Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:856.77 km (w terenie 429.00 km; 50.07%)
Czas w ruchu:47:16
Średnia prędkość:18.13 km/h
Maksymalna prędkość:64.35 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:95.20 km i 5h 15m
Więcej statystyk

Galicja Orient - dzień drugi

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(5)
Galicja Orient - dzień drugi

Po wczorajszym dniu i długim wieczorze mam wrażenie, że dziś wcale nie uda się pojechać. Mimo to odbieramy mapkę w formacie A4 i planujemy zaliczenie 7 z 10 punktów. Patrząc po wczorajszym to wszystko co teoretycznie będziemy w stanie zrobić. Do tego ruszamy dopiero 15 minut po starcie.

Dziwny dla nas widok... tutaj © djk71


PK 31 - Rozwidlenie dróżek
Na wylocie z miasta mijamy Zdezorientowanych, wydaje się, że mają jakąś awarię, ale wołają, że wszystko jest ok. Mówili prawdę, bo przed punktem się spotykamy. Ciepło.

PK 33 - Kapliczka
Droga do kapliczki prosta, choć kto wie, czy na ostatnim odcinku byśmy się nie zastanawiali chwilę, bo ścieżki na polu rawie wcale nie widać. Na szczęście przed nami pojechało tamtędy kilku zawodników więc pędzimy za nimi.

Kapliczka © djk71


Pomijamy :
PK 38 - Koniec drogi
PK 40 - Szczyt osuwiska


PK 39 - Róg łąki
Długa droga asfaltem. W pewnym momencie zauważamy, że dziś niedziela i chyba się gdzieś w okolicy msza skończyła, bo samochody z przeciwka jadą jeden za drugim. Mijamy Grabinę, Sobolów i przed Chrostową wjeżdżamy do lasu. Wszystko się zgadza: zakręt drogi, krzyż i ścieżka... Tyle tylko, że ścieżka robi się coraz węższa, coraz bardziej zarośnięta, aż w końcu przedzieramy się przez zarośla. Chyba nikt tędy przed nami nie szedł. No, ale jak ludzie jechali na PK38 to tu na pewno nie skręcili. W końcu jest trochę luźniej i jest brama, za którą... są tylko zarośla. Brama do lasu?

Brama do lasu © djk71


Niewiele brakło, a byśmy dalej się przebijali przez kolejne krzaki, gdyby nie to, że zauważam 10m dalej jadącego zawodnika. Okazuje się, że tam biegnie droga. Masakra. Kawałek dalej jest punkt gdzie spotykamy Grześka. Jest trochę zdziwiony kiedy się dowiaduje, że dziś jedziemy w przeciwną niż on stronę i już tu jesteśmy. Uświadamiamy go, że opuściliśmy dwa punkty.

PK37 - Mała polanka
Źle skręcamy z drogi i lądujemy tuż nad Stradomką. Po chwili droga się kończy i znów potrzebna by nam była maczeta. w końcu przedzieramy się do pięknego asfaltu. Jechalibyśmy nim gdyby nie zły skręt.
Chwilę kombinujemy jak tu wjechać na zielony szlak i kiedy już go mamy to nie do końca jesteśmy pewnie gdzie na niego wjechaliśmy. Szczęśliwie polanka jest tuż obok.

Czas na grzybobranie? © djk71


PK 36 - Pod skałą, Pn skraj kamieniołomu - Bufet
Jadąc od Zoni skręcamy tuż przed punktem, bo opis sugeruje, że punkt nie będzie od drogi tylko od północnej strony. Robimy małe kółko i... zatrzymujemy się przed niesamowitym cmentarzem.

Cmentarz nr 341 © djk71


Krzyże wskazują, że to cmentarz wojskowy, pół prawosławny, pół katolicki. Jak się potem doczytam jest to Cmentarz wojenny nr 341. Pochowano tu poległych w dniach 7-19 XI 1914 r.: 178 żołnierzy austriackich 146 żołnierzy rosyjskich.

Cmentarz nr 341 © djk71


Jest on jednym z 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych zbudowanych przez Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie. Z tej liczby w okręgu bocheńskim takich cmentarzy jest 46.

Chwilę później opychamy się ciastkami na bufecie.

Omijamy PK 35 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem

PK 34 - Przepust
Planowaliśmy zjazd terenem przez Naprześnią, ale widząc chwilę wcześniej jak tam wygląda wybieramy asfalt. Okazuje się to być trafnym wyborem, bo przed nami długi piękny zjazd. Przed punktem wracający z niego "tramwaj".

PK 32 - Szczyt grodziska
W pobliże punktu dojeżdżamy w kilka osób. Sylwia pokazuje nam jak się zjeżdża z górki :-)
Zostawiamy rowery na dole i wspinamy się dość stromo do punktu.

Po punkt © djk71


Tuż przed okazuje się, że górą biegła piękna droga.

Meta
Do mety dojeżdżamy już bez przygód. Dużo drobnych błędów kosztujących nas sporo sił i czasu. Gdyby nie to pewnie mogliśmy zaliczyć co najmniej jeden punkt więcej.

W sumie bardziej mi się chyba podobał dzień wczorajszy, dziś trasa była zbyt oczywista i stąd grupki zawodników. Inna sprawa, że to dziś popełnialiśmy błędy.

W finałowej klasyfikacji lądujemy w okolicach połowy stawki, mogło być lepiej, ale grunt, że impreza była świetna. Dobrze zorganizowana (choć robiło to tylko kilka osób), punkty na swoich miejscach, fantastyczny teren i świetna atmosfera.

Fajnie było spotkać tak wielu znajomych i w końcu mieć czas na to żeby trochę porozmawiać.

Galicja Orient - dzień pierwszy

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Galicja Orient - dzień pierwszy

Galicja Orient, czyli... dawna Odyseja... A przynajmniej ten sam termin, ta sama formuła... Wyjeżdżamy z Amigą w piątkowe popołudnie z Katowic i... szybko orientujemy się, że błędem był wybór autostrady. Kilkadziesiąt minut na bramkach + ograniczenia prędkości na autostradzie sprawiają, że do Bochni docieramy później niż planowaliśmy, a jednocześnie wcześniej niż większość pozostałych uczestników. Efektem tego są numery startowe jak nam zostają przydzielone: 2 i 3 :-).

Kto wcześnie przyjeżdża ten ma niski numer © djk71


Po wieczornych pogaduchach noc szybko mija. Ranek rześki :-)
Śniadanie, przygotowanie sprzętu, powitania z tymi, którzy dopiero dziś dotarli na start i odprawa.

Po chwili dostajemy mapy do ręki i planujemy jak to w najbardziej optymalny sposób odnaleźć 18 zaznaczonych punktów.

