Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:197.58 km (w terenie 72.00 km; 36.44%)
Czas w ruchu:11:57
Średnia prędkość:16.53 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:199 (98 %)
Maks. tętno średnie:175 (86 %)
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:39.52 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Dzień bez samochodu i... pleców :-(

Sobota, 22 września 2018 · Komentarze(2)
Po wczorajszej porażce dziś było lepiej, a przynajmniej dalej.

Najpierw wyjazd na Europejski Dzień bez Samochodu do Gliwic. Przed startem przejazdu nastąpiło uhonorowanie szkół przyjaznym rowerzystom. Super inicjatywa. W roku ubiegłym to my zostaliśmy wybrani firmą przyjazną rowerzystom.

Etisoft firmą przyjazną rowerzystom!

W tym roku wybierano szkołę, ciekawe co będzie w przyszłym :-)

Dzień bez Samochodu © djk71

Po przejeździe przez miasto postanowiliśmy z Anką jeszcze chwilę pokręcić.
Najpierw zdjęcia na Pl. Krakowskim gdzie odbywała się jakaś impreza militarna...

Chwilę wcześniej widzieliśmy go na drodze © djk71
Robi wrażenie © djk71

Potem jeszcze obok GZUT-u

W Wiedniu go nie chcieli © djk71

Padł pomysł wyjazdu nad Chechło, ale ogólnie chodziło o to żeby pokręcić. Pojeździliśmy trochę po Gliwicach i Zabrzu, zatrzymaliśmy się na strefie na kawę i coś słodkiego i ruszyliśmy dalej.

Chwila krążenia po Miechowicach i rzut oka na miejscowe atrakcje, a potem ruszamy do DSD. Zaliczamy RedRock i ruszamy do Tarnowskich Gór. Na Rynku podchodzi do nas młody człowiek z nietypową prośbą. Zakładam, że chce żeby mu się do czegoś dorzucić, a ten pyta czy może sfotografować mój rower :-) Chwila rozmowy o sprzęcie i ruszamy dalej.

Rezygnujemy z Chechła, robi się późno, a ja zaczynam czuć plecy. Jeszcze zaliczamy cmentarz wojenny, źródełko młodości i docieramy na Helenkę. Tu się rozstajemy. Ja na dziś mam dość, Anka jeszcze musi wrócić do Gliwic.

Miło i aktywnie spędzony dzień. Niestety chyba zbyt aktywnie. O ile do domu udaje mi się spokojnie wrócić, to teraz już nie jestem w stanie się ruszyć :-( Jednak starość to starość :-(




Bez sił

Piątek, 21 września 2018 · Komentarze(1)
Koniec września wiec trzeba jeszcze zaległy urlop wybrać. Myślałem żeby trochę pokręcić, ale jakoś nie bardzo mi się chciało zebrać. Kiedy w końcu wyszedłem postanowiłem zerknąć na strefę gdzie dziś odbywa się Piknik w Rytmie Firmy. Akurat trafiłem na przemówienia oficjeli, zerknąłem na stoiska, ale ponieważ nic mnie nie zachwyciło ruszyłem dalej.

Festyn na strefie © djk71


Ciepło, jak dla mnie za ciepło. Jadę ale bez chęci. Może w lesie będzie lepiej. Nie jest. Do tego omijając szlaban zahaczam o coś i ląduję na ziemi. Na szczęście kończy się drobnymi siniakami.

Zupełnie nie mam  ochoty pedałować. Wracam do domu. Nie dość, że dziś jazda nie sprawia mi przyjemności, to jeszcze nie mam sił. :-(

Orient Akcja, czyli piach, wiatr i plecy

Sobota, 15 września 2018 · Komentarze(5)
To już X edycja Orient Akcji. Mimo, że do tej pory było mi dane wystartować w nich tylko raz (na V edycji), to miło wspominam te zawody. Po długiej przerwie w startach, trzy tygodnie temu trafiłem na KoRNO i pisząc relację wspomniałem, że Orient Akcja, była ostatnią, na której powalczyłem do końca. W tym roku też nie planowałem startować, ale Michał zagadał gdzieś w jakimś komentarzu żebym przyjechał i... zasiał ziarno niepokoju :-)

W niedzielę po długiej przerwie odezwał się kręgosłup. W poniedziałek w pracy, Amiga widząc jak się ruszam, pobiegł od razu rano po ketonal, kilka godzin później jednak i tak korzystałem z usług NFZ :-( Leki, leki i zalecone L4, na które brakło czasu. Na szczęście tabletki pomagały i mogłem jako tako funkcjonować. Nie zapowiadało się jednak na wizytę w Sieradzu, tym bardziej, że chcąc się zapisać na zawody, na pół godziny przed zakończeniem zapisów dostałem na stronie komunikat, ze rejestracja została zakończona.
Rano odezwał się Michał mówiąc, że widocznie był jakiś błąd i może mnie dopisać. Co było robić, w sobotę pobudka wczesnym rankiem i o 5:30 wjazd. Nie wiedziałem jak zareaguje mój organizm, trudno będzie bolało to wrócę do bazy, a wyjazd wykorzystam jako okazję do odwiedzin dawno niewidzianej rodzinki.

