Wpisy archiwalne w kategorii

od 100 do 200km

Dystans całkowity:10993.53 km (w terenie 3244.00 km; 29.51%)
Czas w ruchu:612:45
Średnia prędkość:17.94 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:3870 m
Maks. tętno maksymalne:199 (105 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:10798 kcal
Liczba aktywności:90
Średnio na aktywność:122.15 km i 6h 48m
Więcej statystyk

Wyjazd integracyjny Morsko

Sobota, 8 czerwca 2019 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Szósty duży firmowy wyjazd integracyjny. Tym razem grupa nieco mniejsza, bo ekipa jest podzielona na trzy lokalizacje. Największa grupa rowerowa jedzie do Morska. Około 40 osób, około bo do samego końca się to zmieniało. Kontuzje, sprawy losowe, do tego część jedzie tylko kawałek, ktoś dołącza na trasie... Ale w sumie ponad 40 osób było z nami na trasie... z Krakowa do Morska. Tym razem nieco inaczej niż zwykle, bo zawsze startowaliśmy spod firmy. Dziś też tu się spotkaliśmy, ale przetransportowano nas do Krakowa i stamtąd ruszymy podziwiać jurajskie krajobrazy.

Etisoft Bike Team © djk71

Dopasowane kolorystycznie © djk71

Wcześniej jednak trzeba było wszystko ogarnąć w Gliwicach.

Co jeszcze trzeba ogarnąć? © djk71

Łatwo nie było, każdy chciał np. ciągnąć przyczepkę z rowerami.

A może dam radę sam pociągnąć © djk71

Nie zapomnieć bananów © djk71

W końcu ruszyliśmy.

Część rowerów jedzie na przyczepce © djk71

Sprawnie przetransportowaliśmy się do Krakowa i można było ruszyć na trasę.

Etisoft Bike Team gotowy do startu :-) © djk71


Dwie grupy, moja ruszyła pierwsza. Od samego początku ciepło, ale ekipa trzymała równe tempo.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo © djk71

Pierwszy postój oczywiście w Dolinie Mnikowskiej. Rzut oka na Matkę Boską.

Tu musieliśmy się zatrzymać © djk71

Pierwszy szybki popas. Pierwsze pryskanie się środkami przeciw komarom ;-)

Jemy, pijemy i psikamy się © djk71

Ruszamy dalej. Zaczynają się podjazdy, słoneczko wciąż nas bardzo lubi :-)
Pierwsza awaria, Olo łapię gumę.

Mamy awarię © djk71

Postój przy Brandysówce. Uzupełnienie płynów i kalorii, jest piwo bezalkoholowe...

Piwo zero jest ok © djk71

Ktoś nas pilnuje © djk71

Kiedy kończymy przerwę dojeżdża do nas druga grupa. Żeby nie robić tłoku, robimy im miejsce i ruszamy. Przed nami najbardziej stromy podjazd, trochę się go obawiam. Jak się okazuje niepotrzebnie. Wszyscy ruszają ostro pod górę. Każdy swoim tempem, ale każdy bez problemu podjeżdża. Myślałem, ze na szczycie wszyscy będą łapali oddech i odpoczywali, a tu zaskoczenie - od razu ruszyli dalej. Kilka kolejnych podjazdów i zmierzamy w stronę Ojcowa.

Najlepsza ekipa © djk71

Jest pięknie.

Zamek w Ojcowie © djk71

Po chwili dołącza do nas ekipa krakowska.

Kraków się melduje © djk71

Są też dwie dodatkowe osoby z Gliwic. Uzupełniamy zapasy i jedziemy dalej.

Mijamy kościół na wodzie.

Mijamy kościółek na wodzie © djk71

Większość osób wzrusza się przy Maczudze Herkulesa - byłem tu ostatnio... w szkole :-)

Maczuga Herkulesa © djk71

Rzut oka na Zamek w Pieskowej Skale.

Pieskowa Skała © djk71

Teraz przed nami najbardziej niewdzięczny odcinek. Długo po asfalcie i pod górkę. Dystans, który mamy już za sobą, słońce, ciepło bijące od asfaltu dają nam popalić. Zatrzymujemy się na przystanku korzystając z cienia.

Na przystanku też można odpocząć © djk71

Niektórzy chłodzą się czym mogą... Pomaga.

Od razu chłodniej © djk71

Udaje się bez problemu dotrzeć na obiad do Rabsztyna.

A tu prawdziwa uczta. Żurek, pierogi, placki po węgiersku... Potrzebowaliśmy tego. Do tego pyszne ciasta i napoje.
Kiedy kończymy dojeżdża druga grupa. Czas się zebrać.

Niestety początek to kolejny stromy podjazd. Nie jest to to czego oczekiwaliśmy po sytym obiedzie :-)

Ciężko się podjeżdżą po obiedzie © djk71

Udaje się jednak podjechać...
Ewentualnie podprowadzić  rower :-)

Czas na spacer © djk71

Udaje się też podjechać na Czubatkę - punkt widokowy na Pustynię Błędowską.

Za nami Pustynia Błędowska © djk71

Po kolejnej krótkiej przerwie ruszamy dalej. Zmęczenie zaczyna dawać znać o sobie, szczególnie, że wciąż nie jest płasko. Kwaśniów Górny też daje w kość.

Aż się kurzy za nimi © djk71

Droga do zamku w Ogrodzieńcu, mimo że też nie jest łatwa mija nam w miarę szybko. Szczególnie, że wspieramy się wzajemni jak możemy ;-)

Może kwiatek poprawi Ci humor © djk71

Podzamcze to chwila przerwy na lody i ostatnie zakupy. Do mety zostało nam 15 km. Już wiemy, że damy radę.

Ruiny w Ogrodzieńcu © djk71

A wielbłąd leży © djk71

Krótko przed zjazdem w teren w stronę Okiennika spotykamy nasz samochód serwisowy. Jaka miła niespodzianka. Wszyscy rzucają rowery, nie patrząc, że zajmujemy część jezdni i korzystają z zapasów z bagażnika.

Jest ok, damy radę © djk71

Chwilę później ruszamy na ostatni odcinek trasy. Kilka minut po dziewiętnastej docieramy do mety. Chwile później dociera druga grupa. Mimo, że zmęczeni to wszyscy, chyba bez wyjątku, są uśmiechnięci i zadowoleni. Szybki prysznic, zmiana i ciuchów i ruszamy na kolację i wieczór integracyjny.

Wspaniały dzień w super towarzystwie. Po raz kolejny cała ekipa pokazała, że chcieć to móc. Brawa dla wszystkich.

BTW: Kiedy my kręciliśmy do Morska, to kolejne 11 osób z firmy kręciło na spotkanie w Wiśle. Brawa również dla nich.

