Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:244.43 km (w terenie 78.00 km; 31.91%)
Czas w ruchu:13:40
Średnia prędkość:17.89 km/h
Maksymalna prędkość:54.12 km/h
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:174 (89 %)
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:27.16 km i 1h 31m
Więcej statystyk

Basen nie jest mi pisany

Środa, 31 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria Jak ryba, śląskie
W końcu po ponad 1,5 roku daję się namówić bratu na wyjście na basen. Koszmar. Znów zapomniałem co robić w wodzie. Na szczęście koszmar szybko się kończy. Uderzam dłonią w ściankę i rozcinam palec. Rana niewielka ale krwawi jak diabli. Nie przestaje więc idę do ratownika. Po chwili jest po problemie, ale plaster nie jest wodoodporny więc już nie muszę się męczyć w wodzie :)


KoRNO 2016, czyli rogaining po raz pierwszy

Sobota, 27 sierpnia 2016 · Komentarze(8)
W tym roku mało startów. Podobnie jak w poprzednim. Jednak KoRNO jest blisko domu więc grzech nie jechać. A propos, tym razem to właśnie Grzech, a właściwie Grzesiu w tym roku zbudował trasę. I wymyślił rogaining. Nigdy wcześniej nie startowałem w imprezie tego typu. Dużo punktów o różnych wagach i tak rozmieszczonych, że nie ma szans na zaliczenie wszystkich. Jest więc dodatkowe utrudnienie na etapie planowania. Trzeba pogłówkować co warto zaliczyć, jak wykreślić trasę.

Przyjeżdżam do Siedlca na godzinkę przed startem. Wystarcza, żeby się zarejestrować, uzbroić rower i zamienić choć kilka słów z licznymi znajomymi. Zacna ekipa tu ściągnęła :-)

Dostajemy mapy (2 x A3), na odprawie głównie komentarze do punktów i zaczynamy planować. Co prawda wcześniej zakładałem, że trzeba będzie uwzględnić wagi punktów, że może warto "brać" mniej ale tylko te "tłuste", ale w efekcie rysuję po prostu wszystkie punkty w okolicy. Do pewnego miejsca, bo potem zobaczymy jak się będzie jechało.

Start. Ruszam dość szybkim tempem.

PK 71 - Skarpa nad wyrobiskiem
Jeszcze przed punktem spotykam Zdezorientowanych i standard. Fajnie się rozmawia więc przejeżdżamy skręt. Korekta i trzeba się jednak skupić na jeździe. Pierwszy punkt to mój punkt - 71 :-) Taki sam jak numer startowy.

Numerek chyba nie był przypadkowy :-) © djk71

Dojeżdżamy w okolice punktu i zaczynamy szukać. Jako, że jest nas kilkoro to idziemy szeroko i punktu nie ma. Zaczynamy szukać w okolicy. Zbyty szerokiej okolicy. Coś jest nie tak. Przecież to Grześ ustawiał punkt więc powinien być na swoim miejscu. Jeszcze raz wracam i... słyszę, że jest koło rowerów. No tak. Idealnie, tylko jakoś go nie zauważyliśmy. Może dlatego, że nie zarejestrowaliśmy (a przynajmniej ja), że nie ma lampionów, tylko kartki A4.


PK 52 - bunkier
Ruszam dalej. Jest bunkier, ale to nie ten. Zgodnie z mapą jest ich tu pełno.

Pierwszy i nie ostatni dziś bunkier © djk71

Chwilę zajmuje mi odszukanie właściwego, a potem samego punktu, bo choć obchodzę go po raz drugi to punkt zauważą dopiero Bartek, który mnie dogonił.

PK 46 - Szczyt skały
Wniosek po ostatnich dwóch punktach. Trzeba się dobrze odmierzać i wszystko będzie ok. Na karcie jest linijka więc trzeba to wykorzystać. I wykorzystuję... mijając i to o sporo punkt. Miarka, którą zwykle używam jest w odpowiedniej skali... tam jeden oznacza 1km, tu 1 oznacza 1 cm, czyli na tej mapie 500m :-( Zapominam się i nadrabiam kilometry :-)

Jedna ze skałek © djk71

PK 55 - wyrobisko / dół
Wciąż myśląc o głupiej pomyłce, wyjeżdżam z punktu nie do końca tak jak planowałem i w efekcie odpuszczam PK 61 - ale i tak nie lubię rowów więc jakoś to przeżyję :-)
Tym razem do punktu docieram bez problemów. Chwilę wcześniej mijam klimatyczną kapliczkę.