PK 1 - Róg lasu
Ruszamy, trochę wstrzymują nas światła, ale po chwili wyjeżdżamy z miasta. Lekko nie jest. Przed nami długi podjazd. Już pod koniec wiemy, że zaplanowanie wszystkich punktów to był chyba zbyt ambitny plan. Szybko robi nam się ciepło. Nie zauważamy zaplanowanego zjazdu z asfaltu, więc atakujemy od strony cmentarza, gdzie spotykamy Sylwię. Kolejny podjazd, tym razem w terenie, po chwili mamy pierwszy punkt.

Nieogolony słup © djk71


PK 6 - Leśniczówka
Zjeżdżamy nieistniejącą na mapie ścieżką obok zdziwionych krów i nie mniej zdziwionego gospodarza, któremu wjeżdżamy wprost na podwórko.
Chwilę później meldujemy się przy leśniczówce.

Za leśniczówką © djk71


PK 3 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem, 20m w górę potoka
W opisie powinno być chyba "potoku", ale nie będę się czepiał ;-)
Trochę błotniście, ale dajemy radę.

PK 5 - Most/fosa
Kierunek Nowy Wiśnicz i tamtejszy zamek. Ładny podjazd.

Tym, dla których Bóg, honor, ojczyzna były ważniejsze niż życie © djk71


Ładny zamek i nieco chyba zdziwiony ochroniarz ;-)

Przy zamku w Nowym Wiśniczu © djk71


PK 9 - U zbiegu potoków
Do punktu prowadzi prosta droga...

Prosto © djk71


... tylko na sam punkt trzeba się przeprawić przez strumień.

Trzymam go © djk71


PK 7 - Skała na północnym stoku
Wyjeżdżamy z punktu, a raczej wypychamy rower, bo coś nam się ciężko podjeżdża. Po chwili widzimy kamień-grzyb, tam można znów wsiąść na rower.

Dobra, jedziemy © djk71


Kolejny punkt to... strome i długie podejście.

PK 8 - Skrzyżowanie dróg leśnych
Zaliczony bez problemów.

PK 15 Zbieg dwóch jarów
W Gosprzydowej sklep tuż przed zamknięciem (14:00). Za nami połowa czasu i dopiero 7 punktów. Podjazdy dają w kość. Korekta planów, nie ma szansa abyśmy zdążyli zrobić wszystko. Za każdy nie zaliczony punkt dostaniemy karę czasową od 60 do 120 minut. Trudno, lepsze to niż spóźnienie, bo za każdą minutę spóźnienia czeka nas 20 minut kary.

Chwilę później po podbiciu kart na punkcie ruszamy na zmodyfikowaną trasę. Niestety przestaje mi działać licznik. Prawdopodobnie przetarłem gdzieś kabel.

PK 14 - Skała obok szczytu
Chwila zamieszania ze ścieżkami, spotykamy Zbyszka i po chwili zaliczamy punkt.

Obok skały © djk71


Odpuszczamy kolejne punkty:
PK 16 Szczyt ogrodzenia przy kapliczce
PK 13 - Zarośnieta polana Pd-Wsch róg
PK 17 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 18 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 12 - Południowy róg zagajnika

i jedziemy szukać następnego punktu.

PK 11 - U zbiegu potoków
Nie zauważamy ścieżki, w którą mamy wjechać i zamiast zaatakować od strony pd-wsch, robimy to od strony pd-zach. Chwilę nam zajmuje znalezienie punktu, ale w końcu jest.

Omijamy jeszcze jeden punkt:
PK 10 - Drzewo przy dawnej drodze

PK 4 - Skraj lasu przy szczycie
Długi przelot, czuję zmęczenie, marzę o tym żeby dotrzeć do bazy i znaleźć się w śpiworze, nie muszę się myć, jeść, chcę leżeć.

Tu nie jest płasko © djk71


PK 2 - Przepust
Podjazd w Pogwizdowie i za kołem łowieckim jest przepust.

Meta
Teraz już tylko prosta droga do bazy. Na samym końcu długi zjazd... :-)

Zaliczyliśmy 12 z 18 punktów. Mogło być lepiej, ale jeśli najlepsi zawodnicy dotarli do mety dopiero na niecałą godzinę przed końcem limitu czasu to o czymś świadczy...

Wieczór pod znakiem pizzy i walki z odwodnieniem oraz długich nocnych dyskusji :-) Miło było się przekonać, że zaznaczyliśmy (choć nie przejechaliśmy go w całości) jak jeden z liderów :-)

Bike Orient - okolice Bełchatowa

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Bike Orient - okolice Bełchatowa

Wczoraj na metę zjechaliśmy po ponad 190 km krótko przed godziną 23. Chwila odpoczynku, wymiany wrażeń i pakowanie. O 0:30 lądujemy w łóżkach. Nie zapowiada się długa noc. W planach pobudka o czwartej i 500km samochodem do Bełchatowa. Tylko po co? Wczoraj ostatnie 20-30km jadę na stojąco. Cztery litery bolą okrutnie jak więc mam przejechać następnych kilkadziesiąt?

Budzę się o 3:07, po nieco ponad dwu i pól godzinie spania. Skoro się obudziłem to budzę też Amigę i zarządzam wyjazd.
Droga dłuży się, czuję wczorajszy dystans w każdej części ciała, a do tego spać się chce strasznie. W końcu jednak docieramy do Kluk (-ów?). Na miejscu sporo znajomych. Ostatnich zawodów w Pucharze Bike Orient nie odpuścił też Andrzej.

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i pora na odprawę. Na mapie w skali 1:60 000 jest 20 punktów, które musimy odszukać w terenie. Czterem z nich towarzyszą rozświetlenia w skali 1:25 000. Markery w dłoń i wytyczamy trasę, która wydaje się nam być najbardziej optymalną. Cały czas w głowach stawiamy sobie pytanie, czy aby na pewno wiemy co robimy, czy po 2-3 punktach nie okaże się, że nie jesteśmy w stanie jechać dalej? Zobaczymy.

Ruszamy.

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Pierwszy punkt prosty, ale od razu widać, że będą piaski i podjazdy.

PK 9 - Zbocze wyrobisko piasku
Do drugiego punktu mamy tramwaj… Nie lubię tego… Nie dość, że jadąc w grupie nie trzymam swojego tempa, to dodatkowo nad koncentracją bierze górę instynkt stadny. Prosty punkt w piaskownicy.

Grupowo © djk71


PK 6 - Bunkier
Przez piaski wyjeżdżamy z punktu i mkniemy w stronę bunkrów. Na miejscu jest już kilku zawodników, wśród nich m.in. Wojtek, z którym się mijamy i jeszcze trochę będziemy, aż w końcu nam gdzieś zniknie po którymś z punktów.
Okazuje się, że okopy to nie to samo co bunkier, ale i ten po chwili jest zaliczony. Ciasno w środku. Szkoda, że nie ma czasu dłużej to zostać.

