny sposób. Wstaję przed czwartą i na skróty docieram na katowicki dworzec. Dwie godziny w pociągu i melduję się w Krakowie.
Tradycyjnie przejazd przez Rynek.

W przelocie przez Rynek© djk71
Kawałek drogi nad Wisłą zamknięty, nie wiem, czy sprzątają, czy jakaś impreza, ale po chwili udaje się wrócić na Wiślaną Trasę Rowerową.

Wiślana trasa rowerowa© djk71
Można się chwilę porozglądać wokół.

Kościół kamedułów© djk71
W końcu dojeżdżam na miejsce sobotniego startu. Dostrzegam ciekawy śmietnik.

Ciekawy śmietnik© djk71
Ruszam i od razu stacja serwisowa. To na wypadek jakby ktoś nie oddał roweru do serwisu przed weekendem?

Nie potrzebowałem© djk71
Wjeżdżam do Doliny Mnikowskiej.

Średnia ta droga© djk71
Nie pamiętam tego drzewa z poprzedniego wyjazdu.

Czasem trzeba zejść z roweru© djk71
Za to obraz pamiętam doskonale.

Obraz w skale© djk71
Mimo soboty nie spotkałem tu ani jednej osoby. Wyjeżdżam na asfalt i... niedobrze. Przejechałem ledwie 30 km i boli mnie tyłek. A przede mną jeszcze ponad 100 ;-(
Po drodze tablica pasująca do naszej firmowej gazetki.

Zdjęcie do Nawoju© djk71
Jadę dalej. Jest lepiej niż ostatnio, co nie znaczy, że łatwo.

Niby podjazd, ale jak ładnie© djk71
Docieram do Doliny Będkowskiej. Tu już więcej ludzi, ale nic dziwnego, dziś Dzień Dziecka i organizują tu jakieś imprezy.
W trakcie poprzedniej wizyty przy wyjeździe z doliny trafiliśmy na paskudny błotny podjazd. Chciałem sprawdzić alternatywę, ale nie wyszło.

Tędy nie pojedziemy© djk71
Amiga, który dziś też krąży w tych okolicach sprawdził to z drugiej strony i wygląda jeszcze gorzej.
Wybieram trzecią opcję, czyli.... długi ostry podjazd. Nie pokochają nas za to. Ale chociaż błota nie ma.

Widok jak z gór© djk71
Tylko końcówka po trawie i to niezbyt równej.

Nie podoba mi się ten zjazd© djk71
W końcu docieram do Ojcowa. Tu też sporo ludzi i aut.

Brama Krakowska© djk71

Skały w Ojcowie© djk71
Jest mi ciepło. Za ciepło. Tradycyjnie problem z buffem pod kaskiem. Jak go mam to za ciepło. Jak go nie mam to szansa na opaleniznę w plamki.
Do tego zaczynam być mocno głodny. Niestety knajpka gdzie chciałem się zatrzymać dziś nieczynna. Jadę dalej.

Maczuga z zamkiem w tle© djk71
Jestem coraz bardziej zmęczony. Zatrzymuję się na jakimś przystanku i wcinam bułkę. Po drodze zaliczam sklep - jest cola.
Dojeżdżam do Rabsztyna, a tam też jakaś impreza w knajpie :-(

Rabsztyn w remoncie© djk71
Trudno jadę dalej. Już coraz bliżej. Tuż przed pustynią zaczyna padać zakładam kurtkę. Na punkcie widokowym ją ściągam. Przestało padać.

Rzut oka na pustynię© djk71
Mijam Ryczów.

Śliczna studnia© djk71
Bardzo zmęczony docieram do Ogrodzieńca. Tylko rzut oka na zamek i jadę dalej. Jeszcze tylko 15 km do Morska.

Ruiny w Ogrodzieńcu© djk71
Trochę zmieniona trasa, prawie przy samym Wielkim Okienniku.

Wielki Okiennik© djk71
W końcu docieram do Morska.

Ruiny w Morsku© djk71
Proszę o piwo dla miłośników dwóch kółek, ale chyba się nie zrozumieliśmy :-)

Ciekawe czy będzie też rowerowe© djk71
Sprawdzam, o której mam pociąg i trzeba ruszać. Uświadamiam sobie, że tego kawałka nie mam w nawigacji. Na szczęście z pamięcią jeszcze nie jest tak źle i udaje się bez problemu trafić do dworca. Niestety czasu zbyt mało na Marlenkę.
Zamawiam w sklepiku obok hot-doga i kawę. Potrzebowałem tego.

