Drugi bieg na 10km za mną.
Na mecie
© djk71
Ale po kolei...
Dawno temu
Młynarz
namówił mnie żebym zapisał się na Bieg Niepodległości w Żaganiu. Raz, że fajna
impreza, ponad 1000 startujących, dwa, że jak się zapiszę i zapłacę to w końcu
nie będzie wymówki żeby ich odwiedzić, trzy będę miał motywację żeby potrenować.
Pomysł wydawał się
świetny i tak zrobiłem.
Niestety z treningów
nic nie wyszło, biegi skończyły się we wrześniu, co więcej było to marszobiegi
i to dystansie o połowę krótszym. Z innych powodów
jeszcze na dwa dni przed wyjazdem nie byłem pewien, czy pojedziemy, a jeśli
nawet to byłem przekonany, że na pewno nie będę startował.
W końcu zapada
decyzja - jedziemy. Żona mimo moich deklaracji pakuje mi ciuchy do biegania.
Wieczorem przed startem podejmuję decyzję - biegnę. Choć to chyba mocne
nadużycie, postaram się pokonać trasę dowolną techniką. Tyle, że limit czasu to
90 minut.
W
moim pierwszym, i jak dotąd jedynym biegu, ponad dwa lata temu, miałem czas 56:49, dziś boję się,
czy zmieszczę się w limicie. Cel jest taki żeby się zmieścić.
Przyjeżdżamy trochę
wcześniej, bo w biegu dla dzieci staruje Kori. Radzi sobie doskonale :-)
Kori już po biegu
© djk71
Idziemy z Piotrem
się przebrać do auta. Zimno. Bardzo. Niewiele powyżej zera.
Przed startem
© djk71
Ruszamy do swoich
sektorów. Na minutę przed startem w z związku z dzisiejszym świętem rozbrzmiewa
z głośników hymn. Fantastyczne zachowanie zawodników - wszyscy w jednym
momencie przestają rozmawiać i się rozgrzewać. Genialna atmosfera.
Ruszamy. Biegnę z
innymi równym tempem. W głowie świta myśl, że może spróbuję choć cały czas
biec, wolno, ale biec. Pierwsze kilometry
jakoś idą, ale szybko zaczynam czuć zmęczenie. Wkrótce pierwszy podbieg i
przechodzę do marszu. I tak już będzie.
Bieg (trucht) i marsz. Na półmetku już wiem, że zmieszczę się w limicie. Ale
wiem też, że nie ma sensu nastawiać się na żaden czas. Trzeba po prostu dotrzeć
do mety.
Biegnę
© djk71
Po drodze mijam się
z Piotrkiem. Mam nadzieję, że uda mu się osiągnąć zamierzony cel. Biegnie
uśmiechnięty. Mnie na półmetku
dopinguje Anetka z Igorem. Igorek biegnie nawet kawałek po chodniku dodając mi
otuchy. Tak samo jest na
ostatnim odcinku kiedy mam już zupełnie dosyć. Do tego wraz z moją rodzinką
stoi przy trasie
Jacek, który dotarł tu rowerem :-)
Już wiem, że dotrę
do mety. Tuż przed metą dołącza do mnie Kornelia i dociąga mnie za rękę do mety
:-)
Na szyi ląduje
medal, a na twarzy uśmiech. Jestem na mecie. Cieszę się, że dałem się namówić.
Potrzebowałem tego. W głowie od razu milion myśli, o kolejnych treningach, o
kolejnych startach, o…Pewnie szybko
uciekną, ale przez chwilę krążą jeszcze miło w głowie. Lubię to uczucie ;-)
Zmęczony, ale
zadowolony. W tomboli udaje mi się jeszcze wygrać zimowy zestaw do biegania
więc kolejny sukces :-)
Na zakończenie dnia
nasi pokonują Rumunów po emocjonującym meczu. Czyli znów sukces :-) Dzień
sukcesów. Dawno takiego nie było :-)