Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:328.84 km (w terenie 125.00 km; 38.01%)
Czas w ruchu:22:46
Średnia prędkość:14.44 km/h
Maksymalna prędkość:50.13 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:82.21 km i 5h 41m
Więcej statystyk

Funex Orient 2011, czyli nie tak to miało być

Sobota, 26 listopada 2011 · Komentarze(15)
Funex Orient 2011, czyli nie tak to miało być

Wstęp

Kolejny maraton na orientację - Funex Orient -200km w 16h. Start o 9:00 rano, meta o 1:00 w nocy.

Meldujemy się z Kosmą (i jej nowym rumakiem) w bazie w piątkowy wieczór. Rejestracja, kolacja, krótkie pogaduchy ze znajomymi i idziemy spać .

Poranek rześki :-) Niby około 6 stopni ale porywisty wiatr wtrąca swoje trzy grosze.

Start, czyli Funex Show

Start nieco inny niż zwykle. Bez rowerów. Rowery czekają z boku a my wraz z biegaczami na hasło START ruszamy szukać ukrytych na terenie placu szkolnego karteczek z numerkami. W trakcie rejestracji każdy z nas dostał dwie karty startowe; małą i dużą. Teraz musimy odnaleźć numery punktów z małej karteczki. Po odnalezieniu pierwszego punktu biegniemy do bazy żeby tam przedziurkować i kartę i… szukamy kolejnego punktu. Niestety po chwili w bazie jest szaleństwo. Część osób rezygnuje z tej zabawy inkasując za o 15 min. kary.

Kto podbił wszystkie punkty lub wybrał karę - dostaje mapę. 1:100 000 i 18 punktów do odnalezienia. Tradycyjnie rozrysowanie trasy z uwzględnieniem faktu, że przynajmniej połowę punktów będziemy zdobywali w ciemnościach. Kilka punktów na krańcach mapy :-( Ruszamy o 9:25.


K1 - ujście rzeczki

Zawsze najbardziej się obawiam starty czasu przy wyjeździe z miasta. Tym razem tak zaplanowaliśmy trasę, że nie ma z tym problemu, choć przez chwilę pojawiły się wątpliwości. Ujście rzeczki jest koło mostu, który szybko namierzamy. Punkt zaliczony.

K2 - mostek
Ruszamy na kolejny punkt i też nie ma problemu. To znaczy jest. Nie ma perforatora. Chyba, że jest pływający...

Perforator? © djk71


Telefon do organizatora i okazuje się, że punkt jeszcze nie jest rozstawiony. Zaliczenie na telefon. Ok. wracamy, minęła godzina od startu. Dobrze, ale punkty były blisko. Teraz kolej na dłuższy przelot.

R35 - mostek
Obok dawnego tartaku trafiamy na malowniczą ścieżkę wzdłuż rzeki. Monika szaleje na nowym rowerku.

Szalejemy © djk71


Do punktu docieramy bezbłędnie choć… bardzo wolno. Za wolno. Bardzo za wolno.

Na mostku © djk71


R45 - skrzyżowanie - na karcie z opisem punktów dopisek, że punkt przeniesiony bardziej na południe.

Do Cichego spokój, w Marianowie znów wolno. Widać jednak zbyt szybko, bo… jak się po chwili okaże wyjeżdżamy kawałek za daleko. Wystarczyła chwila nieuwagi i braku patrzenia na kompas :-( W efekcie lądujemy gdzieś… Szybka próba orientacji mapy i ruszamy na północ by po chwili znaleźć się obok jeziorka, w pobliżu którego jest punkt.

Urlopu by się chciało... © djk71


Jest, a właściwie ma być. Przeczesujemy metr po metrze tracąc tam dobrze ponad godzinę. Telefon do organizatora i zapewnienie, że punkt jest na swoim miejscu. Jeszcze jedno podejście i rezygnujemy. Szkoda straconego tu czasu.

R33 - połamane drzewo
Do punktu docieramy bez problemów. Czas na posiłek. Późno. Zjadamy i wcale nie ma dużo więcej siły. Nie podoba mi się to.

