Wpisy archiwalne w kategorii

od 100 do 200km

Dystans całkowity:10993.53 km (w terenie 3244.00 km; 29.51%)
Czas w ruchu:612:45
Średnia prędkość:17.94 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:3870 m
Maks. tętno maksymalne:199 (105 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:10798 kcal
Liczba aktywności:90
Średnio na aktywność:122.15 km i 6h 48m
Więcej statystyk

Firmowo na Nikisz

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kiedy to piszę jest czwartkowy poranek. Kilka dni minęło od niedzielnej wycieczki, a wpisu brak. Przynajmniej u mnie, bo Amiga od razu u siebie zrobił relację. Ja nie miałem tyle siły. Padłem. Do dziś nie wiem jak reszta z uśmiechami na ustach tak spokojnie przejechała całość. Ja wciąż mam przerwę od roweru. No dobra, trochę przesadzam, to raczej obowiązki sprawiły, że nie było okazji ani pisać, ani jeździć. Pora jednak w końcu na jedno i na drugie. Zacznijmy od pierwszego.

W niedzielny poranek umówiliśmy z kilkoma osobami z firmy na przejażdżkę. Oczywiście w planach nie mogło zabraknąć elementu edukacyjno-turystycznego. Za cel wybraliśmy - a raczej zrobił to Darek, bo to On tym razem był autorem trasy - Nikiszowiec, po drodze zaliczając kilka innych starych robotniczych osiedli na Górnym Śląsku.

Na starcie jest nas ośmioro. Dzień zapowiada się ciepły. Po pierwszych kilkunastu km - w trakcie dojazdu na miejsce startu - zdążyłem się już dwukrotnie rozebrać... Z lekkim opóźnieniem, kilkanaście minut po dziesiątej ruszamy.

Ruszamy © djk71

Najpierw kierunek Kolonia B w Zabrzu Zaborzu (kiedyś już tu wycieczkowo byłem - przy okazji rajdu Na kole ku familokom.
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej, to raczej ta okolica, gdzie obcy budzą niezdrowe zaciekawienie.

Mijamy nieczynne jeszcze (otwarte będzie od 1 maja) Muzeum PRL-u i robimy kolejną krótką przerwę na Ficinusie.. To przykład tego jak można pięknie zadbać o kawałek historii. Mimo, że uliczka z obu stron otoczona jest rudzkimi blokami to prezentuje się pięknie.

Ficinus - pięknie tu © djk71

Choć jeszcze gdzieniegdzie jest coś do poprawienia...

Niektóre domy jeszcze czekają na remont © djk71

Dalej krótka przerwa przy torze modelarskim, niestety dziś tu pusto.


Tor wyścigowy modeli samochodów © djk71

W takim razie i my jedziemy dalej. Kręcimy wzdłuż potoku Bielszowickiego by dotrzeć do Gródka z XIII w. - jego historię próbujemy odczytać z postawionej tam tablicy.

Na tablicy można przeczytać wszystko © djk71

Kilka minut później meldujemy się w centrum Kochłowic. Tu robimy zakupy, naprawiamy rower Ani żeby nie musiała jechać tyłem i podziwiamy okoliczne zabytki.

Bo na Rudzie fajnie jest © djk71

Zmierzając w stronę Katowic zahaczamy oczywiście o jeden z bunkrów (wiem, że czasem bunkrów nie ma ale też jest... fajnie), ale my lubimy te klimaty ;-)

Bunkier musi być © djk71

Prze nami Uroczysko Buczyna.

Uroczysko Buczyna © djk71

Często mijając różne uroczyska zastanawiałem się, czy słowo to pochodzi od urokliwego miejsca, czy też od miejsca gdzie rzucano uroki. Wikipedia podpowiada, że "Obecnie uroczysko potocznie jest rozumiane jako miejsce odludne, tajemnicze, a nawet niebezpieczne czy mogące rzucać na ludzi "uroki"."

Smutno i pięknie © djk71

Wyobrażamy sobie z Kasią jak tu musi być np. w mglisty wieczór lub poranek....

Jadąc dalej jesteśmy zaskoczeni parkiem z drogą krzyżową na tyłach bazyliki w Panewnikach.

Na tyłach bazyliki panewnickiej © djk71

Nigdy z tej strony kościoła nie byłem.

W Giszowcu robimy sobie przerwę w sympatycznej restauracja "Pod lipami". Czas uzupełnić kalorie. Spędzamy tu trochę więcej czasu niż planowaliśmy, ale w końcu gdzie nam się spieszy... W miłym towarzystwie czas szybko płynie...

Przerwa w Giszowcu © djk71

Przy okazji odnajdujemy zaginionego (w telewizji) Pegaza...

Pegaz? © djk71

Ciężko po jedzeniu ruszyć... Nogi odnawiają posłuszeństwa....

Jak ja miałam ułożyć te nogi? © djk71

Jakoś się jednak udaje dotrzeć do naszego celu. Do Nikiszowca.

Nie, nie przyjechaliśmy autobusem © djk71

Rozglądamy się po okolicy.

Ładnie tu © djk71

Lubię ten klimat © djk71

Czas jednak zaczyna gonić. Robimy szybkie zakupy i w drogę.

I w drogę © djk71

Dojeżdżamy do centrum Katowic

Szyb musi być © djk71

Jest centrum musi być i Spodek.

Kierunek Spodek © djk71

Tu ginie nam na chwilę Mariusz, ale po chwil znów jesteśmy razem. W opcji był dla zmęczonych powrót pociągiem do Gliwic, ale ekipa wciąż pełna sił odrzuca ten dziwny pomysł. Wracamy rowerami :-)

Powrót miał być już bez zwiedzania, ale jak coś jest już po drodze...


Wieża spadochronowa © djk71

Jeszcze krótki postój przy kopalni Wujek...

Pamiątka stanu wojennego © djk71

I teraz już naprawdę najkrótszą drogą do domu. Mimo tego, że łącznie z dojazdami na miejsce startu i powrotem do domu każdy zalicza ok. 100km wszyscy są uśmiechnięci i pełni energii. Mamy jeszcze siły aby nie tylko podziękować Amidze - który przygotował nie tylko trasę, ale też szereg ciekawostek historycznych dot. odwiedzanych miejsc - mamy również siły aby odśpiewać chóralne Sto lat, bo... Darek zamiast dziś świętować męczy się z nami, a raczej męczy nas :-)

Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo na trasie i do zobaczenia na kolejnej wycieczce.

Brynek Orient

Sobota, 12 września 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W ten weekend w kalendarzu kilka imprez, odpuszczamy je jednak i wybieramy wycieczkę firmową. Planów było kilka, ale w końcu wybieramy jako cel Brynek. Stosunkowo niedaleko, a interesujące miejsce. Układając trasę postanawiamy "zaliczyć" kilka okolicznych pałaców, kościołów i innych atrakcji.

Do końca nie wiemy ile osób stawi się w sobotę o 8 rano na starcie. Raz, że ostatnie dni były chłodne, dwa, że godzina niezbyt zachęcająca - w końcu jest weekend :) Ku naszemu zdziwieniu jest nas 11-tka, a dwójka dołączy jeszcze przy pierwszym z punktów, czyli... szczęśliwa trzynastka :-)

Przed nami długi dzień :-) © djk71


Ruszamy z lekkim opóźnieniem. Jest rześko, ale nikt nie narzeka, każdy odpowiednio ubrany (jedynie patrząc na Marcina może robić się nieco chłodno).

Pierwszy punkt to Szałsza i Kościół Narodzenia NMP będącym jednym z punktów Szlaku Architektury Drewnianej.

Kościół i pałac w Szałszy © djk71


Obok kościoła znajduje się piękny (niestety, a może na szczęście znajdujący się w rękach prywatnych) późnobarokowy pałac. Niestety, bo nie można go zobaczyć z bliska, a na szczęście, bo jest ładnie odrestaurowany.

Jadąc dalej mijamy ruiny kościoła w Ziemięcicach.

Ruiny w Ziemięcicach © djk71


Kolejny postój po krótkim podjeździe to pałac w Kamieńcu. Niestety z uwagi na fakt, że brama główna jest zamknięta zatrzymujemy się przed obiektem nie chcąc robić zamieszania i przeciskać się z rowerami bocznym wejściem.

Przed nami kolejny podjazd i obowiązkowy postój przy Kościele Michała Archanioła w Księżnym Lesie. Jest akurat odnawiany.

Renowacja kościoła © djk71


Robi się ciepło. Pora się przebrać ;-)

Dalej wiejskimi drogami jedziemy aż do Tworogu. Tu rzut oka na pałac, w którym obecnie mieści się urząd gminy.