Dobra kawa to podstawa© djk71
Cieszę się, że super spędziłem dzień. Cieszę się, że dojechałem, Cieszę się, że zrobiłem kolejny trening.
Martwi mnie jednak kondycja, a raczej jej brak. Mam nadzieję, że za tydzień koledzy będą w lepszej formie niż ja dzisiaj i ostatnio.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans86.70 km
Czas w ruchu05:13
Vśrednia16.62 km/h
VMAX54.12 km/h
Podjazdy935 m
Rekonesans trasy na Jurze cd.
Walcząc wczoraj na Orient Akcji wiedziałem jedno - w niedzielę nigdzie nie jadę. Tak było do wieczora, potem krótka rozmowa z Amigą i plany się zmieniły. We wtorek objechaliśmy cześć trasy na firmowy wyjazd, ale deszcz nad wygonił z Rabsztyna do domu. Trzeba dokończyć objazd. Na popołudnie co prawda zapowiedziane opady, ale do objechania stosunkowo krótki odcinek trasy. Jakieś 40-45 km. Darek co prawda sugeruje przejechanie tego w dwie strony, ale na to się nie piszę.
Wstaję znów wcześnie i o szóstej ruszam do Zabrza na dworzec.
Pociąg przyjeżdża punktualnie dojeżdżam do Katowic i przesiadam się na pociąg do Olkusza.
Po chwili dociera Darek. Ruszamy i pociąg staje na pół godziny w Szopienicach. Jest okazja pozwiedzać pociąg :)
Miłe udogodnienia.
Do Olkusza przyjeżdżamy z opóźnieniem. Zdążyłem zgłodnieć, marzę o espresso i drożdżówce. Pamiętam, że blisko dworca były chyba jakieś cukiernie, niestety wszystko jest zamknięte :(
Jedziemy do Rabsztyna.
Ciepło, są podjazdy, ale też i zjazdy.
Super trasy po drodze.
Niby widoki skał nie są nam obce, ale ich widok wciąż nas cieszy.
Podjeżdżamy na punkt widokowy na Pustynię Błędowską.
Trzeba było wybrać, czy taki gdzie można pochodzić po piasku, czy taki gdzie dobrze widać. Wybieramy drugą opcję, tym bardziej, że jest bardziej po drodze.
Lubię ten widok.
Po wyjeździe trafiamy na ruchliwą drogę. Szybko z niej uciekamy. Za to gratis znów podjazdy.
Koło miejsca pamięci AK skręcamy w las. Niestety droga pełna piachu.
Wycofujemy się. Wiemy, że i tak nas zabiją za trasę, ale może dzięki tej zmianie wybiorą łagodną śmierć
Jedziemy dalej.
Jest pięknie, choć momentami mam dość. Wczorajszy dzień dał mi w kość.
Docieramy do Ogrodzieńca.
Darek kontroluje cały czas trasę.
Szukamy miejsca żeby coś zjeść. Albo nie ma miejsca na rowery, albo nie wygląda zachęcająco. W końcu wybierany knajpę. Reklama zachęca, ale powinien zastanowić brak ludzi.
Mimo to wchodzimy. Zamawiany obiad. Jest dobry bo.... Jest. I tyle w temacie.
Jeszcze tylko kawa i trzeba jechać....

Jeszcze rzut oka na ruiny zamku.
Nie podjeżdżamy bliżej, bo tłok.
I znów w drodze.
Po drodze rzut oka na źródła Czarnej Przemszy.
I ostatni odcinek.

A może odpocząć?

Nie, jedziemy.

Żeby nie było za mało ruin....

Po drodze kolejny podjazd, ale w nagrodę widok na piękny okiennik.

Jest też śliczne sanktuarium.
I kilka kilometrów później docieramy do Morska.

Chwila przerwy i ruszamy do Zawiercia.

Kupujemy bilety na pociąg i mamy prawie godzinę czasu. Krótki objazd okolicy w poszukiwaniu kawiarni, ale albo nic nie ma, albo nie ma miejsc. Wracamy na dworzec i siadamy w ogródku tutejszej restauracji.
Kelnerka sugeruje ciasto i... Ma rację. Czekałem na to od rana.

Jeszcze tylko powrót z Zabrza do domu. Jestem zmęczony.
Zmęczony i zadowolony. Myślałem, że nie dam rady, ale dałem.
Udany dzień za mną. Udany tydzień.
Wstaję znów wcześnie i o szóstej ruszam do Zabrza na dworzec.

O poranku© djk71
Pociąg przyjeżdża punktualnie dojeżdżam do Katowic i przesiadam się na pociąg do Olkusza.

Rower jeszcze samotny© djk71
Po chwili dociera Darek. Ruszamy i pociąg staje na pół godziny w Szopienicach. Jest okazja pozwiedzać pociąg :)

I co by tu zepsuć?© djk71
Miłe udogodnienia.

Nowe wkracza do pociągów© djk71
Do Olkusza przyjeżdżamy z opóźnieniem. Zdążyłem zgłodnieć, marzę o espresso i drożdżówce. Pamiętam, że blisko dworca były chyba jakieś cukiernie, niestety wszystko jest zamknięte :(
Jedziemy do Rabsztyna.

Rabsztyn w remoncie© djk71
Ciepło, są podjazdy, ale też i zjazdy.

Piękny zjazd przed nami© djk71
Super trasy po drodze.

Aż chce się jechać© djk71
Niby widoki skał nie są nam obce, ale ich widok wciąż nas cieszy.

Skałek dziś było wiele© djk71
Podjeżdżamy na punkt widokowy na Pustynię Błędowską.
Trzeba było wybrać, czy taki gdzie można pochodzić po piasku, czy taki gdzie dobrze widać. Wybieramy drugą opcję, tym bardziej, że jest bardziej po drodze.

Przed nami pustynia© djk71
Lubię ten widok.

Nie ma, nie ma wody na pustyni...© djk71
Po wyjeździe trafiamy na ruchliwą drogę. Szybko z niej uciekamy. Za to gratis znów podjazdy.

Zjazd to czy podjazd?© djk71
Koło miejsca pamięci AK skręcamy w las. Niestety droga pełna piachu.

Miejsce pamięci© djk71
Wycofujemy się. Wiemy, że i tak nas zabiją za trasę, ale może dzięki tej zmianie wybiorą łagodną śmierć

I kolejna piękna droga© djk71
Jedziemy dalej.

