Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:476.51 km (w terenie 271.89 km; 57.06%)
Czas w ruchu:29:42
Średnia prędkość:16.04 km/h
Maksymalna prędkość:58.71 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:39.71 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Beskidy na full sztywnym :-)

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(6)
Beskidy na full sztywnym :-)

Po wczorajszej wycieczce po górach dziś… kolejna… tym razem w większym gronie… i jak znam życie… jeszcze trudniejsza, bo ze starymi wyjadaczami… Krótka noc i telefon uspokajający, że mamy jeszcze sporo czasu sprawia, że... zaspaliśmy…

Spóźnieni, jemy z Amigą małe śniadanko i zbieramy się do wyjazdu do Szczyrku, gdzie mamy spotkać się z kolegami. Wcześniej poprawiam siodełko, bo wczoraj wyszło, że ma przód za bardzo podniesiony do góry. Blokuję amortyzator, bo na razie tylko szosa i jedziemy. Kilkumiesięczna rozłąka z mapą daje znać o sobie, bo… po około 4-5km jesteśmy prawie w punkcie wyjścia. Świetnie, tym bardziej, że jesteśmy spóźnieni :-(

W końcu docieramy w umówione miejsce. Okazuje się, że ekipa jest już w drodze na Salmopol. Co robić, szybkie zakupy i ruszamy za nimi. Idzie nieźle, wyjątkowo niski puls… ciekawe czemu :-) Dostajemy SMS-a, że są już u góry, część pojechała asfaltem, część terenem. My wybieramy teren. Chyba gorszy wariant, dużo prowadzenia, mało jazdy. W końcu szczyt.

Salmopol - widok z góry © djk71


Są. Chwila rozmowy i ruszamy w dół. Terenem oczywiście. Dziwnie mi się jedzie. Niby wczoraj nie było łatwiej ale dziś mam większe opory. Zmęczenie, czy psycha siadła, bo koledzy na fullach… Krzyśka nie liczę, bo on jest młody, wariat i ma parę...

I kto tu rządzi... © djk71


Nie dość, że źle mi się jedzie to jeszcze bolą mnie dłonie. Za mocno pochyliłem siodełko i teraz cały ciężar spoczywa na rękach?

Podjazdy i zjazdy. Na szczęście nie jest tak gorąco jak wczoraj.

Chwila przerwy... © djk71


Andrzej prowadzi, jakoś udaje się go gonić, choć na zjazdach wciąż nie czuję się pewnie. W efekcie jakiś kilometr prze Wisłą Malinką zaliczam glebkę. Na szczęście rower cały, uszkodzony tylko uchwyt błotnika. Krwawi ramię, ale to tylko delikatny szlif, spory ale grunt, że kości całe.

Ja jestem gotowy, a Wy co? © djk71


Po chwili przerwa na kiełbaskę. Jedziemy dalej. Okazuje się, że... zapomniałem odblokować amortyzator i... wszystkie zjazdy przejechałem na full sztywnym rowerze ;-) Teraz wiem skąd ból rąk i niezbyt pewne prowadzenie roweru. No comments.

W górę... © djk71


Zastanawiam się gdzie pojedziemy. Zameczek? Barania? Nie lubię jeździć nie wiedząc dokąd. Lubię mieć kontrolę.

Jezioro Czerniańskie © djk71


W stronę Baraniej, ale jednak bokiem.

Cały czas się chmurzy, ale udaje nam się mijać burzę bokiem.

Ładnie... © djk71


Gdzieś w okolicach Jaworzynki niebo wygląda coraz groźniej. Trzeba się chyba ewakuować.

Którędy się ewakuujemy? © djk71


Nikomu się to chyba nie podoba, ale decydujemy się zjechać do drogi. Zaczyna lać. Lekko zmoknięci chowamy się na przystanku. Spędzamy tu chyba z pół godziny. W końcu niebo trochę odpuszcza. Zjeżdżamy do Milówki i asfaltem kierujemy się w stronę Żywca.

Krótki postój w sklepie i w Radziechowach żegnamy kolegów, by już tylko w dwóch pojechać na kwaterę.

Jeszcze zdjęcie browaru...

Nie jest to mój ulubiony, ale... © djk71


Co tędy płynie? © djk71



... i meldujemy się w domu, gdzie trwa zabawa w najlepsze.

Wy się męczcie, a my się kąpiemy © djk71


I czemu się dziwić skoro z basenu mają takie widoki...