Pierwszy dziś bunkier © djk71


PK 19 - Zachodni brzeg strumienia
Następny punkt też nie stanowi problemu. Wciąż kilka osób oprócz nas dociera w tym samym czasie. Po drodze ciekawe ostrzeżenia.

A gdzie rowery? © djk71


PK 13 - Skrzyżowanie drogi z rowem
Dalej zawodnicy wybierają różne warianty, asfalt, drogę, by po chwili znów się spotkać. Ci, którzy tak jak my wybrali teren mogli być zaskoczeni. Musieliśmy się zatrzymać na fotkę.

Kapliczkowo © djk71


Kolejny lampion lekko ukryty w krzakach i gdyby nie rozsypane konfetti to łatwo by go można było minąć.

PK 1 - Wieża widokowa
Trochę na skróty, nie do końca niebieskim szlakiem, docieramy na punkt z bufetem. Ładne miejsce i pyszny poczęstunek.

W tle wieża z punktem © djk71


Nie było łatwo do niej dojść, ale Darek dał radę © djk71


PK 17 - Bunkier
Wyjeżdżając ruszamy w drugą stronę, ale od razu korygujemy błąd i brniemy przez piachy w stronę kolejnego bunkru.

Kolejny bunkier © djk71


PK 12 - Wyrobisko piasku
Piachy męczą, ale wydostajemy się z nich i pędzimy w stronę… wyrobiska piachu. Wracając spotykamy Andrzeja.

Jak nie wydma to wyrobisko piasku © djk71


PK 11 - Punkt widokowy
Podobnie jak poprzedni to punkt z rozświetleniem. Tym razem bardzo się to przydaje.

PK 3 - Szczyt wydmy
Tu znów spotykamy Andrzeja. Jak widać rower to również… bieganie :-)

Kto pierwszy u góry? © djk71


Połowa punktów zaliczona. Jest szansa na wszystkie o ile damy radę kondycyjnie. O dziwo wcale nie pamiętamy po wczorajszej dwusetce. Nawet można na siodełka bez problemu siedzieć.

PK 2 - Obniżenie terenu na wydmie
Punkt namierzony bezbłędnie, nawet ścieżka się znalazła bezpośrednio na punkt.

PK 7 - Przy drodze
Prosty punkt. Kawałek dalej jest sklep, chyba pora go zaliczyć. To jedyna dziś przerwa zakupowa, ale była potrzebna.

PK 5 - Szczyt wydmy
Ruszając spod sklepu widzimy zawodników wjeżdżających w teren. My wybieramy asfalt, który… nieoczekiwanie się kończy… Na szczęście po chwili znów go odnajdujemy i na punkt dojeżdżamy równocześnie z tymi, którzy pojechali terenem.

PK 10 - Osada łowiecka
W drodze do punku spotykamy Wikiego. Po chwili dziurkujemy karty i oczywiście pamiątkowe zdjęcie :-)

Osada łowiecka © djk71


PK 14 - Szczyt wydmy
Kolejny już dziś szczyt wydmy. Zaczynam mieć wrażenie, że to ulubione miejsce Amigi :-)

PK 18 - Brzeg stawu
Piaszczysty dojazd. W pewnym momencie uślizg i pada… na szczęście rower, mnie się udaje odskoczyć. Zakonnice w tak odludnym miejscu robią wrażenie… :-)

PK 20 - Brzeg stawu
Prosty dojazd, długa prosta, w prawo i w lewo... tylko…że nie ma ścieżki w lewo. Cofamy się i jest… ale ledwie widoczna. Jedziemy, jest staw, brzeg i drzewo z literkami PK tylko nie ma lampionu i perforatora.

Staw jest, tylko punktu nie widać © djk71


Dzwonię z info do organizatora i mamy jechać dalej, punkt jest gdzie indziej ale nam zaliczą. Chwilę później przejeżdżamy obok punktu. Dla świętego spokoju dziurkujemy karty.

PK 15 - Kaplica
Prosty dojazd, choć po piachach. Śliczna kapliczka, dzwoni Andrzej, że właśnie dojechał na metę My też zaraz będziemy, zostały nam dwa proste punkty w pobliżu mety. Tak nam się przynajmniej wydaje...

PK 16 - Szczyt wydmy
Kolejna, ostatnia dziś wydma. Skręcamy w ścieżkę przed gospodarstwem i lądujemy w wielkiej piaskownicy. Za ni ą odmierzamy kolejne metry i jedziemy na południowy zachód. Hmmm… wydmy nie ma… bo kierunek miał być południowo-wschodni. Wracamy, korygujemy kierunek i jest wydma, ale jakby z drugiej strony. Nie podoba mi się to, ale przeczesujemy ją dokładnie. Nie ma punktu. Przechodzimy z rowerami na drugą stronę i wracamy. Kolejna wydma też nie ta, ale widać z niej punkt kawałek dalej. Daliśmy ciała… Wracamy na szosę.

PK 8 - Spalony Dąb Cygański
Ostatni punkt jest blisko mety. Już wiemy zdążymy go zaliczyć. Podbijamy kartę i mkniemy na metę. Jest komplet punktów, dystans to równo 90km (wielu miało więcej), ale nad czasem trzeba jeszcze popracować.

Czas na posiłek, jak zawsze na BO świetny, i na pogaduchy ze znajomymi. Wrażeń co niemiara. Za chwilę nastąpi zakończenie i… jakiś taki smutek. Wiem, że za rok znów będzie Bike Orient, ale to zakończenie całego cyklu wprawie mnie w jakiś taki nostalgiczny nastrój. Choć spotykamy się z tymi samymi uczestnikami na wielu imprezach to jednak tu panuje jakaś taka magiczna, rodzinna atmosfera. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jest inaczej.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku też odbędzie się cały cykl Pucharu BO. Wg mnie to świetny pomysł, na pewno wymagający wiele pracy, ale będący czymś w rodzaju brakującego ogniwa między pojedynczymi imprezami, a "dużym" Pucharem Polski.

Wg moich wstępnych obliczeń w klasyfikacji generalnej Pucharu Bike Orient jesteśmy na 13 miejscu, Andrzej na 7 miejscu. Brawo. Może zacznie z nami częściej jeździć w przyszłym sezonie…. :-)

Jesienne Trudy 2013

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Jesienne Trudy 2013
Byłem na tej imprezie dwa lata temu. Główne wspomnienia to to, że było strasznie zimno na sali gdzie spaliśmy i że były długie przeloty między punktami.

