Wpisy archiwalne w kategorii

pomorskie

Dystans całkowity:735.71 km (w terenie 406.21 km; 55.21%)
Czas w ruchu:46:42
Średnia prędkość:15.75 km/h
Maksymalna prędkość:53.12 km/h
Suma podjazdów:106 m
Maks. tętno maksymalne:195 (100 %)
Maks. tętno średnie:178 (89 %)
Suma kalorii:923 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:43.28 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Wolno po Wolnym Mieście

Wtorek, 31 października 2023 · Komentarze(0)
W trakcie ostatnich delegacji nie biegałem. Dziś też nie byłem przekonany, że się uda. Ostatecznie jednak wstałem i mimo niezbyt zachęcającej pogody wyszedłem. 
Wycieczka biegowa po Wolnym Mieście :-)

Gdańskie klimaty © djk71

Kilka miejsc znanych.

Gdańskie klimaty © djk71

Neptun wciąż stoi © djk71

Jak tu rano pusto © djk71

Kilka dla mnie niezbyt oczywistych. Przy okazji wyszedł brak biegania, a szczególnie brak podbiegów :-) 

Fortyfikacja na Górze Gradowej © djk71


Krzyż Milenijny © djk71

Za to widoki ładne. 

Takie mam skojarzenia z Gdańskiem © djk71

Były miejsca, na których historii się wychowałem... 

Stocznia Gdańska © djk71

Były miejsca zadumy... 

Pomnik Poległych Stoczniowców © djk71

Pamięci Pawła Adamowicza © djk71


Ogólnie było pięknie. 

Gdańskie klimaty © djk71

 

Pożegnanie z morzem

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(0)
Za chwilę wyjeżdżamy, ale jeszcze o poranku postanawiam choć chwilę potruchtać. Plany były inne, ale wczorajszy ból sprawił, że postanawiam tylko symbolicznie poprzebierać nogami. I dobrze, szybko się okazuje, że piszczele dalej czuję...

Chwila odpoczynku na plaży.

Jeszcze śpią, czy już? © djk71

No cóż, wczoraj zamiast odpoczywać po bieganiu zrobiliśmy piesze kolejne ponad 10 km... Ale zachód słońca musiał być :-)

Chwila przerwy, można usiąść © djk71
Ktoś planował ognisko? © djk71
Anetka też szuka miejsca do zdjęcia © djk71
I po zachodzie © djk71

Ból piszczeli i kościół w Rowach

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnie dni to codziennie ponad 20 km na nogach. Wczoraj również długie chodzenie, więc dziś przed południem ruszam pobiegać choć chwilę. Ruszam i jest fajnie przez pierwsze 2,5 km, a potem... znajomy ból piszczeli. Dziwne, bo w tych butach nigdy mnie nie bolały, czyżbym tym razem to nie buty tylko zmęczenie?

Chwila przerwy, najpierw na ławeczce, a potem na plaży.

Chwila odpoczynku © djk71

Pomaga, udaje się dobiec do domu, choć cały czas czując lekki dyskomfort.

Wcześniej przebiegam obok kościółka w Rowach. Czytając o nim, zarówno w internecie, jak i na tablicach obok częściej widzę słowo diabeł, niż Bóg... ale nie wnikam....


Mały kościółek © djk71

Z diabelskim kamieniem © djk71

W samo południe reklamując firmę :-)

Środa, 4 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dziś znów wczesna pobudka, małe śniadanko i... znów usnąłem. Nie ma jak rolety za oknem :-)

W końcu wstaję, zbieram się i... mi się nie chce. Długo zwlekam z wyjściem, w końcu jednak ruszam.
Najpierw Łąkową, wśród drzew, biegnie się idealnie. Trochę przeszkadza butelka w ręce, ale to nic, na pewno się przyda. Niestety tak jest tylko przez pierwszy kilometr. Potem drzewa znikają i biegnę rowerówką wśród łąk. Ładnie, ale... ciepło. Zero cienia. Ale może to dobrze, nie lubię biegać w słońcu, ale jeszcze jakieś zawody w lecie są więc będzie jak znalazł.

Dobiegam do wieży widokowej, ale skręcam w drugą stronę, jeszcze tu wrócę z aparatem. Kolejne kilometry biegnie się jak... w Stanach. Nigdy tam nie byłem, ale tak sobie to wyobrażam... długa prosta in the middle of Nowhere... :-)

Ciepło, ale biegnie mi się dobrze, co jakiś czas przechodzi tylko przez głowę, a co będzie jak się tu przewrócę, czy ktoś tędy przechodzi, przejeżdża, a jak tak, to jak często? Na szczęście bez przygód docieram do Objazdy. Stąd biegnę asfaltem. Nie mam mapy więc nawet nie wiem jak daleko od morza jestem więc kombinuję żeby się zbliżyć do plaży.