R40 - skraj lasu
Długi odcinek, strasznie się ciągnie. Punkt odnaleziony bez problemu. Nadchodzi zmierzch. Zakładamy lampki, odblaski, kamizelki.

R32 - most

Kolejny długi jak diabli przelot. Po drodze wypadek. To przypomina nam o tym, że jest sobotni wieczór na wioskach ;-(
Skrzyżowanie i… konsternacja. Na mapie wygląda to trochę inaczej. Szukamy ścieżki u kogoś na podwórku, na polu, w końcu nas olśniewa, że ścieżka na mapie to w rzeczywistości piękny nowy asfalt. Jest most, jest obok mostu punkt.

Nic nie widać? Tam też tak było... © djk71



R38 - nora

Sceptycznie jestem nastawiony do szukania nory w lesie w nocy ale koniec końców jedziemy. Przez las. Odmierzając odległości nie znajdujemy właściwej ścieżki ;-( Jeszcze jedna próba i kilkaset metrów przedzierania się pieszo i fiasko. Drugi punkt, z którego rezygnujemy.

R31 - skrzyżowanie
Nie widzę go na mapie. W rzeczywistości też nie jest lepiej. Budzimy mały popłoch wśród mieszkańców okolicznego domku. Nic dziwnego, ktoś im się za płotem szwenda świecąc latarkami po oknach. Podejście z dwóch stron i echo ;-( Może od strony torów? Też nie ma :-( Drugi punkt z rzędu odpuszczony ;-(

Dojeżdżamy do Brodnicy i przerwa na kawę w Mc Donald's. Dyskusja co dalej. Już 20:00, czasu mało (5 godzin) realnie oceniamy, że jesteśmy w stanie odnaleźć 2-3 punkty. Jedziemy.

R36 - sławojka
Uświadamiam po drodze Monikę co to takiego, zdziwiony, że nie wie. Koło punktu widać krążące po krzakach światełka. Ludzie szukają. "Macie?" - pytam bez sensu, bo przecież gdyby mieli to by już pojechali dalej. "Nie!" - odpowiadają. "A wiesz może co to sławojka?". Wybucham śmiechem, bo czego w końcu tak zawzięcie szukają… ;)
Trochę krążenia i jest. Znajduję. Odbijam punkt i jedziemy dalej.

R43 - mostek
Jedziemy bardzo powoli. Dróżka obok cmentarza i w końcu docieramy na punkt. Po chwili przerwa. Posiłek. Dyskutujemy co dalej. Kusi mnie 44, Monika woli 30. Po chwili wiem, że na dziś to już tyle. Jedziemy do bazy.

Meta
Bardzo powoli docieramy do mety. Po drodze rozstawionych kilka patroli drogówki. Przyglądają nam się ale nie zatrzymują. Świecimy jak choinki. Jedziemy przepisowo. Docieramy do bazy. Okazuje się, że więcej osób miało problemy z R45. Ponoć jedni twierdzą, że był w "nowym" miejscu, inni, że w "starym". Wszyscy z którymi rozmawiamy (także zwycięzcy tras) twierdzą, że punkt był tam gdzie go wstępnie zaplanowano, a nie tam gdzie nas skierowano. Taki lekki niesmak po tym pozostaje.

Fajna trasa choć nie na naszą dzisiejszą kondycję. Wiatr nam też nie pomagał, ale prawda jest taka, że nie pomagał nikomu. Szkoda, że nie udało się zaliczyć więcej punktów ale czego wymagać jak średni puls z całej trasy to 125 (zwykle, jest to co najmniej 148). W strefie raptem 3 godziny, 8 godzin poniżej… :-( Źle. Mimo 25-tego miejsca w zawodach awansuję (wg wstępnych wyliczeń) na 19 miejsce w klasyfikacji generalnej. Dobre i to. Choć ciężko będzie to utrzymać po Maskarze.

Jeszcze przepyszna kolacja i trzeba iść spać. Rano wstajemy wcześnie i ruszamy do domu. Za tydzień Mini Nocna Maskara.

