Wpisy archiwalne w kategorii

od 100 do 200km

Dystans całkowity:10993.53 km (w terenie 3244.00 km; 29.51%)
Czas w ruchu:612:45
Średnia prędkość:17.94 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:3870 m
Maks. tętno maksymalne:199 (105 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:10798 kcal
Liczba aktywności:90
Średnio na aktywność:122.15 km i 6h 48m
Więcej statystyk

Hiszpania - brak słów na tytuł

Niedziela, 4 marca 2018 · Komentarze(2)
Chciałem zatytułować dzisiejszy wpis po łacinie, bo język ten pojawił się dziś kilkukrotnie w trakcie opisywania przez nas rzeczywistości. Niestety nie znam na tyle łaciny, a słownikowi Goggle'a do końca nie ufam. Trudno będzie po polsku i kulturalnie...

Dziś śpimy do oporu, trzeba odpocząć po wczorajszej setce i późniejszych emocjach około sportowych. Czekamy też, aż pokaże się słoneczko, choć to wychodzi zza chmur szybciej niż się chyba spodziewaliśmy.

Ruszamy po raz kolejny w stronę Torre del Mar, póki co nie czujemy zbyt dużego zmęczenia po wczorajszym. Ale też jak na razie jest po płaskim. Kawałek dalej zaczyna się podjazd. 

Piękna pogoda, można jechać © djk71

I od razu pierwsze niespodzianki. Tuż przed nami osuwa się ziemia.

Na szczęście nie spadło na nas © djk71

Całą drogę będziemy gdzieś kątem oka spoglądali na mijane skały...

Choć z drugiej strony wzrok leci w drugą stronę.

Jest pięknie © djk71

Widoki robią wrażenie. Co prawda zjeżdżaliśmy już tędy, ale wtedy człowiek musi bardziej skupiać się na trasie i zakrętach.

Znów w górę © djk71
Dogoniłem ekipę © djk71

Dziś można się rozglądać, robić zdjęcia...

Dziwne budowle przy drodze © djk71

W końcu, po ok. 20 km ciągłego podjazdu dojeżdżamy do Compety. W znajomej kafejce siadamy na kawę... i coś słodkiego. Zasłużyliśmy :) 

Zasłużona kawa i deser © djk71

U góry orientuję się, że zapomniałem wiatrówki. Słabo, mam na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem i rękawki, Na zjeździe może być chłodno.

Teraz przed nami zjazd z kolejnymi widokami. Fantastyczne, gdy wspinasz się na 600m n.p.m. i wciąż widzisz morze ;-)

Wciąż widać morze © djk71

Zjazd i... kolejny podjazd przed nami. Kiedy na liczniku w polu: Nachylenie pojawia się liczba 13, Piotr zaskakuje nas swoją znajomością języków obcych (szczególnie łaciny), wspomina też coś kilkukrotnie o marce osprzętu konkurującej z Shimano i zawraca... 

Super wyglądają te miasteczka © djk71
Można pstrykać i pstrykać © djk71

Może i dobrze, bo nachylenie jeszcze kilka razy będzie pokazywało 13, 15, a nawet 18...

A potem znów do góry © djk71

Kiedy w końcu wydaje mi się, że jesteśmy na górze czeka nas niespodzianka...

I co teraz? © djk71

Brak przejazdu...

Ale co to dla nas... co prawda koleś na MTB odpuścił, ale ja mam przełajówkę, a Damian szosę więc nie rezygnujemy...

Damy radę © djk71

Kawałek dalej brat musi odpocząć, a ja zamiast kurtki zakładam folię NRC. W końcu się na coś przydała.

Odpoczynek © djk71

Folia NRC się przydała dziś © djk71

Zaczyna się zjazd i... dopada nas ulewa... Niedobrze. Cienkie koła tego nie lubią, no dobra, ja tego nie lubię...

Na zjazdach też jest pięknie © djk71

Na szczęście po chwili przestaje, ale i tak trzeba uważać. Można za to się napawać widokami.

Mówiłem, że jest pięknie © djk71

Teraz ja co chwilę używam łaciny... mamy chyba zbyt ubogie słownictwo żeby wypowiedzieć co czuję widzą takie widoki. 


Brak słów © djk71

Chyba najpiękniejsza z wszystkich dotychczasowych tras. Super początek, potem wymagający podjazd, a na koniec super zjazd. I przez cały czas fantastyczne widoki. 

I zjazd przed nami © djk71

Chciałbym zrobić milion zdjęć, ale musiałbym prowadzić rower... dlatego sorry.... musicie przyjechać i sami to zobaczyć.


I jeszcze zdjęcie © djk71

Zjeżdżamy i teraz już tylko ostatnie dwadzieścia km do domu. Tylko.... tylko, że wieje jak diabli... Wczoraj ten odcinek pokonywaliśmy ze średnią 35+, dziś ledwo utrzymuję ok. 15 km.h. 

Strasznie mnie zmęczył ten odcinek. Mimo to kiedy orientuję się, że na liczniku jest PRAWIE 100km... postanawiam dokręcić do setki jakieś 1,5 km. Dawno tego nie robiłem, ale dziś chciałem... a kto mi zabroni.

Mógłbym tu mieszkać © djk71

Po dzisiejszym dniu przyszły mi do głowy dwa pomysły... nauczyć się hiszpańskiego (nie będzie łatwo, bo już parę razy zaczynałem) i namówić prezesa na otwarcie Etisoft Spain, a może Etisoft Andaluzja... :)  

Waty, czy zdjęcia na godzinę?

Sobota, 3 marca 2018 · Komentarze(3)
Wczoraj był dzień odpoczynku wymuszony pogodą. za to była okazja spotkać się ze znajomymi. Skoro nie ma okazji na Śląsku, to trzeba w Andaluzji. 

Dziś do południa ma nie padać, więc wstajemy rano, szybkie śniadanie i ruszamy.
Jedziemy w stronę Torre del Mar, szybko, jak dla mnie. Mijamy miasteczko i kawałek dalej czuję, że nie będzie łatwo. Ciężkie nogi. Informuję chłopaków, że chyba zaraz wrócę.