Pałac w Tworogu © djk71


I szybciej niż się spodziewaliśmy docieramy do Brynka. Jednak zatrzymujemy się nie przy pałacu, a obok siedziby Nadleśnictwa, które przygotowało w okolicy kilka tras do biegów oraz jazdy rowerowej na orientację. Opis i mapy tras do pobrania ze strony nadleśnictwa.

I tu mamy z Darkiem niespodziankę dla naszych kolegów. Jako, że jesteśmy starsi od większości naszych kolegów i koleżanek, to postanawiamy sobie odpocząć, a ich... wysyłamy w las :)

Podziwiamy śmigłowce obok nadleśnictwa © djk71


Postanawiamy im pokazać jak wygląda zabawa w orientację na rowerze. Jest to nieco inne, niż to gdzie zwykle jeździmy, ale choć częściowo pokazuje o co chodzi. Rozdajemy mapy, karty startowe i dajemy im godzinę czasu. Nie chcemy ich ani zmęczyć zbytnio, ani zanudzić - nie każdemu przecież musi się to podobać. Mapy w skali 1:15 000, do zaliczenia 12 punktów, ale przy tak krótkim czasie nie ma opcji żeby zaliczyli wszystkie. Mają więc dodatkowy element utrudniający zabawę - muszą wytypować, które punkty są zbyt trudne, odległe i z których lepiej zrezygnować.

Przyznaję, że spodziewaliśmy się marudzenia, że nie wiedzą jak, że są zmęczeni, że się zgubią..., a tu po minucie już nikogo nie było na starcie. I... jeździli prawie do końca czasu. Niektórzy nawet trochę dłużej, co niestety skutkowało punktami ujemnymi. Co ciekawe wszyscy wrócili uśmiechnięci i zadowoleni. Niektórzy zrozumieli czemu Amiga ma zwykle podrapane nogi ;-)

Są i nasi zawodnicy © djk71
Inni jeszcze jadą © djk71


Gratulacje dla wszystkich, bo spisali się naprawdę rewelacyjnie. Rekordzista, Krzysiek, zgarnął aż 10 punktów, Dawid z Adamem po 7, inni niewiele mniej. Ala z Krzysiem zebrali nawet 11, bo brali wszystko co się dało, nawet, te których nie było na karcie :-) Ale nie chodziło tu u wyniki. Chcieliśmy żeby zobaczyli jak można się trochę inaczej bawić na rowerze, a może i zaszczepić w niektórych bakcyla orienteeringu :-)

Jeśli komuś się spodobało to zapraszam do spróbowania sił już niedługo w tej samej okolicy, w Tworogu na Silesia Race.

Kiedy pierwsze emocje opadły ruszyliśmy zerknąć na pałac w Brynku oraz znajdujący się obok park i ogród botaniczny.

Uwielbiam to miejsce w Brynku © djk71


Kolejnym punktem była papiernia w Boruszowicach, gdzie w znajdującym się tuż obok barze zaplanowaliśmy krótki postój na wzmocnienie się. Mimo, że parasole zachęcały do dłuższego postoju to wystrój lokalu i menu nie wzbudziły zachwytu więc po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej.

Siłownia w... knajpie © djk71


Kolejny krótki postój, to znany z koncertów muzyki klasycznej pałac Warkoczów w Rybnej.

Ruszamy spod pałacu © djk71


Przed dłuższą przerwą zatrzymaliśmy jeszcze przy gospodzie i zamku Wrochemów w Starych Tarnowicach.

Kilkanaście osób, a tylko jeden ma kufel :-) © djk71


Stąd już blisko było do klimatycznej Leśniczówki w Reptach, gdzie postanowiliśmy się nieco posilić. Przedtem jednak kilkoro najwytrwalszych postanowiło przejechać kawałek trasy zawodów MTB. Chyba zrobił wrażenie :-)

Ciężko było się zebrać po jedzeniu, ale do mety jeszcze kilka kilometrów więc komu w drogę...

Przejechaliśmy przez park zamkowy i na chwilę zatrzymaliśmy się najpierw obok Szybu Sylwester przy Sztolni Czarnego Pstrąga, a następnie obok Źródełka Młodości.

Stąd już w miarę prostą drogą ruszyliśmy w stronę Zabrza. Zatrzymując się przy dworku w Mikulczycach, doszliśmy do wniosku, że na dziś dosyć.

Odnowiony po pożarze dworek © djk71


Meta miała być przy Szybie Macieja, kilka kilometrów stąd, ale z uwagi na porę i tak nie udało by się go dziś zwiedzić, a mimo pięknej pogody byliśmy już na tyle zmęczeni, że zrezygnowaliśmy z posiadówki w tamtejszej restauracji. Każdy już myślał o powrocie do domu. Nic dziwnego, za nami, licząc trasę zawodów na orientację, około 100km.

Dziękuję wszystkim za dołączenie do nas, za fantastyczne towarzystwo, cierpliwość i gratuluję kondycji - średnia wyszła chyba ponad 20 km/h, co biorąc pod uwagę sumę podjazdów było świetnym wynikiem, szczególnie jak na jazdę w grupie.

Tak myślę, czy udałoby się zrobić jeszcze jakiś wypad przed zimą?

Kontrolnie do Wisły

Piątek, 5 czerwca 2015 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Skontrolować trasę, którą za dwa tygodnie mamy poprowadzić 50 osób oraz skontrolować, czy sam po takiej przerwie dam radę.

Czasu mało więc pobudka jeszcze przed świtem, o piątej muszę być w Gliwicach, pod firmą. Rześko, dojeżdżam do firmy, chwilę później dołącza do mnie Amiga. Około 5:30 ruszamy pretestować trasę. Początek ładną i przemyślaną rowerówką.

Oby więcej takich dróg © djk71

Od Bojkowa już mniej ciekawy kawałek do Gierałtowic. Na szczęście od tego momentu już będziemy jechali z dala od głównych dróg.
Mijamy ciekawą kapliczkę.

Kapliczka koła łowieckiego © djk71

Chwilę póxniej niezbyt ciekawy odcinek. W finalnej wersji trasy go nie będzie.

Tego nie lubimy © djk71

W Dębieńsku planujemy postój obok kościoła.

Dębieńsko © djk71

Na Alei Kasztanowców chyba jakieś zabiegi lecznicze...

Kasztanowiec © djk71

Przed nami podjazd. Na wykresach wyglądał gorzej. W nagrodę duża piłka :-)

Radar, czy piłka? © djk71

W Orzeszu Darek zmienia dętkę... Dawno na wspólnym wyjździe nie mieliśmy awarii...

Tradycyjnie © djk71

To nie jedyna dziś awaria w Darka rowerze. Przestał działać też jeden pedał. Ale siłowe rozwiązanie pozwoliło Amidze jechać dalej.

Odwiedzamy osadę warowną, ale jakoś nie zrobiła na nas wrażenia.

Białogród - osada warowna © djk71

Chwilę później krótki postój w Strumieniu. Czas na drożdżówki :-)
Nie da się zrobić ciekawego zdjęcia bo dziś w planie... Dzień Dziecka :-)



Będzie się działo, bedzie zabawa © djk71

Mijamy stawy w okolicach Zaborza.

Góry już blisko © djk71

W Skoczowie niespodziewany remont na trasie. Może trochę potrwać jeśli tak im będzie szło...

Koparka wodna? © djk71

Teraz już jedziemy wzdłuż Wisły. Krótka przerwa na uzupełnienie kalorii i jedziemy dalej. Czuć, że jest pod górkę :-)
Wkrótce jednak docieramy do Wisły.

Tym mostkiem nie pojedziemy © djk71

Kilkaste metrów asfaltem i finałowy podjazd pod docelowy hotel.

Nie zabawiamy tu jednak długo, zjeżdżamy do centrum i czas na obiad. Smakuje :-)

Krótko potem lądujemy w pociągu.

Powrót pociągiem © djk71

Czas sprawdzić co słychać w świecie :-)

Sprawdza Endomondo, czy Fejsa? © djk71

Wysiadamy w Ligocie. Poczekalnia nieczynna.

Ciekawa poczekalnia © djk71

Stąd do Zabrza już najkrótszą drogą. Okazuje się, że komputery wskazują większe podjazdy na tym odcinku, niż na trasie do Wisły. Ciekawe... :-)

Fajna wycieczka. Trasa spokojna, mam nadzieję, że wszscy przejadą. Oczywiście jeśli choć trochę trenowali ;-)


Kadencja: 79

Harpagan 49

Sobota, 18 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Kolejny Harpagan przede mną. Do bazy w gminie Kaliska docieram wczesnym wieczorem. Zmęczony. Potwornie. Za mną tydzień w  delegacji. W ciągu ostatnich 35 godzin 22 godziny spędziłem w samochodzie. Z tego większość za kółkiem. Spałem godzinę i trochę wczoraj w nocy podrzemałem w samochodzie. A gdzie wypoczynek przed startem?

