Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 503.01 km (w terenie 169.00 km; 33.60%) |
Czas w ruchu: | 31:03 |
Średnia prędkość: | 16.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.90 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (91 %) |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 71.86 km i 4h 26m |
Więcej statystyk |
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans67.94 km
W terenie40.00 km
Czas w ruchu04:28
Vśrednia15.21 km/h
VMAX47.99 km/h
Bike Orient - Przysucha
Gdyby to była inna impreza, a nie Bike Orient to nawet nie myślałbym o starcie, ale BO zobowiązuje :-)
Wczoraj wieczorem zastanawiałem się, czy startować jak zwykle na długiej trasie, tym bardziej, że jest w ramach Pucharu Polski, czy może po raz pierwszy w życiu na krótszej. Amiga sugeruje mi dłuższą, tym bardziej, że ta jest też w ramach Pucharu Bike Orient. Waham się.
Rano, w drodze do Przysuchy już wiem. Nie mam sił na to żeby się ścigać na 100km. Nie mam sił żeby się ścigać na 50km, ale tyle mogę choć próbować. 50km to wliczając szukanie punktów nie powinno mi zająć więcej niż 4 godziny, czyli o 14-tej jestem w bazie.
Na miejsce przyjeżdżamy wystarczająco wcześnie żeby zdążyć się zarejestrować, w spokoju przebrać, przygotować rowery i porozmawiać z licznie przybyłymi znajomymi.
Wspominamy poprzedni piaszczysty BO, w odpowiedzi słyszymy, że jeszcze zatęsknimy za piachami... Ciekawe...
Start
Komunikat techniczny i rozdanie map. A właściwie walka o mapy położone na ziemi.
Czas zaplanować trasę. Dziwnie tak - zwykle planowałem zaliczenie wszystkich punktów, a tu tylko 11 z 20. Wybieram te, które wydają mi się być w najbliższej okolicy i w miarę łatwe do dojechania i zlokalizowania.
PK 2 - wał świątyni solarnej
W okolice punktu nietrudno trafić, jedzie nas tu całą gromada. Tyle, że sam punkt jest na górce. Brak tchu. W dół dużo łatwiej nie jest.
zasz
Oj nie będzie lekko.
PK 4 - źródło
Ruszam z punktu w inną stronę niż chciałem. Oczywiście za kimś :-( Korekta i wybieram nieco nietypową ścieżkę, chcę się oderwać od innych. Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Koleiny, gałęzie i podjazd to nie to co lubię. Tym bardziej dziś, gdy kondycja zerowa. Już wiem, że na krótkiej trasie też nie powalczę :-(
W pobliże punktu wiedzie asfaltowa droga.
Sam punkt odnaleziony bez problemu.
PK 16 - skrzyżowanie ścieżki z przecinką
Przed punktem wyprzedza mnie Adam. Do punktu dojeżdżam mając go w zasięgu wzroku, ale potem nie mam już sił go gonić
PK 13 - tablica pamiątkowa partyzantów
Ciężko mi się jedzie. Piję, jem, ale sił brak. Punkt banalny.
PK 17 - sztolnia
Choć staram się jeździć głównymi ścieżkami nadrabiając trochę kilometrów, to przed samym punktem postanawiam pojechać na skróty. W efekcie. nadrabiam 3km i wracam do skrzyżowania skąd prowadzi droga do sztolni. A właściwie to miejsca gdzie ta powinna być. W kilka osób próbujemy ją odnaleźć i nie ma. W końcu jest. Idziemy z Grześkiem (ten na szczęście ma czołówkę) i... nic. Nie ma punktu.
Po chwili Grzechu znajduje kolejną sztolnię tuż obok. Tym razem to jest to.
PK 8 - brzeg strumienia
Po drodze zaczynają się kałuże. Narzekam, ale Jarek z Krzyśkiem, którzy wracają z punktu wołają: Nie marudź, jedź póki możesz. Nie wróży to dobrze. Kawałek dalej widzę zostawione rowery. Dziewczyna stojąca obok radzi mi zrobić to samo, mówi, że wszyscy i tak dalej je pchają. Nie lubię tego robić, ale jestem tak zmęczony, że nie chce mi się przedzierać przez krzaki z rowerem. Biegnę wzdłuż strumyka. Jest punkt. Wydaje się, że spokojnie można tu było dotrzeć rowerem.
PK 1 - parking leśny - bufet
Kolejny punkt to bufet. Tym razem jestem wystarczająco wcześnie żeby załapać się na osławione ciasto :-)
PK 12 - skrzyżowanie dróg
Dojazd do kolejnego wydaje się być wyjątkowo prosty. Szlak pieszo-rowerowy. Niestety dawno nie był chyba uczęszczany :-( Pokonuję go w żółwim tempie w towarzystwie Dawida. Na rozdrożu, po upadku kolegi, postanawiamy zjechać ze szlaku i dojechać do punktu inną, lepszą drogą.
Lepsza okazuje się być tylko na pierwszych 100-200 metrach. Potem również porażka. Coraz częściej prowadzimy rowery.
W miejscu gdzie wyjeżdżamy, punktu nie ma. Chcemy się cofnąć, ale jadący z przeciwka zawodnicy mówią, że musimy jechać w przeciwną stronę. Bez wiary przebijamy się przez kolejne punkty i jest lampion. Dzięki koledzy.
Dawid odpuszcza, mówi, że wraca do bazy. Ja spróbuję powalczyć jeszcze choć sił zupełnie brak.
PK 7 - ambona
W Hucisku mylę oczywistą drogę. Spotkani zawodnicy patrzą na mnie jak na wariata, gdy mówię, że jadę na siódemkę. Widać zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Zawracam. Do punktu docieram... siłą woli. Piechurzy mnie przeganiają :-(
PK 20 - dół
Jeszcze tylko dwa punkty. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu ostatnia ścieżka. Wydaje się, że powinna mnie doprowadzić pod sam punkt. Wydaje się. Najpierw zmusza mnie do prowadzenia roweru, a potem się gdzieś zamotałem. Po części to chyba wina tego, że nie wziąłem okularów do czytania i mapę widzę mniej więcej ;-)
Punkt zaliczony dzięki zawodnikom, którzy właśnie go podbili. Inaczej nie wiem czy bym go zauważył.
Powrót z punktu na azymut, czyli drogą dziesięć razy bardziej przejezdną niż pokonywana chwilę wcześniej ścieżka.
PK 9 - punkt widokowy
Dojazd do punktu wyjątkowo prosty.
Spotkani tam zawodnicy pytają, czy wracam na metę terenem, czy asfaltem? Co za pytanie? Teren jest bliżej! Więc jadę asfaltem. Dalej, ale bez niespodzianek.
Meta
Na metę wjeżdżam ok 15:47, a na starcie wydawało się, że 14-ta to będzie jak sobie zrobię kilka postojów w sklepie... Wyjątkowo jak dla mnie trudna trasa. Dodatkowo brak treningów zrobił swoje.
Z trasy Giga jeszcze nikt nie wrócił. Idę na zupkę. Potem doprowadzam siebie i rower do prządku. Pakuję rower, przebieram się i idę na metę zobaczyć jak tam reszta.
Pierwszy z Giga przyjeżdża Grzechu z czasem 7:25:35. Komplet na tej trasie przywiózł jeszcze tylko Bartek. To świadczy o tym, że naprawdę nie było łatwo.
Czekam, aż przyjedzie Amiga z Karoliną.
Ostatecznie na Giga sklasyfikowanych zostało 56 zawodników. Na Mega 174. Na każdej z tras po dwie osoby miały NKL. Wystartowało na wszystkich trasach 300 osób. Ładnie ;-) Oby tak dalej.
Mój czas 5:47:58 pozwolił mi wyprzedzić 150 osób, ale niestety 15 przyjechało przede mną.
Mimo słabej formy i totalnego zmęczenia na mecie jak zawsze warto było przyjechać. W końcu to Bike Orient :)
Wczoraj wieczorem zastanawiałem się, czy startować jak zwykle na długiej trasie, tym bardziej, że jest w ramach Pucharu Polski, czy może po raz pierwszy w życiu na krótszej. Amiga sugeruje mi dłuższą, tym bardziej, że ta jest też w ramach Pucharu Bike Orient. Waham się.
Rano, w drodze do Przysuchy już wiem. Nie mam sił na to żeby się ścigać na 100km. Nie mam sił żeby się ścigać na 50km, ale tyle mogę choć próbować. 50km to wliczając szukanie punktów nie powinno mi zająć więcej niż 4 godziny, czyli o 14-tej jestem w bazie.
Na miejsce przyjeżdżamy wystarczająco wcześnie żeby zdążyć się zarejestrować, w spokoju przebrać, przygotować rowery i porozmawiać z licznie przybyłymi znajomymi.

