Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2008

Dystans całkowity:487.98 km (w terenie 64.00 km; 13.12%)
Czas w ruchu:28:00
Średnia prędkość:17.43 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:44.36 km i 2h 32m
Więcej statystyk

Można i szybko

Środa, 30 lipca 2008 · Komentarze(17)
Można i szybko
Przed wyjazdem Młynarza mamy jeszcze w planach krotką przejażdżkę. Wracam z pracy, obiadek, krótka wymiana zdań i… możemy jechać na dłuższą trasę, Piotrek decyduje się wracać do domu dopiero następnego ranka. :-)

Niestety podobnie jak wczoraj, wyjście z domu zabiera nam sporo czasu, dodatkowo po 200m Piotrek podejmuje męską decyzję i decyduje się jechać z hamulcami. Wracamy i zakłada nowe klocki. Znów parę chwil w plecy. Ostatecznie ruszamy po 19. Przed 21-szą musimy zrobić zakupy więc będzie to jednak krótka jazda.

Kierunek Tarnowskie Góry, trochę lasem, trochę asfaltem. Trochę inaczej, bo założyłem bagażnik i sakwy i... to czuć.
Trasa taka trochę sentymentalna… tam gdzie spuszczali się górnicy.



Jako, że mamy jeszcze chwilę czasu szybka rundka do Miasteczka Śląskiego. Szybka? Nieprawda. Szybki to był powrót. Mówię, że trasa powrotna wiedzie dość niebezpiecznym odcinkiem (dużo wypadków) więc Piotrek stwierdza, że im szybciej będziemy jechać, tym szybciej z niej zjedziemy.

Ruszamy, na liczniku cały czas około 35km/h. Jak dla mnie masakra ale o dziwo jakoś jadę. Gdzieś po 3km Piotrek daje zmianę, gdybym to ja prowadził to pewnie już bym zwolnił, a tak muszę dotrzymywać mu tempa.
Tarnowskie Góry - szaleństwo, ale fajnie, warto było, okazało się, że mogę jeździć szybciej. Wiem, że dla wielu to żaden wyczyn, ale dla mnie było to fajne doświadczenie.

Wpadam do Lidla na zakupy (zgadnijcie jakie piwo kupiłem :-) ), wychodzę i… Piotrek już zaprzyjaźnił się z jakimś bikerem. On ma jednak dar nawiązywania znajomości.

Wracamy do domu, bo tam już czekają na nas dwie fantastyczne kobiety…
Fajnie się jechało. Po drodze Młynarz mówi to o czym też myślałem… szkoda, że nie mieszka bliżej, bo coś czuję, że często byśmy robili wspólne przejażdżki, i to wcale nie tak krótkie jak wczorajsza i dzisiejsza - ale na pewno równie fajne lub jeszcze fajniejsze…

Nie mogło się udać, a jednak…

Wtorek, 29 lipca 2008 · Komentarze(3)
Nie mogło się udać, a jednak…
Wczorajsze plany na dalszą trasę legły w gruzach. Mimo, iż wróciłem wcześnie z pracy długo zbieramy się do wyjścia. Jeszcze obiad, jeszcze szybki zakup lampek, bo wrócimy późno, jeszcze coś tam…
Na dodatek okazuje się, że Piotrka dętka nadaje się już do wyrzucenia.

19:00 - w końcu ruszamy wraz z Wiktorkiem i Młynarzem… gdzieś… Czasu już mało więc odpada Toszek Pławniowice, Chudów… Zobaczymy. Chwilę w terenie, by wyjechać na terenie dawnej cegielni na granicy Rokitnicy i Wieszowej.



Przez Boniowice i Świętoszowice (Wiku próbuje gonić zawodowców na szosówkach) docieramy do Szałszy, niestety pałac mocno schowany za drzewami i niewiele widać, a nie lubię się włóczyć po "terenie prywatnym".

Dalej pod radiostację. Piotrek chyba nie dowierza, że widzi najwyższą na świecie drewnianą budowlę.



