Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2020

Dystans całkowity:147.92 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:15:32
Średnia prędkość:11.95 km/h
Maksymalna prędkość:46.79 km/h
Suma podjazdów:1485 m
Maks. tętno maksymalne:198 (97 %)
Maks. tętno średnie:180 (88 %)
Suma kalorii:8870 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:16.44 km i 1h 17m
Więcej statystyk

Po pagórkach przed obiadem

Niedziela, 29 marca 2020 · Komentarze(5)
Wczoraj udało się pobiegać, dziś udało się wyjść na rower. Profilaktycznie załatałem dętkę, bo nie zrobiłem tego jeszcze od ostatniej wycieczki.

Oczywiście z dala od ludzi więc... do lasu. Zupełnie pusto nie było, ale w sumie spokojnie. W przeciwieństwie do wczoraj dziś wszyscy wydawali się przestrzegać przepisów i poruszali się solo lub w parach.

Po drodze kilku rowerzystów i kilku biegaczy.

Skoro docieram do DSD to hałda musi być :-)

Widok z hałdy © djk71

Sporo chłodniej niż wczoraj.

Który to już raz tu jestem? © djk71

Pagórki, których tu nie brakuje sprawiają, że udaje mi się spocić.

Jesiennie, pagórkowato © djk71

A miało być spokojnie...
Ale nie da się, ścieżki aż kuszą żeby choć trochę poszaleć...

I kolejny podjazd.... © djk71

Szkoda,  że od jutro znów ochłodzenie...
Jeszcze krotka rundka po Miechowickiej Ostoi Leśnej...

W szeregu, ale slalomem © djk71

Czas wracać na obiad... Chyba zasłużyłem...
BTW: W sumie to pięknie mam koło domu ;-)

Cieplutko :)

Sobota, 28 marca 2020 · Komentarze(3)
Nie wiem jak to się dzieje, ale w weekendy zwykle najmniej ćwiczę. I to nie dlatego, że śpię długo, bo wstałem o 6:30.
Nie chcę dziś w to wnikać. Tak jak nie chcę pisać o polityce, choć może powinienem..

Najważniejsze, że udało się wyjść. Była chwila wahania, czy rower, czy bieganie, ale to drugie wygrało. Szczególnie, że można było na krótko.

W lesie trochę ludzi spacerujących ale ogólnie spokój.

Jak muszle na drzewach © djk71

Nie licząc trzech imprezujących grupek młodzieży ;-(


W słonecznym świetle © djk71

Pomimo spokojnego tempa wyjątkowo wysoki puls. Ciekawe czemu...

Home office, świnia i las

Środa, 25 marca 2020 · Komentarze(3)
Wydawało mi się, że home office będzie sprzyjał aktywności sportowej. Przecież mogę się dłużej wyspać, bo nie muszę dojechać do firmy, szybciej kończę, bo odpada czas powrotu do domu. Czyli w sumie mam więcej czasu. Tak w teorii..., a w praktyce rzeczywiście niby tak jest, ale nie do końca...


Gdzie strumyk płynie z wolna © djk71

Z jednej strony wstaję wcześnie, ubieram się jakbym szedł do pracy (no prawie), jem śniadanie i zaczynam pracę. I jest ok, można skupić się na tym nad czym pracuję. Nikt nie przeszkadza.

W pracy często zakładam słuchawki żeby odciąć się od tego co dzieję się obok. Ale nie zawsze to pomaga. Mimo wszystko kilka osób w pokoju plus goście sprawiają, że ciągle coś się dzieje. Ktoś przyjdzie, ktoś zagada, ktoś zażartuje... I jeśli tylko słuchawki nie były na uszach to... pozamiatane... Gdzieś kiedyś czytałem, że powrót do przerwanej pracy potrafi zająć czasem nawet do 20 minut. Wydaje mi się to przesadzone, ale pewnie w połowę z tego jestem w stanie uwierzyć.

Oczywiście pracując w domu też można być rozproszonym, bo maile, bo telefony, bo komunikatory... Na szczęście część z tego można wyłączyć. Jeśli nie na stałe to chociaż ograniczyć zaglądanie do nich. I w części tak zrobiłem. Zaczynam sobie przypominać szkolenia i te wszystkie techniki zarządzania sobą w czasie, zarządzania projektami itp...

