Po chorobowym Tydzień przechodzonej choroby + Złoto dla Zuchwałych mogły skończyć się tylko w jeden sposób. I tak się skończyły, antybiotyk i L4 (wielkie dzięki tym, którzy szanują prawo do prywatności i odpoczynku innych :-( ). Jak na złość pogoda za oknem przepiękna. Dziś już nie wytrzymałem. Głos wraca do swego normalnego stanu, temperatura też wczoraj wieczorem pokazała 36,6 więc dziś na rower. Ale jestem odpowiedzialny więc tylko na chwilę, do tego bez żadnego wysiłku, powolutku, ot tak żeby się przejechać.
Bez celu włóczę się po okolicy. Przypomina mi się, że niedawno, po rozmowie z jednym z rowerowych kolegów o cmentarzu cholerycznym, znalazłem info, że w Rokitnicy też taki był.
Złoto dla Zuchwałych 2014 Przyjazd
Nie powinno nas tu
być. Obaj z
Amigą od tygodnia jesteśmy chorzy. Powinniśmy się kurować. Wizyta u
klienta oddalonego raptem o 120km od Lubostronia skłoniła nas jednak do startu.
Przyjeżdżamy do bazy… przed organizatorami, choć wedle programu powinni już tu
być. Z lekkim opóźnieniem zjawiają się i… to chyba jedyne ich potknięcie na tej
imprezie.
W międzyczasie
spotkania i pogaduchy ze znajomymi. Stawiła się prawie cała czołówka Pucharu.
Są też dawno nie widziani znajomi. Rozmowy trwają do późnych godzin nocnych. W
końcu kładziemy się spać.
Start
Pobudka i… prawie
nie mówię. Czuję się fatalnie. Gdyby Darek powiedział nie jedziemy, bez żalu
bym odpuścił. Niestety nie mówi.
Przed odprawą wita
się z nami
klosiu, miło poznać kolejną osobą z bikestats w realu, choć nieładnie, że się z nas od razu wyśmiewa, mówiąc, że uczy się z naszych relacji. Choć z innej strony to mądre, bo lepiej się uczyć na błędach innych, człowiek żyje zbyt krótko, żeby samemu wszystkie popełnić :-)
Po krótkiej odprawie
dostajemy mapy w skali 1: 50 000 i mamy kilka minut do startu. Oczywiście
flamastry idą w ruch i zaznaczamy całą trasę. 24 punkty w 8 godzin. Gęsto, ale to oznacza, że nie ma tu miejsca na duże błędy. Nie podoba mi się mapa. Mylą mi
się poziomnice ze ścieżkami.
PK 8 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SW
Ruszamy, po chwili
wyprzedza nas Wojtek , który postanowił zacząć od tego samego punktu. Razem
docieramy do lasu. Punkt prosty, tym bardziej, że kilka osób właśnie wraca lub
dojeżdża do niegopotwierdzając słuszny
wybór trasy. Nieco zaskakuje perforator :-)
PK 3 - Drzewo przy granicy kultur
Kolejny lasek,
przeprawa przez strumyk.
I mamy kolejny znaczek na karcie w dobrym czasie. Teraz
trzeba się wydostać na drogę i… tu popełniamy błąd. Zamiast odbić od punktu na
zachód, omijamy częściowo jeziorko i odbijamy na północny zachód. Późniejsza
korekta na zachód niewiele pomaga, bo krążymy już w niewłaściwym miejscu.
Utwierdza nas w tym Kamila z trasy pieszej, która wcześniej pognała dziki w
naszą stronę :-) Jeszcze jedno podejście i w końcu decydujemy powrócić do
jeziorka. Niestety błądzenie zajmuje nam ponad 30 minut.
PK 5 - Ruiny wieży drzewo 20m na N
10 minut później
jesteśmy przy ruinach. Szkoda straconego czasu.
PK 11 - Skraj lasu słupek wysokości
Napotykamy resztki
śniegu, na długości 2-3m :-) Kwadrans później jesteśmy na kolejnym punkcie.
PK 10 - Początek strumienia
Droga wzdłuż
strumienia nieco zakrzaczona, ale prowadzi nas bez problemów do jego początku.
PK 14 - Przepust
Przepust również nie
sprawia problemów. Patrząc po czasie to kolejne punktu zdobywamy w odstępach
około kwadransa więc błąd przy "trójce" kosztował nas 2-3 punkty.
PK 12 - Szczyt górki
Wracamy znaną nam
drogą. Asfaltowy podjazd powoduje, że skupiamy się nad tym jak najsprawniej go
podjechać.