W bazie © djk71


Na miejscu czekają już na nas Monika i Ania, które zarezerwowały nam świetną miejscówkę w roku sali. Dzięki dziewczyny :)

Ładne te bluzy © djk71

Rozkładamy się wraz z Jackiem i Grzesiem. Rejestracja, odebrania pakietu startowego i chipa i przygotowanie rowerów. Wszystko idzie sprawnie, jest czas na przywitanie się ze znajomymi, a tych tu nie brakuje :-)

Czas przygotować rowery © djk71


W końcu czas położyć się spać, Rano pobudka około piątej, bo start jest o 6:30. A potem 12 godzin czasu i w optymalnym wariancie 200km, a do odszukania 20 punktów o różnych wartościach przeliczeniowych.

Start
Wydaje się, że byłem przygotowany do startu już wczoraj, dziś też wstaję, jak mi się wydaje, wystarczająco wcześnie. Jednak jak zwykle tuż przed startem okazuje się, że czasu jest za mało. Czekając na rozdanie map orientuję się, że mam pulsometr, ale pasek został w bagażu.  Okulary do czytania zostały... w domu... Kompas odnajduję w ostatniej chwili. Masakra.
W międzyczasie dostaję szybkie zaproszenie na Leśne Dukty :) Kuszą... :-)

Dostaję mapę i... jak zwykle nic nie widzę. Jedna wielka plama... I jak tu wyznaczyć trasę. Kiedy się do tego zabieram część już ruszyła. I choć wiem, że nie powinienem tego robić ulegam presji czasu i wytyczam tylko drogę do pierwszych czterech punktów. Reszta potem.

PK 9 - Jez Wygonin - plaża
Ruszam wraz z moimi towarzyszami z poprzedniej edycji. Pada deszcz, który po chwili zmienia się w śnieg. Jest zimno. Jedziemy dość szybko. W pewnym momencie Monika widząc, że Ania z Jackiem zostali z tyłu mówi żebym jechał dalej sam, bo będą mnie tylko spowalniać. Chwilę się waham, ale czuję, że mam siłę i jadę. Punkt banalny. Zimno w palce u rąk.

Jest pierwszy punkt © djk71


PK 15 - Studzienice - akwedukt
Pierwsze zawahanie, ale po chwili jestem na punkcie. Co chwilę padający deszcz sprawia, że chowam okulary do plecaka. Teraz już zupełnie nic nie widzę na mapie :-(

Mam za szeroką kierownicę na ten mostek © djk71


PK 3 - Zimne Zdroje - droga leśna
Zatrzymuję się na rozjeździe i zamiast wybrać prostą drogę do punktu wybieram trasę lekko dookoła, bo jest trochę więcej asfaltu. Dogania mnie Grześ i woła żebym jechał krótszą drogą. Ignoruję to i dopiero dostaję kopa chcąc nadrobić na asfalcie i przybyć na punkt co najmniej w tym samym czasie, co On. Niestety w realu jest więcej ścieżek niż na mapie i w efekcie, gdy odbijam chipa po Grześku już nie ma śladu.

PK 12 - Szlachta - skrzyżowanie przecinek
Banalny dojazd do punktu. Trochę mi zimno w stopy.

PK 16 - Kocia Knieja - skrzyżowanie przecinek
Jako, że na starcie nie rozrysowałem całej trasy to zatrzymuję się przy stacji Lipowa Tucholska i próbuję rozrysować resztę. Nie jest łatwo. Zupełnie nie wiem w jakiej kolejności sensownie zaliczyć 10-16-6-20. W efekcie zupełnie nie wiedzieć czemu odpuszczam zaliczenie PK 10. Bez sensu.

Przy stacji, w tle wieża ciśnień © djk71

Jadę na Śliwice. W Śliwiczkach o mały włos nie mijam skrętu, ale Asia, którą chwilę wcześniej wyprzedziłem woła, że to chyba tu. Punkt zaliczony.

PK 6 - Błędno - polana leśna
Wyjeżdżam na asfalt i... przede wszystkim trzeba posmarować łańcuch. A niby wczoraj smarowałem. Deszcz i piach zrobiły swoje. Myli mnie nieco polana, którą mijam i zaczynam szukać w złym miejscu. A wystarczyłoby żebym chwilę wcześniej odwrócił głowę w lewo.

W lesie © djk71


PK 20 - Stara Rzeka - skrzyżowanie przecinek
Skręcam wzdłuż rzeki i...nieco się gubię wjeżdżając prawie w czyjeś gospodarstwo. Skutecznie powstrzymuje mnie przed tym wataha psów wybiegająca z podwórka. Nie wiedziałem, że tak szybko potrafię pokonywać piaszczyste podjazdy... Chwilę potem Daniel kieruje mnie we właściwą stronę.

PK 14 - Stara Huta - skraj lasu (nieodnaleziony)
Wyjeżdżając z punktu coś mi się nie podoba. W efekcie nie do końca jestem pewien, w którym miejscu wyjechałem na drogę.

Droga główna © djk71

Gęsta sieć przecinek nie ułatwia w zorientowaniu się gdzie jestem. W efekcie po kilkudziesięciu minutach jeżdżenia i zastanawiania się gdzie jestem wracam na drogę, na której przed chwilą byłem. Odpuszczam punkt.

PK 8 - Kałębnica - droga leśna
Mam za sobą ponad 80km i zaczynam czuć ból w udach i po raz kolejny ostatnio coraz trudniej mi wytrzymać siedząc. Dziwne, kiedyś nie miałem takich problemów. Czuję prawdziwe zmęczenie. Do tego ta pogoda - raz coś pada, innym razem prószy, by w końcu słońce sprawiało, że jestem cały mokry.
I jeszcze rower nie chce jechać. Ślizga się gdzieś na piachach (mimo, że niby jadę czerwoną drogą). Po chwili już wiem co jest grane. Mam mało powietrza z przodu. Nie chce mi się zmieniać dętki. Dopompuję i zobaczę co będzie się działo.

Po drodze fajnie widać gdzie jest granica województw. I nie chodzi o tablicę ;-)

Granica województw © djk71

Do punktu dojeżdżam bez problemu.

PK 18 - Kasparus - mostek
Za to wracając z punktu po raz kolejny dziś  nie pilnuję kierunku i nadrabiam jakieś 5km. Zmęczony. Kiedy dojeżdżam do Skórzenna decyduję się na odpoczynek. Siadam na przystanku. Jem, piję i... postanawiam wrócić do bazy. Dziś mnie Harpagan pokonał. Jest tylko mały problem. Do bazy jest jakieś 50km :-( Do tego nie ma prostej drogi, a trasa wiedzie obok... kilku punktów.

Nic tu nie widziałem © djk71

W końcu ruszam dalej. Mimo, że dopiero co jadłem zatrzymuję się w sklepiku w Kasparusie. Od wejścia wołam Coli! Cukru! Na miejscu wypijam prawie litrową butelkę.
Ruszam w drogę do punktu. Wydaje się być prosty, a mimo to trafiam tam dopiero za drugim podejściem i to chyba głównie dlatego, że nie tylko ja tam zmierzam.

Punkt był tuż przy mostku © djk71


PK 11- Jez Kochanka - pole biwakowe
Teraz do wyboru: dwójka, albo jedenastka. Jedenastka więcej waży więc wybieram jezioro. Przyglądając się mapie jeden z mieszkańców wioski próbuje mi radzić którędy powinienem jechać - "bo tam wszyscy pojechali" :-)
Droga na Wdecki Młyn i atak z góry wydają się proste. Niestety w lesie po raz kolejny plątanina ścieżek sprawia, że znów nie wiem, w którym jestem miejscu.
Kiedy po dłuższym błądzeniu trafiam w końcu na jezioro, okazuje się, że... to nie to. Nie wiem jak to dziś robię, ale jednak się udaje... :-(
Stąd jednak już droga prosta. Przed punktem doganiam Marcina, ale to on pierwszy go zdobywa jadąc ścieżką, której nie widzę na mapie.