I choć jakąś część udało się kiedyś wdrożyć to reszta przegrała z codziennym życiem. A teraz wydaje się być znakomita okazja żeby do tego wrócić. Strasznie to dziwne, bo pewnie wielu by się cieszyło z braku kontroli, a tu człowiek stara się sam sobie narzucić dodatkowe zasady, dodatkowe rygory... Ale chyba tak trzeba żeby jakoś dać sobie radę z tą sytuacją.

Klimat bardziej jesienny niż wiosenny © djk71

I tu druga strona pracy z domu. Kiedy mogę pracować bez przeszkód zaczynam się w to wkręcać. Bo okazuje się, że da się zrobić więcej, że da się wziąć za rzeczy, które leżały odłogiem i czekały na lepsze czasy. Że można zrobić rzeczy do końca, a nie tylko je tknąć i odłożyć, bo pojawiały się inne, "ważniejsze" tematy... Bo można ruszyć nowe tematy, nauczyć się czegoś... Tylko to wkręca...

I niestety to sprawia, że łatwo zapomnieć o czasie pracy i o tym tzw. work life balance.

Dziś wstałem w kiepskim nastroju. Ci, którzy regularnie czytają mojego bloga znają te moje wahania nastroju. Dziś był ten gorszy dzień. Tak się przynajmniej zapowiadał. Na szczęście praca pozwoliła zapomnieć o problemach, a pod koniec już żyłem myślą, że w końcu pójdę pobiegać, bo nie robiłem tego od... poprzedniej niedzieli. Miałem pójść wczoraj, ale skończyło się na ćwiczeniach w domu słuchając webinaru jednego z naszych dostawców.

Dziś udało się. Ruszyłem do lasu i przez godzinkę udało się potruchtać. Bez celu, bez parcia na dystans, czy tempo. Po prostu sobie biegłem. I było super. :-) Muszę się pilnować i sprawić żeby te chwile oddechu (choć czasem prawie bez oddechu) mi nie uciekały, jak to się ostatnio zdarzało.

Słonko bawi się światłem © djk71

P.S. W tytule było o świni. No tak, miałem o tym wcześniej napisać, ale zapomniałem.

Ja jednak jestem typem samotnika. Nie odczuwam żadnego problemu związanego z rzadszym widywaniem znajomych w obecnej sytuacji. To nie znaczy, że nie lubię ludzi. Lubię porozmawiać ze znajomymi, pożartować, zrobić coś wspólnie, ale brak tego nie jest dla mnie problemem. Potrafię spędzać czas z samym sobą.

I co jakiś czas właśnie znajomi mi zarzucają, że... jestem świnią. Bo nie zadzwonię, bo nie zagadam na komunikatorze, nie zaproszę na rower, czy do wspólnego biegania. A to nie tak. Ja po prostu nie chcę im przeszkadzać, dzwonić nie w porę, "zmuszać" do rozmowy. No dobra... może się po prostu próbuję tłumaczyć, a prawda jest taka, że jednak jestem świnią....



Z webinarem w tle

Wtorek, 24 marca 2020 · Komentarze(0)
Kategoria Samotnie
Nic ostatnio nie robię. Miałem po pracy wyjść pobiegać ale Outlook nie omieszkał mi przypomnieć, że mam dziś jeszcze webinar, na który zapisałem się jakiś czas temu.

Co było robić. Zalogowałem się. Przestawiłem monitor żeby wszystko widzieć i słyszeć i poćwiczyłem trochę w domu. Lepsze to niż nic.

Po ćmoku z przygodami

Poniedziałek, 16 marca 2020 · Komentarze(3)
Wychodząc z pracy spotykam kumpla. Od razu pada pytania kiedy na rower... Jak tylko się uda. Pogoda dobra więc trzeba się zdzwonić. Wracam do domu. Zjadam pomidorówkę i placki z twarogiem i bananami i... idę przeczyścić w końcu rower. Może coś się uda w najbliższym czasie. Udaje się szybciej niż myślę... Jeszcze przed końcem czyszczenia kumpel zagaduje, że o 19-tej mógłby... To ja też ;-) SMS do Marka, ale ten jeszcze nie uporał się z wczorajszą gumą... Trudno... następnym razem...

Szybko się ubieram, zbieram rzeczy i trzeba pędzić. W Rokitnicy zaczynam się zastanawiać, czy założyłem kask, bo... nie pamiętam momentu zakładania. Sprawdzam i jest. To dobrze, że to odruch i dobrze, że go nawet nie czuję, nie zauważam. Z drugiej strony po tylu latach jeżdżenia w kaskach trudno się temu dziwić...

