Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:310.47 km (w terenie 136.60 km; 44.00%)
Czas w ruchu:19:54
Średnia prędkość:15.60 km/h
Maksymalna prędkość:54.20 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:44.35 km i 2h 50m
Więcej statystyk

Silesia Cup MTB 2011

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(5)
Silesia Cup MTB 2011
Byliśmy tu już 3 lata temu. Wtedy startowali tylko chłopcy. Dziś ja tez się nie zdecydowałem i... pewnie nigdy się nie zdecyduję. Nie dla mnie taka zabawa. Wiktor też nie przyjechał - tym razem wybrał gitarę. Pościgać postanawia się tylko Igorek.

Czas... start... © djk71


Kosma mu dzielnie dopinguje.

Jedź... szybko... © djk71


W oczekiwaniu na zmęczenie pogaduchy ze znajomymi. Igorek nie wygrywa ale staje z innymi zawodnikami ze swojego rocznika na podium.

Też mam taką koszulkę, ale założę jak będę miał ochotę... © djk71


Chwilę potem wyżywa się jeszcze artystycznie :-)

Jeźdżę, maluję... © djk71


I jedziemy zrobić kółko po parku.

W parku... © djk71


Nie mam dziś siły. Czuję zmęczenie po wczorajszym maratonie. Dziwne, ile razy jestem w WPKiW to jestem zmęczony. Może dlatego nie lubię tego miejsca.

WaypointRace 2011 - jestem zły

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(25)
WaypointRace 2011 - jestem zły

Zawsze traktowałem maratony z przymrużeniem oka. Jak dobrą zabawę. Fun. Mimo wszystko emocje zawsze dawały o sobie znać. Zawsze jednak byłem co najwyżej niezadowolony.

Dziś inaczej. Jestem zły. Wściekły. Na wszystko. Nie, nie na wszystko, bo wszystko było ok... tylko my z Moniką daliśmy ciała. Jestem wściekły na siebie, jestem wściekły na Monikę…

Nie tak miało być. Miało być zupełnie inaczej. Kiedy wczoraj oglądałem mapy WPR z poprzednich lat byłem w szoku jak łatwo musiało być odnaleźć punkty. I to nas chyba zgubiło.

Czego się nie robi dla dobrego zdjęcia... © djk71


Dostajemy mapy. Skala 1:75 000, przesunięte o 45%. Nie szkodzi, na Dymnie były trudniejsze. Do zdobycia 13 punktów + ew. jeden bonusowy. Minimum 7 żeby być klasyfikowanym jako PRO. Pestka.
Dowiadujemy się, że na PK11 dostaniemy informację gdzie jest punkt bonusowy, który odejmie nam potem 30 min od czasu. Decydujemy się zaliczyć go jako jeden z pierwszych, bo nie wiadomo gdzie trzeba będzie potem szukać bonusu. Co za durna decyzja. Pogrzało mnie.

Wcześniej jednak trzeba wyjechać z miasta. Tylko jak to zrobić przy takiej skali mapy. Na azymut w okropnym ruchu. Udaje się. Po drodze zaliczamy PK1 - kępa drzew na łące. Idzie dobrze, ale w końcówce się gdzieś pogubiliśmy. Na szczęście po chwili jesteśmy na punkcie.

Na kolejny punkt decydujemy się jechać asfaltem przez Nadarzyn. Chwilę trwa zanim wydostajemy się z punktu i ruszamy w przeciwną stronę. A gdzie był kompas? ;-(

W Nadarzynie zmieniamy plany i postanawiamy zaliczyć PK13 - ambona myśliwska. Bez większych problemów (nie licząc chwili zawahania w Nadarzynie) docieramy do ambony. Przez chwilę dostaję jakiegoś zaćmienia, dobrze, że Monika kontroluje drogę.

W końcu trafiamy na niebieski szlak. Szlak, którym w tym roku chyba jeszcze nikt nie podążał. W każdym razie na to wskazują olbrzymie pokrzywy.