Słonecznie © djk71

Ale jedziemy, póki co jest ładna pogoda i widoki sprawiają, że dostaję dodatkowy zastrzyk energii.

Chce się jechać © djk71

Jadę jednak swoim tempem. Chłopaków już nie widzę, nie szkodzi, nie przeszkadza mi samotna jazda.

Kręte drogi © djk71


Miasteczko w górach © djk71

Momentami widać, że tu wczoraj też padało. 

Efekt deszczu © djk71


Może być niebezpiecznie na zjazdach.

Widać, że wiosna idzie :-)

Wiosna idzie © djk71

Spotykam ponownie chłopaków, też zdecydowali zmienić nieco trasę. Jedziemy więc chwilę razem. Zaraz jednak jest zjazd więc znów każdy w swoim tempie. Ja mam czas na robienie zdjęć.

Tu, nad jeziorem mieliśmy mieszkać © djk71

Też ładnie © djk71

W końcu widzę, że ten znak nie kłamie © djk71


W Torre del Mar stajemy na kawę. chłopaki dyskutują nad watami na godzinę, ja się na tym nie znam, więc dodaję tylko ile ja mogę zrobić.... zdjęć na godzinę :)

Wracamy do domu. Ostatnio te kilkanaście km nie byłem w stanie jechać 20 km/h, dziś jedziemy ponad 35 km/h.
Kiedy docieramy do domu zaczyna lać. Idealny timing, super trening.

Operacja Zakopane - powrót

Niedziela, 4 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jak zwykle kilka osób decyduje się na powrót z wyjazdu integracyjnego rowerem. Mieliśmy cichą nadzieję na deszcze i burze i że wszyscy zrezygnują i my też wrócimy do domu samochodami, ale nie... Już od wczoraj kilka osób pyta o której startujemy. Co robić trzeba jechać. O dziewiątej staje przed hotelem 10 osób (na zdjęciu dwóch spóźnialskich mniej) :-)


Zaraz ruszamy z Zakopanego © djk71

I ruszamy. W centrum spory ruch, ale szybko je mijamy. Po drodze szybkie zakupy.. Trzeba korzystać z tych, które są dziś otwarte, bo dziś święto.

Zakupy muszą być © djk71

Podjazd w Kościelisku dużo łatwiejszy niż nam się wydawało. Mijamy Chochołów i jesteśmy na znajomej polsko-słowackiej rowerówce.

Dobrze już nam znana droga © djk71

Mimo, że w większości z górki to wiatr daje nam nieźle w kość. Próbujemy dawać zmiany, ale w efekcie każda zmiana to +2 km/h na prędkości... i po kilku minutach zostajemy z przodu w trójkę. No to pomogliśmy kolegom... Trzeba zaczekać...

Chwila odpoczynku © djk71

Kawałek dalej kolejny podjazd, dajemy radę ;-)

Co tam podjazd © djk71

Po chwili zjazd, po asfalcie, który ostatnio tak nam dał w kość. Dziś na szczęście się nie lepi.

I zjazd © djk71

Chyba nie do końca jesteśmy normalni, bo te krowy na nas dziwnie patrzą ;-)

Nam by się nie chciało pedałować © djk71

Jedziemy dalej. Wciąż wieje...

I znów nad morzem... orawskim :-) © djk71

Teraz około 20 km podjazdu pod polską granicę. Na szczęście z tej strony jest łagodniej. Mimo to co jakiś czas trzeba odpocząć...

Chwila odpoczynku © djk71

W końcu jest granica.

No i mamy granicę © djk71

Teraz przed nami ostry zjazd od Korbielowa, gdzie kilka osób odbiera swoje samochody. A reszta zjeżdża do Żywca. Prędkość nie spada poniżej 30 km/h. Dopiero teraz widać jak długi podjazd pokonaliśmy w czwartek.

Mamy na licznikach ponad 100 km/h ze średnią 24 km/h. Czujemy zmęczenie, w końcu to czwarty z rzędu aktywny dzień, ale jesteśmy szczęśliwi. Na dziś to koniec, obiad i ostatni odcinek zaliczamy Kolejami Śląskimi. Poza Sławkiem i Witkiem, którzy mimo fatalnych prognoz pogodowych decydują się na dalszą jazdę rowerami. Wieczorem najpierw melduje się Sławek, a potem Witek pisze, że 203 km zaliczone i jest w domu. Brawo!

Piękny weekend za nami ;-)


Operacja Zakopane - dzień pierwszy

Czwartek, 1 czerwca 2017 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dziś długo wyczekiwany dzień, czyli kolejny wyjazd firmowy. Tym razem celem jest Zakopane. Wstępny plan był żeby to zrobić w jeden dzień, ale ponad 60 chętnych sprawiło, że wygrał rozsądek i wariant dwudniowy z noclegiem w Korbielowie.

Rano z Gliwic ruszają 3 grupy - w sumie 32 osoby. Wszyscy (prawie) w nowych strojach przygotowanych specjalnie na tę okazję.

Krótka odprawa © djk71

Pogoda idealna, nawet trochę za ciepło.

Okolice piękne © djk71


Jedziemy spokojnie jako druga grupa. W Orzeszu trzecia grupa prowadzona przez Amigę wyprzedza nas, kiedy ja wymieniam dętkę.

Dojeżdżamy spokojnie do Pszczyny. Tu dłuższa przerwa na sesję fotograficzną. Do tego Krzyś nam robi dobrze - są lody ;-)

Zdjęcia muszą być © djk71

Czas się posilić, napić...

Wzajemna pomoc © djk71

Jeszcze zakupy przy Rynku i jedziemy dalej.

Jedni w sklepie, inni zdjęcia robią © djk71

Piękny odcinek na zaporze... Jak tu pusto dziś...

Jedzie się pięknie © djk71

I zbliżamy się do Bielska. Zaczynają się pierwsze górki, które w palącym słońcu są pewnym wyzwaniem. Wszyscy jednak dają radę.

Są pierwsze podjazdy © djk71

Po drodze czeka na nas wóz techniczny z wodą...