PK 17 - Sowi Dół - polana śródleśna
Wyjazd na asfalt i droga do ostatniego dziś celu. Teraz już nawet lemondka nie pomaga, rower nie chce jechać. Nie wiem, czy to wiatr, który przez cały dzień daje mi chyba w kość, czy to powietrze, które uchodzi, a co zauważę dopiero w bazie, czy po prostu brak kondycji. Tak czy owak do punktu docieram ostatkiem sił.

Meta
Do mety zostaje jakieś 11-12km.

Nie dość, że pod górkę to jeszcze wieje © djk71



Najtrudniejsze dziś chyba km. Odliczam odległości do każdego skrzyżowania, mostku, charakterystycznego punktu. Na mecie po raz ostatni przykładam kartę do czytnika, oddaję rower do przechowalni i... czkam na zgon.

Nawet nie wiem ile mam zaliczonych puntów. Idę oddać chipa i już wiem, że zaliczyłem 11 z 20 PK, przeliczeniowo 37 z 60. Czyli wynik identyczny jak w Kwidzynie. Tylko kilometrów mniej, ale i tak o wiele za dużo. Nie jestem zadowolony, ale jestem tak zmęczony, że nawet nie mam siły być wściekły.

Jedzenie, kąpiel i... łoże... Widzę, że nie tylko ja jestem zmęczony.

Niby jeszcze żyję © djk71


Nie mam nawet siły usiąść z chłopakami, którzy siedzą raptem 2 m ode mnie i omawiają dzisiejszą trasę. Ponoć była banalna nawigacyjnie. Stąd też kilkunastu harpaganów na trasie rowerowej. Dla mnie nie była prosta ani kondycyjnie, ani nawigacyjnie. Nigdy nie przepadałem za mapami setkami, a bez okularów to już zupełna porażka. Nic, trzeba ćwiczyć...

Podsumowanie
Jak zwykle impreza organizacyjnie przygotowana doskonale. To zasługa zarówno samych organizatorów jak i dużej liczby wolontariuszy obsługujących punkty na trasie, punkty informacyjne w bazie, przechowalnię rowerów itp... Ale co się dziwić, to w końcu 49 edycja. Jesienią jubileuszowa edycja nr 50 ;-) Mimo porażki na tej edycji już planuję przyjazd jesienią :-)

Świetne wrażenia z imprezy to oczywiście również olbrzymia zasługa fantastycznych ludzi, którzy się tu pojawili w liczbie... 1274 osób! Z tego na trasie TR200 wystartowało 124 zawodników i zawodniczek. Jak zwykle miło było spotkać znajome twarze, choć nie z każdym udało się porozmawiać. Gratulacje dla Harpaganów, jak i dla wszystkich, którzy odważyli się zmierzyć ze swoimi słabościami. W końcu motto imprezy to: Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzą



Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Pierwsze (z czterech) w tym roku zawody w ramach Pucharu Bike Orient. Jakiś czas temu, wracając z jakiejś delegacji przyglądałem się wiatrakom na Górze Kamieńsk i żaliłem się mojemu towarzyszowi podróży, że nigdy tu jeszcze nie byłem. Tego samego dnia, po powrocie do domu przeczytałem, że to właśnie tu odbędą się pierwsze zawody BO w tym roku :-)

Jedziemy na imprezę silną ekipą z firmy: Andrzej, Krzysiek, Amiga i ja. Czyli oprócz walki z innymi zawodnikami będzie można powalczyć między sobą. :-)

Przyjeżdżamy na miejsce sporo wcześniej. Po pierwsze zapowiedziało się ponad 300 osób więc już w biurze może być tłok, po drugie umówiłem się, że pooglądam i przymierzę mapnik oferowany tam przez jednego z producentów. Niestety mapnik jest jak dla mnie zbyt nisko montowany, jadę więc ze swoją samoróbką.

Szybka rejestracja, odbiór pakietów startowych i pora przygotować rowery. W międzyczasie oczywiście pogaduchy z organizatorami i dziesiątkami znajomych.

Elegancki strój © djk71
Miło widzieć znajome twarze © djk71


W końcu rowery gotowe, my ubrani (na krótko, bo dziś ciepło), można więc ruszać na odprawę. Już wcześniej zdecydowaliśmy z Krzyśkiem, że jedziemy razem. Dołącza do nas Tadzik.

Start

Mapy dostajemy jakieś 10 minut przed startem. Kreślimy trasę. Krzysiek, choć pierwszy raz na takiej imprezie zachowuje się jak stary wyjadacz, kontrolując co robię i podpowiadając ew. modyfikacje trasy. Padało hasło start i jak to zwykle jedni ruszają od razu, inni kończą rysować, pozostali włączają Endomondo itp.

Okolica może być ciekawa © djk71


Podoba nam się mina jednego z operatorów telewizyjnych: To już wystartowali? Spodziewał się chyba typowego startu jak na zwykłych maratonach, że wszyscy ustawią się za bramą startową i ruszą równocześnie. Nawet niezłą miejscówkę sobie zajął tylko... tu wygląda to inaczej. Chyba trochę się zezłościł... :-)

PK 5 - skraj lasu
Spokojnym tempem w długim pociągu, wyprzedzając kolejnych zawodników docieramy do punktu.

Doganiamy Amigę © djk71

Kolejka do podbicia kartki. Cofamy się lekko na wschód i jedną ze ścieżek na północ przebijamy się przez miejscami podmokły teren do trochę bardziej utwardzonej gruntówki. W tym momencie zostaje gdzieś z tyłu Tadzik. Chwila zawahania, czy czekać, ale stwierdzamy, że jak ma siłę i odpowiada mu nasze tempo to nas dojdzie,jeśli nie to pewnie świadomie odpuścił.

PK 20 - skrzyżowanie ścieżki z rowem
Tu również grupki zawodników (choć już mniejsze) przed nami, nie trzeba więc specjalnie wysilać się przy szukaniu punktu. Wyjeżdżając zastanawiamy się chwilę, czy nie pojechać terenem, ale chyba asfalt będzie dziś szybszy, nawet jeśli nadłożymy kilka km.

PK 17 - szczyt góry
Płasko tu nie jest. W pewnym momencie podjazdu większość schodzi i kawałek podprowadza. Jak zwykle na punkcie spotykamy kilkoro znajomych. Krzysiek sugeruje zjazd z góry nieco inną trasą i okazuje się to być niezłym pomysłem.

PK 12 - przy drodze
Świetna szutrówka od wschodu, ale jak się okaże zawodnicy docierają na punkt z różnych stron.

Na trasie © djk71
Też tam byłem © djk71

Lubię taki klimat © djk71


PK 4 - brzeg jeziorka
Po wyjeździe z punktu Krzyś zalicza na szczęście niegroźną glebkę.

Bez upadku nie ma zabawy © djk71

Po dotarciu na asfalt lekko się zagubiłem. Zmyliła mnie rzeczka przez którą przejeżdżaliśmy i zaczęło mi się wydawać, że wyjechaliśmy bardziej na północ. Szczęśliwie ratuje nas jeden z wyjeżdżających z punktu zawodników, bo pewnie stracilibyśmy tu sporo czasu.

Punkt przy brzegu © djk71

Wracamy na południe obok cmentarza. Chwilę później Krzysiek oznajmi mi, że wybiera trasę Mega. Czyli dalej jadę sam.

PK 9 - szczyt wzniesienia
Po drodze piaski, dadzą nam dziś w kość. Na mapie mały galimatias, ścieżki mieszają się z przewodami energetycznymi, ale udaje się trafić bezbłędnie.

PK 1 - wiata (bufet)
Do punktu wiedzie piękna rowerówka.

Do bufetu © djk71

Na miejscu jak zawsze bogato, choć znów się nie załapałem na ciasto. Mavic mówi, że było, ale albo wcześniej, albo tak się spieszyłem, że nie zauważyłem.

Szybki bufet © djk71


PK 18 - schron
Kolejna rowerówka. I kolejna dobrej jakości. Wcale nie kusi żeby wyjeżdżać na drogę. Punkt wewnątrz schronu.

Punkt w schronie © djk71


PK 6 - zbocze doliny
Planowałem wrócić do asfaltu, ale Marcin na swojej przełajówce sprowokował mnie do jazdy szlakiem konnym (nie cierpię ich bo są mocno piaskowe). Przebijam się do mostku i ruszam do punktu z drugiej strony Widawki. Punkt znaleziony bez problemu. Próba wyjazdu na skróty kończy się powrotem na drogę, którą tu dotarłem. 

PK 11 - samotne drzewo
Jadę wzdłuż nasypu. Stąd ma odbić ścieżka w prawo. Jak zawsze ścieżek jest kilka, ale ta którą wybrałem prowadzi wprost do drzewa.