I jeszce jedna droga© djk71
Jest pięknie, choć momentami mam dość. Wczorajszy dzień dał mi w kość.

Widoki piękne© djk71
Docieramy do Ogrodzieńca.

Wielbłąd?© djk71
Darek kontroluje cały czas trasę.

I gdzie teraz?© djk71
Szukamy miejsca żeby coś zjeść. Albo nie ma miejsca na rowery, albo nie wygląda zachęcająco. W końcu wybierany knajpę. Reklama zachęca, ale powinien zastanowić brak ludzi.
Mimo to wchodzimy. Zamawiany obiad. Jest dobry bo.... Jest. I tyle w temacie.
Jeszcze tylko kawa i trzeba jechać....

Kawa po polsku© djk71
Jeszcze rzut oka na ruiny zamku.

Ogrodzieniec© djk71
Nie podjeżdżamy bliżej, bo tłok.

Tylko ludzi za dużo© djk71
I znów w drodze.

Uciekamy od ludzi© djk71
Po drodze rzut oka na źródła Czarnej Przemszy.

Źródła Czarnej Przemszy© djk71

Zbiornik przy źródłach© djk71
I ostatni odcinek.

I znów droga, skała....© djk71
A może odpocząć?

Ciekawa wiata© djk71
Nie, jedziemy.

Były już skały dziś?© djk71
Żeby nie było za mało ruin....

Miały być ruiny to i są© djk71
Po drodze kolejny podjazd, ale w nagrodę widok na piękny okiennik.

Piękny okiennik© djk71
Jest też śliczne sanktuarium.

Śliczne sanktuarium© djk71

Zamek Bąkowiec© djk71
Chwila przerwy i ruszamy do Zawiercia.

Podjazd na koniec© djk71
Kupujemy bilety na pociąg i mamy prawie godzinę czasu. Krótki objazd okolicy w poszukiwaniu kawiarni, ale albo nic nie ma, albo nie ma miejsc. Wracamy na dworzec i siadamy w ogródku tutejszej restauracji.
Kelnerka sugeruje ciasto i... Ma rację. Czekałem na to od rana.

Ech Marlenka...© djk71
Jeszcze tylko powrót z Zabrza do domu. Jestem zmęczony.
Zmęczony i zadowolony. Myślałem, że nie dam rady, ale dałem.
Udany dzień za mną. Udany tydzień.
AktywnośćWędrówka
Dystans8.30 km
W terenie5.50 km
Czas w ruchu02:11
Vśrednia3.80 km/h
VMAX7.96 km/h
Podjazdy119 m
Tętnośr.130
TętnoMAX190
Kalorie 723 kcal
Temp.17.0 °C
Powrót do Jaworzna
Kiedy trzy miesiące temu ukończyliśmy zawody Silesia Race w Jaworznie wiedziałem, że jeszcze tu wrócę. Nie wiedziałem kiedy i jak, ale byłem tego pewien. Niemniej jednak nie spodziewałem się, że samochodem, ale tak wyszło. Nie było pomysłu co dziś zrobić z sobą, tym bardziej, że mimo iż pierwszy raz wstałem ok. 3:30 to finalnie wybraliśmy się z domu chyba już po dwunastej. Bywa.
Ruszyliśmy i od początku wiedziałem, że mam ochotę pojechać tam gdzie nie będzie ludzi, lub będzie ich mało. Czy tak miało być w Jaworznie mieliśmy się przekonać na miejscu. Dojechaliśmy, zaparkowaliśmy i ruszyliśmy na spacer. Już na pierwszym rozwidleniu ścieżek wybraliśmy tę mniej uczęszczaną, czyli... niewłaściwą :-) Zupełnie nam to nie przeszkadzało. Szliśmy sobie na azymut. W końcu i tak dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy. A w sumie nigdzie nam się nie spieszyło.



Pochodziliśmy po okolicy. Powspominałem sobie zawody i... poczułem zmęczenie.


Czułem je już jak wyjeżdżaliśmy. Chyba trochę przegiąłem na siłowni w ostatnich dniach, a miał to być tydzień odpoczynku. Do tego na spacerze doszło słońce i brak picia. Super profesjonalne przygotowanie przed Wingsem. Brawo.
Oczywiście plany na jutro również wpisują się idealnie w plan treningowy do zawodów. Po prostu idealny zawodnik ze mnie.... :-)
Po spacerze całkiem niezły obiadek i jeszcze rundka po centrum miasta.


Na koniec jeszcze kilka km w sklepie, ale tego już tu nie doliczałem ;-)
W sumie wszystko mnie boli, nie mam sił... nie wiem jak to będzie jutro...
Ruszyliśmy i od początku wiedziałem, że mam ochotę pojechać tam gdzie nie będzie ludzi, lub będzie ich mało. Czy tak miało być w Jaworznie mieliśmy się przekonać na miejscu. Dojechaliśmy, zaparkowaliśmy i ruszyliśmy na spacer. Już na pierwszym rozwidleniu ścieżek wybraliśmy tę mniej uczęszczaną, czyli... niewłaściwą :-) Zupełnie nam to nie przeszkadzało. Szliśmy sobie na azymut. W końcu i tak dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy. A w sumie nigdzie nam się nie spieszyło.