Rynek, krótka włóczęga po centrum i do Zabrza. Mimo, że główną drogą, to spokojnie, bo jest wystarczająco szeroka, żeby się nie stresować. W Maciejowie mijamy rowerzystę, który była tak oświetlony, że mógłby lampkami obdzielić spory peleton. Nawet koguta miał, prawie jak Frotecki ze Złotopolic. Byłem w takim szoku, że nawet fotki nie pstryknąłem.

Krótki postój w "makdonaldzie" - Wiku zasłużył na swojego ulubionego cheesburgera, trzymał świetne tempo przez całą drogę. W kompletnych ciemnościach przed 23 docieramy do domku.

Mimo problemów z wyjazdem i teoretycznie niezbyt ciekawej trasy wyszedł całkiem fajny wyjazd. Wszyscy wrócili uśmiechnięci i zadowoleni.

CZEMU STOISZ?

Poniedziałek, 28 lipca 2008 · Komentarze(4)
CZEMU STOISZ JAK MUMIA PRZED LUSTREM
CZEMU ŚMIEJESZ SIĘ I NARAZ PŁACZESZ
POCHŁONIĘTY CODZIENNĄ MUSZTRĄ
ZAPOMNIAŁEŚ ŻE MOŻNA ŻYĆ INACZEJ

NAUCZYLI CIĘ GIĄĆ KARK DO KOLAN
I WYCIERAĆ IM BUTY KRAWATEM
SWE MARZENIA SKŁADAĆ W FORMIE PODAŃ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL

GDZIE SĄ TWOJE MARZENIA
ROZPŁYNĘŁY SIĘ DALEKO WSTECZ
TWÓJ BAGAŻ SUMIENIA
WAHA SIĘ LECZ KRUCHY JEST

W TWOIM MÓZGU BŁYSŁA JAKAŚ ISKRA
ZNIKNĄŁ LĘK PRZED KARĄ I BATEM
JESZCZE RAZ POPATRZYŁEŚ DO LUSTRA
NIE WIERZYŁEŚ ŻE TO TEN SAM FACET

ZAPOMNIAŁEŚ O SKŁONACH I PADACH
PRZED TWYM WŁADCĄ WIELKIM BRATEM
I Z POWROTEM CZŁOWIEKIEM SIĘ STAŁEŚ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL


Dziś zachowałem się jak Kosma i zacząłem od tekstu piosenki. Piosenki, która krążyła mi po głowie przez całą drogę powrotną z bieszczadzkiej krainy.

Każdy pobyt tam skłania mnie do rozmyślań. Każdy powrót jest ciężki, a ten był chyba najcięższy. Bardzo nie chciało mi się wracać. Nie tylko mnie, o ile wiem... I to nie dlatego, że nie było koncertu, na który czekaliśmy tyle czasu, nie dlatego, że było krótko, że za mało pojeździliśmy, że zrobiła się świetna pogoda, że jutro do pracy... Po prostu coś w tych górach jest takiego, że chciałbym tam być dłużej i dłużej..., a może na zawsze...

Musimy jednak wracać. Kiedy dojeżdżamy do domu - już wiem, muszę pójść jeszcze dziś na rower. Rozpakowuję bagaże, przebieram się, KSU na uszy i jadę. Mijam Zbrosławice, Repty i wjeżdżam do Tarnowskich Gór.

Przy wjeździe na Stare Miasto (i kostkę) słyszę jakby coś mi upadło, odwracam się, nic nie ma. Rynek, najchętniej bym tu posiedział teraz trochę, ale jako, że czasu mało trzeba wracać. Zmierzch więc trzeba włączyć światła i… nie ma tylnego. Czyli jednak mi chyba coś upadło. Wracam ale oczywiście nie ma śladu po lampce. Niedługo się nią nacieszyłem, dobrze że była tania.

Jeszcze do Miechowic po chleb i nie jest dobrze. Droga, którą zwykle jeżdżę jest nieprzyjemna nawet w dzień, kierowcy potrafią tam szaleć. Powrót tędy w czarnym stroju, bez tylnej lampki, po ciemku nie za bardzo mi się podoba. Więc… przez las.