Jest i drzewo © djk71

Jak się okazuje innymi też można było tu dojechać.

PK 13 - punkt triangulacyjny
Operacja pustynna burza. Piachy piachy i jeszcze raz piachy.

Dokoła mokro, a pod kołami sucho © djk71

Do następnego punktu nie jest daleko, ale na przeszkodzie stoi rzeka Widawka. Jak się potem okaże niektórzy zdecydowali się przez nią przeprawić. Ponoć strasznie głęboko nie było.
Wracając dwóch zawodników odbija w prawo. Chyba popełnili błąd bo tam jest tylko jezioro. Ja wracam drogą, którą tu dotarłem. Kawałek dalej spotykam kolegów, którzy skręcili do jeziora. Okazało się, że była tam grobla. Co prawda prywatna i właściciel ponoć użył nawet straszaka, ale przejechali.

PK 19 - brzeg stawu
Dojazd wydaje się prosty, a jednak chwila dekoncentracji i gubię się w plątaninie ścieżek.
Nie do końca jestem pewien, czy to co widzę to staw, czy zaznaczone na mapie bagna.

Bagno, czy staw? © djk71

Kolejna woda to... rzeka.

Zakola Widawki © djk71


Ale nie jest źle. Zakola są tak poukładane, że łatwo identyfikuję na mapie gdzie jestem i teraz już bez problemu namierzam punkt.

PK 14 - szczyt wydmy
Łatwy dojazd. Karta podbita

PK 15 - Kopiec
Długi przelot głównie fantastycznymi drogami rowerowymi. Nie myślałem, że na zawodach będę z nich korzystał z taką przyjemnością.

Taśmociągi © djk71

W okolice punktu dojeżdżamy w kilka osób, koledzy jadą, ja się zatrzymuję bo coś za daleko w las wjechaliśmy. W tym samym czasie jeden z nich również wraca i woła: Jest punkt!. Faktycznie wystarczyło się odwrócić :-)

PK 10 - punkt widokowy
Kolejny przelot na świetne miejsce widokowe. Aż by się chciało tu chwilę dłużej posiedzieć i popstrykać.

Ciekawy widok © djk71


Niestety nie dość, że inni zawodnicy gonią to czas strasznie szybko ucieka. Coś się obawiam, że nie zdążę już wjechać na... Górę Kamieńsk. :(

PK 16 - granica rezerwatu
Oj lemondka się dziś przydaje. Kolejny przelot asfaltem.

Da się zrobić dobrą drogę rowerową © djk71

Punkt łatwy do odnalezienia.

PK 8 - dno wyrobiska
W namierzeniu punktu od zachodu pomaga jeden z zawodników, który akurat chwilę wcześniej zjeżdżał z jak mi się wydawało punktu. Dobrze mi się wydawało.
Zostały trzy punkty na Górze Kamieńsk i około godziny czasu. Mało, tym bardziej, że będą podjazdy.

PK 3 - domek myśliwski
Pierwszy podjazd. Udaje się minąć kilku zawodników, którym chyba kąt nachylenia się zbytnio nie podobał :-)

Domek myśliwski © djk71


PK 7 - szczyt góry
Długie podjazdy asfaltem. Może jednak trzeba było wziąć te punkty na początku, a nie teraz, gdy człowiek jest zmęczony i w niedoczasie... Z rozpędu omijam skręt w prawo i... ląduję pod punktem i pod piaskową ścianką. Trzeba rzucić rower i wspiąć się do góry. Nie jest to łatwe.

Wspinaczka po piachu © djk71
Teraz w dół © djk71

Czasu zostało około 15 minut, a przede mną jeszcze jeden punkt. A spóźniać się nie warto, bo za każdą rozpoczętą minutę spóźnienia odejmuje się jeden zaliczony punkt :-(

PK 2 - skraj stoku narciarskiego
Gnam do punktu co sił. Na szczęście jest tu kilka innych osób (m.in. Zdezorientowani) i nie muszę się wysilać szukając punktu.
Punkt podbity, teraz tylko zjazd do mety. Nawet nie patrzę na zegarek. Pędzę co sił trasą z niespodziankami. Co chwilę wyskakuje mi mapnik i nie mam ja go wcisnąć, bo kierownicę trzeba trzymać mocno.

Meta
Tuż przed metą jeszcze jakieś barierki, ale omijam je i przejeżdżam linię mety. Zdążyłem. 7:55:11 (limit czasu to 8:00:00). Przywiozłem komplet punktów. Trzecie zawody - trzeci komplet - oby tak było za tydzień ;-)  Na trasie MEGA/GIGA wystartowało ponad 200 uczestników i prawie 50 uczestniczek. Na GIGA zakwalifikowanych zostało 82 mężczyzn i 15 kobiet. Udało się skończyć na 16 miejscu. Reszta zaliczyła 10 lub mniej PK, czyli dystans MEGA.

Na mecie jest nawet hostessa :-) © djk71


Zmęczony, bardzo. Na szczęście Krzysiek oferuje się, że poprowadzi samochód w drodze powrotnej ;-) Można więc iść zaliczyć gulasz, uzupełnić płyny i pogadać ze znajomymi.

Podusmowanie
Zmęczony i zadowolony. Świetna trasa. Z jednej strony doskonałe drogi rowerowe, z drugiej piachy dające w kość. Zarówno przebieg dróg, jak i usytuowanie punktów pozwalały cieszyć oczy przeróżnymi widokami. Organizacja i atmosfera jak to ma od wielu lat miejsce na Bike Oriencie bez zarzutu. Od razu przypomina mi się wpis jaki popełniłem kilka miesięcy temu o Idealnym Maratonie na Orientację.
Jedną rzeczą, do którą bym jeszcze zmienił, ale może to kwestia gustu to... opisy punktów. Wolałbym żeby były na osobnej kartce, bo tak musiałem po raz kolejny niszczyć mapę żeby je oderwać i mięć zawsze na widoku. Ale może to kwestia gustu.

Wielkie dzięki organizatorom za świetną imprezę, a znajomym za wspaniałe towarzystwo zarówno o w bazie, jak i na trasie. Do następnego razu (niestety chyba w czerwcu mi się nie uda dojechać)!

Kadencja: 66 (widać piachy)



Róża Wiatrów 2015

Sobota, 28 marca 2015 · Komentarze(13)
Po raz pierwszy udaje mi się w końcu dotrzeć na Różę Wiatrów. Bardzo późnym wieczorem docieram do bazy w podpoznańskich Koziegłowach. Miło spotkać po kilkumiesięcznej przerwie wielu znajomych.

Najpierw rozpakowanie się, przygotowanie na jutro plecaka i roweru i można jeszcze trochę posiedzieć i pogadać, np. o przełajówkach ;-) W końcu jednak kładę się spać, bo pora naprawdę późna.

Pamiątka z imprezy © djk71


START
Kiedy się budzę większość jeszcze śpi.

Rowery gotowe © djk71


Śniadanko, wybór ubrania i oczekiwanie na rozpoczęcie imprezy. Kwadrans przed startem krótka odprawa i dostajemy po dwie mapy formatu A3 w skali 1:50 000. Mamy kilka minut na zaplanowanie trasy. O ósmej start. Przed nami 150 km w 15 godzin. Czasu wydaje się być aż nadto, ale jak zwykle wszystko wyjdzie "w praniu".

Narysowanie trasy wcale nie jest takie proste, robię drobne korekty. W końcu ruszam.

PK 4 - Zakręt rowu
Zaraz po starcie modyfikuję plan dojazdu do punktu sugerując się grupką, która jedzie przede mną. Chwilę po wjeździe w teren lekkie zamieszanie. Nie lubię jazdy w grupie bo wtedy instynkt stadny bierze górę nad racjonalnym myśleniem - skoro inni tam jadą to ja też. Po chwili korekta i jest punkt.

PK 3 - Mulda

Kolejny bliski punkt. Kiedy dojeżdżam na punkcie tłumy - nie muszę szukać.

PK 2 - Skraj lasu

Tu również nie ma problemu, choć jak się okazuje Ci którzy atakowali trochę bardziej z południowo-wschodniej strony mieli z tym trochę problemu.

PK 20 - Na ścieżce
W drodze do punktu udaje się wyprzedzić kilka kolejnych osób. Podbijam punkt i wyjeżdżając z niego skręcam w lewo i wracam do asflatu. Na mapie mam co prawda kreskę w prawo, ale pamiętam, że rysując trasę zmieniłem plany co do tego odcinka.
Coś mi jednak nie daje spokoju i wyciągam mapę z mapnika. Szlag by to trafił. Miałem skręcić w prawo i... jechać do PK 15. Zawracam.

