Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2017
Dystans całkowity: | 324.28 km (w terenie 15.03 km; 4.63%) |
Czas w ruchu: | 22:51 |
Średnia prędkość: | 14.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.26 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 183 (90 %) |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 16.21 km i 1h 08m |
Więcej statystyk |
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans19.08 km
Czas w ruchu01:14
Vśrednia15.47 km/h
VMAX33.66 km/h
Podsumowanie za marzec
Rano nie potrafiłem się zwlec z łózka na basen. Postanowiłem to nadrobić po pracy - basen lub rower. Jednak obiad spowodował, że znów stałem się senny. Na szczęście w drodze do domu spotykam kumpla, który właśnie przywiózł ze sklepu nowiutki rower. Z konkretnymi oponami, coś dla Aramisów :-)
Choć dla mnie trochę mały to musiałem zrobić rundkę.
Jak już zrobiłem to było tylko krótkie pytanie: Ile czasu potrzebujesz żeby się zebrać? Po pół godzinie już byliśmy w lesie. Krótka, ale sympatyczna przejażdżka. Dawno nie było okazji pogadać.
A w lesie coś dziwnego robią... wygląda i brzmi jakby wpompowywali wodę...
Dobra, a teraz trudniejsze - podsumowanie za marzec (w drodze do październikowego maratonu).
Ogólnie:
- rower - 4 wyjazdy - 223,93 km - coś drgnęło, ale fakt, że to była pierwsza setka od... 1 czerwca to porażka :-(
- bieganie - 16 razy - 100,35 km - jest zgodnie z planem. Dystanse krótkie, ale jest regularność. Najlepszy był dylemat, czy w związku z limitem bagażu w samolocie brać buty do biegania, czy sweter - oczywiście wygrały buty :-)
- pływanie - 0 razy - 0 km - nie dlatego, że mi się znudziło, po prostu nie było kiedy. Mam nadzieję powrócić do tego w kwietniu.
Wzrost VO2 max z 39 do 40 - bardzo wolno w górę
Waga: -0,6 kg (-5,3 kg od początku) - niby odrobinę w dół, ale trzeba nad tym zacząć pracować skoro sama waga nie chce spadać...
W sumie coś się dzieje choć szału nie ma. Oby nie było gorzej :-)

3.0 > 2.4© djk71
Choć dla mnie trochę mały to musiałem zrobić rundkę.

Trochę za mały© djk71
Jak już zrobiłem to było tylko krótkie pytanie: Ile czasu potrzebujesz żeby się zebrać? Po pół godzinie już byliśmy w lesie. Krótka, ale sympatyczna przejażdżka. Dawno nie było okazji pogadać.

Ładny© djk71
A w lesie coś dziwnego robią... wygląda i brzmi jakby wpompowywali wodę...