Dla zdrowotności... © djk71


Przedzieramy się i lądujemy… nie wiem gdzie. Przekraczamy DK8 i dojeżdżamy do PK11 - łąka. Punkt odnajdujemy szybko głównie dzięki głosom dobiegającym z krzaków - a miała być łąka. Rzut oka na fotograficzną mapę w skali 1:10 000 i wiemy gdzie jest punkt bonusowy - rów. Bez problemu go odnajdujemy zastanawiając się tylko czy naprawdę coś na nim zyskujemy, czy tylko niepotrzebnie traciliśmy na niego czas.

Wyjeżdżamy z punktu, przejeżdżamy przez DK8 i zatrzymujemy się, aby wyznaczyć resztę trasy. Coś mało czasu nam zostaje, mimo iż jak na nas jedziemy szybko. Mierzymy, liczymy i nie bardzo się możemy dogadać.

I co dalej? © djk71


Ja chcę wracać i zaliczyć to co będzie po drodze, Kosma chce zaliczać pobliskie punkty. W końcu idziemy na kompromis. Zaliczmy tylko dwa w pobliżu. I wracamy.

Do PK10 - mostek docieramy bez problemu. Zabiera na to jednak trochę czasu, którego jest coraz mniej.

Mogło być gorzej... © djk71



PK12 - w wąwozie
- jest daleko mimo iż jedziemy dość szybko. Za długo szukaliśmy punktu. Po raz kolejny zamiast zaufać linijce dałem się zwieść ścieżce w terenie.

Następny punkt daleko. Mimo iż przejeżdżamy obok piątki, odpuszczamy. Jedziemy na PK4 - drzewo - pomnik przyrody (dojazd od północnego zachodu). Mimo iż wiedziałem, że dojazd jest z innej strony próbujemy dotrzeć do niego z przeciwnej. W końcu jednak wracamy i znajdujemy go. Kolejny stracony czas. Kolejny rzut oka na zegarek i już nic więcej nie zaliczymy. Nie ma czasu, mimo, że będziemy przejeżdżali tuż obok dwóch punktów.

W Łazach się gubimy i zamiast na DK7 lądujemy na drodze 721. Teraz już nie ma żadnych szans żeby wrócić na czas na metę. Teraz już mi nie zależy. Mimo, że jedziemy szybko to mam to gdzieś. Jestem wściekły. Po drodze gonią nas jeszcze jakieś burki. Wjeżdżamy na metę spóźnieni. Nie wiemy jaki mamy wynik, bo wyniki będą najwcześniej w poniedziałek.

Jedno jest pewne nie zostaniemy zakwalifikowani w PRO. Co nas podkusiło że chcieć zdobyć wszystkie punkty? Trzeba było założyć tyle ile zwykle nam się udaje i atakować te w pobliżu bazy. Jak to Monika stwierdziła godnie wpisujemy się w nazwę naszego teamu - Bułgarskie Centrum

Na mecie pogaduchy ze znajomymi… dekoracje i tombola…

Wracamy do domy. Jestem zły. Koszmarny wynik, mimo że najwyższa średnia, że prawie zero postojów, że... szkoda gadać. Jestem zły.

EDIT:
Wg wstępnych wyników nie zakwalifikowaliśmy się do PRO (o czym wiedzieliśmy) a w FAN po odjęciu punktów za spóźnienie wylądowaliśmy w końcówce stawki :-(

Monika: 76/80 w FAN i 97/101 ogólnie wśród kobiet
ja: 163/180 w FAN i 238/255 ogólnie wśród mężczyzn

A wystarczył jeden punkt więcej i 12 minut wcześniej być na mecie. Co do diabła było bez problemu do zrobienia :-(

KoRNO - druga edycja

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(11)
KoRNO - druga edycja

Miało być inaczej, zapowiadało się inaczej, a wyszło jeszcze inaczej - oczywiście świetnie :-)

Tradycyjnie zebrała się fajna ekipa, choć zabrakło kilku osób… Oprócz organizatorki na starcie stawiła się Ewcia, miałem w końcu okazję poznać Yoasię (daleko trzeba było jechać żeby się spotkać), Młynarz z Asicą zrobili wszystkim niespodziankę przywożąc Bernę (GDZIE JEST BLOG???) no i oczywiście trochę tłumu narobiła nasza rodzinka.