Jest wóz techniczny z wodą © djk71

Niektórzy tak się z tego powodu ucieszyli (a może to od upału), że woda lądowała nie tylko w naszych gardłach...
Nie napiszę szczegółów kto i co miał mokre :-) Ci co byli wiedzą ;-)

Do tego liderka wśród kobiet dostaje bukiecik :-)

Bukiet na premii górskiej © djk71

Jedziemy rowerówką przez Bielsko. Słyszę strzał. Myślałem, ze to coś na drodze. Niestety to dętka w rowerze Alicji.
Tylko nie mamy klucza do odkręcenia kółka...

Jak to odkręcić © djk71

W końcu jednak się udaje...
Dziurka Alicji jest wielka...

Jest dziura © djk71

Co więcej do wymiany nadaje się też opona.

Nie wgląda to dobrze © djk71


Przypominamy sobie, że przed chwilą przejeżdżaliśmy obok sklepu rowerowego. Delegacja udaje się na zakupy, a my odpoczywamy.

Wymuszony odpoczynek © djk71
Rower czeka © djk71

Po chwili jest sukces - mamy oponę - można jechać dalej.

Jest opona © djk71

Chwilę później spotykamy się z grupą Amigi, która rusza z obiadu, a my mamy dłuższy postój na uzupełnienie kalorii...

Karczma jest przy stadninie więc nie dziwią takie teksty ;-)

Ot, taka prawda © djk71


W końcu trzeba ruszyć.... na początek spalamy kalorie na podjeździe w Wilkowicach. W nagrodę czeka nas długi piękny zjazd.

Dojeżdżamy do Żywca. Stąd niestety bardziej ruchliwa droga, ale nie jest najgorzej.

Jeszcze zdjęcia przy wjeździe do Korbielowa

Jest Korbielów © djk71


I po kilku km meldujemy się pod hotelem.

I jesteśmy wszsyc pod hotelem © djk71

Wszyscy spokojnie dali radę. Czas na kąpiel, kolację i tort z okazji urodzin jednego z naszych kolegów.

Wszystkiego najlepszego Adam :-) © djk71


A teraz spać, bo jutro dojeżdża około 30 naszych kolegów i ruszamy w dalszą drogę przez Słowację do Zakopanego.

Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, dzięki osobom wspierającym. Brawa dla wszystkich ;-)


Firmowo na Ankę

Niedziela, 26 marca 2017 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Niedzielny poranek, odpocząłem nieco po wczorajszym biegu, a tu przede mną (i kilkunastoma innymi osobami) kolejne wyzwanie. W czerwcu planujemy długi wyjazd firmowy, więc czas najwyższy wziąć się za treningi. Na początek Góra św. Anny. Poranny mróz nie zachęca do wyjścia z domu, ale co zrobić jak już się umówiliśmy.

Kiedy dojeżdżam do firmy czeka tam już kilka osób, po chwili dojeżdżają kolejne. Kolejne kilka dołączy po drodze. W sumie pojedzie 17 osób. Na starcie temperatura poniżej 3 stopni.

Ruszamy głównymi ulicami, nie lubię tego, ale w niedzielny poranek nie jest najgorzej. W Bojszowie pałeczkę przewodnika przejmuje Tomek B. więc my z Darkiem mamy wolne :-) No prawie... :-) Ja staram się zamykać grupę, Amiga jedzie z przodu grupy.

Tomek postanawia pokazać nam ruiny obozu koncentracyjnego w Blachowni. Jestem tu po raz pierwszy. Jak zawsze takie miejsca skłaniają do chwili refleksji...

Na terenie obozu © djk71


Wjeżdżamy na teren obozu © djk71
Krematorium © djk71

Po chwili ruszamy dalej. Jedzie się sympatycznie tyle, że wiatr dość mocno daje w kość.

Na szczęście cała ekipa bez problemów podjeżdża na Annaberg.

Postanawiamy coś zjeść. Myślałem, że usiądziemy na dworze, ale ekipa spina rowery i wchodzimy do środka restauracji. I to było chyba nasze szczęście bo spędzamy tam chyba z dwie godziny. Smacznie, ale okropnie długo. Mieliśmy jeszcze chęć na kawę, ale jak wyobraziliśmy sobie kolejne godziny oczekiwania to odpuściliśmy. 

Wjechać było prosto, ale spiąć rowery © djk71

Pamiątkowe zdjęcie i pora wracać... Po raz pierwszy chyba nie zaliczam ani klasztoru, ani pomnika, ani amfiteatru. Wizyta w restauracji zajęła zbyt dużo czasu.

Daliśmy radę © djk71

Na zjeździe Kasia gwałtownie hamuje. Myślałem, że jakaś awaria. Co się stało? - wołam. Nie włączyłam Endo! :) No tak, to po co jechać :-)

Powrót do domu najkrótszą drogą, bo zrobiło się późno, a do tego wszyscy zaczynamy chyba czuć zmęczenie. I to dobrze, bo znaczy to tylko, że trzeba się wziąć do roboty i zacząć trenować na poważnie. Do wyjazdu tylko 2 miesiące.

Po drodze krótka przerwa na niewielkim i zniszczonym cmentarzu żydowskim.

Na cmentarzu © djk71
Na cmentarzu © djk71

Chwila oddechu i jedziemy dalej.

Tak będę siedziała © djk71

Wszystkim Wam zrobię zdjęcie © djk71

Nieco dalej zrywam szprychę. Koło krzywe, ale może jakoś dojadę do domu.

Zerwana szprycha © djk71


Im bliżej Gliwic, tym grupa mniej liczna. Ludzie powoli odbijają w stronę domów. Pod firmę dojeżdżamy w czwórkę.
O ile dotąd czułem tylko cztery litery, to ostatnie kilkanaście km sprawia, że pod domem czuję wszystko.

Tak to jest jak się nie jeździ. To najdłuższy wyjazd od... 1 czerwca ubiegłego roku i objazdu jeziora Garda. Wstyd, hańba i wstyd jak śpiewa Kult.

Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, humory dopisywały, a to najważniejsze i... do następnego wyjazdu. Jakieś propozycje trasy?


Lago di Garda, czyli 3178 m w poziomie...

