Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2010

Dystans całkowity:194.87 km (w terenie 8.50 km; 4.36%)
Czas w ruchu:12:36
Średnia prędkość:15.47 km/h
Maksymalna prędkość:37.91 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:19.49 km i 1h 15m
Więcej statystyk

Debata z Panią Prezydent

Czwartek, 28 stycznia 2010 · Komentarze(14)
Debata z Panią Prezydent
Dziś naszą dzielnicę odwiedziła Pani Prezydent Zabrza. Głównymi punktami spotkania były: Bezpieczeństwo, Infrastruktura, Kultura i Sport czyli... jak zrozumiałem... ROWER :-)

Nie mogłem nie pójść, zarówno z czystej ciekawości, jak i z obowiązku :) Przecież to doskonała okazja żeby porozmawiać o ścieżce/drodze rowerowej, która wiedzie w stronę Helenki. Sorry, że się powtarzam ze zdjęciem, ale dziś w firmie kilka osób zapytało czy to fotomontaż, gdy je ujrzało.



Po pojawianiu się Pani Prezydent pierwsze pytanie dotyczyło... wspomnianej rowerówki. Co ciekawe nie padło z moich ust, a zadał je sympatyczny starszy Pan.

Potwierdziło się, że jest plan przedłużenia jej do naszej dzielnicy, aż do granicy z Bytomiem. Niestety... w tym roku nie zaplanowano jej w budżecie miasta. Nie oznacza to jednak, że nie ma szans na jej powstanie. Wybudowany w zeszłym roku odcinek Mikulczyce-Rokitnica tez nie był zaplanowany na ubiegły rok, a jednak powstał. Miejmy nadzieję, że może tu też się zdarzy cud.

Co ciekawe ten temat został jeszcze poruszony przez inne osoby. Była mowa, o jakości drogi, o odśnieżaniu, o tym, że nasze władze też nią miały okazję jechać... Byłem w szoku, że tyle osób było zainteresowane tym tematem. Co ciekawe większość tych osób jest w wieku emerytalnym. Brawo.

Pozytywne, że władze miasta przyznały, że pomysł ścieżki był ok ale wykonanie było do d... Jest to jakaś nadzieja na przyszłość. Chyba to dobry moment na bardziej konkretne spotkanie z władzami skoro jest ku temu atmosfera...

Temat rowerowy pojawił się raz jeszcze kiedy ktoś zaproponował aby policja przesiadła się na rowery bo zza tych zaparowanych szyb w autach niewiele widzą... :-)

Mroźna BMK

Piątek, 22 stycznia 2010 · Komentarze(7)
Mroźna BMK
W zeszłym miesiącu nie mogłem uczestniczyć w Bytomskiej Masie Krytycznej więc dziś obowiązkowo. Z uwagi na późny powrót z pracy i warunki jakie panują na zewnątrz do Bytomia jedziemy Kosmy cytrynką. Przyjeżdżamy lekko spóźnieni ale uprzedzona wcześniej ekipa czeka. Pewnie już im się chłodno zrobiło, w końcu na dworze -12C (odczuwalnie ponoć ok. -17, czy nawet -19) więc nie ma czasu na powitania - od razu ruszamy.

Za nami karetka. Na Rynku radiowozy policji, chyba cztery. Jakby się postarali to mogliby nas wszystkich zapakować, bo jest nas chyba tylko kilkunastu. Rundka wokół Rynku i dalej znaną już trasą. Spokojnie, wesoło, bez ekscesów. I dobrze. W sumie trochę krótko, ale trzeba dbać o zdrowie, chłód był jednak odczuwalny.

Na mecie czeka już na nas ciepła herbatka w Biurze Promocji Miasta. Miło się napić czegoś ciepłego w ciepłym pokoju. I miły prezent - płyta DVD promująca Bytom jako miasto kultury. Na okładce płyty możemy przeczytać o Bytomiu jako "mieście starszym od Krakowa, w którym od wieków mieszkali zgodnie ludzie wielu kultur i narodowości".

