Wpisy archiwalne w kategorii
opolskie
Dystans całkowity: | 1840.81 km (w terenie 252.04 km; 13.69%) |
Czas w ruchu: | 111:21 |
Średnia prędkość: | 16.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.72 km/h |
Suma podjazdów: | 5860 m |
Maks. tętno maksymalne: | 195 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 173 (91 %) |
Suma kalorii: | 20599 kcal |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 61.36 km i 3h 42m |
Więcej statystyk |
AktywnośćBieganie
Dystans5.00 km
Czas w ruchu00:36
Vśrednia7:12 min/km
VMAX6:03 min/km
Podjazdy 11 m
Przed warsztatami
Dziś miały być podbiegi i zbiegi, ale z uwagi na fakt, że jestem na dość intensywnych warsztatach poza domem to casu starcza na krótką przebieżkę przed śniadaniem. W towarzystwie Marcina.

Przed śniadaniem© djk71
AktywnośćWędrówka
Dystans12.03 km
W terenie12.00 km
Czas w ruchu03:28
Vśrednia3.47 km/h
VMAX12.35 km/h
Podjazdy642 m
#KGP02 - Biskupia Kopa - pierwszy raz z żoną
Choć na Biskupiej Kopie byłem już kilkukrotnie to zawsze bez żony i zawsze biegowo. Tym razem postanowiliśmy w końcu wybrać się razem. Zaparkowaliśmy na parking w Cichej Dolinie i mimo zapowiadanych przelotnych deszczów ruszyliśmy przed siebie. Najpierw po płaskim w okolice dawnej skoczni narciarskiej. I tu zamiast iść dalej prosto postanowiliśmy skręcić w prawo i zacząć się wspinać bo dość rzadko uczęszczanej ścieżce.

Było stromo.
Na szczęście po chwili byliśmy już znów na szerokiej drodze o dużo mniejszym nachyleniu.
Znów szliśmy sami, bez ludzi, tak jak lubimy.


Momentami chmury mocno straszyły. I to tuż przed wejściem na otartą przestrzeń.

W oddali nasz dzisiejszy cel - Biskupia Kopa z charakterystyczną wieżą.
Mieliśmy jednak szczęście i na Srebrnej Kopie było już lepiej.

Idziemy dalej, znów pusto. Mijamy tylko kilka osób na całej trasie.

Srebrna Kopa już za nami.

Ostatnie dziś podejście.



Już prawie na górze.


Postanawiamy skorzystać z okazji i wejść na wieżę żeby podziwiać widoki z góry.


Pora wracać. Tym razem bardziej uczęszczaną trasą. Krótki postój w schronisku.


I schodzimy dalej.
Matematyka na trasie :-)

I czosnek niedźwiedzi.

W drodze w dół już mniej widoków, ścieżka mocno zalesiona, ale swoje już zobaczyliśmy wcześniej.
Jeszcze wizyta w Piekiełku :-)

I na koniec niespodzianka dla mojej żony. Gwarkowa Perć i zejście pod stromej drabince :-)

Daliśmy radę :-)

Piękny spacer, piękny teren.

Chyba niezbyt uczęszczana ścieżka© djk71
Było stromo.
Na szczęście po chwili byliśmy już znów na szerokiej drodze o dużo mniejszym nachyleniu.
Znów szliśmy sami, bez ludzi, tak jak lubimy.

W górę© djk71

Iść, czy robić zdjęcia?© djk71
Momentami chmury mocno straszyły. I to tuż przed wejściem na otartą przestrzeń.

Chmurzy się mocno© djk71
W oddali nasz dzisiejszy cel - Biskupia Kopa z charakterystyczną wieżą.
Mieliśmy jednak szczęście i na Srebrnej Kopie było już lepiej.

Na Srebrnej Kopie© djk71
Idziemy dalej, znów pusto. Mijamy tylko kilka osób na całej trasie.

Idziemy dalej© djk71
Srebrna Kopa już za nami.

Srebrna Kopa już za nami© djk71
Ostatnie dziś podejście.

Jeszcze trochę w górę© djk71

Przeszkody na trasie© djk71

Kolorowo© djk71
Już prawie na górze.

Parking?© djk71

Przed nami wieża© djk71
Postanawiamy skorzystać z okazji i wejść na wieżę żeby podziwiać widoki z góry.

Widok z Biskupiej Kopy© djk71

Widok z Biskupiej Kopy© djk71
Pora wracać. Tym razem bardziej uczęszczaną trasą. Krótki postój w schronisku.

Przy schronisku© djk71

Schronisko© djk71
I schodzimy dalej.
Matematyka na trasie :-)

Hmmm :-)© djk71
I czosnek niedźwiedzi.

Czosnek niedźwiedzi© djk71
W drodze w dół już mniej widoków, ścieżka mocno zalesiona, ale swoje już zobaczyliśmy wcześniej.
Jeszcze wizyta w Piekiełku :-)

Piekiełko© djk71
I na koniec niespodzianka dla mojej żony. Gwarkowa Perć i zejście pod stromej drabince :-)

Drabinka - Gwarkowa Perć© djk71
Daliśmy radę :-)

Już na dole© djk71
Piękny spacer, piękny teren.
AktywnośćBieganie
Dystans15.65 km
W terenie10.00 km
Czas w ruchu02:10
Vśrednia8:18 min/km
VMAX5:00 min/km
Podjazdy378 m
Pięknie choć przerwane w połowie
Dziś znów Górach Opawskich. Piotrek namówił mnie na zrobienie trzydziestki. Chwilę się wahałem, ale tylko krótką chwilę :) Będzie okazja zrobić test czy dystans na SGS został właściwie wybrany, bo coś czuję, że nie. Mieliśmy wystartować bladym świtem, ostatecznie ruszamy przed trzynastą. Słońce nie będzie nam pomagało.

Ruszamy znaną trasą na Górę Chrobrego. Powoli, przyjemnie cały czas rozmawiając.
Na górze znany mi już kościółek.

Choć trzeba patrzeć pod nogi to nie mogę przestać się za nim oglądać.

Póki co wydaję się być zadowolony.

Kawałek dalej Piotr przygotował mi niespodziankę. Mijamy tory.

I przed mną (przed nami) 300 schodków (czytałem, że w rzeczywistości jest ich 315).

Bardzo niewygodne do wbiegania, a chyba jeszcze mniej do zbiegania.
Wbiegamy do czeskich Mikulovic.

Pustka na ulicach.

Podobnie zresztą jak na całej dzisiejszej trasie.

Nie wiemy czemu nie ma ludzi, ale nie przeszkadza nam to.

Niestety sił starcza mi tylko na niecałe 16 km.

Piotr proponuje powrót marszem.
Próbuję jeszcze chwilę biec, ale po chwili odpuszczam. I tak było pięknie.


Startujemy sprzed kościoła© djk71
Ruszamy znaną trasą na Górę Chrobrego. Powoli, przyjemnie cały czas rozmawiając.
Na górze znany mi już kościółek.

Kościółek na Górze Chrobrego© djk71
Choć trzeba patrzeć pod nogi to nie mogę przestać się za nim oglądać.

Z górki© djk71
Póki co wydaję się być zadowolony.