Kadencja: 68

Siłownia (5)

Środa, 23 listopada 2011 · Komentarze(7)
Kategoria Siłownia
Siłownia (5)
Kolejna siłownia po małej przerwie wymuszonej życiem. Zmęczony, ale podobało mi się. Wciąż nie wiem jak odnieść kręcenie na siłowni do normalnego kręcenia. kadencję, siłę, prędkość... jakoś mi to nie do końca współgra z tym co jest w rzeczywistości. I wolałbym chyba jednak kręcić na normalnym rowerze, gdzie pozycja byłaby zbliżona do takiej w jakiej zwykle jeżdżę.

Z innej beczki. Podoba mi się podejście do startów w maratonach Moniki. W sobotę startujemy w Funexie. To nic, że ogólne informacje są dostępne od bardzo dawna. To nic, że pojawiały się komunikaty startowe. To nic, że wysłałem jej nawet linka do najnowszego komunikatu. I tak była zdziwiona, że mamy tyle czasu - 16h (od 9:00 do 1:00) na przejechanie... 100km. Stwierdziła, że widocznie trasa będzie wymagająca...

W rzeczywistości trasa ma... 200km. Ale co to dla Moniki... 100, czy 200km... :-)

Tropiciel 7

Sobota, 19 listopada 2011 · Komentarze(17)
Tropiciel 7

Wstęp
Dzięki informacji WrocNama dowiedziałem się o tej imprezie kilka tygodni temu. Mimo różnych rodzinnych planów udało się wszystko zorganizować tak, że wraz z Wiktorem docieramy do Obornik Śląskich w piątkowy wieczór. Startujemy jako drużyna: "Uwaga! Schody", nie wiem czemu moje dziecko uznało, że wymyślona przeze mnie nazwa: "Pięknowłosi" nie pasuje do nas. Chodził mi co prawda po głowie pomysł wyjazdu o 2 w nocy z domu, ale stwierdziłem, że będziemy zmęczeni, niewyspani itp. Więc wygrała opcja z noclegiem. Po przyjeździe załapujemy się jeszcze na odprawę techniczną i… przyglądamy się jak pustoszeje pełna jeszcze przed chwilą olbrzymia sala gimnastyczna. To piechurzy ruszają na swoje trasy. Przed nimi noc w terenie, przed nami nocleg na sali i start o 6:00 rano. Okazuje się, że noc na sali spędzamy my i... organizatorzy. Reszta rowerzystów (z reguły z okolicy) dojedzie prawdopodobnie od razu na start. Nie ma ich zresztą zbyt wielu - startuje 30 osób, czyli 15 zespołów. Piechurów jest ponad… 550!

start
Pobudka o piątej, szybkie śniadanie (szybkie, bo większość dodatków do bułek została… w domowej lodówce), ubieramy się, pakujemy i... na starcie jesteśmy w ostatniej chwili. Nie ma czasu szukać znajomych. Przyglądamy się mapie. Ustalamy kolejność zaliczania punktów i rysujemy - trochę niezależnie (co potem wyjdzie w praniu) - warianty tras.
Jeszcze ciemno, ruszamy i na początek to czego nie lubię… wyjazd z miasta. Na szczęście Oborniki nie są zbyt duże i trafiamy na właściwą drogę, by… po chwili się zgubić… wracamy i… jeszcze raz ta sama droga… Niestety wydaje nam się, że mapa nie pokrywa się z oznaczeniami nazw ulic w realu. W końcu trafiamy na ul. Zachodnią i mkniemy w kierunku punktu pierwszego

Y - Wawrzynowa Zagroda (gorąca herbata)
Mając na względzie problemy sprzed chwili kontrolujemy trasę. Na szczęście bez przeszkód docieramy do punktu. Nie korzystamy z herbaty, bo przecież dopiero co ruszyliśmy, co innego Ci, którzy siedzą tam już od ponad 10 godzin. Pytamy, czy przebijemy się jadąc dalej na wprost. Dowiadujemy się, że czwórka już tam pojechała i jeszcze nie wrócili. Jedziemy. Niestety szybka ścieżka się kończy i lądujemy w krzakach. Chwili przedzierania się na azymut przez jakieś kolczaste krzaki i w końcu lądujemy w Morzęcinie Małym.