Środa, 1 czerwca 2016 · Komentarze(5)
Przeziębienie wciąż nie mija, ale szkoda każdego dnia. Dziś w planach jezioro Garda. Trochę się o nim naczytaliśmy, w niektórych miejscach nawet byliśmy, ale bez rowerów, pora więc sprawdzić jak to wygląda rowerowo. Niestety mamy tylko cienkie oponki więc z założenia odpadają trasy MTB, a szkoda, bo jest tu ponoć gdzie jeździć.

Parkujemy na południu w Desenzano del Garda. Damian decyduje się zacząć od pływania, a ja ruszam w drogę. Pewnie mnie wkrótce dogoni. Zdecydowaliśmy się objechać jezioro dookoła. Ok. 150km o ile starczy mi sił.

Jadę i już po chwili nie podoba mi się ruch samochodowy. Mimo, że wszyscy wyprzedzają mnie w miarę bezpiecznie to nie lubię takiej jazdy. Do tego zaczyna się chmurzyć.

Chmury ciemne © djk71

Tuż za mną po lewej stronie goni mnie ciemna chmura. Oczywiście przeciwdeszczówka została w domu. Bardziej niż zmoknięcia boję się jednak jazdy po mokrym na cienkich oponach. Zobaczymy. Najwyżej zawrócę.

Przed wjazdem do Salo, które miałem już kiedyś okazję odwiedzić, zatrzymuję się przy... cmentarzu. Robi niesamowite wrażenie. Zresztą nie tylko ten.

Cimitero di Salò © djk71

Przejeżdżam przez Salo. Choć piękne, to dziś nie robi takiego wrażenia jak kiedyś - wieczorem jednak wszystko wygląda inaczej... bardziej malowniczo... nastrojowo...

Przede mną Salo © djk71

Krótka rundka po miasteczku i... żal, że nie ma czasu, aby obejrzeć każde z miejsc na spokojnie. Co chwilę chciałbym się zatrzymać, aby zrobić zdjęcie, ale raz, że czas ograniczony, a dwa, zbyt duży ruch żeby go co chwilę blokować... Musi mi wystarczyć to co zapamiętam.

Zjechałem trochę na boczne drogi i znów chce się jechać.

Piękna droga © djk71

Ta też...

Przed Salo © djk71

Chmury wciąż ciężkie, ale jadę. W okolicach Maderno dzwoni Damian. Utknął w ulewie. Jest jakieś 15km za mną. Ja decyduję się jechać dalej, On chyba zawróci i spróbuje ruszyć mi naprzeciw z drugiej strony jeziora.

Wszechobecne kościoły © djk71

W okolicy San Giacomo (o ile pamiętam) dojeżdżam do pierwszego dziś tunelu. Włoszka, z którą się mijałem od jakiegoś czasu, macha ręką na pożegnanie i decyduje się na powrót. Czyżby to było aż tak straszne?

Jeden z pierwszych dziś tuneli © djk71

Włączam lampki i jadę. Hm... ciekawe przeżycie, niestety w większości nie ma pasa awaryjnego, pobocza, czy innego miejsca gdzie rowerzysta mógłby czuć się swobodnie. Podziwiam kierowców, którzy ze spokojem jadą za mną czekając, aż będą mogli mnie wyprzedzić.

Takich tuneli będzie dziś ok. 30! Jedne krótkie, po 100-200m, inne dłuższe. Najdłuższy ma 3178m długości.

Hoteliki i restauracje przy drodze wykorzystują każdy kawałek miejsca.

Aż chce się zatrzymać © djk71

Droga wije się wzdłuż jeziora. Po jednej stronie woda, po drugie góry...

Droga wije się © djk71

W Limone, aż prosiłoby się żeby stanąć na limonkę, ale znów miasto zostaje w dole, a ja jadę górą...

W Limone © djk71

Kolejne tunele za mną...

Kolejny tunel © djk71

Na horyzoncie Riva del Garda

Riva del Garda © djk71

Od razu po wjeździe w oczy rzuca się tłum... rowerzystów. Do chyba cel wielu rowerowych wyjazdów. Stoliki w knajpkach pełne...

Riva del Garda © djk71

Miasteczko bardzo urokliwe. Zastanawiam się, czy nie zrobić sobie dłuższej przerwy. Za mną 65km i może pora coś ciepłego zjeść...


Riva del Garda © djk71

Dzwonię do Damiana. Jedzie z przeciwka. Ustalamy, że jest szansa spotkać się za jakąś godzinę. Odpuszczam postój i jadę dalej. Zamiast zaplanowaną wcześniej trasą jadę jedną z rowerówek wiodącą wzdłuż wybrzeża. Z żalem opuszczam miasteczko.

Jadę teraz wschodnią stroną jeziora. Co chwilę mijam się z parą Czechów. Jadę szybciej, ale gdy tylko zatrzymuję się, aby zrobić zdjęcie to mnie doganiają.

Te okolice to raj dla dla kite-i wind- surferów... co oznacza, że nie jest to raj dla rowerzystów.


Im się wiatr podoba © djk71

Od kilkudziesięciu kilometrów wieje jak diabli.
Tak przy okazji, kto powiedział, że w tunelach nie wieje? Przeciąg jak nie wiem... Nie dość, ze chłodno to jeszcze ciężko się jedzie...

Choć zachodnia strona jeziora wydaje się być o wiele ładniejsza, to i tu nie brakuje ładnych widoków.

Ładnie tu © djk71

Zaczynam czuć głód. Zatrzymuję się przy małej knajpce i dzwonię do brata. Okazuje się, że jest ok. 10 km ode mnie. Zbieram rzeczy i jadę mu na przeciwko.

Tu też ładnie © djk71

Spotykamy na moim ok. setnym kilometrze. Coś nie w sosie jest. Nie jedzie wokół jeziora. Wraca ze mną.
Może pizza w Torri del Benaco poprawi mu humor :-)

Czas na odpoczynek i pizzę w towarzystwie brata © djk71

Pizza pyszna, choć za duża jak dla mnie. Wystarczyło wziąć jedną na pół. Przed nami przecież dalsze kręcenie.
Ruszamy, rzut oka na zamek...

Zamek w Torri del Benaco © djk71

Przez jakiś czas siedzę bratu na kole, ale na podjazdach mi ucieka. Po 125km zaczyna... padać Nie podoba mi się to :-(

Do Sirmione dojeżdżam sam. Wciąż pada.