Rower prawie gotowy© djk71
Wspominamy poprzedni piaszczysty BO, w odpowiedzi słyszymy, że jeszcze zatęsknimy za piachami... Ciekawe...

Ciekawe czy takie opony dziś będą pomocne© djk71
Start
Komunikat techniczny i rozdanie map. A właściwie walka o mapy położone na ziemi.

Najlepsi w pierwszej linii© djk71

A mapy pod nogami© djk71
Czas zaplanować trasę. Dziwnie tak - zwykle planowałem zaliczenie wszystkich punktów, a tu tylko 11 z 20. Wybieram te, które wydają mi się być w najbliższej okolicy i w miarę łatwe do dojechania i zlokalizowania.
PK 2 - wał świątyni solarnej
W okolice punktu nietrudno trafić, jedzie nas tu całą gromada. Tyle, że sam punkt jest na górce. Brak tchu. W dół dużo łatwiej nie jest.
Zejść też nie jest łatwo© djk71

Oj nie będzie lekko.
PK 4 - źródło
Ruszam z punktu w inną stronę niż chciałem. Oczywiście za kimś :-( Korekta i wybieram nieco nietypową ścieżkę, chcę się oderwać od innych. Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Koleiny, gałęzie i podjazd to nie to co lubię. Tym bardziej dziś, gdy kondycja zerowa. Już wiem, że na krótkiej trasie też nie powalczę :-(
W pobliże punktu wiedzie asfaltowa droga.

Prosta (?) droga© djk71
Sam punkt odnaleziony bez problemu.
PK 16 - skrzyżowanie ścieżki z przecinką
Przed punktem wyprzedza mnie Adam. Do punktu dojeżdżam mając go w zasięgu wzroku, ale potem nie mam już sił go gonić
PK 13 - tablica pamiątkowa partyzantów
Ciężko mi się jedzie. Piję, jem, ale sił brak. Punkt banalny.

Pomnik© djk71
PK 17 - sztolnia
Choć staram się jeździć głównymi ścieżkami nadrabiając trochę kilometrów, to przed samym punktem postanawiam pojechać na skróty. W efekcie. nadrabiam 3km i wracam do skrzyżowania skąd prowadzi droga do sztolni. A właściwie to miejsca gdzie ta powinna być. W kilka osób próbujemy ją odnaleźć i nie ma. W końcu jest. Idziemy z Grześkiem (ten na szczęście ma czołówkę) i... nic. Nie ma punktu.

Sztolnia, ale nie ta© djk71
Po chwili Grzechu znajduje kolejną sztolnię tuż obok. Tym razem to jest to.

To jest właściwa sztolnia© djk71
PK 8 - brzeg strumienia
Po drodze zaczynają się kałuże. Narzekam, ale Jarek z Krzyśkiem, którzy wracają z punktu wołają: Nie marudź, jedź póki możesz. Nie wróży to dobrze. Kawałek dalej widzę zostawione rowery. Dziewczyna stojąca obok radzi mi zrobić to samo, mówi, że wszyscy i tak dalej je pchają. Nie lubię tego robić, ale jestem tak zmęczony, że nie chce mi się przedzierać przez krzaki z rowerem. Biegnę wzdłuż strumyka. Jest punkt. Wydaje się, że spokojnie można tu było dotrzeć rowerem.

Nad strumieniem© djk71
PK 1 - parking leśny - bufet
Kolejny punkt to bufet. Tym razem jestem wystarczająco wcześnie żeby załapać się na osławione ciasto :-)
PK 12 - skrzyżowanie dróg
Dojazd do kolejnego wydaje się być wyjątkowo prosty. Szlak pieszo-rowerowy. Niestety dawno nie był chyba uczęszczany :-( Pokonuję go w żółwim tempie w towarzystwie Dawida. Na rozdrożu, po upadku kolegi, postanawiamy zjechać ze szlaku i dojechać do punktu inną, lepszą drogą.