Kolorowo tu :)© djk71

W oddali kolejny zbiornik© djk71

Selfie z małżonką© djk71
Pochodziliśmy po okolicy. Powspominałem sobie zawody i... poczułem zmęczenie.

Stromo tu© djk71

To nie najdłuższe schody w tej okolicy© djk71
Czułem je już jak wyjeżdżaliśmy. Chyba trochę przegiąłem na siłowni w ostatnich dniach, a miał to być tydzień odpoczynku. Do tego na spacerze doszło słońce i brak picia. Super profesjonalne przygotowanie przed Wingsem. Brawo.
Oczywiście plany na jutro również wpisują się idealnie w plan treningowy do zawodów. Po prostu idealny zawodnik ze mnie.... :-)
Po spacerze całkiem niezły obiadek i jeszcze rundka po centrum miasta.

Ktoś mi zasłania widok na Rynek© djk71

Która godzina?© djk71
Na koniec jeszcze kilka km w sklepie, ale tego już tu nie doliczałem ;-)
W sumie wszystko mnie boli, nie mam sił... nie wiem jak to będzie jutro...
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans71.85 km
W terenie48.00 km
Czas w ruchu04:09
Vśrednia17.31 km/h
VMAX50.04 km/h
Wietrzna Rajza
Znów wahanie czy bieganie, czy rower. Oczywiście najchętniej jedno i drugie, ale aż takiej kondycji nie mam. Za kilka dni zawody rowerowe więc... rower. Długo się zbieram. Dłużej niż powinienem. W końcu ruszam. Na pytanie żony za ile wrócę mówię za godzinę lub sześć. Po prostu nie wiem. Nie wiem jak mi się będzie jechało, nie wiem jaki będzie wiatr, nie wiem, czy krótkie spodenki w zimie to dobry pomysł, nie wiem na ile będę chciał się wyżyć...
Wiedziałem tylko, że ruszam w stronę Chechła, choć to chyba w taką pogodę najgorszy pomysł.
W Segiecie jeszcze jesień.

Przy kopalni Srebra wiosna.

W Bobrownikach ktoś nowy. Tylko kto?

Jadę dalej do Nakła Śląskiego. Nową drogą, ale chyba lepszą niż zwykle. Niestety pałac wciąż wymaga renowacji.

O dziwo chyba pierwszy raz trafiam na otwartą bramę. Zawsze przeciskam się furtką.

Zatrzymuję się na chwilę przy kościele po drugiej stronie ulicy.

Oglądam okolicę


Dojeżdżam do Chechła

Tu pusto, ale na alejkach już tłoczno. Zresztą wszędzie sporo ludzi spaceruje, biega, jeździ na rowerach... lub... kąpie się :-)

Wyjeżdżam kawałek dalej i już nie jest tak ładnie.


Na szczęście na ścieżkach w większości sucho.

Jadę dalej Leśną Rajzą i... znów mnie szlag trafia, bo nie wziąłem mapy a tu mimo oznaczeń znów nie wiem gdzie jadę.

Czasem szlak jest jasno oznaczony

A czasem trudno się połapać. Szczególnie jak z jednej strony pokazuje jedno, a z drugiej coś innego.

W pewnym momencie zupełnie nie wiem gdzie jestem i dokąd jadę. Wszędzie wycinka drzew.

Potrzebuję chwili odpoczynku.

Wszędzie pełno motyli. Tyle, że trudno je sfocić...

Ruszam dalej i wiem gdzie jestem. Jednak jadę w stronę Zielonej, choć już straciłem nadzieję. Chociaż tu był chyba mostek

Teraz jest kawałek dalej.

Mijam go i... znów jadę nie tam gdzie chciałem. Po chwili coś mi się nie podoba i wracam. Ostatecznie trafiam nad jezioro.

Chwilę rozglądam się wokół.



Ruszam dalej. Teraz już pora wracać do domu. Czuję się zmęczony. Do tego coraz bardziej wieje. A może po prostu zacząłem jechać w przeciwną stronę.
Skręcam w stronę Alei Dębów i przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nią nie pojechać. Ale nie, najkrócej będzie na południe.

Dojeżdżam od tyłu do huty w Miasteczku Śląskim i zastanawiam się co dalej. Nie chcę wyjeżdżać na główną drogę, skręcam w prawo. Dojeżdżam do torów. Dalej powinna być droga, ale widać, że jest... budowa drogi. Znów chwila wątpliwości co dalej.

Jadę wzdłuż torów. Droga się kończy. Przechodzę przez tory, ale tam też droga wiedzie tylko przez chwilę. Potem jadę nasypem.

Jedzie się mało ciekawie, do tego coś się mnie czepia cały czas, jestem podrapany, ale bardziej się boję, że jakiś kolec wbije się w oponę. Mijam Wodę Graniczną, na szczęście przy torach da się ją pokonać.

W końcu docieram do znanych kocich łbów obok torów.


Po chwili zamknięty przejazd więc znów jest czas na foto i... odpoczynek. Zmęczony jestem.

Teraz już tylko minąć Tarnowskie Góry i prosto do domu.

Tylko 70 km, a zmęczony jestem bardzo. Potrzebowałem tego jednak.
Wiedziałem tylko, że ruszam w stronę Chechła, choć to chyba w taką pogodę najgorszy pomysł.
W Segiecie jeszcze jesień.

W lesie jeszcze jesień© djk71
Przy kopalni Srebra wiosna.

