Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:179.62 km (w terenie 47.00 km; 26.17%)
Czas w ruchu:09:47
Średnia prędkość:18.36 km/h
Maksymalna prędkość:48.74 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:35.92 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Koniec zimy!!!

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(30)
Koniec zimy!!!

Turystyczny Klub Kolarski PTTK im. Władysława Huzy w Gliwicach zorganizował rajd z okazji inauguracji 54 Otwarcia Turystycznego Sezonu Kolarskiego pt. "Topienie Marzanny. Co robić? trzeba jechać. Dziewczyny rano robią Marzannę na nartach ;-)

Marzanna © djk71


Anetka też ma ochotę jechać, ale jeszcze nie tym razem. Mam nadzieję, że wkrótce faktycznie zacznie jeździć. Ruszamy z Kosmą.

Zaraz po starcie spotykamy Goofy'ego. Niestety pieszo. Jedziemy na gliwicki Rynek gdzie spotykamy się z resztą ekipy. Jest około 50 osób, w tym kilkoro znajomych. Monika robi dokumentację.

Z wysoka © djk71


Ruszamy w trzech grupach. Tempo spacerowe ale w końcu to rajd, a nie wyścig. W Ostropie przerwa obok kościoła św. Jerzego.

Odpoczynek przy kościele św. Jerzego © djk71


Mój napęd szaleje. Nie jest dobrze. Przed metą doganiają nas chłopaki z Huragana. Dawno się nie widzieliśmy. Fajnie ich spotkać. Naprawdę dawno się nie widzieliśmy. Szkoda tylko, że nie udało się pogadać tak długo jak by się chciało. Szczególnie z niektórymi dawno nie widzianymi :-)

Huragan © djk71


W ramach wpisowego (3zł) dostajemy proporczyk rajdowy oraz kupon na misę. Misa = kiełbaska (pieczenie we własnym zakresie) + chlebek + musztarda + ketchup ;-)

Tego nam było trzeba... © djk71


Trwa konkurs na najpiękniejszą Marzannę. Niestety nasza nie zdobywa uznania w oczach jurorów. Trudno. I tak za chwilę je spalimy i utopimy :-) I pożegnamy w końcu zimę.

Spadaj zimo © djk71


Konkurs na najpiękniejszą Marzannę © djk71


Wcześniej Monika bierze udział w zawodach sprawnościowych.

Trudna trasa © djk71


W końcu żegnamy zimę :-)

Palenie Marzanny © djk71


Spływaj... © djk71


Czas ruszać dalej. Tylko gdzie? Nie wziąłem mapy, a te tereny są mi wciąż obce wiec wracamy. Monika podjeżdża na wiadukt nad A4.

Pod górkę © djk71


A4 © djk71


Jedziemy dalej. Błotko. Spotykamy się z chłopakami z BMK. Też już dawno się nie widzieliśmy. Pogawędki sprawiają, ze nie wiemy kiedy docieramy do centrum Gliwic. Przy kościele Wniebowzięcia NMP żegnamy chłopaków i zastanawiamy się co robić dalej.

Kościół Wniebowzięcia NMP w Gliwicach © djk71


Fajnie się jeździ więc może jeszcze coś? Zobaczymy. Przejazd przez Park Chopina. przy pomniku poświęconym Gliwiczanom, ofiarom wojen i totalitaryzmów pozuje nam dwójka dzieci ;-)

Gliwiczanom, ofiarom wojen i totalitaryzmów © djk71


Chopin jeszcze mało widowiskowy ale pewnie już wkrótce się zazieleni.

Pianista... © djk71


A to co?

Hmmmm... © djk71


Palmiarnia oczywiście :-)

Palmiarnia w Gliwicach © djk71


Opłotkami przez Żerniki, Szałszę docieramy do knajpy, o której ostatnio pisała yoasia

Monika chce zaliczyć Ziemięcice więc skręcamy. Ruiny nie robią wrażenia więc jedziemy dalej.

Ruiny w Zeimięcicach © djk71


W Kamieńcu popas przy sklepie. Za Zbrosławicami przypomina nam się kolega, który wyłgał się od dzisiejszej jazdy... śniegiem!!! Tylko gdzie on go widział?

Wiosna... © djk71


Dojeżdżamy do Tarnowskich Gór. Ten rynek ma jednak swój klimat.

Piekne są Tarnowskie Góry © djk71


Nawet gołębie mi nie przeszkadzają.