Niektórzy w tym czasie pojechali do Wisły © djk71



Jura - objazd trasy

Sobota, 1 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wyjazd firmowy za tydzień, a trasa jeszcze jest modyfikowana. Niby drobne zmiany, ale wolałbym mieć to sprawdzone w terenie.
Rzucam hasło kilku osobom, ale nikomu nie pasuje (a przynajmniej tak się tłumaczą ;-) ). Trudno jadę sam. Sobota więc pociągi jeżdżą rzadziej, muszę do Katowic dostać się w inny sposób. Wstaję przed czwartą i na skróty docieram na katowicki dworzec. Dwie godziny w pociągu i melduję się w Krakowie.

Tradycyjnie przejazd przez Rynek.


W przelocie przez Rynek © djk71

Kawałek drogi nad Wisłą zamknięty, nie wiem, czy sprzątają, czy jakaś impreza, ale po chwili udaje się wrócić na Wiślaną Trasę Rowerową.

Wiślana trasa rowerowa © djk71

Można się chwilę porozglądać wokół.

Kościół kamedułów © djk71

W końcu dojeżdżam na miejsce sobotniego startu. Dostrzegam ciekawy śmietnik.

Ciekawy śmietnik © djk71

Ruszam i od razu stacja serwisowa. To na wypadek jakby ktoś nie oddał roweru do serwisu przed weekendem?


Nie potrzebowałem © djk71

Wjeżdżam do Doliny Mnikowskiej.

Średnia ta droga © djk71

Nie pamiętam tego drzewa z poprzedniego wyjazdu.

Czasem trzeba zejść z roweru © djk71

Za to obraz pamiętam doskonale.


Obraz w skale © djk71

Mimo soboty nie spotkałem tu ani jednej osoby. Wyjeżdżam na asfalt i... niedobrze. Przejechałem ledwie 30 km i boli mnie tyłek. A przede mną jeszcze ponad 100 ;-(

Po drodze tablica pasująca do naszej firmowej gazetki.

Zdjęcie do Nawoju © djk71

Jadę dalej. Jest lepiej niż ostatnio, co nie znaczy, że łatwo.

Niby podjazd, ale jak ładnie © djk71

Docieram do Doliny Będkowskiej. Tu już więcej ludzi, ale nic dziwnego, dziś Dzień Dziecka i organizują tu jakieś imprezy.

W trakcie poprzedniej wizyty przy wyjeździe z doliny trafiliśmy na paskudny błotny podjazd. Chciałem sprawdzić alternatywę, ale nie wyszło.

Tędy nie pojedziemy © djk71

Amiga, który dziś też krąży w tych okolicach sprawdził to z drugiej strony i wygląda jeszcze gorzej.
Wybieram trzecią opcję, czyli.... długi ostry podjazd. Nie pokochają nas za to. Ale chociaż błota nie ma.

Widok jak z gór © djk71

Tylko końcówka po trawie i to niezbyt równej.

Nie podoba mi się ten zjazd © djk71

W końcu docieram do Ojcowa. Tu też sporo ludzi i aut.

Brama Krakowska © djk71
Skały w Ojcowie © djk71

Jest mi ciepło. Za ciepło. Tradycyjnie problem z buffem pod kaskiem. Jak go mam to za ciepło. Jak go nie mam to szansa na opaleniznę w plamki.

Do tego zaczynam być mocno głodny. Niestety knajpka gdzie chciałem się zatrzymać dziś nieczynna. Jadę dalej.

Maczuga z zamkiem w tle © djk71

Jestem coraz bardziej zmęczony. Zatrzymuję się na jakimś przystanku i wcinam bułkę. Po drodze zaliczam sklep - jest cola.
Dojeżdżam do Rabsztyna, a tam też jakaś impreza w knajpie :-(

Rabsztyn w remoncie © djk71

Trudno jadę dalej. Już coraz bliżej. Tuż przed pustynią zaczyna padać zakładam kurtkę. Na punkcie widokowym ją ściągam. Przestało padać.

Rzut oka na pustynię © djk71

Mijam Ryczów.

Śliczna studnia © djk71

Bardzo zmęczony docieram do Ogrodzieńca. Tylko rzut oka na zamek i jadę dalej. Jeszcze tylko 15 km do Morska.

Ruiny w Ogrodzieńcu © djk71

Trochę zmieniona trasa, prawie przy samym Wielkim Okienniku.

Wielki Okiennik © djk71

W końcu docieram do Morska.

Ruiny w Morsku © djk71

Proszę o piwo dla miłośników dwóch kółek, ale chyba się nie zrozumieliśmy :-)

Ciekawe czy będzie też rowerowe © djk71

Sprawdzam, o której mam pociąg i trzeba ruszać. Uświadamiam sobie, że tego kawałka nie mam w nawigacji. Na szczęście z pamięcią jeszcze nie jest tak źle i udaje się bez problemu trafić do dworca. Niestety czasu zbyt mało na Marlenkę.
Zamawiam w sklepiku obok hot-doga i kawę. Potrzebowałem tego.

Dobra kawa to podstawa © djk71

Cieszę się, że super spędziłem dzień. Cieszę się, że dojechałem, Cieszę się, że zrobiłem kolejny trening.
Martwi mnie jednak kondycja, a raczej jej brak. Mam nadzieję, że za tydzień koledzy będą w lepszej formie niż ja dzisiaj i ostatnio.

Jurajskie klimaty

Wtorek, 21 maja 2019 · Komentarze(3)
Jak co roku w planach firmowy wyjazd. W tym roku nieco nietypowy bo startujemy z Krakowa. Jak zawsze największym problemem jest ustalenie trasy - odpowiednio długiej/krótkiej, łatwej/trudnej, a przede wszystkim ciekawej i bezpiecznej. Ustalenie na mapie to jedno, a sprawdzenie w terenie to drugie. Dzięki wsparciu przyjaciół z Małopolski mamy zarys trasy i... nie mamy czasu na objazd. Przede wszystkim nie dopisuje pogoda, a kiedy już jest jako tako to my mamy inne plany. Od kilku dni wszelkie prognozy mówią, że dziś będzie ciepło i słonecznie, a przede wszystkim sucho. Bierzemy urlopy i do roboty.

Żeby sensownie dojechać do Krakowa muszę wstać ok. 3:30, ponieważ wybierałem jeszcze pizzę w jakiejś niemieckiej knajpie (taki miałem dziwny sen) to wstaję kwadrans później. To oznacza, że czasu na wyjście z domu niewiele. Kilka minut po czwartej ruszam na dworzec w Zabrzu. Puste drogi sprawiają, że docieram dość szybko. Niestety kasy czynne od 5:10. Bilet kupuję u konduktora. Na szczęście nie ma z tym problemu.

Na dworcu o świcie © djk71


Chwilę potem jestem w Katowicach. Tu już kupuję kolejny bilet w kasie ucinając sobie z kasjerem pogawędkę o Szlaku Orlich Gniazd.
Czekam na pociąg, którym przyjedzie Amiga.