Po deszczu © djk71


Pakowanie i ruszamy na obiadokolację do Wisły. Okazuję się, że tu dopiero można zobaczyć jak wyglądają prawdziwe rowery górskie. :-)

Rowery górskie © djk71


Kolejny fajny wyjazd. W sumie to żałuję tylko, że nie przymierzyłem się do fulla 29". Zmęczony chyba za bardzo byłem żeby o tym pomyśleć... Dzięki chłopaki za świetną zabawę.

Hrobacza Łąka i nie tylko

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(9)
Hrobacza Łąka i nie tylko
Jakimś cudem udało się zorganizować wyjazd w okolice Żywca w większym gronie. W większym to znaczy ja z rodzinką oraz Amiga z siostrą i jej rodziną. Szybkie zakwaterowanie i około południa ruszamy z Darkiem w góry. Jako, że żaden z nas nie zna tych terenów z pozycji siodełka, posiłkujemy się przewodnikiem rowerowym. Wybór pada na Hrobaczą Łąkę oraz Magurkę Wilkowicką.

Najpierw wzdłuż Jeziora Żywieckiego - niestety gubimy się gdzieś w terenie i jedziemy asfaltem wzdłuż Jeziora Miedzybrodzkiego przez przez Międzybrodzie do Żarnówki.

Jezioro Żywieckie © djk71


I tu zaczyna się zabawa. Przy 36 stopniach zaczynamy się wspinać. Mimo, że to asfalt to daje nam nieźle w kość. W lesie temperatura spada do 30 stopni, za to asfalt… się nieco pogarsza.

Asfaltowy podjazd © djk71


W końcu docieramy do schroniska pod Hrobaczą Łąką. Zasłużona chwila odpoczynku. Było stromo. Jak potem doczytamy w bazie podjazdów, to jeden z najtrudniejszych polskich podjazdów szosowych. W taką pogodę na pewno :-)

Taki stromy podjazd © djk71


Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Mało brakło, a przegapilibyśmy krzyż na szczycie :-)

Krzyż stoi chociaż kręci się świat © djk71


Na zjeździe Darek najpierw łapie gumę...

Za szybko jechałem... © djk71


… a potem zalicza, na szczęście niezbyt groźną glebę.

Jedziemy szlakiem papieskim...

Papieskim szlakiem © djk71


… by po chwili dojechać do przełęczy U Panienki… W domu zastanawialiśmy się skąd ta nazwa…

U Panienki © djk71


Dalej Groniczek, Gaiki i zjazd na Przegibek. Fajnie. Raz łatwiej, raz trudniej ale fajnie. Do tego momentu. Od tego momentu jest ciężko. Większość trudna do przejechania. Nawet prowadzi się ciężko. Puls szaleje.

W drodze na Magurkę © djk71


Na szczęście od pewnego momentu znów można jechać. Na górze posiłek i chwila odpoczynku. Przemądrzały koleś przy jednym ze stolików sprawia, że nie chce nam się dużej siedzieć… :-)

Na Magurce © djk71


Na szczycie udaje nam się zgubić ale po chwili już razem ruszamy na najwyższy szczyt Beskidu Malego - Czupel -- 933 m n.p.m.

Z wysoka © djk71


Pora zjechać w dół i spotkać się z resztą towarzystwa. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zjazd jest stromy. Bardzo. Dodatkowo wybieramy trochę inną trasę niż zalecał nam przewodnik. Jest hardcore :-) Po drodze Darek wyprzedza rower, ale ten go w końcu dogania. Poobijany ale bez większych obrażeń. Ostro.
Teraz już wiem czemu

W końcu jednak docieramy do Czernichowa :-) Stamtąd już znanym asfaltem wracamy do Pietrzykowic. O wiele później niż planowaliśmy. Niewiele brakło, a potrzebowalibyśmy lampek ;-)


Męczący ale fantastyczny dzień, który zakończyliśmy długo po powrocie na kwaterę… :-)

Przed Beskidami

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(6)
Przed Beskidami
Amiga rzucił hasło Beskidy i stało się. Jedziemy na weekend w okolice Żywca. Większą ekipą. I jest szansa, że uda się nawet trochę pojeździć :-) O ile damy (o ile ja dam) radę :-)

Dziś krótko z Wiktorem pokazać mu nasze ostatnio odkryte ścieżki. Dawał radę choć widać, że w tym roku mało jeździ.

Wieczorem mycie roweru, zamiana opon - tył się zbyt mocno ściera jak na taki dystans, no ale ponoć ten typ tak już ma :-(

I zobaczymy na ile nas będzie stać w weekend.

