Żwawe Wierchy
Sobota, 19 czerwca 2021
· Komentarze(0)
Kategoria Bieganie, małopolskie, Samotnie, W górę, Z kamerą wśród..., Zawody
Dziś miał być trening z długim wybieganiem. I był. Nawet sporo dłuższym :-)
W01D7-Long Run
• Run in Z2, easy conversational pace, 75 minutes. • Cool down, 5 to 10 minutes. • Stretch.
Biegi w Szczawnicy. Miały być w roku ubiegłym, z wiadomych powodów przeniesione na ten rok.
Wybieram trasę Żwawe Wierchy (33 km), Tereska - Wielka Prehyba (43 km). Planowany start godz. 9:00. Planowana temperatura ok. 30 stopni. Koszmar.
Na szczęście na wirtualnej odprawie dowiaduję się, że można wystartować już od 3 w nocy. Tak wcześnie to może nie, ale budzę się przed czwartą, ubieram, jem śniadanie (tak, obowiązkowo!) i maszeruję na start. Mógłbym co prawda podjechać tam autem, ale ponad 3 km spacer traktuję jak rozgrzewkę.
Na ulicach pusto, ale kiedy jestem nad Grajcarkiem widzę już pojedynczych biegaczy, którzy podobnie jak postanowili choć część trasy zaliczyć zanim słońce zacznie grzać.
Melduję się na starcie i po chwili ruszam. Samotnie, trochę dziwnie, jak w biegu wirtualnym, ale nie przeszkadza mi to.
Zaletą tego jest to, że biegnę w swoim tempie, a nie próbuję dostosować do innych biegnących szybciej, co zwykle źle się kończy.
Początek spokojnie wzdłuż rzeki. Niestety później skręcamy i zaczyna się długi podbieg. Podbieg to wciąż dla mnie wyzwanie, szybko zmienia się w podejście. Na szczęście jeszcze nie jest gorąco. Wciąż mam założone rękawki.
Bryjarka, Bereśnik i już 6 km za mną. Póki co pod górę, ale szybko mija. Na 8 km mijam Przysłop, w końcu chwila zbiegu. Prawie 11 km, czyli 1/3 trasy za mną. Kolejny podbieg - 2 km. Gdzieś po drodze wyprzedza mnie Opel. Nie, nie astra, czy inna vectra, ani nawet żadna terenówka. Po prostu zawodnik Opla, który rozpoznał logo ETISOFT. Krótka rozmowa i wspinamy się dalej.
W końcu w okolicach 15 km jestem w najwyższym punkcie. Bufet. Schronisko na Przechybie, obmywam twarz, ręce... zjadam arbuza, pomarańczę, uzupełniam softflaski colą :-)
Prawie połowa dystansu za mną.
Biegnie się dobrze. Widoki rekompensują zmęczenie.
Kawałek za schroniskiem odbijam w prawo i... zostaję sam ze sobą. Dotychczas mijałem się z zawodnikami innych tras. Tu wiedzie droga tylko zawodników z mojego dystansu.
Momentami trasa prowadzi przez mocno zużyte pastwiska :-) Czuć i widać :-) Długi zbieg.
Pod koniec dobrze, że jest oznakowanie, bo zacząłbym podejrzewać, że ślad w zegarku prowadzi mnie na manowce. Biegnę przez prawie dziewiczą łąkę.
Z wysokości 1145 m zbiegam na 553 m. Mijam strumyk, gdzie aby przejść ściągam buty i skarpety. Woda zimna. Cudownie zimna.
Na drugim brzegu odkładam rzeczy i wracam do wody. Jest super. Niestety słońce już mocno grzeje. Wkładam mokre stopy w skarpety. Mam wrażenie, że kiedy je wkładam już są suche.
Wybiegam na drogę w Jaworkach / Szlachtowej i... jest to pierwsze miejsce na trasie gdzie nie do końca wiem którędy biec. Tym bardziej, że widzę kilka osób, które biegną w różne strony ale one są z innych tras. Chyba lekko nadrabiam dystans biegnąc przez parking Homole. Za mną 2/3 trasy.
