Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:239.94 km (w terenie 118.00 km; 49.18%)
Czas w ruchu:15:02
Średnia prędkość:15.96 km/h
Maksymalna prędkość:52.61 km/h
Maks. tętno maksymalne:198 (108 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:26.66 km i 1h 40m
Więcej statystyk

Myślenice - objazd(?) trasy maratonu

Środa, 19 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Nie, nie zamierzam startować w maratonie. Nie dorosłem do typowych maratonów i chyba już nigdy nie dorosnę. Za to koledzy tak i postanowili pojechać na objazd trasy. Korzystając z chwili czasu jadę z nimi. W sumie w Myślenicach stawia się nas siódemka. Czterech maratończyków i trzech dla towarzystwa.

Jeszcze w grupie © djk71

Ruszamy spokojnie. Pod górkę, ale bez problemów. Po kilku kilometrach Arek wydaje się mieć mniej powietrza niż powinien mieć. Chwila przerwy na łyk picia i… walkę z mleczkiem :-)

Jak usunąć mleczko © djk71
Tu coś trzeba wykręcić? © djk71

W końcu ruszamy. Momentami trasa nieco odbiega od śladu ściągniętego ze strony. Tak, czy owak pod górkę. Można się zmęczyć :-) Dalej asfaltowy zjazd i hamulce idą w ruch.

Było w dół to musi być i w górę. Niestety na kolejnym podjeździe po płytach brakuje mi siły. Odpuszczam. Podprowadzam rower do góry.
Kilku kolegów uciekło mi do przodu, dwóch zostało z tyłu, jadę sam. Dobrze, że mam ślad.

Ładnie tu © djk71

W końcu docieram do chłopaków siedzących już w schronisku. Dołączam do nich, a po chwili dołącza reszta.

Kudłacze © djk71

Krótka przerwa i ustalenie dalszej trasy, z czegoś trzeba zrezygnować, bo zbyt szybko robi się ciemno.

Jedziemy dalej. Znów kawałek, gdzie podprowadzam. Chwilę później jest jeszcze gorzej bo… przed nami zjazd. Niestety tu też odcinek, gdzie zamiast jazdy jest spacer.

Od kilku lat niewiele się zmieniło, nie mam siły podjeżdżać i odwagi żeby zjeżdżać. Pewnie gdybym częściej jeździł w góry byłoby trochę lepiej, choć cudów (szczególnie jeśli chodzi o zjeżdżanie) bym się nie spodziewał.

W końcówce już włączamy światła. Zmęczeni, ale zadowoleni. Wniosek prosty - trzeba częściej w góry jeździć.
Jednak w kontekście sił (a raczej ich braku) pod znakiem zapytania stoi sens startu w KoRNO....

Kadencja: 59

Po osiedlu

Wtorek, 18 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Krótkie kręcenie po drobnym serwisie żeby zobaczyć czy wszystko działa. Niby tak, ale do ideału jeszcze daleko.
Do tego ta dzwoniąca tarcza z przodu, ale z tym się chyba już nic nie da zrobić. Trzeba wymienić, pewnie trochę już krzywa :(

Kadencja: 79

Po Bike Oriencie

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Wracając wczoraj ze Strumian podejrzewałem, że dziś będą bolały mnie nogi, szczególnie uda. O dziwo nic takie nie miało miejsca. Jednak w trakcie jazdy czułem ogólne zmęczenie. Strasznie szybko robi się też ciemno. Szczególnie w lesie. I pierwszy raz od dawna było mi chłodno. Nawet  trakcie jazdy założyłem rękawki.

Przeglądając zdjęcia zrobiona przez Foto Doktorka znalazłem jedno, kiedy już jestem umyty, przebrany, po odpowiedniej dawce coli... Szkoda, że nie zdjęcia jak wyglądałem tuż po przekroczeniu mety... Ciekawe czy byłyby jakieś wspólne elementy... :)

Już mi lepiej © Foto Doktorek

Kadencja: 82

Bike Orient - Międzyrzecze Warty i Widawki

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Kolejny w tym roku Bike Orient. Jeszcze nie zdążyłem dobrze odpocząć po Śnieżce, a tu kolejna impreza. Do ośrodka w Strumianach koło Burzenina dojeżdżamy wraz z Andrzejem. Tu jednak nasze drogi najprawdopodobniej się rozejdą, a właściwie rozjadą. On wybiera trasę Giga, ja wiem, że nie mam na to siły i pojadę Mega. Chyba :-)

Czasu wystarcza akurat żeby się zarejestrować, przywitać ze znajomymi, przebrać i przygotować rowery. Czas na odprawę, zgodnie z zapowiedziami czeka nas kilkukrotna przeprawa przez Wartę i Widawkę, brody na szczęście są zaznaczone na mapie.