Dziś też po raz kolejny miło było patrzeć na zgodne współistnienie i współpracę śląskich mas krytycznych :-)

Głupi babsztyl

Niedziela, 17 stycznia 2010 · Komentarze(16)
Głupi babsztyl
Po wczorajszej wycieczce dziś rano czuję lekkie zmęczenie. Mimo to, a może właśnie dlatego, zachęceni wycieczką Jacka ruszamy na podbój bytomskich ścieżek rowerowych.

Postanawiamy zacząć od trasy Segiet i wjazdu od strony ulicy Suchogórskiej. Zanim tam dojeżdżamy w Stolarzowicach ginie mi Kosma. Czyżby została żeby pstryknąć coś czego ja nigdy nie zauważyłem?. Wracam i rzeczywiście właśnie chowa aparat. Okazuje się, że zjechała z drogi żeby porozmawiać z kretynem, który chwilę wcześniej wyprzedził nas mijając nas o centymetry. Kiedy poczęstował ją komplementem typu "głupi babsztyl" musiała go oczywiście uwiecznić na zdjęciu....

Próba wjazdu na ścieżkę skończyła się niepowodzeniem.
W tym miejscu niestety jeden wjazd zupełnie nie nadaje się nawet do próby jazdy, a w drugi... można było wjechać tylko... co dalej...

Kosma się zastanawia...



W sumie ładnie...



Ale utknęliśmy. Nawet ruszyć się nie dało w tym śniegu. Niestety tu ścieżki nie są tak odśnieżone jak tam gdzie jeździł Dynio.

Za to są oznaczone.





Mimo ostrzeżenia wracamy na asfalt i robimy rundkę przez Stolarzowice, Górniki, Wieszową i Rokitnicę. Niestety po drodze nie brakowało dziś kretynów bez wyobraźni :-(

Najważniejsze, że ruszyliśmy się i udało się bez większych "przygód" dotrzeć do domu.

Ś(w)IR

Sobota, 16 stycznia 2010 · Komentarze(12)
Ś(w)IR
Dziś wyjazd na spotkanie zarządu Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Ruszamy z Helenki razem z Kosmą trochę wcześniej by spotkać się w Świętochłowicach z Arturem i krótką przejażdżkę po jego mieście.

Ślisko, przekonuję się o tym już przy wyjeździe z osiedla, gdzie rower wykonuje efektowny pad. Mnie na szczęście znów udaje się ustać...

W Rokitnicy nie możemy się oprzeć żeby nie zrobić zdjęcia części rowerówki. Widać ktoś chciał ją dobrze oznaczyć. Chętnie bym się z nim nią teraz przejechał, oczywiście zgodnie z przepisami :-)



Droga do Rudy niespodziewanie czarna, bałem się że będzie gorzej. Dopiero wjazd na Styczyńskiego w celu skrócenia trasy o kilkaset metrów wita nas lodem. Ślisko. Bardzo.

Tracimy trochę czasu i kiedy dojeżdżamy do Kaufhausu jest już za późno żeby robić zdjęcia. Jeszcze tu wrócimy. ;-)

W Świętochłowicach spotykamy Artura i Radka z Chorzowa. Od razu tempo jazdy wzrosło. Wzrosło przynajmniej dopóki nie wjechaliśmy na zaśnieżone i oblodzone drogi :) Strach mnie momentami paraliżował czego nie można było powiedzieć o chłopakach. Ludzie dziwnie patrzą na bandę świrów na rowerach na śniegu.

Szkoda, że nikt nie wykorzystuje takich miejsc...


Czemu Monika zaczęła tańczyć przed wieżą, do tej pory nie wiem...



Przez chwilę obawialiśmy się, że to tu będzie miejsce spotkania...



