Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:247.22 km (w terenie 44.00 km; 17.80%)
Czas w ruchu:13:21
Średnia prędkość:18.52 km/h
Maksymalna prędkość:48.27 km/h
Maks. tętno maksymalne:199 (98 %)
Maks. tętno średnie:169 (83 %)
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:49.44 km i 2h 40m
Więcej statystyk

KoRNO 2018, czyli znów na zawodach

Sobota, 25 sierpnia 2018 · Komentarze(5)
Spojrzenie wstecz
Zacznijmy od końca :-) Kiedy po zawodach wróciłem do domu, wykąpałem się, zobaczyłem mecz... to od razu padłem. Wykończony, wszystko mnie bolało, swędziało, nie miałem zupełnie sił. Dopiero dziś znalazłem siły żeby usiąść do relacji. Wcześniej jednak zerknąłem wstecz żeby zobaczyć kiedy przestałem jeździć na zawody na orientację. W 2015, trzy lata temu. Wcześniej nie było miesiąca (a czasem przecież to był tydzień w tydzień) żebym gdzieś nie startował. Przez ładnych kilka lat.
W ciągu ostatnich trzech lat dałem się co prawda namówić znajomym na kilka imprez, ale większość z nich kończyłem bardzo szybko. Co ciekawe tych imprez było znacznie więcej niż się spodziewałem, chociaż już prawie żadna nie była z cyklu imprez w Pucharze Polski.
W 2016:
- Nadwiślański Maraton na Orientację - chyba pierwsza impreza, na której budowniczym trasy był Grzesiu
- Orient Akcja, czyli pojedynek z szermierzami - ostatnia chyba impreza, gdzie powalczyłem do końca
- Bike Orient, czyli patriotyzm ważniejszy niż zabawa - tu gdzie słońce mnie zupełnie pokonało
- Tropiciel 20, czyli w poszukiwaniu punktu G - impreza w super towarzystwie firmowym, choć z wieloma błędami na trasie... obok domu
- Bike Orient w Niegowie - towarzyska przejażdżka z Agatą.
- Silesia Race, czyli ciężko i świetnie - super zabawa pieszo-rowerowo-kajakowa z Alicją
- Tropiciel 21, czyli nie boimy się ASF - zabawa przygodowa w firmowym towarzystwie
W 2017:
- SKS, czyli Nadwiślański Maraton na Orientację - czyli Grześ nie odpuścił, ale ja tak
- Dębowy Włóczykij, czyli jest sukces - biegowy start z synem i zwycięstwo
- Krótko na KoRNO - czyli jak wypychać oponę trawą.

Tak mnie wzięło na wspominki, ale to chyba głownie dlatego, że udało się wczoraj spotkać tak wiele znajomych osób, w bazie, na trasie... Super, choć żal, że nie udało się dłużej porozmawiać...

Przed startem
Dobra, koniec, wracajmy do zawodów.
Tym razem też nie planowałem startować, ale budowniczy trasy, Grześ, tak długo marudził, że się zapisałem. Nie oznaczało to jeszcze, że wystartuję, bo w ostatnim czasie, byłem zapisany na kilka imprez i mimo, że były już nawet opłacone, odpuszczałem (jak choćby półmaraton tydzień temu). I tym razem było podobnie... piątkowy wieczór, trochę sprzętu wyciągnięte na wierzch i zero chęci do pakowania, jazdy, startu. Zostawiłem to do rana, mając nadzieję, że wydarzy się coś co będzie pretekstem do rezygnacji. Nie wydarzyło się... ;-(

Trudno, pakuję się, jem śniadanie i ruszam do pobliskich Sośnicowic, gdzie mieści się baza zawodów. Głośne powitanie przez znajomych sprawiło, że humor mi się trochę poprawił. Rejestracja, odbiór pakietu startowego i trzeba przygotować rower.
Po chwili dołącza do mnie kolega z pracy - Marcin, który debiutuje na tego typu imprezie (nie licząc wspólnego startu na Tropicielu), a tuż przed startem dwóch jego znajomych - Mariusz i Krzysiek, którzy też planują jechać z nami.
W międzyczasie spotykam również milion znajomych, dawno nie widzianych osób... aż się wzruszyłem... na myśl o różnych imprezach gdzie razem startowaliśmy, gdzie spędzaliśmy wspólnie czas....