Trwa odprawa © djk71

Rozdanie map. Wytyczam "krótki" wariant, teoretycznie ok. 50km.

Jest mapa, czas na kreślenie © djk71

Wyjątkowo szybko udało się narysować trasę i krótko po haśle: Start ruszam.

PK 6 - grodzisko
Trudno tu nie trafić, przede mną i za mną sporo zawodników, nic dziwnego, w sumie wystartowało chyba ok. 170 osób. Oczywiście ekipa rozjechała się już na starcie w różne strony, ale ileś osób jako pierwszy do zaliczenia wybrało właśnie ten punkt.

PK 5 - lewy brzeg Warty
Trochę inaczej niż planowałem, bo asfaltem zmierzam w stronę punktu. Niestety dalej też zamiast jechać, jak narysowałem, ścieżką wzdłuż Warty jadę za kilkoma zawodnikami obok wału. Zjeżdżamy i widzę, że kierują się w lewo. Wg mnie powinno być w prawo. Czeszemy chwilę nadrzeczne krzaczory, ale punktu nie ma. Ruszam dalej i jest grupa zawodników. No tak, gdybym pojechał jak planowałem ścieżką to wjechałbym prosto na dobrze widoczny punkt.
Kiedy ja się w końcu nauczę panować nad sobą i nie poddawać się "stadu"... Wyjeżdżając z punktu mijam Andrzeja i Tomalosa.

PK 19 - dołek
Zastanawiam się przez chwilę, czy nie jechać tu asfaltem, trochę dalej ale pewniejsza droga, w końcu jednak wybieram teren prze Redzeń Drugi. Dogania mnie Adam. Mówi, że zdążył już połamać mapnik. Nie wygląda to jednak najgorzej, jakoś da radę. Mówię żeby jechał dalej, bo i tak nie dotrzymam mu tempa. Po chwili piasek zrzuca mnie z roweru. Kawałek dalej już nie widzę Adama. Ten ma parę w nogach.

W dołku, na krzesełku © djk71

Dojeżdżam do punktu, odbijam kartę i... nadjeżdża Adam. Przestrzelił.

PK 10 - róg lasu
W Krępicy przy krzyżu mało nie zaliczam upadku i skręcam w stronę, z której wcześniej przyjechałem. Na szczęście kompas na ręce podpowiada mi, że to błędny kierunek. Nadrobiłem tylko kilkaset metrów.
Wracając z punktu znów spotykam Andrzeja. Co on tu robi?

PK 11 - lewy brzeg Warty (bród)
Ciepło. pić się chce coraz bardziej, a tu trzeba rozsądnie dysponować zapasami. Nie dość, że sklepów jak na lekarstwo, to jeszcze w większości dziś zamknięte - święto :-(
Podbijam kartę i pora przeprawić się na drugą stronę. Wygląda, że mimo, iż to Warta to jest płytko - trochę powyżej kolan. Niektórzy ściągają buty, skarpety, ja nawet o tym nie myślę. Myślałem, że woda nas ochłodzi, a tu temperatura letniej zupy...

Dogania mnie Andrzej. Czyżby on też wybrał trasę Mega?

Tu było płytko © djk71

PK20 - wapiennik
W Siemiechowie Andrzej wyjaśnia, że jednak jedzie Giga i zachęca żebym też pojechał skoro po pięciu punktach mamy ten sam czas. Czuję, jednak że nie dam rady i jadę swoje. Andrzej odbija na południe, ja na wschód. Dziwnie, ale mam zagiętą mapę i być może "na dole" jest jeszcze jakiś punkt, który chce zaliczyć. Wybrałem okrężny asfalt i... przed punktem widzę znów Andrzeja, który już go zaliczył.

Wapiennik © djk71

Jak on to zrobił?

