Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:155.05 km (w terenie 38.70 km; 24.96%)
Czas w ruchu:15:26
Średnia prędkość:10.05 km/h
Maksymalna prędkość:36.91 km/h
Maks. tętno maksymalne:197 (97 %)
Maks. tętno średnie:183 (90 %)
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:15.51 km i 1h 32m
Więcej statystyk

Zbyt rzadko

Środa, 30 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Im bliżej maratonu tym mniej regularne treningi :( Zamiast czterech w tygodniu, jest jeden, góra dwa.
Przyczyn jest wiele, ale długo by o tym pisać. Jednak prawda jest taka, że jak bym nie był leniem to bym biegał. Czy uda się przebiec? Zobaczymy. Spróbujemy...

Dziś wyszedłem bez konkretnego celu. Po prostu biec. Wyszło ponad 13km. W sumie od początku bardzo wysokie tętno, za wysokie, ale biegło mi się spokojnie. Nawet na podbiegach, których było trochę. Na pewno niewiele miało to wspólnego z zaplanowanymi treningami i pewnie tak już będzie do końca. Pobiegać żeby dobiec 1 października do mety. Bez względu na tempo i czas.

Krótko na KORNO

Sobota, 26 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
W tym roku słabo ze startami rowerowymi. Właściwie to był chyba jeden i do tego nieudany. Tym razem Wiktor namówił mnie na start w Koszęcinie. Blisko i szansa na rodzinny start więc się zgodziłem.

Przed startem krótkie rozmowy ze znajomymi, a tych tu dziś nie brakuje. Chwilę później dostajemy po dwie mapy w formacie A3 i zaczyna się planowanie trasy. Tym razem o tyle trudniejsze, że impreza w formule rogainingu, czyli podobnie jak w roku ubiegłym. Planujemy część trasy i zobaczymy co będzie się działo...

PK 77 (opisu nie pamiętam, bo był na odwrocie karty startowej, którą musiałem oddać na mecie :-( - chyba skrzyżowanie rowu z nasypem, czy coś w ten deseń).

Ruszamy, po chwili kawałek asfaltu i... zaczyna padać. Co ja mówię padać, lać. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym, chowam aparat, wyciągam wiatrówkę - niestety przed deszcze to ona mnie zbyt nie ochroni. I faktycznie po chwili czuję wodę wszędzie... w butach, w.... wszędzie...

Punkt prosty. Zaliczone.

PK 68 - chyba brzoza nad strumieniem.

Jedziemy spokojnie, momentami ślisko, grząsko... Odmierzam odległość na liczniku i... przejeżdżamy punkt. Licznik przestał działać. Świetnie :-(  Cofamy się i szybko odnajdujemy kolejny punkt.

Ruszamy dalej i... zatrzymujemy się. W Wiktora rowerze strzeliła dętka. A dopiero co rozmawialiśmy o tym, że jemu takie rzeczy się nie przytrafiają. Teraz przypomina sobie, że w sumie to miał kilka awarii... jak jeździł ze mną. Pytanie, czy to ja przynoszę mu pecha, czy po prostu najwięcej km zobił ze mną? :-)

Żarty żartami, ale nam nie jest do śmiechu bo... Ani jeden z nas nie wziął zapasowej dętki, ani zestawu do łatania... Innych narzędzi zresztą też nie... Po raz pierwszy chyba tak się wybrałem na rower, a na prewno po raz pierwszy na zawody.

Przypominam sobie, że mam chyba w plecaku jakąś gumę, ale do mojego roweru. Spróbujemy. Niestety nie dość, że mocno za duża, to też uszkodzona, to chyba pamiątka z Zakopanego.

Nic to, trzeba wracać, jakoś dojdziemy, do bazy tylko jakieś 10-11km. W pewnym momencie pada hasło: trawa.
Wyciągamy dętkę i... upychamy oponę... trawą. Nabiera kształtów i Wiku jedzie. Po chwili stajemy żeby... jeszcze trochę dopompować.

Zrywamy trawkę © djk71


W międzyczasie kilka osób co prawda pyta, czy nie potrzebujemy pomocy, jeden nawet zatrzymuje się i proponuje dętkę lub samoprzylepne łatki (pewnie ciężko byłoby je przykleić na mokrą dętkę), ale dziękujemy i decydujemy się wracać.
Zadziałała wyobraźnia... pojechalibyśmy dalej z takim samym wyposażeniem (a raczej jego brakiem). I gdybyśmy mieli potem wracać pieszo 50km to już nie byłoby śmieszne...

Trawa zamiast dętki © djk71


Jedziemy. Postój na wzniesieniu w mokrych ciuchach sprawia, że zaczyna mi być zimno. Kiedy Ruszamy na zjeździe dostaję drgawek. Trzęsie mną prawie jak trzy lata temu na Rudawskiej Wyrypie.

Na szczęście po chwili trochę przechodzi, ale wciąż jest mi zimno.