Kapilczka św. Idziego © djk71

Przed punktem bufet

Bufet © djk71

PK 81 - bunkier
Prze punktem znów spotykam Agatę i Bartka. Podbijam kartę i dojeżdża Tomalos. Nie ma czasu jednak na pogaduchy trzeba jechać dalej.

PK 47 - przepust / dopływ wody do zbiornika
Punkt łatwo odnaleziony, choć ponoć nie do końca jest to przepust.

Przepust? © djk71

PK 62 - koniec ścieżki
Ruszam na przełaj, ale po chwili spotykam się z Agatą. Ucieka mi, ale za moment znów na siebie trafiamy. Wyjeżdżamy na asfalt i rozmawiając skręcam w drugą stronę. Koryguję kierunek i wydaje mi się, że Aga pojedzie w drugą stronę, jedak po chwili jest obok mnie. Zaliczamy punkt i znów mi ginie. Tym razem na dłużej.

PK 84 - bunkier
Odmierzam się i ostatni zakręt w polach jakby 30 m za blisko, ale jadę. Gdzie ten bunkier? A może warto się przesunąć o te 30m. Oczywiście, że warto. Jest i punkt.

PK 58 - podstawa radaru
Drogą Żarską (czyt. ścieżką) ruszam na poszukiwanie podstawy radaru. Ciepło. Bardzo. Na niebie ani jednej chmurki.

Pola, górki i ani jednej chmurki © djk71

Po chwili jest i szukane miejsce. Tym razem perforator znajduje się wewnątrz budowli.

Podstawa radaru © djk71

Minęło południe. Jakoś dziwnie wyliczam, że to połowa czasu. Siadam w cieniu i planuję co dalej.
Chwilę później dojeżdżam do Żarek. Rundka po sklepach w poszukiwaniu coli. Jest potrzebowałem tego. Czuję zmęczenie.

PK 74 - przepust / mostek, drzewo 10 m na N
Ciężko mi się jedzie. Dojeżdżam do mostku i słyszę jak jeden z gospodarzy woła: "Tam na górce, po lewej szukają!". Czyli nie jestem tu pierwszy :-) Punkt podbity. Ruszam dalej. Ruszam i rower nie chce jechać, a właściwie to ja nie mam siły.

Rezygnacja
Walczę z kolejnymi metrami. Postanawiam odpocząć na parkingu. Ledwie dojeżdżam i spotykam znajomą ekipę :-) Chwila rozmowy i Zdezorientowani jadą dalej, a ja postanawiam się położyć na ławeczce i nabrać sił. Akurat dzwoni telefon więc mam okazję to długiej i sympatycznej rozmowy.

Tak będę leżał © djk71

Kiedy wydaje mi się, że nabrałem sił siadam na rower i... to było tylko złudzenie. Ledwo jadę. Boli mnie głowa, mam mdłości, czyli podobnie jak na ostatnim Bike Oriencie. Wlokę się w stronę Żarek. Miałem jeszcze nadzieję zaliczyć punkty przy trasie, ale to nie ma sensu. Jedyne co zaliczam to duży kirkut. Nie wiem czemu jakoś przyciągają mnie te cmentarze.

To tylko mała część cmentarza © djk71

Nie mam jednak sił, by spędzić tu więcej czasu.

Każda tablica to jakaś historia © djk71

Próbuję jechać dalej. W Zawadzie kolejny sklep i woda + cola. Siedzę na schodkach sklepowych i nie mam chęci się ruszyć.