W Sirmione pada © djk71

Chcę dojechać na sam koniec półwyspu, do ponoć najładniejszej części miasta, ale  wracający stamtąd Damian informuje mnie, że za jakieś 200m jest zakaz jazdy rowerem. Nie uśmiecha mi się spacerowanie w deszczu, szczególnie w tych butach. Wystarczyło, że się na chwilę zatrzymałem i już zdążyłem się poślizgnąć.

Trudno, będzie powód żeby tu wrócić. Wracamy do samochodu.

Jeszcze rzut oka na centrum Desenzano.

Desenzano - centrum © djk71

Ostatni rzut oka w stronę jeziora...

Nikt nie pływa w taką pogodę © djk71

I czas  wracać na kwaterę.

Zmęczony, zmoknięty, ale zadowolony. Czy powtórzyłbym to? Chyba nie. Za duży ruch, choć to dopiero pierwszy czerwca, za dużo fajnych miejsc na zachodniej stronie pominiętych. Za dużo w tunelach.
Gdybym miał okazję być tu raz jeszcze to pokrążyłbym na spokojnie po każdym z tych miasteczek na południu i zachodzie.  I oczywiście chętnie zaliczyłbym trasy MTB :-)

Mimo tego podsumowania jeszcze raz powtórzę: jestem zadowolony z przejazdu. Świetny dzień :)

Nie wiem tylko czemu mam ścierpnięty mały palec u lewej ręki... zła pozycja na rowerze?




Debiut we Włoszech i Szwajcarii

Piątek, 27 maja 2016 · Komentarze(11)
Dałem się bratu namówić na urlop. Trochę bez sensu, bo w totalnie złym okresie, bo bez przygotowania, bo aż 6 dni wolnego (pierwszy raz od dawna, a ile w pracy było zdziwienia - Ty, na tak długo?). I do tego... w górach. Nie wiem jak mu się udało to zrobić, ale namówił mnie i przyjechaliśmy wczoraj do Bormio.
Dziś poranne zakupy - supermarket nieco (mocno) droższy niż Biedronka, ale wyboru nie było. Montaż nawigacji, kamer, wszystko trwa zdecydowanie za długo, ale jutro będzie już prościej.

Wieczorem wybraliśmy wstępnie trasę - cel: Szwajcaria. Tam jeszcze nie byłem rowerem. We Włoszech też jeszcze nie jeździłem. Więc dziś dwa nowe kraje. O ile dojedziemy, a właściwie o ile ja dojadę, bo o Damiana się nie martwię.

Jedziemy, początek w dół, ale łatwo nie jest bo... wieje. Potwornie. Nawet trudno rozmawiać. Za to jest czas podziwiać widoki.

Damian próbuje udawać miejscowego ;-)

Szwajcarski akcent © djk71

Do Tirano, pierwsze 38km jest z górki.

Pięknie jest © djk71

Uwielbiam te kościoły © djk71

Mosty, wiadukty © djk71

Za chwilę przekroczymy granicę szwajcarską i stąd mamy 500m podjazdu na odcinku 7km. Łatwo nie jest. W sumie podjazd jak pod Śnieżkę. Tyle, że po asfalcie i połowa dystansu.

Będzie pod górkę © djk71

Damian pojechał do przodu, a ja walczę. Ze sobą, z podjazdem, z temperaturą. Momentami w słońcu termometr pokazuje ponad 40 stopni :-(

Ciepło © djk71

Jest ciężko. Udaje się jednak podjechać. Meldujemy się nad jeziorem Lago di Poschiavo. Zasadniczo nic tu ciekawego nie ma, ale potrzebuję przerwy.

Szwajcaria © djk71

Po chwili powrót. Zjazd z górki. Hamulce idą w ruch :-)
Mijamy granicę i krótki postój na kawę w Tirano.

Czas na kawę © djk71

Zastanawiam się co jeździ po torach przez centrum miasta, przez rondo...

A przez rondo pojedzie © djk71

Po chwili wiem... mija nas... pociąg :-)

... pociąg © djk71

Chwilę później ruszamy i zacznie się prawie 40km podjazd. Żegnamy się z Damianem, po co ma się męczyć...
Jadę swoim tempem.

Rowerzyści rządzą © djk71

Słońce dalej grzeje. Po kilkunastu kilometrach w bukłaku pustka. Na szczęście jest wodopój. Nie wiem, czy ta woda nadaje się do picia, ale jest mi wszystko jedno. Chwila przerwy. Bukłak pełny, Mogę jechać dalej.

Jest woda © djk71


Kilka kilometrów dalej robię postój na przystanku. Jest ciężko. Chodzi mi pogłowie myśl, aby zadzwonić po samochód... Jednak po przerwie próbuję walczyć dalej. Nienawidzę słońca.

I znów kościół © djk71

Nie pamiętam gdzie, ale zatrzymuję się pod jakimś kościołem. Jest cień, jest zimna woda. Odpoczywam. Siedzę tam chyba z pół godziny. Nie mam siły. Co zmoczę buffa to po chwili wysycha. W końcu ruszam dalej. Wciąż jest ciężko. Słońce i podjazdy dają w kość.

Szukam sklepu, ale też nie jest łatwo. W końcu jest. Cola!!! Tego potrzebowałem. Znów przerwa i znów walka. Podjazd 10% i jadę. Do pewnego momentu. przerwa i jakieś 500m prowadzę rower. Zasadniczo niewielka różnica. Prędkość 4,5 km/h zamiast 5,5km/h i puls 180 zamiast 188. Potem jest łatwiej. Wciąż muszę się wspinać, ale jest łatwiej. Odliczam kilometry.