Zadowolony© djk71
Kawałek dalej Piotr przygotował mi niespodziankę. Mijamy tory.

Lubię tory© djk71
I przed mną (przed nami) 300 schodków (czytałem, że w rzeczywistości jest ich 315).

© djk71
Bardzo niewygodne do wbiegania, a chyba jeszcze mniej do zbiegania.
Wbiegamy do czeskich Mikulovic.

W Mikulovicach pusto© djk71
Pustka na ulicach.

W Czechach© djk71
Podobnie zresztą jak na całej dzisiejszej trasie.

Puste ścieżki© djk71
Nie wiemy czemu nie ma ludzi, ale nie przeszkadza nam to.

Chce się biec© djk71
Niestety sił starcza mi tylko na niecałe 16 km.

Piotrek przede mną© djk71
Piotr proponuje powrót marszem.
Próbuję jeszcze chwilę biec, ale po chwili odpuszczam. I tak było pięknie.

Jest pięknie© djk71
AktywnośćWędrówka
Dystans12.23 km
W terenie12.00 km
Czas w ruchu02:28
Vśrednia4.96 km/h
VMAX6.20 km/h
Podjazdy307 m
Niespodziewana piesza końcówka
Jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy. Resztę trasy zamiast przebiec przemaszerowaliśmy.
I wierzcie, wcale nie było łatwo. Szczególnie pierwsze podejście dało mi nieźle w kość.
Potem już było łatwiej.
Było nawet gdzie odpocząć i się napić.

Co oglądać.

Z kim pogadać (i nie to, że Piotrek nic nie mówił, ale po prostu byłą odmiana :-) ).

I było czym cieszyć oczy.

Mimo zmiany treningu wróciliśmy zadowoleni.

I co ciekawe, na całe trasie zero, dosłownie zero ludzi :-)
I wierzcie, wcale nie było łatwo. Szczególnie pierwsze podejście dało mi nieźle w kość.
Potem już było łatwiej.
Było nawet gdzie odpocząć i się napić.

Źródełko© djk71
Co oglądać.

Kapliczka© djk71
Z kim pogadać (i nie to, że Piotrek nic nie mówił, ale po prostu byłą odmiana :-) ).

Czego tu?© djk71
I było czym cieszyć oczy.

Pięknie© djk71
Mimo zmiany treningu wróciliśmy zadowoleni.

Widoczek© djk71
I co ciekawe, na całe trasie zero, dosłownie zero ludzi :-)
AktywnośćBieganie
Dystans19.27 km
W terenie18.00 km
Czas w ruchu03:13
Vśrednia10:00 min/km
VMAX5:02 min/km
Podjazdy1104 m
Od Putina do Lubańskiego, czyli jak to na Biskupskiej Kupie było...
Po czesku Biskupská Kupa, a po polsku Biskupia Kopa (chyba ładniej). Piękne miejsce w Górach Opawskich, ale nie do końca rozumiem czym się znajomi tak emocjonują mówiąc o biegu 3xKopa. Pobiegłem sobie tam jakieś półtora roku temu i był to wysiłek, ale przecież biegałem trudniejsze biegi. W zeszłym roku byłem z Piotrkiem na Srebrnej i Biskupiej i była to po prostu miła przebieżka. Noc strasznego, czemu więc znajomi tacy przerażeni?
Zastanawiając się przed zapisami nad dystansem alternatywą były dwie lub trzy pętle (42 lub 63 km). Rozsądek mówił, że dystans maratonu będzie wystarczający. Po dobrym początku roku i przebiegnięciu 300km w styczniu, niestety luty i marzec to kryzys i choroba, ostatecznie zmieniam dystans na jedną pętlę. To jest do zrobienia bez żadnego problemu. Tak mi się przynajmniej wydaje przed startem.
Do Pokrzywnej przyjeżdżamy wcześnie rano w sobotę. Gdyby nie piątkowe mecze Górnika Zabrze w ręczną, a potem w kopaną to pewnie bylibyśmy tu już wczoraj, a tak trzeba było wstawać o czwartej rano (rano?) :-) Wita nas... podobizna Putina...

Jak się potem okaże nie tylko na plakacie, ale i na bluzach organizatorów i wysoko w górach. Chętni mogą też pobrać kotyliony w ukraińskich barwach narodowych. Ja swój przypinam do plecaka (a ściślej mówić robi to moja żona). Swoją drogą ciekawe czy biegli z nami ukraińscy koledzy...
Po odebraniu pakietu (piękna czapeczka w zestawie) witam się ze znajomymi i po krótkiej rozmowie idę do auta się przebrać.

Łatwo nie jest, prognozy mówią, że będzie chłodno, słońce grzeje jak oszalałe, a biegacze też nie pomagają - jedni na krótko, inni w trzech warstwach. Ostatecznie decyduję się na bieliznę termoaktywną i kurtkę. Już na starcie wiem, że kurtka to zły wybór. Słońce grzeje niesamowicie. Za późno by pobiec do auta po koszulkę, a w samym Brubecku chyba za chłodno - przede mną jednak góry.

Ruszamy - wraz z Piotrem, który decyduje się pobiec pierwszą (i dla mnie jedyną) pętlę wraz ze mną. Czy pobiegnie drugą to zależy od telefonu ze szpitala :-).

Początek asfaltem, po chwili skręcamy w teren. Biegniemy w stronę Olszaka. Znam to miejsce. Ciepło. Kurtka ląduje w plecaku. Wąskie ścieżki i przechodzący na jeszcze łatwych podbiegach do marszu zawodnicy powodują, że my też maszerujemy i... nie przeszkadza nam to zbytnio. Nie wróży to dobrze, przecież to są odcinki, które powinniśmy przebiec bez problemu. Za to jest okazja porozmawiać, to znaczy głównie mówi Piotr :-) - gdyby to określić w piłkarskiej terminologii - posiadanie piłki (głosu) 80-20 dla Piotra :-)

Trasa jest przepiękna. Wąskie, kręte ścieżki. Olszak, Żabie Oczko, Krzyżówka. Super klimat Fajny doping na trasie. :-)
Przebiegamy na drugą stronę jezdni i zaczynają się podbieg, a właściwie podejście. Nawet nie próbuję biec. Przed nami Skały Karliki i Bukowa Góra.


Tego odcinka nie znałem. Na zbiegu Piotr dostaje pozytywną wiadomość, co oznacza, że będzie razem ze mną kończył bieg po pierwszej pętli. Nie bardzo się tym martwi :-)

Bufet, pomarańcza, cola i ruszamy na Biskupią Kopę.

Nie jest łatwo. Nie wiem, czy to efekt temperatury, czy szalonego i bardzo męczącego tygodnia, czy po prostu braku kondycji, ale chyba większość odcinka to podejście, a nie bieg. :-(

Oczywiście pod sam szczyt podbiegamy - na wypadek gdyby ktoś tam robił zdjęcia :-)


Teraz już powinno być łatwiej. Powinno :-) Zaczynamy od stromego zbiegu.

O ile ostatnio biegając w tych okolicach to Piotr trzymał się za mną, to dziś ja oglądam jego plecy.

Odcinek na Srebrną Kopą jest piękny. Super widoki. Łapię drugi oddech i jakoś udaje się go pokonać.