W pociągu super warunki, nawet fotele można rozłożyć tylko nie możemy znaleźć regulacji klimatyzacji - zakładam wiatrówkę, bo jest chłodno. Na dworze też jeszcze musi chłodno, bo z okien pociągu widzimy, że ktoś rozpalił ognisko.

Komuś było zimno? © djk71

Darek sprawdza pogodę i... okazuje się, że zapowiadane od kilku dni słońce gdzieś zniknęło, a zamiast tego czekają nas deszcze i burze. Super. Oczywiści przygotowani jesteśmy na słońce. Sprawdzamy na szybko oferty marketów, czy gdzieś nie ma promocji na ciuchy rowerowe. Przydałaby się choć jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Niestety nic nigdzie nie ma. Trudno, zaryzykujemy.

Z dworca w Krakowie ruszamy przed ósmą. Na Starym Mieście nie ma tłoku.

Jak tu pusto © djk71

Wzruszający pomnik.

Ten pomnik zawsze mnie wzrusza © djk71

Mijamy Wawel.

Rzut oka na Wawel © djk71

I kawałkiem Wiślańskiej Trasy Rowerowej docieramy do klubu kajakowego.

Wyświetlają, czy kręcą? © djk71

Tor kajakowy © djk71
Można i z kajakiem © djk71

Stąd chcemy zacząć trasę.

A może piłka zamiast roweru? © djk71

Ruszamy, aparat w ręce.

Ładnie to wygląda © djk71

Głównie skupiamy się na drodze, która potrafi się niespodziewania skończyć.

Niespodziewane zakończenie © djk71

Kilometr drogi do Kryspinowa dość ruchliwy, potem już jest spokojnie. Wjeżdżamy do Doliny Mnikowskiej. Wjazd na wąski szlak nie zachęca, ale próbujemy.

Wąski ten mostem © djk71

Potem jest już pięknie. Pusto (ale to środek tygodnia) i zaskakująco.

Tak można jechać © djk71

Obraz Matki Bposkiej Skalskiej © djk71

Aż żal wyjeżdżać. Ruszamy. Cały czas lekko pod górkę :-) Krótki kawałek 79-tką nie jest taki straszny jak się spodziewaliśmy.

Wjeżdżamy do Doliny Będkowskiej. Kolejne piękne miejsce.

Jedziemy i jedziemy © djk71

Sokolica © djk71

Zatrzymujemy się na kawę i ciasto bananowe w Brandysówce. Potem rzut oka na mały wodospad. 

Wodospad Szum © djk71

Chwilę później czeka nas teren. Błotnisty, nierówny i idący mocno pod górę. Można się zmęczyć.

Trochę błota jest © djk71
Dajemy radę © djk71

Po drodze sporo podjazdów.

Same pagórki © djk71
I kolejny podjazd za nami © djk71
Są też podjazdy asfaltowe © djk71

Jest pięknie? © djk71

Wjeżdżamy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego.

Drogi są różne © djk71

Szlak po trawie © djk71

I podjazdy szutrowe © djk71

W końcu długi zasłużony zjazd.

Na zjeździe i kostce © djk71

Przy Bramie Krakowskiej zaczyna się robić tłoczno.

Brama Krakowska © djk71

Królują wycieczki dzieci. Kilka zdjęć i uciekamy stamtąd.

Ślicznie tu © djk71

Są i zwierzątka © djk71

I owieczki są © djk71

Droga do Pieskowej Skały nie jest najciekawsza, ale też tragedii nie ma. Choć oczywiście cały czas pod górę. :-)

Super klimat © djk71

Uroczy kościółek na wodzie © djk71
Maczuga Herkulesa © djk71

W Pieskowej Skale © djk71

Do tej pory od Doliny Mnikowskiej cały czas czujemy pojedyncze krople deszczu. Teraz zaczyna  regularnie padać. Wciąż jest to raczej kropienie, a nie ulewa, ale już regularne.

W Sułoszowej GPS prowadzi nas przez niezłą ściankę. Za to ruch mały i widoki piękne :-)

A tu już na górze © djk71

Potem długi odcinek nudnego asfaltu. Czujemy zmęczenie. Przed Troksem mam dość. Chwila przerwy.

Kolejny podjazd © djk71

Odcinek do Rabsztyna jedziemy piękny długim asfaltowym zjazdem, choć w planach mieliśmy teren.

W Rabsztynie © djk71

W końcu czas na obiad.

Pierożki :-) © djk71

Czas na piwo... zero procent © djk71

Niestety zaczyna mocno padać, a prognozy jeszcze się pogorszyły. Za nami ponad 80 km (od dworca w Krakowie), zostało jeszcze 40 do Morska. W letnich ciuchach, w takich warunkach, przy takim zmęczeniu... Decydujemy się odpuścić. Najbliższy dworzec w Olkuszu. Tyle, że pociągi stąd jadą dość rzadko. Zaczekamy. W strugach ulewnego deszczu docieramy do dworca. Jak się okazuje od dawna nieczynnego. Chowamy się pod wiatą autobusową. Mamy około 1,5h czekania. Zimno i leje.

Decydujemy się podjechać w okolice Rynku, może znajdzie się jakiś lokal gdzie będzie można usiąść mając rowery na oku. Jest kawiarnia, siadamy w... ogródku. Lepsze to niż nic. Kelnerka niosąc kawę i ciacho zahacza o kierownicę  jednego z rowerów i robi się małe zamieszanie :-)

Kawa po przejściach © djk71

Kończymy konsumpcję i ruszamy na dworzec. Jestem przemoczony. Darek też. Trzęsę się jak galareta. Na szczeście na peronie jest wiata, która chroni nas przed deszczem i wiatrem. Jeszcze tylko pytanie, czy pociąg przewozi rowery. Przewozi i jest miejsce. Super. I jest cieplej niż w porannym.

Zamknięty dworzec © djk71

Sprawdzamy GPS-y. Suma przewyższeń jest.... duża. Jeśli dodamy do tego odcinek, który dziś ominęliśmy, to okaże się większa niż z Gliwic do Zakopanego.

W Katowicach żegnam się z Amigą i jadę do Zabrza. Tu już też leje, ale jeszcze nie tak jak w Olkuszu. W strugach deszczu docieram do domu.

Fajny dzień ale męczący. Trasa bardzo ciężka, choć sporo asfaltu.


