Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 791.44 km (w terenie 238.00 km; 30.07%) |
Czas w ruchu: | 42:10 |
Średnia prędkość: | 18.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.01 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (90 %) |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 43.97 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans112.16 km
Czas w ruchu04:26
Vśrednia25.30 km/h
VMAX53.67 km/h
Kryzys wieku średniego
Kryzys wieku średniego
Był plan wyjazdu z Wojtkiem i ekipą, był pomysł na szybką Ankę, a wyszło jak zwykle, czyli inaczej. Poranna mgła nie zachęca do wyjazdu. W końcu zbieram się i wiem tylko jedno, że dziś szosa. I nie jak zwykle na północ, tylko na południe. Bez mapy, bez konkretnego celu.
Nawet nie bardzo jestem nastawiony na zwiedzanie, dziś po prostu jadę. Jadę i myślę. A jest o czym. Ostatnio nie było na to czasu. A może właśnie był czas tylko w końcu trzeba to jakoś podsumować, wyciągnąć wnioski.
W Przyszowicach też dożynki, jak u nas wczoraj :-) Tyle, że oni nie mają takiej fajnej kapeli jak my :-)
Ornontowice, Dębieńsko... drogi, którymi nigdy lub bardzo rzadko jeżdżę, nawet samochodem. Nie ma to znaczenia. Po prostu jadę.
Za Stanowicami odbijam na Kamień, by w Książenicach zamyślony skręcić w lewo i wylecieć na drodze, z której chciałem uciec. No trudno. Dojeżdżam do Rybnika, ale nie chce mi się dziś jechać do centrum. Skręcam i docieram do niezbyt lubianej przeze mnie 78-tki.
Kawałek dalej pozdrawiam przejeżdżającego gościa na kolarce, mijam go i słyszę: "Cześć Darek". Odwracam się, toż to Grzesiek :-)
Obaj jesteśmy zaskoczeni spotkaniem w takim miejscu :-) Chwilę rozmawiamy, a ja w tym czasie lustruję jego kolarkę. Nigdy nie sądziłem, że będę się przyglądał takim rowerom. A jednak coś mnie nosi, wczoraj przeglądałem kilka stron z takimi zabawkami. Szczerze mówiąc nie jestem do tego przekonany, ale coś gdzieś tam w głowie... :-) Pewnie to pod wpływem relacji zawodników z 1008-ki :)
BBT też mi chodzi po głowie. Na razie nie czuję się na siłach, ale zawody dopiero za dwa lata. Jeszcze masa czasu...
Chyba dopada mnie kryzys wieku średniego. Inni w tym czasie zmieniają samochody, kupują kabriolety, motory, zmieniają żony, a ja.... myślę o zmianie (no może raczej o dokupieniu) roweru i o większym wysiłku zamiast leżenia na plaży gdzieś na Kanarach... Nie jestem normalny... Nigdy nie byłem...
W Wilczej odbijam na Knurów. Nie wiedziałem, że ta wieś jest tak stara....
I jakiś pałac w tle.
I kościółek też niczego sobie..
Mijam Knurów. W Gierałtowicach pora na sklep. Potrzebuję wody. Butelka coli też mi dobrze robi. W Przyszowicach odbijam jeszcze na Chudów żeby nie wracać tą samą drogą. Nic ciekawego tu się akurat nie dzieje więc się nawet nie zatrzymuję.
Udaje się przyjechać do domu tuż przed burzą. Brakło jednak czasu na wszystkie przemyślenia...
Kadencja: 86
Był plan wyjazdu z Wojtkiem i ekipą, był pomysł na szybką Ankę, a wyszło jak zwykle, czyli inaczej. Poranna mgła nie zachęca do wyjazdu. W końcu zbieram się i wiem tylko jedno, że dziś szosa. I nie jak zwykle na północ, tylko na południe. Bez mapy, bez konkretnego celu.
Nawet nie bardzo jestem nastawiony na zwiedzanie, dziś po prostu jadę. Jadę i myślę. A jest o czym. Ostatnio nie było na to czasu. A może właśnie był czas tylko w końcu trzeba to jakoś podsumować, wyciągnąć wnioski.
W Przyszowicach też dożynki, jak u nas wczoraj :-) Tyle, że oni nie mają takiej fajnej kapeli jak my :-)

