Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2021
Dystans całkowity: | 183.45 km (w terenie 56.00 km; 30.53%) |
Czas w ruchu: | 19:33 |
Średnia prędkość: | 9.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.20 km/h |
Suma podjazdów: | 2237 m |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (84 %) |
Suma kalorii: | 13415 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 14.11 km i 1h 18m |
Więcej statystyk |
AktywnośćBieganie
Dystans10.09 km
W terenie10.00 km
Czas w ruchu01:22
Vśrednia8:07 min/km
VMAX6:27 min/km
Podjazdy179 m
Ten pierwszy raz... z bratową :)
Na weekend przyjechał brat z rodziną więc myślałem, że razem pobiegamy. Wyszło nieco inaczej. W sobotę żartując zagadałem bratową, czy robimy wspólny trening i zostałem zaskoczony bo... się zgodziła. Myślałem co prawda, że coś wymyśli aby się wymigać, a tu w niedzielę niespodzianka. Biegniemy. W planie dyszka. Startując Sabinka chyba nie do końca wie, że ta dyszka nie będzie zupełnie płaska, ale staram się ją specjalnie nie straszyć.
Sabinka wychodzi wcześniej się rozgrzać, kiedy ja dołączam widzę, że już jest ciepło. I będzie cieplej z każdym kolejnym kilometrem.
Zaczynamy od... podbiegu... a potem już tylko... kolejne podbiegi ;)

Wbrew pozorom nie jest tak źle, cała drogę rozmawiamy. Początkowo mówię głownie ja, ale potem już prowadzimy regularną rozmowę.
Widać jest zapas sił.

Trasę kończymy kolejnym dość długim podbiegiem. Wychodzi zgodnie z planem dyszka.
Fajny początek dnia.
Sabinka wychodzi wcześniej się rozgrzać, kiedy ja dołączam widzę, że już jest ciepło. I będzie cieplej z każdym kolejnym kilometrem.
Zaczynamy od... podbiegu... a potem już tylko... kolejne podbiegi ;)

Jesień© djk71
Wbrew pozorom nie jest tak źle, cała drogę rozmawiamy. Początkowo mówię głownie ja, ale potem już prowadzimy regularną rozmowę.
Widać jest zapas sił.

Z bratową© djk71
Trasę kończymy kolejnym dość długim podbiegiem. Wychodzi zgodnie z planem dyszka.
Fajny początek dnia.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans45.10 km
Czas w ruchu02:40
Vśrednia16.91 km/h
VMAX37.20 km/h
Podjazdy564 m
Pasieki bez pasiek, ale za to z Markiem
W piątek pokazuję Markowi zdjęcia z okolic Bibieli. Super wygląda okolica w jesiennych kolorach. Marek jeszcze nigdy nie był w zalanej kopalni w Pasiekach - umawiamy się pojedziemy tam w sobotę. Niestety wstępny projekt trasy wydaje się być zbyt długi z uwagi na czas jaki mamy do dyspozycji, a pewnie i kondycję :-)
Ostatecznie wybieramy nieco krótszą trasę. Umawiamy się o 7:30 na Witorze. Kiedy wychodzę z domu jest jeszcze ciemno. Zauważam, że tylna lampka prawi nie świeci. Szybko wracam do domu i podmieniam z drugiego roweru. Cała operacja zajmuje 1-2 minuty. Jak się okazuje dość kluczowe :-) Kiedy dojeżdżam bez pośpiechu na miejsce spotkania mam jeszcze w zapasie 5 minut. Nawet po drodze się zatrzymuję żeby zrobić zdjęcia.

Czekam i po 10 minutach wysyłam SMS-a i okazuje się, że Marek czeka na innym przystanku. Gdyby nie zmiana lampek to byśmy na siebie wcześniej wpadli ;-)
Na szczęście po chwili jedziemy już w stronę zalewu w Świerklańcu.

Lubię to miejsce o każdej porze dnia i roku.

Dziś nie wjeżdżamy do parku.

Jedziemy Leśną Rajzą nad Chechło.

Rzut oka na zamknięte knajpki.

Czas wracać.
Tym razem przez Nakło. Miałem nadzieję, że cały pałac odnowią. Skończyło się na wieży :-(

Jadąc przez DSD ze zdziwieniem zauważam, że ruiny budynku mieszczące się obok Red Rock już... nie istnieją.
Chwilę później dziękujemy sobie za wspólną przejażdżkę i ruszamy każdy w swoją stroną.
Dobrze rozpoczęty dzień, a właściwie weekend.
Ostatecznie wybieramy nieco krótszą trasę. Umawiamy się o 7:30 na Witorze. Kiedy wychodzę z domu jest jeszcze ciemno. Zauważam, że tylna lampka prawi nie świeci. Szybko wracam do domu i podmieniam z drugiego roweru. Cała operacja zajmuje 1-2 minuty. Jak się okazuje dość kluczowe :-) Kiedy dojeżdżam bez pośpiechu na miejsce spotkania mam jeszcze w zapasie 5 minut. Nawet po drodze się zatrzymuję żeby zrobić zdjęcia.