Potem kolejny zbieg. Czuję mocno łydki, a dwójki i czwórki też zaczynają dawać znać o sobie. Dziwne, zwykle po prostu brakuje mi sił. oddechu, ale nie ból nóg... Dziwne.


Na przełęczy po Zamkową Górą siedzące tam dziewczyny wołają do nas: "Zapraszamy w krzaki" :-) Milion myśli przechodzi nam przez głowy, ale okazuje się, że to wolontariuszki wskazujące nam kierunek biegu ;-)

Za nami 18 km i tracę zupełnie siły. Piotr biegnie już sam, a ja już marzę o mecie. Nie wiem, że przede mną jeszcze trochę błotka. Choć cała trasa była suchutka to tu jest nieco mokro. Na szczęście tylko na tyle żeby ubrudzić buty, bo nijak się to ma do błotka jakie spotykamy np. w Bieszczadach ;-) Co by nie mówić to pogoda nam dopisała :-)
Zbieram resztki sił i próbując nie dać po sobie poznać, że prawie umieram pokonuję ostatnią prostą do mety. Słyszę głos spikera: "Brawo Dariusz. Zabrze. Górnik Zabrze! Górnik Zabrze!". Muszę przyznać, że przy takim dopingu jeszcze nie wbiegałem na metę :-) Ostatni raz takie wrażenie zrobił na mnie dobiegający z mety głos: "Dariusz Kawecki. Poland" - ale to było we Włoszech na rowerowym GRAN FONDO STELVIO SANTINI 2016. Jeszcze krótka rozmowa ze spikerem o Włdzimierzu Lubańskim i mogę odebrać medal :-)

Dziś też, podobnie jak na Stelvio mogę powiedzieć: I did it!.

Może nie tak jak bym chciał, może nie tyle ile bym chciał, ale zrobiłem to :-) I wiecie co Wam powiem? Ja tu jeszcze wrócę! Po więcej! Macie to jak w banku.
Na mecie jeszcze wywiad dla Radio Opole i można wracać. Choć prawdę mówiąc chętnie zostałbym tu dłużej.

W drodze do auta wszystko mnie boli. Teraz już wiem czemu słyszałem w głosach znajomych obawę przed tym biegiem. Dostałem w kość. Dostałem kopa... do dalszych treningów.
Jeszcze tu wrócę. I czuję, że niejeden raz. Mam sobie coś do udowodnienia. :-)
A czy jestem, zadowolony? Tak. Bo pobiegłem, bo było pięknie, bo... co tu dużo mówić... To trzeba samemu przeżyć.
I jeszcze jedno: Brawa dla organizatorów, uśmiechniętych wolontariuszy i kibiców na trasie. Było pięknie dzięki Wam!
#3xkopa_2022
Zastanawiając się przed zapisami nad dystansem alternatywą były dwie lub trzy pętle (42 lub 63 km). Rozsądek mówił, że dystans maratonu będzie wystarczający. Po dobrym początku roku i przebiegnięciu 300km w styczniu, niestety luty i marzec to kryzys i choroba, ostatecznie zmieniam dystans na jedną pętlę. To jest do zrobienia bez żadnego problemu. Tak mi się przynajmniej wydaje przed startem.
Do Pokrzywnej przyjeżdżamy wcześnie rano w sobotę. Gdyby nie piątkowe mecze Górnika Zabrze w ręczną, a potem w kopaną to pewnie bylibyśmy tu już wczoraj, a tak trzeba było wstawać o czwartej rano (rano?) :-) Wita nas... podobizna Putina...

***** putina© djk71
Jak się potem okaże nie tylko na plakacie, ale i na bluzach organizatorów i wysoko w górach. Chętni mogą też pobrać kotyliony w ukraińskich barwach narodowych. Ja swój przypinam do plecaka (a ściślej mówić robi to moja żona). Swoją drogą ciekawe czy biegli z nami ukraińscy koledzy...
Po odebraniu pakietu (piękna czapeczka w zestawie) witam się ze znajomymi i po krótkiej rozmowie idę do auta się przebrać.

Z pakietem© djk71
Łatwo nie jest, prognozy mówią, że będzie chłodno, słońce grzeje jak oszalałe, a biegacze też nie pomagają - jedni na krótko, inni w trzech warstwach. Ostatecznie decyduję się na bieliznę termoaktywną i kurtkę. Już na starcie wiem, że kurtka to zły wybór. Słońce grzeje niesamowicie. Za późno by pobiec do auta po koszulkę, a w samym Brubecku chyba za chłodno - przede mną jednak góry.

Ustalanie taktyki© djk71
Ruszamy - wraz z Piotrem, który decyduje się pobiec pierwszą (i dla mnie jedyną) pętlę wraz ze mną. Czy pobiegnie drugą to zależy od telefonu ze szpitala :-).

Start© djk71
Początek asfaltem, po chwili skręcamy w teren. Biegniemy w stronę Olszaka. Znam to miejsce. Ciepło. Kurtka ląduje w plecaku. Wąskie ścieżki i przechodzący na jeszcze łatwych podbiegach do marszu zawodnicy powodują, że my też maszerujemy i... nie przeszkadza nam to zbytnio. Nie wróży to dobrze, przecież to są odcinki, które powinniśmy przebiec bez problemu. Za to jest okazja porozmawiać, to znaczy głównie mówi Piotr :-) - gdyby to określić w piłkarskiej terminologii - posiadanie piłki (głosu) 80-20 dla Piotra :-)

Piotr zadowolony© djk71
Trasa jest przepiękna. Wąskie, kręte ścieżki. Olszak, Żabie Oczko, Krzyżówka. Super klimat Fajny doping na trasie. :-)
Przebiegamy na drugą stronę jezdni i zaczynają się podbieg, a właściwie podejście. Nawet nie próbuję biec. Przed nami Skały Karliki i Bukowa Góra.

Podejście© djk71

W górę© djk71
Tego odcinka nie znałem. Na zbiegu Piotr dostaje pozytywną wiadomość, co oznacza, że będzie razem ze mną kończył bieg po pierwszej pętli. Nie bardzo się tym martwi :-)

Piękne widoki© djk71
Bufet, pomarańcza, cola i ruszamy na Biskupią Kopę.

Kierunek znam© djk71
Nie jest łatwo. Nie wiem, czy to efekt temperatury, czy szalonego i bardzo męczącego tygodnia, czy po prostu braku kondycji, ale chyba większość odcinka to podejście, a nie bieg. :-(

Dajemy© djk71
Oczywiście pod sam szczyt podbiegamy - na wypadek gdyby ktoś tam robił zdjęcia :-)

Piotr u góry© djk71

Jest i Biskupia Kopa© djk71
Teraz już powinno być łatwiej. Powinno :-) Zaczynamy od stromego zbiegu.

W dół© djk71
O ile ostatnio biegając w tych okolicach to Piotr trzymał się za mną, to dziś ja oglądam jego plecy.

Jak tu pięknie© djk71
Odcinek na Srebrną Kopą jest piękny. Super widoki. Łapię drugi oddech i jakoś udaje się go pokonać.

Srebrna Kopa© djk71
Potem kolejny zbieg. Czuję mocno łydki, a dwójki i czwórki też zaczynają dawać znać o sobie. Dziwne, zwykle po prostu brakuje mi sił. oddechu, ale nie ból nóg... Dziwne.