To nie jedyny chyba dziś upadek© djk71
Lepsza okazuje się być tylko na pierwszych 100-200 metrach. Potem również porażka. Coraz częściej prowadzimy rowery.
W miejscu gdzie wyjeżdżamy, punktu nie ma. Chcemy się cofnąć, ale jadący z przeciwka zawodnicy mówią, że musimy jechać w przeciwną stronę. Bez wiary przebijamy się przez kolejne punkty i jest lampion. Dzięki koledzy.
Dawid odpuszcza, mówi, że wraca do bazy. Ja spróbuję powalczyć jeszcze choć sił zupełnie brak.
PK 7 - ambona
W Hucisku mylę oczywistą drogę. Spotkani zawodnicy patrzą na mnie jak na wariata, gdy mówię, że jadę na siódemkę. Widać zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Zawracam. Do punktu docieram... siłą woli. Piechurzy mnie przeganiają :-(
PK 20 - dół
Jeszcze tylko dwa punkty. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu ostatnia ścieżka. Wydaje się, że powinna mnie doprowadzić pod sam punkt. Wydaje się. Najpierw zmusza mnie do prowadzenia roweru, a potem się gdzieś zamotałem. Po części to chyba wina tego, że nie wziąłem okularów do czytania i mapę widzę mniej więcej ;-)
Punkt zaliczony dzięki zawodnikom, którzy właśnie go podbili. Inaczej nie wiem czy bym go zauważył.

Nie lubię punktów w dołach© djk71
Powrót z punktu na azymut, czyli drogą dziesięć razy bardziej przejezdną niż pokonywana chwilę wcześniej ścieżka.
PK 9 - punkt widokowy
Dojazd do punktu wyjątkowo prosty.

Droga krzyżowa?© djk71
Spotkani tam zawodnicy pytają, czy wracam na metę terenem, czy asfaltem? Co za pytanie? Teren jest bliżej! Więc jadę asfaltem. Dalej, ale bez niespodzianek.
Meta
Na metę wjeżdżam ok 15:47, a na starcie wydawało się, że 14-ta to będzie jak sobie zrobię kilka postojów w sklepie... Wyjątkowo jak dla mnie trudna trasa. Dodatkowo brak treningów zrobił swoje.
Z trasy Giga jeszcze nikt nie wrócił. Idę na zupkę. Potem doprowadzam siebie i rower do prządku. Pakuję rower, przebieram się i idę na metę zobaczyć jak tam reszta.
Pierwszy z Giga przyjeżdża Grzechu z czasem 7:25:35. Komplet na tej trasie przywiózł jeszcze tylko Bartek. To świadczy o tym, że naprawdę nie było łatwo.

Wjeżdża zwycięzca© djk71
Czekam, aż przyjedzie Amiga z Karoliną.

Jest i Darek© djk71
Ostatecznie na Giga sklasyfikowanych zostało 56 zawodników. Na Mega 174. Na każdej z tras po dwie osoby miały NKL. Wystartowało na wszystkich trasach 300 osób. Ładnie ;-) Oby tak dalej.
Mój czas 5:47:58 pozwolił mi wyprzedzić 150 osób, ale niestety 15 przyjechało przede mną.
Mimo słabej formy i totalnego zmęczenia na mecie jak zawsze warto było przyjechać. W końcu to Bike Orient :)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans92.49 km
Czas w ruchu05:01
Vśrednia18.44 km/h
VMAX38.77 km/h
Integracja 2015 - Powrót
Dwa dni i dwie noce szybko minęły... Czas wracać. Część wraca samochodami, część busami, a najtwardsi... rowerami :-) Na starcie, mimo zapowiadanych opadów, stawia się 15 osób.
Niektórzy sprawdzają, czy da się jechać z walizką :-)
Ostatnie zdjęcia, pożegnania i ruszamy.
Początek z górki, tempo więc szybkie. Nawet nie ma kiedy zrobić łyka picia. W końcu chwila przerwy.
W Ustroniu żegnamy Jarka, który ma już blisko do domu.
W Skoczowie krótka przerwa pod sklepem, bo bidony puste.
Po drodze co chwilę coś leci z nieba, ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Humory dopisują. Dopiero przed Rudziczką zaczyna się pojawiać zmęczenie. Rozmowy cichną, każdy patrzy tylko przed siebie. Pora na przerwę. Zatrzymując się na skrzyżowaniu widzimy tablicę zapraszającą do znajdującej się nieopodal knajpki. Miejmy nadzieję, że będzie otwarta.
Jest :-)
Historia zamówienia to... temat na osobny wpis :-) Ale co masaż mięśni brzucha mieliśmy gratis ;-)
W końcu dostajemy jedzenie. Tego nam było potrzeba.
Przerwa trwa chyba z 1,5 godziny, ale była potrzebna. Ruszamy. W Woszczycach dopada nas ulewa. Chwilę chronimy się pod parasolami, ale po chwili, kiedy tylko deszcz jest trochę lżejszy ruszamy dalej.
Jeszcze trochę i jesteśmy w powiecie gliwickim.
Są jeszcze siły żeby rowery w górę podnosić :-)
Już coraz bliżej mety. Powoli grupa staje się coraz mniejsza - ludzie zaczynają odbijać w stronę domów. W bardzo okrojonym składzie docieramy do firmy. Zmęczeni, ale szczęśliwi :-) Daliśmy radę! Brawa dla wszystkich!
Niektórzy sprawdzają, czy da się jechać z walizką :-)

Z walizką :-)© djk71
Ostatnie zdjęcia, pożegnania i ruszamy.

Ruszamy do domu© djk71
Początek z górki, tempo więc szybkie. Nawet nie ma kiedy zrobić łyka picia. W końcu chwila przerwy.

Krótka przerwa© djk71
W Ustroniu żegnamy Jarka, który ma już blisko do domu.
W Skoczowie krótka przerwa pod sklepem, bo bidony puste.
Po drodze co chwilę coś leci z nieba, ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Humory dopisują. Dopiero przed Rudziczką zaczyna się pojawiać zmęczenie. Rozmowy cichną, każdy patrzy tylko przed siebie. Pora na przerwę. Zatrzymując się na skrzyżowaniu widzimy tablicę zapraszającą do znajdującej się nieopodal knajpki. Miejmy nadzieję, że będzie otwarta.
Jest :-)

W oczekiwaniu na realizację zamówienia© djk71

Mało tego© djk71
W końcu dostajemy jedzenie. Tego nam było potrzeba.

Czas na jedzenie© djk71

Pod parasolami© djk71
Jeszcze trochę i jesteśmy w powiecie gliwickim.