KoRNO II - odprawa © djk71


W trakcie odprawy niektórzy ziewali…

Nudna ta odprawa... © djk71


Inni zastanawiali się jak się naprawdę nazywają…

Who am I? © djk71


Profesjonaliści oglądali mapy… Były trudniejsze niż na Dymnie, bo czarno-białe...

A gdzie kolory? © djk71


Było po co, bo już pierwszy punkt (PK1 - brzózka) wymagał sporo sprawności fizycznej…

Mamusiu! Pomocy! © djk71


A teraz szybko... © djk71


Drugi (PK9 - ambona) pokazywał koegzystencję przemysłu i przyrody…

W zgodzie z naturą... © djk71


Matka natura zasłoniła niebo chmurami i pomrukiwała coś z oddali ale nie poddaliśmy się i ruszyliśmy dalej…

Łatwiej było wejść... © djk71


Nie były nam straszne przeprawy przez doły…

Gdzie jest Anetka? © djk71


Ani matematyczne zadania (PK7 - drzewo na skraju lasu), które musieliśmy wykonać…

Wykres funkcji © djk71


Odpoczynek... © djk71


Mury runęły (PK6 - ruiny domu), ale my wciąż trwaliśmy…

A mury runą... © djk71


... nawet kiedy złośliwcy przebili Wiktorowi oponę…

Ostatni raz pokazuję Ci jak się to robi... © djk71


Anetka patrzyła dziwnie na organizatorkę….

Co ona jeszcze wymyśli? © djk71


Ale potem dzielnie walczyli z pracownikami PKP na torach… (PK5 - nawet najstarsi górale nie wiedzą gdzie jest ten PK)

Ciekawe czy przyjedzie pociąg © djk71


Jako, że się ściemniało był pomysł żeby przenocować gdzieś po drodze…

Schronisko? © djk71


Ale światło dąbrowskich latarni przekonało nas żeby jechać dalej…

Ciekawe o której włączają światło... © djk71


Igorek dzielnie walczył w pokrzywach… (PK2 - podpora pewnej konstrukcji)

Co to za słup? I po co te pokrzywy? © djk71


Już wiem... © djk71


I na podjazdach… i nawet kiedy wszyscy chcieli odpuścić część punktów przekonał nas żeby zaliczyć wszystkie. Nawet ten daleki PK3 - krzaczek na poł-wschód od tablicy:"PPUH DOLOMIT...."

Ciemno się robi © djk71


Przed PK4 (drzewo w pobliżu rury - poł-wsch brzeg zbiornika) próbowałem zmylić Piotrka, ale wyszło, że miał rację. Widać było za ciemno dla mnie.

Ciemno się zrobiło © djk71


Punkt odnaleziony. Gorzej było z następnym (PK8 - miejsce wpływu wody - zachodni brzeg nie zalanego zbiornika) ale też daliśmy radę. Dobrze, że miałem kask, bo… zdrowo przywaliłem w sklepienie…

Fajne imprezy tu muszą się odbywać... © djk71


W drodze do ostatniego punktu PK10 zatytułowanego "ale to już było" który znaliśmy z poprzedniego rajdu miejscowi chcieli wzywać policję ale udało się uciec... Przy punkcie odśpiewaliśmy fragment piosenki i dotarliśmy na metę gdzie nastąpiło after party… ;-)

Pozostałe zadania geograficzno-matematyczno-historyczno-rowerowe rozwiązywaliśmy dopiero następnego dnia ;-)

Dzięki Monika za fantastyczną imprezę. Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo ;-)

Co jest ważniejsze?

Czwartek, 19 maja 2011 · Komentarze(9)
Co jest ważniejsze?

Myślałem, że na Dymnie dostałem w d... Myślałem, że tam byłem zmęczony. Myślałem... Wystarczyło wrócić do pracy żeby przekonać się życie potrafi dać bardziej w kość.

I nie chodzi o to, że nie lubię tego co robię. Wręcz przeciwnie... uwielbiam to robić... Chciałbym jeszcze więcej... tylko wszystko powinno mieć ręce i nogi... Tylko każdy powinien zająć się tym co robić powinien i tym na czym się zna... Tylko inni powinni choć próbować zrozumieć, że:

- od nich też coś zależy... że nie pracują tylko dla siebie...
- oni też muszą coś zrobić... żeby ktoś inny mógł coś zrobić...
- że nie tylko ich sprawy są najważniejsze...
- że doba ma tylko 24h...
- ... i ze nie koniecznie całe te 24h trzeba poświęcać firmie...
- że...