Coraz rzadszy widok na Śląsku© djk71
Czekam i po 10 minutach wysyłam SMS-a i okazuje się, że Marek czeka na innym przystanku. Gdyby nie zmiana lampek to byśmy na siebie wcześniej wpadli ;-)
Na szczęście po chwili jedziemy już w stronę zalewu w Świerklańcu.

Nad wodą© djk71
Lubię to miejsce o każdej porze dnia i roku.

Słońce już na niebie© djk71
Dziś nie wjeżdżamy do parku.

Jedziemy, czy pstrykamy?© djk71
Jedziemy Leśną Rajzą nad Chechło.

Jesień na Chechle© djk71
Rzut oka na zamknięte knajpki.

Costa Del Chechło© djk71
Czas wracać.
Tym razem przez Nakło. Miałem nadzieję, że cały pałac odnowią. Skończyło się na wieży :-(

Szkoda, że tylko wieża odniowiona© djk71
Jadąc przez DSD ze zdziwieniem zauważam, że ruiny budynku mieszczące się obok Red Rock już... nie istnieją.
Chwilę później dziękujemy sobie za wspólną przejażdżkę i ruszamy każdy w swoją stroną.
Dobrze rozpoczęty dzień, a właściwie weekend.
AktywnośćBieganie
Dystans30.26 km
W terenie25.00 km
Czas w ruchu04:21
Vśrednia8:37 min/km
VMAX5:10 min/km
Podjazdy171 m
LiszKor, czyli powrót do orientacji, tym razem biegowo :)
Pomyśleć, że kiedyś miesiąc bez zawodów na orientację to był miesiąc stracony. Co ja mówię miesiąc, czasem było kilka imprez w miesiącu, a czasem nawet i dwie w jeden weekend. Było tego trochę ;-)
W ostatnich 2-3 lataach był pomysł żeby wrócić do tego typu zawodów, ale... to treningi lub zawody biegowe (dotychczas głównie startowałem rowerowo), to pandemia i jakoś tak nie wyszło. Wczoraj w nocy wróciłem z tygodniowej, mocno męczącej delegacji i przypomniało mi się, że po sąsiedzku w weekend jest rozgrywany Liszkor. Kiedy jakiś czas temu pojawiło się info o zawodach miałem nadzieję, że uda mi się namówić kogoś ze znajomych, ale jakoś się nie udało. Teraz gdy spojrzałem na trasy od razu odrzuciłem rower - 150 km nie do zrobienia, a 50 też wyglądało na męczące - straszne, kiedyś bym nawet na krótką trasę nawet nie spojrzał - starzeję się :-)
Za to w oko wpadły mi trasy piesze - 15, 25 i 50 km. Skoro i tak planowałem zrobić trening to pomyślałem, że mogę to zrobić na zawodach. Zapisałem się na 15 km. Niewielkie mam doświadczenie w orientacji w wersji biegowej więc uznałem, że wystarczy. I wystarczyłoby, gdyby wieczorem Monika (organizatorka) nie wyśmiała mnie, że będę startował z dziećmi. No i przepisałem się 25 km. Jednak łatwo mnie namówić do głupot... :-)
Rano przyjeżdżam do bazy. Mnóstwo znajomych, choć jeszcze więcej już na długiej trasie rowerowej. Szkoda, że nie miałem się z nimi okazji spotkać.
Krótkie rozmowy, odbiór numeru startowego, karty do podbijania punktów - lubię jednak ten klimat - i czas się przygotować.
Przebieram się, jak zwykle nie do końca wiedząc co na siebie włożyć, skoro jest (i ma być) chłodno. Ostatecznie wybieram długi wariant odzieży i przeciwdeszczówka do plecaka.
Chwilę przed jedenastą odprawa, dostajemy mapy, rysuję planowaną trasę - chwila wątpliwości w jakiej kolejności zaliczyć punkty 21, 22, 11 i 50. Ostatecznie coś kreślę i ruszam.
PK 23 - Rozłamany dąb
Biegnę spokojnie (tak mi się wydaje) bo wiem, że przede mną długi dzień (limit chyba do 19:00). W Miasteczku Śląskim, gdzie jest baza zawodów, ludzie wybierają różne warianty, ja póki co ten bezpieczny. Dobiegamy prawie do torów, zakręt i po chwili ktoś z biegnących znajduje punkt. Nie lubię początków tras, bo mimo, że każdy może wybrać dowolny wariant trasy to zwykle jednak kilka osób wybiera podobny i jest tłok. Z jednej strony fajnie, bo tak jak tu od razu trafiam za kimś na punkt, z drugiej jeśli ktoś popełni błąd to wszyscy za nim ślepo biegną lub jadą.
PK 32 - Kikut brzózki
Punkt nad Chechłem więc biegnę praktycznie bez mapy, wiem gdzie go się spodziewać. Niestety zaczynają mnie boleć piszczele. Niedobrze, zbyt mocno zacząłem? Na szczęście kiedy jestem przy punkcie ból mija.
PK 24 - Cypel, a właściwie Drzewo przy mostku
Do punktu wciąż biegniemy w kilka osób. Może nie razem, ale gdzieś tam mamy się w zasięgu wzroku.
Chwilę trwa szukanie punktu. Niby rozświetlenia na mapie powinny pomagać, ale nie zawsze jestem tego pewien ;-)
PK 44 - Bunkier, drzewo obok
Biegniemy dalej. Znów kilka osób przede mną. Odbijając w stronę bunkra widzę, że koncepcje się nieco różnią.
Przestaję patrzeć na innych i biegnę swoje. Po chwili jest i bunkier.
Podbijam punkt i chyba z zadowolenia, że go znalazłem ruszam w przeciwną stronę niż powinienem. Nadrabiam kawałek, ale po chwili jestem na właściwej trasie.
PK 52 - Góra
Widzę rowerzystów, którzy zostawiają rowery na dole i podbiegają na punkt. Zawsze mi się wydawało, że te rowery tylko przeszkadzają. :)
PK 36 - Narożnik ogrodzenia
Wybiegam z poprzedniego punktu, biegnę na azymut i nieco myli mnie ścieżka, na którą wbiegam. W efekcie cofam się i dobiegam do szosy. Nie tak to miało być. Tym razem pewnie nadrabiam z kilometr.
Podbijam punkt i chwilę później trafiam na bufet. Witam się z dawno niewidzianymi gospodarzami bufetu i... mam chęć na kiełbaskę z grilla. Jadąc rowerem pewnie bym wziął, biegnąc nie ryzykuję. Częstuję się bananem i biegnę dalej. Ale bufet wypasiony.
PK 41 - Górka (hałdka)
Z lekkim zaskoczeniem dojeżdżam do kolejnego punktu, nie zorientowałem się wcześniej, że to przy zalanej kopalni. Lubię to miejsce.
PK 76 - Pień na skarpie
Biegnąc do kolejnego punktu zastanawiam się kiedy tu byłem ostatni raz. Dawno. Tym razem nawet nie muszę szukać, stojący przy punkcie zawodnicy wołają do mnie z daleka.
Chwile później ja pomagam innym.
Naprawdę dawno tu nie byłem.
PK 50 - Duży pień
Biegnąc do następnego PK z niepokojem obserwuję niebo. Już wcześniej trochę kropiło, ale to wygląda gorzej.