Kolejny raz ze Sports Trackerem

Środa, 25 lipca 2012 · Komentarze(8)
Kolejny raz ze Sports Trackerem
Znów krótko wieczorem. Dobrze, że mnie żona motywuje, bo sam bym jeszcze z godzinę sprawdzał, czy nie będzie padało, aż w końcu zrobiłoby się ciemno :-)

Samemu po okolicznych lasach, po DSD i Segiecie. Lubię tak. Nie to, że nie lubię z kimś, bo tak też bywa fajnie, szczególnie jak jest zgrana grupa, ale samemu też lubię jeździć. Jest czas na jazdę, na myślenie, na zrobienie zdjęcia ślimakowi...

Ślimak, ślimak... © djk71


Na jazdę nową ścieżką...

Kamyczki... duże... © djk71


Może nie całkiem nową, ale dawno nie jeżdżoną...

To trochę tak jak w pracy. A może całkiem tak jak w pracy. Lubię pracować z kimś ale chyba najwydajniejszy i najbardziej kreatywny jestem jak robię coś sam, jak mi nikt nie przeszkadza.

Puls podobny do wczorajszego... :-(

Sports Tracker and Endomondo - eksperymenty

Wtorek, 24 lipca 2012 · Komentarze(8)
Sports Tracker and Endomondo - eksperymenty

Wyszedłem z pracy w miarę wcześnie żeby trochę pojeździć, ale pyszny obiadek sprawił, że zaległem na łóżku. Na szczęście udało się obudzić na tyle szybko, żeby choć na chwilę jeszcze wyjść.

Po lasach żeby trochę się zmęczyć. Od kilku dni, zainspirowany przez kolegów, robię próby z zapisywaniem śladu trasy przy użyciu komórki. Próbowałem z Endomondo, ale nie spodobał mi się interfejs w telefonie i brak prostego sposobu eksportu trasy do pliku (w telefonie).

Sports Tracker wydaje się być pod tym względem dużo bardziej intuicyjny i funkcjonalny. Niestety patrząc na dzisiejszą trasę to trochę przegiął z prędkością maksymalną i przewyższeniami - tyle chyba nie było.



A sama jazda - po naszym lesie... średnio szybko, ale męcząco - średni puls 157, maksymalny 193.

Odwołałanie prezydenta = koniec Bytomia? © djk71

Śnieżka?

Niedziela, 22 lipca 2012 · Komentarze(4)
Zadyszka
W przyrodzie musi być równowaga więc po rowerowym ubiegłym weekendzie nastąpił cały tydzień bezrowerowy. Praca, lekkie przeziębienie, a może przemęczenie sprawiły, że o rowerze mogłem tylko pomarzyć. Chyba tak samo jak o wjeździe na Śnieżkę w tym roku :-( Miał być rowerowy rok - nie udał się, miał być 1,5 miesięczny trening przed śnieżką - też nic z tego, aż się boję dalej planować.

Dziś postanowiłem choć na chwilę uciec na rower. Las i... po 3 km ogień w płucach, choć wcale szybko nie jadę. Po 5km mam wrażenie, ze umieram. Fakt, że nie wybrałem najprostszych ścieżek ale bez przesady!

I ja chciałem pobić swój ubiegłoroczny wynik? Żałosne.

Sosnowiec - Lubliniec

Sobota, 14 lipca 2012 · Komentarze(20)
Sosnowiec - Lubliniec
Po wczorajszym późnym powrocie z Tour de Pologne zastanawiałem się czy dziś jechać do Sosnowca rowerem czy jednak skorzystać z usług Kolei Śląskich. Stwierdziłem jednak, że musiałbym bardzo krótko spać i wybrałem kolej. 5:20 wyjazd z domu do Zabrza, po chwili przyjeżdża pociąg i po 40 minutach jestem w Sosnowcu.

Na miejscu czeka już kilka osób, po chwili dołączają kolejni. W sumie około 20 osób. Odczytanie listy obecności i jedziemy.

Kogo nie ma niech się odezwie... © djk71


Przyznaję, że wiedząc, że impreza jest organizowana przez PTTK obawiałem się spacerowego tempa. Tu pełne zaskoczenie. cały czas około 20km/h, momentami dużo szybciej. Gdzie się da terenem, gdzie nie, bocznymi drogami.

Jeden z uczestników oddala się od nas w Czeladzi zapowiadając, że spotkamy się w Piekarach... przez które nie pojedziemy. Trudno.

W Wymysłowie uzupełnienie zapasów i po chwili krótki postój przy bunkrze.

Bunkier © djk71


Amiga zrobi wszystko dla zdjęcia © djk71


Jedziemy dalej w stronę Miasteczka Śląskiego. Myślałem, że zaliczymy przy okazji zalaną kopalnię ale nie było parcia więc nie nalegałem.