Szkoda pisać... Ogólnie każdy ma milion pomysłów, a jak przyjdzie co do czego to... o tym jeszcze porozmawiamy... tak wiem... za pół roku... za rok... Bo trzeba podjąć decyzję, bo... trzeba nadstawić tyłka, bo...

Do d... z takim działaniem. Dobrze, że nie wszyscy są tacy i że wielu jednak zależy... na firmie, a nie na własnym interesie...

Czasem myślę, że takie, a nie inne wyniki na maratonach to dokładne odzwierciedlenie tego jak podchodzę do pracy... Z jednej strony chciałbym pojechać jak najlepiej, ale przy okazji chciałbym coś zobaczyć, coś sfocić, być zadowolonym z tego, sprawić, aby inni też byli zadowoleni... co przekłada się na gorsze miejsce...

Może powinienem po prostu patrzeć na mapę i przednie koło i gnać nie zwracając uwagi na nic... tylko na lepszy wynik... Może w pracy też powinienem skupić się jak inni tylko na kasie... może.. ale nie wiem czy tak potrafię... Tzn. wiem... nie potrafię... Nigdy nie potrafiłem myśleć o pieniądzach... To chyba źle... ale taki już chory jestem...

Na razie musiałem odreagować... dziś tylko po asfalcie... żeby się zmęczyć... żeby nie mieć czasu na myślenie...

Chciałbym mieć okazję częściej się uśmiechać, nawet będąc tak zmęczony jak wtedy gdy mavic robił to zdjęcie ;-) Swoją drogą myślałem, że miałem bardziej pogryzioną głowę...

Dymno 2011 i pierwsze miejsce

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(25)
Dymno 2011 i pierwsze miejsce

Niestety nie moje :( Ale mojego syna, i nie Dymnie tylko na innej imprezie :)
Chłopcy wraz z Anetką, Kosmą i znajomymi pojechali na zawody Family Cup w Radzionkowie.

W skrócie (podsumowanie skopiowane od Kosmy):

- Igorek – I miejsce (puchar + dyplom);
- Wiku – VI miejsce (dyplom);
- Igorek & Wiku – III miejsce w kategorii Rodzina (puchar + dyplom);
- Igorek & Wiku – wylosowany Karcher (myjka ciśnieniowa) w kategorii rodzinnej teletomboli;
- Kosma – IV miejsce (dyplom);
- Kosma – wylosowany plecak w teletomboli.

Zwycięzcy K & K! © kosma100



Jestem z nich dumny. Świetnie się spisali. Lepiej niż ich ojciec. Dużo lepiej. Ale po kolei…

Gdy wczoraj przyjechałem do Sadownego odprawa techniczna już trwała:

- Kilka map do tego poskładanych z różnych źródeł
- Mapy są nie do końca spasowane więc są 5mm (100m) białe plamy :-)
- Jedna jest przekrzywiona (nie do końca zajarzyłem o co chodzi)
- Ortofotomapa w skali 1:6000
- Inne skale ro: 1:50000, 1:25000, 1:13333
- Świetliki - czy jak to nazwali organizatorzy...
- Poza tym nie należy się mapami zbytnio przejmować bo są stare i w terenie to inaczej wygląda.
- Nie ma być deszczu ale organizator nie obiecuje, że wrócimy sucho…
- Oprócz zwykłych punktów punkty stowarzyszone za które dostaje się minuty karne…
- Jest zalecenie żeby jechać w długich ciuchach i zamkniętymi ustami - tyle komarów i innych owadów…
- Nie pamiętam co jeszcze ale przez głowę przeszła mi myśl, że przecież jeszcze się nie rozpakowałem więc może…

W końcu jednak zostałem. Trochę rozmów ze znajomymi i koło północy kładę się spać. Budzę się koło czwartej ale żeby nie robić zamieszania do szóstej jeszcze próbuję drzemać. W końcu wstaję. Przyglądam się wyruszającej ekipie ekstremalnej i pieszej. My mamy jeszcze sporo czasu do startu. W końcu ubieram się (zdecydowałem się jednak na krótkie spodenki) i ruszam pod kościół skąd nastąpi start.