PK 15 - (brak opisu)
Dojazd do punktu bez problemu, po raz kolejny wyprzedam te same osoby.

Przegapiłbym ten punkt © djk71


Zamiast jak większość wrócić do Wierzonki decyduję się objechać jezioro mając nadzieję, że lekkie nadłożenie drogi odrobię jadąc asfaltem. I rzeczywiście jedzie się szybko, tyle, że mocno pod wiatr.

PK 12 - Skrzyżowanie dróg
Punkt zaliczony bez problemu. Pierwsze gałęzie zaplątane w koło. Ot teraz będzie się tak częściej działo.

PK 19 - Koniec rowu
Punkt był chyba tak prosty, że nawet go nie pamiętam.

PK 5 - Zakręt rowu
Z poprzedniego punktu czerwonym rowerowym przez Zielonkę. Chyba trochę dookoła. Do tego przed punktem dojeżdżam do kilku innych zawodników i jak to bywa w takich przypadkach znów się sugeruję nimi i zaczyna się szukanie. W końcu powrót do głównej drogi  drugie podejście - tym razem trafiony - zatopiony.  Ale przynajmniej z kwadrans stracony. Wyjeżdżając z punktu mijam się z Grześkiem. Pewnie zaraz mnie dogoni.

PK 7 - Skrzyżowanie dróg
Dogania mnie przed punktem dziwiąc się czemu tak wolno jadę. Nie wiem, mam za sobą niecałe 50km i zaczynam czuć zmęczenie. Za szybkie tempo na początku? Fakt, puls był cały czas wysoki. Karta przedziurkowana. Zaraz długi asfalt więc Grzesiek już zaciska dłonie na lemondce. Nawet nie próbuję mu dotrzymać tempa.

PK 16 - Skrzyżowanie drogi z rzeką, pod mostem, zach. str.
Prawie 11km asfaltem, a ja ledwo jadę. Na punkcie banan - może zadziała lepiej niż wcześniejszy batonik.

Punkt był pod mostem © djk71


PK 17 - Skrzyżowanie  drogi i strumienia
Wylatuję z lasu na wprost czerwonego szlaku. W planach miałem jechać drogą biegnącą nieco bardziej na zachód, ale po raz kolejny dziś ruszam za innymi zawodnikami i to okazuje się być porażką. 20 minut straconych w poszukiwaniu banalnego punktu!!!

PK 18 - Skrzyżowanie dróg
Kolejny długi przelot - 12 km. Czuję straszne zmęczenie. Po głowie chodzi tylko jedna myśl - Wróć do bazy! Trochę trwa zanim udaje mi się pozbyć tego diabełka...

Chwila przerwy w pobliżu przystanku - byłem tak zmęczony, że przeczytałem: Przystań (zamiast Przystanek) i długo się zastanawiałem o co chodzi. Mijając mnie Jarek z Krzyśkiem proponują piwo, wolałbym masażystkę :-)

Przy przystanku Budziszowice © djk71

Trochę przed punktem wyprzedza mnie Marcin z uszkodzonym mapnikiem. Nie mam siły żeby mu siąść na kole.

PK 10 - (brak opisu)
Wciąż bolą mnie uda, ale psychicznie trochę lepiej.

Droga © djk71


PK 6 - Brzeg stawu wsch. strona
Dojeżdżam przez Mściszewo. Znajduję staw ale nie ma punktu. Chcę zadzwonić do organizatora, ale na mapach nie ma numeru telefonu. Porażka. Trudno robię dokumentację fotograficzną i jadę.

Staw, ale nie ten © djk71


Jeszcze jeden rzut oka na mapę i... po chwili mam drugi staw, albo coś co nim kiedyś było. Jest też i punkt. Kilkanaście minut w plecy :-(

PK 9 - Skrzyżowanie drogi i strumienia
Znów długi przelot.

Przed pałacem w Biedrusku © djk71

I skręcam do punktu zbyt daleko fundując sobie niezły podjazd.

PK 14 - Skarpa, u podnóża

Łatwy i ładny punkt.

Drzewa © djk71


PK 13 - Skrzyżowanie dróg
W planach miałem jechać do punktu objeżdżając Jez. Bolechowskie. Ta trasa wydawała mi się najprostsza. Finalnie jednak wybrałem opcję południowo-wschodnią. Mimo zawahania wjeżdżam na punkt bezproblemowo.

PK 8 - Mulda
Mijam Kamińsko, wjeżdżam na czerwony szlak i trzymając się głównej drogi w lesie szybko go gubię. Ląduję w Potaszu, czyli znów kilka km gratis. Mimo to punkt zaliczony. Czuję już zmęczenie, bo wracajac z punktu nawet nie próbuję podjeżdżać tylko wprowadzam rower na górkę.

PK 11 - Obniżenie
Do punktu docieram bezbłędnie choć łatwy nie był, szczególnie, że dopiero na mecie dostrzegam, że było do niego całkiem przyzwoite rozświetlenie. Po raz drugi dziś okazuje się, że mam za mały mapnik i nie wszystko widzę.

Po drodze po raz pierwszy na żywo widzę ducha...

Ghost Bike © djk71


PK 1 - Zakręt suchego rowu
Zaczyna się robić ciemno. Zaliczam punkt i pora włączyć oświetlenie i założyć czołówkę.

Meta
Teraz tylko trzeba wydostać się na asfalt i dojechać do mety. Jest i asfalt tylko czemu kompas mi każe skręcić w inną stronę niż wychodzi mi z mapy? Skręcam... tak jak chciałem. Dojeżdżam do miasta i stąd już prosta droga do Koziegłów. Tylko czemu biegnie na południe kiedy miała na południowy - zachód? Moje podejrzenia okażą się słuszne kiedy w domu analizuję co zrobiłem. Zamiast w Kicinie wyjechałem w Czerwonaku. Masakra. Na szczęście po chwili jestem na mecie.

Zostawiam rzeczy i idę na dużą porcję makaronu, drożdżówkę i herbatę. Potrzebowałem tego :-)


Podsumowanie
Z jednej strony nie jest źle - komplet punktów i prawie cztery godziny przed końcem czasu. Z drugiej jednak najlepsi przyjechali chyba z cztery godziny przede mną! Ale pewnie oprócz tego, że im noga podawała to nie robili takich głupot jak ja dzisiaj.

Niby jestem zadowolony, że kolejny komplet punktów, ale też wściekły na proste błędy nawigacyjne. Do tego zaskoczony, że tak szybko brakło mi sił, zaczęły boleć nogi i... siedzenie.

Mimo wszystko cieszę się, że przyjechałem, że wystartowałem, że była okazja dłużej niż zwykle pogadać z wieloma znajomymi.
I pooglądać rowery :-)

Trochę zabawek © djk71


Teraz tydzień przerwy świątecznej, a potem Bike Orient.

Kadencja:76



Ciężka Anka

Niedziela, 8 marca 2015 · Komentarze(19)
Wyjazd na Annaberg. Wyjątkowo ciężki.

Che się jechać © djk71

Ciężki bo samotny
W sumie do końca nie wiedziałem, czy i gdzie pojadę. Kiedy w końcu wieczorem wysyłam kilka SMS-ów okazuje się, że wszyscy już mają jakieś plany. Mogłem jeszcze zagadać w necie, ale jakoś nie wpadłem na to.

Ten wiadukt nie budzi mojego zaufania © djk71

Ciężki, bo wietrzny
Już zapomniałem, że przed dłuższą wycieczką warto sprawdzić kierunek wiatru. A tak miałem cały czas wiatr od południa jadąc w kierunku zachód - wschód przez cały niemal czas w otwartej przestrzeni. Zmęczył mnie strasznie.

W podzięce za ocalały z pożaru kościół © djk71

Ciężki, bo jechało się ciężko
Po 2km trasy puls wskoczył na 170+ i tak już został prawie do końca. Nie wiem o co chodziło, czy to efekt choroby, czy coś zupełnie innego, bo nie szalałem na trasie. W drodze powrotnej nawet nie dałbym rady szaleć. Im bliżej domu, tym częściej zatrzymywałem się, albo chciałem to zrobić. Czułem się jak pod koniec pierwszej w życiu dwusetki.


Chwała bohaterom © djk71
Pomnik Powstańców Śląskich © djk71

Ciężko bo bolało
Uda, dłonie, nadgarstki, przedramiona i... już sami wiecie co najczęściej boli... I nie wiem czemu :-(

Podjechałem, choć powoli © djk71

Ciężko bo bolało nie tylko ciało
Znów ciężki okres, wczoraj musiałem wcześniej wrócić z pracy... ogólnie ciężko. Może dlatego celem był Annaberg?