Zaczyna się wspinaczka... w pełnym słońcu. Zero cienia. Nie jest dobrze, nie lubię tego. Niestety tak będzie przez jakieś następne 8 km :-(
Jest ciężko. Na szczęście podbieg to "tylko" jakieś 3 km. I jest schronisko pod Durbaszką. Koledzy stojący na początku bufetu krzyczą, że oni mają tylko wodę do polewania. Kocham ich :-) Ściągam okulary i plecak i biorę prysznic :-) Znów arbuz, pomarańcze i cola. Nie chce mi się, ale w końcu zakładam plecak i ruszam na ostatnie 8 km.
Strasznie denerwują mnie pod drodze zawodnicy z Hardego Rollinga - trasy o dł. 11 km. Oni na świeżo wyprzedzają mnie prawie z uśmiechem na twarzach...
Biegnę dalej. Jest coraz ciężej, ale wiem, że meta się zbliża.
Kiedy wydaje mi się, że już ostatni podbieg za mną pojawia się jeszcze kilka małych, małych ale męczących. Do tego jeszcze skałki, które pamiętałem, że powinny być ale jakoś starałem się je wyprzeć z pamięci :-) Niestety były.
Końcówka to już tylko zbieg, czuję zmęczenie ale spokojnie dobiegam do mety gdzie już czeka na mnie Anetka i Piotr z Darkiem.
Jestem zadowolony. Zmęczony, ale zadowolony.
Wypijam Lecha Free i odpoczywam czekając na Tereskę i Gabrysię. W międzyczasie wypijam kawę, zjadam makaron i kibicuję innym finiszerom. W końcu są też dziewczyny. Wspólne zdjęcia i czas wrócić na kwaterę.
Tereska kończy jako druga w swojej kategorii, a ja jako trzeci w swojej. Było pięknie.
W01D7-Long Run
• Run in Z2, easy conversational pace, 75 minutes. • Cool down, 5 to 10 minutes. • Stretch.
Biegi w Szczawnicy. Miały być w roku ubiegłym, z wiadomych powodów przeniesione na ten rok.
Z czego ja się cieszę?© djk71
Wybieram trasę Żwawe Wierchy (33 km), Tereska - Wielka Prehyba (43 km). Planowany start godz. 9:00. Planowana temperatura ok. 30 stopni. Koszmar.
Na szczęście na wirtualnej odprawie dowiaduję się, że można wystartować już od 3 w nocy. Tak wcześnie to może nie, ale budzę się przed czwartą, ubieram, jem śniadanie (tak, obowiązkowo!) i maszeruję na start. Mógłbym co prawda podjechać tam autem, ale ponad 3 km spacer traktuję jak rozgrzewkę.
O świcie pusto© djk71
Na ulicach pusto, ale kiedy jestem nad Grajcarkiem widzę już pojedynczych biegaczy, którzy podobnie jak postanowili choć część trasy zaliczyć zanim słońce zacznie grzać.
Melduję się na starcie i po chwili ruszam. Samotnie, trochę dziwnie, jak w biegu wirtualnym, ale nie przeszkadza mi to.
Samotnie na starcie© djk71
Zaletą tego jest to, że biegnę w swoim tempie, a nie próbuję dostosować do innych biegnących szybciej, co zwykle źle się kończy.
Początek spokojnie wzdłuż rzeki. Niestety później skręcamy i zaczyna się długi podbieg. Podbieg to wciąż dla mnie wyzwanie, szybko zmienia się w podejście. Na szczęście jeszcze nie jest gorąco. Wciąż mam założone rękawki.
Pomnik w koszulce biegowej© djk71
Bryjarka, Bereśnik i już 6 km za mną. Póki co pod górę, ale szybko mija. Na 8 km mijam Przysłop, w końcu chwila zbiegu. Prawie 11 km, czyli 1/3 trasy za mną. Kolejny podbieg - 2 km. Gdzieś po drodze wyprzedza mnie Opel. Nie, nie astra, czy inna vectra, ani nawet żadna terenówka. Po prostu zawodnik Opla, który rozpoznał logo ETISOFT. Krótka rozmowa i wspinamy się dalej.