Co oni robią?© djk71
Dobra, a teraz trudniejsze - podsumowanie za marzec (w drodze do październikowego maratonu).
Ogólnie:
- rower - 4 wyjazdy - 223,93 km - coś drgnęło, ale fakt, że to była pierwsza setka od... 1 czerwca to porażka :-(
- bieganie - 16 razy - 100,35 km - jest zgodnie z planem. Dystanse krótkie, ale jest regularność. Najlepszy był dylemat, czy w związku z limitem bagażu w samolocie brać buty do biegania, czy sweter - oczywiście wygrały buty :-)
- pływanie - 0 razy - 0 km - nie dlatego, że mi się znudziło, po prostu nie było kiedy. Mam nadzieję powrócić do tego w kwietniu.
Wzrost VO2 max z 39 do 40 - bardzo wolno w górę
Waga: -0,6 kg (-5,3 kg od początku) - niby odrobinę w dół, ale trzeba nad tym zacząć pracować skoro sama waga nie chce spadać...
W sumie coś się dzieje choć szału nie ma. Oby nie było gorzej :-)
AktywnośćBieganie
Dystans6.09 km
W terenie0.50 km
Czas w ruchu00:39
Vśrednia6:24 min/km
Ortopeda i "Jestem inny, ale nie aż tak"
O styczniowej kontuzji już zapomniałem. Wczoraj w pracy przypomniał mi o niej telefon - "Masz dziś wizytę u ortopedy!" Nie boli, ale skoro już się doczekałem to stwierdziłem, że pójdę na konsultację. Chyba niepotrzebnie... Werdykt, szczególnie w kwestii sportu, nie był zbyt ciekawy... Do tego nie stać mnie na zalecenia... (nowy samochód, nowy rower, nowe łóżko... ) :)
Starałem się to zignorować. ale coś tam zostało w głowie (no bo co jeśli lekarz ma rację?).
Wieczorem wyciągnąłem moją rodzinkę na spotkanie z Mariuszem Urbankiem zorganizowane przez rokitnicki Kartel Kulturalny. Tytuł spotkania to "Życie kołem się toczy".
Mnie jednak utkwił inny cytat z prezentacji Mariusza i jego przyjaciół: "Jestem inny, ale nie aż tak". Bo każdy jest jest na swój sposób inny (choć nie każdy chce się do tego przyznać) i... dobrze, tylko nie należy robić z tego problemu... trzeba z tym żyć... Najlepiej jak się da :-)
Spotkanie z Mariuszem było niesamowite, miało się wrażenie, że zarówno jego, jak i jego towarzyszy znamy wszyscy od lat...
Spotkaniu towarzyszyła wystawa zdjęć (momentami ruchomych :-) )
Fantastycznie spędzone dwie godziny, niesamowicie naładowane baterie... efekt.... dziś rano oczywiście poszedłem biegać...
Więc zdjęć w relacji Łukasza...
Starałem się to zignorować. ale coś tam zostało w głowie (no bo co jeśli lekarz ma rację?).
Wieczorem wyciągnąłem moją rodzinkę na spotkanie z Mariuszem Urbankiem zorganizowane przez rokitnicki Kartel Kulturalny. Tytuł spotkania to "Życie kołem się toczy".
Mnie jednak utkwił inny cytat z prezentacji Mariusza i jego przyjaciół: "Jestem inny, ale nie aż tak". Bo każdy jest jest na swój sposób inny (choć nie każdy chce się do tego przyznać) i... dobrze, tylko nie należy robić z tego problemu... trzeba z tym żyć... Najlepiej jak się da :-)
Spotkanie z Mariuszem było niesamowite, miało się wrażenie, że zarówno jego, jak i jego towarzyszy znamy wszyscy od lat...

Spotkanie z Mariuszem© Kartel Kulturalny
Spotkaniu towarzyszyła wystawa zdjęć (momentami ruchomych :-) )

Jedno ze zdjęć z wystawy© djk71
Fantastycznie spędzone dwie godziny, niesamowicie naładowane baterie... efekt.... dziś rano oczywiście poszedłem biegać...
Więc zdjęć w relacji Łukasza...
AktywnośćBieganie
Dystans7.53 km
W terenie7.53 km
Czas w ruchu00:53
Vśrednia7:02 min/km
VMAX5:07 min/km
Jasno, ciepło i w lesie
Jak to miło wrócić z pracy i nie dość, że jest ciepło to jeszcze do tego jasno. Przebieram się i do lasu. Niestety wszystkie drogi i przy lesie i w lesie strasznie rozjeżdżone ciężkim sprzętem (czyżby coś wycinali?). Miejscami biegnie się fatalnie. Do tego kilka pagórków i weekendowe zmęczenie, które mimo dnia odpoczynku jeszcze nie minęło.
Niezbyt szybko, ale spoko. Kolejny trening zaliczony z uśmiechem na ustach. Wciąż widzę cel. I wciąż widzę, że jest realny.
Brak mi tylko przy tym wszystkim czasu na rower, ale może skończą się delegacje to jakoś się znów uda pokręcić.
W sumie to szkoda, że się skończą, bo do Holandii wróciłbym na dłużej... Lub chociaż tutaj...
Niezbyt szybko, ale spoko. Kolejny trening zaliczony z uśmiechem na ustach. Wciąż widzę cel. I wciąż widzę, że jest realny.
Brak mi tylko przy tym wszystkim czasu na rower, ale może skończą się delegacje to jakoś się znów uda pokręcić.
W sumie to szkoda, że się skończą, bo do Holandii wróciłbym na dłużej... Lub chociaż tutaj...