W Miasteczku mijamy bez słowa zabytkowy kościół z 1666 roku żeby zatrzymać się pod Polo Marketem :-( Kolejne uzupełnienie zapasów i jedziemy dalej. Po drodze małe awarie...

Gwóźdź © djk71


Tego gościa skądś znam :-)

Ja też... © djk71


W międzyczasie jeszcze jedna awaria, koledze puszcza spaw w bagażniku.

Miedzy Kaletami, a Lublińcem przerwa w rezerwacie i krótki konkurs na piaszczysty podjazd - kto podjedzie pod górkę dostaje piwo. Kilka osób próbuje, ale nikomu się nie udaje.

W rezerwacie © djk71


Nikomu? Jeszcze jedno podejście i... grzęznę w piachu. Kolejna próba z drugiej strony i.. mam piwo :-) Puls szaleje :-)

Dojeżdżamy do Lublińca, grupowe zdjęcie i ponieważ nie ma tam nic ciekawego to lądujemy w knajpie. Tego nam było potrzeba, ale żal, że olaliśmy trochę to miasto pozostał.

W Lublińcu © djk71


Wracamy i jednak się zatrzymujemy... pod Biedronką. Jedziemy, na przemian asfalt lub piaszczysty teren. Nie zaliczamy niestety Brynku choć przejeżdżamy raptem 2km od niego. Szkoda.

Stajemy w Boruszowicach. Choć tu udaje się przekonać ekipę, żeby na chwilę podjechać po dawną fabrykę materiałów wybuchowych, a potem fabrykę papieru. Krótko, ale udaje się porozmawiać z jednym z jej pracowników.

Fabryka w Boruszowicach © djk71


W Tarnowskich Górach rozstajemy się z ekipą i w towarzystwie Amigi i jeszcze dwóch kolegów jedziemy swoją drogą. Wcześniej Darek po raz drugi dziś naprawia koło.

Jedziemy przez Dolomity i Miechowice, by w końcu dojechać do Rokitnicy, gdzie żegnamy się, mając nadzieję, że wkrótce znów się gdzie wspólnie wybierzemy.

Fajny dzień, mimo kilku "ale".
Jeśli czytają to organizatorzy, to nie chciałbym, aby odebrali to jako zarzuty, raczej jako sugestie co do kolejnych wycieczek. Było świetnie. Może być jeszcze lepiej.

Mini Tour de Pologne i ZMK 24

Piątek, 13 lipca 2012 · Komentarze(3)
Mini Tour de Pologne i ZMK 24

Dziś wyjazd do Katowic na Mini Tour de Pologne. Nadzwyczaj szybka rejestracja, odbiór pakietu startowego (koszulka, czapka, bidon, chip) i... można zobaczyć czym postanawiają nas zabawić organizatorzy i sponsorzy.

Wody na pewno nie zabraknie...

Komuś chce się pić? © djk71


Igor postanawia rozruszać szare komórki przed wyścigiem...

Jak roezgrać ten wyścig? © djk71


By po chwili znaleźć miejsce na starcie...

Napisane: Meta, a start © djk71


Skupienie...

Zaraz ruszamy... © djk71


Jadę na trasę żeby wspomóc go dopingiem po drodze. W oczekiwaniu nasłuchałem się co ludzie sądzą o prezydencie miasta, policji, pedałach i... i pewnych paniach uprawiających dość stary zawód, bo ich imię dość często było tu wzywane... No cóż trudno było w niektóre miejsca dojść i dojechać...

Nie tędy... © djk71


Po chwili nadjechali...

Młody peleton © djk71


Igor walczył do końca...

Zaraz go wyprzedzę © djk71


Skończył na miejscu 28 (na 101) startujących, 21 wśród chłopców i 3 w swoim roczniku. Ładnie. Bo większość była od niego starsza, nawet o 4 lata.

Po wyścigu był zmęczony, ale po chwili miał siły żeby startować w rożnych konkursach.

Co to dla mnie... © djk71


Doczekaliśmy się też dużych zawodników...

Są... © djk71


I ich samochodów...

Ładny... © djk71


W końcu przyszedł czas na powrót do domu koleją...

A może do Zwardonia? © djk71


W Zabrzu zobaczyliśmy jednak zbierających się rowerzystów i... postanowiliśmy dołączyć do 24-tej Zabrzańskiej Masy Krytycznej.

Masa. Jedziemy? Jedziemy! © djk71


Rundka pod znakiem pogaduszek ze znajomymi.