R - Ambona leśna (zad. logiczne - obrót)
Ruszamy w stronę punktu, którego nie zaznaczyłem na trasie. Na szczęście zauważyłem go, a poza tym Wiku miał go rozrysowany. Jedziemy. Bez żadnego problemu (sorry WrocNam ;-) i koledzy) docieramy do niego od północy. Prawie bez problemu, bo jadąc po asfalcie wjeżdżam w dziurę, co brzmi groźnie. Kawałek dalej mam wrażenie, że nie mam powietrza z tyłu. Wiku zaprzecza temu, mówiąc, że mam. Jak się potem okaże miałem… ale tylko u góry :-)
Na punkcie losuję zadanie logiczne i dostajemy zabawkę, typu dwa zaplecione i powyginane kawałki gwoździ - przypominają mi się Czterej Pancerni, gdybym miał tyle sił co Gustlik pewnie bym je rozgiął, rozdzielił i zgiął ponownie. Niestety nie udaje nam się tego rozwiązać. Trudno, jedziemy dalej. A właściwie chcemy jechać, bo… muszę zmienić dętkę. Żeby było trudniej pompka przestaje działać. Czyżby to koniec? Jakoś na siłę udaje się jednak napompować koło i jedziemy.

Żeby nie było nudno... © djk71


P - Skrzyżowanie leśnych ścieżek - Parasim (strzelnica)
Baz najmniejszych problemów docieramy do amerykańskiej bazy wojskowej. Bez obaw, bo to teraz nasi przyjaciele.

Bratnia armia? © djk71


Wita nas "Morning", "Wasze carts, please) :-) Kto strzela?" Na usta mi się ciśnie Vietcong, ale domyślam się, ze to chodzi, o któregoś z nas. Wiktor ma ochotę, więc dostaje do ręki karabin i próbuje. Niestety bez sukcesów. No cóż, jeszcze nie miał w szkole Przysposobienia Obronnego (jest w ogóle takie coś jeszcze?).

Trafię, czy nie? © djk71


Ruszamy dalej.

O - Skrzyżowanie leśnych dróg (punkt zad.)
Kolejny bezproblemowo namierzony punkt. Tu czekają na nas liny. Wiktor zakłada uprząż, a ja wciągam go na drzewo, gdzie ma zadanie podmienić wstążki. Luz. Bez strachu, bez problemu (nie licząc trochę niezbyt wygodnie założonej uprzęży). Adrenalina sprawiła, że nie poprosiliśmy nikogo z obsługi o zrobienie zdjęć, szkoda. Robimy zdjęcie innym...

Inni też nie mieli łatwo... © djk71


W - Nowy Staw - WOPR (punkt zadaniowy)
W drodze na kolejny punkt zagadujemy się i nie uzgodniwszy trasy jedziemy trochę za daleko. Na szczęście stąd też można dojechać do punktu. Zaczynają się piachy ;-) Dojeżdżamy do stawu, gdzie czeka na nas ponton i pagaje. Dajemy radę. :-)

Rowerek... wodny? chyba nie... © djk71


E - Skrzyżowanie leśnych dróg (poczęstunek)
Do następnego punktu mamy kawałek drogi. Czuć zmęczenie, szczególnie na piaskach i podjazdach, do tego Wikowi szaleją przerzutki. Na punkcie zmarznięta ekipa częstuje nas zmarzniętymi Snickersami. Szybka analiza czasu i mapy. Nie zdążymy zaliczyć wszystkiego. Ruszamy na punkt F mając nadzieję zaliczyć po drodze nieobowiązkowy punkt X.

X - Rów przeciwczołgowy = Festung Breslau (punkt ruchomy nieobowiązkowy - do zdobycia 30 minut)
Odnajdujemy rów od zachodniej strony. Nieprzejezdny. Pół prowadzimy rowery, pół jedziemy obok. W oddali widzimy dym… a z rowu wychodzi zziębnięty żołnierz Wermachtu.

A mieli być w ukryciu... Ale co się dziwić... To tylko Wermacht... :-) © djk71


Podbijamy punkt i ruszamy w stronę kolejnego.