Katedra w Limburgu© djk71

Kamieniczki© djk71
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans132.46 km
Czas w ruchu07:01
Vśrednia18.88 km/h
VMAX43.26 km/h
Firmowo na Ankę
Niedzielny poranek, odpocząłem nieco po wczorajszym biegu, a tu przede mną (i kilkunastoma innymi osobami) kolejne wyzwanie. W czerwcu planujemy długi wyjazd firmowy, więc czas najwyższy wziąć się za treningi. Na początek Góra św. Anny. Poranny mróz nie zachęca do wyjścia z domu, ale co zrobić jak już się umówiliśmy.
Kiedy dojeżdżam do firmy czeka tam już kilka osób, po chwili dojeżdżają kolejne. Kolejne kilka dołączy po drodze. W sumie pojedzie 17 osób. Na starcie temperatura poniżej 3 stopni.
Ruszamy głównymi ulicami, nie lubię tego, ale w niedzielny poranek nie jest najgorzej. W Bojszowie pałeczkę przewodnika przejmuje Tomek B. więc my z Darkiem mamy wolne :-) No prawie... :-) Ja staram się zamykać grupę, Amiga jedzie z przodu grupy.
Tomek postanawia pokazać nam ruiny obozu koncentracyjnego w Blachowni. Jestem tu po raz pierwszy. Jak zawsze takie miejsca skłaniają do chwili refleksji...
Po chwili ruszamy dalej. Jedzie się sympatycznie tyle, że wiatr dość mocno daje w kość.
Na szczęście cała ekipa bez problemów podjeżdża na Annaberg.
Postanawiamy coś zjeść. Myślałem, że usiądziemy na dworze, ale ekipa spina rowery i wchodzimy do środka restauracji. I to było chyba nasze szczęście bo spędzamy tam chyba z dwie godziny. Smacznie, ale okropnie długo. Mieliśmy jeszcze chęć na kawę, ale jak wyobraziliśmy sobie kolejne godziny oczekiwania to odpuściliśmy.
Pamiątkowe zdjęcie i pora wracać... Po raz pierwszy chyba nie zaliczam ani klasztoru, ani pomnika, ani amfiteatru. Wizyta w restauracji zajęła zbyt dużo czasu.
Na zjeździe Kasia gwałtownie hamuje. Myślałem, że jakaś awaria. Co się stało? - wołam. Nie włączyłam Endo! :) No tak, to po co jechać :-)
Powrót do domu najkrótszą drogą, bo zrobiło się późno, a do tego wszyscy zaczynamy chyba czuć zmęczenie. I to dobrze, bo znaczy to tylko, że trzeba się wziąć do roboty i zacząć trenować na poważnie. Do wyjazdu tylko 2 miesiące.
Po drodze krótka przerwa na niewielkim i zniszczonym cmentarzu żydowskim.
Chwila oddechu i jedziemy dalej.
Nieco dalej zrywam szprychę. Koło krzywe, ale może jakoś dojadę do domu.
Im bliżej Gliwic, tym grupa mniej liczna. Ludzie powoli odbijają w stronę domów. Pod firmę dojeżdżamy w czwórkę.
O ile dotąd czułem tylko cztery litery, to ostatnie kilkanaście km sprawia, że pod domem czuję wszystko.
Tak to jest jak się nie jeździ. To najdłuższy wyjazd od... 1 czerwca ubiegłego roku i objazdu jeziora Garda. Wstyd, hańba i wstyd jak śpiewa Kult.
Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, humory dopisywały, a to najważniejsze i... do następnego wyjazdu. Jakieś propozycje trasy?
Kiedy dojeżdżam do firmy czeka tam już kilka osób, po chwili dojeżdżają kolejne. Kolejne kilka dołączy po drodze. W sumie pojedzie 17 osób. Na starcie temperatura poniżej 3 stopni.
Ruszamy głównymi ulicami, nie lubię tego, ale w niedzielny poranek nie jest najgorzej. W Bojszowie pałeczkę przewodnika przejmuje Tomek B. więc my z Darkiem mamy wolne :-) No prawie... :-) Ja staram się zamykać grupę, Amiga jedzie z przodu grupy.
Tomek postanawia pokazać nam ruiny obozu koncentracyjnego w Blachowni. Jestem tu po raz pierwszy. Jak zawsze takie miejsca skłaniają do chwili refleksji...

Na terenie obozu© djk71

Wjeżdżamy na teren obozu© djk71

Krematorium© djk71
Po chwili ruszamy dalej. Jedzie się sympatycznie tyle, że wiatr dość mocno daje w kość.
Na szczęście cała ekipa bez problemów podjeżdża na Annaberg.
Postanawiamy coś zjeść. Myślałem, że usiądziemy na dworze, ale ekipa spina rowery i wchodzimy do środka restauracji. I to było chyba nasze szczęście bo spędzamy tam chyba z dwie godziny. Smacznie, ale okropnie długo. Mieliśmy jeszcze chęć na kawę, ale jak wyobraziliśmy sobie kolejne godziny oczekiwania to odpuściliśmy.