Przy Kopalni Srebra wiosna© djk71
W Bobrownikach ktoś nowy. Tylko kto?

A to kto?© djk71
Jadę dalej do Nakła Śląskiego. Nową drogą, ale chyba lepszą niż zwykle. Niestety pałac wciąż wymaga renowacji.

W Nakle wciąż czekamy na remont© djk71
O dziwo chyba pierwszy raz trafiam na otwartą bramę. Zawsze przeciskam się furtką.

Dziś brama otwarta© djk71
Zatrzymuję się na chwilę przy kościele po drugiej stronie ulicy.

Z tej strony jeszcze nie widziałem tego kościoła© djk71
Oglądam okolicę

Baranek© djk71

Zasłużyli na pamięć© djk71
Dojeżdżam do Chechła

Znów nad Chechłem© djk71
Tu pusto, ale na alejkach już tłoczno. Zresztą wszędzie sporo ludzi spaceruje, biega, jeździ na rowerach... lub... kąpie się :-)

Niektórzy już się kąpią© djk71
Wyjeżdżam kawałek dalej i już nie jest tak ładnie.

Mokro tu i brzydko© djk71

Tu też mokro© djk71
Na szczęście na ścieżkach w większości sucho.

Droga sucha© djk71
Jadę dalej Leśną Rajzą i... znów mnie szlag trafia, bo nie wziąłem mapy a tu mimo oznaczeń znów nie wiem gdzie jadę.

Uzupełniony znak© djk71
Czasem szlak jest jasno oznaczony

Nic tylko wybierać© djk71
A czasem trudno się połapać. Szczególnie jak z jednej strony pokazuje jedno, a z drugiej coś innego.

I weź tu się połap© djk71
W pewnym momencie zupełnie nie wiem gdzie jestem i dokąd jadę. Wszędzie wycinka drzew.

Wszędzie wycinka© djk71
Potrzebuję chwili odpoczynku.

Chwila odpoczynku© djk71
Wszędzie pełno motyli. Tyle, że trudno je sfocić...

Kto widzi motyla© djk71
Ruszam dalej i wiem gdzie jestem. Jednak jadę w stronę Zielonej, choć już straciłem nadzieję. Chociaż tu był chyba mostek

Tu był chyba mostek© djk71
Teraz jest kawałek dalej.

Nowy mostek kawałek dalej© djk71
Mijam go i... znów jadę nie tam gdzie chciałem. Po chwili coś mi się nie podoba i wracam. Ostatecznie trafiam nad jezioro.

Zielona - jezioro© djk71
Chwilę rozglądam się wokół.

Pałac w Zielonej© djk71

Tu był kiedyś PK© djk71

Na szczęscie nie musiałem korzystać© djk71
Ruszam dalej. Teraz już pora wracać do domu. Czuję się zmęczony. Do tego coraz bardziej wieje. A może po prostu zacząłem jechać w przeciwną stronę.
Skręcam w stronę Alei Dębów i przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nią nie pojechać. Ale nie, najkrócej będzie na południe.

Mostek przy Alei Dębów© djk71
Dojeżdżam od tyłu do huty w Miasteczku Śląskim i zastanawiam się co dalej. Nie chcę wyjeżdżać na główną drogę, skręcam w prawo. Dojeżdżam do torów. Dalej powinna być droga, ale widać, że jest... budowa drogi. Znów chwila wątpliwości co dalej.

Na torach© djk71
Jadę wzdłuż torów. Droga się kończy. Przechodzę przez tory, ale tam też droga wiedzie tylko przez chwilę. Potem jadę nasypem.

Średnia droga do jazdy© djk71
Jedzie się mało ciekawie, do tego coś się mnie czepia cały czas, jestem podrapany, ale bardziej się boję, że jakiś kolec wbije się w oponę. Mijam Wodę Graniczną, na szczęście przy torach da się ją pokonać.

Woda graniczna© djk71
W końcu docieram do znanych kocich łbów obok torów.

Sporo tych torów© djk71

Ciekawe gdzie jedzie© djk71
Po chwili zamknięty przejazd więc znów jest czas na foto i... odpoczynek. Zmęczony jestem.

Samotny biały żagiel... tzn wagon, i nie biały© djk71
Teraz już tylko minąć Tarnowskie Góry i prosto do domu.

Rzut oka na Rynek w TG© djk71
Tylko 70 km, a zmęczony jestem bardzo. Potrzebowałem tego jednak.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans66.05 km
W terenie7.00 km
Czas w ruchu03:54
Vśrednia16.94 km/h
VMAX45.55 km/h
O mój Śląsku!
W piątek umówiliśmy się ze znajomymi z pracy na niedzielną przejażdżkę. Niby proste, ale każdy mieszka gdzie indziej. Kiedy wrzuciłem nasze lokalizacje na mapę wyszło, że środek jest... na moim osiedlu :-)
No trudno, przyjąłem to na klatę. Niestety, w sobotni wieczór okazało się, że jeden z kolegów nie jedzie i... umówiliśmy się w gdzieś w Rudzie... Godula, Orzegów... Jak dla mnie wszystko jedno i tak nigdy do końca nie wiem co jest gdzie w tym mieście :-)
Ruszam z domu kilka minut później niż planowałem. Google podpowiadało dwie drogi, ja wybieram trzecią :-) Bez mapy więc na azymut. Osiedle Młodego Górnika, Biskupice, Rudzka Kuźnica... I co dalej? No właśnie nie wiem, czy w prawo, czy w lewo. W prawo chyba krócej ale nie znam drogi, w lewo dalej, ale znam drogę, a czasu coraz mniej. Trudno jadę przez Bobrek i Szombierki.
Dojeżdżam na miejsce chyba tuż po Marku i Oldze. 9:01 - tylko minuta spóźnienia :-)
Okazuje się, że nikt nie ma pomysłu i patrzą na mnie :-) Super :-) Sami tego chcieli :)
Ruszamy w takim razie w stronę Kolonii Zgorzelec ;-) Nie robię zdjęć bo aparat na plecach, muszę na przyszłość założyć torebkę do przodu żeby było wygodniej. Za to mogę podziwiać ich radość na podjeździe :-)
Jedziemy przez Łagiewniki... Iście śląskie klimaty... Ludzie też... widać, że miejscowi... :-)
Właściwie to aparat powinien być cały czas w ręce bo co rusz to coś ciekawego...