KoRNO 2018, czyli znów na zawodach

Sobota, 25 sierpnia 2018 · Komentarze(5)
Spojrzenie wstecz
Zacznijmy od końca :-) Kiedy po zawodach wróciłem do domu, wykąpałem się, zobaczyłem mecz... to od razu padłem. Wykończony, wszystko mnie bolało, swędziało, nie miałem zupełnie sił. Dopiero dziś znalazłem siły żeby usiąść do relacji. Wcześniej jednak zerknąłem wstecz żeby zobaczyć kiedy przestałem jeździć na zawody na orientację. W 2015, trzy lata temu. Wcześniej nie było miesiąca (a czasem przecież to był tydzień w tydzień) żebym gdzieś nie startował. Przez ładnych kilka lat.
W ciągu ostatnich trzech lat dałem się co prawda namówić znajomym na kilka imprez, ale większość z nich kończyłem bardzo szybko. Co ciekawe tych imprez było znacznie więcej niż się spodziewałem, chociaż już prawie żadna nie była z cyklu imprez w Pucharze Polski.
W 2016:
- Nadwiślański Maraton na Orientację - chyba pierwsza impreza, na której budowniczym trasy był Grzesiu
- Orient Akcja, czyli pojedynek z szermierzami - ostatnia chyba impreza, gdzie powalczyłem do końca
- Bike Orient, czyli patriotyzm ważniejszy niż zabawa - tu gdzie słońce mnie zupełnie pokonało
- Tropiciel 20, czyli w poszukiwaniu punktu G - impreza w super towarzystwie firmowym, choć z wieloma błędami na trasie... obok domu
- Bike Orient w Niegowie - towarzyska przejażdżka z Agatą.
- Silesia Race, czyli ciężko i świetnie - super zabawa pieszo-rowerowo-kajakowa z Alicją
- Tropiciel 21, czyli nie boimy się ASF - zabawa przygodowa w firmowym towarzystwie
W 2017:
- SKS, czyli Nadwiślański Maraton na Orientację - czyli Grześ nie odpuścił, ale ja tak
- Dębowy Włóczykij, czyli jest sukces - biegowy start z synem i zwycięstwo
- Krótko na KoRNO - czyli jak wypychać oponę trawą.

Tak mnie wzięło na wspominki, ale to chyba głownie dlatego, że udało się wczoraj spotkać tak wiele znajomych osób, w bazie, na trasie... Super, choć żal, że nie udało się dłużej porozmawiać...

Przed startem
Dobra, koniec, wracajmy do zawodów.
Tym razem też nie planowałem startować, ale budowniczy trasy, Grześ, tak długo marudził, że się zapisałem. Nie oznaczało to jeszcze, że wystartuję, bo w ostatnim czasie, byłem zapisany na kilka imprez i mimo, że były już nawet opłacone, odpuszczałem (jak choćby półmaraton tydzień temu). I tym razem było podobnie... piątkowy wieczór, trochę sprzętu wyciągnięte na wierzch i zero chęci do pakowania, jazdy, startu. Zostawiłem to do rana, mając nadzieję, że wydarzy się coś co będzie pretekstem do rezygnacji. Nie wydarzyło się... ;-(

Trudno, pakuję się, jem śniadanie i ruszam do pobliskich Sośnicowic, gdzie mieści się baza zawodów. Głośne powitanie przez znajomych sprawiło, że humor mi się trochę poprawił. Rejestracja, odbiór pakietu startowego i trzeba przygotować rower.
Po chwili dołącza do mnie kolega z pracy - Marcin, który debiutuje na tego typu imprezie (nie licząc wspólnego startu na Tropicielu), a tuż przed startem dwóch jego znajomych - Mariusz i Krzysiek, którzy też planują jechać z nami.
W międzyczasie spotykam również milion znajomych, dawno nie widzianych osób... aż się wzruszyłem... na myśl o różnych imprezach gdzie razem startowaliśmy, gdzie spędzaliśmy wspólnie czas....

START
W końcu odprawa. Zawody są przeprowadzane w formie rogainingu, czyli punktów kontrolnych ustawionych jest tak dużo, że nie ma szans zaliczanie wszystkich w limicie czasu. Do tego każdy z nich ma inną wartość przeliczeniową. Do zawodnika należy podjęcie decyzji, ile i które punkty chce zaliczyć.

Kilka słów od Budowniczego trasy © djk71

Dostajemy po dwie mapy w formacie A3, kartę A4 z opisami punktów i... do roboty. Zaznaczamy na mapie około dziesięciu punktów, od których chcemy zacząć, a potem będziemy sukcesywnie wybierali kolejne w zależności od czasu jaki nam pozostanie. Mamy 10h + ew. spóźnienia, za które będziemy karani karnymi punktami.

Planowanie trasy © Znalezione w sieci

PK 39 - przepust
W okolice punktu dojeżdżamy bez problemu. Tu jednak nie pamiętamy do końca o odmierzaniu odległości i zaczynamy go szukać trochę za daleko i do tego po niewłaściwej stronie ścieżki. Tracimy tu prawie 10 min.

PK 93 - most
Omijamy punkt 10 (za dychę) i jedziemy na punkt warty 90 punktów przeliczeniowych. Tu też spędzamy trochę za dużo czasu niezbyt dokładnie się odmierzając. 12 minut szukania prostego punktu. Ale z tego co zauważyliśmy to niektórzy mieli gorzej nie zauważając małego mostu. :)

Interesujący most © djk71

PK 35 - skraj hałdy, sosenka nieopodal wypłukaniu
Kiedy rzucam hasło Ostropa, Marcin mówi, że to wie doskonale którędy więc... nadrabiamy jakieś 1,5 km ;-)
Dojeżdżamy do hałdy rozmawiając o Wołowie, skąd pochodzą nasi towarzysze i zaczynamy szukać sosenki. Oczywiście najpierw musimy wspiąć się na hałdę.

Mam punkt, chcę zdjęcie © djk71
Tym razem zajmuje nam to "tylko" 7 minut.

Jak się weszło to trzeba zejść © Mariusz

PK 83 - skraj nasypu
Dojeżdżamy do Kozłowa, ten punkt zaliczamy w miarę szybko i bez problemów. To już czwarty punkt, a Marcin zakładał zdobycie trzech, o dziwo jedzie z nami dalej ;-)

PK 44 - drzewo vis a vis pomnika
Tym razem również bez problemu, szybko i sprawnie.

Pomnik Juliusza Rogera © djk71

Wyjeżdżając z punktu Krzysiek uszkadza mapnik. Zostaje mu podstawka pod miskę z zupą :-)

Miejsce na miskę zupy © djk71

PK 29 - skraj nasypu
Znów szybko i sprawnie. Ale to punkt za 20pp więc powinien być łatwy.

PK 75 - most wiszący, drzewo na W
Ciekawe miejsce, dziwne ścieżki, schodki, mostki - nigdy tu wcześniej nie trafiłem. Punkt nie trudno było znaleźć, bo to jedno z nielicznych miejsc gdzie były tłumy. Ale to pewnie dlatego, że ruszyła już też trasa krótka. Mimo to spędzamy tu chyba około 5 minut (dojście do punktu, zebranie ekipy). Pewnie w okolice Rachowic jeszcze wrócę.

PK 30 - duży buk
Chyba jedyny punkt, gdzie lampion (dziś lampiony to kartki A4 na drzewach) widzimy już z oddali.