Biegniemy© djk71

Jest cudownie© djk71
Na przełęczy po Zamkową Górą siedzące tam dziewczyny wołają do nas: "Zapraszamy w krzaki" :-) Milion myśli przechodzi nam przez głowy, ale okazuje się, że to wolontariuszki wskazujące nam kierunek biegu ;-)

Lecimy© djk71
Za nami 18 km i tracę zupełnie siły. Piotr biegnie już sam, a ja już marzę o mecie. Nie wiem, że przede mną jeszcze trochę błotka. Choć cała trasa była suchutka to tu jest nieco mokro. Na szczęście tylko na tyle żeby ubrudzić buty, bo nijak się to ma do błotka jakie spotykamy np. w Bieszczadach ;-) Co by nie mówić to pogoda nam dopisała :-)
Zbieram resztki sił i próbując nie dać po sobie poznać, że prawie umieram pokonuję ostatnią prostą do mety. Słyszę głos spikera: "Brawo Dariusz. Zabrze. Górnik Zabrze! Górnik Zabrze!". Muszę przyznać, że przy takim dopingu jeszcze nie wbiegałem na metę :-) Ostatni raz takie wrażenie zrobił na mnie dobiegający z mety głos: "Dariusz Kawecki. Poland" - ale to było we Włoszech na rowerowym GRAN FONDO STELVIO SANTINI 2016. Jeszcze krótka rozmowa ze spikerem o Włdzimierzu Lubańskim i mogę odebrać medal :-)

I did it!© djk71
Dziś też, podobnie jak na Stelvio mogę powiedzieć: I did it!.

Mam to!© djk71
Może nie tak jak bym chciał, może nie tyle ile bym chciał, ale zrobiłem to :-) I wiecie co Wam powiem? Ja tu jeszcze wrócę! Po więcej! Macie to jak w banku.
Na mecie jeszcze wywiad dla Radio Opole i można wracać. Choć prawdę mówiąc chętnie zostałbym tu dłużej.

Wywiad :-)© djk71
W drodze do auta wszystko mnie boli. Teraz już wiem czemu słyszałem w głosach znajomych obawę przed tym biegiem. Dostałem w kość. Dostałem kopa... do dalszych treningów.
Jeszcze tu wrócę. I czuję, że niejeden raz. Mam sobie coś do udowodnienia. :-)
A czy jestem, zadowolony? Tak. Bo pobiegłem, bo było pięknie, bo... co tu dużo mówić... To trzeba samemu przeżyć.
I jeszcze jedno: Brawa dla organizatorów, uśmiechniętych wolontariuszy i kibiców na trasie. Było pięknie dzięki Wam!
#3xkopa_2022
AktywnośćBieganie
Dystans30.82 km
W terenie25.00 km
Czas w ruchu03:53
Vśrednia7:33 min/km
VMAX2:56 min/km
Podjazdy828 m
Ultramaraton Annogórski, czyli W02D7-Long Run
W02D7-LONG RUN
• Run in Z2, easy, 90 minutes. Off road if possible.
• Cool down, 5-10 minutes.
• Stretch.
Dziś w planach półtoragodzinne wybieganie w drugim zakresie. W planie też Ultramaraton Annogórski, czyli 31 km i ponad 800m w pionie. Nijak się te dwa plany ze sobą nie zgrywają. Ani nie jestem w stanie przebiec 31 km w 1,5 godziny, ani na takiej trasie utrzymać Z2. Co robić? Odpowiedź prosta - jadę na zawody ;-)
Pobudka o piątej rano, śniadanko, ostatnie sprawdzenie czy wszystko spakowałem i jadę na start. Po drodze Google próbuje mnie prowadzić remontowaną drogą, muszę zawrócić i docieram na start chwilę później niż planowałem. Piotrek już na mnie czeka. Odbieramy pakiety startowe i idziemy się przebrać. Rześko :-)

Na starcie meldujemy się chwilę po tym jak wybiegła najsilniejsza ekipa na "pięćdziesiątkę" - nie miałem okazji spotkać Marka.
Po chwili ruszamy. O dziwo jest nas całkiem sporo. Nie podpalam się, biegnę swoje. Chcę to po prostu przebiec. Ostatni raz taki dystans przebiegłem w... czerwcu, na Żwawych Wierchach w Szczawnicy. Były jeszcze zawody na orientację w październiku - Liszkor - ale tam było względnie po płaskim, choć też w terenie.
Jeszcze przy sanktuarium dziękujemy, że nie padało w nocy bo zarówno na kocich łbach, jak i na asfaltowym zbiegu chwilę później pewnie byśmy nieźle jeździli.
O ile na starcie było potwornie zimno, to już po chwili temperatura nam nie przeszkadza. Mnie za to przeszkadzają zaparowane okulary. Lądują w plecaku.

Zbiegi, podbiegi i o dziwo zaczynają się pierwsze podejścia. Tego się nie spodziewałem. Szczególnie tak szybko. Psycha siada kiedy podbiegam w takim tempie jak inni podchodzą i robię to co oni :-( Biegniemy dalej. Jestem w szoku jaką fajną trasę przygotowali organizatorzy. I do tego super oznaczoną.
Do tej pory Ankę znałem tylko od strony rowerowej. I to głównie dojazdu i powrotu.

Z każdą chwilą robi się coraz cieplej. Biegnę w otrzymanej w pakiecie czapeczce i... jest ciepło :-) Na bufecie raczę się czekoladą i colą. To jeden z nielicznych przypadków gdy mam ochotę na colę.

Do tej pory mimo problemów na niektórych podbiegach nie czułem zbytniego zmęczenia. Na trzeciej dziesiątce zaczynam je czuć. Na szczęście nie jest to żaden kryzys wiem, że spokojnie dobiegniemy. W moim tempie.

Piotr mógłby szybciej, ale zgodnie z ustaleniami przedstartowymi biegnie ze mną. Całą drogę rozmawiamy. Widać, że potraktowaliśmy to jak przebieżkę treningową, a nie ściganie się za wszelką cenę. Gadamy chyba rzeczywiście dużo, bo nawet jedna z zawodniczek biegnąca za nami mówi, że fajnie się za nami biegnie, bo to jej tempo i do tego ciekawe rozmowy. Potem się chyba peszy i.. ucieka nam :-)

Trasa jest naprawdę super. Praktycznie cały czas w terenie, fajne widoki.

Przed nami końcówka. Udaje się dobiec poniżej czterech godzin. Żaden wyczyn, ale jesteśmy zadowoleni.
Odbieramy medale.