Meta
Udaje się powoli dojechać do mety. Pogoda zaczyna się poprawiać. Tomalos oferuje pomoc, ale dziękujemy. Oddajemy karty i wracamy do domu.

Nie tak to miało być, ale tak czasem bywa...

Krótko na Mazurach

Środa, 23 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Urlop więc... nie ma czasu na sport... Trochę kilometrów przespacerowane, mnóstwo energii spalonej w trakcie kibicowania naszym młodym zawodnikom na turnieju piłki ręcznej. Warto było - nasza młodsza drużyna zdobyła pierwsze miejsce w kategorii młodzików, a starsza - trzecie w kategorii juniorów młodszych. Do tego kilka wyróżnień indywidualnych.

Mamy mistrza © djk71

Dopiero dziś między meczami, a obiadem udało się choć na chwilę pójść pobiegać. Wcale nie jest tu płasko. I znów wysoki puls od początku.

Pierwsza trzydziestka

Sobota, 19 sierpnia 2017 · Komentarze(5)
Tydzień temu nie udało się. Dziś kolejna próba.

Wczesna pobudka, małe śniadanko i jakimś cudem robi się już 7:30. Ostatni moment na wyjście, bo od jedenastej ma padać. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie - przecież w trakcie biegu i tak zawsze jestem kompletnie mokry. Chwila zastanowienia się którędy i wybieram trasę na Stolarzowice, Miechowice, a potem strefa, czyli tak jak robiłem dwudziestki.

Biegnę spokojnie wg tętna. Temperatura w porządku. Godzinę wcześniej niż były to zapowiadane zaczyna padać. Zupełnie się tym nie przejmuję. Nawet lepiej, bo w końcu to co spływa z czoła nie jest słone :)

Po dwudziestu km czuję coraz bardziej lewą stopę, czyli nie przeszło. Trzyma mnie coś od Rudy, a do tego teraz momentami doszło dziwne uczucie jakby kłucia w środkowy palec lewej stopy.

Końcówka to oczywiście podbieg z Rokitnicy na Helenkę. Licznik pokazuje "dopiero" 28km. No cóż... "dokręcamy" :-) Rundka wokół osiedla i mamy pierwszą w życiu trzydziestkę.

Pierwsza trzydziestka :) © djk71

Jeszcze tylko schody do domu ;-) i już można odpocząć. Nie było źle, ale łatwo też nie było. Do dystansu maratońskiego jeszcze 12km. Zobaczymy. Oby tylko stopa nie przeszkodziła...

Rowerem po okolicy

Piątek, 18 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Dziś sporo tematów rowerowych się przewinęło, nawet w pracy musiałem na to chwilę poświęcić więc po powrocie do domu w końcu się skusiłem... Co prawda tylko godzinka po okolicy, ale i tak było fajnie.

Znów na drodze © djk71

Widać, że dawno nie jeździłem, bo jadąc drogą techniczną wzdłuż autostrady w stronę Stolarzowic odkryłem mostek. Nie wygląda na całkiem nowy, a kiedy ostatni raz tędy jechałem to go nie było.

Nowy stary mostek © djk71


Niby szybko

Środa, 16 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kolejne zmarnowane dni za mną... Dziś wieczorem namawiam żonę, żeby poszła, a raczej pojechała ze mną. Kilka kółek wokół osiedla. Od początku biegnę szybciej niż zwykle (tak mi się wydaje) żeby jej choć trochę dorównać. Rower jednak jest szybszy. W efekcie po pierwszym kółku mam dość, a średnia wcale nie rewelacyjna.

Drugie okrążenie robię już sam i nie zwalniam. Mimo, że kończę je mokry z bardzo wysokim pulsem to czas jak przy zwykłym spokojnym biegu. Po raz kolejny udowadniam sobie, że trzeba biec swoje...

W końcu rower

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Po ponad dwóch miesiącach przerwy w końcu rower. I to tylko dlatego, że żona mnie wyciągnęła. Krótka nocna rundka po osiedlowych drogach. Niewiele, ale zawsze coś.

Ruszyliśmy nawet w kierunku sąsiedniego osiedla, ale wobec przeważających sił wroga (trzy duże dziki) zarządziliśmy odwrót na z góry upatrzone pozycje :-)

Nieudana trzydziestka

Sobota, 12 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Ostatnie dni/tygodnie nie nastrajają do treningów. Ciepło, gorąco, albo wietrznie i burzowo...
To źle bo do maratonu już coraz mniej czasu, a kolejne treningi wypadają... :-(

Dzisiejszy też był pod znakiem zapytania. Nie tylko z powodu pogody. Kiedy już się okazało, że będzie czas na pobieganie to poranek powitał nas burzami i ulewami :-( W końcu na szczęście przestało padać. Ruszam i w planach jest zrobienie trzydziestki. Czy się uda zobaczymy.