Niebo się przejaśnia© djk71
Są jeszcze siły żeby rowery w górę podnosić :-)

Ostatnie dziś zdjęcie?© djk71
Już coraz bliżej mety. Powoli grupa staje się coraz mniejsza - ludzie zaczynają odbijać w stronę domów. W bardzo okrojonym składzie docieramy do firmy. Zmęczeni, ale szczęśliwi :-) Daliśmy radę! Brawa dla wszystkich!
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans41.33 km
W terenie20.00 km
Czas w ruchu03:28
Vśrednia11.92 km/h
VMAX49.30 km/h
Integracja 2015 - Po górkach
Byłem przekonany, że po wczorajszej trasie wszyscy zjedzą kolację i padną. Tak się nie stało. :-) Mimo to, dziś rano 9 osób stawiło się przed hotelem, aby powłóczyć się z nami chwilę po górkach. Niektórzy po raz pierwszy w życiu. Wybraliśmy trasę w miarę łatwą, co nie oznacza, że nie będzie się gdzie zmęczyć...
W centrum krótka przerwa na uzupełnienie zapasów, a przede wszystkim płynów. I ruszamy w stronę Wisły Czarne.
Krótka przerwa przed tym co zaraz się zacznie.
Chyba jeszcze nikt nam nie wierzy w to co będzie zaraz. Czeka nas odcinek gdzie wszyscy choć na chwilę będziemy musieli zejść z rowerów. Nachylenie robi swoje.
Po chwili jednak znów walczymy.
W końcu docieramy do skoczni im. Małysza. Tu chwila odpoczynku. Brakuje tchu żeby narzekać.. Tym bardziej, że za chwilę trzeba ruszać dalej. I kolejne podjazdy. W końcu docieramy do Cieńkowa.
Tu zasłużona chwila przerwy.
Tu Ala z Jackiem decydują się na własny wariant, a my ruszamy dalej.
Jeszcze kilka podjazdów nas dziś czeka :-)
Zmęczenie duże, ale widoki to rekompensują :-)
Zatrzymując się na chwilę, aby uzupełnić płyny dowiadujemy się jak poznać, że będzie jeszcze podjazd. Stoimy, rozmawiamy, gdy w ten Piotrek obwieszcza... "Teraz będzie podjazd!". Spoglądamy przed siebie, ale widać tylko las. Skąd on to wie, przecież nigdy tu nie był? "Poznałem po dźwięku silnika!". Rzeczywiście w oddali słychać męczący się na podjeździe silnik Forestera, który przed chwilą nas minął. :-)
Jedziemy dalej. Jest świetnie. Zjazdy, podjazdy i świetna pogoda. Wczoraj deszcze nas ominął, dziś wygląda, że będzie podobnie. Po kilku kilometrach jeden z kolegów proponuje skrócenie trasy. Wydaje nam się, że lepiej będzie dociągnąć do schroniska, ale wygrywa opcja niebieskiego szlaku. Niestety to szlak pieszy, a więc nie do końca przejezdny.
Pewnie bardziej zaawansowani zawodnicy daliby radę, my część trasy sprowadzaliśmy rowery :-(
Ale miejscami można było jechać :-)
Mimo to z ulgą powitaliśmy asfalt. Mijamy zaporę, Wisłę Czarne i zatrzymujemy się na obiad. Trochę to trwa, ale zasłużyliśmy. Około 17-tej docieramy do hotelu. Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo na trasie i brawa dla tych co pierwszy raz... :-)
W centrum krótka przerwa na uzupełnienie zapasów, a przede wszystkim płynów. I ruszamy w stronę Wisły Czarne.

Początek łagodnie© djk71
Krótka przerwa przed tym co zaraz się zacznie.

Krótka przerwa© djk71
Chyba jeszcze nikt nam nie wierzy w to co będzie zaraz. Czeka nas odcinek gdzie wszyscy choć na chwilę będziemy musieli zejść z rowerów. Nachylenie robi swoje.

No i pchamy© djk71
Po chwili jednak znów walczymy.

Darek walczy© djk71
W końcu docieramy do skoczni im. Małysza. Tu chwila odpoczynku. Brakuje tchu żeby narzekać.. Tym bardziej, że za chwilę trzeba ruszać dalej. I kolejne podjazdy. W końcu docieramy do Cieńkowa.

Jeszcze chwila i będzie przerwa© djk71

I jesteśmy© djk71
Tu zasłużona chwila przerwy.

Czas na relaks© djk71
Tu Ala z Jackiem decydują się na własny wariant, a my ruszamy dalej.
Jeszcze kilka podjazdów nas dziś czeka :-)

Krzysiek samotnie© djk71

Darek z Witkiem© djk71

Piotrek też walczy© djk71
Zmęczenie duże, ale widoki to rekompensują :-)

Widoki piękne© djk71
Zatrzymując się na chwilę, aby uzupełnić płyny dowiadujemy się jak poznać, że będzie jeszcze podjazd. Stoimy, rozmawiamy, gdy w ten Piotrek obwieszcza... "Teraz będzie podjazd!". Spoglądamy przed siebie, ale widać tylko las. Skąd on to wie, przecież nigdy tu nie był? "Poznałem po dźwięku silnika!". Rzeczywiście w oddali słychać męczący się na podjeździe silnik Forestera, który przed chwilą nas minął. :-)
Jedziemy dalej. Jest świetnie. Zjazdy, podjazdy i świetna pogoda. Wczoraj deszcze nas ominął, dziś wygląda, że będzie podobnie. Po kilku kilometrach jeden z kolegów proponuje skrócenie trasy. Wydaje nam się, że lepiej będzie dociągnąć do schroniska, ale wygrywa opcja niebieskiego szlaku. Niestety to szlak pieszy, a więc nie do końca przejezdny.

Nie wszędzie da się zjechać© djk71

Nie wszędzie da się przejechać© djk71
Pewnie bardziej zaawansowani zawodnicy daliby radę, my część trasy sprowadzaliśmy rowery :-(
Ale miejscami można było jechać :-)