Czas do domu. Po drodze chwila odpoczynku. Na ścieżce domalowali linie środkowe... Tylko nie wiem co oznaczają kropki...

Odpoczynek przy drodze dla rowerów © djk71


Wspaniały rowerowy dzień.

Spacerowo po koncercie

Czwartek, 12 lipca 2012 · Komentarze(8)
Spacerowo po koncercie
Krótka przejażdżka w spacerowym tempie z Igorkiem do dziadka na działkę.
Tempo spacerowe, bo ja wciąż lekko zamroczony po wczorajszym koncercie - brak spania robi swoje, a Igorek lajtowo przed jutrzejszym Mini Tour de Pologne.

Trochę lasem, trochę asfaltem... Rękę wciąż czuję, ale chyba w sobotę się wybiorę do Lublińca.

Guns N' Roses

Środa, 11 lipca 2012 · Komentarze(11)
Guns N' Roses

Po wczorajszym testowaniu ręki dziś dałem jej kolejny dzień odpoczynku, bo... w Rybniku koncert Guns N' Roses. Bilety od wielu miesięcy spoczywały w domu więc jechać trzeba, choć nie do końca jestem pewien czy mi się chce.

<object height="350" width="425"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/vXOolptho6Y"> <embed src="http://www.youtube.com/v/vXOolptho6Y" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" height="350" width="425"></embed></object><br>

Nie mógłbym jednak tego zrobić Wiktorowi, który żeby przyśpieszyć całą operację logistyczną przyjeżdża po mnie do pracy z prezentem w postaci odpowiedniej koszulki :-)
Po drodze zgarniamy Kosmę i dość wcześnie, przed 17-tą, meldujemy się w Rybniku.

Najpierw jednak jedziemy zaspokoić głód i kupić białe i czerwone róże. Dopiero teraz możemy jechać pod stadion.

Małe zamieszanie z wejściem, ale po chwili jesteśmy po właściwej stronie bram stadionu. trafiamy na końcówkę pierwszego supportu - Bloo. Nie znam i nie jest mi dane poznać.

Olbrzymia scena, o której było tak głośno, okazuje się zupełnie normalna. Telebimów nie widzę. Gra Symetria. Sympatycznie.

Następnie Chemia, ale nie ma między nami chemii...

Złe Psy - Szacun. Płyta jakoś mnie nie rzuciła na kolana, ale na żywo chłopaki dają czadu. Gościnnie na scenie pojawia się Tomasz Karolak. Potraktujmy to jako ciekawostkę.

Supporty kończą przed dwudziestą pierwszą. O dwudziestej pierwszej planowo ma wystąpić główna gwiazda wieczora. Wiadomo, że będzie opóźnienie, bo trzeba podmienić sprzęt itp, a poza tym zawsze (prawie) się spóźniają. Takie prawo gwiazdy.

Robi się ciemno i chłodno. W tle gra jakaś głównie ciężko strawna muzyka. Po godzinie oczekiwania zaczyna być słychać gwizdy. Po półtorej... ogólne zniecierpliwienie, tym bardziej, że na scenie już wszystko gotowe i nic się nie dzieje. Po dwóch godzinach... mamy powoli dosyć, tym bardziej, że nikt nie raczy nas poinformować co się dzieje.

23:20 - zaczyna się koncert. Prawie 2,5 godziny oczekiwania, prawie 2,5 godziny spóźnienia. Mnie to się nie podoba. Dla mnie to nie jest ani tradycja, ani podgrzewanie atmosfery, ani nic, co potrafiłbym zaakceptować. To jest jawne olewanie fanów. Tak się chyba kończy moja historia z muzyką Gunsów. ;-( Szkoda.

Wychodzą i większość publiczności od razu im zapomina spóźnienie. Mnie nie do końca się podoba, szczególnie, że mam wątpliwości co do nagłośnienia.

Po kilku utworach jest lepiej i zaczyna mi się podobać. Nie skaczę szaleńczo, tym bardziej, że nikt wokół nie skacze ale jest świetnie.

Nie da się ukryć chłopaki potrafią grać. Bardzo potrafią. Może i wolę koncerty mniej wyreżyserowane, bardziej spontaniczne, ale to co robią na scenie tłumaczy wszystko. Jest fantastycznie, z każdym utworem coraz trudniej jest mi powstrzymać emocje. Mój syn jest w siódmym niebie. Monika chyba bardziej w piekle...

Powinienem opisać utwór po utworze, bo prawie każdy był arcydziełem... ale nie potrafię. Za dużo emocji i za mało czasu. Było fantastycznie. Skończyli grać po drugiej w nocy - 2:45h cudownej muzyki.