Piękne góry © djk71

I jesteśmyw domu © djk71

Po 100km docieram do Bormio. Damian oczywiście był tu dożo wcześniej. Za to nie ma kolejki pod prysznic i... obiad gotowy :-)
Zmęczony, ale zadowolony. Ciekawe, czy jutro będę w stanie się ruszyć ;-)



OrientAkcja, czyli pojedynek z szermierzami

Sobota, 21 maja 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jakoś nigdy nie udało mi się dotrzeć na OrientAkcję, choć Amiga wspominał, że to całkiem fajna impreza. W tym roku do samego końca też nie byłem pewien, czy się uda. Ale kusiło. Impreza w tym roku (dwie edycje) jest częścią Puchar Bike Orient, zapowiadają ładną pogodę, poza tym w końcu chciałbym wrócić na trasy imprez na orientację. Żona mówi, że mogę jechać więc... jadę ;-)

Pierwszy sukces już w trakcie dojazdu samochodem do Zofiówki koło Tuszyna. Po drodze wyprzedza mnie Grzesiu, a jednak to ja melduję się w bazie pierwszy. Śmieję się, że oby tak było do końca dnia...  Drugi sukces już po chwili... udaje mi się dostać od organizatorów drugą kartę startową, bo... pierwsza gdzieś się zapodziała, nie wiem, czy wiatr mi ją gdzieś porwał, czy gdzieś wypadła...

Sporo czasu na starcie na przygotowanie się, na powitanie ze znajomymi, na krótkie rozmowy i żarty. Przy okazji ekipa szermierzy zwraca mi uwagę, że z moje opony NobbyNic to teraz semi-slicki... Lepiej było nie wiedzieć, teraz się będę stresował.

Po chwili odprawa. Na starcie ponad 200 osób. Na trasie do zdobycia 22 punkty. Ci, którzy zdobędą 12 lub mniej będą klasyfikowani na trasie MEGA, pozostali na trasie GIGA - optymalny wariant na długiej trasie to ok.100km. Oczywiście planuję całą trasę, choć nie wiem czy będę miał tyle sił. Mapa w skali 1:55 000. Jak się potem okażę będzie to miało znaczenie. Aramisy, czyli Basia, Grzesiek i Filip proponują mi wspólną jazdę, ale dziękuję i decyduję się jechać samotnie.

PK 5 - Brzeg rzeki
Na początku nie jest to takie proste, bo mimo, że można zacząć od dowolnego punktu to zawsze do najbliższych punktów ciągną się sznury rowerzystów. Tak samo jest tutaj. Nawet nie trzeba patrzeć na mapę, jedzie się jak po sznurku. Wracając z punktu mijam szermierzy, którzy dopiero tam zmierzają.

PK 16 - Szczyt wzniesienia
Prosta droga do kolejnego punktu. Podobnie jak na Bike Oriencie, tu również mnóstwo osób startuje całymi rodzinami. Widać przyczepki, sztywne hole i foteliki :-)

Da się z dzieckiem? Da... :-) © djk71

Zjeżdżając z punktu znów mijam szermierzy ;-)

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Punkt wydawał się prosty, mijam leśniczówkę, przy kapliczce skręcam w lewo i po chwili mam punkt.
I tak próbuję, skręcam i... punktu nie mam. Krążę wokół i nic. Tracę kilka ładnych minut żeby po chwili cofnąć się do drogi, którą jechałem i... okazuje się, że kawałek dalej była kolejna kapliczka, ta przy której miałem skręcić. A wystarczyło tylko pomierzyć odległość :-(
Spotykam Dawida i do punktu jedziemy razem.

Nie wszędzie jest łatwo © djk71

PK 11 - Grobla
Do punktu docieramy razem z Dawidem. Spotykamy oczywiście... szermierzy. Jak się potem okaże będę z nimi mijał się przez cały dzień ;-)
Z punktu wyjeżdżamy wspólnie, ale na rozwidleniu dróg rozjeżdżamy się w różne strony.

PK 15 - Skrzyżowanie ścieżki z rowem
Prosty punkt, nie będę pisał kto po chwili dojeżdża :-)
Jest ciepło, ale zaczyna się chmurzyć.

Chmurzy się © djk71

PK 7 - Brzeg rzeki
Prosty punkt

PK 18 - Zakręt rowu
Kilka kilometrów asfaltem, mam wrażenie, że przez chwilę trochę wieje.
Podbijam kartę i nie będę pisał kogo spotykam ;-)

PK 1 - Szczyt wzniesienia
Tu daje o sobie znać nietypowa skala i... skręcam 100m wcześniej, niby wszystko pasuje tylko nie widać wzniesienia. Po chwili orientuję się co zrobiłem i decyduję się jechać na azymut. Idealnie wyjeżdżam wprost na punkt. Zjeżdżając dowiaduję się, że na kolejne zawody muszę zmienić plecak. Aramisy informują mnie, że już nie szukają małych kartek z oznaczeniami punktów tylko patrzą gdzie jest mój pomarańczowy odblaskowy plecak ;-)

PK 10 - Brzeg rzeki
Chwila wahania, ale rodzinka z dziećmi naprowadza mnie na punkt.

Po której stronie jest punkt? © djk71

Mój plecak znów naprowadza moich znajomych ;-)
Zastanawiam się, którędy wyjechać z punktu, ale wybieram drogę dookoła, wydaje się pewniejsza. Na asfalcie spotykam grupę, która wybrała przedzieranie się przez chaszcze i mokradła :-) Czas ten sam, tylko ja jestem suchy :)

PK 19 - Skrzyżowanie przecinek
Jedziemy razem. Ależ oni cisną...
Na punkcie czas coś zjeść.

PK 9 - Grzbiet wydmy
Jedziemy wspólnie. Jak zawsze w tym towarzystwie jest wesoło, ale łapię się na tym, że po raz kolejny nie koncentruję się na mapie. To jest to czego nie lubię przy jeździe w grupie. Łatwo się rozkojarzyć. Punkt zaliczony. Po wyjeździe na asfalt uciekają mi. Nie próbuję ich gonić. Zaczynam tracić siły, jadę swoim tempem.

PK 2 - Grobla, przy strumieniu
Przy punkcie znów ich doganiam. Pora znów uzupełnić energię.

Kiedyś tu chyba było coś więcej © djk71

PK 13 - Brzeg wyrobiska
Punkt prosty.

Jest kolejny punkt © djk71

Basia z chłopakami robią przerwę.