Dojeżdżamy z Amigą późnym wieczorem w okolice Szczecina. Tuż po wyjściu z samochodu wita nas Turysta. Szybkie informacje nas co i i jak i zaprasza nas do hotelu :-)

Szkoda, że ogrzewania nie było w hotelu © djk71


Okazuje się, że na wszystkich rowerzystów czekają takie "wygody". Rejestracja, zniesienie gratów i krótkie wieczorne rozmowy przy ognisku. W końcu czas iść spać. W nocy… zimno… Budzę się kilkukrotnie. Zmarzłem. Czyli standard tutaj.

Poranek jest piękny choć chłodny.

Pięknie się dzień zaczyna © djk71


Śniadanie, przygotowanie rowerów i idziemy na odprawę. Mamy do zaliczenia 17 punktów w 15-godzinnym limicie czasu. Optymalny dystans to 200km. Szybka (jak na nas) analiza mapy i ruszamy na trasę.

9:27 - PK 1 - Drzewo ok. 80m od rozwidlenia dróg
W drodze do punktu chcę za wcześnie skręcić, Darek przypomina mi, że to mapa w skali 1:100 000, a nie "pięćdziesiątka", do której przywykliśmy. Niby wiedziałem, ale przyzwyczajenie…

Jazda po bruku daje w kość… (dosłownie). Chwila szukania i jest punkt, zresztą kręci się wokół niego sporo osób.

Pierwszy punkt zaliczony © djk71


10:00 - PK 2 - Drzewo za przepustem
Jedziemy dalej. Zapowiada się sporo asfaltu (lub bruku) i duże odległości między punktami.

10:45 - PK 4 - Drzewo w trzcinie
Jedziemy z punktu nieco inaczej niż zaplanowaliśmy, przez Stare Czarnowo. W Dębinie ścieżki nieco zagmatwane, ale objeżdżamy wioskę i lądujemy wprost na punkcie. Potem okazało się, że można było skrócić trasę przez jakiś PGR, czy coś w tym rodzaju.
Chwila szukania (za daleko)...

Gdzie jest punkt? © djk71


Ale w końcu jest :-)

12:00 - PK 17 - Złamane drzewo ok. 50 m od skrzyżowania dróg
Coś mi dziwnie mapnik powiewa... Okazuje się, że ułamał się fragment podstawy, no cóż... swoje już przeszedł... Tylko co teraz? Stajemy pod sklepem, Darek robi zakupy, a ja próbuję reanimacji. Zobaczymy na ile wytrzyma. W międzyczasie na zakupy dojeżdża inny rowerzysta.

Nie ma jak dopasowany rower © djk71


Oprócz zdjęć, krótka konwersacja z właścicielem. Samoróbka ma już 19 lat, ale jest w planie nowszy model...
Na punkt trafiamy bez problemu. Ale trochę czasu nam zeszło.

Złamane drzewo © djk71


12:40 - PK 9 - Za pagórkiem ok. 80m od znaku ślepa ulica
Znak jest, a wznoszący się za nim podjazd skojarzyliśmy z pagórkiem. Oj naszukaliśmy się punktu wszędzie. I po prawej (gdzie miał być) i po lewej. Już chciałem dzwonić do orgów, kiedy Darek stwierdza, że może punkt jest przed znakiem. Szukamy i jakimś cudem wchodzimy na punkt. Tylko gdzie ten pagórek?

Pagórek? © djk71


Za dużo czasu straconego.

13:39 - PK 14 - Drzewo pomiędzy 4, a 5 słupkiem ogrodzenia
Nie chcąc wbijać się na trasę szybkiego ruchu objeżdżamy teren wzdłuż torów. W Kliniskach Wielkich przejeżdżamy przez szosę i zamiast zaplanowaną wcześniej ścieżką jechać do punktu to wymyślamy, że pojedziemy niebieskim szlakiem. Szlak jest tylko nic się nie zgadza, jeszcze raz i lądujemy w miejscu gdzie byliśmy wcześniej. Wycofujemy się i jedziemy szukać naszej ścieżki. Chwila wątpliwości, czy to ta, ale próbujemy i bez problemu już namierzamy punkt.

Niestety tracimy tam bardzo dużo czasu, a szlak wiedzie zupełnie inną drogą niż na mapie...

14:15 - PK3 - Schody donikąd ok. 40 m od wiaty
Bez problemów docieramy do wiaty i szukamy schodów nad rzeką.

Aż by się chciało odpocząć © djk71


Nie ma. Są za to z drugiej strony.

Są i schody donikąd © djk71


15:18 - PK 8 - Brzoza ok. 15m od drogi
Jedziemy na skróty, ale jakoś strasznie ciężko mi się jedzie. Wyjeżdżam na asfalt zmęczony. Stajemy przy sklepie. Wewnątrz wrażenie niesamowite... Kilkadziesiąt lat wstecz...
Posilamy się i... za chwilę kolejna przerwa. Z tyłu niewiele mi już powietrza zostało. Może to stąd tak mnie zmęczył ten poprzedni odcinek...

Naprawa i za chwilę jesteśmy na punkcie.

16:31 - PK 11 - Drzewo przy rowie ok. 10m drogi
Jedziemy przez las od strony Sowna. Odmierzamy odległość i skręcamy. Jest rów, ale nie ma punktu. Szukamy wszędzie, z każdej strony, choć to wbrew mapie, ale nie ma. Po śladach widać, że nie tylko my tu szukaliśmy.

Wracamy do poprzedniej przecinki i tam też nic. Co najwyżej pająki.

Na co tu dziś zapolować? © djk71


Jedziemy w drugą stronę i jest jakiś ogrodzony młodnik, ale za daleko.
Jeszcze raz poprzednie miejsce i w końcu telefon do organizatora. Potwierdza, że punkt jest obok ogrodzonego młodnika. Niech to szlag.

Tym razem trafiamy na punkt, ale wydaje nam się, że ten jeden punkt był w nieco innym miejscu niż wskazywała to mapa. Strasznie dużo czasu tu straciliśmy.

17:31 - PK 15 - Drzewo na skraju skarpy
Wyjeżdżamy dyskutując o punkcie, ścieżki nijak mają się do mapy więc jedziemy trochę na czuja. Po chwili jest... bufet (?). Auto z zaopatrzeniem, w środku lasu, grill... i wołają nas... Zjeżdżamy. Okazuje się, że ktoś sobie imprezkę zrobił :-) Namawiają nas na skorzystanie z poczęstunku, ale czasu coraz mniej, a dopiero 100km za nami.
Śmiejąc się z bufetu nie zauważamy, że lądujemy przy stacji w Reptowie. Pięknie, kolejne kółko nas czeka.
Jest skarpa, jest punkt. Ale znów strata czasu.