Przed samym dojazdem na miejsce spotkania ŚIR-u Kosma ślizga się, pada i uderza głową o lód. Całe szczęście, że ma kask. W innym wypadku... lepiej nie myśleć.

Spotkanie trwało dłużej niż zakładaliśmy ale podejrzewam, że... moglibyśmy tam jeszcze spokojnie spędzić kilka kolejnych godzin mając o czym dyskutować.



Na szczęście ktoś miał odrobinę zdrowego rozsądku i zakończył imprezę ;)



Powrót częściowo na skróty. Roman zaproponował nam podwózkę do Bytomia z czego z uwagi na późną porę, chłód i rozwaloną lampkę Moniki chętnie skorzystaliśmy.

Z Bytomia Monika wymyśla bezpieczniejszy wariant drogi dzięki czemu czas powrotu nam się nieco wydłuża... ;-)

W planach był jeszcze dziś wyjazd na nocny rajd do Tychów ale... nie wyszło. Może za rok... ;-)

W domu uświadamiam sobie, że tylu kilometrów (choć to przecież żaden rekord) to chyba od Odysei nie zrobiłem, czyli od ponad 3 miesięcy. Obym jak najszybciej o tym okresie bezruchu zapomniał...

Wentyl... Wentyl bezpieczeństwa

Czwartek, 14 stycznia 2010 · Komentarze(7)
Wentyl... Wentyl bezpieczeństwa

Dziś inne obowiązki, nie było czasu na rower. Jutro też nie będzie. Pora się wykąpać i spać tyle, że... moja małżonka włącza telewizor i... Jak ja tego nie lubię, kiedy chcę coś zrobić, lub kiedy po prostu chcę odpocząć mój wzrok zerka na TV i... moja żona śpi, a ja oglądam jakiś durny film.

Dziś film nie jest durny. Jest inny. Młodzież go nie zna. Wielu starszych pewnie też nie. Dla nas był kultowy. Trudno było go zobaczyć. Pojawił się jednym z katowickich kin na kilku seansach... udało mi się go zobaczyć. Był rok 1989. Pamiętny rok...

Tylko czy pisać o tym tu? Po co? I jaki to ma związek z rowerem? W tym momencie w filmie pada hasło... Wentyl... wentyl bezpieczeństwa... Czyli jednak związek jest...


Dla... :(

Wtorek, 12 stycznia 2010 · Komentarze(15)
Dla... :(
Dziś odpuściłem niemiecki. I tak nie potrafiłbym się skoncentrować. Powolny powrót do domu. Obiad. Kawa. I rower. Po prostu dziś muszę. Muszę odreagować, wyłączyć myślenie. A może raczej skierować je na inne tory.

Rzut oka na rower i niespodzianka. Z tyłu zero powietrza. Tylko czemu akurat teraz? Co robić, ściągam dętkę i... jest cała. Jakiś sabotaż? Jak się już wziąłem do roboty to przy okazji załatałem noworoczną.

Dwudziesta, ale jakie to ma znaczenie gdy od dawno już jest ciemno... Wyjazd z osiedla masakryczy. Dalej trochę lepiej. Jadę starając się zabić myśli. W Ptakowicach robi się znów mało przyjemnie. Ślisko, miejscami bardzo. Skupiam uwagę to na drodze, to na jakiś tematach zastępczych. W sumie im mniej myślę o drodze tym jadę odważniej, a może po prostu ryzykowniej. Na szczęście kierowcy dziś dość kulturalnie mnie wyprzedzają. No może poza jednym tirem...

W Boniowicach wyjeżdżam na DK94 i tam już jest czarno, tyle że mokro. Zaczyna mi być zimno w stopy. Pierwszy raz od dawna, czy to dlatego, że założyłem pierwszy raz dwie pary skarpet?

W Wieszowej przy dojeździe do zwężenia przy wysypce daję znać czającemu się za mną kierowcy tira, że może mnie spokojnie wyprzedzić. Zachowuje dystans i nawet dziękuje. Czyli są kulturalni tirowcy.