PK 16 - dołek
Gorąco. Widząc na mapie zaznaczony sklep postanawiam nadłożyć ok. 2km, ale po pierwsze pojechać asfaltem zamiast terenem, a p;o drugie dokupić nieco picia. Niestety sklep zamknięty. Chwilę potem mnie odcina. Ledwo jadę. Znów piach i słońce. Chwila szukania i jest punkt.

PK 12 - wzniesienie
Jedzie mi się coraz ciężej. Wzniesienie opisane na mapie jako Góra Charlawa nie podnosi mojego morale. Na miejscu okazuje się, że mam szczęście, bo dostaję wskazówki, że punkt jest za wzniesieniem. Bez tego pewnie straciłbym sporo czasu przeszukując wcześniejszą górkę.

PK 18 - siodło (ambona)
Punkt prosty, ale chyba zmęczenie sprawia, że nie zauważyłem ani ambony, ani siodła. Zaczyna mnie boleć głowa i mam mdłości... :(

PK 8 - koniec drogi
Wyjeżdżam z punktu, i po chwili skręcam w prawo ni zauważając, że droga oznaczona jest jako: Łódzki Szlak Konny!!! Gdybym pojechał pięćset metrów dalej jechałbym normalną drogą. A tak przedzieram się jakieś 1,5km przez kopne piachy ;-(

Od jakiegoś czasu rozglądam się po mijanych podwórkach chcąc poprosić kogoś o wodę, ale wszyscy siedzą pozamykani w swoich domach. W końcu trafiam na koło łowieckie gdzie ktoś się kręci po podwórzu. Zostaję poczęstowany dwoma butelkami zimnej wody. Chwila odpoczynku i rozmowy. Dowiaduję się, że mieli w planie jakieś prace w lesie, ale przecież nikt normalny w takiej temperaturze nie wchodzi do lasu! :-) No tak my normalni nie jesteśmy, a poza tym my wjeżdżamy :-) 
Uratowali mi życie. Jadę na punkt.

PK 4 - rozwidlenie wałów
Planowałem dojechać do punktu od południowo-zachodniej strony, ale znów dałem się porwać tłumowi i skręciłem na północ. W sumie z tej strony też powinno się łatwo trafić. W rzeczywistości błąkam się obok puntu około 15 minut :-( W końcu jest. Spod punktu zawodnicy wołają: Tędy nie przejdziesz, tu jest bagno. Tego mi jeszcze brakowało. Tam dalej jest kładka słyszę. Pytam jak daleko, Jakieś 200m. Mam to gdzieś, za daleko. Ruszam do przodu i... bagno tu chyba było kiedyś, bo przechodzę suchą stopą.

Meta
Jeszcze kilka km do mety. Łatwo nie jest ale wiem, że dojadę, choć czuję się paskudnie. Czas 4:35:13, co wg wstępnych wyników daje mi 24 miejsce na 135 zawodników na trasie MEGA.
Na mecie pytam tylko kto ma Colę lub pistolet - żeby skrócić me męczarnie. Pistoletu nie ma więc jadę do pobliskiego baru i odpoczywam przy litrze pepsi.

Dopiero potem zbieram siły aby pójść na pierogi. Dostaję dużą porcję ruskich i do tego bezalkoholowe piwo (od jednego ze sponsorów).
Piwko (szczególnie wersja zwykła, a nie Zitrone) całkiem, całkiem... Tylko gdzie i za ile można je kupić?

Bezalkoholowe izotoniczne piwo © djk71

Kiedy robię kolejne zdjęcie haseł przyklejonych w okienku, gdzie wydawane są posiłki, z drugiej strony trwa rozmowa, że chyba zbliża się burza. Robię zdjęcie i słyszę: O, już nawet się błyska. Wybucham śmiechem i powtarzam błysk :)

Pij bezalkoholowe ;-) © djk71

Sugeruję Piotrkowi, że na następnej imprezie przy każdym punkcie powinna stać skrzynka takiego (zimnego) piwa. Ale by była motywacja do jazdy, wiedząc, że tylko pierwszych dwudziestu zaspokoi pragnienie :-)

Piotrek zajęty © djk71

Pierogi dobre, ale zjadam je bardzo powoli wymieniając opinie na temat zawodów, trasy... Wszyscy są zmęczeni, ale zadowoleni.