Wjechać było prosto, ale spiąć rowery© djk71
Pamiątkowe zdjęcie i pora wracać... Po raz pierwszy chyba nie zaliczam ani klasztoru, ani pomnika, ani amfiteatru. Wizyta w restauracji zajęła zbyt dużo czasu.

Daliśmy radę© djk71
Na zjeździe Kasia gwałtownie hamuje. Myślałem, że jakaś awaria. Co się stało? - wołam. Nie włączyłam Endo! :) No tak, to po co jechać :-)
Powrót do domu najkrótszą drogą, bo zrobiło się późno, a do tego wszyscy zaczynamy chyba czuć zmęczenie. I to dobrze, bo znaczy to tylko, że trzeba się wziąć do roboty i zacząć trenować na poważnie. Do wyjazdu tylko 2 miesiące.
Po drodze krótka przerwa na niewielkim i zniszczonym cmentarzu żydowskim.

Na cmentarzu© djk71

Na cmentarzu© djk71
Chwila oddechu i jedziemy dalej.

Tak będę siedziała© djk71

Wszystkim Wam zrobię zdjęcie© djk71
Nieco dalej zrywam szprychę. Koło krzywe, ale może jakoś dojadę do domu.

Zerwana szprycha© djk71
Im bliżej Gliwic, tym grupa mniej liczna. Ludzie powoli odbijają w stronę domów. Pod firmę dojeżdżamy w czwórkę.
O ile dotąd czułem tylko cztery litery, to ostatnie kilkanaście km sprawia, że pod domem czuję wszystko.
Tak to jest jak się nie jeździ. To najdłuższy wyjazd od... 1 czerwca ubiegłego roku i objazdu jeziora Garda. Wstyd, hańba i wstyd jak śpiewa Kult.
Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, humory dopisywały, a to najważniejsze i... do następnego wyjazdu. Jakieś propozycje trasy?
AktywnośćBieganie
Dystans4.14 km
Czas w ruchu00:24
Vśrednia5:47 min/km
VMAX5:05 min/km
GPPB, czyli dałem się sprowokować :-(
Wczoraj planowa przerwa, dziś miał być trening. W planach był również start w rowerowym KoRNO, ale nocny powrót z tygodniowej delegacji sprawił, że nie było na to szans. W planach był jeszcze debiut na Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej, ale wobec małej ciężkiego tygodnia, kilku tysięcy km za kółkiem i dzisiejszej ilości snu miałem zamiar odpuścić. Ostatecznie jednak zdecydowałem pojechać choć na jedno kółko.
W GPPB można wybrać w trakcie biegu (lub NW) ile pętli się pokonuje. Jedna ma długość 1/10 maratonu, czyli 4219,5m.
W drodze na start spotykam Karolinę, później Marcina, Anię i Magdę z synem. Na mecie spotykam jeszcze Ewę. Miło :-)
Nie do końca wiem jak się ubrać i jak się finalnie okaże ubieram się mocno za ciepło. Wcześniej jednak odebranie numeru startowego, rozgrzewka i start. I pierwszy i chyba największy błąd. Zamiast od początku biec swoje i bez problemu przebiec dwa, a może nawet trzy kółka ja... podpalam się i lecę jak wariat za innymi... Puls oczywiście po minucie skacze na 180+. Efekt łatwy do przewidzenia. Szybko zaczynam tracić siły, kolejne kilometry coraz wolniejsze, nogi coraz cięższe. Odpuszczam. Mokry i zmęczony kończę na jednym okrążeniu. Niepotrzebnie na pierwszym okrążeniu dałem się sprowokować. Ale mimo wszystko cieszę się, że pobiegłem. Miło było spotkać znajomych, dobrze było dostać nauczkę, że trzeba robić swoje, a nie patrzeć na innych... a teraz trzeba odpocząć przed jutrem :-)
Open: 37/145 M: 21/69 M4: 7/20
I skończyć wcinać takie rzeczy jak ostatnio :-) Choć to było kultowe :-)
W GPPB można wybrać w trakcie biegu (lub NW) ile pętli się pokonuje. Jedna ma długość 1/10 maratonu, czyli 4219,5m.
W drodze na start spotykam Karolinę, później Marcina, Anię i Magdę z synem. Na mecie spotykam jeszcze Ewę. Miło :-)
Nie do końca wiem jak się ubrać i jak się finalnie okaże ubieram się mocno za ciepło. Wcześniej jednak odebranie numeru startowego, rozgrzewka i start. I pierwszy i chyba największy błąd. Zamiast od początku biec swoje i bez problemu przebiec dwa, a może nawet trzy kółka ja... podpalam się i lecę jak wariat za innymi... Puls oczywiście po minucie skacze na 180+. Efekt łatwy do przewidzenia. Szybko zaczynam tracić siły, kolejne kilometry coraz wolniejsze, nogi coraz cięższe. Odpuszczam. Mokry i zmęczony kończę na jednym okrążeniu. Niepotrzebnie na pierwszym okrążeniu dałem się sprowokować. Ale mimo wszystko cieszę się, że pobiegłem. Miło było spotkać znajomych, dobrze było dostać nauczkę, że trzeba robić swoje, a nie patrzeć na innych... a teraz trzeba odpocząć przed jutrem :-)
Open: 37/145 M: 21/69 M4: 7/20
I skończyć wcinać takie rzeczy jak ostatnio :-) Choć to było kultowe :-)