Ale raz, że to niewygodne i niebezpieczne, a dwa, że nieco ryzykowne na niektórych ulicach ;-)
W końcu dojeżdżamy do Żabich Dołów. Nieważne ile razy tu jestem, zawsze mogę pstrykać zdjęcia...


A jak ktoś jest pierwszy raz to dopiero ma parcie na szkło :-)

Jedziemy dalej. Kolejny cel to Siemianowice i staw Rzęsa.


Super miejscówka, gdzie każdy może odpocząć, ale też pobawić się jak dziecko ;-)


Obok Bażantarnia, pole golfowe (o dziwo pełne ludzi) oraz niesamowity Cmentarz Żołnierzy Niemieckich.

W planach mam jeszcze kilka miejsc, ale czas nam się kończy więc postanawiamy zawrócić. Oczywiście wracamy inną drogą "na czuja".
Niespodziewanie trafiamy na tyły Muzeum Miejskiego skąd... dobiegają piękne bluesowe dźwięki...

Przejażdżka przez park i na azymut w stronę wieży telewizyjnej w Bytkowie.
Łatwo nie jest. Co chwilę pagórki. Robimy krótką przerwę na jedzenie.

Po chwili jest i siedziba Telewizji Katowice.

Wjeżdżamy do Parku Śląskiego. Czujemy już zmęczenie.

Przy stadionie zastanawiamy się, którędy teraz będzie najkrócej. Nieważne, że asfaltem, teraz już trzeba zmierzać do mety.

Wiatr nie pomaga. To znaczy na początku może i pomagał, ale teraz ewidentnie dmucha w twarz.
W końcu docieramy do miejsca rannego spotkania z Olgą. Marek rusza do domu, mnie jeszcze Olga kawałek odprowadza między blokami, obok Burloch Areny żebym... się nie zgubił.
Żegnamy się i końcówkę już jadę sam. Nikt nie widzi jaki jestem zmęczony.
W końcu Biskupice...

Czyli jestem prawie w domu. Jeszcze tylko jeden długi podjazd i będzie można odpocząć. :-)
Super wyjazd w fajnym towarzystwie, pokazujący ile trzeba jeszcze zrobić żeby wrócić do rowerowej formy.
No trudno, przyjąłem to na klatę. Niestety, w sobotni wieczór okazało się, że jeden z kolegów nie jedzie i... umówiliśmy się w gdzieś w Rudzie... Godula, Orzegów... Jak dla mnie wszystko jedno i tak nigdy do końca nie wiem co jest gdzie w tym mieście :-)
Ruszam z domu kilka minut później niż planowałem. Google podpowiadało dwie drogi, ja wybieram trzecią :-) Bez mapy więc na azymut. Osiedle Młodego Górnika, Biskupice, Rudzka Kuźnica... I co dalej? No właśnie nie wiem, czy w prawo, czy w lewo. W prawo chyba krócej ale nie znam drogi, w lewo dalej, ale znam drogę, a czasu coraz mniej. Trudno jadę przez Bobrek i Szombierki.
Dojeżdżam na miejsce chyba tuż po Marku i Oldze. 9:01 - tylko minuta spóźnienia :-)
Okazuje się, że nikt nie ma pomysłu i patrzą na mnie :-) Super :-) Sami tego chcieli :)
Ruszamy w takim razie w stronę Kolonii Zgorzelec ;-) Nie robię zdjęć bo aparat na plecach, muszę na przyszłość założyć torebkę do przodu żeby było wygodniej. Za to mogę podziwiać ich radość na podjeździe :-)
Jedziemy przez Łagiewniki... Iście śląskie klimaty... Ludzie też... widać, że miejscowi... :-)
Właściwie to aparat powinien być cały czas w ręce bo co rusz to coś ciekawego...

Uwielbiam takie rzeczy© djk71
Ale raz, że to niewygodne i niebezpieczne, a dwa, że nieco ryzykowne na niektórych ulicach ;-)
W końcu dojeżdżamy do Żabich Dołów. Nieważne ile razy tu jestem, zawsze mogę pstrykać zdjęcia...

Pod skrzydłami łabędzia© djk71

Żabie Doły© djk71
A jak ktoś jest pierwszy raz to dopiero ma parcie na szkło :-)

I kto jest piękniejszy?© djk71
Jedziemy dalej. Kolejny cel to Siemianowice i staw Rzęsa.