Robimy fotki i idziemy coś zjeść. Dostajemy całkiem dobrą porcję makaronu. Jeszcze chwila rozmowy i czas wracać.
Spoglądam na zegarek i widzę że 81% trasy zrobiłem w drugim zakresie. Resztę w trzecim. Co to znaczy? Chciałbym powiedzieć, że to wytrenowanie. Obawiam się, że może to jednak być zmęczenie.
Do domu dojeżdżam bez kawy, ale po obiedzie muszę się półgodziny zdrzemnąć. Jednak trochę zmęczony ;-)
Dzięki Piotr za super towarzystwo na trasie.
• Run in Z2, easy, 90 minutes. Off road if possible.
• Cool down, 5-10 minutes.
• Stretch.
Dziś w planach półtoragodzinne wybieganie w drugim zakresie. W planie też Ultramaraton Annogórski, czyli 31 km i ponad 800m w pionie. Nijak się te dwa plany ze sobą nie zgrywają. Ani nie jestem w stanie przebiec 31 km w 1,5 godziny, ani na takiej trasie utrzymać Z2. Co robić? Odpowiedź prosta - jadę na zawody ;-)
Pobudka o piątej rano, śniadanko, ostatnie sprawdzenie czy wszystko spakowałem i jadę na start. Po drodze Google próbuje mnie prowadzić remontowaną drogą, muszę zawrócić i docieram na start chwilę później niż planowałem. Piotrek już na mnie czeka. Odbieramy pakiety startowe i idziemy się przebrać. Rześko :-)

Wszystko oszronione o świcie© djk71
Na starcie meldujemy się chwilę po tym jak wybiegła najsilniejsza ekipa na "pięćdziesiątkę" - nie miałem okazji spotkać Marka.
Po chwili ruszamy. O dziwo jest nas całkiem sporo. Nie podpalam się, biegnę swoje. Chcę to po prostu przebiec. Ostatni raz taki dystans przebiegłem w... czerwcu, na Żwawych Wierchach w Szczawnicy. Były jeszcze zawody na orientację w październiku - Liszkor - ale tam było względnie po płaskim, choć też w terenie.
Jeszcze przy sanktuarium dziękujemy, że nie padało w nocy bo zarówno na kocich łbach, jak i na asfaltowym zbiegu chwilę później pewnie byśmy nieźle jeździli.
O ile na starcie było potwornie zimno, to już po chwili temperatura nam nie przeszkadza. Mnie za to przeszkadzają zaparowane okulary. Lądują w plecaku.

W amfiteatrze© djk71
Zbiegi, podbiegi i o dziwo zaczynają się pierwsze podejścia. Tego się nie spodziewałem. Szczególnie tak szybko. Psycha siada kiedy podbiegam w takim tempie jak inni podchodzą i robię to co oni :-( Biegniemy dalej. Jestem w szoku jaką fajną trasę przygotowali organizatorzy. I do tego super oznaczoną.
Do tej pory Ankę znałem tylko od strony rowerowej. I to głównie dojazdu i powrotu.

Cały czas teren© djk71
Z każdą chwilą robi się coraz cieplej. Biegnę w otrzymanej w pakiecie czapeczce i... jest ciepło :-) Na bufecie raczę się czekoladą i colą. To jeden z nielicznych przypadków gdy mam ochotę na colę.

Chwila przerwy na zdjęcie© djk71
Do tej pory mimo problemów na niektórych podbiegach nie czułem zbytniego zmęczenia. Na trzeciej dziesiątce zaczynam je czuć. Na szczęście nie jest to żaden kryzys wiem, że spokojnie dobiegniemy. W moim tempie.

Do przodu© djk71
Piotr mógłby szybciej, ale zgodnie z ustaleniami przedstartowymi biegnie ze mną. Całą drogę rozmawiamy. Widać, że potraktowaliśmy to jak przebieżkę treningową, a nie ściganie się za wszelką cenę. Gadamy chyba rzeczywiście dużo, bo nawet jedna z zawodniczek biegnąca za nami mówi, że fajnie się za nami biegnie, bo to jej tempo i do tego ciekawe rozmowy. Potem się chyba peszy i.. ucieka nam :-)

I dalej do przodu© djk71
Trasa jest naprawdę super. Praktycznie cały czas w terenie, fajne widoki.

Znów górka© djk71
Przed nami końcówka. Udaje się dobiec poniżej czterech godzin. Żaden wyczyn, ale jesteśmy zadowoleni.
Odbieramy medale.

Na mecie© djk71
Robimy fotki i idziemy coś zjeść. Dostajemy całkiem dobrą porcję makaronu. Jeszcze chwila rozmowy i czas wracać.
Spoglądam na zegarek i widzę że 81% trasy zrobiłem w drugim zakresie. Resztę w trzecim. Co to znaczy? Chciałbym powiedzieć, że to wytrenowanie. Obawiam się, że może to jednak być zmęczenie.
Do domu dojeżdżam bez kawy, ale po obiedzie muszę się półgodziny zdrzemnąć. Jednak trochę zmęczony ;-)
Dzięki Piotr za super towarzystwo na trasie.
AktywnośćBieganie
Dystans5.22 km
Czas w ruchu00:26
Vśrednia4:58 min/km
VMAX4:15 min/km
Podjazdy 19 m
I Nocny Mikołajkowy Bieg Nyski i rekord na 5 km
Ostatnie kilka lat biegi mikołajkowe kojarzyły mi się głównie z Katowicami.
W tym roku Mikołaj przyniósł mi w prezencie wpisowe na I Nocny Mikołajkowy Bieg w Nysie. Dziękuję :-)
Pewnie dla samego biegu bym nie pojechał, ale była okazja spotkać przyjaciół i to przeważyło :)
Po miłym, choć jak zawsze zawsze za krótkim pobycie u Asi i Piotrka trzeba się było zebrać i ruszyć do Nysy.
Startujemy wraz z Piotrem, Anetka nam robi zdjęcia.

Chwilę zastanawiam się jak się ubrać, którą czapkę założyć. W biurze zawodów ułatwiają mi część wyboru prosząc, aby biec w mikołajkowej, którą dostaję w bogatym pakiecie startowym :-) Przebieramy się, instalujemy numerki i wracamy do Hali Nysa, bo na dworze ziąb.
Rozgrzewka mocno taneczna, czyli zupełnie nie w moim stylu. Do tego bardzo długa. Próbuję się rozgrzewać solo choć głównie przyglądam się zawodnikom, często świątecznie przebranym. Mimo chłodu panuje jakaś taka wesoła i ciepła atmosfera. Ruszamy na start. Chwila trwa zanim nas wypuszczą, ale w końcu ruszamy. Przed nami wg organizatorów 5,5 km.
Piotr decyduje się biec ze mną. Rusza mocno. Zdecydowanie za mocno dla mnie. Też ruszam mocniej niż zwykle, ale jednak nie aż tak szybko. Na początku trochę slalomu między innymi zawodnikami, ale wkrótce się w miarę rozluźnia. Piotr nieco zwalnia, ale to wciąż szybkie tempo. Wiem jednak, że to tylko 5,5 km, czy dystans na jakim zwykle nie biegam i postanawiam cisnąć mocno tak długo jak dam radę.
Podziwiamy pięknie, świątecznie oświetloną Nysę. Biegnie się dobrze. Minął pierwszy kilometr, drugi, a ja wciąż mam siły. Po trzecim wiem, że to już końcówka (jedno okrążenie wokół mojego osiedla) i że już na pewno dam radę. Czwarty kilometr i teraz już tylko długa prosta. Nie bardzo mam siły żeby przyśpieszyć, ale... próbuję trzymać dotychczasowe tempo.
Piąty kilometr i już widzimy metę, dystans jest krótszy, ok. 5,22km. Wbiegam na metę i widzę, że... mam życiówkę na 5 km. I to dość sporo poprawioną. Piotr super się sprawdził w roli "zająca" choć tego wcześniej nie ustalaliśmy :-)

Jestem bardzo zadowolony i o dziwo nie czuję zbytniego zmęczenia. Czyżbym mógł biec jeszcze szybciej?
W tym roku Mikołaj przyniósł mi w prezencie wpisowe na I Nocny Mikołajkowy Bieg w Nysie. Dziękuję :-)
Pewnie dla samego biegu bym nie pojechał, ale była okazja spotkać przyjaciół i to przeważyło :)
Po miłym, choć jak zawsze zawsze za krótkim pobycie u Asi i Piotrka trzeba się było zebrać i ruszyć do Nysy.
Startujemy wraz z Piotrem, Anetka nam robi zdjęcia.