To też nie jest najciekawsze wyjście, ale chyba wolę w nocy dzikie zwierzęta od dzikich kierowców. Niestety, wjazd na złą ścieżkę sprawia, że szybko zmieniam zdanie. Zwierząt co prawda nie spotkałem, ale ląduję zupełnie nie tam gdzie bym chciał. Po kilkunastu minutach wracam do punku wyjścia i powrót jednak asfaltem. Kiedy tylko słyszę za sobą auto, zjeżdżam na pobocze i w ten sposób docieram do Rokitnicy. Stamtąd już chodnikiem do domu.

Chciałem pojeździć to pojeździłem… Jak to w starej „trójkowej” audycji pytali „A momenty były?” Były, tylko nie takie jakbym chciał…

Po koncercie

Niedziela, 27 lipca 2008 · Komentarze(5)
Po koncercie
Po wczorajszej imprezie dziś długo się zbieramy. Postanawiamy jednak choć na chwilę poczuć bieszczadzkie klimaty, szczególnie, że niektórzy są tu po raz pierwszy. Część rowerami, część samochodem ruszamy zobaczyć najpiękniejszą chyba cerkiew - cerkiew w Równi.

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w Hoszowie.



Widać, że ciężko będzie utrzymać wszystkim jednakowe tempo. Niektórzy chcą szybciej, niektórzy wolniej.



Po zwiedzeniu cerkwi w Równi następują podziały. Część jedzie dalej samochodem, Kosma decyduje się wracać na kwaterę najkrótszą drogą, Jahoo81 z DMK77 włączają drugi bieg i tyle ich widzimy, a mój syn i ja ruszamy swoim tempem. Decydujemy się jeszcze zwiedzić Moczary i Bandrów Narodowy. Dobrze, że wracamy kawałek tą samą drogą, bo przy ostrym zjeździe, kończącym się zakrętem i skrzyżowaniem mogłoby być źle. Na szczęście wiedzieliśmy jak wygląda końcówka. Efekt ostatnich dreszczów.



Przed nami Moczary i zamiana. Wiku wsiada do auta, a jego miejsce zajmuje na rowerze ma małżonka. Jak na pierwszy raz w górach nieźle jej idzie ( na jednym podjeździe dosłownie idzie ;-) )



Poza tym była jednak dzielna. W sumie cerkwie nas nie zachwyciły, jednak chciałem pojechać tam gdzie przez tyle lat mieszkali… Niemcy.

Powrót na kwaterę, pożegnanie z Asicą i… wypad do centrum. Szkoda, że to już koniec imprezy, że jutro rano trzeba będzie wracać :-(



Dzięki wszystkim za rewelacyjną atmosferę i towarzystwo.

XXX-Lecie KSU w Ustrzykach

Sobota, 26 lipca 2008 · Komentarze(8)
XXX-Lecie KSU w Ustrzykach
Wczorajszy dzień miał wyglądać trochę inaczej, niestety, późny wyjazd z domu, korki na trasie i deszcz po przyjeździe sprawiły, że nie udało się pojeździć po moich górkach. Po Bieszczadach. Na dodatek Ustrzyki przywitały nas najgorszą informacją jaką mogliśmy sobie wyobrazić.



Na ten koncert wybieraliśmy się od poprzedniego koncertu KSU w Ustrzykach rok temu. Tym bardziej, że ten miał być wyjątkowy, specjalny, z okazji ich XXX-lecia. Pogoda zdecydowała inaczej, zdecydowała za nas.

Spotkanie z Sabinką, Damianem i Nuką oraz perspektywa spotkania w dniu dzisiejszym z Asicą, Kosmą i Młynarzem sprawiły, że mimo wszystko dobry humor nas nie opuścił.

Damian namawiał mnie wczoraj na 200-tkę, opracowałem już nawet plan awaryjny obejmujący wszystkie możliwe skróty, ale mimo, że wstałem rano, to pogoda skutecznie mnie do tego zniechęciła. Poza tym nie chciałem też zostawiać rodzinki na cały dzień samej. Damian pojechał sam i chyba dobrze, bo pewnie bym go bardzo spowalniał.