Lodowe spagetti© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans8.59 km
Czas w ruchu00:59
Vśrednia6:52 min/km
VMAX4:45 min/km
Zakochany
Dziś miała być przerwa, ale po wczorajszej kolacji nie było wyjścia - trzeba się ruszyć. I znów miało być krócej, ale nie wyszło. Tu można biegać bez końca. Nie tylko dlatego, że płasko, ale po prostu urzeka mnie klimat tych miejsc, uliczek, parków... Aż żałuję, że nie miałem w trakcie biegania aparatu.
Żałuję też, że brakło czasu na zwiedzanie, ale do tego już przywykłem na wyjazdach służbowych :(
Ale zakochałem się w tym mieście, choć pewnie takich miast jest tu dziesiątki, albo setki... Ale jest pięknie. Tu mógłbym się przeprowadzić :-)
W drodze na szkolenie kolejna niespodzianka :-) Nie wystarczy, że most jest :-) Musi jeszcze być opuszczony :)

I gdzie tu iść© djk71
Ale zakochałem się w tym mieście, choć pewnie takich miast jest tu dziesiątki, albo setki... Ale jest pięknie. Tu mógłbym się przeprowadzić :-)

Pięknie tu wszędzie© djk71
W drodze na szkolenie kolejna niespodzianka :-) Nie wystarczy, że most jest :-) Musi jeszcze być opuszczony :)

Most jest, ale jechać się nie da© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans11.16 km
Czas w ruchu01:12
Vśrednia6:27 min/km
VMAX4:31 min/km
A training before the training
Dziś w planie nie było biegania, ale klimat tu taki, że aż się chce. Postanowiłem zrobić krótką przebieżkę przed szkoleniem. Max 4-5km. Plany mają jednak to do siebie, że życie je weryfikuje. W moim przypadku zweryfikował je most, a właściwie jego brak (remont). Brak mostu w Holandii oznacza dodatkowe kilka kilometrów o ile człowiek dobrze i szybko znajdzie następny most. :-)
Zasadniczo nawet mnie to bardzo nie zmartwiło poza tym, że zostało mało czasu na śniadanie i dojazd na szkolenie. Na szczęście udało się zdążyć. No dobra... zabrakło rozciągania, zobaczymy jaki będzie tego efekt jutro...
A teraz czas znów się czegoś nauczyć...
Zasadniczo nawet mnie to bardzo nie zmartwiło poza tym, że zostało mało czasu na śniadanie i dojazd na szkolenie. Na szczęście udało się zdążyć. No dobra... zabrakło rozciągania, zobaczymy jaki będzie tego efekt jutro...
A teraz czas znów się czegoś nauczyć...

No to bawimy się w testowanie© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans7.01 km
Czas w ruchu00:44
Vśrednia6:16 min/km
VMAX5:02 min/km
Tętnośr.174
TętnoMAX189
Temp.7.0 °C
Znów po płaskim :-)
Kolejne bieganie po płaskim, choć dziś więcej metrów w górę, bo nad kanałami były wiadukty ;)
Wczorajsza pogoda nie zapowiadała nic dobrego, ale rano już nie padało, na termometrze 7C więc jest ok. Tylko znów labirynt między kanałami. Pomny doświadczeń już nie próbowałem wbiegać w ślepe uliczki. Rankiem jeszcze mało rowerów więc zupełnie spokojne biegnie, co nie znaczy, że się nie zgrzałem. Jutro w planie wolne, ale aż kusi żeby znów rano wcześniej wstać. Zobaczymy :-)
Wczorajsza pogoda nie zapowiadała nic dobrego, ale rano już nie padało, na termometrze 7C więc jest ok. Tylko znów labirynt między kanałami. Pomny doświadczeń już nie próbowałem wbiegać w ślepe uliczki. Rankiem jeszcze mało rowerów więc zupełnie spokojne biegnie, co nie znaczy, że się nie zgrzałem. Jutro w planie wolne, ale aż kusi żeby znów rano wcześniej wstać. Zobaczymy :-)