I rzeczywiście po chwili muszę wyciągnąć kurtkę.
Na dodatek muszę biec nieco dookoła, bo przede mną zamiast ścieżki szkółka leśna.
PK 22 - Karpa
A co to jest karpa? Na szczęście coś mi się kojarzyło i po chwili jestem na punkcie :-)
PK 11 - Drzewo z hubami
Biegnę dalej. Znów ciepło. Rozpędzam się i mijam punkt, ale szybko się reflektuję i po chwili robię kolejne dziurki na karcie.
PK 21 - Trzy tańczące drzewa
Jeszcze tylko jeden punkt. W okolicy huty cynku. Kiedyś huty cynku i ołowiu.
W kilku miejscach mam wątpliwości, czy na pewno dobrze wybieram ścieżki. Jest ich więcej niż na mapie.
Po drodze ciekawe widoki.

Do punktu docieram jednak bez problemu. Nie wiem czy drzewa są trzy, ale jedno na pewno :)

Meta
Pozostaje dobiec do mety. Ciepło.

Pozostało mi ok. 3 km, czyli będzie więcej niż planowane 25. Ostatecznie wychodzi 30 km. Zmęczony, ale zadowolony. Nawet czas nie taki zły.
Zjadam ciepłą zupę, coś słodkiego, uzupełniam płyny i pora się zbierać. Tylko, że nie chce się stąd wyjeżdżać, więc jeszcze rozmowy ze znajomymi, ale w końcu trzeba powiedzieć dość i.... zaplanować start w kolejnej imprezie. Oby tak samo dobrze zorganizowanej jak ta. :-)