PK 87 - kikut drzewa
Droga do punktu prosta, choć końcówka po wysokiej trawie i niezbyt równej nawierzchni. Dojeżdżamy idealnie tylko z jakiegoś nieznanego bliżej powodu szukamy po drugiej stronie ścieżki. 9 minut w plecy.

PK 76 - grób
Punkt łatwy. Kiedy ja pstrykam zdjęcia grobu, chłopaki korzystają z butli z wodą i uzupełniają zapasy.

Nie doczekał końca wojny, zginął w styczniu © djk71

PK 65 - górka
Punkt wydaje się prosty. Dojeżdżamy i... nie ma stawu, który powinien tu być. Grześ co wspominał, że niektóre cieki wodne wyschły więc może staw też - jest tu łąka. Nie podoba mi się bo jest za wysoko, powinno być choć wgłębienie, ale solidarnie z resztą szukam. Nie ma. Próbujemy się namierzyć z drugiej strony. Też nic. Czarny szlak na mapie wskazuje, ze powinniśmy być we właściwym miejscu. Coś jest nie tak. Marnujemy kupę czasu. W końcu Mariusz postanawia zrobić ostatnie podejście i namierzyć się jeszcze raz od strony, z której przyjechaliśmy. I... Okazuje się, że szlak na mapie nie jest tam gdzie w rzeczywistości. Na mapie jest jedną przecinkę wcześniej. A przecież doskonale wiemy, że nie można się sugerować szlakami... ale to zrobiliśmy... Szlag by to trafił.
Do tego idąc po punkt prawie gubię buty w bagienku.

But uratowany, choć mokry © djk71

Straciliśmy tu... 51 minut!!! Porażka

PK 12 - paśnik
Punkt za 10pp więc trudno przegapić ;-) Dawno nie widziałem tak dużego paśnika :-)

Na drabince w paśniku © djk71
Ja też chcę na drabince :-) © djk71

PK 81 - słupek graniczny, drzewo na W  (drzewo na W... wierzba?? ;) )
Na mapie wygląda na narożnik cmentarza. Wyjeżdżamy z lasu tuż obok. Zostawiamy rowery i idziemy szukać. Cmentarz jest, narożnik jest, punktu nie ma. Szukamy i nic. Jeszcze raz rzut oka na mapę i... to nie tu. jedziemy dalej. W końcu jest w sumie samo szukanie i podbijanie zajmuje nam około 12 minut.

Za nami prawie połowa czasu. Jest otwarty sklep, postanawiamy uzupełnić napoje.
W sumie od wjazdu do Kotlarni, do wyjazdu z zaliczeniem punktu i sklepu tracimy ponad 26 minut.

PK 22 - podstawa radaru
Pierwszy i jak się potem okaże nie ostatni dziś punkt z takim opisem.
Szybki i prosty punkt.

Podstawa radaru © djk71

PK 41 - wielki dąb, drzewo naprzeciw
Punkt zaliczony szybko, niestety Mariusz łapie gumę.

Pomnik przyrody © djk71

Zmienia dętkę, ale i ta okazuje się felerna. Wracamy do poprzedniej, łatanie, pompowanie. W sumie tracimy tu prawie 25 minut.

Kapeć musi być © djk71

PK 84 - pozostałość po niemieckiej baterii przeciwlotniczej
Mimo, że punkt "drogi" to łatwo i szybko odnaleziony. Mariusz walczy z licznikiem, który nie chce działać.

PK 27 - SE kraj jeziorka
Łatwo, prosto i przyjemnie :-)

PK 92 - Podstawa radaru
Kolejny punkt, który zaliczamy bez większych problemów. I kolejna "inna" podstawa radaru.

Inna podstawa radaru © djk71

PK 80 - drzewo po wschodniej stronie starorzecza
Teraz już coraz częściej patrzymy na zegarek. Musimy jeszcze wrócić na czas do bazy więc trzeba mądrze wybierać co się opłaca po drodze zaliczyć. Pomijamy 61 i jedziemy asfaltem. Szybko. Napęd zaczyna piszczeć. No cóż. Rano padało, potem walczenie w mokrych trawach, nie lubię tego dźwięku. Na szczęście na punkcie Marcin ratuje mnie strzykawką ze smarem. Strzykawką? Do czego on jej jeszcze używa? ;-)

Ładnie tu © djk71

PK 77 - dołek
Znów szybko i zaczyna mnie dopadać zmęczenie.
Dojeżdżamy w okolice punktu. Jak dołek to musi być...na górce. Nie mylimy się :-)

PK 94 - podstawa radaru
Coraz ciężej mi się jedzie. Pomimo, że to ja odnajduję punkt to tym razem podstawy radaru wcale nie widzę. Niedobrze.
Posilamy się bananami i ustalamy przebieg końcówki trasy. 10 minut nam mija.

PK 66 - grób
Zjadłem coś słodkiego jeszcze, ale dobrze nie jest. Dojeżdżam na punkt za chłopakami, prawie przez chwilę nie patrząc na mapę.
Podbijamy punkt i jedziemy dalej.

PK 51 - Stary Barah, rozwidlenie dróg
Prosty punkt, powoli na chwilę wracają siły.

PK 45 - Stary Barach, brzoza na górce
Też łatwo zaliczone.

PK 37 - Jeleń
Hmmm... Jeleń, czy królik? Gdybyśmy mieli sugerować się opisami to... pewnie byśmy jeszcze długo szukali...
Królik to czy jeleń? © djk71

Chodziła nam już po głowie myśl, że może kształt gałęzi na drzewie skojarzył się Budowniczemu z porożem... Tak, czy owak dziwne, ale punkt zaliczony :)

A może to jest jeleń © djk71

PK 71 - Dziewicze Groby, drzewo naprzeciw
Opis punktu intrygujący :-) Jedziemy. Odmierzamy odległość i jest kamień z takim napisem. Jest też i drzewo i punkt.

PK 82 - nora
Przed szukaniem punktu krótki postój w sklepie. Cola i takie tam.
Tym razem trzeba skorzystać z rozświetlenia. Krótki spacer i jest punkt. Ale 10 minut schodzi na miejscu.

PK 63 - skraj wyrobiska
Chłopaki dyskutują, którą ścieżką dojechać, a ja... nie widzę żadnej. Nie wiem o czy mówią. Dopiero potem się okaże, że patrzyli na rozświetlenie punktu, które ja... miałem zagięte i nie mogłem go widzieć.

PK 68 - koniec nasypu
Po drodze na jezdnym z rozjazdów chwila wahania, ale po chwili już jesteśmy na właściwym miejscu. To dziś ostatni punkt. I chyba najszybciej podbity. Czasu mało. Więc teraz już trzeba gnać na pełnych obrotach do mety. Czuję ogień w mięśniach, chcę dać zmianę Mariuszowi, ale już nie potrafię.