START
W końcu odprawa. Zawody są przeprowadzane w formie rogainingu, czyli punktów kontrolnych ustawionych jest tak dużo, że nie ma szans zaliczanie wszystkich w limicie czasu. Do tego każdy z nich ma inną wartość przeliczeniową. Do zawodnika należy podjęcie decyzji, ile i które punkty chce zaliczyć.

Kilka słów od Budowniczego trasy © djk71

Dostajemy po dwie mapy w formacie A3, kartę A4 z opisami punktów i... do roboty. Zaznaczamy na mapie około dziesięciu punktów, od których chcemy zacząć, a potem będziemy sukcesywnie wybierali kolejne w zależności od czasu jaki nam pozostanie. Mamy 10h + ew. spóźnienia, za które będziemy karani karnymi punktami.

Planowanie trasy © Znalezione w sieci

PK 39 - przepust
W okolice punktu dojeżdżamy bez problemu. Tu jednak nie pamiętamy do końca o odmierzaniu odległości i zaczynamy go szukać trochę za daleko i do tego po niewłaściwej stronie ścieżki. Tracimy tu prawie 10 min.

PK 93 - most
Omijamy punkt 10 (za dychę) i jedziemy na punkt warty 90 punktów przeliczeniowych. Tu też spędzamy trochę za dużo czasu niezbyt dokładnie się odmierzając. 12 minut szukania prostego punktu. Ale z tego co zauważyliśmy to niektórzy mieli gorzej nie zauważając małego mostu. :)

Interesujący most © djk71

PK 35 - skraj hałdy, sosenka nieopodal wypłukaniu
Kiedy rzucam hasło Ostropa, Marcin mówi, że to wie doskonale którędy więc... nadrabiamy jakieś 1,5 km ;-)
Dojeżdżamy do hałdy rozmawiając o Wołowie, skąd pochodzą nasi towarzysze i zaczynamy szukać sosenki. Oczywiście najpierw musimy wspiąć się na hałdę.

Mam punkt, chcę zdjęcie © djk71
Tym razem zajmuje nam to "tylko" 7 minut.

Jak się weszło to trzeba zejść © Mariusz

PK 83 - skraj nasypu
Dojeżdżamy do Kozłowa, ten punkt zaliczamy w miarę szybko i bez problemów. To już czwarty punkt, a Marcin zakładał zdobycie trzech, o dziwo jedzie z nami dalej ;-)

PK 44 - drzewo vis a vis pomnika
Tym razem również bez problemu, szybko i sprawnie.

Pomnik Juliusza Rogera © djk71

Wyjeżdżając z punktu Krzysiek uszkadza mapnik. Zostaje mu podstawka pod miskę z zupą :-)

Miejsce na miskę zupy © djk71

PK 29 - skraj nasypu
Znów szybko i sprawnie. Ale to punkt za 20pp więc powinien być łatwy.

PK 75 - most wiszący, drzewo na W
Ciekawe miejsce, dziwne ścieżki, schodki, mostki - nigdy tu wcześniej nie trafiłem. Punkt nie trudno było znaleźć, bo to jedno z nielicznych miejsc gdzie były tłumy. Ale to pewnie dlatego, że ruszyła już też trasa krótka. Mimo to spędzamy tu chyba około 5 minut (dojście do punktu, zebranie ekipy). Pewnie w okolice Rachowic jeszcze wrócę.

PK 30 - duży buk
Chyba jedyny punkt, gdzie lampion (dziś lampiony to kartki A4 na drzewach) widzimy już z oddali.