Staw Rzęsa© djk71

Człowiek z rybą© djk71
Super miejscówka, gdzie każdy może odpocząć, ale też pobawić się jak dziecko ;-)

Nie widzi nas :-)© djk71

Dobrze mi tu© djk71
Obok Bażantarnia, pole golfowe (o dziwo pełne ludzi) oraz niesamowity Cmentarz Żołnierzy Niemieckich.

Z wielu miejsc tu dotarli© djk71
W planach mam jeszcze kilka miejsc, ale czas nam się kończy więc postanawiamy zawrócić. Oczywiście wracamy inną drogą "na czuja".
Niespodziewanie trafiamy na tyły Muzeum Miejskiego skąd... dobiegają piękne bluesowe dźwięki...

Co za budynek© djk71
Przejażdżka przez park i na azymut w stronę wieży telewizyjnej w Bytkowie.
Łatwo nie jest. Co chwilę pagórki. Robimy krótką przerwę na jedzenie.

Czy ta droga jest prosta?© djk71
Po chwili jest i siedziba Telewizji Katowice.

Telewizja Katowice© djk71
Wjeżdżamy do Parku Śląskiego. Czujemy już zmęczenie.

W Parku Śląskim© djk71
Przy stadionie zastanawiamy się, którędy teraz będzie najkrócej. Nieważne, że asfaltem, teraz już trzeba zmierzać do mety.

W Chorzowie na ścianie© djk71
Wiatr nie pomaga. To znaczy na początku może i pomagał, ale teraz ewidentnie dmucha w twarz.
W końcu docieramy do miejsca rannego spotkania z Olgą. Marek rusza do domu, mnie jeszcze Olga kawałek odprowadza między blokami, obok Burloch Areny żebym... się nie zgubił.
Żegnamy się i końcówkę już jadę sam. Nikt nie widzi jaki jestem zmęczony.
W końcu Biskupice...

Ot po prostu Śląsk© djk71
Czyli jestem prawie w domu. Jeszcze tylko jeden długi podjazd i będzie można odpocząć. :-)
Super wyjazd w fajnym towarzystwie, pokazujący ile trzeba jeszcze zrobić żeby wrócić do rowerowej formy.
AktywnośćWędrówka
Dystans14.42 km
W terenie14.42 km
Czas w ruchu07:11
Vśrednia2.01 km/h
Zakopane - dzień pieszy
Tatry nie są górami, które znam. Jakoś nigdy mnie tu ciągnęło, choć oczywiście parę razy tu byłem.
Dziś kolejny dzień spotkania integracyjnego. Wśród propozycji kilka wersji wycieczek pieszych. Wybieram Giewont.
Podjeżdżamy pod wyciąg kolejki, stamtąd na Kasprowy Wierch i dalej już na nogach.
Tempo niezbyt szybkie, sporo postojów i opowieści przewodnika. Mimo to są momenty gdzie można się zmęczyć.
Do tego raz jest ciepło i sama koszulka wystarcza, a momentami (chyba głównie na postojach) trzeba założyć coś cieplejszego. Po chwili jednak człowiek się poci i znów jest rozbieranie.
Wędrujemy przez Kondracką Kopą podziwiając opalające się kozice. Wcześniej na Kasprowym obserwowaliśmy zabawy świstaka.
Docieramy do Kondrackiej Przełęczy i zaczyna się wspinaczka na Giewont.
Biorąc pod uwagę moje problemy z dłońmi trochę się obawiam łańcuchów, ale daję radę.
Oczywiście sesja zdjęciowa u góry i powrót. Jak zwykle wolę wchodzić niż schodzić.
Ale co zrobić, trzeba iść. Mały posiłek na Hali Kondratowej i schodzimy do Kuźnic.
Niby dystans niezbyt długi, ale dało trochę w kość.. Widoki wspaniałe... Kolejny świetny dzień.
Dziś kolejny dzień spotkania integracyjnego. Wśród propozycji kilka wersji wycieczek pieszych. Wybieram Giewont.
Podjeżdżamy pod wyciąg kolejki, stamtąd na Kasprowy Wierch i dalej już na nogach.

Kasprowy Wierch© djk71

Widoczki w Tatrach© djk71
Do tego raz jest ciepło i sama koszulka wystarcza, a momentami (chyba głównie na postojach) trzeba założyć coś cieplejszego. Po chwili jednak człowiek się poci i znów jest rozbieranie.

Idziemy© djk71

Droga łatwa nie jest© djk71
Wędrujemy przez Kondracką Kopą podziwiając opalające się kozice. Wcześniej na Kasprowym obserwowaliśmy zabawy świstaka.

Za to my robimy tłok© djk71

Idziemy© djk71
Docieramy do Kondrackiej Przełęczy i zaczyna się wspinaczka na Giewont.

Giewont coraz bliżej© djk71

Tam będziemy© djk71

Widoki wokół piękne© djk71

Gdzie nie spojrzeć jest cudownie© djk71
Biorąc pod uwagę moje problemy z dłońmi trochę się obawiam łańcuchów, ale daję radę.

Jesteśmy© djk71
Oczywiście sesja zdjęciowa u góry i powrót. Jak zwykle wolę wchodzić niż schodzić.