Meta
Dojeżdżamy 70 sekund przed końcem podstawowego czasu. Oddajemy karty. Najpierw kiełbaska i żurek - potrzebuję czegoś innego niż batoniki ;-)
Potem chwila refleksji. Okazało się że mogliśmy jeszcze pokusić się o PK 79 nawet biorąc pod uwagę karę za spóźnienie. Za każdą minutę dostalibyśmy minus 1pp, ale za punkt zdobylibyśmy 70pp, a raczej zajęło by na to mniej niż godzinę więc i tak bylibyśmy do przodu. No ale trudno. I tak jesteśmy zadowoleni.


(Zdjęcie znalezione w sieci ;-) )

Podsumowanie

Zajęliśmy 34 miejsce na 53 startujących. Zdobyliśmy 1630 punktów na 3840 możliwych (zwycięzca zdobył 2833). Zaliczyliśmy 29 PK z 78 (zwycięzca 53). Brawa dla zwycięzcy - tak jak obstawiałem Paweł musiał to wygrać, przecież jeździł prawie wokół domu ;-)

Biorąc pod uwagę, że czystej jazdy mieliśmy niecałe 6h to... 4h się obijaliśmy. No dobra, zakładając, że trzeba znaleźć punkt, podbić itd to i tak jakieś 2-2,5h straciliśmy na przerwy i błądzenie. Jest co poprawiać :-)

Marcin, Mariusz, Krzysiek -dzięki za towarzystwo i wsparcie na trasie.

ROC - dzięki za super zorganizowaną imprezę.

Grześ - dzięki, że mnie namówiłeś :-)

Wszyscy pozostali - szczególnie dawno nie widziani znajomi - Super było Was spotkać, szkoda tylko, że brakło czasu żeby dłużej pogadać, ale może jeszcze kiedyś ktoś mnie namówi do powrót do startów... Bo miło było znów poczuć ten klimat.

Akcja Zakopane - powrót

Niedziela, 10 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
No i czas wracać z Zakopanego. W sumie to jadąc tu nie do końca byłem pewien, czy będę miał na to ochotę i czy nie wrócę jak większość samochodem lub busem,  ale biorąc pod uwagę, e koledzy nie pytali [b]czy[/b] jadę, tylko [b]o której[/b[] to jakby wyjścia nie miałem :-)

Liczba wracających do samego rana zmienia się, ostatecznie o 8:30 przed hotelem stawia się 9 osób, dwie kolejne wyruszą trochę później.

Gotowi wracać © djk71

Od początku szybkie tempo. Nawet bardzo. Ale nikomu to nie przeszkadza. Pytanie, czy dlatego, że z górki, czy każdy ciągnie już do domu? :-)

Na Słowacji dalej gnamy :-)

Pięknie jest :-) © djk71

Kilka krótkich odpoczynków i już mamy podjazd na Przełęcz Glinne. Dziś wracamy inną drogą. Na górze krótki postój na uzupełnienie płynów :-)

Potem długi zjazd prawie do Żywca. 100 km z podjazdami robimy ze średnią ponad 25 km/h. Jak na nas to sporo.
W Żywcu stajemy coś zjeść. Niestety cofająca z parkingu kobieta zahacza nasze rowery. Na szczęście tylko się przewracają ale...  No właśnie... Brak słów.

Chwilę potem okaże się, że w trakcie upadku w jednym z rowerów zrywa się linka z przerzutki... Na szczęście koledzy z serwisu mają zapasową ;-)

Wymiana linki © djk71

Dwóch kolegów jedzie dalej, dwóch, którzy wyjechali później jadą inną trasą (tam też mieli awarię, ale też problem został rozwiązany).
Reszta kończy trasę tutaj. Dość na dziś. I tak w weekend wyszło ponad 300 km. Super spędzony czas. Oby tak się udawało częściej.

EBT Zakopane 2018 - dzień drugi

Piątek, 8 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po wczorajszej setce wszyscy grzecznie zjedli kolację i poszli się regenerować.

Prawie jak w Holandii © djk71

Rano śniadanko, przygotowanie suchego prowiantu i oczekiwanie na kilkadziesiąt kolejnych osób, które postanowiły dołączyć do nas drugiego dnia. Niestety przyjeżdżają nieco spóźnieni, więc teraz ich ponaglamy. My już od dawna gotowi, gotujemy się w porannym słońcu.

Są i kolejni rowerzyści © djk71

W końcu pamiątkowe zdjęcie i w sile chyba 88 osób ruszamy do Zakopanego. Dziś przed nami długi, 126 km odcinek górski.

Zaraz ruszamy © djk71

Od samego początku lekko pod górę. Momentami nawet trochę bardziej niż lekko :-)

W nagrodę są też zjazdy.. niektóre bardzo ostre. Po jednym z nich, krótka przerwa pod sklepem. Kiedy jedni odpoczywają...

Chwila odpoczynku © djk71

... inni jak się dowiadujemy walczą z kapciem. Na szczęście Emilka ma znakomite wsparcie więc my ruszamy dalej spokojni o to, że pozostała ekipa ma GPS-y i wkrótce nas dogoni.

W Węgierskiej Górce fundujemy wszystkim grupom przejazd przez mostek...

Mostek jeszcze niczego nie wróży © djk71

... i podjazd na Trakt Cesarski :-)

Mały podjazd © djk71

Oczywiście kochają nas za to :-)

Trzeba złapać oddech © djk71
Prawie cała grupa © djk71

W Rajczy czas na postój i uzupełnienie kalorii. Niektórzy korzystają z kąpieli.

Kąpiemy się © djk71
Całe mokre © djk71

To dobry pomysł bo... czeka nas długi bardzo długi stromy podjazd. Jeszcze krótki postój pod sklepem gdzie niektórzy na wzmocnienie kupują... śledzie... Cała ekipa zastanawia się jak na to zareaguje organizm, ale... jak potem się okaże... rewolucji nie było...

Za to podjazd na Przełęcz Glinka sprawia, że organizmy szaleją... Nie będę pytał kto nie przeklął na tym odcinku...  ;)
Było ciężko, naprawdę ciężko... Chyba po tym podjeździe w końcu koledzy zaczną nam wierzyć... bo przecież mówiliśmy, że na objazdach trasy było bardzo trudno :-)

Na szczęście na górze czeka na nas nasze wsparcie. Samochody z wodą, bananami... Były potrzebne. Bardzo.
Kiedy docierają już wszyscy ruszamy w dół.

Paweł zastanawia się jak szybko można tu jechać... Sprawdzamy. Rozpędzam się i... kiedy na liczniku jest już chyba 60 km/h czuję, że nie panuję nad rowerem! O ile przednie koło trzyma się się drogi to tylne robi co chce, lata w każdą stronę. Paweł, widząc co się dzieje ucieka na bok, ja patrzę kątem oka, czy nie jedzie jakieś auto i próbuję jakoś się zatrzymać. Po chwili stoję na poboczu.
Dawno się tak nie bałem. Tylko co się stało?
Sprawdzam koło, jest ok. Po chwili wiem. Zapomniałem, że mam bagażnik i założoną na niego torbę. Kiedy ją rano zapinałem zrobiłem to delikatnie mówiąc niezbyt dokładnie. O ile w trakcie zwykłej jazdy nie miało to znaczenia, to kiedy rozkołysałem rower - torba też zaczynała się ruszać. W efekcie przy tej prędkości i dość mocnym kołysaniu roweru - nie nadążała i kiedy rower i koło było pochylone w jedną stronę to torba próbowała je gonić, ale rower już wtedy był pochylony w drugą.... Masakra. Naprawdę się bałem.