Śniadanie i decydujemy się jechać na zaporę w Solinie. Ja z Wiktorkiem rowerami, a reszta samochodem.
Trochę się obawiam, bo Wiku jest pierwszy raz w górach i mimo, że nie jesteśmy bardzo wysoko, to jednak wiem, że czeka nas kilka podjazdów.

Ruszamy, krótka wizyta w Ustianowej Górnej.



Jedziemy dalej, po chwili pierwszy podjazd gdzie zaraz na początku spotykamy sympatyczną parkę, będziemy spotykać się jeszcze kilkukrotnie na trasie.

Wiku prze do przodu, choć widzi, że skończyły się żarty. Dzielnie jednak dojeżdża do szczytu, ostry zjazd rekompensuje mu trudu wspinaczki :) Kolejny podjazd jest krótszy ale bardziej stromy. Daje radę. Jest dzielny.

Docieramy na zaporę i w tej samej chwili dziewczyny meldują, że też dojechały.



Igorek radzi sobie doskonale nie tylko na rowerze.



Chwila włóczenia się wśród tłumu spacerowiczów. Jednak dwa miesiące temu było tu zupełnie inaczej.

Powrót w deszczu, momentami mocnym deszczu. Na kwaterę dojeżdżamy w ostatniej chwili, okazało się, że to co wydawało nam się mocnym deszczem było tylko zapowiedzią tego co teraz spadło z nieba. Udało się - tym razem.

Po południu dojeżdża reszta ekipy i ruszamy zobaczyć, czy może jednak jakimś cudem koncert się odbędzie. Niestety nic się nie dzieje, a nas dopada ulewa. Przemoczeni jedziemy na zakupy. Pod sklepem niespodzianka :-)



Spotykamy Siczkę i Dziarka, czyli jednak zobaczyliśmy KSU :-) Udaje nam się pogadać trochę z chłopakami - dla niektórych znaczyło to chyba więcej niż sam koncert :-)

Mimo, iż nie ma koncertu Młynarz decyduje się na zmianę fryzury…
Wieczornej nasiadówce integracyjnej nie ma końca…



Oprócz wcześniej wymienionych była z nami jeszcze Anetka i Aga, tak więc był to kolejny mini zlot BS (10 osób) ;-)

Problemy z napięciem

Wtorek, 22 lipca 2008 · Komentarze(17)
Problemy z napięciem

Straszy deszczem ale to nic, a może nawet i dobrze. Coś strasznie zestresowany ostatnio jestem i muszę to jakoś odreagować. Najwyżej zmoknę.
Dziś pragnę gdzieś nad wodę. Świerklaniec.

Bez kombinacji, bez lasu, po prostu asfaltem. Mając na względzie jednak ostatnie uwagi flasha zaczynam spokojnie. Dobrze znaną mi trasą przez Stroszek, Radzionków, Piekary docieram na zaporę.



Chwila oddechu i widzę jakiegoś pajaca zbliżającego się do mnie i machającego rękami. Dziwny jakiś, dopiero po chwili dociera do mnie, że coś do mnie krzyczy. Ściągam słuchawki i słyszę jak facet drze ryja, że tu się nie wolno zatrzymywać, że co ja czytać nie umiem, że... nie chce mi się go słuchać, a że wyznaję zasadę, że z pijanymi i wariatami nie ma co dyskutować, po prostu odjeżdżam. W końcu wyjechałem rozładować napięcie, a nie je potęgować.

Dalej przez mniej lub bardziej znajome wioski wsłuchując się w KSU... Jeszcze tylko kilka dni i... XXX-lecie KSU w Ustrzykach ;-)

Mijam Bobrowniki, Piekary, dziś nie czuję żadnego bólu więc widocznie ostatnio faktycznie za szybko zacząłem.

Jeszcze tylko do Miechowic po pieczywko (jak sugerowała Kasia) i do domu.

Z Karbia próbuję przejechać do Miechowic na skróty i... czemu tu tak dużo Cyganów? Nie żebym był uprzedzony, ale czuję się nieswojo, tym bardziej, że co chwilę widzę znaki "ślepa uliczka". A towarzystwo coraz liczniejsze i... dziwnie się na mnie patrzą... a może jestem przewrażliwiony?