Zatrzymałem się tylko koło Papieża, w kościele była msza © djk71


Ciężko bo niebezpiecznie
Trzy razy mało mnie samochód nie potrącił. Z tego dwa razy z mojej winy. Tak to jest jak się jedzie i nie myśli o drodze tylko...

Za pierwszym razem wjechałem na wąską, wiejską drogę i wyciągając batona z kieszeni zjechałem na środek jezdni. W tej samej chwili na gazetę wyprzedziło mnie coś wielkości nawary. Nie słyszałem go zupełnie. Czasem przydałoby się lusterko.

Lubię ten kosciół w Dolnej © djk71

Za drugim razem chciałem przejechać na drugą stronę jezdni. Z przeciwka nic nie jechało, sprawdziłem czy z tyłu jest wolne i skręciłem. Nie zauważyłem auta które pojawiło się przede mną. Gość (co prawda trochę chyba za szybko) wyjechał zza zakrętu i ratował się, a właściwie mnie efektownym hamowaniem, tańcząc po całej drodze.


Jakoś zawsze mnie kusi żeby zrobić to zdjęcie © djk71

Za trzecim razem to klasyka - dziadek z podporządkowanej. Sprawdził, czy nic nie jedzie, ale uznał chyba, że jako rowerzysta powinienem mu ustąpić pierwszeństwa i władował się tuż przede mnie. Tym razem ja ostro hamowałem.


Krzyż pokutny stawiany przez zabójcę (XIV-XVI w.) © djk71

Ciężko ogólnie jakoś...
Fajnie, że udało się wyjechać, ale nie tak to miało wyglądać. Do tego nie wziąłem mapy, a komórki mi się nie chciało wyciągać i powrót wyszedł w połowie tą samą drogą,, czego nie lubię.

Kadencja: 85


Lodowa Rajza

Niedziela, 22 lutego 2015 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Zapowiadała się ładna pogoda więc w planie był wyjazd na Ankę. Na FB pojawił się jednak pomysł wyjazdu Leśnej Rajzy. Wymiana kilku komentarzy z Adamem, Wojtkiem i Marcinem i jesteśmy umówieni.

Start o ósmej rano i jadę do Świerklańca, gdzie mam się spotkać z Adamem. Dojeżdżamy prawie równocześnie. Od razu dostaję w swoje ręce jego nowego rumaka. Robi wrażenie. Boję się jednak bardziej go przetestować bo przy wjeździe do parku jest lodowisko, może potem spróbuję jeszcze raz. Ale nawet ta chwila pozwala poczuć przyjemność jazdy na fullu. Jeszcze takim czystym :-)

Chwilę potem spotykamy Wojtka, a kilkanaście km dalej Marcina.

Ruszamy do Pniowca, po drodze zauważmy nie zauważony wcześniej pomnik.

Wiernym Synom Ojczyzny © djk71


W Pniowcu ruszamy w teren. Niestety po kilkuset metrach wycofujemy się. lodowisko takie, że nie ma szans jechać.

Śłisko © djk71

Zmieniamy kierunek - Boruszowice. Tu droga niewiele lepsza.Kolejne metry to walka o to, aby nie zaliczyć gleby. W końcu jest asfalt. Długą prostą dojeżdżamy do Bruśka gdzie spotykamy ekipę jadącą z Kalet.

Powitanie i... wjazd w teren. Kolejne km-y po śniegu i lodzie. Po drodze kilka upadków, ale na szczęście wszystko się dobrze kończy.

Krótki postój i zastanawianie się jak przekroczyć Małą Panew :-)

Mała Panew © djk71

W Kokotku krótka wizyta w OW Silesiana. PRL rządzi


Pięknie tu było © djk71

Choć bywają tu ciekawe imprezy...

Słuszne imprezy © djk71

Zdjęcia z imprez © djk71

Ale widoki piękne...

Widok jak nad morzem prawie © djk71

A co to? © djk71

Dojeżdżamy do Piłki. Ktoś ma ciekawy zbiór w ogródku.

Muzeum? © djk71

Ciekawe © djk71

Pora coś zjeść...

Nie ma jak reklama © djk71

Niektórzy wybrali picie... Reklama zadziałała...

I jak tu nie pić? © djk71

Na miejscu więcej rowerów...

Tandem © djk71

Ale są czystsze niż nasze...

Czarny Rzeźnik już nie jest taki czysty © djk71

Trochę to trwa, ale w końcu wszyscy jesteśmy najedzeni i ruszamy w drogę powrotną. Znów ślisko. W sumie nic dziwnego zważywszy gdzie jesteśmy...

Szlak Maratonu Komandosa © djk71


Jako, że już późno rozstajemy się z częścią ekipy i ruszamy w stronę Koszęcina. Tam już asfaltem na Tworóg i Boruszowice. Następny kawałek znaną drogą, teraz trochę więcej wody ale wciąż ślisko.

W Pniowcu Marcin łapie gumę. Ilu facetów potrzeba do załatania dziury?

Damy radę © djk71


Trzech... i fotograf ;-)

Chwilę później żegnamy się z Wojtkiem i Marcinem i wraz z Adamem mkniemy w stronę domu. Mojego domu. Krótki postój przy pałacu w Rybnej i w Wilkowicach i po chwili jesteśmy już na miejscu.

Ja ruszam na obiad, a Adamowi zostaje jeszcze trochę km-ów do domu.

Świetna wycieczka. Fajnie spędzony dzień w ekstra towarzystwie. Lodowisko dało w kość, ale teraz się je już mile wspomina. Tylko rowery trzeba jeszcze umyć :-)

Kadencja: 73

Harpagan 48, czyli wycieczkowo

Sobota, 18 października 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Harpagan 48, czyli wycieczkowo

To mój trzeci Harpagan. Za pierwszym razem pojechaliśmy nie do końca wiedząc co nas czeka. Za drugim już wiedziałem czego się spodziewać, ale brakowało kondycji. Tym razem wydaje się, że z kondycją jest lepiej. Jest plan żeby się pościgać.

Wieczór w Lipuszu pod znakiem spotkań ze znajomymi. Są chyba wszyscy... :-) Na trasie rowerowej TR200 ponad 170 osób, ogółem na wszystkich trasach ponad 1000 osób.

Noc szybko mija i o piątej rano pobudka. Na szczęście rower już gotowy, wszystko inne pod ręką. Ubrany ciepło, bo rano niewiele stopni powyżej zera, a w ciągu dnia ma być niewiele więcej. 

Odbieram mapę i trudno mi wyznaczyć trasę. Punkty nieco porozrzucane, ale najbardziej przeszkadza mi to, że o tej porze słabo widzę ścieżki na mapie. Obok na trasą zastanawiają się Monika, Ania i Jacek. Wszyscy decydujemy się zacząć od PK 15.

PK 15 - Krowia Głowa - autostrada Berlinka
Jedziemy razem... i z tłumem innych zawodników, którzy postanowili zacząć od tego punktu.

No to zaczynamy zabawę © djk71
Damy z siebie wszystko © djk71

Trochę chłodno w dłonie. Tłumnie dojeżdżamy do punktu. Pytanie co teraz, mnie chodzi po głowie dziewiętnastka, a reszcie ekipy siódemka. Decyduję się jechać z nimi. Odpuszczam ściganie się.

PK 7 - Jez Mausz - skrzyżowanie dróg
Prosty dojazd na punkt, choć zaczynają się pierwsze podjazdy :-)

Miejscami jest pod górkę © djk71


PK 19 - Jez Kotynia - plaża
Po drodze do punktu gubi nam się Jacek. Zamiast niego znajdujemy owce. Po chwili jednak znów jest z nami. Kolejny prosty punkt.

Jest punkt, jest wesoło © djk71


PK 3 - Wieprznica - skrzyżowanie dróg

Okolice Kościerzyny, dziewczyny jadą prawie do domu ;)

Ciekawy kościół © djk71


PK 11 -  Małe Płocice - bunkier
Kolejny prosty punkt, tylko ten bunkier jakiś taki, że raczej bym powiedział: "Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście!"

