Po powrocie z biegania kąpiel, małe jedzonko, wpisy i... wyjazd na basen. Kolejna walka z zejściem pod wodę. Jakieś postępy wydają się być, ale daleko do celu. Podobnie jak z pływaniem bez płetw.
Koniec stycznia. Dziwny to miesiąc. Jak się nie pomyliłem to 32 aktywności, 32:45h treningów, w tym najwięcej kolejno: biegania, spinningu, siłowni, a rower wygrał z pływaniem tylko o 30 minut. Jeśli chodzi o dystans to również wygrało bieganie.
Wstaję jak zwykle około piątej. W planie bieganie, a potem spinning. Małe śniadanko i... chwila zastanowienia się... Czy w jedyny dzień w tygodniu kiedy mam okazję pobiegać przy świetle słonecznym chcę to zamienić na spinning? Nie. Ląduję w łóżku. Odsypiam cały tydzień i przed południem idę pobiegać.
Już po wyjściu z domu jest pięknie. Nawet mnie się śnieg podoba. I jak tu nie ćwiczyć jak zaraz za domem takie warunki.
Po pracy spotkanie z Krzyśkiem w Radzionkowie. Trzeba w końcu zacząć rozmawiać o planach na ten rok. Lądujemy w przypadkowej knajpce, a tam niespodzianka na ścianie (sorry, za jakość zdjęcia, ale miałem tylko komórkę, a nie mogłem się powstrzymać).
Wieczór na basenie. Początek standardowo. Zupełnie spokojnie. Potem próby pływania pod wodą. Nie jest łatwo. Powiem więcej jest trudno. Szczególnie zejść w dół. Końcówka bez płetw. Jest różnica... Niestety.
Po wczorajszym upadku nie ma śladu, oprócz lekkiego otarcia na kolanie. Przed pracą siłownia. Podobnie jak wczoraj w trakcie biegania ten sam zestaw utworów, czyli 40 Greatest Metal Songs. Sprawdza się idealnie, szczególnie wtedy, gdy w momencie jak masz dość w uszach zaczyna rozbrzmiewać: I am Iron Man... :-)
Bieganie miało być rano, a po południu spinning, ale ponieważ noc była krótka to ranne plany musiałem zmienić. W takim razie zamiast kręcenia w miejscu wybrałem mecz i warto było. A po meczu bieganie.
Przede wszystkim ślisko. I na chodnikach i na ulicach. W Stolarzowicach chcąc ustąpić miejsca jadącemu za mną na wąskiej uliczce autu - odskakuję na bok i wpadam na zmrożony zwał śniegu. Gleba. Na szczęście samochód zdążył mnie już ominąć.
Czuję kostkę i kolano. Niezbyt mocno więc biegnę dalej. Zobaczymy co będzie potem i jutro...
Bluza, którą założyłem nie chroni zbytnio przed wiatrem :-( Momentami chłodno. Zbyt chłodno.
Mimo wszystko biegło się zupełnie spokojnie, bez zmęczenia, ze stosunkowo niskim średnim pulsem - 169.
Dwa tygodnie minęły od poprzedniego basenu. Za dużo, bo dziś na początku znów nie potrafiłem sobie poradzić z oddechem. Po kilku długościach było już znacznie lepiej. W sumie po skończeniu nie czułem się zmęczony. Czyli obijałem się :-)
Dziś z własną muzyką. Zdecydowanie łatwiej się odciąć od otoczenia. Jednak nie każda muzyka mi odpowiada. Ta, która zwykle króluje na siłowni nie do końca mi odpowiada.
Dziś miałem dylemat, zobaczyć mecz Polaków ze Szwecją, czy pójść na spinning. Optymalnie by było gdyby na sali był telewizor :-) Żal meczu, ale trening ważniejszy.
Ciężko było, nawet momentami uda czułem. Zadowolony wychodzę z sali, szybka kąpiel i telefon do Igorka. Nasi wygrali. Brawo. Teraz czas na Chorwację, ciekawe, czy znów godzina się pokryje z treningiem....
Ból w nodze przeszedł więc trzeba spróbować pobiegać. W planie był co prawda rower, ale sypiący od wczoraj śnieg nie zachęcał do jazdy.
Jest jasno więc trzeba korzystać i biegnę do lasu. Biegnie mi się spokojnie, ale po dwudziestu pięciu minutach głowa podpowiada: Odpocznij, zatrzymaj się, maszeruj. Za wcześnie, dam radę jeszcze kawałek - odpowiadam. I biegnę. Niezbyt szybko, ale biegnę. I tak biegnę już do końca, bez zatrzymywania się. Na osiedlu jeszcze rundka między blokami żeby "dokręcić" do pełnej godziny.
Noga spoko, do tego cieszy, że wyraźnie spokojny oddech, choć puls średni to 175. Bez kurtki to i spociłem się znacznie mniej.
Po wczorajszym podwójnym spinningu coś mnie noga zaczęła boleć. Dziś rano przeszło, ale potem znów wróciło. Nawet nie duży ból, po prostu jakiś taki niepokój. Mimo to postanowiłem pobiegać. Jednak w trakcie biegu wyraźnie przeszkadzające. Pod koniec próbowałem odciążyć prawą nogę w efekcie lewa zaczęła się burzyć... Odpuściłem po jednym kółku.
W nawiązaniu do tytułu: może ktoś polecić jakieś dobre słuchawki do biegania (na rower). Dobre w znaczeniu stabilnie się trzymające na uchu, a nie wypadające z niego co chwilę. Oby tez działały po deszczu, czy mocnym spoceniu się.
Jakość dźwięku nie musi być powalająca... Nie jestem aż takim melomanem, ;poza tym nie wyobrażam sobie oddawania się muzycznej uczcie w trakcie biegu, czy jazdy rowerem. Ot, żeby grały...
Może być ew. zestaw słuchawkowy żeby dało się odebrać telefon w trakcie treningu. Nie lubię tego, ale czasem trzeba, a wyciąganie aparatu w trakcie biegu to zupełna porażka...