Od początku bardzo wysoki puls, nawet na zbiegu do Rokitnicy. W Rokitnicy wychodzi słońce. Niedobrze - nie lubię. Na szczęście świeci tylko chwilę, potem ginie za chmurami. Mimo, że biegnę wolno to puls wysoki.

Robię rundkę po strefie i ruszam w stronę Miechowic. Nie wiem, czy jest tak parno, czy ja nie mam czym oddychać. Gdzieś między 15, a 16 km zatrzymuję się. Nie mam sił. Po chwili ruszam dalej, ale po jakiś dwóch kilometrach zatrzymuję się. Nie ma szans na trzydzieści, źle się czuję. Słabo i niepewnie. Nie będę ryzykował. Skręcam w stronę domu. Maszerując, a raczej spacerując puls 150+. Do tego boli noga. Od rudzkiego biegu boli mnie lewa stopa - dokładniej podeszwa stopy w przedniej części... Czuję nawet jak idę, a może bardziej jak idę niż biegnę...

W końcówce kilka zrywów do biegu, ale ostatecznie spacerek do samego domu.

Niedobrze. Po raz pierwszy tak naprawdę przyszło mi do głowy, że może jednak nie dam rady przebiec maratonu. Zobaczymy... jeszcze 49 dni... Jeszcze spróbujemy powalczyć...

Komentator

Środa, 9 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Nie chciało mi się rano wstać to... za karę miałem bieg w upale. Gdy wyszedłem z domu wydawało mi się, że jest ok, ale wystarczyło 200-300 metrów żeby zobaczyć, że nie ma czym oddychać.

Jakoś dałem radę, a po powrocie do domu trafiłem na info, że Górnik w 1/16 Pucharu Polski przegrywa 1:0 z Sokołem Ostróda. Okazało się, że jest na Youtube'ie transmisja więc zmywając pot zacząłem oglądać. Mecz zakończył się zwycięstwem Górnika 1:3, ale to co chyba najbardziej utkwi w pamięci osobom, które oglądały ten mecz to komentator.

Nie pamiętam czy (a jeśli to kiedy) słyszałem taki komentarz. Niesamowity. Choć relacjonujący mecz nie krył, że kibicuje Sokołowi (i nie zamierzał za to przepraszać :-) ) to słuchało się go fantastycznie. Powiedzieć: emocje to mało... W tak fantastyczny sposób prowadził relację, że kiedy Górnik strzelił bramkę wychodząc na prowadzenie, zrobiło mi się żal... komentatora...

Właściwy człowiek na właściwym miejscu... Szkoda, że tak rzadko się to zdarza.

24 km i Podsumowanie za lipiec

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · Komentarze(3)
Po Rudzkim Półmaratonie Industrialnym nastąpiła ponad tygodniowa przerwa. Temperatury, które panowały są zdecydowanie nei dla mnie. Ja mogę 20, maks 24 stopnie przeżyć, poza tym umieram. I tak było przez ten tydzień. Zero treningów, zero chęci do czegokolwiek... Na szczęście dziś już było normalnie. Niestety ostatnie dni mimo trzydniowego urlopu bardzo intensywne i dopiero pod wieczór była okazja pobiegać.

Prawie od początku wolne tempo, ale mam pilnować tętna więc to robię. Na 13 km lekki niepokój w klatce piersiowej, chwila marszu, ale po chwili biegnę dalej, na 17 km podobnie, ale w sumie biegnę. Do końca już jest spokojnie, choć podbieg z Rokitnicy mam wrażenie, że w tempie najwolniejszym jakim kiedykolwiek biegłem.

Do maratonu niespełna dwa miesiące... Mało...

Wczoraj spacerując po Warszawie najpierw kilkukrotnie mieliśmy problemy z przekraczaniem ulic w drodze na Starówkę z powodu Memoriału Królaka. Kiedy już minęliśmy strefę zawodów kolarskich natknęliśmy się na... kilka tysięcy rowerzystów jadących w Masie Powstańczej...

Masa Powstańcza © djk71


Czyżby to jakiś znak, że nie samym bieganiem człowiek powinien żyć? :-)

Zaległe podsumowanie miesiąca lipca w drodze do maratonu.

- rower - 0 wyjazdów - 0,00 km - Chyba się na mnie rowery obrażą ;-(
- bieganie - 13 razy - 136,38 km - Nie jest źle, choć mogło być lepiej. Cieszą trzy biegi 20+, w tym oficjalny start na półmaratonie.
- pływanie - 2 razy - 0,73 km - W końcu choć na chwilę byłem, ale to tyle co nic...
- VO2 max - 41 - czyli -2 - źle...
- waga: +0,9 kg (-9,9 kg od początku) - Pierwszy chyba raz lekko w górę, a miała spadać :-(

W sumie ten miesiąc bardzo średni, cieszą pierwsze dłuższe dystanse, choć reszta słabiutko. A przede mną ostatnie dwa miesiące...