W ostatnich 2-3 lataach był pomysł żeby wrócić do tego typu zawodów, ale... to treningi lub zawody biegowe (dotychczas głównie startowałem rowerowo), to pandemia i jakoś tak nie wyszło. Wczoraj w nocy wróciłem z tygodniowej, mocno męczącej delegacji i przypomniało mi się, że po sąsiedzku w weekend jest rozgrywany Liszkor. Kiedy jakiś czas temu pojawiło się info o zawodach miałem nadzieję, że uda mi się namówić kogoś ze znajomych, ale jakoś się nie udało. Teraz gdy spojrzałem na trasy od razu odrzuciłem rower - 150 km nie do zrobienia, a 50 też wyglądało na męczące - straszne, kiedyś bym nawet na krótką trasę nawet nie spojrzał - starzeję się :-)
Za to w oko wpadły mi trasy piesze - 15, 25 i 50 km. Skoro i tak planowałem zrobić trening to pomyślałem, że mogę to zrobić na zawodach. Zapisałem się na 15 km. Niewielkie mam doświadczenie w orientacji w wersji biegowej więc uznałem, że wystarczy. I wystarczyłoby, gdyby wieczorem Monika (organizatorka) nie wyśmiała mnie, że będę startował z dziećmi. No i przepisałem się 25 km. Jednak łatwo mnie namówić do głupot... :-)
Rano przyjeżdżam do bazy. Mnóstwo znajomych, choć jeszcze więcej już na długiej trasie rowerowej. Szkoda, że nie miałem się z nimi okazji spotkać.
Krótkie rozmowy, odbiór numeru startowego, karty do podbijania punktów - lubię jednak ten klimat - i czas się przygotować.
Przebieram się, jak zwykle nie do końca wiedząc co na siebie włożyć, skoro jest (i ma być) chłodno. Ostatecznie wybieram długi wariant odzieży i przeciwdeszczówka do plecaka.
Chwilę przed jedenastą odprawa, dostajemy mapy, rysuję planowaną trasę - chwila wątpliwości w jakiej kolejności zaliczyć punkty 21, 22, 11 i 50. Ostatecznie coś kreślę i ruszam.
PK 23 - Rozłamany dąb
Biegnę spokojnie (tak mi się wydaje) bo wiem, że przede mną długi dzień (limit chyba do 19:00). W Miasteczku Śląskim, gdzie jest baza zawodów, ludzie wybierają różne warianty, ja póki co ten bezpieczny. Dobiegamy prawie do torów, zakręt i po chwili ktoś z biegnących znajduje punkt. Nie lubię początków tras, bo mimo, że każdy może wybrać dowolny wariant trasy to zwykle jednak kilka osób wybiera podobny i jest tłok. Z jednej strony fajnie, bo tak jak tu od razu trafiam za kimś na punkt, z drugiej jeśli ktoś popełni błąd to wszyscy za nim ślepo biegną lub jadą.
PK 32 - Kikut brzózki
Punkt nad Chechłem więc biegnę praktycznie bez mapy, wiem gdzie go się spodziewać. Niestety zaczynają mnie boleć piszczele. Niedobrze, zbyt mocno zacząłem? Na szczęście kiedy jestem przy punkcie ból mija.

Chechło© djk71
PK 24 - Cypel, a właściwie Drzewo przy mostku
Do punktu wciąż biegniemy w kilka osób. Może nie razem, ale gdzieś tam mamy się w zasięgu wzroku.
Chwilę trwa szukanie punktu. Niby rozświetlenia na mapie powinny pomagać, ale nie zawsze jestem tego pewien ;-)
PK 44 - Bunkier, drzewo obok
Biegniemy dalej. Znów kilka osób przede mną. Odbijając w stronę bunkra widzę, że koncepcje się nieco różnią.
Przestaję patrzeć na innych i biegnę swoje. Po chwili jest i bunkier.

Jest i bunkier© djk71
Podbijam punkt i chyba z zadowolenia, że go znalazłem ruszam w przeciwną stronę niż powinienem. Nadrabiam kawałek, ale po chwili jestem na właściwej trasie.
PK 52 - Góra
Widzę rowerzystów, którzy zostawiają rowery na dole i podbiegają na punkt. Zawsze mi się wydawało, że te rowery tylko przeszkadzają. :)
PK 36 - Narożnik ogrodzenia
Wybiegam z poprzedniego punktu, biegnę na azymut i nieco myli mnie ścieżka, na którą wbiegam. W efekcie cofam się i dobiegam do szosy. Nie tak to miało być. Tym razem pewnie nadrabiam z kilometr.
Podbijam punkt i chwilę później trafiam na bufet. Witam się z dawno niewidzianymi gospodarzami bufetu i... mam chęć na kiełbaskę z grilla. Jadąc rowerem pewnie bym wziął, biegnąc nie ryzykuję. Częstuję się bananem i biegnę dalej. Ale bufet wypasiony.

Na bufecie bogato© djk71
PK 41 - Górka (hałdka)
Z lekkim zaskoczeniem dojeżdżam do kolejnego punktu, nie zorientowałem się wcześniej, że to przy zalanej kopalni. Lubię to miejsce.