Udaje się dojechać do  Mikulczyc na czas. Darek już jest. Chwila zastanowienia się gdzie jedziemy, ale w sumie nie ma to znaczenia. Wybór pada na Czechowice. W porządku rzadko tam bywam. Zachowując oczywiście bezpieczną odległość od siebie jedziemy. Mocno pedałujemy, choć na fullach to nie specjalnie przekłada się na prędkość :-)

Docieramy nad jezioro. Chwila rozmowy o pływaniu i ruszamy. To znaczy ja zaczynam... pływać.... Nie, nie w jeziorze. Przednie koło mi pływa. Złapałem gumę.

Do kosza? Nie, naprawiamy... © djk71

Ściągam oponę, dętkę i... jest kolec w oponie.

Czas na serwis © djk71

Zmiana dętki, dopompowanie również tyłu i możemy jechać dalej.
Dalej przed siebie. Przez las. Po ciemku. Lubię to. Choć kiedy wyjeżdżamy wprost na dzika to... adrenalina zaczyna działać. Na szczęście nie był nami zbytnio zainteresowany.

Chwila wahania, czy nie wyskoczyć na Rynek w Gliwicach, ale już późno, na jazdę temperatura ok, ale na postój trochę zbyt chłodno. Nie dziś. Wracamy do domu.

W Mikulczycach się rozstajemy i... oby do szybkiego następnego. Potrzebowałem tego.

Slow jogging tyłem (z żoną)

Niedziela, 15 marca 2020 · Komentarze(0)
Wczoraj pobiegałem z synem. Dziś były różne plany, ale jak to u mnie bywa najgorsza organizacja w weekendy... za dużo czasu...
Nie wyszedł rower, nie wyszło bieganie. Ostatecznie udaje się wyjść z żoną na slow jogging.

Razem w lesie © djk71

Ponieważ jest really slow to większość tyłem.

O ile wczoraj było w lesie pusto to dziś żona naliczyła chyba z 75 osób... Musiała się strasznie ze mną nudzić jak się wzięła liczenie...

Tu pusto, ale trochę ludzi minęliśmy © djk71

A może po prostu chciała pokazać swoim uczniom, że matematyki można się uczyć nie tylko w szkole...

Przyjmuję, że ta druga wersja to ta właściwa... :-)

Miś ucieka przed wirusem? © djk71

Udało się zaliczyć kilka podbiegów i zbiegów...  jakieś skipy no i bieg tyłem... zobaczymy jak jutro mięśnie zareagują...


Kolejny podbieg za mną © djk71

A jutro... do pracy... zobaczymy co będzie się działo w firmie, na drogach, w  świecie....



Uciekając przed wirusem

Sobota, 14 marca 2020 · Komentarze(2)
Od tygodnia zero aktywności ruchowej. Od trzech tygodni zero biegania na dworze.

Ostatni tydzień był fatalny... z wielu powodów... Pewnie to co się dzieje w świecie też miało na to wpływ. Choć staram się zachowywać od początku rozsądnie, to nie ma siły... to też musiało wpłynąć na mój nastrój.

Dziś stwierdziłem, że trzeba z tym w końcu coś zrobić. Póki jeszcze można. Nie spodziewam się najgorszego, ale co się wydarzy tego nikt nie wie...

Padający o poranku śnieg nie nastrajał obiecująco, ale ostatecznie udało się wyjść pobiegać. Tym bardziej, że Igor też już ma dość siedzenia w domu. Chwila wahania, czy biegamy po asfalcie, czy lesie... i skręcamy do lasu.

Jest pięknie. Igor wzbogaca trening dodatkowymi ćwiczeniami. Ja podziwiam przyrodę.

Piękny dzień na bieganie © djk71

Kiedy wybiegamy z lasu uderza w nas wiatr. Jednak las to był dobry wybór.

Pobiegane z synem © djk71

Mam nadzieję, że jutro uda się to powtórzyć. A może jakiś rower wyjdzie...

Rowerkiem po Śląsku

Sobota, 7 marca 2020 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wczorajsze popołudnie i wieczór to mnóstwo emocji najpierw na meczu w Ustroniu, a potem w Zabrzu. Wszystko w towarzystwie Piotrka. Wczoraj sport biernie, dziś czas na aktywność. W końcu jest okazja pokręcić na rowerze.