Jeszcze tylko zejście© djk71
Ale co zrobić, trzeba iść. Mały posiłek na Hali Kondratowej i schodzimy do Kuźnic.
Niby dystans niezbyt długi, ale dało trochę w kość.. Widoki wspaniałe... Kolejny świetny dzień.
AktywnośćBieganie
Dystans5.68 km
W terenie0.50 km
Czas w ruchu00:37
Vśrednia6:30 min/km
VMAX3:38 min/km
Wspomnienia z weekendu
Wydawało mi się, że przedłużony weekend to był wypoczynek. I tak było. Spokojnie, rodzinnie, spacery, ogniska, kibicowanie na meczach, a jednak... po powrocie byłem totalnie zmęczony. Sen przychodził nagle i nie chciał odejść... Już się boję co będzie się działo w najbliższych tygodniach.
Mimo to wyjazd był tak udany, że zdecydowałem się nawet zrobić sobie selfie... (czy to jest na pewno selfie, bo się nie znam?)...
Dziś rano ciężko było wstać, po pracy również padłem. Mimo wszystko wieczorem udaje się na chwilę wyjść. Nie wiem czemu ale ruszam zbyt szybko (jak na mnie) i efekt od razu widać. Oddech, puls... Zamiast zwolnić, biegnę dalej w podobnym tempie licząc chyba na cud. Ten się nie zdarza. Zaplanowane podbiegi kończę w połowie... Brak tchu, puls 190+. Wracam do domu. Dobrze, kolejna nauczka, pilnować tempa...
No i na koniec jeszcze kilka zdjęć z niedzielnego spaceru po Sandomierzu i okolicy.
Piękne tereny... :-)
Mimo to wyjazd był tak udany, że zdecydowałem się nawet zrobić sobie selfie... (czy to jest na pewno selfie, bo się nie znam?)...

Czy to selfie?© djk71
Dziś rano ciężko było wstać, po pracy również padłem. Mimo wszystko wieczorem udaje się na chwilę wyjść. Nie wiem czemu ale ruszam zbyt szybko (jak na mnie) i efekt od razu widać. Oddech, puls... Zamiast zwolnić, biegnę dalej w podobnym tempie licząc chyba na cud. Ten się nie zdarza. Zaplanowane podbiegi kończę w połowie... Brak tchu, puls 190+. Wracam do domu. Dobrze, kolejna nauczka, pilnować tempa...
No i na koniec jeszcze kilka zdjęć z niedzielnego spaceru po Sandomierzu i okolicy.

Ruszamy w Góry Pieprzowe© djk71

Nisko, ale wspinać się trzeba© djk71

Wisła i starorzecze© djk71

Widok na Starówkę© djk71

I Wąwóz Królowej Jadwigi© djk71

W wąwozie© djk71

Dziwnie rosną te drzewa© djk71

Jedna z wielu wiewiórek© djk71

Zamek© djk71

Ratusz© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans10.60 km
W terenie1.50 km
Czas w ruchu01:08
Vśrednia6:24 min/km
VMAX5:01 min/km
327 > 325, czyli ruiny i niezwykła hodowla
Kolejny dzień z dala od domu i kolejne bieganie. Wstaję wcześnie, ale czekam, aż obudzą się chłopcy. Może pobiegną choć kawałek trasy ze mną. Niestety, obaj wybierają łóżko. Gdybym wiedział, że tak będzie to pobiegłbym bladym świtem, a tak start w największym słońcu.
Na niebie prawie nie ma chmurek. Mogło być tak w trakcie wczorajszej wycieczki - zdjęcia by były ładniejsze.
Teren tu mocno pagórkowaty. Dziś biegnę w drugą stronę, ale łatwiej nie jest. Do tego ciepło. Chyba trzeba będzie robić treningi bladym świtem lub wieczorem. Żałuję, że nie wziąłem niczego do picia. Dziś by się przydało.
Rundka dłuższa niż wczoraj, ale krótsza nieco niż planowałem.
Ciekawostka: w tym roku mam przebiegnięte 327 km, a przejechane 325 km. Szok.
Przybiegam do domu. Woda i chwila zastanowienia, czy nie pobiec dalej... ale nie, czas na kąpiel, późne śniadanie i może dziś też uda się coś ciekawego zobaczyć.
Wczoraj było interesująco...Na niebie prawie nie ma chmurek. Mogło być tak w trakcie wczorajszej wycieczki - zdjęcia by były ładniejsze.
Teren tu mocno pagórkowaty. Dziś biegnę w drugą stronę, ale łatwiej nie jest. Do tego ciepło. Chyba trzeba będzie robić treningi bladym świtem lub wieczorem. Żałuję, że nie wziąłem niczego do picia. Dziś by się przydało.
Rundka dłuższa niż wczoraj, ale krótsza nieco niż planowałem.
Ciekawostka: w tym roku mam przebiegnięte 327 km, a przejechane 325 km. Szok.
Przybiegam do domu. Woda i chwila zastanowienia, czy nie pobiec dalej... ale nie, czas na kąpiel, późne śniadanie i może dziś też uda się coś ciekawego zobaczyć.

Z zewnątrz taki sobie widok© djk71

Zamek Krzyżtopór© djk71

Niby tylko ruiny© djk71

Można tu jednak chodzić i chodzić© djk71

Było tu ponoć 365 okien i warto w każde spojrzeć© djk71

Jest kilka tematycznych ścieżek do zwiedzania© djk71

Co wyjście to ciekawiej© djk71

Musiało tu być pięknie© djk71

Można się zgubić© djk71

Zielono, szkoda, że niebo nie było jeszcze błękitne© djk71

W Kurozwękach© djk71

To nie żubr!© djk71

Trzeba odpocząć po ciężkim dniu© djk71