Pasieki© djk71
PK 76 - Pień na skarpie
Biegnąc do kolejnego punktu zastanawiam się kiedy tu byłem ostatni raz. Dawno. Tym razem nawet nie muszę szukać, stojący przy punkcie zawodnicy wołają do mnie z daleka.
Chwile później ja pomagam innym.

Mostek i nie tylko© djk71
Naprawdę dawno tu nie byłem.

Kolejna woda© djk71
PK 50 - Duży pień
Biegnąc do następnego PK z niepokojem obserwuję niebo. Już wcześniej trochę kropiło, ale to wygląda gorzej.

Będzie padać© djk71
I rzeczywiście po chwili muszę wyciągnąć kurtkę.
Na dodatek muszę biec nieco dookoła, bo przede mną zamiast ścieżki szkółka leśna.
PK 22 - Karpa
A co to jest karpa? Na szczęście coś mi się kojarzyło i po chwili jestem na punkcie :-)
PK 11 - Drzewo z hubami
Biegnę dalej. Znów ciepło. Rozpędzam się i mijam punkt, ale szybko się reflektuję i po chwili robię kolejne dziurki na karcie.
PK 21 - Trzy tańczące drzewa
Jeszcze tylko jeden punkt. W okolicy huty cynku. Kiedyś huty cynku i ołowiu.
W kilku miejscach mam wątpliwości, czy na pewno dobrze wybieram ścieżki. Jest ich więcej niż na mapie.
Po drodze ciekawe widoki.

A cóż tu będzie?© djk71
Do punktu docieram jednak bez problemu. Nie wiem czy drzewa są trzy, ale jedno na pewno :)

Tańczące drzewo© djk71
Meta
Pozostaje dobiec do mety. Ciepło.

Rozpogodziło się© djk71
Pozostało mi ok. 3 km, czyli będzie więcej niż planowane 25. Ostatecznie wychodzi 30 km. Zmęczony, ale zadowolony. Nawet czas nie taki zły.
Zjadam ciepłą zupę, coś słodkiego, uzupełniam płyny i pora się zbierać. Tylko, że nie chce się stąd wyjeżdżać, więc jeszcze rozmowy ze znajomymi, ale w końcu trzeba powiedzieć dość i.... zaplanować start w kolejnej imprezie. Oby tak samo dobrze zorganizowanej jak ta. :-)

Naprawdę chcę© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans7.08 km
Czas w ruchu00:48
Vśrednia6:46 min/km
VMAX4:39 min/km
Podjazdy112 m
Znów przed pracą, znów po ciemku i jeszcze psy w ciemnym parku
Tym razem Niemcy. Wiesbaden.
Znów przed pracą, znów po ciemku. Tym razem jeszcze do tego zimno. Nie wziąłem sobie niczego cieplejszego do biegania więc zupełnie na krótko.
Rześko. Nieliczni biegacze, których spotykam ubrani zdecydowanie cieplej.
Garmin wyznaczył mi trasę dość ruchliwymi mimo wczesnej pory ulicami. Może to i dobrze, bo kiedy na jednym z odcinków wbiegam do parku to wita mnie kompletna ciemność.
Do tego z bocznej ścieżki wyszedł mężczyzna z owczarkiem niemieckim, który głośno dał znać o sobie. Mimo, że był na smyczy to lekko mi podniósł puls.

Znów przed pracą, znów po ciemku. Tym razem jeszcze do tego zimno. Nie wziąłem sobie niczego cieplejszego do biegania więc zupełnie na krótko.
Rześko. Nieliczni biegacze, których spotykam ubrani zdecydowanie cieplej.
Garmin wyznaczył mi trasę dość ruchliwymi mimo wczesnej pory ulicami. Może to i dobrze, bo kiedy na jednym z odcinków wbiegam do parku to wita mnie kompletna ciemność.
Do tego z bocznej ścieżki wyszedł mężczyzna z owczarkiem niemieckim, który głośno dał znać o sobie. Mimo, że był na smyczy to lekko mi podniósł puls.

Ciemno, zimno i psy szczekają© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans9.31 km
Czas w ruchu01:06
Vśrednia7:05 min/km
VMAX4:15 min/km
Podjazdy144 m
Przed pracą, czyli znów po ciemku. Całkiem płasko to nie jest :)
Dziś też po ciemku. Też z rana.

Trochę inną trasą.

Mniej ruchliwą, ale bardziej pagórkowatą.

Do tej pory wydawało mi się, że jest tu zdecydowanie bardziej płasko.

Dobrze, że choć wszystko oświetlone.

Można choć trochę pooglądać.

Na tradycyjne pokazy się nie załapaliśmy więc dobre i to.