Kolorowy © djk71


Czas na powrót. Mijamy Stolarzowice i... brakuje nam do setki jakieś 7km. Bez sensu ale... dokręcamy jadąc w stronę Miechowic. Chyba oboje potrzebowaliśmy tych trzech cyferek. Tak żeby wiedzieć, że damy radę. Daliśmy. Fajnie było :-)

Fajnie było pojechać, fajnie było spotkać tylu znajomych, fajnie było pożegnać zimę, fajnie było... :-)

Z przeszkodami

Piątek, 18 marca 2011 · Komentarze(7)
Z przeszkodami
Wczoraj był ciężki dzień. Dosłownie i w przenośni. Dziś też się ciężko wstawało. Rzut oka za okno i nie pada. Hmmm. Późno, prawie szósta, ale co tam... ostatnio prawie nocowałem w pracy więc mogę chyba też chwilę później przyjechać rano.

Ubieram się i... coś się przednie koło słabo kręci. Coś nie jest mi dane wyjechać. Szybka (jak na mnie) korekta hamulców i jest lepiej. Jadę. Późno więc asfalt.

W Stolarzowicach na skrzyżowaniu przeskakuje mi łańcuch i spada. Odpychając się nogami zjeżdżam na pobocze, zakładam go na swoje miejsce i jadę dalej.

Na skrzyżowaniu z DK78 ostry start i znów przeskok łańcucha. Uderzam z całej siły kolanem w ramę. Boli. Chyba pora wracać. Nie, spróbuję kawałek pojechać, jak będzie bolało to zawrócę. Jakoś się udaje.

Pochmurno. Mgliście.

Ponuro ale trzeba do przodu... © djk71


Mży. Nic nie widzę. Okulary lądują w kieszeni.

W Reptach chwila przerwy przy kościele św. Mikołaja.

We mgle © djk71


Łańcuch dalej przeskakuje więc jak tu uciekać przed burkami? Tym razem się udało.

Dom. Wnosząc rower po schodach czuję kolano ale skończy się chyba tylko na siniaku.

Nie płacę, nie jadę...

Czwartek, 17 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Ble ble ble
Nie płacę, nie jadę...
Myślałem, że dziś będzie kolejny rowerowy poranek. Myślałem dopóki nie wyjrzałem za okno. Ulewa + silny wiatr skutecznie mnie przekonały do pozostania w domu, a właściwie do wcześniejszego pojechania do pracy.

Przeszło mi przez głowę, że skoro nie płacę za to żeby jechać w deszczu i chłodzie to nie jadę - brak motywacji. Człowiek jest jednak przewrotny. Potrafi płacić za coś takiego, a jak ma to za darmo to mu się nie chce.


Dziwna jest natura człowieka. Ale za to jakie wspomnienia... :-)

Irracjonalne zachowanie

Środa, 16 marca 2011 · Komentarze(6)
Irracjonalne zachowanie

Po wczorajszym porannym koncercie wiedziałem, że muszę wyczyścić napęd. Wieczorem żona nalega żebym wyczyścił cały rower. W sumie nie dziwię jej się. Rower stojący w przejściu w mieszkaniu, z którego przy byle dotknięciu sypie się warstwa wysuszonego błota… Chwilę się waham ale pamiętając, że ostatnio dwukrotnie sama go myła zgadam się. Zajmuje mi trochę czasu doprowadzanie go do jako takiego wyglądu.

Rano, dużo później niż wczoraj, ruszam na krótką przejażdżkę. Krótką, bo obiecałem podwieźć koleżankę do pracy więc muszę wrócić o określonej porze do domu. Zjazd do Rokitnicy i… w las. Bardzo mądre. Wyczyszczonym rowerem pcham się w błoto. I kto tu takiego zrozumie? :-)

Pierwszy raz od dawna mam założony pulsometr. Mam wrażenie, że wariuje. Podobnie jak napęd - łańcuch przeskakuje przy każdym mocniejszym naciśnięciu na pedały :-( Czyżby czas na serwis? Boję się, bo znów mi każą wymienić pół osprzętu.

A pulsometr? Przez chwilę myślę, że to może baterie słabe, ale prawda jest taka, że błoto i nierówności terenu dają mi w kość. Tam gdzie słychać "pikanie" rzeczywiście z trudem łapię oddech. Ciężko. Nawet znaki mówią żebym się zatrzymał ale ja jadę dalej.

STOP © djk71


Ci, którzy znają te tereny wiedzą, że są one usłane bunkrami. Czyżby budowali nowe? ;-)

Nowe bunkry? © djk71


Grząsko, ślisko i nierówno - dwa razy muszę zeskoczyć z roweru. Po jednym pewni e będzie ślad na kolanie, ale udało się nie upaść.