Kosciół w Sadownem © djk71


Sprzęt odliczający czas do startu.

Zaraz zaczynamy © djk71


Oczekiwanie

Czekamy na start © djk71


Rozdanie map i… patrzę na nie bezradnie próbując je ogarnąć. Mam za mały mapnik...

Mam za mały mapnik © djk71


Zamiast rozrysować trasę, jak zwykle to robię, ruszam na pierwszy punkt. I od razu zonk. Nie ma drogi, która powinna tu być. Mimo wszystko jadę widząc, że nie tylko ja zmierzam w tę stronę. W trakcie jazdy próbuję zorientować się raz jeszcze. Już wiem gdzie jadę, choć są to punkty, które chciałem wstępnie pominąć. Tylko jak się to stało? Po chwili już wiem. Północ na tej mapie nie jest na górze. Jest przesunięta o około 45 stopni. No tak, przecież napisy też są pod kątem… Niech żyje spostrzegawczość.

PK 22 - przesmyk między jeziorem i odnogą Bugu. Koszmarnie przeskakuje się między dwoma mapami. Tą właściwą i tą ze szczegółowym położeniem punktu. Punkt jest. Ale dość łatwo można go było przeoczyć. Tym razem pomagają mi inni zawodnicy, którzy gromadzą się obok lampionu.

Nad Bugiem © djk71


Dalej wałem w stronę PK21 - jeziorko. Po zjeździe z wału mokro. Jakoś udaje się jechać. Na punkcie spotykam Tomalosa, który nadjechał z drugiej strony.

PK 19 to zagłębienie
. Hmmm… Pierwsza przeprawa przez strumyk. Nawet się nie zastanawiam i nie kombinuję - wskakuję do wody, nie jest głęboko, do połowy łydki.

Przez strumyk © djk71


Lecę dalej. Mokro. Na punkcie spotykam Mavica. Jak się potem okaże to był jego ostatni punkt - poszedł hak przerzutki (w sumie chyba 6 osób rozwaliło przerzutki).

Wyjeżdżam z lasu i… chwila zaćmienia - jadę w lewo zamiast w prawo. Ląduję w Prostyniu. Długą chwilę trwa zanim orientuję się gdzie jestem. Zbyt długo.

W Prostyniu © djk71


Jadą na PK1 - dół głęboki. Najpierw piachy, potem, mokradła. Ścieżki wyglądają inaczej niż na mapie. Ląduję w jakimś grzęzawisku. Nie ma punktu i nie do końca wiem gdzie jestem.

Gdzie jest punkt? © djk71


Wycofuję się i próbuję jeszcze raz. Znów nic z tego. Jestem zły. Rezygnuję. Trochę mnie to załamuje.

Ruszam w stronę PK2 - dół płytki. Wjeżdżam do lasu i trafiam na niewłaściwą ścieżkę. Kompas pomaga mi wrócić na właściwą drogę. Chwilę trwa szukanie punktu. Schowany w krzakach. Nie da się jechać. Prowadzę rower ale w końcu jest.

PK3 - zagłębienie na szczycie. Od północy nie widzę ścieżki, która jest na mapie. Trudno, spróbuję od wschodu. Mierzę odległość. Wbijam się pod kątem prostym do góry i… jest ;-) Dobrze.

A rower w dole... © djk71


Teraz pora na PK4 - szczyt grzbietu. Będzie ciężko. Same ścieżki leśne. Co więcej teren nijak ma się do tego co wg mnie wynika z mapy.

Przerwa na popas i ponowną analizę mapy. Nie ma sensu jechać na czwórkę po drodze za dużo krzyżówek i za mało konkretnych punktów odniesienia. Szkoda czasu. Odpuszczam i jadę na PK6 - ambona myśliwska. Droga wydaje się być prosta choć przebijanie się przez piachy nie jest łatwe. W pewnym momencie popełniam jakiś błąd i… nie wiem gdzie jestem. Błąkam się bezradnie po lesie chyba z godzinę. Porażka. Po drodze spotykam jeszcze dwa zespoły, które podobnie jak ja nie mają pojęcia gdzie są.