PK 87 - kikut drzewa
Droga do punktu prosta, choć końcówka po wysokiej trawie i niezbyt równej nawierzchni. Dojeżdżamy idealnie tylko z jakiegoś nieznanego bliżej powodu szukamy po drugiej stronie ścieżki. 9 minut w plecy.

PK 76 - grób
Punkt łatwy. Kiedy ja pstrykam zdjęcia grobu, chłopaki korzystają z butli z wodą i uzupełniają zapasy.

Nie doczekał końca wojny, zginął w styczniu © djk71

PK 65 - górka
Punkt wydaje się prosty. Dojeżdżamy i... nie ma stawu, który powinien tu być. Grześ co wspominał, że niektóre cieki wodne wyschły więc może staw też - jest tu łąka. Nie podoba mi się bo jest za wysoko, powinno być choć wgłębienie, ale solidarnie z resztą szukam. Nie ma. Próbujemy się namierzyć z drugiej strony. Też nic. Czarny szlak na mapie wskazuje, ze powinniśmy być we właściwym miejscu. Coś jest nie tak. Marnujemy kupę czasu. W końcu Mariusz postanawia zrobić ostatnie podejście i namierzyć się jeszcze raz od strony, z której przyjechaliśmy. I... Okazuje się, że szlak na mapie nie jest tam gdzie w rzeczywistości. Na mapie jest jedną przecinkę wcześniej. A przecież doskonale wiemy, że nie można się sugerować szlakami... ale to zrobiliśmy... Szlag by to trafił.
Do tego idąc po punkt prawie gubię buty w bagienku.

But uratowany, choć mokry © djk71

Straciliśmy tu... 51 minut!!! Porażka

PK 12 - paśnik
Punkt za 10pp więc trudno przegapić ;-) Dawno nie widziałem tak dużego paśnika :-)

Na drabince w paśniku © djk71
Ja też chcę na drabince :-) © djk71

PK 81 - słupek graniczny, drzewo na W  (drzewo na W... wierzba?? ;) )
Na mapie wygląda na narożnik cmentarza. Wyjeżdżamy z lasu tuż obok. Zostawiamy rowery i idziemy szukać. Cmentarz jest, narożnik jest, punktu nie ma. Szukamy i nic. Jeszcze raz rzut oka na mapę i... to nie tu. jedziemy dalej. W końcu jest w sumie samo szukanie i podbijanie zajmuje nam około 12 minut.

Za nami prawie połowa czasu. Jest otwarty sklep, postanawiamy uzupełnić napoje.
W sumie od wjazdu do Kotlarni, do wyjazdu z zaliczeniem punktu i sklepu tracimy ponad 26 minut.

PK 22 - podstawa radaru
Pierwszy i jak się potem okaże nie ostatni dziś punkt z takim opisem.
Szybki i prosty punkt.

Podstawa radaru © djk71

PK 41 - wielki dąb, drzewo naprzeciw
Punkt zaliczony szybko, niestety Mariusz łapie gumę.

Pomnik przyrody © djk71

Zmienia dętkę, ale i ta okazuje się felerna. Wracamy do poprzedniej, łatanie, pompowanie. W sumie tracimy tu prawie 25 minut.

Kapeć musi być © djk71

PK 84 - pozostałość po niemieckiej baterii przeciwlotniczej
Mimo, że punkt "drogi" to łatwo i szybko odnaleziony. Mariusz walczy z licznikiem, który nie chce działać.

PK 27 - SE kraj jeziorka
Łatwo, prosto i przyjemnie :-)

PK 92 - Podstawa radaru
Kolejny punkt, który zaliczamy bez większych problemów. I kolejna "inna" podstawa radaru.