Centrum wystawiennicze, Barcelona© djk71
Trochę inną trasą.

Fira Barcelona© djk71
Mniej ruchliwą, ale bardziej pagórkowatą.

Pod górkę, po schodach© djk71
Do tej pory wydawało mi się, że jest tu zdecydowanie bardziej płasko.

Tu też było pod górkę© djk71
Dobrze, że choć wszystko oświetlone.

Montjuïc Communications Tower, Barcelona© djk71
Można choć trochę pooglądać.

Barcelona po ciemku© djk71
Na tradycyjne pokazy się nie załapaliśmy więc dobre i to.

Fontanny po ciemku© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans6.01 km
Czas w ruchu00:36
Vśrednia5:59 min/km
VMAX4:08 min/km
Podjazdy 37 m
Bagaż odnaleziony więc można pobiegać przed pracą
Miało być bieganie wczoraj, w ciągu dnia podziwiając Barcelonę. Niestety opóźniony samolot z Krakowa do Frankfurtu sprawił, że na lot do Barcelony musieliśmy biec (dosłownie). Zdążyliśmy. Niestety, mój bagaż nie :-( Dotarł dopiero 24h później. Przy okazji okazało się, że wczoraj odbywał się półmaraton w Barcelonie. Dobrze, że nie wiedziałem wcześniej bo bym się pewnie zapisał. Nawet sprawdzałem w domu, czy akurat nie ma maratonu, ale o połówce nie pomyślałem. I dobrze, bo gdybym nie miał w czym pobiec to byłbym nieco zły.
Zamiast zwiedzania był krótki bieg o poranku, a właściwie to przed świtem. Po ciemku, przy głównych drogach. Ale za to ciepło :-)

Zamiast zwiedzania był krótki bieg o poranku, a właściwie to przed świtem. Po ciemku, przy głównych drogach. Ale za to ciepło :-)

Ciemno© djk71
AktywnośćBieganie
Dystans9.02 km
Czas w ruchu01:00
Vśrednia6:39 min/km
VMAX5:57 min/km
Tętnośr.160
TętnoMAX171
Kalorie 784 kcal
W miejscu
Ciężko z czasem, ale trening trzeba zrobić. Najszybszym rozwiązaniem wydała się godzinka na bieżni.
Słuchawki na uszach i dalej w kręgu słowiańskich bogów.
Słuchawki na uszach i dalej w kręgu słowiańskich bogów.
AktywnośćBieganie
Dystans4.73 km
Czas w ruchu00:29
Vśrednia6:07 min/km
VMAX5:10 min/km
Podjazdy 47 m
Ciemno, chłodno... Od razu lepiej :)
Pizza w pracy długo zalegała w żołądku. Ostatecznie udało się wyjść pobiegać dopiero gdy słońce zaszło.
Chłodno, ale zdecydowanie wolę jak jest chłodniej niż cieplej. Rockowa muzyka dodawała energii i pół godziny w fajnym nastroju, tempie i tętnie szybko minęło.
Chłodno, ale zdecydowanie wolę jak jest chłodniej niż cieplej. Rockowa muzyka dodawała energii i pół godziny w fajnym nastroju, tempie i tętnie szybko minęło.
AktywnośćBieganie
Dystans21.03 km
W terenie21.00 km
Czas w ruchu02:32
Vśrednia7:13 min/km
VMAX3:01 min/km
Podjazdy473 m
Półmaraton Górski - Prudnicki Bieg Prymasowski
Kiedy Piotr zaprosił mnie na górski bieg do Prudnika miałem trochę wątpliwości. Bo to tydzień po maratonie, bo gdzie w Prudniku góry, bo to tydzień przed Półmaratonem Gliwickim, w którym miałem pobiec (dziś już wiem, że się nie uda), bo... były jeszcze inne wątpliwości... Ostatecznie dałem się namówić.
Kiedy jechałem do Prudnika termometr pokazywał 3 stopnie, u Piotra było poniżej zera. Jak zawsze w takich momentach największym problem dla mnie jest ubranie, co na siebie założyć. Kiedy przyjeżdżam na miejsce startu, wszystko jest gotowe, a krążący wokół biura zawodów zawodnicy, trzęsąc się z zimna, też głównie dyskutują o pogodzie i o doborze ciuchów.
Odbieram pakiet startowy i idę się przebrać. Dojeżdża Piotr. Chwila rozmowy i też idzie się przebrać. Ostatecznie decyduję się na krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem narzuconą na cienkiego termoaktywnego Bruebecka z długimi rękawami. Do tego letnia czapeczka z daszkiem, choć część zawodników przynajmniej przed startem nosi znacznie cieplejsze nakrycia głowy.
Z auta wychodzimy pięć minut przed startem.
Ustawiamy się w kameralnej grupie (niewiele ponad sto osób) i po chwili ruszamy. Od początku do końca (może za wyjątkiem ostatnich stu metrów) trasa wiedzie terenem. Szuter, kamienie, błoto, trawa... jest wszystko :-) Pomny doświadczeń sprzed tygodnia staram się pilnować tętna i tempa. Tętno początkowo niskie, ale po chwili lekkie podbiegi podnoszą sprawiają, że się podnosi. Słońce sprawia, że mimo niskiej temperatury nie czuje się chłodu. Jest wręcz idealnie.