Cień pojawia się chyba dopiero między 11, a 12 km - na szczęście. Biegnę wolno, ale z przyjemnością. Nie robi mi różnicy ile jeszcze do końca, no może trochę bo kończy mi się powoli picie. Na szczęście to już niedaleko.

Nie ma to jak w samo południe reklamować firmę na urlopie :-)

Po bieganiu, czas na kąpiel © djk71

Czas na kąpiel :-)


Do Czołpina spacerek... rowerem :)

Wtorek, 3 lipca 2018 · Komentarze(3)
Wczoraj było dużo chodzenia i bieganie, po powrocie rzut oka na rowery w pensjonacie i... decyzja... rano rower :-)
Wstałem wcześnie, zjadłem śniadanko i... usnąłem. Miałem jechać sam wokół Gardna, ale wyszła wycieczka z żoną do Czołpina.

Najpierw wybór dwóch rowerów, łatwo nie jest, żeby jeździły, żeby rozmiar był odpowiedni, żeby... :-)

Spróbujmy ustawić co się da © djk71

W końcu są i jedziemy. Wjeżdżamy do Słowińskiego Parku Narodowego. Po drodze czytamy informacje edukacyjne, rzut oka na Gardno.

Jezioro Gardno © djk71
Selfie na wakacjach musi być © djk71

Potem na Dołgie Małe...

Dołgie Małe © djk71
Dołgie Małe © djk71

i Dołgie Duże...

Dołgie Duże © djk71
Zielono i chyba miękko © djk71

Jest pięknie. W końcu dojeżdżamy do Czołpina.

Schody do... latarni © djk71

Rzut oka na latarnię. Nie wchodzimy, bo byliśmy tu dwa lata temu. :-)

Jest i latarnia © djk71
Jest i góra © djk71

Czas wracać. Po drodze przegapiamy zjazd na szlak i jedziemy w stronę Smołdzina.

Góra z bliska © djk71

To chyba jedyne miejsce słabo (czy wręcz wcale) nie oznakowane. W pozostałych miejscach nie sposób zabłądzić.

Tu, czy tu? © djk71

Trzeba jednak uważać i nie zbaczać ze szlaku :-)

Kleszcze tylko poza szlakiem © djk71
Na szlaku bezpiecznie © djk71

Przed Rowami jakaś dziwna budowla :-)

A co to? © djk71

Tempo spacerowe, ale nie znaczy to, że było łatwo, bo:
- rower chyba trochę za mały
- siodełko co chwilę opadało
- kierownica trochę krzywo przykręcona
- hamulce nie działały
- pierwszy raz od wielu lat bez SPD-ków
- pierwszy raz od dawna bez kasku
- pierwszy raz od dawna w cywilnych ciuchach
- bez narzędzi, pompki, zestawu naprawczego

Nasze rumaki :-) © djk71
Pozycja dziwna © djk71

Poza tym było sympatycznie...

Wracamy, jest ślicznie © djk71

Tyle, że żona chyba się nabawiła kontuzji...

Więcej chodzenia niż biegania

Poniedziałek, 2 lipca 2018 · Komentarze(0)
Nad morzem. Nie jest to moje ulubione miejsce, ale trzeba wykorzystać je jak się da.
Dziś bieganie było tylko przerywnikiem między chodzeniem. W sumie wyszło 24km, z czego biegania niecałe 5 :-)

Najpierw zobaczyliśmy jezioro Gardno, potem plaża, centrum i znów plaża...

Chwila na plaży © djk71

Chwila przerwy w domku i... bieganie.

W sumie niewiele, ale ciężko jakoś... miejmy nadzieję, że to wina przerwy i w kolejnych dniach będzie lepiej.

Wieczorem kolejny spacer.

Już po zachodzie © djk71

Wydma Łącka

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · Komentarze(10)
Uczestnicy
W planach był objazd jeziora Łebsko. Kiedy nad ranem obudziła mnie kolejna ulewa zacząłem wątpić, czy uda się przejechać choć kilometr. Przed siódmą nie pada. Jest chłodno i pochmurno, ale sucho. Postanawiamy z Moniką spróbować. Ruszamy. Rześko, do tego potworny wiatr, oczywiście zachodni. Postanawiamy ruszyć na Wydmę Łącką i dalej pojechać brzegiem morza, po plaży.

Rowerówka biegnie obok starego cmentarza. Niewiele tu zostało.

Obelisk na cmentarzu © djk71

Jedziemy dalej, droga pełna kałuż więc szybko jesteśmy w kropki. Kasy Parku Słowińskiego jeszcze zamknięte więc wjeżdżamy bez biletu. Zatrzymujemy się chwilę obok wyrzutni rakiet.

Wyrzutnia rakiet © djk71

Jeszcze zamknięte, ale nie żałujemy, ponoć nie warto, a kosztuje sporo. Jak zresztą wszystko tutaj, a szczególnie meleksy.