Inna podstawa radaru © djk71

PK 80 - drzewo po wschodniej stronie starorzecza
Teraz już coraz częściej patrzymy na zegarek. Musimy jeszcze wrócić na czas do bazy więc trzeba mądrze wybierać co się opłaca po drodze zaliczyć. Pomijamy 61 i jedziemy asfaltem. Szybko. Napęd zaczyna piszczeć. No cóż. Rano padało, potem walczenie w mokrych trawach, nie lubię tego dźwięku. Na szczęście na punkcie Marcin ratuje mnie strzykawką ze smarem. Strzykawką? Do czego on jej jeszcze używa? ;-)

Ładnie tu © djk71

PK 77 - dołek
Znów szybko i zaczyna mnie dopadać zmęczenie.
Dojeżdżamy w okolice punktu. Jak dołek to musi być...na górce. Nie mylimy się :-)

PK 94 - podstawa radaru
Coraz ciężej mi się jedzie. Pomimo, że to ja odnajduję punkt to tym razem podstawy radaru wcale nie widzę. Niedobrze.
Posilamy się bananami i ustalamy przebieg końcówki trasy. 10 minut nam mija.

PK 66 - grób
Zjadłem coś słodkiego jeszcze, ale dobrze nie jest. Dojeżdżam na punkt za chłopakami, prawie przez chwilę nie patrząc na mapę.
Podbijamy punkt i jedziemy dalej.

PK 51 - Stary Barah, rozwidlenie dróg
Prosty punkt, powoli na chwilę wracają siły.

PK 45 - Stary Barach, brzoza na górce
Też łatwo zaliczone.

PK 37 - Jeleń
Hmmm... Jeleń, czy królik? Gdybyśmy mieli sugerować się opisami to... pewnie byśmy jeszcze długo szukali...
Królik to czy jeleń? © djk71

Chodziła nam już po głowie myśl, że może kształt gałęzi na drzewie skojarzył się Budowniczemu z porożem... Tak, czy owak dziwne, ale punkt zaliczony :)

A może to jest jeleń © djk71

PK 71 - Dziewicze Groby, drzewo naprzeciw
Opis punktu intrygujący :-) Jedziemy. Odmierzamy odległość i jest kamień z takim napisem. Jest też i drzewo i punkt.

PK 82 - nora
Przed szukaniem punktu krótki postój w sklepie. Cola i takie tam.
Tym razem trzeba skorzystać z rozświetlenia. Krótki spacer i jest punkt. Ale 10 minut schodzi na miejscu.

PK 63 - skraj wyrobiska
Chłopaki dyskutują, którą ścieżką dojechać, a ja... nie widzę żadnej. Nie wiem o czy mówią. Dopiero potem się okaże, że patrzyli na rozświetlenie punktu, które ja... miałem zagięte i nie mogłem go widzieć.

PK 68 - koniec nasypu
Po drodze na jezdnym z rozjazdów chwila wahania, ale po chwili już jesteśmy na właściwym miejscu. To dziś ostatni punkt. I chyba najszybciej podbity. Czasu mało. Więc teraz już trzeba gnać na pełnych obrotach do mety. Czuję ogień w mięśniach, chcę dać zmianę Mariuszowi, ale już nie potrafię.

Meta
Dojeżdżamy 70 sekund przed końcem podstawowego czasu. Oddajemy karty. Najpierw kiełbaska i żurek - potrzebuję czegoś innego niż batoniki ;-)
Potem chwila refleksji. Okazało się że mogliśmy jeszcze pokusić się o PK 79 nawet biorąc pod uwagę karę za spóźnienie. Za każdą minutę dostalibyśmy minus 1pp, ale za punkt zdobylibyśmy 70pp, a raczej zajęło by na to mniej niż godzinę więc i tak bylibyśmy do przodu. No ale trudno. I tak jesteśmy zadowoleni.


(Zdjęcie znalezione w sieci ;-) )

Podsumowanie

Zajęliśmy 34 miejsce na 53 startujących. Zdobyliśmy 1630 punktów na 3840 możliwych (zwycięzca zdobył 2833). Zaliczyliśmy 29 PK z 78 (zwycięzca 53). Brawa dla zwycięzcy - tak jak obstawiałem Paweł musiał to wygrać, przecież jeździł prawie wokół domu ;-)

Biorąc pod uwagę, że czystej jazdy mieliśmy niecałe 6h to... 4h się obijaliśmy. No dobra, zakładając, że trzeba znaleźć punkt, podbić itd to i tak jakieś 2-2,5h straciliśmy na przerwy i błądzenie. Jest co poprawiać :-)

Marcin, Mariusz, Krzysiek -dzięki za towarzystwo i wsparcie na trasie.