Późna pobudka, spokojne śniadanie i ruszamy dopiero ok. 11:30. Cel: Żabie Doły. Ruszamy przez las i już po podjeździe na Krajszynę czuję, że ubrałem się zbyt ciepło. Jedziemy dalej. Chwila przerwy przed wyremontowanym pałacem Tiele-Wincklerów. Jestem w szoku, wygląda pięknie. Oczywiście mowa o tej części, która pozostała. Choć jeszcze nie dawno wyglądało to inaczej, a były nawet plany wyburzenia ruin.

Kilka zdjęć, krótka rozmowa z mężczyzną, który czekając na wnuka opowiada nam trochę ciekawostek o tym miejscu.

Odnowiony pałac w Miechowicach © djk71

Miechowicki platan © djk71

Ruszamy dalej. W okolicach stadionu Polonii mijamy kibiców przygotowujących się chyba na wyjazd do Oławy. Dalej rundka przez Park Kachla.

I w mieście może być ślicznie © djk71

Pół roku temu biegaliśmy tu z Piotrkiem na zawodach. Dziś oglądamy to miejsce już na spokojnie ;-)

Mostki i mosteczki w parku © djk71

Tego mi było potrzeba - uśmiech mówi sam za siebie © djk71

Przebijamy się przez centrum Bytomia, chłonąc jego atmosferę :-)

Chcę trafić w jedno miejsce i trafiam. :-)

Chłopak w gitarą byłby dla mnie parą © djk71

Będzie temat do słuchania po powrocie :)

Ciąg dalszy zwiedzania Bytomia. Tematyka sportowa od wczoraj wciąż wokół nas.

Legendy Polonii © djk71

Kolejne malunki bardziej kolorowe.

Jest groźnie © djk71

Docieramy do Żabich Dołów. Lubię to miejsce.

Pięknie tu © djk71

Przyglądamy się łabędziom. Nie wiemy jeszcze, że to nie ostatnie spotkanie dziś z nimi.

Te są łagodne © djk71

Zaskakuje mnie odświeżone miejscami graffiti.

Na grzyby? © djk71

Zostaw Go!!! © djk71

Kręcimy się chwilę po okolicy i ruszamy przez Łagiewniki w stronę Kolonii Zgorzelec.

Tak sobie jeździmy © djk71

Okolica ma potencjał. Ciekawe jak będzie to ostatecznie wyglądało, bo wierzę, że są tu jeszcze jakieś plany.

Nowe tereny wypoczynkowe © djk71

Przy wyjeździe dostrzegamy na drugim końcu stawu łabędzia. Na nasz widok zrywa się do lotu i jak poduszkowiec mknie w naszą stronę tuż nad wodą. Wygląda to wspaniale. Żałuję, że nie zdążyłem wyciągnąć aparatu.
Okazuje się, że drugi brzeg to nie był koniec podróży obserwowanego przez nas ptaka. Ten wyjątkowo szybko wydostaje się na brzeg i... zaczyna nas atakować... Jesteśmy w szoku. Oddalamy się w pośpiechu, kiedy łabędź wyciąga i prostuje szyję, mam wrażenie, że głowę ma na wysokości naszych głów. Nie spodziewaliśmy się tego. Na szczęście zdążyliśmy odjechać... Okolica dziwna, ale napadu ze strony łabędzia się nie spodziewaliśmy...

Pora wracać, po drodze jeszcze Elektrociepłownia Szombierki. To miejsce też ma swój klimat.

Elektrociepłownia Szombierki © djk71

Zaczynamy czuć zmęczenie. Wiejący wiatr nie tylko nie pomaga w jeździe, ale dodatkowo sprawia, że czujemy coraz większy chłód. Faktycznie pora do domu.

Więcej zdjęć nie będzie © djk71

Mimo zmęczenia obaj jesteśmy bardzo zadowoleni.

Piotrek jest zadowolony © djk71


Ofiara Koronowirusa

Piątek, 6 marca 2020 · Komentarze(0)
Bieganie ostatnie mnie męczy więc dziś o poranku trochę ćwiczeń typowo siłowych.

Tym bardziej, że z powodu koronawirusa niedzielny Bieg Wiosenny odwołany. Wieczorem okazało się, że Półmaraton w Gdyni też odwołany. Nie ma motywacji do treningu biegowego. :-)

Trudno robię siłę. :)

Wciąż bez sił

Czwartek, 5 marca 2020 · Komentarze(0)
Kolejny dzień bez sil. Poranna próba na bieżni od początku wolniej niż planowałem. Gdyby nie to, że chciałem dosłuchać książkę do końca to pewnie skończyłbym jeszcze wcześniej.