Po kilometry? Mając na uwadze dyskusję, jaka rozgorzała na blogu Eli i ogólne z niej wnioski, że statystyki nie są najważniejsze i w sumie nie jeździmy dla kilometrów... spoglądam na blog mojej rowerowej partnerki. I co tam widzę? Jeździła. Tak być nie może. Potem powie, że się nie przygotowywałem do sezonu :)
O dwudziestej zakładam ciuchy, włączam lampkę, do tego czołówka na kask i mała pętelka. Helenka - Stolarzowice - Miechowice - Rokitnica - Helenka.
Czołówka, choć tania, daje niezły efekt. Jestem w szoku.
Trudno wymyślić ciekawy wyjazd o tej godzinie w zimie... wiec chyba pojechałem po kilometry. Mimo to fajnie, choć dziś chłodno w stopy.
Komentarze (21)
Właśnie ;-) A tak poważnie to są czasem rzeczy ważniejsze od roweru. I dobrze jeśli to one nie pozwalają pójść pojeździć. Gorzej jeśli to jest spowodowane zwykłem lenistwem....
Niedawno siedziałam nad mapą woj. śląskiego i planowałam trasy na porę ciepłą. Przyjrzałam się dokładnie położeniu słynnej już na cały BS Helenki i stwierdziłam, że jest to świetny punkt wypadowy. Pozdrawiam i życzę wiele przyjemności z jazdy, a kilometrów tak przy okazji ;)
Ewidentnie po kilometry ;) A serio, to fajnie :) bo wygląda na to, że tę przypadłość o dziwnej nazwie zostawiłeś w starym roku ;)
Kajman, no sam z siebie się ruszył ;) ale to tylko dlatego (to wynika z opisu!;P), że tyłek ma wrażliwszy niż uszy - w związku z czym woli ruszyć ten drugi niż narażać te pierwsze na spotkanie z "brakiem pochwał" ;)