18:28 - PK 13 - Betonowa zapora na skraju pola
Długi przelot aż do Stargardu Szczecińskiego na byłe radzieckie lotnisko wojskowe. Punkt przy pasie startowym ukrytym między kukurydzą robi wrażenie.

Pas startowy © djk71

Rozmowa ze spotkanym tu zawodnikiem utwierdza nas w przekonaniu, że lepiej było zacząć "od góry" - tam punkty były gęściej rozłożone.

19:25 - PK 6 - Samotne drzewo
Szybkie zakupy w sklepie i kolejny długi przelot.
Po zaliczeniu punktu, krótki popas (ach te kiełbaski) i czas założyć czołówki i lampki.

20:33 - PK 10 - Stare drzewo na samiutkim cypelku
Jedziemy w stronę Ryszewka i skręcamy w długą, gładką prostą szosę. Dalej wzdłuż wału na samiutki cypelek. Ciemno.

Gdzie jest Amiga? © djk71


21:35 - PK 16 - Drzewo ok. 10m od kładki wędkarskiej
Od jakiegoś czasu już bolą mnie 4 litery... Przejazd po płytach mnie męczy. Mam dość. Dojeżdżamy do Babina. Teraz trzeba znaleźć właściwą ścieżkę między budynkami. Po chwili wyjeżdżający z punktu zawodnicy niechcący wskazują nam niechcący gdzie mamy wjechać.

Zostały nam trzy punkty. Nie zdążymy wszystkich "zrobić":
PK 5 - Stara jabłoń
PK 7 - Murek śmietnika
PK 12 - Drzewo ok. 20 m od słupa elektrycznego

Może dalibyśmy radę zaliczyć w drodze do bazy "siódemkę", ale ja mam dość. Nie mogę siedzieć, a poza tym cały czas mam świadomość że ta noc będzie bardzo krótka. Nad ranem chcemy wyjechać do Bełchatowa. Jutro ostatnie zawody w Pucharze Bike Orient. Im później wrócimy, tym krócej będziemy spali.

22:43 - Meta
Decydujemy się wracać do bazy. Wybieramy skrót przez polną drogę blisko Babinka. Niestety droga się w pewnym momencie kończy i czeka nas przedzieranie się przez pola. Dobrze, że już wszystko skoszone.

W końcu wyjeżdżamy w Kartnie. Jadę na stojąco. Stąd już tylko kilka kilometrów do mety po... bruku.... Tak tego mi brakowało.

Przyjeżdżamy na 13 miejscu. Jak zwykle jest wiele gdyby... Ale nie ma na to czasu. Skromny posiłek, krótki pogaduchy przy piwie, które wyjątkowo ciężko dziś wchodziło i trzeba iść się spakować. Niestety nie ma szans na kąpiel, bo... nie ma ciepłej wody...
Spakowani, doprowadzeni do porządku alternatywnymi metodami, kładziemy się spać o 0:30. Budziki nastawione na 4:00.

IV Plener Rowerowy i dwa pudła

Niedziela, 15 września 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
IV Plener Rowerowy i dwa pudła
Po wczorajszym Mordowniku dziś najchętniej pospalibyśmy dłużej. Nie ma takiej możliwości, bo dziś w ramach IV Pleneru Rowerowego w Rokitnicy finałowe zawody AZS MTB Cup oraz III Mistrzostwa Zabrza Uczniów w Kolarstwie Górskim 2013 i III Amatorskie Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim.

Nie planuję startu, ale Igor zdecydowanie tak :-) Ruszamy w towarzystwie Amigi. Zapisy i chwila czasu przed startem. Dociera Anetka z Wiktorem.

Igor startuje. Jest drugi, ale po chwili na kilkanaście minut znika nam z oczu. Niecierpliwie wyczekujemy, kto pierwszy pojawi się na mecie. Jest Igorek. Ubłocony, mija linię mety i pyta: Który jestem? Pierwszy! :-) A potem długo nikt... W końcu nadjeżdża reszta. Okazuje się, że mimo upadku na trasie udało mu się pokonać rywali. Czyli tytuł Mistrza Zabrza obroniony ;-)

Żólta koszulka lidera - tytuł obroniony © djk71


Wiktor, który rano stwierdził, że nie jedzie, decyduje się szybko wrócić do domu, przebrać się i wystartować na... moim rowerze.

Na metę przyjeżdża ubłocony nie mniej niż jego brat :-) Jest trzeci. Czyli pudło jest ;)

Mokro było © djk71


W międzyczasie docierają znajomi z maluchami, którzy mimo, że ich rowerki nie mają pedałów, radzą sobie całkiem nieźle.

My też jesteśmy na pudle © djk71


Ciekawe, czy Darek też zdemontuje pedały u siebie...

Dla Darka nawet dwa rowery to byłoby mało © djk71


Jedziemy do domu na obiad i wracamy na dekorację. Okazuje się, że rozpoczęła się wcześniej niż zapowiadano i... wiele osób nie zdążyło... Stąd dziury na podium...

Igor pierwszy, trzeci zawodnik nie zdążył © djk71


Wiku trzeci, nie było komu założyć żółtej koszulki © djk71


W trakcie dekoracji i czekania na losowanie nagród ma okazję poznać devilka i MonsteRa. Tym razem tylko pogaduszki, ale może uda się kiedyś pojeździć wspólnie.

W sumie fajna impreza, tylko wyraźnie mniej osób niż w ubiegłych latach, mimo ładnej pogody. Ciekawe czemu.

Poza tym wciąż nie rozumiem, czemu w ciągu jednego weekendu odbywają się dwie niezależne imprezy. Wczoraj odbyły się Mistrzostwa Zabrza w Kolarstwie Górskim MTB o Puchar Prezydenta Miasta Zabrze. Czemu nie da się tego rozłożyć na inne miesiące?

Na tym nie koniec... za tydzień odbywa się V Rajd Rowerowy, a za dwa tygodnie XIII Zabrzańskie Szosowe Wyścigi Rowerowe Niezrzeszonych.

Na koniec odwożę Darka do Zabrza, krótka wizyta w sklepie i szybki powrót do domu żeby uciec przed deszczem.

Mordownik, czyli prawie nieśmiertelni

Sobota, 14 września 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Mordownik, czyli prawie nieśmiertelni

Już sama nazwa imprezy brzmi groźne - Mordownik - II ekstremalny maraton. Niewyspani ruszamy z Amigą bladym świtem do Kroczyc koło Zawiercia. Przed nami 135 km w optymalnym wariancie i 14-godzinny limit czasu. 21 punktów do odnalezienia. I jak znamy życie to piachy i podjazdy :-) Na termometrach 12-13 stopni. Nie do końca wiadomo jak się ubrać, tym bardziej, że pod wieczór ma padać.