Ostatnia uliczka... też się kończy... na szczęście jest wjazd w jakąś polną drogę... ryzykuję, nie bardzo chęć mam wracać tą samą trasą... Uff, wyjeżdżam w Miechowicach na znajomych uliczkach. Czuję się znacznie lepiej. Piekarnia i domek. Znów powrót do domu po ciemku. Jak niegdyś często bywało...

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Stroszek - Radzionków - Piekary - Świerklaniec - Wymysłów - Dobieszowice - Bobrowniki - Piekary - Radzionków - Karb - Miechowice - Stolarzowice - Helenka

Donikąd

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(12)
Donikąd
Znów życie pokrzyżowało dzisiejsze plany. Nie udał się poranny wyjazd z Wiktorkiem. Zamiast tego spacerek pieszo-rowerowy z Igorkiem. Potem zamiast obiadu na rower i samemu rozładować emocje...

Gdziekolwiek… najpierw jednak Wieszowa na stację do kompresora. Awaria. Brr, nawet maszyny są dziś przeciwko mnie. Jadę dalej. Natura też nie jest mi przychylna – cały czas pod wiatr. Kierunek Toszek, może to najwłaściwszy kierunek po ostatnich dniach/tygodniach (dla niewtajemniczonych – mieści się tam szpital psychiatryczny).

Pyskowice, stacja Orlen – kompresor działa. Rzeczywiście pora najwyższa na trochę luftu.

Chwila na rynku.



I sklep, który przywiódł rowerowe wspomnienia. Pamiętacie jeszcze jak się grało w kapsle, udając kolarzy z Wyścigu Pokoju?



Rzut oka na zegarek i… nie zdążę do Toszka, dziś czas znów ograniczony.

Chciałem się zmęczyć i czuję zmęczenie. Nawet nie tyle zmęczenie ile ból. Ból w nogach, przede wszystkim uda, ale również trochę kolana. Nie podoba mi się to. Wynik przerwy w jeżdżeniu, za szybkie tempo, czy jakieś przesilenie?

Skręcam na drogę w stronę Olesna, mijam Pniów, Zacharzowice (tu jeszcze nie byłem) i zegarek mówi „skręć w prawo”. Ok., Łubie i drogowskaz Księży Las, znów wiem gdzie jestem.

Jeszcze mam chwilę czasu więc krążę po okolicznych wioskach by dobić do… 4000 km w tym roku :-)

Zmęczony, mocno zmęczony wracam do domu. Jednak nie da się jeździć bez batoników i bez czegoś w kieszonkach.

Rozładowałem emocje… niestety tylko częściowo…

Trasa: Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Zbrosławice - Kamieniec - Karchowice - Pyskowice - Pniów - Zacharzowice - Łubie - Księży Las - Wilkowice - Zbrosławice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Lokalna włóczęga

Sobota, 19 lipca 2008 · Komentarze(5)
Lokalna włóczęga
Dziś też mało czasu, ale po szybkim śniadaniu decyduję się jechać.
Wiku chce jechać ze mną. Ok, ruszamy. Mamy dwie godziny. Niezbyt wiele. Trudno, powłóczymy się po okolicy.

Stolarzowice, jakiś festyn strażacki się szykuje, jedziemy dalej przez las. Trochę mokro ale dojeżdżamy do Stroszka. DSD, coś mi odbija i wjeżdżamy w trasy dla quadów. Jak zwykle mokro i dużo kamieni.



Wiku jest tu pierwszy raz. Zaskoczony trasami i widokami.



Nie pozwalam mu jednak wszędzie zjeżdżać, niektóre zjazdy są naprawdę niebezpieczne... a może tak mi się tylko wydaje...

Włóczymy się chwilę po DSD i łapie nas deszcz. Na szczęście akurat wjechaliśmy do Segietu i jedziemy kryjąc się pod drzewami. Momentami przedzieramy się przez krzaki i pokrzywy ale ogólnie jest fajnie.

Po chwili wjeżdżamy w nowe ścieżki i mkniemy prawie autostradą leśną.



Po dwóch godzinkach zabawy wracamy na obiadek. Jednak lubię się powłóczyć po lesie, szczególnie nowymi dróżkami.