I jak tu nie przyjąć zaproszenia na dożynki© djk71
Ornontowice, Dębieńsko... drogi, którymi nigdy lub bardzo rzadko jeżdżę, nawet samochodem. Nie ma to znaczenia. Po prostu jadę.

I wszystko jasne© djk71
Za Stanowicami odbijam na Kamień, by w Książenicach zamyślony skręcić w lewo i wylecieć na drodze, z której chciałem uciec. No trudno. Dojeżdżam do Rybnika, ale nie chce mi się dziś jechać do centrum. Skręcam i docieram do niezbyt lubianej przeze mnie 78-tki.

Podoba mi się ten wiadukt© djk71
Kawałek dalej pozdrawiam przejeżdżającego gościa na kolarce, mijam go i słyszę: "Cześć Darek". Odwracam się, toż to Grzesiek :-)
Obaj jesteśmy zaskoczeni spotkaniem w takim miejscu :-) Chwilę rozmawiamy, a ja w tym czasie lustruję jego kolarkę. Nigdy nie sądziłem, że będę się przyglądał takim rowerom. A jednak coś mnie nosi, wczoraj przeglądałem kilka stron z takimi zabawkami. Szczerze mówiąc nie jestem do tego przekonany, ale coś gdzieś tam w głowie... :-) Pewnie to pod wpływem relacji zawodników z 1008-ki :)
BBT też mi chodzi po głowie. Na razie nie czuję się na siłach, ale zawody dopiero za dwa lata. Jeszcze masa czasu...
Chyba dopada mnie kryzys wieku średniego. Inni w tym czasie zmieniają samochody, kupują kabriolety, motory, zmieniają żony, a ja.... myślę o zmianie (no może raczej o dokupieniu) roweru i o większym wysiłku zamiast leżenia na plaży gdzieś na Kanarach... Nie jestem normalny... Nigdy nie byłem...
W Wilczej odbijam na Knurów. Nie wiedziałem, że ta wieś jest tak stara....

Stara ta wioska© djk71
I jakiś pałac w tle.

Pałac w Wilczy© djk71
I kościółek też niczego sobie..

Kościół w Wilczy© djk71
Mijam Knurów. W Gierałtowicach pora na sklep. Potrzebuję wody. Butelka coli też mi dobrze robi. W Przyszowicach odbijam jeszcze na Chudów żeby nie wracać tą samą drogą. Nic ciekawego tu się akurat nie dzieje więc się nawet nie zatrzymuję.
Udaje się przyjechać do domu tuż przed burzą. Brakło jednak czasu na wszystkie przemyślenia...
Kadencja: 86
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans30.59 km
W terenie26.00 km
Czas w ruchu01:39
Vśrednia18.54 km/h
VMAX38.05 km/h
Nielegalna Drukarnia Pieniędzy
Nielegalna Drukarnia Pieniędzy
Dziś dzień trochę zwariowany i przede wszystkim podporządkowany debiutanckiemu koncertowi Nielegalnej Drukarni Pieniędzy. Debiut na dożynkach na Helence, ale każda gwiazda musiała gdzieś zaczynać... :-)
Chłopaków czeka jeszcze sporo pracy, ale debiut wydaje się być całkiem całkiem.
Podobało się chyba nie tylko mnie skoro kilka godzin później dostali drugą szansę... :-)
Muzyka mało dożynkowa, ale było gorąco, nawet pogo się pojawiło.
Ja w międzyczasie szybka rundka w terenie. Męcząco, wczorajsza niedyspozycja dawała jednak dziś o sobie znać. Może jutro będzie lepiej.
Kadencja: 78
Dziś dzień trochę zwariowany i przede wszystkim podporządkowany debiutanckiemu koncertowi Nielegalnej Drukarni Pieniędzy. Debiut na dożynkach na Helence, ale każda gwiazda musiała gdzieś zaczynać... :-)