Jest skrzyżowanie,
choć z mapy wygląda, że powinny tu być drogi asfaltowe. I kościoła nie widać,
coś jest nie tak. Mimo to skręcamy w lewo i znów brakuje drogi. Stop! Zerkam na
mapę i już wiem.
Wracając z Obielewa
mieliśmy skręcić w prawo (skąd przyjechaliśmy) a my skupieni na podjeździe
pojechaliśmy prosto. To gdzie jesteśmy to Kaliska. Korekta. Jedziemy na zachód,
choć patrząc z perspektywy czasu nie wiem czemu nie pojechaliśmy na Buszkowo. Droga
płata nam figla i i tak lądujemy Jabłówkowie. Chwilę wcześniej ścigam się z
quadem :-)Ponoć gość robił wszystko
żeby mnie dogonić kiedy go wyprzedziłem, ale nie udało mu się.
Wjeżdżamy do lasu i
szukamy tego czego nie lubię - w lesie każde wzniesienie wygląda jak szczyt
górki. Oprócz nas punktu szuka kilku piechurów. Wycofujemy się i próbujemy
podjechać do punktu od południa. Dobry pomysł. Trafiony - zatopiony. Niestety
od poprzedniego punktu minęło 1:08h!!! Powinniśmy w tym czasie zaliczyć z
cztery punkty. Źle.
PK 15 - Skraj lasu
Stosunkowo długi
przelot do następnego miejsca. Trochę martwi nas brak ścieżki na mapie, ale
punkt jest na skraju lasu więc jakoś tam dotrzemy. Przy lesie decydujemy się
wjechać kawałek w głąb i trafiamy na ścieżkę, która wydaje się prowadzić tylko
na szczyt, ale w praktyce prowadzi nas aż do celu.
Czas na korektę
planów, minęło południe, czyli połowa czasu, a mamy dopiero 8 punktów :-(
Rezygnujemy z 20,22,13, 17, 21 i 4. Resztę zobaczymy w trakcie dalszej jazdy.
PK 9 - Granica kultur
Dziewiątka
namierzona bez problemów .
PK 2 - Skraj rowu
Coś mi się dziwnie
jedzie. Już wiem opadło mi siodełko. Poprawię przy punkcie.
PK 7 - Brzeg strumienia
Kolejny punkt, na
który wjeżdżamy bez problemów, choć przyznaję, że nie zauważyłem strumienia :-)
Zostaje nam około 2,5h czasu.
PK 23 - Wielki pień na skarpie
Pień jest gdzie miał
być, krótka narada i odpuszczamy PK19. Zupełnie nie po drodze, a zaliczenie go
może by było możliwe, ale bardzo "na styk".
PK 24 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SE
Punkt zlokalizowany
około kilometra od mety, ale przed nami jeszcze 2 inne punkty. Choć niektóry
jak Daniel, którego tu spotykamy wracają już na metę z kompletem punktów.
PK 18 - Skrzyżowanie
Zaczynam odczuwać
zmęczenie.Konieczna dawka cukru. Punkt
łatwy do odnalezienia.
PK 16 - Zagłębienie słamane drzewo
Przed punktem
spotkamy Radka, który woła, że punkt jest kawałek dalej po lewej. Zatrzymujemy
rowery i przed nami zagłębienie, mokre zagłębienie. Spotykamy Wojtka, który
ponoć krąży tu już chwilę. Szukamy w zagłębieniu uważając aby nie wdepnąć za
mocno w jakieś błoto. Jesteśmy za daleko, cofamy się i ruszamy z drugiej
strony. Nadziewam się na gałąź i robię dziurę w spodniach :-( Szukamy dalej.
Darek obchodzi staw dookoła, a ja wracam do rowerów żeby zerknąć na mapę po
wydaje mi się, że szukamy za daleko. Wracam i co widzę. Tuż za rowerami wisi
punkt. Świetnie.
Ale możemy to zrzucić
na mylny opis "
słamane drzewo"
- nie wiedzieliśmy czego szukać:-)
Poza tym miałem wrażenie, że do punktu podchodziłem w górę, więc gdzie zagłębienie...
Kolejne kilkanaście
minut błądzenia. Inna sprawa,że to już i tak nie ma znaczenia. Na
dziewiętnastkę już nie pojedziemy. Może gdyby to miał być ostatni punkt do
kompletu to zaryzykowalibyśmy, a tak nie ma już parcia. Pewnie gdybyśmy go
zrobili po PK23 to zdążylibyśmy zrobić też resztę, ale gdyby babcia miała
wąsy...