Meta
Jakoś docieram do mety. Pokonany. Ledwie żyw. Mimo zachęty organizatorów nie decyduję się zostać do jutra. Rower na auto. Obiadek i czas wracać do domu.
Ogólnie świetna impreza, fajne tereny, tylko... ta temperatura (bo przecież nie forma)...
Wracając trochę żałowałem, że nie zostałem choć do zakończenia imprezy, bo miło by było porozmawiać ze znajomymi, ale w momencie wyjazdu czułem się fatalnie. Za to w nagrodę za szybki powrót mogłem pokibicować synowi na turniej siatkówki... :-)

Już czekam na przyszłoroczną edycję. Tak trzymać :-)


Przed rogainingiem

Piątek, 26 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Toż to nawet trudno wymówić. Jutro mój debiut w tej formule zawodów. Zwykle wytyczenie trasy nie jest proste, co będzie jutro - strach myśleć. Zobaczymy :-) Pewnie zabawa, bo na rywalizację nie ma co liczyć jak się nic nie robi...

Dziś tylko krótka przejażdżka po domowym serwisie. Rower nie ruszany od Łeby. W sumie działa, tylko koło za słabo dokręciłem.

I mała zagadka? Na zdjęciu fragment prezentu jaki dostałem niedawno od mojej małżonki :-)
Co to?

A na zdjęciu? © djk71



Przed meczem

Środa, 17 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Wczoraj bieganie, dziś rower. Tuż przed wyjściem dzwoni Olek z taką samą propozycją. Co prawda na wieść, że chcę jechać na cienkich oponach zaczyna się wycofywać, ale w końcu decyduje się na jazdę.

W planach miałem Księży Las i okoliczne wiejskie drogi, ale ostatecznie pojechaliśmy do Zabrza. Krótka wizyta w Decathlonie i kurs w stronę Gliwic. Olo pędzi jak wariat. Nic się nie zmienił. Mnie jedzie się dość lekko, ale to kwestia różnicy w rowerach :-)

Po szosach © djk71

W Świętoszowicach odbijamy w stronę domu. Chcemy zdążyć na siatkarzy. Niestety przegrali :-(


I po urlopie

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
18 dni wolnego za mną. Dawno nie miałem tak długiego urlopu. I chyba nigdy tak mało rowerowego. Trzy krótkie jazdy, trzy próby biegania. Za to trochę chodzenia, np. podziwiając lustrzany rower w Krakowie :-)

Lustrzane koła © djk71

I trochę czasu z rodziną. Nie narzekam, tylko dziwnie tak jakoś... Jak nie ja...

Dziś pierwszy dzień pracy i... skoro koniec urlopu to trzeba coś zrobić. Spróbujemy pobiegać. To znaczy ja spróbuję, bo dziś sam. Pierwsze trzy kilometry spoko. Potem wraca ból piszczeli. Trochę marszu i jeszcze jedna próba biegu. Udaje się dobiec do domu. Dziś tak nie boli jak ostatnio. Zobaczymy co będzie dalej.

Przed siebie - Toszek

Czwartek, 11 sierpnia 2016 · Komentarze(5)
Urlop wyjątkowo mało rowerowy. Dziś też kiedy się zaczynam zbierać zaczyna się chmurzyć. Na szczęście po chwili znów się przejaśnia. Postanawiam pojechać na Tadeuszu, pierwszy raz od dwóch miesięcy, od Stelvio. Od początku mocno, za mocno. Mam ochotę pojeździć z dwie godzinki więc muszę wyluzować zanim umrę. Postanawiam jechać do Wielowsi. Tam okazuje się, że droga na Pyskowice wciąż w remoncie. Trudno, pociągnę do Toszka.

Dziś bez zamku, brak czasu. Jedzie mi się fajnie, choć widać brak treningu.

I po żniwach © djk71

Dojeżdżam do domu zmęczony, ale zadowolony, że ruszyłem tyłek. No właśnie... tyłek... boli, ale dziwnie, lewa strona... czyżby coś nie tak z siodełkiem, albo ja tak krzywo siedziałem?