Na miejscu krótkie (znów zbyt krótkie) rozmowy ze znajomymi. Odprawa, pamiątkowe zdjęcie i ruszamy.

PK 15 - ambona
Krótko przed punktem Amiga łapie kapcia. Niezły początek. Chwilę później zaliczamy punkt.

Świetny początek © djk71


PK 14 - róg polany
Musimy minąć tory. Nie wszystkie drogi są przejezdne.

Tędy nie przejedziemy © djk71


Po chwili jednak jedziemy już wzdłuż torów. Przegapiamy odbicie w las, ale po chwili docieramy do polany od strony asfaltu.

Czasem łatwiej skakać niż jechać © djk71


PK 5 - grota
Przelot asfaltem do Rzędkowskich Skał. O mały włos nie mijamy skrętu na skałki. Chwila szukania i jest grota. Ciekawy punkt.

W grocie © djk71


W grocie © djk71


PK 10 - sosna płd-zach od przełęczy
Trochę pchania pod górkę po piachach, ale punkt znaleziony bez problemu.

PK 11 - skała
Znów piaski, czasem trzeba zejść z roweru, chwila wątpliwości gdzie skręcić, ale w końcu trafiamy idealnie.

PK 13 - skrzyżowanie
Mówię Darkowi, że ciężko mi się jedzie. U niego podobnie. Czyżby to efekt trzech godzin spania w nocy i dość intensywnego (jak zwykle zresztą) zawodowo ubiegłego tygodnia?
Po drodze piękne widoki.

Zamek w Mirowie © djk71


PK 12 - duży buk
Ładna rowerówka wzdłuż drogi. Pierwsze napisy w obcym języku, tylko kiedy przekroczyliśmy granicę?

Międzynarodowe oznaczenia punktów © djk71


PK 9 - skrzyżowanie
W ścieżkę prowadzącą na punk trafiamy bezbłędnie, tylko gdyby nie Darek to przegapiłbym lampion.

Punkt widoczny, a jednak bym przegapił © djk71


PK 19 - niewyraźna droga
Wyjeżdżając z lasu zaczyna mnie nosić na boki. Oczywiście uchodzi powietrze w przednim kole. Zmiana dętki. Parę minut w plecy. W kapciach 1:1. I oby tak zostało.
Opis punktu budzi lekki niepokój, ale droga jednak widoczna.

PK 20 - skrzyżowanie, gruby buk
Wstępnie planowaliśmy pojechać nieco dookoła asfaltem, ale wybieramy teren i to jest dobra decyzja.

Po drodze ciekawe oznaczenia na drogach... Tylko czemu zakaz parkowania był na dwupasmówce... :-)

Zakaz zatrzymywania, dwupasmówka © djk71


PK 21 (R1) - żółty dom

Przed nami Olsztyn © djk71


Olsztyn i punkt żywieniowy. Sympatyczni gospodarze i poczęstunek. Spotykamy po raz kolejny zawodników, z którymi od kilku punktów mijamy się na trasie. Krótka wizyta w sklepie (mimo bufetu ;-) ) i ruszamy dalej. Wcześnie krótka rozmowa z parą, która jedzie czerwonym szlakiem do Krakowa, lekko z przyczepką na piaskach nie będą mieli. Pamiętamy coś z Transjury :-)

PK 16 - w młodniku
Długa prosta i jest punkt.

PK 18 - skrzyżowanie przecinek, teren zmieniony przez odkrywkę
Teren rzeczywiście nieco zmieniony, rozdzielamy się przeczesując okoliczne ścieżki, na szczęście bardzo szybko karta jest podbita. Mamy spory zapas czas żeby zaliczyć wszystkie punkty i dotrzeć w limicie 14 godzin na metę.

PK 17 - płn strona bagienka
Mijamy Zaborze i kierujemy się na zachód. Zatrzymujemy się na chwilę, prawie zachód. Jedziemy dalej. Mają być stawy. Mijamy je zastanawiając się czemu ich nie ma na mapie (!) i szukamy ich dalej. Dopiero po chwili orientujemy się, że jesteśmy za daleko. Wracamy, mijamy domki letniskowe i nie ma punktu.

Są inne ciekawe punkty...

Współczesne ruiny © djk71


Wracamy, napotkani zawodnicy kierują nas we właściwą drogę. Po chwili mamy punkt. Okazało się, że 20-letnia mapa potrafi robi psikusy. Kiedyś tu było inaczej. Straciliśmy sporo czasu.

PK 7 - płn strona bagienka
Łatwy punkt.

Brzeg bagna © djk71


Amiga dopompowuje koło. Jedziemy dalej. Trafiamy na czerwony szlak i… się go trzymamy choć nijak się on ma do tego pokazuje mapa. Szlak się kończy, a my jesteśmy nie wiadomo gdzie. Próbujemy dotrzeć do szosy, ale zajmuje to chwilę. Przez nieuwagę zafundowaliśmy sobie kilka kilometrów i kolejne minuty.

PK 6 - skrzyżowanie ścieżek
W końcu jest szosa, tylko w którym miejscu jesteśmy? W lewo, w prawo, jeszcze raz w lewo i już wiemy gdzie jesteśmy. Teraz tylko do punktu. Jest zakręt stąd już punkt jest w linii prostej. Jest tylko, że my jedziemy nie na północ tylko na północny zachód. Do tego za daleko. Zamiast wrócić i zaatakować jeszcze raz próbujemy korygować swój błąd. Efekt - kolejne kilkadziesiąt minut w plecy. W końcu lądujemy przed jakimś gospodarstwem. Gospodarz już przywykł, że ludzie docierają tu od strony lasu i otwiera nam bramę przepuszczając nas do drogi. Jesteśmy w punkcie wyjścia. Teraz już trafiamy bez pudła. Punkt był 2-3 minuty stąd. Porażka.

PK 4 - załamanie muru
Dojeżdżamy do drogi 793 i mkniemy ją na północ. Nie zauważamy, że nasza droga biegła prosto. Kolejne kilometry i minuty do kolekcji.
Wracamy. W lesie niesamowicie długie ogrodzenie. Ktoś chciał mieć prywatny las? Jest lampion. Zakładamy czołówki , włączamy lamki i jedziemy dalej. Coraz mniej czasu.