Jedziemy dalej. Na Słowacji zaczyna padać. Na szczęście jesteśmy ostatnią grupą i deszcz najbardziej zmoczył wcześniejsze grupy. Nam głównie mokro od wody tryskającej spod kół. Testujemy nowe kurteczki ;-)

Nad tzw. Morzem Orawskim czekają na nas po raz kolejny samochody wsparcia. Potrzebujemy tego. Uzupełniamy płyny, posilamy się, niektórzy łatają dętki, inni podziwiają widoki.

Na zaporze © djk71
Przyczepka się przydała © djk71

Po chwili ruszamy dalej. Przed nami stromy podjazd w Trzcianie. Za nami już trochę podjazdów i 85 km więc niektórym daje w kość. Prowadzą rowery. Rok temu rowery w tym miejscu kleiły się do czegoś co było w miejscu asfaltu...

Co to się tak klei? © djk71

W tym roku na szczęście jest już asfalt. Za chwilę za to piękny zjazd i wjazd na super rowerówkę. Dziś jest pochmurnie więc widoki na Tatry nie są tak piękne jak rok temu, ale i tak jest cudownie...

Piękna ścieżka © djk71

I co z tego, że pada jak jest pięknie © djk71
Kolejny odpoczynek © djk71

Jeszcze ostatnie pit-stopy i po chwili docieramy do Chochołowa. Tu znów czeka na nas wsparcie. Niektórzy się suszą ;-)

Ot taki wieszak © djk71

100 km za nami, jeszcze około 25. Głownie pod górę, ale damy radę :-) Mamy dość już słodkiego więc kiedy na trasie pojawia się bacówka... chyba nikt nie odmawia oscypków :-)

Już prawie w Zakopanem © djk71

Jeszcze kilka podjazdów...

Już prawie na miejscu © djk71

... i super zjazd do Zakopanego.  Kilka minut później jesteśmy w Nosalowym Dworze :-)

Zameldowanie, prysznic i kolacja... a po niej jeszcze krótkie podsumowanie wyjazdu, drobne upominki i.... tort z okazji 5-tego wspólnego dużego wyjazdu.

Piękny tort (i smaczny) © djk71

Gdyby ktoś mi powiedział pięć lat temu, że prawie dziewięćdziesiąt osób z firmy wybierze się na trasę ponad 222 km to... bym go wyśmiał... I chyba nie tylko ja.

Wielkie brawa dla wszystkich, którzy się wkręcili i kręcą nie tylko z nami ale też sami lub w mniejszych grupkach.
Wielkie dzięki dla tych, którzy nas wspierają... dla Zarządu, działu HR, Serwisu, Marketingu i wszystkich innych, którzy pomagają nam zarówno w organizacji takich wyjazdów, jak i potem na trasie, na mecie. Bez Was nie byłoby to takie proste. DZIĘKUJEMY!


Na pierogi i nie tylko

Czwartek, 31 maja 2018 · Komentarze(3)
Dzień wolny w pracy więc jest okazja pokręcić. Umawiamy się z Olkiem na siódmą rano pod firmą. Przyjeżdżam i czekając na kolegę ucinam sobie pogawędkę o starych czasach z portierem. Przy okazji lustruję okolicę.

Czekając na Olka © djk71

Wieżę widuję prawie codziennie, ale mam jakąś słabość do takich budowli.
W końcu jest Olo. Rowery przygotowane, każdy trochę inny, ale to nie ma znaczenia.

Na ciężko © djk71
Na trochę lżej © djk71
O 7:20 ruszamy. Znajome okolice, choć i tu trochę zmian. Mijamy zamek w Chudowie, ale dziś nie ma czasu na postoje po drodze.
W drodze do Bujakowa widzę, że sposób łatania dziur w asfalcie się nie zmienił.

Dziwny sposób łatania dziur © djk71

Jedziemy dalej, cały czas analizując, czy to na pewno najlepsza trasa na przyszłotygodniowy wyjazd.
Łatwo nie jest wytyczyć trasę - najlepiej żeby była najkrótsza, z najmniejszą ilością przewyższeń, bez ruchu i widokowa.

Po drodze, przy drodze © djk71

A do tego każdy ma inny gust. Mnie się np. podobają widoki przemysłowe jak wyżej, inni nawet na to nie spojrzą.

Dojeżdżamy do Kobióra. Niestety dość ruchliwą drogą. Za to tutaj jest pięknie...

Ładny mostek pod mostem © djk71

Krótki postój na uzupełnienie paliwa. W międzyczasie wskakuję na tory. Je też lubię...

Lubię tory © djk71

Jakaś tęsknota za podróżami?

Przed Pszczyną musimy się na chwilę zatrzymać. Idzie procesja, a droga wąska.

Dziś wszędzie takie drogi © djk71

W parku obserwujemy chwilę jak ptasia rodzinka chroni przed obcymi swoje potomstwo.

Co ja widzę? © djk71

Szybkie zdjęcie pałacu. Już chyba setne w życiu.

Pszczyna po raz n-ty © djk71

Oczywiście nad Zbiornikiem Goczałkowickim zdjęcie też musi być.

I tu też jak zwykle zdjęcie musi być © djk71

Póki co jest ciepło, ale słońce jest często przysłonięte chmurami. Na szczęście.

Niestety wczorajsze prace konserwacyjne na Gpsies.com sprawiły, że przy tworzeniu ślady trasy musiałem skorzystać z innego serwisu. A ten, jak ostatnio coraz więcej aplikacji chciał mi pomóc i być inteligentniejszym ode mnie. W efekcie przejeżdżamy przez Bielsko chyba nieco inaczej niż chciałem. A na pewno inaczej niż pojedziemy za tydzień.

Długi podjazd, spory ruch samochodowy i słońce, który już przestało się wstydzić, sprawiają, że jedzie nam się coraz gorzej.
Na szczęście dojeżdżamy do mety przy hotelu. Chwila zastanowienia się co dalej, ale wątpliwości nie ma. Na dziś to wszystko i wracamy pociągiem do domu.

Trafiamy do knajpki po kuchennych rewolucjach. Mimo braku rezerwacji udaje nam się dostać stolik bez kolejki - zresztą nazwa lokalu zobowiązuje - Twoja Kolejka ;-)

Jedzonko... pyszne. Najpierw rosół na wołowinie z prawdziwkami, a potem... pierogi. Zgadniecie z czym?