Przed startem© djk71
Chwilę zastanawiam się jak się ubrać, którą czapkę założyć. W biurze zawodów ułatwiają mi część wyboru prosząc, aby biec w mikołajkowej, którą dostaję w bogatym pakiecie startowym :-) Przebieramy się, instalujemy numerki i wracamy do Hali Nysa, bo na dworze ziąb.
Rozgrzewka mocno taneczna, czyli zupełnie nie w moim stylu. Do tego bardzo długa. Próbuję się rozgrzewać solo choć głównie przyglądam się zawodnikom, często świątecznie przebranym. Mimo chłodu panuje jakaś taka wesoła i ciepła atmosfera. Ruszamy na start. Chwila trwa zanim nas wypuszczą, ale w końcu ruszamy. Przed nami wg organizatorów 5,5 km.
Piotr decyduje się biec ze mną. Rusza mocno. Zdecydowanie za mocno dla mnie. Też ruszam mocniej niż zwykle, ale jednak nie aż tak szybko. Na początku trochę slalomu między innymi zawodnikami, ale wkrótce się w miarę rozluźnia. Piotr nieco zwalnia, ale to wciąż szybkie tempo. Wiem jednak, że to tylko 5,5 km, czy dystans na jakim zwykle nie biegam i postanawiam cisnąć mocno tak długo jak dam radę.
Podziwiamy pięknie, świątecznie oświetloną Nysę. Biegnie się dobrze. Minął pierwszy kilometr, drugi, a ja wciąż mam siły. Po trzecim wiem, że to już końcówka (jedno okrążenie wokół mojego osiedla) i że już na pewno dam radę. Czwarty kilometr i teraz już tylko długa prosta. Nie bardzo mam siły żeby przyśpieszyć, ale... próbuję trzymać dotychczasowe tempo.
Piąty kilometr i już widzimy metę, dystans jest krótszy, ok. 5,22km. Wbiegam na metę i widzę, że... mam życiówkę na 5 km. I to dość sporo poprawioną. Piotr super się sprawdził w roli "zająca" choć tego wcześniej nie ustalaliśmy :-)

Na mecie© djk71
Jestem bardzo zadowolony i o dziwo nie czuję zbytniego zmęczenia. Czyżbym mógł biec jeszcze szybciej?
AktywnośćBieganie
Dystans21.03 km
W terenie21.00 km
Czas w ruchu02:32
Vśrednia7:13 min/km
VMAX3:01 min/km
Podjazdy473 m
Półmaraton Górski - Prudnicki Bieg Prymasowski
Kiedy Piotr zaprosił mnie na górski bieg do Prudnika miałem trochę wątpliwości. Bo to tydzień po maratonie, bo gdzie w Prudniku góry, bo to tydzień przed Półmaratonem Gliwickim, w którym miałem pobiec (dziś już wiem, że się nie uda), bo... były jeszcze inne wątpliwości... Ostatecznie dałem się namówić.
Kiedy jechałem do Prudnika termometr pokazywał 3 stopnie, u Piotra było poniżej zera. Jak zawsze w takich momentach największym problem dla mnie jest ubranie, co na siebie założyć. Kiedy przyjeżdżam na miejsce startu, wszystko jest gotowe, a krążący wokół biura zawodów zawodnicy, trzęsąc się z zimna, też głównie dyskutują o pogodzie i o doborze ciuchów.
Odbieram pakiet startowy i idę się przebrać. Dojeżdża Piotr. Chwila rozmowy i też idzie się przebrać. Ostatecznie decyduję się na krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem narzuconą na cienkiego termoaktywnego Bruebecka z długimi rękawami. Do tego letnia czapeczka z daszkiem, choć część zawodników przynajmniej przed startem nosi znacznie cieplejsze nakrycia głowy.
Z auta wychodzimy pięć minut przed startem.
Ustawiamy się w kameralnej grupie (niewiele ponad sto osób) i po chwili ruszamy. Od początku do końca (może za wyjątkiem ostatnich stu metrów) trasa wiedzie terenem. Szuter, kamienie, błoto, trawa... jest wszystko :-) Pomny doświadczeń sprzed tygodnia staram się pilnować tętna i tempa. Tętno początkowo niskie, ale po chwili lekkie podbiegi podnoszą sprawiają, że się podnosi. Słońce sprawia, że mimo niskiej temperatury nie czuje się chłodu. Jest wręcz idealnie.

Już pierwszy podbieg pokazuje, że łatwo nie będzie. Drugi dłuższy sprawia, że przechodzę w trakcie do marszu. Zmęczenie po ubiegłym tygodniu, czy brak trenowania w terenie w ostatnich miesiącach? Biegniemy dalej, Piotr zdecydował, że dziś też pobiegniemy razem. Po drodze sympatyczne pogaduchy z innymi zawodnikami, choć jak zwykle je staram się jednak pilnować żebym przeżył więc więcej słucham niż mówię :-)

Gdzieś ok. kilometra przed końcem pierwszej pętli (całą trasa to dwie pętle) skręcamy w lewo i zaskakuje nas ścianka. Nawet nie próbujemy podbiegać.
Zasapani podchodzimy. Przypomina mi się ścianka na Janosiku (ta gdzie nie było Covida, bo mu się nie chciało wejść) - tamta jednak była o wiele dłuższa i bardziej stroma.
Chwilę później mijamy linię mety po raz pierwszy słuchając jak gość z mikrofonem wyczytuje nasze nazwiska i "pociesza", że to nic, że dziewczyny są przed nami... ale śmieszne ;)
Nie obrażamy się, znamy zbyt wiele szybkich dziewczyn żeby w jakikolwiek sposób miało nas to dotknąć, zakładamy, że w dobrej wierze chciał nas zmotywować do szybszego biegu :-)
Ruszamy na drugą pętlę. Przebiegamy znów obok wieży widokowej - wybierzemy się na nią po zawodach - niestety okaże się zamknięta.
Nie przepadam za bieganiem po pętlach, ale tu jest pięknie i zupełnie mi to nie przeszkadza.

Robi się coraz cieplej. Tym razem mam picie ze sobą, ale okazuje się zupełnie niepotrzebne. Bufetów sporo, niczego nie brakuje. Super organizacja.
Mam wrażenie, że druga pętla mija szybciej niż pierwsza, choć w rzeczywistości była nieco wolniejsza.
Szczególnie na podbiegach, czy raczej podejściach.
Na ostatniej prostej jeszcze zmotywowany przez zawodnika biegnącego za mną zmuszam się do sprintu do mety. Przegrywam nieznacznie, ale nasz finisz budzi powszechny aplauz.