ROC - dzięki za super zorganizowaną imprezę.

Grześ - dzięki, że mnie namówiłeś :-)

Wszyscy pozostali - szczególnie dawno nie widziani znajomi - Super było Was spotkać, szkoda tylko, że brakło czasu żeby dłużej pogadać, ale może jeszcze kiedyś ktoś mnie namówi do powrót do startów... Bo miło było znów poczuć ten klimat.

Dziewiąty :(

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Dziewiąty dzień wolnego. Dziewiąty dzień w domu. Dziewiąty dzień ładnej pogody. I gdyby nie to, że miałem dziś startować w półmaratonie w Wałbrzychu, byłby to dziewiąty dzień bez biegania i bez roweru. Biorąc pod uwagę, że kilka dni wcześniej też nic nie robiłem, to dwunasty, ale dziewiąty urlopowy.

Nie, nie pobiegłem dziś w półmaratonie. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, nie licząc krótkiego zrywu nad morzem, pobiegałem raz, na zawodach w Rudzie i to na skróconym dystansie. Nie było więc sensu jechać na dzisiejszy półmaraton. Ale zmusiłem się do wstania rano i pojechania rowerem do Gliwic skąd moja ekipa ruszała w podróż do Wałbrzycha.

Krótka wizyta na Szarej, gdzie słońce nie świeci...

Tu nie świeci słońce © djk71


Krótka rozmowa z ekipą i oni ruszają w swoją stronę, a ja... do domu. Chodziło mi po głowie rano, że może gdzieś pojadę, pokręcę się po okolicy... ale ostatecznie nie mam chęci. Nie czuję radości z jazdy. Nie chce mi się.

Jak na Ukrainie (rowerze)

Wtorek, 7 sierpnia 2018 · Komentarze(3)
Weekend, jak często ostatnio, znów bez aktywności. Wczoraj oglądanie kolarzy na mecie Tour de Pologne w Zabrzu.
Dziś... kto wie jakby się skończyło gdyby... Marek nie chciał się przejechać na moim rowerze. Umawiamy się wieczorem w lesie. Wyjeżdżam wcześniej i robię rundkę po DSD i okolicy.

Kapliczka św. Barbary © djk71
Ładna ścianka © djk71

Na spotkanie przyjeżdżam już mocno zmęczony, choć za mną zaledwie 15 km.

Zamiana i obaj przeżywamy szok. Mnie przypomina się jazda na Ukrainie (dla młodszych: to taki stary rower) kiedy jeździłem jako dziecko na wieś. Marek też jest w szoku. No cóż... teraz tylko trzeba czekać, kiedy się wybierze na zakupy :-)

Kiedy się rozstajemy jest już ciemno i robi się miejscami... chłodno. Wracam najszybszą drogą... asfaltem.

Masa w TG , ale jednak bez masy

Piątek, 3 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Udało się w miarę wcześnie wrócić do domu, więc szybki obiadek i na rower. Nie do końca wiem czy chcę się bardzo męczyć w taki upał więc wybór pada na Tarnowskie Góry. Dziś odbywa się tam Masa Krytyczna śladami niedzielnego etapu Tour de Pologne (jego tarnogórskiej części).

Jeśli się nie mylę to ostatni raz na masie krytycznej byłem... sześć lat temu. Szmat czasu. Zdarzyły się w międzyczasie jeszcze grupowe przejazdy jak trasą Leśnej Rajzy, Śląskie Święto Rowerzysty, WOŚP, czy jakiś rodzinny rajd, ale na masie nie byłem już naprawdę dawno.