Już pierwszy podbieg pokazuje, że łatwo nie będzie. Drugi dłuższy sprawia, że przechodzę w trakcie do marszu. Zmęczenie po ubiegłym tygodniu, czy brak trenowania w terenie w ostatnich miesiącach? Biegniemy dalej, Piotr zdecydował, że dziś też pobiegniemy razem. Po drodze sympatyczne pogaduchy z innymi zawodnikami, choć jak zwykle je staram się jednak pilnować żebym przeżył więc więcej słucham niż mówię :-)

Gdzieś ok. kilometra przed końcem pierwszej pętli (całą trasa to dwie pętle) skręcamy w lewo i zaskakuje nas ścianka. Nawet nie próbujemy podbiegać.
Zasapani podchodzimy. Przypomina mi się ścianka na Janosiku (ta gdzie nie było Covida, bo mu się nie chciało wejść) - tamta jednak była o wiele dłuższa i bardziej stroma.
Chwilę później mijamy linię mety po raz pierwszy słuchając jak gość z mikrofonem wyczytuje nasze nazwiska i "pociesza", że to nic, że dziewczyny są przed nami... ale śmieszne ;)
Nie obrażamy się, znamy zbyt wiele szybkich dziewczyn żeby w jakikolwiek sposób miało nas to dotknąć, zakładamy, że w dobrej wierze chciał nas zmotywować do szybszego biegu :-)
Ruszamy na drugą pętlę. Przebiegamy znów obok wieży widokowej - wybierzemy się na nią po zawodach - niestety okaże się zamknięta.
Nie przepadam za bieganiem po pętlach, ale tu jest pięknie i zupełnie mi to nie przeszkadza.

Robi się coraz cieplej. Tym razem mam picie ze sobą, ale okazuje się zupełnie niepotrzebne. Bufetów sporo, niczego nie brakuje. Super organizacja.
Mam wrażenie, że druga pętla mija szybciej niż pierwsza, choć w rzeczywistości była nieco wolniejsza.
Szczególnie na podbiegach, czy raczej podejściach.
Na ostatniej prostej jeszcze zmotywowany przez zawodnika biegnącego za mną zmuszam się do sprintu do mety. Przegrywam nieznacznie, ale nasz finisz budzi powszechny aplauz.

Czuję zmęczenie. Łydki dostały w kość, dziwne bo bardziej bym się spodziewał dwójek lub czwórek.
Przebieramy się i idziemy po grochówkę i słodką bułkę. W oczekiwaniu na kawę dowiaduję się, że to pierwsza edycja zawodów. Jestem w szoku - wszystko przygotowane perfekcyjnie. Wiecie, że lubię się czepiać a tu... nie miałem czego. Naprawdę. Brawa do organizatorów.
Po dekoracji najlepszych następuje jeszcze losowanie mnóstwa nagród wśród wszystkich zawodników. Szczęście uśmiecha się też do mnie ;)

Zamykający imprezę mówią ze sceny: "aż nie chce się stad odchodzić". Czujemy z Piotrem to samo.
Jeszcze spacer na wieżę (jak wspomniałem zamkniętą) i w okolice klasztoru Franciszkanów.

Dobrze, że dziś pieszo.

I czas wracać. W drodze powrotnej spotykam jeszcze jadącą z Dąbrowy do Głuchołaz Kosmę. Chwila przerwy, ale nie chcę Jej wybijać z rytmu więc po krótkiej pogawędce ruszamy dalej. Super udany dzień.

Medale już czekają© djk71
Kiedy jechałem do Prudnika termometr pokazywał 3 stopnie, u Piotra było poniżej zera. Jak zawsze w takich momentach największym problem dla mnie jest ubranie, co na siebie założyć. Kiedy przyjeżdżam na miejsce startu, wszystko jest gotowe, a krążący wokół biura zawodów zawodnicy, trzęsąc się z zimna, też głównie dyskutują o pogodzie i o doborze ciuchów.

Jeszcze pusto© djk71
Odbieram pakiet startowy i idę się przebrać. Dojeżdża Piotr. Chwila rozmowy i też idzie się przebrać. Ostatecznie decyduję się na krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem narzuconą na cienkiego termoaktywnego Bruebecka z długimi rękawami. Do tego letnia czapeczka z daszkiem, choć część zawodników przynajmniej przed startem nosi znacznie cieplejsze nakrycia głowy.