W końcu docierają kolejni zawodnicy, w tym Adam, który wygrywa trasę Giga jednocześnie obalając mit, że do dobrej nawigacji potrzebny jest mapnik. Kiedy go spotkałem na trasie mapnik wyglądał lepiej, na mecie już tylko tyle z niego pozostało :-)

Po co komu mapnik? © djk71

Dojeżdża również Andrzej, wg wstępnych wyników zajmuje 11 miejsce na 33 sklasyfikowanych na trasie Giga. Ładnie.

Po raz kolejny świetnie zorganizowana impreza. Fajna trasa i lokalizacja bazy, tylko ciepło dało popalić. Dobrym pomysłem było umieszczenie miarki na karcie startowej. Przydała się, była łatwiej dostępna niż moja linijka.

Miło było spotkać po takiej przerwie znów tylu znajomych. Tego mi brakowało. Pozdrowionka dla organizatorów i zawodników. Do następnej imprezy :-) Kolejny Bike Orient w październiku w okolicach Pabianic.

Licząc wieczorem wyszło mi, że na trasie wypiłem ponad 3 litry, a w ciągu całego dnia 9 litrów. Teraz rano kiedy piszę ten post wciąż mi się chce pić... :-)

Kadencja: 72

Przed kolejnym BO

Piątek, 14 sierpnia 2015 · Komentarze(12)
Nie mogłem się dziś oprzeć temu, aby nie pstryknąć dwóch fotek. Znaki stoją po dwóch stronach tej samej ulicy. Wciąż się zastanawiam jaki jest tego cel. I jak będą sobie radzili kierowcy na przełomie miesiąca... Będą w nocy przestawiali auta, czy też rano z niepokojem sprawdzali czy za szybą nie ma pozdrowień od Straży Miejskiej? A co jak ktoś wyjedzie na urlop i zostawi auto pod domem?

Miesiące nieparzyste © djk71
Miesiące parzyste © djk71

Przed zawodami powinienem dziś odpoczywać, ale ponieważ ostatnio tylko odpoczywam to zrobiłem sobie krótki wieczorny wypad. Kierunek Zabrze, bo kusiło zerknąć na 5 urodziny Zabrzańskiej Masy Krytycznej.

5 urodziny ZMK © djk71

Przyjechałem kilka minut spóźniony, ale jeszcze stali. Rzut oka na ekipę, ale nic nie przekonało mnie aby do nich dołączyć, zresztą czasu dziś mało więc pokrążyłem jeszcze chwilę po mieście i wróciłem do domu. Trzeba się pakować na jutrzejszy Bike Orient.

Kadencja: 86

Po Śnieżce

Czwartek, 13 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Przez kilka dni nie potrafię dojść do siebie. Dawno tak mnie nic nie zmęczyło jak niedzielna Śnieżka. Dziś w końcu ruszam na rower. Wypadałoby, tym bardziej, że w sobotę Bike Orient. Obawiam się, że to będzie kolejna impreza towarzyska, a nie sportowa. Nie mam sił. Gdyby nie inni rowerzyści, których spotykam i duma każe ich wyprzedzić to pewnie tempo miałbym o połowę wolniejsze. Czuję każdy podjazd. Druga część lepiej, ale też bez żadnego szału. W sobotę szału też pewnie nie będzie :-(

Takie słońce już jest akceptowalne © djk71


Śnieżka 2015, czyli 2min/kg

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(13)
Uczestnicy
W ubiegłym roku był prawie sukces, w tym chcę po prostu wjechać. Pięć miesięcy przerwy w treningach, 13kg więcej i panujący od kilku dni upał nie wróżą dobrze. Gdyby nie to, że zapisałem się i zapłaciłem już w marcu, pewnie bym zrezygnował.

W przeciwieństwie do lat ubiegłych, a podobnie jak za pierwszym razem, wyjazd do Karpacza i powrót do domu w tym samym dniu. Nie jest to najmądrzejsze, szczególnie gdy trzeba wstać po trzeciej rano, po zaledwie 2,5 godzinie snu :-(

Na miejsce wraz z Amigą oraz Anetką i Igorkiem, dojeżdżamy wystarczająco wcześnie, aby zdążyć odebrać pełne pakiety startowe jeszcze rano, następni odbiorą teraz tylko numerki, a po resztę będą musieli wrócić po zawodach.