Meta
Na metę przyjeżdżamy
z zapasem około 50 minut i tylko 16 punktami, ale już nic w okolicy nam nie
pozostało do zaliczenia. Gdyby nie te dwa błędy na początku…
Myjemy rowery i
idziemy coś zjeść. Spodziewałem się wczorajszej fasolki, a tu gulasz z kaszą i
marchewką. Choć fasolka też jest opcjonalnie jako dokładka.
Kąpiel i pora się
żegnać, chcemy jeszcze dziś wrócić do domu.
Świetnie
zorganizowana impreza, doskonała pogoda, ciekawe okolice i wyborne towarzystwo,
czego chcieć więcej? Może tylko poprawiłbym jakość wydruku mapy i… naszą
nawigację. Patrząc na nasz start teraz, szkoda. Szkoda tych dwóch błędów na
początku, bo poza nimi nawigacja była bezbłędna. Ostatni punkt przemilczę.
Komplet był do zrobienia bez problemu. Ale my go nie zrobiliśmy.
Wracając czuję w
nogach zmęczenie. To chyba dobrze, znaczy, że się nie obijałem.
Gościnnie i na ostrym kole
Wraz z
wczorajszymi gośćmi miło i długo spędzony wieczór. W międzyczasie umawiamy się ze znajomymi na dziś na wyjazd do Toszka. Niestety rano dostajemy info, że wyjazd nieaktualny więc u nas też spada napięcie. Kiedy w końcu udaje mi się namówić ekipę na wyjazd opracowujemy trasę alternatywną. Po zejściu na dół już wiemy, że nie będzie wycieczki, goście decydują się na bezpośredni powrót do Dąbrowy.
Zanim ruszamy próbuję przejażdżki na
Tomka ostrzaku. Jest inaczej. Dziwnie, momentami trudno, szczególnie przy ostrych zakrętach, gdzie normalnie przestaję pedałować, a tu trzeba ciągle kręcić. O dziwo trudno też się jest zatrzymać. Pewnie trzeba by trochę więcej pojeździć. Dziwnie, ale ciekawie.
W Wojkowicach decyduję się pożegnać gości i... ruszyć w stronę Katowic po... kolejnego gościa. Umawiam się z
Amigą na kontakt jak już dotrę do Katowic. W Siemianowicach korci, by za namową Kosmy poszukać dzieł Szwedzkiego. Zauważam jedno ale tłum ludzi obok zniechęca do zatrzymywania się, a chęć szybkiego dotarcia do Katowic sprawia, że rezygnuję z poszukiwań kolejnych.
Tam a nazod Dzisiejszy dzień ustawiony przez turniej Igorka. Rano jedziemy kibicować całemu zespołowi na turnieju w Chorzowie. Emocji co niemiara. Szczególnie jak operator tablicy przysypiał... A wydawałoby się, że obsługa kilkunastu klawiszy nie powinna być bardzo trudna.
Po powrocie do domu niewiele czasu na wyjazd, tym bardziej, że przed samym wyjściem odkrywam brak powietrza w tylnym kole. Jadę do Zbrosławic. Chwila walki na jednym z podjazdów w Ptakowicach. Niby nie jest stromy, ale na całej długości to ok. 2,5km, na szczęście w środku jest krótkie wypłaszczenie. Myślałem, że będzie mnie to nużyło, ale tylko męczyło, choć mniej niż się spodziewałem. Na trasie policja sprawdzała trzeźwość, ale mimo, że przejeżdżałem obok nich chyba siedmiokrotnie, to ani razu mnie nie zatrzymali. Ciekawe co sobie myśleli: prowokator, czy wariat?
Pod koniec dostaję telefon od Moniki, że wraz z Tomkiem zbliżają się w mojej okolice. Jeszcze jeden podjazd i ruszam w ich stronę. Terenem, co od razu widać po moich ciuchach. Spotykamy się w Stolarzowicach. Miło zobaczyć ich po dość długim okresie, tym bardziej na rowerach.
Walentynki bez dziewczyn Przedwczoraj nie udało się pojeździć więc wczoraj wieczorem ubieram się do wyjścia, gdy niespodziewany gość stanął w naszych drzwiach. Nie widzieliśmy się już z Piotrkiem chyba z 1,5 roku więc oczywiście rower przegrał.Fajnie było choć przez chwilę porozmawiać. Ciekawe kiedy w końcu uda się pojeździć...
Dziś czuję się zmęczony po całym tygodniu, ale nie ma zmiłuj. Nie chce mi się, ale po dwudziestej ruszam. Po drodze dziwnie, mnóstwo młodych ludzi, ale głownie sami chłopcy/mężczyźni... Wydawać by się mogło, że w Walentynki będę spotykał same pary. Chyba, że już wracają, albo w myśl starej piosenki umówili się z Nią na dziewiątą...