START
Przyjazd, rejestracja, kilka słów ze znajomymi, których jest tu więcej niż się spodziewałem i po chwili zaczyna się odprawa.

Odprawa na Orient Akcji (zdjęcie znalezione na FB)

Kilka minut później dostajemy mapy A3 (1:60 000) z zaznaczonymi 25 punktami. uczestnicy mają do wyboru:
- zaliczenie od 1 do 13 punktów i klasyfikację na trasie MEGA
- zaliczenie od 14-25 punktów i klasyfikację na trasie GIGA
Na całość mamy 8 godzin.  Już jadąc tu zdecydowałem, że tym razem tylko MEGA, 2,5h w aucie tylko mnie w tym utwierdziło. Plecy bolą.

Wytypowanie tylko części punktów do zaliczenia chyba nie jest wcale łatwiejsze niż zaplanowanie całości. Postanawiam zacząć ok PK 22, potem jednak zmieniam zdanie zostawiając sobie ten punkt na koniec. Kończę rysować trasę i wkładam mapę do mapnika - udaje się ją złożyć tak, że nie będę musiał jej odwracać na trasie - widzę wszystkie moje punkty. Kiedy jestem gotowy pada hasło START - idealnie.

PK 22 - koniec nasypu
Wyjeżdżam z bazy, dojeżdżam do asfaltu i skręcam w prawo. Jeszcze przed wiaduktem kolejowym powinien być skręt w lewo i... go nie ma. Cofam się i... jest, tylko trwające na jezdni roboty drogowe sprawiły, że go nie zauważyłem. Jadę i zaczynają się pojawiać pierwsze piaski - no tak łódzkie... ;-)
Pierwszy punkt i pierwsze problemy - albo coś jest nie tak, albo ja coś źle odczytałem, mam wrażenie, że punkt jest dalej niż mi się wydawało, ale może to oko jeszcze nie przywykło do skali. Punkt zaliczony w większej grupie - jestem klasyfikowany, można wracać do bazy ;-)

PK 20 - skraj wału
Jadę jednak na kolejny punkt i... faktycznie prawie wracam koło bazy. Jak ja to zaplanowałem? Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej zorientuję się, że wyjeżdżając z bazy miałem na asfalcie skręcić w lewo i zacząć od punktu, na który właśnie jadę, a ten, o którego zacząłem miał zostać na koniec. Tak to jest jak się za dużo nakreśli na mapie.
Plecy bolą coraz bardziej, do tego pojawiające się piaski wymagają jednak włożenia sporego wysiłku w pedałowanie. Niedobrze.
Skręcam trochę za wcześnie i chwilę zajmuje odnalezienie punktu, tym razem pomocni byli inni zawodnicy, którzy znaleźli go przede mną. 

PK 11 - róg dawnego cmentarza
Tym razem punkt odnaleziony bez żadnych przygód. Nie licząc piachu ;-)

PK 1 - brzeg strumienia
Strumyka co prawda nie widziałem, ale mostek obok, całkiem klimatyczny ;-)

Mostek jest, strumyk był © djk71

PK 21 - górka
Nie lubię górek, skałek i obniżeń terenu, bo... zawsze się okazuje, że jest ich obok siebie kilka i zawsze zaczynam szukać od niewłaściwej. Tu jest podobnie, nie chciało się dokładnie odmierzyć odległości to zaliczam dodatkowe przedzieranie się przez jeżyny... Po chwili jednak jest i perforator.

PK 14 - grobla
Dojeżdżam w pobliże punktu i spotykam wracającego zawodnika, który nie znajduje punktu. Okazuje się, że pomylił opisy, a ja przy okazji dowiaduję się, że na mapie też są umieszczone opisy. Moja jest tak złożone, że ich nie zauważyłem. Do tej pory korzystałem z wyjaśnień umieszczonych na karcie startowej, co jest całkiem fajnym pomysłem.
Idziemy do punktu razem i tym razem znajdujemy go bez żadnych problemów.

PK 2 - obniżenie terenu
Znów piachy po drodze. Ma być obniżenie po lewej stronie, a ja widzę same wzniesienia. Zostawiam  rower, wspinam się, żeby z góry zobaczyć punkt.