Czas przypiąć numerek© djk71
Z auta wychodzimy pięć minut przed startem.

Zaraz ruszamy© djk71
Ustawiamy się w kameralnej grupie (niewiele ponad sto osób) i po chwili ruszamy. Od początku do końca (może za wyjątkiem ostatnich stu metrów) trasa wiedzie terenem. Szuter, kamienie, błoto, trawa... jest wszystko :-) Pomny doświadczeń sprzed tygodnia staram się pilnować tętna i tempa. Tętno początkowo niskie, ale po chwili lekkie podbiegi podnoszą sprawiają, że się podnosi. Słońce sprawia, że mimo niskiej temperatury nie czuje się chłodu. Jest wręcz idealnie.

Do przodu© djk71
Już pierwszy podbieg pokazuje, że łatwo nie będzie. Drugi dłuższy sprawia, że przechodzę w trakcie do marszu. Zmęczenie po ubiegłym tygodniu, czy brak trenowania w terenie w ostatnich miesiącach? Biegniemy dalej, Piotr zdecydował, że dziś też pobiegniemy razem. Po drodze sympatyczne pogaduchy z innymi zawodnikami, choć jak zwykle je staram się jednak pilnować żebym przeżył więc więcej słucham niż mówię :-)

Naprzód© djk71
Gdzieś ok. kilometra przed końcem pierwszej pętli (całą trasa to dwie pętle) skręcamy w lewo i zaskakuje nas ścianka. Nawet nie próbujemy podbiegać.

Stromo© djk71
Zasapani podchodzimy. Przypomina mi się ścianka na Janosiku (ta gdzie nie było Covida, bo mu się nie chciało wejść) - tamta jednak była o wiele dłuższa i bardziej stroma.

Covid nie dał rady© djk71
Chwilę później mijamy linię mety po raz pierwszy słuchając jak gość z mikrofonem wyczytuje nasze nazwiska i "pociesza", że to nic, że dziewczyny są przed nami... ale śmieszne ;)
Nie obrażamy się, znamy zbyt wiele szybkich dziewczyn żeby w jakikolwiek sposób miało nas to dotknąć, zakładamy, że w dobrej wierze chciał nas zmotywować do szybszego biegu :-)
Ruszamy na drugą pętlę. Przebiegamy znów obok wieży widokowej - wybierzemy się na nią po zawodach - niestety okaże się zamknięta.

Szkoda, że zamknięte© djk71
Nie przepadam za bieganiem po pętlach, ale tu jest pięknie i zupełnie mi to nie przeszkadza.

W lesie© djk71
Robi się coraz cieplej. Tym razem mam picie ze sobą, ale okazuje się zupełnie niepotrzebne. Bufetów sporo, niczego nie brakuje. Super organizacja.
Mam wrażenie, że druga pętla mija szybciej niż pierwsza, choć w rzeczywistości była nieco wolniejsza.

Kamień, a jakby obserwował...© djk71
Szczególnie na podbiegach, czy raczej podejściach.

Ciężko© djk71
Na ostatniej prostej jeszcze zmotywowany przez zawodnika biegnącego za mną zmuszam się do sprintu do mety. Przegrywam nieznacznie, ale nasz finisz budzi powszechny aplauz.

Zrobiłem to© djk71
Czuję zmęczenie. Łydki dostały w kość, dziwne bo bardziej bym się spodziewał dwójek lub czwórek.
Przebieramy się i idziemy po grochówkę i słodką bułkę. W oczekiwaniu na kawę dowiaduję się, że to pierwsza edycja zawodów. Jestem w szoku - wszystko przygotowane perfekcyjnie. Wiecie, że lubię się czepiać a tu... nie miałem czego. Naprawdę. Brawa do organizatorów.
Po dekoracji najlepszych następuje jeszcze losowanie mnóstwa nagród wśród wszystkich zawodników. Szczęście uśmiecha się też do mnie ;)

Prezent© djk71
Zamykający imprezę mówią ze sceny: "aż nie chce się stad odchodzić". Czujemy z Piotrem to samo.
Jeszcze spacer na wieżę (jak wspomniałem zamkniętą) i w okolice klasztoru Franciszkanów.

Klasztor w Prudniku© djk71
Dobrze, że dziś pieszo.

No cóż© djk71
I czas wracać. W drodze powrotnej spotykam jeszcze jadącą z Dąbrowy do Głuchołaz Kosmę. Chwila przerwy, ale nie chcę Jej wybijać z rytmu więc po krótkiej pogawędce ruszamy dalej. Super udany dzień.
AktywnośćCiężary
Czas w ruchu00:10
Tętnośr. 95
TętnoMAX135
Kalorie 48 kcal