Wydma Łącka

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · Komentarze(10)
Uczestnicy
W planach był objazd jeziora Łebsko. Kiedy nad ranem obudziła mnie kolejna ulewa zacząłem wątpić, czy uda się przejechać choć kilometr. Przed siódmą nie pada. Jest chłodno i pochmurno, ale sucho. Postanawiamy z Moniką spróbować. Ruszamy. Rześko, do tego potworny wiatr, oczywiście zachodni. Postanawiamy ruszyć na Wydmę Łącką i dalej pojechać brzegiem morza, po plaży.

Rowerówka biegnie obok starego cmentarza. Niewiele tu zostało.

Obelisk na cmentarzu © djk71

Jedziemy dalej, droga pełna kałuż więc szybko jesteśmy w kropki. Kasy Parku Słowińskiego jeszcze zamknięte więc wjeżdżamy bez biletu. Zatrzymujemy się chwilę obok wyrzutni rakiet.

Wyrzutnia rakiet © djk71

Jeszcze zamknięte, ale nie żałujemy, ponoć nie warto, a kosztuje sporo. Jak zresztą wszystko tutaj, a szczególnie meleksy.

Po chwili docieramy do wydmy. Możemy zaparkować rowery za piątaka... na szczęście kasa też zamknięta, poza tym chcemy iść (bo jechać się na razie nie da) z nimi dalej.

Tanio nie jest © djk71

Kilkusetmetrowy marsz to czas na robienie zdjęć.

Początek wspinaczki © djk71
I jest pięknie © djk71
Fajne widoki © djk71
Chce się iść nawet po piachu © djk71

O tej porze jest rewelacyjnie. Nie ma nikogo.
Docieramy do morza.

I jest morze © djk71

Porównujemy ślady 29-era i cienkich opon roweru Moniki :-)


Czyje ślady są czyje © djk71

Jestem nad morzem © djk71

Próbujemy jechać po wiatr, ale Kosmy rower odmawia posłuszeństwa. Czyli ja też mam wytłumaczenie :-)
Opcja jest jedna. Wracamy. Trudno nie objedziemy tym razem jeziora, ale chociaż wydma zaliczona. 
Wracamy lekko okrężną drogą zbierając po drodze punkty po wczorajszej imprezie.

Wokół Sarbska i latarnia Stilo

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Tydzień na urlopie. Świetna pogoda. Fajna okolica. I... zero roweru. Nie poznaję siebie. Dopiero dziś, gdy przez cały dzień co chwilę pada decyduję się na krótką przejażdżkę. Kosma postanawia mi towarzyszyć. Czasu mało więc postanawiam objechać jezioro Sarbsko i zahaczyć o latarnię Stilo.

Dawno nie widziałem takich znaków © djk71

Początek szlakiem R10 przez las, między jeziorem, a morzem. Do morza daleko, a jezioro ledwie widać z zza drzew.

Za drzewami Sarbsko © djk71

Wydmy © djk71

Za to błota i korzeni nie brakuje. Komarów też nie. Na szczęście dzięki temu, że jest mokro nie musimy walczyć z piachem. Jedynie tuż przed latarnią jest go trochę na podjeździe, ale i to daje się ominąć bokiem.

Chwila przerwy pod latarnią.

Latarnia Stilo © djk71

I czas ruszać w drogę powrotną. Monika sugeruje wrócić asfaltem, bo teren, który sobie wyznaczyłem jest ponoć dość piaszczysty i ostatnio musieli tam trochę pchać rowery.

Zaczyna się znów chmurzyć, a po chwili dopada nas ulewa. W jednej chwili jesteśmy mokrzy więc nawet nie próbujemy szukać schronienia. Jedziemy prosto do domu.

I po deszczu © djk71

Tuż przed Łebą przestaje padać.


Z bólem piszczeli

Środa, 3 sierpnia 2016 · Komentarze(5)
Dziś samotnie i w planach krótko. Okazuje się krócej niż planowałem. Po niecałych 2 km zaczynam czuć piszczele. I to od razu dość mocno. Już kiedyś tak miałem i przerwałem bieganie. Teraz bym tego nie chciał. Pytanie skąd to się bierze? Boli tak, że przez chwilę nawet trudno mi iść. Muszę poczytać co za diabeł...