W końcu w okolicach 15 km jestem w najwyższym punkcie. Bufet. Schronisko na Przechybie, obmywam twarz, ręce... zjadam arbuza, pomarańczę, uzupełniam softflaski colą :-)
Prawie połowa dystansu za mną.
Pierwszy bufet© djk71
Biegnie się dobrze. Widoki rekompensują zmęczenie.
Widoki wynagradzają zmęczenie© djk71
Kawałek za schroniskiem odbijam w prawo i... zostaję sam ze sobą. Dotychczas mijałem się z zawodnikami innych tras. Tu wiedzie droga tylko zawodników z mojego dystansu.
Momentami trasa prowadzi przez mocno zużyte pastwiska :-) Czuć i widać :-) Długi zbieg.
Miejscami kamyki na trasie© djk71
Jest pięknie© djk71
Pod koniec dobrze, że jest oznakowanie, bo zacząłbym podejrzewać, że ślad w zegarku prowadzi mnie na manowce. Biegnę przez prawie dziewiczą łąkę.
Jest ścieżka© djk71
Z wysokości 1145 m zbiegam na 553 m. Mijam strumyk, gdzie aby przejść ściągam buty i skarpety. Woda zimna. Cudownie zimna.
Chwila oddechu dla stóp© djk71
Na drugim brzegu odkładam rzeczy i wracam do wody. Jest super. Niestety słońce już mocno grzeje. Wkładam mokre stopy w skarpety. Mam wrażenie, że kiedy je wkładam już są suche.
Wybiegam na drogę w Jaworkach / Szlachtowej i... jest to pierwsze miejsce na trasie gdzie nie do końca wiem którędy biec. Tym bardziej, że widzę kilka osób, które biegną w różne strony ale one są z innych tras. Chyba lekko nadrabiam dystans biegnąc przez parking Homole. Za mną 2/3 trasy.
Zaczyna się wspinaczka... w pełnym słońcu. Zero cienia. Nie jest dobrze, nie lubię tego. Niestety tak będzie przez jakieś następne 8 km :-(
A może tam w oddali jest cień?© djk71
Jest ciężko. Na szczęście podbieg to "tylko" jakieś 3 km. I jest schronisko pod Durbaszką. Koledzy stojący na początku bufetu krzyczą, że oni mają tylko wodę do polewania. Kocham ich :-) Ściągam okulary i plecak i biorę prysznic :-) Znów arbuz, pomarańcze i cola. Nie chce mi się, ale w końcu zakładam plecak i ruszam na ostatnie 8 km.
Strasznie denerwują mnie pod drodze zawodnicy z Hardego Rollinga - trasy o dł. 11 km. Oni na świeżo wyprzedzają mnie prawie z uśmiechem na twarzach...
No jak się nie rozglądać?© djk71
Biegnę dalej. Jest coraz ciężej, ale wiem, że meta się zbliża.
I jeszcze jeden widok© djk71
Kiedy wydaje mi się, że już ostatni podbieg za mną pojawia się jeszcze kilka małych, małych ale męczących. Do tego jeszcze skałki, które pamiętałem, że powinny być ale jakoś starałem się je wyprzeć z pamięci :-) Niestety były.
Końcówka to już tylko zbieg, czuję zmęczenie ale spokojnie dobiegam do mety gdzie już czeka na mnie Anetka i Piotr z Darkiem.
Tuż przed metą© djk71
Jeszcze kilka kroków© djk71
Jestem zadowolony. Zmęczony, ale zadowolony.
Zrobiłem to :-)© djk71
Wypijam Lecha Free i odpoczywam czekając na Tereskę i Gabrysię. W międzyczasie wypijam kawę, zjadam makaron i kibicuję innym finiszerom. W końcu są też dziewczyny. Wspólne zdjęcia i czas wrócić na kwaterę.
Na mecie z Tereską© djk71
Tereska kończy jako druga w swojej kategorii, a ja jako trzeci w swojej. Było pięknie.