Czuję zmęczenie. Łydki dostały w kość, dziwne bo bardziej bym się spodziewał dwójek lub czwórek.
Przebieramy się i idziemy po grochówkę i słodką bułkę. W oczekiwaniu na kawę dowiaduję się, że to pierwsza edycja zawodów. Jestem w szoku - wszystko przygotowane perfekcyjnie. Wiecie, że lubię się czepiać a tu... nie miałem czego. Naprawdę. Brawa do organizatorów.
Po dekoracji najlepszych następuje jeszcze losowanie mnóstwa nagród wśród wszystkich zawodników. Szczęście uśmiecha się też do mnie ;)

Zamykający imprezę mówią ze sceny: "aż nie chce się stad odchodzić". Czujemy z Piotrem to samo.
Jeszcze spacer na wieżę (jak wspomniałem zamkniętą) i w okolice klasztoru Franciszkanów.

Dobrze, że dziś pieszo.

I czas wracać. W drodze powrotnej spotykam jeszcze jadącą z Dąbrowy do Głuchołaz Kosmę. Chwila przerwy, ale nie chcę Jej wybijać z rytmu więc po krótkiej pogawędce ruszamy dalej. Super udany dzień.

Medale już czekają© djk71
Kiedy jechałem do Prudnika termometr pokazywał 3 stopnie, u Piotra było poniżej zera. Jak zawsze w takich momentach największym problem dla mnie jest ubranie, co na siebie założyć. Kiedy przyjeżdżam na miejsce startu, wszystko jest gotowe, a krążący wokół biura zawodów zawodnicy, trzęsąc się z zimna, też głównie dyskutują o pogodzie i o doborze ciuchów.

Jeszcze pusto© djk71
Odbieram pakiet startowy i idę się przebrać. Dojeżdża Piotr. Chwila rozmowy i też idzie się przebrać. Ostatecznie decyduję się na krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem narzuconą na cienkiego termoaktywnego Bruebecka z długimi rękawami. Do tego letnia czapeczka z daszkiem, choć część zawodników przynajmniej przed startem nosi znacznie cieplejsze nakrycia głowy.

Czas przypiąć numerek© djk71
Z auta wychodzimy pięć minut przed startem.

Zaraz ruszamy© djk71
Ustawiamy się w kameralnej grupie (niewiele ponad sto osób) i po chwili ruszamy. Od początku do końca (może za wyjątkiem ostatnich stu metrów) trasa wiedzie terenem. Szuter, kamienie, błoto, trawa... jest wszystko :-) Pomny doświadczeń sprzed tygodnia staram się pilnować tętna i tempa. Tętno początkowo niskie, ale po chwili lekkie podbiegi podnoszą sprawiają, że się podnosi. Słońce sprawia, że mimo niskiej temperatury nie czuje się chłodu. Jest wręcz idealnie.

Do przodu© djk71
Już pierwszy podbieg pokazuje, że łatwo nie będzie. Drugi dłuższy sprawia, że przechodzę w trakcie do marszu. Zmęczenie po ubiegłym tygodniu, czy brak trenowania w terenie w ostatnich miesiącach? Biegniemy dalej, Piotr zdecydował, że dziś też pobiegniemy razem. Po drodze sympatyczne pogaduchy z innymi zawodnikami, choć jak zwykle je staram się jednak pilnować żebym przeżył więc więcej słucham niż mówię :-)

Naprzód© djk71
Gdzieś ok. kilometra przed końcem pierwszej pętli (całą trasa to dwie pętle) skręcamy w lewo i zaskakuje nas ścianka. Nawet nie próbujemy podbiegać.

Stromo© djk71
Zasapani podchodzimy. Przypomina mi się ścianka na Janosiku (ta gdzie nie było Covida, bo mu się nie chciało wejść) - tamta jednak była o wiele dłuższa i bardziej stroma.

Covid nie dał rady© djk71
Chwilę później mijamy linię mety po raz pierwszy słuchając jak gość z mikrofonem wyczytuje nasze nazwiska i "pociesza", że to nic, że dziewczyny są przed nami... ale śmieszne ;)
Nie obrażamy się, znamy zbyt wiele szybkich dziewczyn żeby w jakikolwiek sposób miało nas to dotknąć, zakładamy, że w dobrej wierze chciał nas zmotywować do szybszego biegu :-)
Ruszamy na drugą pętlę. Przebiegamy znów obok wieży widokowej - wybierzemy się na nią po zawodach - niestety okaże się zamknięta.

Szkoda, że zamknięte© djk71
Nie przepadam za bieganiem po pętlach, ale tu jest pięknie i zupełnie mi to nie przeszkadza.

W lesie© djk71
Robi się coraz cieplej. Tym razem mam picie ze sobą, ale okazuje się zupełnie niepotrzebne. Bufetów sporo, niczego nie brakuje. Super organizacja.
Mam wrażenie, że druga pętla mija szybciej niż pierwsza, choć w rzeczywistości była nieco wolniejsza.

Kamień, a jakby obserwował...© djk71
Szczególnie na podbiegach, czy raczej podejściach.

Ciężko© djk71
Na ostatniej prostej jeszcze zmotywowany przez zawodnika biegnącego za mną zmuszam się do sprintu do mety. Przegrywam nieznacznie, ale nasz finisz budzi powszechny aplauz.

Zrobiłem to© djk71
Czuję zmęczenie. Łydki dostały w kość, dziwne bo bardziej bym się spodziewał dwójek lub czwórek.
Przebieramy się i idziemy po grochówkę i słodką bułkę. W oczekiwaniu na kawę dowiaduję się, że to pierwsza edycja zawodów. Jestem w szoku - wszystko przygotowane perfekcyjnie. Wiecie, że lubię się czepiać a tu... nie miałem czego. Naprawdę. Brawa do organizatorów.
Po dekoracji najlepszych następuje jeszcze losowanie mnóstwa nagród wśród wszystkich zawodników. Szczęście uśmiecha się też do mnie ;)

Prezent© djk71
Zamykający imprezę mówią ze sceny: "aż nie chce się stad odchodzić". Czujemy z Piotrem to samo.
Jeszcze spacer na wieżę (jak wspomniałem zamkniętą) i w okolice klasztoru Franciszkanów.

Klasztor w Prudniku© djk71
Dobrze, że dziś pieszo.

No cóż© djk71
I czas wracać. W drodze powrotnej spotykam jeszcze jadącą z Dąbrowy do Głuchołaz Kosmę. Chwila przerwy, ale nie chcę Jej wybijać z rytmu więc po krótkiej pogawędce ruszamy dalej. Super udany dzień.
AktywnośćBieganie
Dystans13.21 km
Czas w ruchu01:36
Vśrednia7:16 min/km
VMAX5:46 min/km
Podjazdy 70 m
W05D7-Long Run, czyli po długim festiwalowym dniu
W05D7-Long Run
• Run in Z2, easy pace, 90 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.
Po drugim dniu festiwalowych zmagań (dziesięć godzin koncertów non stop) do łóżek trafiliśmy chyba przed trzecią.
Co się wczoraj działo... Wczoraj prawie 7 godzin. Dziś prawie 10 godzin!!!
Po czterech godzinach snu, tak wiem - bardzo profesjonalne - ruszyłem na wybieganie. Do samego końca nie wiedziałem dokąd pobiegnę, ot po prostu przed siebie.
Ostatecznie wylądowałem w Kluczborku, co miało swoje plusy, bo udało się zrobić pilny zakup na stacji benzynowej.