Obiad, smaczny.... © djk71

Choć w Łodygowicach też jest stacja, postanawiamy pokręcić jeszcze do Żywca. Kupujemy bilety i kiedy wchodzimy na peron zaczyna grzmieć... Kiedy wchodzimy do pociągu zaczyna padać... Mieliśmy szczęście ;-)

No i znów się udało z pogodą © djk71

Udany dzień za nami :-)




Dwie przełęcze

Sobota, 26 maja 2018 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W końcu udało się znaleźć dzień żeby zerknąć jak wygląda część trasy naszego czerwcowego wyjazdu. Od początku wszystko nie tak, trzy godziny snu, dwugodzinne opóźnienie startu, problem ze źle zamontowanym GPS-em i do tego prognozy sugerujące, że mogą nas spotkać deszcze lub burze. Trudno, zobaczymy w trakcie ile będziemy mieć sił i jaka będzie pogoda.

Zostawiamy z Darkiem auto pod hotelem w Łodygowicach i ruszamy w trasę.

Przed hotelem © djk71

Początek swobodnie, podziwiamy ciekawostki przy drodze...

Wapiennik przy drodze? © djk71

Podjazdy i widoki cieszą...


Jest pięknie © djk71

Rajcza, Ujsoły... po drodze coraz więcej szosowców, chyba dziś jakieś zawody. Nachylenie coraz większe. Ciepło.

Kiedy wydaje nam się, że największy podjazd mamy za sobą pojawia się znak o... stromym podjeździe...

Wydawało nam się, że podjazd już był © djk71

Teraz jest naprawdę jest stromo. Na szczęście to tylko jakieś 1,5 km :)
Jesteśmy na Słowacji.

W końcu na Słowacji © djk71

Krótki odpoczynek i rzut oka na peleton.

Road marathon © djk71

Nie czekamy aż wszyscy przejadą i dołączamy do grupy. Dzięki temu co kawałek dostajemy brawa :-)

Zaczynają mnie boleć uda. Dziwne, tego uczucia zwykle nie znam. Bolą i to coraz bardziej. Zmieniam wysokość siodełka, ale pomaga tylko chwilowo. Za nami jakieś 70 km, czyli dopiero połowa drogi. A jeszcze trzeba wrócić do Polski :-(

W Namestovie postój. Trzeba coś wyciągnąć z plecaka.


Śniadanie mistrzów © djk71

Darek zastanawia się, czy nie wybrać innych rowerków.

A może na taki rowerek? © djk71

Zaczyna się chmurzyć. Niedobrze. Trzeba ruszać. Niezbyt szybko, ale jedziemy.
Przy jednym ze sklepów postój - potrzebuję Coli. Na szczęście jest i jakieś Euro w kieszeni również :-)

Podjazd na przełęcz w Korbielowie nie jest trudny, ale jest długi. Licznik pokazuje mi równo 100 km na granicy.

Znów w Polsce © djk71

Zjazd sporo szybszy niż podjazd ;-) W Jeleśni postój na obiad. Wybieramy pizzę i to jest wybór super. Tylko albo była tak wielka, albo byliśmy tak zmęczeni, że chyba po raz pierwszy nie jesteśmy w stanie zjeść całej...

Pizza Bacy © djk71

Do samochodu jeszcze jakieś 25 km. Po obiedzie dostaję kopa... ale chyba głownie dlatego, że jest dalej z górki :-)

Ciężki dzień. Na szczęście udany, pogoda wytrzymała, trasa sprawdzona... a że zmęczenie... no cóż.. brak treningów robi swoje...

Firmowo do Toszka

Sobota, 14 kwietnia 2018 · Komentarze(4)
Za dwa miesiące jedziemy do Zakopanego. Dziś pierwszy grupowy trening. Ruszamy z Gliwic w trzynaście osób.

Zaraz ruszamy © djk71

Trasa głównie wiedzie asfaltami, ale wcale nie jest łatwa. Przed nami trochę podjazdów.

Podjazdy były © djk71

Nie spieszymy się. Po drodze zatrzymujemy się przy mijanych zabytkach.

Ruiny w Ziemięcicach © djk71

Przerwy krótkie, ale akurat żeby łyknąć wody, wrzucić coś na ząb.

Przerwa w Księżym Lesie © djk71

Trasa podobna do mojej wtorkowej wycieczki więc nie będę powtarzał zdjęć :-)

Na zamku w Toszku dłuższa przerwa.

Ekipa w Toszku © djk71


Przy okazji ma tam chyba metę jakiś rajd organizowany przez PTTK. Po drodze spotykamy więcej osób zmierzających w tę samą stronę. W Poniszowicach spotykam nawet znajomych. Choć staliśmy przez chwilę obok siebie, dopiero po chwili się rozpoznaliśmy - chyba nie spodziewaliśmy się spotkać w takim miejscu, stąd zaskoczenie.

Wracamy oczywiście przez Pławniowice, choć dziś bliżej jeziora, w terenie.

W Łabędach zaczynamy się rozjeżdżać, wszyscy mamy już w nogach ok. 70km, a jeszcze powrót do domu.

My z Dawidem ruszamy terenem w stronę Szałszy. Jednak lubię teren :-)

Dojeżdżając do domu zahaczam jeszcze o piekarnię i... kupuję loda - w Łabędach nikt już nie miał ochoty - chyba spodziewali się kolejki, a tam jak przejeżdżaliśmy było... pusto... Trudno - zjadłem sam u siebie :-)

Super przejażdżka w super towarzystwie. Daliśmy radę ale jeszcze trzeba poćwiczyć przed Zakopcem ;-)


Toszek i okolice

Wtorek, 10 kwietnia 2018 · Komentarze(4)
Dziś udało się wykorzystać ładną pogodę i zrobić dłuższą przejażdżkę.

W sumie po znanych okolicach, ale na szosowych oponach co okazało się porażką... Asfalt na większości tras drugiej, trzeciej, a może i piątej kategorii...

Ale miło było odwiedzić dawno nie widziane miejsca.

Księży Las © djk71

Zacharzowice © djk71

Przed zamkiem w Toszku remont drogi. Podejść się da, gorzej z przejazdem :-)

Droga do zamku w remoncie © djk71

Tradycyjna wizyta w Poniszowicach.

W Poniszowicach © djk71

Ta dzwonnica zawsze przypomina jakąś kosmiczną postać.

Dzwonnica © djk71

Postanawiam objechać jeszcze Pławniowice.

Pławniowice © djk71
Na Kanale © djk71
Kolorowo © djk71
Pławniowice © djk71

Droga do Rzeczyc to porażka. Przynajmniej dla szosy.

To nie droga dla szosy © djk71

Kozielska zamknięta więc rundka po strefie :-(
Chwilę wcześniej pączek i cola ratują mi życie :-)

Dalej już spokojnie w stronę domu, choć nie najkrótszą drogą. Pogoda taka, że można by jeździć bez końca.