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i wraz z Krzyśkiem, który dotarł tu chwilę wcześniej ruszamy na małą rozgrzewkę. W tym czasie Anetka z Igorkiem podążają na szczyt, aby tam nas dopingować.

Rozgrzewka w miarę spoko choć puls od razu skacze na 185. Ustawiamy się na linii startu i w oczekiwaniu na godzinę dziesiątą rozmawiamy, pstrykamy fotki i... próbujemy ostudzić emocje.

Endomondo trzeba włączyć © djk71

Zaraz ruszamy © djk71

W końcu ruszamy. Na zwężonym odcinku drogi Darek z Krzyśkiem odjeżdżają mi jakieś 20-30m do przodu i... do samego Wangu nie jestem w stanie ich dogonić. Zresztą nikogo nie jestem w stanie dognić. Wszyscy mnie wyprzedzają. W zeszłym roku o ile pamiętam to ja wyprzedziłem na tym odcinku sporo osób. Dziś nikogo :-(

Podjazd pod Wang i jak co roku diabełek mi szepcze do ucha.... Zejdź... Inni też zeszli... Nie poddaję się. Jadę. Wolno, ale jadę. Widzę jak Krzysiek i Darek prowadzą rowery. Ja jadę. Dodaje mi to trochę otuchy, ale wciąż ich nie mogę dogonić. Po chwili i ja schodzę z roweru. Prowadzę dłuższy kawałek.

Znów próbuję jechać ale jest ciężko. Kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają. Wyprzedza mnie też Grzesiek próbując dodać mi otuchy.

Znów schodzę. Do Strzechy Akademickiej głównie prowadzę. Zaczyna padać. Nie, to nie deszcz. To ze mnie się leje... ciurkiem... Jak z niedokręconego kranu... Masakra...

Na bufecie, po raz pierwszy chyba odkąd tu przyjeżdżam, biorę kubek i wypijam go jednym haustem. Po chwili biorę drugi i pół wypijam, a pół wylewam na siebie. Za mało...

Idę dalej... Powoli. Tak powoli, że licznik w rowerze pokazuje... 0,00 km/h. Widać nie rejestruje prędkości mniejszych niż 3km/h. Słońce coraz bardziej daje w kość. Powłóczę nogami czekając na kawałek wypłaszczenia. Wiem, że potem będzie zjazd do Domu Śląskiego. Długo na to czekam, ale w końcu jest.

Próbuję nadrobić stracony czas, ale szału nie ma. Maksymalna prędkość jaką tam osiągam to ok. 33km/h :(
Pod Domem mnóstwo zawodników. Dziś regulamin jest nieco inny niż w latach ubiegłych. Zawsze po wjeździe na szczyt wszyscy tam właśnie czekaliśmy na resztę żeby potem wspólnie zjechać. Dziś jest wjazd, odebranie medalu i zjazd do strefy zawodniczej pod Domem Śląskim. Trochę się obawiałem tego jak zawodnicy będą się mijać na trasie ale chyba bardziej dziś dobija mnie to, że wszyscy albo już na dole, albo właśnie zjeżdżają. A ja powoli pnę się do góry. Niby wszyscy próbują dopingować, ale dziś mi to nie pomaga.

Ostatnie kilkaset metrów prowadzę rower. I nawet to sprawia mi problem. Przed samym szczytem przybiega Igorek z Krzysiem. Polewa mnie wodą i zachęca do jazdy.

Nie mam siły jechać © djk71

Jeszcze kawałek © djk71

Nie dziś. Dziś nie mam już siły. Z trudem przepycham rower przez linię mety. Dostaję medal, choć dziś na niego zupełnie nie zasłużyłem. Chłopcy są już dawno na miejscu.

Nie mam siły, ani powodu żeby się cieszyć © djk71


Łapię oddech, kilka pamiątkowych zdjęć i częściowo idąc, częściowo jadąc docieramy pod Dom Śląski.