W Mikulczycach pełen szacun dla kierowcy tira, który najpierw jedzie ze mną do skrzyżowania, nie próbując mnie wyprzedzać, choć pewnie niejeden na jego miejscu by to zrobił, a potem skręca tam gdzie i ja i kolejne kilkaset metrów wlecze się za mną dopóki za torami nie uciekam na rowerówkę. Szacun.
Jak już zacząłem ostatnio używać, to drugi raz z rzędu się nie dało włączyć. Czarny ekran na komórce i tyle. Mogłem włączać inne aplikacje, a tu za każdym razem to samo. Po restarcie komórki dalej bez zmian. Co ciekawe, jak w niedzielę było podobnie, to potem próbowałem w domu sprawdzić co się dzieje i... za każdym razem wszystko było ok.
Późnym wieczorem rundka po okolicy, niestety kilka ruchliwych dróg.
Jakoś tak ciężko, szczególnie przez pierwsze 40 minut. Nie chciało mi się. Ciemno, samemu, chłodno...
Po weselu Wczorajsza impreza weselna przebiegła inaczej niż się spodziewałem. Efekt - odwołany poranny wyjazd i zbieram się na rower dopiero około 14-tej. Dziś tylko las ;-) Na dzień dobry Krajszyna, którą wczoraj rano dało się podjechać bez problemu dziś była nie do podjazdu, koło się kręciło w miejscu. Jak się okazało cały las był dziś błotnisty. i mimo, że tempo miałem szaleńcze, to zdążyłem się nieźle ubabrać. Świeżo wyczyszczony rower też. Masakrycznie mi się jechało... nie miałem zupełnie siły...
W trakcie postoju na uzupełnianie płynów jedno zdjęcie.
Chrzest bojowy Z rana, w towarzystwie Damiana, ruszamy w drogę. Myślę że pojedziemy asfaltem do Toszka, ale najpierw podjazd na Krajszynę, bo Wiku wczoraj narzekał, że koła się w miejscu kręcą i się nie da... Jak się nie da... Dało się (choć nie każdą ścieżką)... bo błoto z rana było zamarznięte :-)
Skoro da się to wybieramy teren. No trudno, będzie chrzest bojowy nowej ramy w terenie :-) Las miechowicki to o tej porze na przemian błoto albo lód. Ale jedzie się spoko. Dalej Segiet i tam nie wiem co mnie podkusiło ale wybieram Red Rocka... Choć czuję, że będzie mokro to jedziemy. A ta hałda jak jest mokra to nie wróży niczego dobrego. I nie mylę się. Na górze rower przestaje jechać Koła się już nie obracają
Czas jechać dalej. Niestety po chwili moje koła znów się nie kręcą. To nie był dobry pomysł, szczególnie po wymianie napędu.
Lądujemy w Reptach. Tu znów chwila żebym się spocił. Oj, mam nad czym pracować. Cóż, po prostu trzeba tu częściej przyjeżdżać. Ciekawe kiedy ten odcinek uda mi się przejechać bez podpórki... i hamowania na śliskich liściach...
Pod koniec jeszcze uślizg na lodzie, tu też się nie hamuje (ale wybroniłem się).
W sumie niezbyt wiele kilometrów, ale wracam zmęczony...
Marzenia o domku
Życie zweryfikowało plany i czasu starczyło tylko na ciężarki. Nawet nie było możliwości kręcenia w miejscu, bo już było zbyt późno i myślę, że sąsiadom by się nie podobało. I z tego właśnie powodu czasem chciałbym mieszkać w domu, z dala od innych. I muzyka by nie przeszkadzała... I pies... Ech, pomarzyć można...
W nawiązaniu do wczorajszego wpisu, żeby nie było wątpliwości co to było :-)
Na nowym starym rowerze
Rower, po uznanej reklamacji, wrócił do domu więc trzeba było sprawdzić jak działa. Działa :-)
Miałem lekkie obawy, bo zmieniłem ramę na większą. Kupując wydawała mi się, ok, ale w trakcie użytkowania wiele razy łapałem się na myśli, że mogłaby być trochę większa. Kiedy w trakcie reklamacji dostałem zapytanie, czy chcę identyczną, czy numer większą, wybrałem większą. Kiedy rower dotarł, zacząłem mieć obawy, czy nie jest aby zbyt duża.
Po testowej jeździe wydaje mi się, że to był dobry wybór, zobaczymy jednak jak będzie po jeździe w trenie, ale to najwcześniej w weekend. Dodatkową zaletą jest to, że sztyca jest teraz sporo mniej wyciągnięta, choć poprzednio też jej nie wyciągałem powyżej znacznika.
Oprócz serwisu jeszcze jedna mała zmiana w rowerze :-)