Wydaje mi się, że jadę dość szybko. Jak na takie warunki. Ale tego mi było potrzeba. Ciężko się czasem z niektórymi rzeczami pogodzić, choć niby człowiek jest dorosły i wie, że kiedyś nadejdą... Ciężko...

Przy wjeździe na osiedle wybieram ulicę, która powinna być bardziej przejezdna niż ta, którą wyjeżdżałem. Jest. I jest bardziej śliska. Na "dzień dobry" ślizg i w ostatniej chwili wypinam się z pedałów. Rower leży, mnie na szczęście udaje się nie upaść....

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Zbrosławice - Kamieniec - Boniowice - Wieszowa - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Bike walking

Sobota, 9 stycznia 2010 · Komentarze(22)
Bike walking

Wczoraj pięknie sypało. Wyobrażałem sobie jak dziś poszalejmy z Kosmą po lesie. W końcu bez pośpiechu. Za dnia. Będzie można pojeździć.

Ranek pokazał jednak zero stopni i... topniejący śnieg. Może jednak tylko na drogach, może w lesie będzie lepiej...

Ruszamy, tzn. ja ruszam, a Monika na swoich wąskich kółkach walczy z lodem ;-) Wjeżdżamy do lasu i niespodzianka... ścieżka, którą zwykle jeździłem jest rozjeżdżona przez jakiś ciężki sprzęt.



Przedzieramy się przez paskudny śnieg jak... lodołamacze. Nigdy nie widziałem i nie słyszałem jak pracuje lodołamacz ale dźwięk jak wydobywał się spod naszych kół musiał być pewnie do tego zbliżony.

Dzielnie idziemy/jedziemy w nadziei, że już wkrótce będzie lepiej. Nie jest. Coraz częściej wygląda to jakbyśmy wyprowadzali rowery na spacer, jakiś bike trekking,, czy też bike walking... Monika momentami biegnie - Bike running... :-)



Jesteśmy coraz bliżej Rokitnicy. Przypomniała mi się jazda polonezem w zimie. Mój rower zachowuje się podobnie. Przód co chwile staje, a tył sobie tańczy... W sumie pojazdy podobne, oba mają napęd na tył...

Co chwilę wpadamy w śnieg. Twardy śnieg. gdy noga wpada i uderza o niego kostką... boli.

W Rokitnicy nietypowo decydujemy się wracać chodnikiem, mimo że jest zasypany śniegiem. To też jak jazda w terenie.

Nie zrobiliśmy wielu kilometrów. Dużą część trasy przespacerowaliśmy - nie wiemy jak potraktują te kilometry niektórzy tutejsi ortodoksi... ale pisałem to jako jazdę... ;)
Mimo to zmęczyliśmy się i było wesoło.



Pod domem patrzę zaszokowany jak lód pokrył auta. Nie widziałem czegoś takiego chyba jeszcze. Niesamowite. Wszystko skute lodem... Wyciągam aparat żeby zrobić zdjęcie, na co sąsiad, z którym przed chwilą rozmawiałem pyta konspiracyjnym tonem: "Co Pan będzie fotografował?" Czyżbym wyglądał na jakiegoś działacza społecznego, albo funkcjonariusza w cywilu, który foci tych co źle zaparkowali? ;)

Po kilometry?

Środa, 6 stycznia 2010 · Komentarze(21)
Po kilometry?
Mając na uwadze dyskusję, jaka rozgorzała na blogu Eli i ogólne z niej wnioski, że statystyki nie są najważniejsze i w sumie nie jeździmy dla kilometrów... spoglądam na blog mojej rowerowej partnerki. I co tam widzę? Jeździła. Tak być nie może. Potem powie, że się nie przygotowywałem do sezonu :)

O dwudziestej zakładam ciuchy, włączam lampkę, do tego czołówka na kask i mała pętelka. Helenka - Stolarzowice - Miechowice - Rokitnica - Helenka.