Krzysiek walczy© djk71
Mimo to z ulgą powitaliśmy asfalt. Mijamy zaporę, Wisłę Czarne i zatrzymujemy się na obiad. Trochę to trwa, ale zasłużyliśmy. Około 17-tej docieramy do hotelu. Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo na trasie i brawa dla tych co pierwszy raz... :-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans91.33 km
W terenie20.00 km
Czas w ruchu05:31
Vśrednia16.56 km/h
VMAX55.90 km/h
Integracja 2015 - Do Wisły
I nastał ten dzień. Po ubiegłorocznym wyjeździe na spotkanie integracyjne apetyty się zaostrzyły. Większy dystans nie tylko nie nikogo nie zniechęcił, ale wręcz zgłosiło się więcej osób. Kilka niestety z powodu kontuzji musiało odpuścić. Mimo to w piątek w samo południe na firmowym parkingu stawiły się 43 osoby. Przed nami ok. 90km do Wisły. Czy damy wszyscy radę? Wierzymy, że tak, choć z kilkoma osobami pojedziemy po raz pierwszy.
Bagaże gotowe, zaraz zostaną spakowane do samochodu i zawiezione do hotelu.
Mamy nadzieję, że planów nie pokrzyżuje nam pogoda, bo przez cały tydzień prognozy mówiły, że w weekend będzie deszczowo. Rano lało.
Wszystkie informacje były przekazywane bieżąco więc odprawa bardzo krótka. I po chwili ruszamy. Z racji tego, że jest nas sporo podzieliliśmy się na trzy grupy. Pierwsza startuje grupa Krzyśka, za nim Amiga ze swoją ekipą, a ja zamykam wycieczkę.
Sprawnie udaje się wjechać z miasta. Zaplanowaliśmy tempo w okolicach 18km/h tylko..., że gdzieś w trakcie pakowania zapodziałem licznik. No cóż, pojedziemy na czuja...
Kończy się rowerówka na Bojkowskiej i czeka nas chyba najbardziej ruchliwy odcinek do Gierałtowic. Wbrew obawom, mimo piątku ruch niewielki. Za Gierałtowicami zjeżdżamy w boczne uliczki i... tak już zostanie do samego końca. Mało uczęszczane asfalty i polne drogi...
W Dębieńsku zaplanowany pierwszy postój. Spotykamy grupę Amigi, która właśnie zbiera się do odjazdu.
Krótkie uzupełnienie płynów i kalorii. Niektórzy wykorzystują ten moment na chwilę odpoczynku :-)
Ruszamy i... przed nami największy podjazd na trasie. Kiedy o tym wspominam widać lekki niepokój, ale na szczycie jest niedowierzanie: To było to? ;-) Jak się potem dowiemy byli tacy, co nawet nie zauważyli tego podjazdu :-)
Po zjeździe do Jaśkowic, zamknięty przejazd wymusza chwilę przerwy.
W Woszczycach przekraczamy DK81 i robimy kolejną przerwę. Przez kolejne 20-25km nie będzie po drodze żadnego sklepu więc dobrze by wszyscy uzupełnili zapasy.
Okazuje się, że ekipa jest nieźle przygotowana, bo większość korzysta z tego co ma w plecakach, nieliczni tylko korzystają ze sklepu. W razie czego jest jeszcze w zanadrzu... sakwa prezesa :-)
Widać, że nie wszystkie przełożenia są tak samo często wykorzystywane :-)
Ruszamy dalej. Dróżki takie, że aż chce się jechać.
Niestety po drodze Tomek łapie awarię. Zostaje z nim Andrzej. Mówią żebyśmy jechali dalej, dogonią nas.
Chłopcy doganiają nas dopiero w Strumieniu gdzie czeka na nas posiłek. Okazało się, miejsce posiłku zostało przeniesione jakieś 200m dalej niż planowaliśmy, ale był to dobry pomysł. Parasole, miejsce dla rowerów, jest ok.
Konsumpcja, chwila oddechu i pora ruszać dalej. W tym momencie zaczyna lać. Wygląda na przejściowe więc postanawiamy chwilę zaczekać. I słusznie, po chwili jest po deszczu. Tomek z Andrzejem zostają trochę dłużej zakładając nową linkę do przerzutki, którą dostarcza im nasz support techniczny :-)
Rozstaje się też nami Agata (pojedzie dalej wozem technicznym), ale i tak szacun dla niej za to, że mimo choroby i temperatury zdecydowała się na dołączenie do nas i pokonanie ponad połowy trasy.
Po drodze zatrzymuje nas kolejny przejazd.
Jest okazja znów się pośmiać :-)
W Skoczowie musimy też zejść z rowerów i pokonać schody.
Nad Wisłą krótka przerwa przy jednym z mostków.
Po chwili ruszamy dalej bo góry już widać...
Kiedy dojeżdżamy do Ustronia grupa nam się trochę rozrywa. Kilka osób chce już być w hotelu i ucieka do przodu, kilka odczuwa jest długość trasy i lekkie nachylenie na ostatnim odcinku i trochę zwalania tempo. Wszyscy jednak dzielnie napierają.
Ostatni odcinek to już wyraźny podjazd, jednak pojawiające się tablice wskazujące kierunek do hotelu dodają wszystkim siły i już po chwili jesteśmy pod hotelem. No prawie... bo jeszcze ostatnie 200m, czyli mała "ścianka" :-) Niektórzy na ten widok schodzą z rowerów, ale nie pozwalam na to i cedząc przez zęby "Nienawidzę Cię!" wjeżdżają dzielnie na metę :-)
Jest 20-ta. Tak jak zaplanowaliśmy. Jesteśmy wszyscy. Wszyscy dali radę!. Wielkie brawa. Ponad 90km za nami. Ekipa świetnie przygotowana. Nie tylko kondycyjnie, ale i organizacyjnie. Obyło się bez awarii nie licząc jednej linki, jakiejś dętki i... odkręconej korby tuż przed hotelem - na szczęście koledzy dopchali pechowca do końca :-)
Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy zdecydowali się pojechać. Dzięki za przygotowanie i za świetne humory, które ze sobą zabraliście ;-)
Aż się boję myśleć co będziemy musieli zaplanować w przyszłym roku... A może uda się jeszcze pojechać gdzieś w tym?

Błotnik się rozwalił przed startem :-(© djk71
Bagaże gotowe, zaraz zostaną spakowane do samochodu i zawiezione do hotelu.

Bagaże spakowane© djk71
Mamy nadzieję, że planów nie pokrzyżuje nam pogoda, bo przez cały tydzień prognozy mówiły, że w weekend będzie deszczowo. Rano lało.

Ostatnie zdjęcie przed startem© djk71
Wszystkie informacje były przekazywane bieżąco więc odprawa bardzo krótka. I po chwili ruszamy. Z racji tego, że jest nas sporo podzieliliśmy się na trzy grupy. Pierwsza startuje grupa Krzyśka, za nim Amiga ze swoją ekipą, a ja zamykam wycieczkę.
Sprawnie udaje się wjechać z miasta. Zaplanowaliśmy tempo w okolicach 18km/h tylko..., że gdzieś w trakcie pakowania zapodziałem licznik. No cóż, pojedziemy na czuja...
Kończy się rowerówka na Bojkowskiej i czeka nas chyba najbardziej ruchliwy odcinek do Gierałtowic. Wbrew obawom, mimo piątku ruch niewielki. Za Gierałtowicami zjeżdżamy w boczne uliczki i... tak już zostanie do samego końca. Mało uczęszczane asfalty i polne drogi...