Z hotelowego okna© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans6.14 km
W terenie0.50 km
Czas w ruchu00:39
Vśrednia6:21 min/km
VMAX4:57 min/km
"Nie mam oka, nie stało się nic wielkiego"
Kolejne szybkie (czy raczej krótkie) bieganie o poranku. Wieczorem zrobiona mała korekta muzyki w odtwarzaczu i to czuć, choć nad kadencją (i rytmem piosenek) trzeba jeszcze popracować... Chłodno, ale przyjemnie.
Brak mi w tym wszystkim jeszcze pływania i roweru, ale mam nadzieję, że to będzie już ostatni tak szalony tydzień, a potem będzie więcej czasu. Zawsze mam taką nadzieję, a potem życie koryguje plany. ;)
A propos planów, to trafiłem wczoraj na fantastyczny wywiad z Karolem Bieleckim - rozmowa nie tylko dla sportowców i fanów sportu - tekst dla każdego komu się wydaje, że właśnie ma problem - "Nie mam oka, nie stało się nic wielkiego". Wywiad długi, ale wart przeczytania.
W domku rolowanie...
Brak mi w tym wszystkim jeszcze pływania i roweru, ale mam nadzieję, że to będzie już ostatni tak szalony tydzień, a potem będzie więcej czasu. Zawsze mam taką nadzieję, a potem życie koryguje plany. ;)
A propos planów, to trafiłem wczoraj na fantastyczny wywiad z Karolem Bieleckim - rozmowa nie tylko dla sportowców i fanów sportu - tekst dla każdego komu się wydaje, że właśnie ma problem - "Nie mam oka, nie stało się nic wielkiego". Wywiad długi, ale wart przeczytania.
W domku rolowanie...

Po treningu© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans6.12 km
W terenie0.50 km
Czas w ruchu00:40
Vśrednia6:32 min/km
VMAX4:54 min/km
Books for Dummies :)
Na cały dzień zapowiadają opady. Jedynie między 4-7 ma być sucho. Trzeba to wykorzystać. Po szóstej ruszam na kolejny trening. Tym razem w Polsce :-) Standardowa trasa. Od wyjścia mży... musiało się pospieszyć. Na szczęście lekko więc nawet nie przeszkadza. Mimo to wolałbym żeby słoneczko gdzieś się wychyliło zza chmur, jakoś tak wtedy weselej.
Przez moment czuję lekkie zmęczenie, ale po kolejnych metrach przechodzi. Mimo zmęczenia wciąż w głowie coś podpowiada biegnij dłużej, więcej... przecież dasz radę... I chciałbym, ale jeszcze nie. Plan treningowi mówi powoli... Obym zdążył :-) Na szczęście puls wciąż coraz niższy.
Wracam do domu zadowolony. Śniadanie, szybka kąpiel i do pracy. Mimo soboty trzeba, za dużo ostatnio w rozjazdach i trzeba odrobić zaległości :-( Szkoda tylko, że w ten weekend braknie znów czasu na rower.
Za to jest lektura przywieziona z targów ;-) Ktoś uznał, że wyglądam na takiego co potrzebuje :)
Przez moment czuję lekkie zmęczenie, ale po kolejnych metrach przechodzi. Mimo zmęczenia wciąż w głowie coś podpowiada biegnij dłużej, więcej... przecież dasz radę... I chciałbym, ale jeszcze nie. Plan treningowi mówi powoli... Obym zdążył :-) Na szczęście puls wciąż coraz niższy.
Wracam do domu zadowolony. Śniadanie, szybka kąpiel i do pracy. Mimo soboty trzeba, za dużo ostatnio w rozjazdach i trzeba odrobić zaległości :-( Szkoda tylko, że w ten weekend braknie znów czasu na rower.
Za to jest lektura przywieziona z targów ;-) Ktoś uznał, że wyglądam na takiego co potrzebuje :)

Ucz się dziecię, ucz© djk71