PK 2 - skrzyżowanie kanałów
Szybie zakupy, ubieram się trochę cieplej, Darek po raz kolejny dopompowuje koło. Dowiadujemy się, że ponoć drogi, która jest zaznaczona do punktu, nie ma w rzeczywistości. Jedziemy. Droga jest. Jedynie ostatnie kilkadziesiąt metrów to już ścieżka. Tylko jak znaleźć tu po ciemku skrzyżowanie malutkich kanałów. Kanał trafiam… lewą nogą. Mokro :-) Po chwili Darek ma punkt.
Wracamy. Jedziemy lasem. Z przeciwka widzimy czołówkę. Zjeżdżamy na drugą koleinę i właściciel światełka też tam przechodzi. Znów zmiana stron i to samo. Na widok strzelby w ręce się zatrzymujemy. Na szczęście to leśniczy, który myślał, że jesteśmy kłusownikami. Dobrze, że najpierw zapytał, a nie strzelał od razu.

PK 3 - koniec drogi leśnej
Co raz częstsze pompowanie. Punkt prosty. Jeszcze dwa, ale czasu już bardzo mało.

PK 1 - ambona
Kolejny punkt i kolejna dawka powietrza. Amiga będzie miał niezłego bicepsa :-)

PK 8 - kępa drzew (pominięty)
Zegar pokazuje, że do mety dojedziemy na kilka minut przed limitem czasu jeśli pojedziemy asfaltem. Do punkt wiedzie droga przez las. Niby krótsza, ale nie wiadomo jakie będą warunki. Możemy zaryzykować i wrócić z kompletem punktów, ale jeśli się spóźnimy to zostaniemy zdyskwalifikowaniu.
Odpuszczamy. NKL nam się nie opłaca.

Meta
Przyjeżdżamy kilka minut przed końcem limitu czasu, trochę źli na siebie o te kilka punktów gdzie uciekło nam sporo minut. Inaczej dotarlibyśmy na metę z kompletem i dostali medale "Immortal". Trudno, za rok :-)

Podsumowanie
Bardzo faja trasa, punkty na swoich miejscach, było gdzie się zmęczyć. Sympatyczni organizatorzy, ładne koszulki i całkiem dobre jedzenie, choć zdążyliśmy już tylko na końcówkę. :-)

Zrobiliśmy ponad 170km w ciągu 14 godzin. Zwycięzcy przejechali ponoć około 130km i przyjechali ponad 6 godzin przed nami. Jest nad czym pracować. Żal tego jednego punktu, ale czasu nam zabrakło na własne życzenie. Kilka momentów dekoncentracji i cała nadwyżka czasu poszła się paść...

Jeszcze tu wrócimy.

Leśno Rajza

Sobota, 7 września 2013 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Leśno Rajza

W planach były zawody, ale dostaliśmy info od szczypiorizki, że 7 września w Kaletach jest organizowany rajd otwierający nowy szlak rowerowy o sympatycznej nazwie Leśno Rajza. Długość szlaku około 100km. Zdecydowaliśmy z Amigą, że wybierzemy w ten weekend wariant turystyczny. Tym bardziej, że to bliskie okolice, a niezbyt znane.

Leśno Rajza © djk71


Wstajemy wcześnie, bo start o siódmej rano, a dojazd to około 30km, o ile nie pomylimy leśnych ścieżek :-) 5:30 jesteśmy w Stolarzowicach gdzie ma dołączyć do nas kolega z pracy - Witek jadący z Gliwic. Krótki telefon, ma małe opóźnienie więc spotkamy się w Tarnowskich Górach gdzie mamy jeszcze coś do załatwienia.

Na Rynku jak zwykle pustka. Wbrew napisom, które widzimy.

Masa ludzi © djk71


Dojeżdża Witek.

Już jestem © djk71


Nie ma czasu na odpoczynek, bo już 6:20. Jedziemy. W lesie popełniam mały błąd, ale nie kombinujemy tylko wracamy i wjeżdżamy tym razem już na prawidłową ścieżkę. W okolicach Głębokiego Dołu czuję, że mam potwornie zmarznięte dłonie. Po chwili wszystko się wyjaśnia. Kiedy wyjeżdżaliśmy było 11 stopni, tu jest około 3 stopni.

Lekko spóźnieni docieramy na miejsce startu. Kilkadziesiąt osób, większość w rajdowych koszulkach.

Gotowi do startu © djk71


Wśród nich jeszcze jeden kolega z pracy, Maciek, który dojechał tu samochodem wraz z Bogusią.

Jest i Maciek © djk71


Odczytują nasze nazwiska (więc zdążyliśmy), odbieramy koszulki, gadżety, wśród nich schematyczna mapa trasy oraz bardzo interesujący film DVD - Leśno Rajza, czyli podróż po zielonych zakątkach Śląska.

Biorąc pod uwagę, że wśród nas są ludzie w różnym wieku, na bardzo różnych rowerach nie spodziewamy się zbyt szybkiego tempa.

Trasę można objechać nie tylko na sportowym rowerze © djk71


Mylimy się. Jedziemy szybko, w stronę Miasteczka Śląskiego, tak szybko, że peleton się rozrywa i powstaje kilka małych grupek. Nie do końca jestem pewien, czy wszyscy wiedzą jak jechać, pomysłów jest dużo, ale w końcu udaje nam się spotkać wszystkim (chyba) nad Chechłem. Krótkie spotkanie z burmistrzem, kolejne gadżety i jedziemy dalej. Mijamy bokiem Świerklaniec, myślałem, ze zahaczymy o park lub zalew, ale nie.

Brynica, Bibiela... tu byłem przekonany, że zaliczymy Pasieki i zalaną kopalnię, niestety mijamy je z boku. Trochę zbaczając z trasy (żeby nie jechać dwa razy tym samym kawałkiem) dojeżdżamy do kolejnej gminy. W Wożnikach czeka na nas pani burmistrz z wodą, wafelkami i informacjami o ciekawostkach w gminie.

Czas się rozebrać, ciepło...

W Woźnikach © djk71


Kończymy przerwę i jedziemy dalej. Kilka osób nadaje ostre tempo, jedziemy z nimi. Mijamy zalew Zielona. Miejscami jest interesująco.

Mijamy kilka takich tabliczek © djk71


Zdjęcie obowiązkowe...

Przed nami ciekawy odcinek © djk71


Robiąc zdjęcia zostajemy sami na szlaku, na szczęście tu jest świetnie oznakowany. Spoglądamy na wszelki wypadek na mapę i okazuje się, że przegapiliśmy postój w Kaletach. Jak się potem okaże ekipa zjechała ze szlaku i pojechała na... grochówkę.

Nie martwimy się tym specjalnie, bo zatrzymujemy się w ośrodku sportowo-rekreacyjnym w Koszęcinie. Dziwnie pusto tu przy takiej pogodzie.

A gdzie ludzie? © djk71


Zakładamy, ze mamy około godziny przewagi więc pozwalamy obie na chwilę relaksu. Schabowy i zimne piwko to to czego nam było potrzeba. Jest też czas na drobny serwis.