Miejscami jeszcze kałuże© djk71
W Dębieńsku zaplanowany pierwszy postój. Spotykamy grupę Amigi, która właśnie zbiera się do odjazdu.
Krótkie uzupełnienie płynów i kalorii. Niektórzy wykorzystują ten moment na chwilę odpoczynku :-)

Chwila relaksu© djk71
Ruszamy i... przed nami największy podjazd na trasie. Kiedy o tym wspominam widać lekki niepokój, ale na szczycie jest niedowierzanie: To było to? ;-) Jak się potem dowiemy byli tacy, co nawet nie zauważyli tego podjazdu :-)
Po zjeździe do Jaśkowic, zamknięty przejazd wymusza chwilę przerwy.

Wymuszona przerwa© djk71
W Woszczycach przekraczamy DK81 i robimy kolejną przerwę. Przez kolejne 20-25km nie będzie po drodze żadnego sklepu więc dobrze by wszyscy uzupełnili zapasy.

Kolejna przerwa© djk71
Okazuje się, że ekipa jest nieźle przygotowana, bo większość korzysta z tego co ma w plecakach, nieliczni tylko korzystają ze sklepu. W razie czego jest jeszcze w zanadrzu... sakwa prezesa :-)
Widać, że nie wszystkie przełożenia są tak samo często wykorzystywane :-)

Kolorowe zębatki© djk71
Ruszamy dalej. Dróżki takie, że aż chce się jechać.

Tak można jechać© djk71

Nie zawsze jest asfalt© djk71
Niestety po drodze Tomek łapie awarię. Zostaje z nim Andrzej. Mówią żebyśmy jechali dalej, dogonią nas.

To nie kościół© djk71
Chłopcy doganiają nas dopiero w Strumieniu gdzie czeka na nas posiłek. Okazało się, miejsce posiłku zostało przeniesione jakieś 200m dalej niż planowaliśmy, ale był to dobry pomysł. Parasole, miejsce dla rowerów, jest ok.
Konsumpcja, chwila oddechu i pora ruszać dalej. W tym momencie zaczyna lać. Wygląda na przejściowe więc postanawiamy chwilę zaczekać. I słusznie, po chwili jest po deszczu. Tomek z Andrzejem zostają trochę dłużej zakładając nową linkę do przerzutki, którą dostarcza im nasz support techniczny :-)

Pora na naprawę© djk71

Coś tu jest nie tak© djk71
Rozstaje się też nami Agata (pojedzie dalej wozem technicznym), ale i tak szacun dla niej za to, że mimo choroby i temperatury zdecydowała się na dołączenie do nas i pokonanie ponad połowy trasy.
Po drodze zatrzymuje nas kolejny przejazd.

I znów przejazd© djk71
Jest okazja znów się pośmiać :-)

Uśmiechy na twarzach© djk71
W Skoczowie musimy też zejść z rowerów i pokonać schody.

Po schodach© djk71
Nad Wisłą krótka przerwa przy jednym z mostków.

Mostek© djk71

Pod nogami Wisła© djk71
Po chwili ruszamy dalej bo góry już widać...

Góry już za chwilę© djk71
Kiedy dojeżdżamy do Ustronia grupa nam się trochę rozrywa. Kilka osób chce już być w hotelu i ucieka do przodu, kilka odczuwa jest długość trasy i lekkie nachylenie na ostatnim odcinku i trochę zwalania tempo. Wszyscy jednak dzielnie napierają.
Ostatni odcinek to już wyraźny podjazd, jednak pojawiające się tablice wskazujące kierunek do hotelu dodają wszystkim siły i już po chwili jesteśmy pod hotelem. No prawie... bo jeszcze ostatnie 200m, czyli mała "ścianka" :-) Niektórzy na ten widok schodzą z rowerów, ale nie pozwalam na to i cedząc przez zęby "Nienawidzę Cię!" wjeżdżają dzielnie na metę :-)
Jest 20-ta. Tak jak zaplanowaliśmy. Jesteśmy wszyscy. Wszyscy dali radę!. Wielkie brawa. Ponad 90km za nami. Ekipa świetnie przygotowana. Nie tylko kondycyjnie, ale i organizacyjnie. Obyło się bez awarii nie licząc jednej linki, jakiejś dętki i... odkręconej korby tuż przed hotelem - na szczęście koledzy dopchali pechowca do końca :-)
Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy zdecydowali się pojechać. Dzięki za przygotowanie i za świetne humory, które ze sobą zabraliście ;-)
Aż się boję myśleć co będziemy musieli zaplanować w przyszłym roku... A może uda się jeszcze pojechać gdzieś w tym?
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans32.12 km
W terenie27.00 km
Czas w ruchu02:47
Vśrednia11.54 km/h
VMAX46.55 km/h
Temp.26.0 °C
SprzętSuperior 929
Po górkach w Wiśle
Dziś kolejna krótka noc, raptem niecałe 4 godziny snu. Śniadanie, pakowanie i jedziemy z Amigą do Wisły. W piątek testowaliśmy trasę do Wisły, dziś objeżdżamy trasę wycieczki po okolicy.
Beskidy nie są najbardziej przyjaznymi górami dla rowerzystów, ale próbowaliśmy zaplanować coś w miarę lekkiego. Czasu mało więc startujemy z Wisły Czarne i ruszamy w stronę Cieńkowa. Ruszamy i... po chwili nie jesteśmy już w stanie jechać. Zbyt stromo.
Podprowadzamy rowery do skoczni.
Jedziemy dalej. Jest łatwiej, ale wciąż pod górkę. I kolejny kawałek gdzie trzeba podejść.
Zastanawiamy się, czy to dobry pomysł powiedzieć kolegom w tym miejscu, gdzie chcemy się finalnie znaleźć :)
Coś czuję, że tu będzie pierwsza przerwa... :)
Klimatyczne drzewko...
... i piękne widoki spod niego...
Ogólnie droga piękna...
Choć miesjcami niespodzianki...
To oznaczenia z dzisiejszego maratonu...
Na codzień trzeba uważać bez tych ostrzeżeń.
Huśtawka, dla tych co będą juz tu mieli huśtawkę nastrojów?
W pewnym momencie niespodzianka...
Omijamy ją, co oznacza jednak dodatkowy, niezbyt łatwy zjazd i kolejny podjazd.
Potem znów po "płaskim" :-)
Ciekawe co to jest?
I znów podjazd ;-)
Schronisko na Przysłopie pod Baranią Górą to rzeczywiście jakaś pomyłka, jak to ktoś gdzieś napisał wygląda jak dom wczasowy w Jastrzębiej Górze..., a nie schronisko w górach.
Dalsza droga z niespodzinakami...
Jet też zjazd po kamieniach. Zdjęć brak, trzeba było trzymać kierownicę.
Przez cały czas piękne widoki...
Mijamy Stecówkę i przed Kubalonką zjeżdżamy do Zameczka Prezydenckiego.
Po drodze trafiamy na zawodników martaonu, oni jednak mozlnie wspinają się w drugą stronę. My całą drogę na hamulchach, bo jadący przed nami mercedes nie pozwala nam się rozpędzić tak jak by się tu dało. Może i dobrze, bo kto wie jak by się to moglo skończyć.
Jeszcze zdjęcie na zaporze.
I pora wracać do auta. Trzeba być szybko w domu.
Mimo upału wycieczka udana. Jednak jazda w górach to inna bajka. Mimo chwil zmęczenia na trasie, brakującego oddechu, było świetnie. Obawiam się tylko, czy koledzy podzielą nasze zdanie za dwa tygodnie... A może będzie padać... :)
Kadencja: 60
Beskidy nie są najbardziej przyjaznymi górami dla rowerzystów, ale próbowaliśmy zaplanować coś w miarę lekkiego. Czasu mało więc startujemy z Wisły Czarne i ruszamy w stronę Cieńkowa. Ruszamy i... po chwili nie jesteśmy już w stanie jechać. Zbyt stromo.