PK 6 - wyrobisko
Dojeżdżam do punktu i... spotykam Grzesia. Dziwne, rano go nie widziałem. Po chwili wszystko jasne. Dotarł na start w ostatniej chwili. Czyli jak zwykle :-) Mnóstwo ludzi szukających punkt, ale trochę dalej. Tym razem mierzyłem i wydaje mi się, że jestem we właściwym miejscu. I tak jest. Tym raz to ja wskazuję innym gdzie szukać.

PK 19 - charakterystyczne drzewo
Drzewo jest faktycznie charakterystyczne. Normalnie pewnie pstrykałbym zdjęcie. I tu i wcześniej, ale brakuje mi podręcznego aparatu, takiego do wyciągnięcia nawet w trakcie jazdy, albo szybko na postoju. Telefon się do tego nie nadaje. Poza tym nie lubię robić zdjęć telefonem.
Spotykam zawodników, którzy strasznie narzekają na wiatr. Faktycznie, a ja się dziwiłem czemu całą drogę zawieszona na szyi karta startowa łopocze jak flaga na maszcie. I to zmęczenie... dopiero teraz zauważam, że faktycznie... nieźle wieje...

PK 25 - brzeg jeziorka
Jestem coraz bardziej zmęczony. Jeziorko to mocno powiedziane, choć trochę wody tu jest, w przeciwieństwie do strumyka na jedynce ;-)

PK 16 - kępa drzew
Tym razem punkt obok bunkra (czy też schronu) z 1939r. Takich budowli spotkam tu jeszcze kilka. Klimat jak w moich okolicach. Czyżby tu przebiegała granica? Chyba nie... chociaż nie wiem....

Schron (bunkier) z 1939r. © djk71


PK 5 - brzeg rzeki
Dojazd do punktu niby prosty, ale na zmęczeniu i do tego co chwilę podjazd i zjazd. Niby taki minimalny, ale wykańcza mnie. Punkt łatwo odnaleziony.

PK 8 - przy starorzeczu
To już ostatni punkt. Dojeżdżam i nie ma punktu. Jestem chyba bardzo zmęczony, bo zamiast poszukać 5-10m w prawo lub w lewo, bo przecież do tej pory za każdym razem gdy mierzyłem odległości trafiałem bezbłędnie, a tu przecież mierzyłem, to ja... odjeżdżam kilkadziesiąt metrów i zaczynam szukać w zupełnie innym miejscu. Po chwili dostrzegam zawodników w miejscu gdzie byłem przed chwilą. Wracam i oczywiście punkt był tuż obok.

Meta
Dojeżdżam do mety wykończony ale zadowolony.

Do bazy łatwo trafić © djk71

Zadowolony przed wszystkim dlatego, że dałem się namówić na przyjazd tu (super organizacja i atmosfera), ale również, mimo kilku błędów, ze swojego startu, że mimo bólu nie poddałem się i zaliczyłem komplet punktów na trasie MEGA.  Zajęło mi to pięć godzin, ale było to pięć godzin super zabawy. Jednak lubię te starty.... :-) W sumie wynik nie taki zły: 17 miejsce na 112 startujących.

Chwila rozmowy ze znajomymi, trochę kalorii z grilla i wracam do domu. Gdyby nie to, że miałem w planach odwiedziny u rodziny to zostałbym to zakończenia, ale nie tym razem. Poza tym kręgosłup domagał się już odpoczynku.

Bez chęci

Sobota, 8 września 2018 · Komentarze(0)
Ten weekend miałem spędzić na Festiwalu Biegowym w Krynicy. Miałem. Kolejna impreza, na którą nie pojechałem. Były też inne pomysły. Nic z tego nie wyszło. Po prostu nie miałem ochoty.
W końcu przebieram się i postanawiam choć chwilę pokręcić po okolicy. Ruszam w stronę lasu i... za ciepło, za duszno, za nudno.
Wracam do domu.

Z... Młynarzem :-)

Środa, 5 września 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Ostatni raz z Piotrkiem jeździłem chyba prawie dwa lata temu w Żarach. Dawno... bardzo... Kiedyś mimo dzielącej nas odległości bywało częściej. Dziś też nie wierzyłem, że się uda, ale... się udało ;-) I przydał się dodatkowy rower :-)

Znów we dwóch © djk71

Pokręciliśmy po ciemku, po okolicznych lasach i osiedlach.

Nad stawem © djk71

Była okazja trochę porozmawiać, choć... tak naprawdę chyba obaj moglibyśmy gadać tyle, że byśmy jeździli do rana. Niestety nie było takiej możliwości.

Przed końcem jeszcze obowiązkowa przerwa na deser na strefie ;-) I trzeba było wracać.
Fajnie, że się udało, choć szkoda, że tak krótko.