Po chwili docieramy do wydmy. Możemy zaparkować rowery za piątaka... na szczęście kasa też zamknięta, poza tym chcemy iść (bo jechać się na razie nie da) z nimi dalej.

Tanio nie jest © djk71

Kilkusetmetrowy marsz to czas na robienie zdjęć.

Początek wspinaczki © djk71
I jest pięknie © djk71
Fajne widoki © djk71
Chce się iść nawet po piachu © djk71

O tej porze jest rewelacyjnie. Nie ma nikogo.
Docieramy do morza.

I jest morze © djk71

Porównujemy ślady 29-era i cienkich opon roweru Moniki :-)


Czyje ślady są czyje © djk71

Jestem nad morzem © djk71

Próbujemy jechać po wiatr, ale Kosmy rower odmawia posłuszeństwa. Czyli ja też mam wytłumaczenie :-)
Opcja jest jedna. Wracamy. Trudno nie objedziemy tym razem jeziora, ale chociaż wydma zaliczona. 
Wracamy lekko okrężną drogą zbierając po drodze punkty po wczorajszej imprezie.

Wokół Sarbska i latarnia Stilo

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Tydzień na urlopie. Świetna pogoda. Fajna okolica. I... zero roweru. Nie poznaję siebie. Dopiero dziś, gdy przez cały dzień co chwilę pada decyduję się na krótką przejażdżkę. Kosma postanawia mi towarzyszyć. Czasu mało więc postanawiam objechać jezioro Sarbsko i zahaczyć o latarnię Stilo.

Dawno nie widziałem takich znaków © djk71

Początek szlakiem R10 przez las, między jeziorem, a morzem. Do morza daleko, a jezioro ledwie widać z zza drzew.

Za drzewami Sarbsko © djk71

Wydmy © djk71

Za to błota i korzeni nie brakuje. Komarów też nie. Na szczęście dzięki temu, że jest mokro nie musimy walczyć z piachem. Jedynie tuż przed latarnią jest go trochę na podjeździe, ale i to daje się ominąć bokiem.

Chwila przerwy pod latarnią.

Latarnia Stilo © djk71

I czas ruszać w drogę powrotną. Monika sugeruje wrócić asfaltem, bo teren, który sobie wyznaczyłem jest ponoć dość piaszczysty i ostatnio musieli tam trochę pchać rowery.

Zaczyna się znów chmurzyć, a po chwili dopada nas ulewa. W jednej chwili jesteśmy mokrzy więc nawet nie próbujemy szukać schronienia. Jedziemy prosto do domu.

I po deszczu © djk71

Tuż przed Łebą przestaje padać.


Z bólem piszczeli

Środa, 3 sierpnia 2016 · Komentarze(5)
Dziś samotnie i w planach krótko. Okazuje się krócej niż planowałem. Po niecałych 2 km zaczynam czuć piszczele. I to od razu dość mocno. Już kiedyś tak miałem i przerwałem bieganie. Teraz bym tego nie chciał. Pytanie skąd to się bierze? Boli tak, że przez chwilę nawet trudno mi iść. Muszę poczytać co za diabeł...

Po plaży

Niedziela, 31 lipca 2016 · Komentarze(1)
Wczorajszy bieg i dzień na plaży strasznie mnie zmęczyły. Dziś miał być dzień odpoczynku, ale wczoraj umówiliśmy, że wraz z Młynarzem i Igorem pójdziemy rano pobiegać po plaży. Z lekkim opóźnieniem, ale udaje się. Od początku wiem, że wspólne bieganie będzie oznaczało... wspólny start. I tak jest. Co prawda przez długi czas widzę ich przed sobą na pustej plaży, ale w końcu znikają mi zupełnie z oczu.

Biegnę sam. Biegnę to mocno powiedziane. Raz biegnę, raz maszeruję. Czekam, aż zobaczę ich wracających, ale ich nie ma. Dobra, miało być 10 km to będzie. Już wiem, że pobiegnę 5km i zawrócę. I tak jest, a chłopaków wciąż nie ma. Widać postawili sobie wyżej poprzeczkę.

Nie mam telefonu więc i tak tego nie sprawdzę. Zawracam. Po 9 km dogania mnie Igor. Końcówkę przemierzamy razem. Kończymy tuż pod namiotem... Wyzwanie Pepsi. Akurat otwierają. Zimna, mokra i z cukrem... idealna na ten moment :-)

Wypijamy i ruszam w poszukiwania Piotrka, który końcówkę zdecydował zrobić spacerkiem podziwiając naturę :-)

Fajnie rozpoczęty dzionek. Fajnie się biega po plaży, choć niezbyt łatwo, miejscami mokro, miejscami krzywo, a miejscami człowiek się zapada w piasku. Ale coś w tym jest. :-)