Szybkie śniadanie, wymeldowanie i... dalej do Namysłowa na festiwal.

Czochrać Bobra!

I w trzecim dniu też się działo dużo:
• Run in Z2, easy pace, 90 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.
Po drugim dniu festiwalowych zmagań (dziesięć godzin koncertów non stop) do łóżek trafiliśmy chyba przed trzecią.
Co się wczoraj działo... Wczoraj prawie 7 godzin. Dziś prawie 10 godzin!!!
Jak ja to kocham!
Oi! Oi! Oi!
Grali:
Grali:
FORT BS - Gdy świat przestanie się zbroić, a w wojsku zabraknie etatów....
DARMOZJADY! - ciekawa "zbieranina" dająca czadu.
ZENEK KUPATASA - w mediach mówili: będzie Zenek będzie fajnie. Było zajefajnie...
Nie walczę z wiatrakami
Nie wytępię ciemnoty
Usiądę tam, gdzie odnajdę święty spokój
Mam na to wszystko wy...biegane...
Nie wytępię ciemnoty
Usiądę tam, gdzie odnajdę święty spokój
Mam na to wszystko wy...biegane...

Pozdro dla was
Tych, co są tutaj z nami
Jesteśmy wariatami
I rozumiemy się
Tych, co są tutaj z nami
Jesteśmy wariatami
I rozumiemy się
STEFF TEJ & EJECTS - ciekawe rytmy we francuskim wykonaniu ale chyba nie do końca to pasujące.
PIDŻAMA PORNO - czyli Grabaż i wszystko jasne
Tu trzeba krzyczeć, trzeba się drzeć...!!!
A mnie się przypomniało jak z Monika Kosmala tworzyliśmy przez kilka lat team Bułgarskie Centrum...

A mnie się przypomniało jak z Monika Kosmala tworzyliśmy przez kilka lat team Bułgarskie Centrum...

THE ANALOGS - To anioły kiedyś zaśpiewały mi tę pieśń... Ogień był! Oi!!!
KULT - nie potrafię skomentować co tu się wydarzyło. Kazik i cały zespół w najwyższej formie, a to znaczy tylko, że zdeklasowali wszystkich. Oni są z innej bajki. Zawsze byli 

ZIELONE ŻABKI - czyli Smalec przed snem
Tak samo energiczni jak ponad 30 lat temu gdy słuchałem ich w Jarocinie, gdy wygrali wtedy festiwal.

Po czterech godzinach snu, tak wiem - bardzo profesjonalne - ruszyłem na wybieganie. Do samego końca nie wiedziałem dokąd pobiegnę, ot po prostu przed siebie.
Ostatecznie wylądowałem w Kluczborku, co miało swoje plusy, bo udało się zrobić pilny zakup na stacji benzynowej.

Kluczbork© djk71
Szybkie śniadanie, wymeldowanie i... dalej do Namysłowa na festiwal.

Mural w Namysłowie© djk71
Czochrać Bobra!

Czochraj Bobra© djk71
I w trzecim dniu też się działo dużo:
KSU - lubię, bardzo. Kilka kawałków w nowej aranżacji pierwszy raz miałem okazję słyszeć na żywo.
Ogólnie ok, ale widziałem lepsze ich koncerty.
Ogólnie ok, ale widziałem lepsze ich koncerty.
SMAR SW - musiałem się schłodzić i nawodnić, słyszałem więc tylko końcówkę. Jak za starych czasów...
DEZERTER - no comments. Od lat najbardziej bezkompromisowe i zmuszające do myślenia teksty. I muzyka ogień. Klasyka gatunku.
Mamy wolność słowa i wolność bycia sobą
Mamy prawo wyboru i prawo do bycia idiotą
Mamy prawo wyboru i prawo do bycia idiotą
SKADYKTATOR - ska... Fajna energia... Do biegania w sam raz 

STRACHY NA LACHY - czyli uśmiech na twarzach wszystkich i skaczemy, kołyszemy się, tulimy się... Zabawa jak na sylwestrze w Zakopanem 

DR MISIO - mówili, że wychodząc po dużej gwieździe nie da się zrobić się show i pociągnąć publiki. Mówili, że małej sceny nie da się nagłośnić. Tylko... Arkowi Jakubikowi... nikt tego nie powiedział. Zrobił świetny show!!!
ORGANEK - do dziś mnie do siebie nie przekonał. Dziś daliśmy mu szansę ale też jej nie wykorzystał. Jak dla mnie chyba nie ten festiwal.
Zmęczeni, zadowoleni wróciliśmy do domu. Czuję, że jeszcze wrócimy Czochrać Bobra
A... I wcale nie byliśmy najstarsi
Zmęczeni, zadowoleni wróciliśmy do domu. Czuję, że jeszcze wrócimy Czochrać Bobra

A... I wcale nie byliśmy najstarsi
AktywnośćBieganie
Dystans8.09 km
Czas w ruchu00:50
Vśrednia6:10 min/km
VMAX4:52 min/km
Podjazdy 11 m
W05D6-Intervals - po festiwalowych zmaganiach
W05D6-Intervals
• Warm up, 10 minutes.
• Run in Z4, threshold pace, 5 minutes. Recovery run, 1 minute. Repeat 6 times.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.
Mimo zmęczenia po kilku godzinach na festiwalu i późnego lądowania w łóżku udaje się bez problemu wstać i zrobić trening.
Wczorajszy koncert był świetny, grali:

Trening też udany. Fajna czysta okolica.

Teraz czas na śniadanie i ruszamy na drugi dzień koncertów. O jak bardzo ich potrzebowałem.
• Warm up, 10 minutes.
• Run in Z4, threshold pace, 5 minutes. Recovery run, 1 minute. Repeat 6 times.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.
Mimo zmęczenia po kilku godzinach na festiwalu i późnego lądowania w łóżku udaje się bez problemu wstać i zrobić trening.
Wczorajszy koncert był świetny, grali:
DESERTRAIN - słuchany głównie w kolejce do wejścia, ale nas nie ujął.
GARBATE ANIOŁKI - kawał dobrego punka z ostrym pazurem.
PRAWDA - sama prawda
Punks not dead!

FARBEN LEHRE - jak zawsze na swoim poziomie
Bo wyżej się już nie da 


PODWÓRKOWI CHULIGANI - My jesteśmy ta epoka co szaleństwa zna. Tak słuchało się punk rocka....k...
HABAKUK - dobry zespół, umieją grać, ale reggae na zakończenie dnia nas przerosło.
Ogólnie było super 


Punks not dead© djk71
Trening też udany. Fajna czysta okolica.

W Żabińcu© djk71
Teraz czas na śniadanie i ruszamy na drugi dzień koncertów. O jak bardzo ich potrzebowałem.