F - Lisia Góra - Festung Breslau (punkt zad.)
Na punkcie spodziewamy się rozszyfrowywania pocztówek (sumiennie odrobiliśmy zadanie domowe , nawet znajomi się zaangażowali - dzięki wielkie) bo wydawało mi się, że pocztówki były sygnowane przez Festung Breslau. Pomyłka, na punkcie spotykamy bratnią (już chyba nie) Armię Czerwoną. Niestety powoli się już zbierają do odejścia (wydawało mi się, że opuścili ten kraj w 1993…) i nie będziemy już szukali min. Szkoda :-(

Armia Czerwona - wciąż tu są? © djk71


Do mety
Zostały nam 3 punkty i jakieś 45 minut. Jest szansa na zdobycie jednego - T ale zmęczenie radzi jechać do mety. I tak robimy. Dojeżdżamy na metę, większość rowerzystów jeszcze w terenie. Oddajemy kartę, wrzucamy kartki na losowanie nagród i idziemy na obiad (też na kartki) :-)

Hasła i kartki © WrocNam


Nie zrobiłem zdjęcia więc posilę się zdjęciem zapożyczonym od WrocNama (mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu) :-)

Zupa smakuje... © djk71


Michała i resztę bikestatsowej ekipy (biker81, drbike, morpheo) spotykamy dopiero na mecie. Wspólnie obserwujemy jak organizatorzy losują chyba ze sto nagród.

Wiku wygrywa ręczniczek oraz czapeczkę, ja kubek EURO 2012, matę do ćwiczeń, mapę i przewodnik.

A jednak wygrywam ;-) © djk71


Niestety nasi koledzy mają mniej szczęścia. I to już koniec. Jeszcze rzut oka na kolejnych żołnierzy...

Są wszędzie... © djk71


I czas wracać.

Muszę przyznać, że bardzo fajna impreza. Świetnie zorganizowana, punkty z pomysłem, humorem. Fajnie gdyby na następną (w maju) udało się dotrzeć.
Nie wiemy, na którym miejscu skończyliśmy, bo wyniki będą dopiero w poniedziałek, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza była świetna zabawa.

Średnia kadencja: 57 :-(

Siłownia (4)

Środa, 16 listopada 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Siłownia
Siłownia (4)
Miałem być wcześniej, a byłem później ;-( Jakoś ciężko mi się było rano zebrać z łóżka :-) Najważniejsze, że byłem. I do tego zmęczyłem się jak zwykle, a może nawet trochę bardziej. Zaczynam rozpoznawać twarze na siłowni, co w moim przypadku jest prawdziwym wyczynem :-)

Basen (2) - Pływanie po warszawsku

Wtorek, 15 listopada 2011 · Komentarze(4)
Kategoria Jak ryba
Basen (2) - Pływanie po warszawsku
A właściwie to na Warszawskiej. Dziś próba basenu tego, który mam najbliżej, najbardziej po drodze do pracy. Bez rewelacji, ale jak na moje umiejętności i potrzeby - wystarczy. Wcale nie było łatwiej. Chyba faktycznie muszę pomyśleć o jakimś szkoleniu lub chociaż posłuchać jakiś wskazówek... :-)

Siłownia (3)

Poniedziałek, 14 listopada 2011 · Komentarze(3)
Siłownia (3)
Kolejna poranna siłownia. Fajnie. Dawno ze mnie tak się nie lało. Mimo to muszę się zmobilizować żeby wstać trochę wcześniej i docierać na miejsce około 5:30.

Wczoraj planowałem pojeździć "na żywo". Nie udało się. Bywa.

Z czasem chyba zaczynam rozumieć co miało na myśli wiele starszych osób mówiąc: koledzy, to koledzy, a praca to praca. I najlepiej tego nie mieszać. Bo jak przyjdzie co do czego to "koledzy" się wypną i będą myśleli tylko o swoim tyłku. coś w tym jest.