Jazda testowa

Wtorek, 15 lipca 2008 · Komentarze(9)
Jazda testowa
Małżonka ma dorosła do samodzielnego prowadzania bloga (co prawda na chwilę obecną wciąż jest to ograniczone do wpisywanie keamów, ale to już jakiś postęp i wierzę, że wkrótce będzie tam coś więcej). Dorosła również do posiadania własnego licznika. W związku z tym ustaliliśmy, że weźmie sobie mój (bo dobry, przetestowany itp), a ja sprawię sobie nowy. Jedyna rzecz jakiej brakowało mi w dotychczasowej Sigmie 906 to podświetlenie.

Zacząłem więc szukać nowej zabawki i okazało się, że niestety niewielki jest tu wybór w rozsądnych cenach. Byłem już właściwe zdecydowany na kolejną Sigmę, tym razem 1606L ale w ramach poszukiwania gitary dla Wiktora trafiłem na Vettę RT255L. Wiem, ze gitara ma mało wspólnego z licznikami, ale okazało się, że obok każdego muzycznego gdzie zawitaliśmy był... rowerowy. Grzechem było nie wejść :-)

Po namyśle postanowiłem spróbować i kupiłem wspomniany model. Wieczorkiem instalacja, trochę zbyt zabawkowa mi się wydaje ale po wymianie czerwonej obudowy - w czerni wygląda zdecydowanie lepiej.

Montaż liczników + tylnej lampki i... po 23 ruszam na jazdę testową.
Krótko, ale i tak się dziwnie zmęczyłem, czyżby wychodziła zbyt długa przerwa...?

Licznik działa, może byłoby lepiej gdyby można było ustawić 5 sek świecenia zamiast 3, ale niestety nie da się. Dodatkowe opcje w stosunku do Sigmy, to m.in. możliwość zapisywania zrzutów danych w wybranych momentach, np. po dojeździe do miejsca X średnia była taka, czas taki...

Lampka niestety też ma kiepskie mocowanie, chyba pomyślę nad jakimiś gumkami dla niej. Wygląda niezbyt ciekawie, ale świeci rewelacyjnie. Ciekawe jak zadziała w trakcie deszczu.

Dziś również niespodzianka. Towarzyszka naszych ostatnich wypadów, moja kuzyneczka Aga pojawiła się na BS (wprowadziła również wszystkie ostatnie jazdy). Witamy Aga :-) Oby Ci się dobrze z nami jeździło.

Leń jedzie nad Pogorię

Niedziela, 13 lipca 2008 · Komentarze(22)
Kategoria śląskie
Leń jedzie nad Pogorię
Straszne lenistwo mnie dopadło :(
Spoglądając na poprzednie miesiące to wychodzi na to, że w zimie jeździłem częściej niż w czerwcu, o lipcu nie wspominając. Doszło do tego, że ostatnie dwa wpisy wprowadziłem dopiero dziś, z tygodniowym opóźnieniem.

I na nic tłumaczenia, że dużo pracy, że pogoda nie taka, że zmęczony jestem... To po prostu leń. Śmierdzący leń.

Dziś miało być inaczej. Zaproszeni na obiad przez Kosmę, załadowaliśmy wszystkie cztery rowery do auta i w drogę. Miałem co prawda wątpliwości, co do pogody, bo po wczorajszych burzach, dziś też meteo zapowiadało niespodzianki, ale Monika zapewniła nas, że jest błękitne niebo.

To co zobaczyliśmy po przyjeździe nieco kłóciło się z naszymi wyobrażeniami błękitu.



Zdjęcie nie oddaje tego co się działo za oknem, ale wierzcie mi, dawno czegoś takiego nie widziałem... Prawie jak trąba powietrzna. Na nic zdało się oczekiwanie na lepszą pogodą.

Gdy już wydawało się, że zaczyna być ok i już mnie ciągnęło żeby choć chwilę się przejechać... znów rozpętała się burza.

Tak więc późnym wieczorem zapakowaliśmy rowerki do auta i wróciliśmy do domu.

Co z moim leniem... nie wiem... dziś mu się upiekło...