W oddali popas © djk71

Ja jadę dalej. Do najbliższego sklepu. Tam uzupełniam płyny i ruszając spod sklepu wyjeżdżając wprost na... sami wiecie kogo :-)

PK 17 - Głaz
Ekipa pojechała przez Boryszów, ja przez Grabicę. Można było skrótem jako oni, ale piachy, których tu pełno dały mi już w kość i wolę jednak nadłożyć drogi, ale jechać po asfalcie. Widać brak kondycji, niestety półtora roku przerwy w treningach wychodzi...
Jakiś kilometr przed punktem... spotykam oczywiście tych, którzy wybrali skróty ;-) Do punktu dojeżdżamy wspólnie.

Głaz © djk71

Krótka wymiana zdań i ja jadę na trójkę, a oni na dwadzieścia jeden.

PK 3 - Złączenie strumieni
Znów wybrałem prostszą lecz dłuższą drogę. Niestety już wiem, że te siedem godzin czasu jakie mieliśmy do dyspozycji to trochę za mało. Gdybym nie pobłądził przy dwóch punktach to może by była szansa na komplet, a tak odpuszczam PK21 i PK6.
Trochę błotnista ścieżka. Chłopak jadący za mną z dzieckiem na foteliku wywraca się, dziecko zaczyna płakać. Zatrzymuję się, ale widzę, że po chwili jadą dalej. Ruszam podbić kartę. Gdy mijamy się obok punktu dziewczynka już jest uśmiechnięta :-)

PK 22 - Skrzyżowanie ścieżek
Zaczyna padać. Zakładam kurtkę. Na szczęście to tylko przelotny opad. Po chwili znów się rozbieram.

PK 14 - Przecinka zagłębienie terenu
Kogóż my tu spotykamy ;-) Okazuje się, że po drodze Grzesiek wyrwał wentyl i musieli wymienić dętkę. Ale znów mnie dogonili. Ruszam dalej. Przede mną ostatnie trzy punkty.

PK 8 - Zagajnik
Zagajnik, łatwo powiedzieć... Po drodze same zagajniki :-) Na szczęście ten jest u zbiegu dwóch ścieżek. Karta przedziurkowana, siadam na rower i w oddali słyszę znajome wołanie ;-) Znów są :-)

PK 12 - Skrzyżowanie ścieżki
Trzeba pędzić, bo na asfalcie pewnie mnie zaraz dogonią. Ale nie, przy punkcie jeszcze ich nie ma. Planowałem wrócić i jechać od zachodu do ostatniego punktu, ale wyjechałem na szeroką drogę wiodącą na wschód i skorygowałem plan.

PK 20 - Brzeg lasu, zrośnięte drzewo
Trochę za bardzo się rozpędzam, ale szybko to zauważam i znajduję właściwą ścieżkę w lesie. Po chwili jest punkt. Spoko, jeszcze sporo czasu do końca. Zdążę.

Meta
Na metę przyjeżdżam jakieś 20 minut przed końcem czasu. Pewnie gdyby nie błądzenie dałbym radę zaliczyć komplet, a tak brakło dwóch punktów. Szkoda, ale i tak jestem zadowolony. Po chwili dojeżdżają moi dzisiejsi rywale. Też bez dwóch punktów.
Teraz czas na żurek i grilla.Jeszcze chwila żartów, komentarzy i czas się żegnać.

Było świetnie. Pomimo braków kondycyjnych jestem zadowolony. I z tego jak mi poszło, i z przypadkowej rywalizacji z Aramisami, i z świetnej trasy i z pogody... Po prostu... z wszystkiego.

Trzeba wrócić do startów w zawodach... brakuje mi tego... Na OrientAkcję mam nadzieję również wrócić ;-)

Integracja - Wisła 2016

Piątek, 13 maja 2016 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Zeszłoroczny wyjazd integracyjny wydawał nam się szczytem możliwości jeśli chodzi o skład osobowy - ponad 40 rowerzystów z firmy. Ten rok pokazał jak bardzo się myliliśmy. Na liście startowej pojawiło się ponad 60 osób, mimo że wydłużyliśmy dystans do ponad 100 km!!! Myśleliśmy, że część osób wystraszy się pogody - prognozy od tygodnia zapowiadały całodzienne deszcze. A jednak nie. Oprócz kilku osób, które przegrały ze zdrowiem, w piątkowy poranek przed firmą stawiło się 57 cyklistów (i cyklistek) gotowych stawić czoła nie tylko dystansowi, ale również pogodzie oraz paru górkom w drodze do Wisły ;-)

Ostatnie przygotowania © djk71

Tym razem wszyscy startujemy w koszulkach ETISOFT BIKE TEAM :-)

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Krótka odprawa przed startem...

Jeszcze odprawa © djk71

... i podzieleni na 4 grupy (trzeba przestrzegać przepisów ruchu drogowego) ruszamy.

Ruszamy © djk71

Szybko opuszczamy Gliwice jadąc przez chwilę nasypem nieistniejącej już kolejki wąskotorowej (o tym uświadomił mnie Krzysztof). Dalej rowerówką przy Bojkowskiej i po chwili już jesteśmy w terenie. Prowadzę grupę A, która jedzie jako pierwsza. Tempo spokojne, wszak przed nami trochę kilometrów, ale nikt się nie leni. Mijamy Bojków i Knurów.

Momentami można jechać szeroko © djk71

Uśmiechy na twarzach © djk71

Przez chwilę jedziemy wzdłuż autostrady A1, by po chwili znów skręcić do lasu. Przed tym jednak mały podjazd i dobrze, że przejazd jest zamknięty, bo jest okazja się trochę rozebrać. Ciepło się zrobiło.


Chwila przerwy © djk71

Przez cały czas humory dopisują, choć przeżywamy chwilę strachu kiedy w lesie przewraca się Agata. Na szczęście kończy się na kilku otarciach, siniakach i skręconej lekko kierownicy. Później dowiemy się, że w dwóch innych grupach kolejne dwie koleżanki też przeżywają podobne przygody. Szczęśliwie też bez większych obrażeń.

Mijamy Czerwionkę-Leszczyny i tuż przed planowanym postojem w Stanowicach zagaduję się z jednym z kolegów i mijam zakręt, gdzie mieliśmy skręcić. Jak na złość chwilę później padają mi baterie w GPS-ie. Próbujemy na azymut dojechać do trasy, ale po wjeździe w czyjeś podwórko postanawiamy zawrócić i pojechać tak jak wcześniej planowaliśmy.