Dotarliśmy © djk71
Zaraz zjazd © djk71
Teraz w dół © djk71

Bufet, chwila odpoczynku, sprawdzenie SMS-a z czasem: 2:03:46. Tak źle nigdy nie było. to 24:45 min gorzej niż w roku ubiegłym, gdzie straciłem ok. 5 minut na naprawę zerwanego łańcucha. W sumie to ok. 30 min wolniej, niż w roku ubiegłym :-(

Przelicznik jest prosty ok. 2minuty starty na każdy kilogram, który przybrałem. Choć oczywiście to nie wina samej wagi...

Na zjeździe strasznie cierpną mi dłonie. Do tego strasznie się kurzy, tylko skąd ten piasek? Już podjeżdżając (podprowadzając) miałem wrażenie, że w wielu miejscach jest o wiele łatwiej niż w latach ubiegłych. wile nierówności zostało zniwelowanych przez ten dziwny piasek.

W końcu Karpacz, przebieramy się i oczekujemy na zakończenie oraz na przybycie naszych kibiców.

Powrót do domu to męczarnia, boli mnie głowa, mam mdłości... jest fatalnie. Tak zresztą będę się czuł przez kilka następnych dni. Dawno tak nie dostałem w kość...

I jeszcze jako urodzony narzekacz:
- Najgorsze od lat koszulki w pakiecie :-(
- Mierzony tylko jeden międzyczas :-(
- Brak zegara na mecie :-(
- Zjeżdżający zawodnicy, podczas gdy inni jeszcze walczyli na podjeździe... :(
- Brak jedzenia na mecie (no chyba, że nie zdążyliśmy lub przegapiliśmy) :-(
Ogólnie jakoś strasznie ubogo zaczyna tu być... A szkoda....

Kadencja: 56

Serwisowo przed Śnieżką

Sobota, 8 sierpnia 2015 · Komentarze(5)
Ostatni serwis przed Śnieżką. Hamulce, obniżenie kierownicy, suport i smarowanie... Dobrze, że przyjechał Amiga, bo ja wciąż mam dwie lewe ręce...

Krótka przejażdżka i prawie wszystko działa. Niedobrze. Nie będzie na co zwalić słabego wyniku jutro... ;)

Z innej beczki, w ubiegły piątek napisałem do urzędu żeby pokolorowali i poprawili oznakowanie przejazdów rowerowych na naszej rowerówce. Co prawda nie odpisali, ale robota zrobiona. Nie wiem, czy to przypadek i mieli to już w planie, czy reakcja na maila, grunt, że przejazdy są widoczne.

Kolorowy przejazd © djk71


Kadencja: 83

Tarcza, kryzys i Tour de Pologne

Piątek, 7 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Kryzys trwa w najlepsze. A może raczej w najgorsze... Nie mam chęci... nie mam parcia ani na rower, ani na biegania, ani na pływanie... na nic... Oczywiście usprawiedliwień jest jak zwykle wiele, ale wcale ich nie szukam. Po prostu nie mam ochoty.

Z rowerowych akcentów był tylko wtorkowy Tour de Pologne w Katowicach. Po raz kolejny (i ze względu na wiek już po raz ostatni) startował Igor. Najpierw oczywiście rutynowa kontrola...

Kontrola przed startem © djk71

Potem pamiątkowe zdjęcie...

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

I w końcu start. To znaczy nie tak od razu. Kolega złapał gumę więc wycofał się wraz z nim z sektora startowego i pomógł zorganizować pomoc. Brawo za ducha Fair Play. Na szczęście obaj zdążyli na start i do tego jeszcze powalczyli na trasie :-)

Przed startem ostatni łyk...

Ostatni łyk © djk71

I gotowi do startu ;-)

Jest OK :-) © djk71

A my w tym czasie w loży dla VIPów :-)

Loża VIP © djk71

Dziś krótki wyjazd testowy żeby zobaczyć, czy sprzęt działa. Ostatnio coś piszczały hamulce, dziś podobnie. Po 1,5km sprawdzam i tarcza z tyłu gorąca. A nie hamowałem... Mała korekta i jest lepiej. W sumie może to mieć znaczenie przy niedzielnym podjeździe na Śnieżkę. Chociaż, czy to faktycznie ma znaczenie skoro wcale się nie przygotowywałem do startu? Chyba nie. Miejmy nadzieję, że uda się choć wjechać, bo na pobijanie wyników z poprzednich lat nie ma co liczyć. Niestety.

Chyba jednak pora się kopnąć w tyłek i wrócić do treningów.

Kadencja: 85