Wybieram jedną z dróg i jadę… do końca, aż będzie coś co pomoże mi w zlokalizowaniu się. W końcu jest asfalt i drogowskaz, wiem (chyba) gdzie jestem. Ok, jeszcze jedna próba ataku na PK6. Tym razem zakończona powodzeniem.

Teraz PK12 - mostek na rzece Ugoszcz (pod mostkiem) - piachy, sporo pchania roweru.

Ciężko... © djk71


Jest mostek tylko punktu nie widzę. Czyżby ktoś go ściągnął?

Punkt miał być pod mostkiem © djk71


Rzut oka na mapę i… kawałek dalej jest drugi mostek! I jest punkt.

Teraz na PK11 - bród na rzece Ugoszcz (od południa). Mokro. Bardzo. Wydaje mi się, że precyzyjnie odmierzam odległość ale nie widzę wśród traw drogi.

Tylko gdzie tu biegnie droga? © djk71


Ryzykuję i idę przez kolejne grzęzawisko zastanawiając kiedy zmieni się w regularne bagno i zacznie mnie wciągać. Udaje się jednak dojść bez strat.

Jest punkt © djk71


Gdy zastanawiam się czy przejść przez bród (woda co najmniej do pasa) czy wrócić nadjeżdża zawodniczka, która decyduje się przeprawić przed rzekę. Ja wracam.

Spotykamy się przed PK7 - szczyt grzbietu - okazuje się, że próbowała przejść przez wodę ale było zbyt głęboko i zrezygnowała. Tym razem ona pierwsza odnajduje dociera na punkt - dzięki za głos :-)

Zjeżdżam ze szczytu i nie do końca jest pewien gdzie zjechałem. Jadę, znów na azymut. Po chwili okazuje się, ze jestem tam gdzie myślałem - Brzózka. Czas na PK8 - róg granicy kultur.

Jestem zmęczony. Do tego mam już dość komarów. Jest ich coraz więcej, szczególnie, że wody tu nie brakuje. Przez te kałuże i próby nie utonięcia gubię drogę i po raz kolejny jadę po omacku. Wyjeżdżam na asfalt. Jestem padnięty. Odpuszczam punkt, chcę jechać na metę. Postój w jedynym otwartym sklepie. O jak smakuje Cola.

Hmm… Po drodze jest jeszcze PK9 - płn-wch róg polany. Może spróbować? Ok, ostatni. Mokro, mokro, bardzo mokro. Znów spotykam Tomalosa. Grzęźniemy w błocie, opędzamy się bezskutecznie od komarów i próbujemy szukać punktu.

Iść czy płynąć? © djk71


W końcu jest droga, której nie mogliśmy odnaleźć. Tomek bez roweru pierwszy go odnajduje. Jeszcze tylko trzeba się wydostać stąd.

Kto wymyślił lokalizację tego punktu © djk71


Przejeżdżam obok punktu X - zagłębienie na grzbiecie. Nie mam siły. Odpuszczam. Dojeżdżam do mety.

Kiedy ja wcinam zupkę i kanapkę, które przygotowali organizatorzy… komary urządziły sobie ucztę na mojej głowie. Dokończyły w trakcie mycia roweru. Nie mam chyba na głowie miejsca bez bąbli…

Biorę zimny prysznic i idę zobaczyć wstępne wyniki. Kiepsko 14/17 w swojej kategorii i 49/59 w Open. Odnalezionych 10 z 27 punktów :-( Bardzo kiepsko.
Pocieszające jest tylko to, że tylko jedna osoba zaliczyła wszystkie punkty - Paweł Brudło - gratulacje.

Zadowolony, że przyjechałem ale zmęczony i zły z powodu wyników kładę się spać. Jutro wczesny wyjazd.