Opis jest, tylko gdzie bunkier? © djk71
Nie wszyscy lubią zjazdy © djk71

PK 17 - Rotembark - polana leśna

Polaną bym tego nie nazwał, ale Smarta Matizem też nie :-) Chwila kombinacji, ale punkt zaliczony. Na Haprpie zamist kart i dziurkaczy mamy chipy RFID

Czytnik na punkcie © djk71

PK 13 - Słupinko - rów rogu
Wjeżdżając na ścieżkę wiodącą do punktu dostajemy małą podpowiedź, od jednego z zawodników wracających z punktów. Ułatwia nam to dotarcie do celu. Tylko Jacek znów gdzieś ginie. Kiedy już do nas dociera zaczynamy podejrzewać czemu zgubił drogę :-)

Gdzie jest PK 13? © djk71


PK 14 - Jez Wdzydze - półwysep
Po drodze musiałem zrobić to zdjęcie :-)

Obce języki © djk71
W drodze do punktu Monice udaje się usłyszeć mój róg. Miała mnóstwo szczęścia.
Punkt pięknie położony, tylko chłodno tam.

Dziewczyny w nowych bluzach :-) © djk71


PK 6 - Raduń - ośrodek sportowy

Już wiemy, że pora wracać do mety.

Krzywe to jakieś © djk71

W drodze do punktu trochę coś pomieszaliśmy, ale naprawiliśmy błąd, a w nagrodę dostaliśmy piękną ścieżkę wzdłuż jeziora. Monika upada po raz kolejny.

Ciekawe skąd ta nazwa © djk71

Przy jeziorku aparaty idą w ruch :-)

Kto zrobi lepsze zdjęcie © djk71


PK 10 - Dziemiany - skrzyżowanie przecinek
W Dziemianach odbijamy jeszcze na jeden punkt. Przy okazji uciekamy z głównej drogi. Kolejny łatwy punkt. Dla nas już dziś ostatni.
Pora wracać do bazy.

Kierunek Lipusz © djk71


Meta

Przyjeżdżamy mając zaliczone 10 z 20 punktów kontrolnych, a przeliczeniowo 33 z 60.

I co? Dałem radę :-) © djk71

Jak na jazdę rekreacyjną to i tak jestem w szoku, że aż tyle. Potrzebowałem chyba takiej jazdy. Spokojnej, w świetnym towarzystwie, sympatycznych rozmów, śmiechu... Brakuje mi tego ostatnio. Ale tu było świetnie ;-) Dzięki ekipie na trasie, dzięki wszystkim, których miałem okazję spotkać podczas tego weekendu.
Jeszcze tu wrócę :-)


Kadencja: 73

Galicja Orient 2014 - dzień pierwszy

Sobota, 4 października 2014 · Komentarze(7)
Galicja Orient 2014 - dzień pierwszy

Dwudniowa impreza na przełomie września i października w Małopolsce już na stałe się wpisała w kalendarz imprez obowiązkowych. Tym razem gościć będziemy w Bolęcinie. W przeciwieństwie do lat ubiegłych przyjeżdżam nad zalew Gliniak rano w dniu startu. Chłodno. Nie wziąłem długich spodni, ani nogawek. Niedobrze. Przygotowanie roweru i pogaduchy ze znajomymi (i nieznajomymi).
Udaje się bez problemu zamontować mapnik obok lemondki.

Szczęśliwy numerek? © djk71


Odprawa
W końcu odprawa, kilka wskazówek i mapa A3 w skali 1:55 000. Rysuję trasę, liczę punkty i jest 17 zamiast 18-tu. Pominąłem PK3, nie chce mi się już modyfikować trasy, dorysowuję tylko drogę do trójki od jednego z najbliższych punktów.

Tło odprawy © djk71

PK 7 - Brama techniczna
Ruszamy w kilka osób, Na prostej udaje się większość wyprzedzić. Wieje wiatr, ale kładąc się udaje się go pokonywać. Pierwszy punk obok magicznych budowli w Alwerni, które przyciągają wzrok przejeżdżających biegnącą obok autostradą.

Kosmiczne miasteczko © djk71

PK 6 - Źródło
Przy szóstce tłok, nie lubię tego.

PK 10 - Przepust
Wyjeżdżając z punktu skręcam w prawo zamiast w lewo, koryguję szybko błąd i doganiam Łukasza, który zdążył mnie w międzyczasie wyprzedzić. Punkt prosty.

PK 17 - Rozwidlenie jarów
Zatrzymuję się obok innego zawodnika, który tu porzuca rower i biegnie szukać punktu. Wydaje mi się, że to jeszcze kawałek, ale owczy pęd sprawia, że udaję się za nim. Chwilę błądzimy, w końcu jest punkt. Jednak potwierdza się, że nie lubię szukać z kimś, ale dziś to chyba będzie standard.

Brama Zwierzyniecka © djk71

PK 18 - Most kolejowy.
Tu znów tłocznie, sam most klimatyczny.

Niewiele z mostu zostało © djk71

PK 16 - Źródło
Ten odcinek daje mi w kość. Nie wiem, czy wybrałem najoptymalniejszą drogę, ale na pewno stromą. Zjeżdżając z punktu przypomina mi się "kisiel" sprzed dwóch lat. Dziś nie jest tak ślisko, ale udaje mi się wpaść w poślizg na zjeździe i spaść z roweru. Na szczęście kończy się na otarciach i siniakach.

Jak zwykle nie widać rzeczywistego nachylenia © djk71

PK 15 - Szczyt skarpy
Podejście od zachodu nie udane, nie ma ścieżki. Za radą Łukasza próba od strony Radwanowic. Tym razem udana, ale czuję już zmęczenie.

PK 13 - Róg ogrodzenia
Ciężko, do tego przerzutki odmówiły posłuszeństwa. Głównie zmieniam tylko przód. Tył jest tam gdzie się akurat ustawił :-(

PK 12 - Południowe podnóże skałki
Punkt banalny, ale po drodze, szczególnie na początku można się było zmęczyć.

Przed nami skałka © djk71


PK 14 - Skałka - na szczycie
Dużo dziś podjazdów. Punkt prosty.


Skałka © djk71

PK 11 - Szczyt płaskiej górki
Bez problemów.

PK 2 - Szczyt kopca
Coraz bardziej zmęczony.

PK 9 - Wyschnięte źródło
Zaliczone bez przygód.

BUFET
W dobrym momencie. Uzupełniam bidon, zjadam drożdżówkę i pół banana.

PK 5 - Szczyt urwiska
Ruszamy z kolegą z naszych stron, ale wstyd przyznać nawet nie wiem jak ma na imię, choć spotkaliśmy się dziś wiele razy. Tuż przed punktem na rozwidleniu ścieżek on rusza w lewo, ja w prawo. Wjeżdżam wprost na punkt. Wołam głośno, że to tu, ale bez odzewu. Trudno. Jadę dalej.

PK 4 - Stos kamieni
Jedzie mi się strasznie ciężko. Przejeżdżam punkt i szukam go jakieś 200m dalej. W końcu cofam się i jest. Efekt zmęczenia?

Stos kamieni © djk71

PK 1 - Rozwidlenie jarów
Drogą do przewodów wysokiego napięcia i dalej prosto. Karta podbita.

PK 3 - Ruiny zapory
Stąd jest najbliżej do punktu, który pominąłem przy planowaniu. Patrzę na zegarek i na dwoje babka wróżyła. Jak się nie pomylę to jest szansa zdążyć. Jeśli nie to za każdą minutę spóźnienia dostaję 5 minut kary. Dystans do punktu i powrót to około 7-8km, czyli biorąc pod uwagę zmęczenie i teren jakieś 30 minut. Za opuszczenie punktu dostaję 60 minut kary. Czyli jeśli się spóźnię około 6 minut wychodzę na zero...  Mojej kalkulacji przysłuchuje się mój organizm, który kategorycznie przerywa te rozważania: Do Bazy! Ja już nie mam sił! Ok, odpuszczam.

PK 8 - Przepust
Do punktu docieramy w kilka osób. Niestety ktoś ukradł perforator. Dobrze, że jest alternatywne oznaczenie. Dodatkowo robimy sobie na dowód fotkę :-)

Tu byliśmy :-) © djk71
Ja też byłem z nimi © djk71

Meta
Szybkim tempem docieramy do mety. Zostało mi około pół godziny do końca limitu. Może bym zdążył zaliczyć ten ostatni punkt, a może nie... Na mecie czeka niespodzianka....

Pojawił się Grześ, po operacji, z ortezą, a i tak zrobił kilkadziesiąt kilometrów...  Wariat...

Bez komentarza © djk71


Pomidorówka, pierogi, kilka słów ze znajomymi i trzeba (mimo namów kolegów) wracać do domu, bo dziś WDŚ :-) Wygraliśmy :-)

Przy okazji pobiłem rekord prędkości po drodze. Skoro zrobiłem to w takim terenie to tylko świadczy o tym jak zwykle asekurancko jeżdżę...


Kadencja: 77