Na Rynek dojeżdżam w towarzystwie spotkanego koło Kopalni Srebra rowerzysty (o ile pamiętam Błażeja). Na miejscu rozglądam się, czy nie ma kogoś znajomego, ale nie udaje mi się nikogo dostrzec. Szkoda.

Masa w Tarnowskich Górach © djk71

Chwila zastanowienia i... nie, to jednak nie dla mnie. Jakoś nie mam ostatnio nastroju na towarzystwo ludzi. Kręcę się chwilę po parku.

W parku © djk71

W pewnym momencie widzę dziwny pomnik. Szachownica tutaj?

A co to za szachownica © djk71

Po chwili już wiem co to.

I wszystko jasne © djk71

Tuż obok cmentarz wojenny.

Cmentarz wojenny © djk71

Kiedy widzę tablicę mam wrażenie, że to za ogrodzeniem.

Dopiero po chwili dostrzegam, że jestem w jego środku.

Zarośnięte, ale zadbane © djk71

Szkoda, że niektórym i takie miejsca przeszkadzają...

I kto z młodzieży wie co tu był napisane? © djk71

Jadę dalej. Jakoś mi się nie chce wracać do domu. Zaliczam podjazd ze Zbrosławic do Wieszowy, stamtąd też nie najkrótszą drogą jadę dalej. Docieram na wiadukt nad A1, niestety średnio nadający się do jazdy.

Nie do jazdy © djk71

Dalej jest lepiej, ale tylko trochę. Wyjeżdżam w Grzybowicach i postanawiam dojechać do domu niebieskim Zabrzańskim Szlakiem Rowerowym.

Mimo, że wiem gdzie mam jechać i tak momentami nie jestem pewien, czy jestem na szlaku. Szczytem wydaje się być przejazd przez strumyk, którego na szczęście dziś nie widać... Do tego ta niby furtka.

Zabrzański Szlak Rowerowy - wstyd © djk71

Dalej też jest średnio... w końcu mam wybór... albo wjazd na cmentarz - niestety furtka zamknięta, albo zgodnie ze szlakiem.... wjazd na teren kaplicy cmentarnej - niestety i tu furtka zamknięta.
I co teraz? Powrót? Kilka kilometrów? Super. Brawo miasto Zabrze! Nie przypadkiem Gliwicka Rada Rowerowa oceniła ten szlak jako najgorszy w okolicy.

W końcu udaje mi się wyjechać przez teren Uniwersytetu Medycznego.


Chechło, Gwarek i nie tylko

Środa, 1 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Ciężki dzień, ciężki tydzień, ciężko ogólnie... I nie chodzi o temperatury, choć one pewnie też nie pomagają. Jakoś tak... próbowałem poukładać trochę spraw, ale nic z tego nie wyszło. Szkoda.

Wieczorem waham się chwilę czy wychodzić coś robić przy takiej pogodzie, ale przecież nie raz jeździłem w dużo gorszych warunkach. Co ja piłkarz jestem? Jadę.

Bez celu. Po prostu pokręcić i pomyśleć. Mimo pogody jedzie się fajnie.

Przed Nakłem krótki postój na przejeździe.

Pociag za pociągiem © djk71

Rzut oka na pałac w Nakle. Niestety, kiedyś zapowiadało się, że go odnowią, ale chyba nic z tego.

A mogło być tak pięknie © djk71

Jadę w stronę Chechła. Omijając jeden z leśnych szlabanów nie mieszczę się i opieram się o drzewo. Na szczęście bez większych obrażeń.

Tu ponoć też sinice zawitały © djk71

Rzut oka na jezioro i czas wracać. Koło jednostki nie wyrabiam na zakręcie i ląduję w piachu. Na szczęście miękko i też bez obrażeń.

W Tarnowskich Górach rzut oka na nową (dla mnie) figurkę Gwarka wg Alojzego Niedbały...

Gwarek w TG © djk71

... i czas wracać do domu. Dobrze, że wyszedłem choć na chwilę.