Czołówka, choć tania, daje niezły efekt. Jestem w szoku.

Trudno wymyślić ciekawy wyjazd o tej godzinie w zimie... wiec chyba pojechałem po kilometry. Mimo to fajnie, choć dziś chłodno w stopy.

I stała się jasność

Poniedziałek, 4 stycznia 2010 · Komentarze(15)
I stała się jasność

Po długim i wyjątkowo sympatycznym sylwestrowaniu dziś trzeba było wrócić do rzeczywistości. Na otrzeźwienie dostałem kopa po zważeniu się. Sama waga mnie nie zdziwiła, choć nie mam powodów do radości. Gorzej było z pomiarem tkanki tłuszczowej, bo w porównaniu z zapisami z zeszłego roku jest koszmarnie - a łudziłem się, że to mięśnie tyle ważą ;-)

Po pracy obiadek i szybka rundka żeby wypróbować jeden z prezentów gwiazdkowych.

Do tej pory wydawało mi się, że lampka, którą sprzedawcy polecili mi przy zakupie roweru dwa lata temu jest wystarczająca. Nie było to oczywiście żadne cudo ale jeździłem po nocy i... jakoś to było.

Dziś wjechałem na chwilę do lasu i zrobiłem mały test porównawczy (wszystkie zdjęcia wykonane oczywiście z takimi samymi ustawieniami). Test jest bardzo amatorski ale widać małe różnice między tym co było, a tym co jest.

Najpierw bez lampek



Dalej ze starą lampką



Z nową w trybie pierwszym



W trybie drugim



I w trybie najsilniejszym



Widać różnicę :-)


Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenia to dość wąski strumień światła. Chyba trzeba będzie całość uzupełniać czołówką. No i akumulatorki pewnie będę często ładował ;-) Dlatego stara lampka zostanie i tam gdzie będzie wystarczająca będzie pewnie wciąż służyła.

Jeszcze raz dziękuję za wspaniały prezent :-)

Ślisko

Niedziela, 3 stycznia 2010 · Komentarze(16)
Ślisko
Dziś odsypialiśmy kilka ostatnich dni/nocy :) Kiedy w końcu zjadamy śniadanie okazuje się, że czasu już mamy niewiele, bo Kosma z Jackiem muszą wyjeżdżać. Szybki rzut oka na mapę i wytyczamy 24km pętelkę asfaltem.

Na osiedlu bielutko ale dziś już jadę odważniej. Dalej droga taka sobie ale da się jechać. Mijamy tablicę Zbrosławice (Ptakowice) i... na jezdni masakra. Biało, ślisko... wyobraźnia podpowiada - nie ma sensu ryzykować. Skręcam do lasu. Też ślisko ale tu co najwyżej ryzyko zderzenia z dzikiem, sarną lub lisem.

Ciężko się pedałuje po takiej nawierzchni ale fajnie. To nic, że koło co chwilę ucieka, to nic, że zamarznięte kałuże, to nic, że na podjazdach dostaję zadyszki. Monia ma jeszcze gorzej na swoim trekingu... Daje jednak radę.





Nawet kiedy za moimi plecami wymuszają na niej pierwszeństwo dwie sarenki :-)

W ramach rozgrzewki urządzamy krótką bitwę na śnieżki. Monika wygrała.

Z radości zaczęła się tarzać po śniegu wmawiając nam, że aniołek, którego zrobiła to orzeł.



Znów asfalt. Na Przyjemnej mało nie zrzuca nas z drogi jakiś wariat. Nie miał na tyle odwagi żeby się zatrzymać... a szkoda, bo Kosma by mu dzisiaj krzywdę pewnie zrobiła...



Mimo, że staw zamarznięty to ktoś chyba chce z niego spuścić wodę...



Krótki wyjazd, chwilami meczący ale... po raz kolejny pełen uśmiechu i radości...