Do jazdy trzeba mieć chęć…

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(12)
Do jazdy trzeba mieć chęć…

W zasadzie wszystko było ok. Tylko chęci brakło…

- Wczoraj kupiłem nowe opony. Co więcej, wymieniłem je od razu żeby dziś nie tracić czasu.
- Stałem się też posiadaczem modnego ostatnio buffa.
- Do tego zapowiedzieli na cały dzień ładną pogodę.

Czyli wszystko co potrzebne do jazdy.

Jeszcze kiedy odwoziłem rodzinkę na miejsce zbiórki - pojechali na wycieczkę w góry - zastanawiałem się jakie dalekie tereny dziś odwiedzę.

Wróciłem do domu. Chwilę popracowałem i jakoś się nie potrafiłem zebrać. Przebrałem się i nic… brak chęci do jazdy…

W końcu wyszedłem. Na zjeździe do Rokitnicy jest mi chłodno. W lesie na podjeździe do Miechowic… bezpłciowo. Nie czuję żadnej radości z jazdy. Rundka po lesie. Po drodze jacyś debile postawili kolejny szlaban na ścieżce rowerowej. Tylko, że tego się nie da objechać, podnieść… No comments…

wjazd na ścieżkę... :( © djk71


Dalsza jazda nie ma sensu. Po prostu mnie nie bawi. Nie wiem czemu. Może wciąż myślami jestem w pracy. W poniedziałek kolejna delegacja. Niby fajnie, niejeden by zazdrościł… Tylko wiem, że jak wrócę to znów będzie milion spraw… Nie to żebym nie lubił jeździć.. Lubię bardzo… tylko… zmęczony jestem natłokiem tematów… tematów rozpoczętych, czekających na rozpoczęcie… tematów ważnych i mniej ważnych i nieistotnych… Ech... dojeżdżam do domu... Pracować tez mi się nie chce... dziś...

W tym roku pierwszy raz nie jadę na spotkanie integracyjne. Jadę na Dymno. Mam nadzieję, że do tego czasu wróci mi ochota na jazdę...

Po ziemi tarnogórskiej...

Poniedziałek, 2 maja 2011 · Komentarze(12)
Po ziemi tarnogórskiej...
Wczorajszy dzień spędziliśmy wędrując rodzinnie po Opolszczyźnie. Samochodem ale też było przyjemnie.

Pławniowice...
Lubię tu wracać choć czegoś mi tu zawsze brakuje... © djk71


Góra św. Anny…

Pierwszy raz na dole... © djk71


Moszna…

Jak w bajce © djk71


Opolskie zoo…

Też jak w bajce... © djk71


Dziś długo się zbieramy ale w końcu udaje się wszystkich posadzić na rowerach. Jeszcze wracam do domu po długi rękaw bo coś chłodniej niż myślałem i ruszamy. Najpierw w stronę parku w Reptach. Kiedy gnamy sobie w terenie słyszę: bum i… trzecia guma w ciągu dwóch tygodni ( 3 na 6 przejażdżek) - niezła statystyka.

Kiedy ja zmieniam dętkę…

:( © djk71


... reszta rodzinki odpoczywa…

Jak mi dobrze © djk71


W Parku Igu gubi licznik ale na szczęście Anetka go odnajduje.

Jedziemy w stronę Tarnowskich Gór…

jechać... jechać... jechać... © djk71


Tam obiadek i lody…

Zasłużony obiad... © djk71


I powrót… znów terenem… ale wszyscy dają radę ;-)

I co z tego, że pod górkę? © djk71


Pokazuję rodzince Wielki Kanion Tarnogórski… Wiktor chce jechać na dół… nie dziś, pora wracać :-)

Jest pięknie © djk71


Jeszcze chwila na sesję ze zwierzętami…

Wszystko można zjeść... © djk71


Igor chce dosiąść rumaka….

A może wrócić konno? © djk71


… ale jednak wraca rowerem.

W lesie Anetka obserwuje jak dziwnie rosną niektóre drzewa…

Ułańska fantazja? © djk71


I docieramy do domu gdzie dołącza do nas jeszcze jeden zawodnik…

Kto jeszcze nie ma swojego bloga na bikestats? © djk71


Jeszcze kilka kilometrów z dziadkiem po okolicy i wracamy do domu. Wszyscy zadowoleni. Kolejny fajny dzień długiego weekendu :-)