Tylko wygląda tak łagodnie© djk71
Podprowadzamy rowery do skoczni.

Skocznia Adama© djk71
Jedziemy dalej. Jest łatwiej, ale wciąż pod górkę. I kolejny kawałek gdzie trzeba podejść.
Zastanawiamy się, czy to dobry pomysł powiedzieć kolegom w tym miejscu, gdzie chcemy się finalnie znaleźć :)

Tam dojedziemy (chyba)© djk71

Stąd wydaje się daleko© djk71
Coś czuję, że tu będzie pierwsza przerwa... :)

Na Cieńkowie© djk71
Klimatyczne drzewko...

Samotne drzewko© djk71
... i piękne widoki spod niego...

Pięknie tu© djk71

Ładnie tu© djk71
Ogólnie droga piękna...

A droga długa jest© djk71
Choć miesjcami niespodzianki...

Ostrożnie!© djk71
To oznaczenia z dzisiejszego maratonu...

Usunięcie znaku spowoduje zagrożenie dla uczestników!© djk71
Na codzień trzeba uważać bez tych ostrzeżeń.
Huśtawka, dla tych co będą juz tu mieli huśtawkę nastrojów?

Jest i huśtawka© djk71
W pewnym momencie niespodzianka...

I co teraz?© djk71
Omijamy ją, co oznacza jednak dodatkowy, niezbyt łatwy zjazd i kolejny podjazd.
Potem znów po "płaskim" :-)

Po płaskim :-)© djk71
Ciekawe co to jest?

A co to?© djk71

Liczą robale?© djk71
I znów podjazd ;-)

I znow pod górkę© djk71
Schronisko na Przysłopie pod Baranią Górą to rzeczywiście jakaś pomyłka, jak to ktoś gdzieś napisał wygląda jak dom wczasowy w Jastrzębiej Górze..., a nie schronisko w górach.

Brzydkie to© djk71
Dalsza droga z niespodzinakami...

Po balach© djk71
Jet też zjazd po kamieniach. Zdjęć brak, trzeba było trzymać kierownicę.
Przez cały czas piękne widoki...

Widok m.in. na Jezioro Czerniańskie© djk71
Mijamy Stecówkę i przed Kubalonką zjeżdżamy do Zameczka Prezydenckiego.

Zamek Górny© djk71
Po drodze trafiamy na zawodników martaonu, oni jednak mozlnie wspinają się w drugą stronę. My całą drogę na hamulchach, bo jadący przed nami mercedes nie pozwala nam się rozpędzić tak jak by się tu dało. Może i dobrze, bo kto wie jak by się to moglo skończyć.
Jeszcze zdjęcie na zaporze.

Widok z zapory© djk71
I pora wracać do auta. Trzeba być szybko w domu.
Mimo upału wycieczka udana. Jednak jazda w górach to inna bajka. Mimo chwil zmęczenia na trasie, brakującego oddechu, było świetnie. Obawiam się tylko, czy koledzy podzielą nasze zdanie za dwa tygodnie... A może będzie padać... :)
Kadencja: 60
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans147.28 km
W terenie35.00 km
Czas w ruchu07:16
Vśrednia20.27 km/h
VMAX48.10 km/h
Kontrolnie do Wisły
Skontrolować trasę, którą za dwa tygodnie mamy poprowadzić 50 osób oraz skontrolować, czy sam po takiej przerwie dam radę.
Czasu mało więc pobudka jeszcze przed świtem, o piątej muszę być w Gliwicach, pod firmą. Rześko, dojeżdżam do firmy, chwilę później dołącza do mnie Amiga. Około 5:30 ruszamy pretestować trasę. Początek ładną i przemyślaną rowerówką.
Od Bojkowa już mniej ciekawy kawałek do Gierałtowic. Na szczęście od tego momentu już będziemy jechali z dala od głównych dróg.
Mijamy ciekawą kapliczkę.
Chwilę póxniej niezbyt ciekawy odcinek. W finalnej wersji trasy go nie będzie.
W Dębieńsku planujemy postój obok kościoła.
Na Alei Kasztanowców chyba jakieś zabiegi lecznicze...
Przed nami podjazd. Na wykresach wyglądał gorzej. W nagrodę duża piłka :-)
W Orzeszu Darek zmienia dętkę... Dawno na wspólnym wyjździe nie mieliśmy awarii...
To nie jedyna dziś awaria w Darka rowerze. Przestał działać też jeden pedał. Ale siłowe rozwiązanie pozwoliło Amidze jechać dalej.
Odwiedzamy osadę warowną, ale jakoś nie zrobiła na nas wrażenia.
Chwilę później krótki postój w Strumieniu. Czas na drożdżówki :-)
Nie da się zrobić ciekawego zdjęcia bo dziś w planie... Dzień Dziecka :-)
Mijamy stawy w okolicach Zaborza.
W Skoczowie niespodziewany remont na trasie. Może trochę potrwać jeśli tak im będzie szło...
Teraz już jedziemy wzdłuż Wisły. Krótka przerwa na uzupełnienie kalorii i jedziemy dalej. Czuć, że jest pod górkę :-)
Wkrótce jednak docieramy do Wisły.
Kilkaste metrów asfaltem i finałowy podjazd pod docelowy hotel.
Nie zabawiamy tu jednak długo, zjeżdżamy do centrum i czas na obiad. Smakuje :-)
Krótko potem lądujemy w pociągu.
Czas sprawdzić co słychać w świecie :-)
Wysiadamy w Ligocie. Poczekalnia nieczynna.
Stąd do Zabrza już najkrótszą drogą. Okazuje się, że komputery wskazują większe podjazdy na tym odcinku, niż na trasie do Wisły. Ciekawe... :-)
Fajna wycieczka. Trasa spokojna, mam nadzieję, że wszscy przejadą. Oczywiście jeśli choć trochę trenowali ;-)
Kadencja: 79
Czasu mało więc pobudka jeszcze przed świtem, o piątej muszę być w Gliwicach, pod firmą. Rześko, dojeżdżam do firmy, chwilę później dołącza do mnie Amiga. Około 5:30 ruszamy pretestować trasę. Początek ładną i przemyślaną rowerówką.