Krótko ale męcząco.

A w domu wciąż rośnie...

Wciąż rośnie © djk71

Bambusy?

Wtorek, 15 marca 2011 · Komentarze(6)
Bambusy?

Wczoraj pogoda wręcz krzyczała: Jedź! Niestety inne obowiązki były ważniejsze. Za to dziś wiedzieliśmy z Moniką, że rano pojedziemy. Pobudka przed czwartą :-) Szybkie śniadanko i w drogę. No nie tak od razu. Najpierw na dole próba czyszczenia napędu, bo niedzielnym terenie dziś wyglądał strasznie. Niestety nie wiele się dało zrobić i jak się potem okazało nie wygląd był dziś jego najsłabszą stroną.

Ruszamy. Na dzień dobry na wyjeżdżamy wprost na patrol policyjny, ku naszemu zdziwieniu policjantka tylko się uśmiecha i jadą dalej. My też. Zabrze. Wolności. Park Dubiela. Opłotkami do Maciejowa. Stamtąd rowerówką przez las (i błotko) do Gliwic. Jednak teren to teren ;-) Dalej Żerniki, Szałsza i znów błotkiem przez Leśną do Mikulczyc. Fajnie. Choć zaczynam czuć zmęczenie. Na szczęście do domu już niedaleko. Podjazd z Rokitnicy to tym razem katorga dla uszu. Uff, w domu. Dobrze, że zmobilizowaliśmy się do wstania.

Nie było dziś zbyt wielu okazji do zdjęć, a te które próbowałem zrobić nie wyszły więc w zamian jeden z efektów weekendowych prac dziewczyn :-)

Coś wyrosło... © djk71

Gdzie jest Monika?

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(5)
Gdzie jest Monika?

Dwa tygodnie przerwy. Tydzień na delegacji w Niemczech i tydzień chorobowego. W Lipsku zaskoczenie. Może dlatego, że dawno w tej części kraju nie byłem i jakoś nie spodziewałem się tylu rowerzystów i takiej infrastruktury. Byłem pod wrażeniem. Rowery były wszędzie i w każdej postaci. Gdy wracałem marzyłem już tylko o tym by pojeździć. Niestety dawno mnie tak nie rozłożyło. Przez kilka dni prawie nie mówiłem. Fakt, że dobrowolnie poszedłem do lekarza, oznaczał, że było źle.

Miałem nadzieję odbić to sobie w ten weekend ale w domu został zaplanowany remont i też nici z jazdy. Prawie. Prawie, bo w niedzielny poranek w ramach rozgrzewki przed malowaniem ruszyliśmy z Kosmą na krótką przejażdżkę. Pierwsze kilometry na asfalcie nawet dość szybkie ale już po chwili wjeżdżamy w teren i przychodzi nam się zmierzyć ze świeżo rozmrożoną ziemią. Grząsko. Ciężko. Fajnie. Jedziemy Bytomskimi Trasami Rowerowymi. Po drodze sarny, zające.

Postanawiam pokazać Monice Hałdę Popłuczkową.



Wjeżdżam na górę, ściągam kask, rękawiczki… czas na chwilę odpoczynku. Tylko gdzie jest Monika? Jeszcze przed chwilą była za mną. Ok. Zaczekamy.

Po kilku minutach zaczynam się denerwować. Jeśli bawi się ze mną w chowanego to już powinno jej się znudzić. Ubieram się i zjeżdżam w dół. Nawoływaniem (nie wzięła telefonu) odnajdujemy się. Wyjeżdżam z zza krzaków i widzę Kosmę z patyczkiem w dłoni grzebiącą przy kole. Okazało się, że błoto (i szyszka) tak mocno wcisnęło się pod błotnik, że nie jest w stanie obrócić koła. Przypomniała nam się Mini Nocna Masakra, gdy zginął nam kolega.

W końcu docieramy na góry i chwila oddechu. Pięknie tu. Pięknie tylko trzeba zjechać. Po drodze znów kilka postojów z powodów j.w. :-) Szkoda, że nie wzięliśmy aparatu :-)

Pora wracać. W domu żona czeka z remontem. Jeszcze przez DSD i Miechowice. I jeszcze trochę błota. Żeby nie było zbyt łatwo to końcowy podjazd do domu chce nas zabić. W błocie pod górę. Niezły trening. Średnia też niezła. :-)


Rowery oblepione błotem, my ubrudzeni i zmęczeni - warto było. Potrzebowałem tego.