Krótki postój obok sklepów, uzupełnienie zapasów i po chwili ruszamy dalej.

30 km - Czas na zakupy © djk71

W międzyczasie dojeżdża do nas grupa B :-)
Posileni i napojeni ruszamy w kierunku Żor. Przecinamy DK81 i przejeżdżamy obok Miasteczka TwinPigs :-)

Miasteczko TwinPigs © djk71

Dziś jednak nie ma czasu na zabawy. Czekają na nas góry. Za Żorami krótki postój obok małego sklepiku i mkniemy w stronę Strumienia. To już ponad 60km więc widać pierwsze objawy zmęczenia u niektórych osób, ale myśl, o tym, że w miasteczku czeka na nas żurek i pierogi dodaje nam skrzydeł.

Czas na jedzonko © djk71

Bez pośpiechu oddajemy się konsumpcji. W tym czasie dołączają do nas kolejne grupy. Trzeba zrobić im miejsce więc ruszamy.
Do tej pory wcześniejsze prognozy się myliły. Było przyjemnie. Niestety teraz zaczyna padać. Jak się okaże, tak będzie już do końca dzisiejszej wycieczki.

I co z tego, że pada? © djk71

Jadąc dalej, w jednej z wiosek jakiś dziwny zwyczaj (przynajmniej dla mnie). Wzdłuż drogi porozstawiane są znicze. Nie wiem o co chodzi.

Po co te znicze? © djk71

Mijają kolejne kilometry, dalej pada, ale humory nam dopisują. Do tego widok gór dodatkowo nas dopinguje.

Widać już góry © djk71

Małe podjazdy i zjazdy i już jest Ustroń. Kawałek po mokrej trawie trochę denerwuje, ale w nagrodę dostajemy piękny mostek.

Lubię ten mostek © djk71

Kiedy wjeżdżam na niego, lekko się przerażam, bo... jest ślisko...
Na szczęście niektórzy są rozsądni i się asekurują ;-)

Niektórzy są rozsądni © djk71

Stąd już niedaleko. Dzięki zamkniętemu przejazdowi udaje nam się sprawnie wjechać na główną drogę i zaraz potem z niej zjechać by zmierzyć się z 1,5 km podjazdem. Mimo, że mamy już 100km w nogach to wszyscy pokonują ten odcinek bez problemów :-)

Jeszcze tylko 200-metrowa ścianka pod hotelem i jesteśmy na mecie!!!

Jeszcze podjazd pod hotelem :-) © djk71

Brudni, mokrzy, zmęczeni i.... szczęśliwi!!!
W ciągu godziny docierają kolejne grupy. Nastroje podobne - wielka radość. Daliśmy wszyscy radę !!!

Teraz, na spokojnie, muszę przyznać, że nie do końca wierzyłem, że wszystkim się uda. Przepraszam za to. Jesteście niesamowici!!! 100km, w taką pogodę, przy miesiąc krótszym czasie na treningi niż w zeszłym roku! Po prostu szok i niedowierzanie!.

Jeszcze raz brawa dla wszystkich.

Odstawiamy rowery, idziemy się odświeżyć i czas na kolację i zasłużony relaks ;-)

Aż się boję myśleć co będzie za rok... ;)


Kadencja: 76

Testowo do Wisły

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Do firmowego wyjazdu czasu coraz mniej, a trasa tylko narysowana. Czas ją w końcu sprawdzić w terenie. Początkowo miałem jechać sam, na szczęście Amidze udało się znaleźć wolny dzień i jedziemy razem.

Wyjazd z Gliwic nie jest idealny, chyba wrócimy do wariantu sprzed roku. Później już znacznie lepiej. Do Knurowa. Tam odcinek, który musimy nieco zmienić. I to nie ze strachu przed wiedźmami...

Wiedźma, czy czarownica? © djk71

Dalej znów w porządku. Drogi puste.

Puste drogi © djk71

Nawet klimaty takie swojskie...

Swojskie klimaty © djk71

Znajdujemy miejscówkę na chwilę odpoczynku i zakupy na trasie. Tylko trzeba uważać na motocyklistów.

Harley przy tym to... :) © djk71

Dalej trochę lasu, jeziorek, jednym słowem klimatycznie...

Za zimno na kąpiel, ale ładnie © djk71

W lesie nawet niespodzianki można zobaczyć. Kto wie co to?

A co to za wieża? © djk71

W końcu wjeżdżamy do Żor. Rundka wokół Rynku, ale ten punkt raczej odpuścimy. Trzeba tylko przejechać przez tory i mkniemy dalej.

Bezpieczny przejazd © djk71


Po drodze krótka przerwa na serwis roweru Darka (piszczy bardziej niż mój rano), a przy okazji rzut oka na dość mocno zniszczony pałac.

Ciekawe, czy ktoś to odnowi © djk71

Jeszcze parę kilometrów i ktoś nas zaprasza...

Zapraszamy © djk71

...w jedyne słuszne miejsce o tej porze.

Tego potrzebowaliśmy © djk71

Najedzeni, ruszamy dalej. Trochę zaskakuje nas most w Strumieniu. Rok temu był remontowany i myśleliśmy, że go poszerzą.

Wyremontowany, ale wciąż wąski © djk71

Mijamy Wisłę, ciekawe ile lat ma ta tablica.

Tabliczka ma już chyba swoje lata © djk71

Teraz już mkniemy w stronę gór. Po drodze mam lekką awarię przerzutek, ale doraźnie udaje się problem rozwiązać.

Widać góry © djk71

Krótka wizyta u kolegi z pracy i docieramy do Wisły. Rezygnujemy z podjazdu pod hotel. I nie chodzi o to, że pod górkę :-) Po prostu chcemy zdążyć na pociąg.

Udaje się.

Na peronie © djk71

Pociąg jedzie bezpośrednio do Zabrza. Pięknie. Miło spędzony dzień. Idealna pogoda. Objechana trasa. Czego chcieć więcej? No może trochę kondycji... :-)