Oby więcej takich dróg© djk71
Od Bojkowa już mniej ciekawy kawałek do Gierałtowic. Na szczęście od tego momentu już będziemy jechali z dala od głównych dróg.
Mijamy ciekawą kapliczkę.

Kapliczka koła łowieckiego© djk71
Chwilę póxniej niezbyt ciekawy odcinek. W finalnej wersji trasy go nie będzie.

Tego nie lubimy© djk71
W Dębieńsku planujemy postój obok kościoła.

Dębieńsko© djk71
Na Alei Kasztanowców chyba jakieś zabiegi lecznicze...

Kasztanowiec© djk71
Przed nami podjazd. Na wykresach wyglądał gorzej. W nagrodę duża piłka :-)

Radar, czy piłka?© djk71
W Orzeszu Darek zmienia dętkę... Dawno na wspólnym wyjździe nie mieliśmy awarii...

Tradycyjnie© djk71
To nie jedyna dziś awaria w Darka rowerze. Przestał działać też jeden pedał. Ale siłowe rozwiązanie pozwoliło Amidze jechać dalej.
Odwiedzamy osadę warowną, ale jakoś nie zrobiła na nas wrażenia.

Białogród - osada warowna© djk71
Chwilę później krótki postój w Strumieniu. Czas na drożdżówki :-)
Nie da się zrobić ciekawego zdjęcia bo dziś w planie... Dzień Dziecka :-)

Będzie się działo, bedzie zabawa© djk71
Mijamy stawy w okolicach Zaborza.

Góry już blisko© djk71
W Skoczowie niespodziewany remont na trasie. Może trochę potrwać jeśli tak im będzie szło...

Koparka wodna?© djk71
Teraz już jedziemy wzdłuż Wisły. Krótka przerwa na uzupełnienie kalorii i jedziemy dalej. Czuć, że jest pod górkę :-)
Wkrótce jednak docieramy do Wisły.

Tym mostkiem nie pojedziemy© djk71
Kilkaste metrów asfaltem i finałowy podjazd pod docelowy hotel.
Nie zabawiamy tu jednak długo, zjeżdżamy do centrum i czas na obiad. Smakuje :-)
Krótko potem lądujemy w pociągu.

Powrót pociągiem© djk71
Czas sprawdzić co słychać w świecie :-)

Sprawdza Endomondo, czy Fejsa?© djk71
Wysiadamy w Ligocie. Poczekalnia nieczynna.

Ciekawa poczekalnia© djk71
Stąd do Zabrza już najkrótszą drogą. Okazuje się, że komputery wskazują większe podjazdy na tym odcinku, niż na trasie do Wisły. Ciekawe... :-)
Fajna wycieczka. Trasa spokojna, mam nadzieję, że wszscy przejadą. Oczywiście jeśli choć trochę trenowali ;-)
Kadencja: 79
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans30.52 km
W terenie27.00 km
Czas w ruchu02:32
Vśrednia12.05 km/h
VMAX44.01 km/h
Znów na rowerze
Już zapomniałem jak się jeździ - w maju niecałe 65km ;( Jeszcze chyba tak nigdy nie było. Dziś w końcu znalazła się chwilę na rower. Kiedy usłyszał o tym Igorek, od razu padło pytanie: pojedziemy razem? Oczywiście. W planie nie ma żadnego treningu, żadnego celu, więc fajnie będzie pokręcić wspólnie.
Igor dziś pierwszy raz w tym roku więc najpierw spokojnie - nasz las. Kontrola tulipanowców - kwitną :-)
Nie ma problemu z jazdą więc kierunek DSD.
Rzut oka na miniZOO...
I okoliczny park samochodowy...
Resztki przemysłu...
I podjazdy :-)
W końcu lądujemy na Red Rocku :-)
Rzut oka...
... na okolicę...
Krótka pogawędka i pomoc serwisowa rowerzyście - seniorowi i... powrót do domu.
Po drodze jeszcze obiadek na działce u dziadka i wystarczy.
Coś nam obu siodełka się chyba zdeformowały, bo... sami wiecie co...
Po dłuższej przerwie tak jest... ale po 30km?
Igor dziś pierwszy raz w tym roku więc najpierw spokojnie - nasz las. Kontrola tulipanowców - kwitną :-)

Tulipanowce kwitną© djk71

Dużo kwiatów© djk71
Nie ma problemu z jazdą więc kierunek DSD.
Rzut oka na miniZOO...

W mini zoo© djk71
I okoliczny park samochodowy...

Chyba już nie jest na chodzie© djk71
Resztki przemysłu...

Ciekawe jak to wyglądało kiedyś© djk71
I podjazdy :-)

Podjechać, czy nie?© djk71
W końcu lądujemy na Red Rocku :-)
Rzut oka...

Co tam jest w oddali?© djk71
... na okolicę...

Widok z góy© djk71
Krótka pogawędka i pomoc serwisowa rowerzyście - seniorowi i... powrót do domu.
Po drodze jeszcze obiadek na działce u dziadka i wystarczy.
Coś nam obu siodełka się chyba zdeformowały, bo... sami wiecie co...
Po dłuższej przerwie tak jest... ale po 30km?
Kadencja: 67