Bike Orient w Niegowie
Gdzie Oni patrzą? Mapy leżą z drugiej strony© djk71
Start
Dostajemy mapy i zaczynam planowanie trasy Mega. Na Giga dziś nie ma szans. Bez sił, chory i przy takiej pogodzie nawet nie myślę o 100km. Padają propozycje wspólnej jazdy, ale wychodzę z założenia, że chętnie o ile się spotkamy gdzieś na trasie.
PK 11 - jabłoń
Ruszam asfaltem, wyprzedzam kilka osób i doganiam Agatę. Jej już tak łatwo nie da się wyprzedzić, mimo, że na podjeździe licznik pokazuje mi 28 km/h. Wiem jednak, że oszukuje, chyba styki zamokły, nie dobrze, bo nie mogę mu ufać co do odległości. Nie zauważam ścieżki, w którą chciałem skręcić, trudno spróbujemy od północy. Skręcamy w polną drogę i coś mi się wydaje, że jedziemy za daleko. Miało być 400m (patrząc w domu na mapę nie wiem jak wymyśliłem te 400m, czyżby to mokre okulary?). Wracamy, szukamy walcząc z błotem i nic. Dojeżdża Kosma z Tomkiem i upewniają nas w tej odległości. W końcu decydujemy się jechać dalej i... oczywiście punkt jest. Niezbyt dobry początek.
Jest jabłonka© djk71
PK 10 - jar
Zastanawiam się, czy jechać na 19, czy na 10. Agata mówi, że jedzie na 10-tkę. Jadę z Nią. Oboje chorzy, oboje bez parcia na wynik - czyli będzie dobrze :-) Decydujemy się jechać nieco dookoła, ale asfaltem. Dziś to chyba lepszy wybór. Wciąż mokro, okulary zaparowane, pod kołami błoto. Punkt jednak tym razem odnaleziony bez problemów.
PK 9 - róg lasu
Znów wybieramy asfalt. Do pewnego momentu. Potem droga zdecydowanie się pogarsza. Błoto i kałuże. W pewnym momencie o mały włos nie najeżdżam na leżącą na środku drogi padlinę. To na wpół zjedzona już sarna. Zapach straszny.
Zatrzymujemy się, ale to chyba nie ta ścieżka. Właściwa jest kawałek dalej. Jedziemy nią, ale nie ma punktu. Wracamy, ścieżka się na początku rozwidlała. I to jest dobrzy trop. Punkt podbity.
Zjeżdżam w dół mijając Agę, po chwili wiem czemu się zatrzymała.
Czego tu brakuje?© djk71
Urwany wentyl. Do tego nie da się odkręcić nakrętki. Albo tak mocno zakręcona, albo takie mamy zmarznięte dłonie. Na szczęście pomaga nam zawodnik z nr 79 (o ile pamiętam Paweł) - ma mini kombinerki. Wystarczają. Zmiana dętki i ruszamy dalej.
Jest guma© djk71
PK 5 - skraj młodnika
Ścieżki, którymi planujemy wyjechać nie wyglądają zachęcająco, albo nie ma ich wcale. Ok, nadrabiamy kilka km, ale docieramy do asfaltu. Mijani zawodnicy, którzy próbowali dotrzeć do dziewiątki od tej strony informują nas, ze nie ma szans na znalezienie punktu. Wprawiamy ich w zdziwienie informując, że my go już mamy ;-)
Piątka znaleziona, głównie dzięki ekipie, która sama nas informuje, że punkt jest tu obok :-) Dzięki.
PK 12 - podstawa skały
Ciężko mi się jedzie. Już wiem, że nie będę próbował zdobyć kompletu na Mega. Nie mam siły, do tego chciałbym wcześniej wrócić do domu, bo dziś piłkarze ręczni Górnika grają w Pucharze EHF i chciałbym pójść z synem na mecz.
Punkt banalny, w dobrze znanym miejscu :-)
Punkt pod skałą w Mirowie© djk71
Zastanawialiśmy się jeszcze na PK6, ale moja towarzyszka decyduje się wrócić do mety asfaltem. Postanawiam zrobić do samo. Podjazd, który po chwili mamy przed sobą utwierdza mnie w przekonaniu, że to była dobra decyzja ;-)
Meta
Po chwili docieramy do mety. Szału nie ma - 5 punktów, około 40km. Przy takim dystansie, maks na Mega (czyli 11) pewnie byśmy zrobili w 100km ( powinno być ok. 50) :-) Trudno. O dziwo nie wydajemy się być smutni. Raczej zadowoleni, że udało się mimo pogody pojeździć. Do tego w towarzystwie :-)
Myjemy rowery, kąpiel, grochówka i czas do domu. Nie czekamy na zakończenie więc tutaj WIELKIE DZIĘKI dla Organizatorów. DO zobaczenia w przyszłym roku.