Czas na dłuższą przerwę © djk71


W końcu ruszamy na spotkanie reszty grupy. Spotykamy kilka osób, wszyscy narzekają na kamienie, które zostały rozsypane w celu utwardzenia ścieżki ale w żaden sposób nie da się po nich jechać.

Znów zniknęły oznaczenia szlaków, krótka konsultacja z GPS-em i po chwili spotykamy się z resztą grupy, niestety już bez Maćka i Bogusi.

Tu też jest pięknie © djk71


Decydujemy się przystanąć na kawę w Piłce.

Zaspokoiwszy głód i pragnienie ruszamy dalej. Mijamy Pomsyk i lądujemy w Kokotku. Kawałek wzdłuż DK11 i wjeżdżamy do lasu. Niestety następuje jakieś nieporozumienie organizacyjne i jesteśmy nie na tej ścieżce. Dowiadujemy się o tym już po kilkuset metrach. Pada hasło: wracamy, ale na myśl o piachach, przez które właśnie przebrnęliśmy wszyscy chcą jechać dalej i dojechać do szlaku z drugiej strony. Niestety tu też są piachy.

Już późno, Darkowi się spieszy więc rusza w stronę Katowic, a my po chwili spotykamy oznaczenie szlaku. Teraz już prawie bez problemów docieramy do pałacu w Brynku. Możliwość uzupełnienia wody. Samochód techniczny czeka tu na nas.

Wóz techniczny © djk71


Prawie, bo oznaczenia, które są na drzewach potrafią wprowadzać w błąd. Bo co na przykład oznacza taki znak?

Prosto czy w lewo? © djk71


Zwykle skręt, ale nie tu, tu czasem oznacza dalej prosto... Do korekty.

Ostatnia przerwa na uzupełnienie wody w Brynku i jedziemy w stronę Boruszowic. Stamtąd już głównie asfaltem, na szczęście mało uczęszczanym i w lesie jedziemy w stronę Mikołeski i Kalet.

W Kaletach czeka na nas zastępca burmistrza, który pewnie nasłuchał się sporo narzekań, na piach, na oznaczenia itp, że sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego.

Prawda jednak jest taka, że wszyscy byli uśmiechnięci, że nikt tak naprawdę chyba nie narzeka. Mamy uwagi, ale jesteśmy zadowoleni.

Biorąc pod uwagę, że udało się poprowadzić 100km szlak prawie tylko i wyłącznie w terenie, w lesie, że udało się to zrobić przez sześć gmin, to powiem tylko pełen szacun. Taki sam jak dla wszystkich uczestników, którzy w niezłym tempie, z uśmiechem na ustach pokonali cała trasę.

Na koniec czeka na nas kiełbaska z grilla i pora się żegnać. Przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów do domu. Robi się już ciemno więc nie kombinujemy tylko poranną trasą wracamy do domu. Mimo paru kilometrów już w nogach wraca się całkiem spokojnie. W sumie zastanawiam się czy nie odwieźć Witka do Gliwic wtedy wyszłoby w sumie ponad 200km, ale decyduję się jednak wrócić do domu. Już wieczór, a syn sam w domu :-)

Podsumowując, fajnie spędzony dzień, miłe towarzystwo, nowe ścieżki...

Nie byłbym sobą gdybym się czegoś nie czepiał, ale to tylko po to, aby w przyszłości było lepiej. To była inauguracja trasy więc zrozumiałe, że jeszcze nie wszystko jest dograne.

Co bym zmienił
:
1. Poprawa oznaczeń
- wyraźne zaznaczenia skrętów
- likwidacja (lub zmiana) mylących strzałek, gdy trasa wiedzie prosto
- potwierdzenie szlaku zaraz za skrzyżowaniem, bo czasem był zakręt,a potem przez kilkaset metrów żadnego oznakowania
- dodanie literek LR, tam gdzie częścią Leśnej Rajzy są inne już istniejące szlaki (jak w Miasteczku).
2. Tabliczki z kierunkami odległościami, żeby było wiadomo dokąd można w danym kierunku dojechać
3. Schematyczne mapki pokazujące przebieg całego szlaku jak np. tutaj
4. Tabliczki informujące o atrakcjach w pobliżu szlaku
5. I oczywiście czekamy na porządną mapę z zaznaczonym i opisanym szlakiem

I jeszcze jedno, ale to już u siebie... Aparat w plecaku to porażka. Nie zawsze jest czas na zatrzymanie się i wyciąganie aparatu. Aparat musi być w kieszonce na plecach. Musi być więc mały!!!

Głęboki Dół - gdzie on jest?

Czwartek, 5 września 2013 · Komentarze(3)
Głęboki Dół - gdzie on jest?

Przed nami inauguracja Leśnej Rajzy. W sobotę jedziemy rowerkami na inaugurację trasy do Kalet. Koledzy i Google proponują asfalt, ale o ile pamiętam to spokojnie tam można dojechać przez las. Tylko... nie wiem, czy pamiętam którędy :-)

Jako, że nie mam na dziś innego celu to ruszam w stronę Tarnowskich Gór. Przez Dolomity, przy okazji obserwuję nowe oznaczenia tras rowerowych. Jedna z nich wiedzie na Rynek. Tam już pełną parą przygotowania przed weekendowymi Gwarkami.

Gwarki tuż tuż © djk71


Teraz tylko minąć centrum, wjechać do lasu... i znaleźć właściwą ścieżkę... Chwilę to trwa, płoszę jakiegoś jelenia, ale w końcu Głęboki Dół odnaleziony. Stąd już prosta droga do Kalet, nie muszę jej sprawdzać.

Czas wracać, nie dość że robi się chłodno, to jeszcze lampki nie nadają się do niczego. Ostatnia naprawa rowerowej sprawiła, że zoom przestał działać, a w czołówce baterie ledwie zipią...

Zimno się robi

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(6)
Zimno się robi
W trakcie wczorajszego Tour de Kwietniki czułem, że mi cierpną ręce. Ostatnio już też było podobnie. Dziś mała korekta ustawień siodełka i czasu starczyło tylko na krótki wypad do lasu żeby przetestować zmiany. Po drodze jeszcze jedna poprawka i jest lepiej. Choć wydaje się, że jeszcze minimalnie można zmienić ustawienie.

Zimno. W lesie termometr pokazał 12,2 mimo iż nie było jeszcze dziewiętnastej. Szkoda. Nie lubię upałów, ale nie lubię też jeździć zbyt ciepło ubrany. A przecież gdyby przez cały rok było 20-25 stopni, komu by to przeszkadzało?

W lesie jakieś nowe oznaczenia, czy po prostu ich nigdy nie zauważyłem?

Nazwali drogi pożarowe? © djk71