Mikołeska - żeby pokręcić

Sobota, 12 listopada 2011 · Komentarze(15)
Mikołeska - żeby pokręcić
Wczoraj wolne więc zakładałem, że pojeżdżę. Nawet wcześniej wstałem ale rodzinka też się obudziła więc wspólne śniadanko, a potem... wspólne lenistwo. Skończyło się na wspólnym kinie. Też fajnie ;-)

Dziś zapowiadało się podobnie ale udało mi się przed południem w końcu zebrać. i pojechać. Gdzieś. Najlepiej w teren. Ostatnio mi to nie wychodziło.

Kierunek Tarnowskie Góry. Dalej czarnym szlakiem w stronę Mikołeski. Las, las, las... Co dalej? Brusiek? Brynek? Brynek...

Sarny przebiegają przez drogę. Spokój. Dojeżdżam szybciej niż się spodziewałem. No cóż, w końcu pilnuję się żeby szybko kręcić nogami.

Lubię to miejsce.

Niby polska flaga, a jak nie u nas © djk71


Chwila odpoczynku. To już koniec jesieni chyba :-(

Zaraz i te spadną... © djk71


Powrót przez Boruszowice i Pniowiec.

Potrzebowałem tego. Mimo chłodu spociłem się.

Kadencja: 80

Siłownia )2)

Środa, 9 listopada 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Siłownia
Siłownia (2)
Zastanawiam się czy jest sens wpisywać siłownię i basen. Czas i dystans wpisuję zerowy więc na statystyki wpływu nie będzie miało. A może będzie mnie mobilizował do treningu :-) Poza tym Blase coś na swoim blogu wspomina o testach innych form aktywności więc... może się przyda ;-)

Dziś tylko rowerek... Spociłem się...

Basen (1) i Tropiciel

Wtorek, 8 listopada 2011 · Komentarze(10)
Basen (1) i Tropiciel
Dziś w ramach wciąż trwającej niechęci do jazdy do po ciemku, o świcie wybrałem się w końcu na basen. Porażka. Co długość basenu to odpoczynek. Dużo pracy nad kondycją i nad techniką pływania mnie czeka. Może by się przydał jakiś kurs doskonalenia techniki? :-)

Ciekawe na ile starczy mi cierpliwości jeśli chodzi o te poranne treningi. Treningi... nikt mi wczoraj nie chciał nic podpowiedzieć w kwestii planu treningowego ;-(

Z innej beczki. A może w końcu z tej właściwej - rowerowej ;-) Zdecydowaliśmy się z synem wystartować w Tropicielu. Zapowiada się ciekawie ;-)

WrocNam - dzięki za info o imprezie :-)

Siłownię (1) czas zacząć? Ale jak?

Poniedziałek, 7 listopada 2011 · Komentarze(6)
Siłownię (1) czas zacząć? Ale jak?
Po raz pierwszy od kilkunastu (chyba) lat na siłowni. Ot tak żeby coś zacząć robić oprócz jazdy na rowerze, która nie dość, że ostatnio niezbyt częsta to pewnie wkrótce z powodu ciemności i pogody będzie jeszcze rzadsza. I pomyśleć, że kiedyś mi się chciało jeździć przed świtem lub po zmierzchu.

Wcześnie rano, przed pracą… zapoznawczo. Zobaczyć, co i jak… Połowę maszyn widzę pierwszy raz w życiu, albo tyle się zmieniło w ostatnich latach albo chodziłem do takiej ubogiej siłowni. Trzeba się będzie nauczyć.

Dziś większość czasu na rowerku… Po raz pierwszy w życiu :-) Trochę trwało zanim się dogadałem z komputerem. Choć i tak nie wiem, czy do końca nam się to udało. Na początku kręciłem szybko i nic, zero zmęczenia. Dopiero po chwili doszedłem, że poziom 1,2,3, to nie wszystko :-) Przy 12 już można się było spocić. Gogol Bordello bardzo pomaga w jeździe ;-)



Czas szybko minął. Ale tak zwykle bywa na początku. Ciekawe jak długo wytrwam w tych porannych treningach. Treningach? To za dużo powiedziane. Żeby to był trening to powinien być jakiś plan, a tego na razie nie mam. I szczerze powiedziawszy nie do końca wiem jak się za to zabrać. Jakieś podpowiedzi?