Debiut na dożynkach© djk71
Chłopaków czeka jeszcze sporo pracy, ale debiut wydaje się być całkiem całkiem.
Podobało się chyba nie tylko mnie skoro kilka godzin później dostali drugą szansę... :-)

Wieczorem było gorąco© djk71
Muzyka mało dożynkowa, ale było gorąco, nawet pogo się pojawiło.
Ja w międzyczasie szybka rundka w terenie. Męcząco, wczorajsza niedyspozycja dawała jednak dziś o sobie znać. Może jutro będzie lepiej.
Kadencja: 78
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans50.78 km
Czas w ruchu01:58
Vśrednia25.82 km/h
VMAX45.67 km/h
Z wysoką kadencją
Z wysoką kadencją
Dziś kręcimy szybko. Co nie znaczy, że jedziemy szybko :)
Nawet się udaje. Razem z rozgrzewką średnia kadencja wyszła nawet wysoka.
Kadencja: 105
Dziś kręcimy szybko. Co nie znaczy, że jedziemy szybko :)

Dzień się kończy w Pyskowicach© djk71
Nawet się udaje. Razem z rozgrzewką średnia kadencja wyszła nawet wysoka.

Wysoka© djk71
Kadencja: 105
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans17.77 km
W terenie8.00 km
Czas w ruchu01:10
Vśrednia15.23 km/h
VMAX41.31 km/h
Podrapany
Podrapany
Wczoraj był asfalt, dziś była chęć na teren. Mijam Górniki i wjeżdżam do lasu. Rzadko tu jeżdżę. Po chwili przypominam sobie czemu. Droga się kończy i ląduję w polu. Próba przebicia się lasem kończy się fatalnie. Co chwilę gęstwina taka, że muszę się wycofywać i szukać kolejnego przejścia. Jakby mało było jeżyn i innych krzaczorów to natykam się na zwoje drutu kolczastego...
Najprościej by było się wrócić, ale jestem facetem więc tego nie zrobię. Efekt: podrapane całe nogi i pół godziny spaceru. Bez sensu. Jeszcze chwila jazdy i wracam do domu. Nie tak to miało dziś wyglądać.
Kadencja: 69
Wczoraj był asfalt, dziś była chęć na teren. Mijam Górniki i wjeżdżam do lasu. Rzadko tu jeżdżę. Po chwili przypominam sobie czemu. Droga się kończy i ląduję w polu. Próba przebicia się lasem kończy się fatalnie. Co chwilę gęstwina taka, że muszę się wycofywać i szukać kolejnego przejścia. Jakby mało było jeżyn i innych krzaczorów to natykam się na zwoje drutu kolczastego...

Przygotowania do wojny?© djk71
Najprościej by było się wrócić, ale jestem facetem więc tego nie zrobię. Efekt: podrapane całe nogi i pół godziny spaceru. Bez sensu. Jeszcze chwila jazdy i wracam do domu. Nie tak to miało dziś wyglądać.
Kadencja: 69
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans26.35 km
Czas w ruchu01:09
Vśrednia22.91 km/h
VMAX35.77 km/h
Jak kania dżdżu, czyli po KoRNO
Jak kania dżdżu, czyli po KoRNO
Po wczorajszym KoRNO czułem zmęczenie. Duże zmęczenie, nawet w nocy czułem mięśnie. Dziś krótki rozjazd. Po Zabrzu. Zobaczyć przy okazji jak wiele się zmienia. Co rusz to nowy lokal, pub, restauracja, sklep... A i inne inwestycje widać.
Po kilku kilometrach czuję, że tego mi było potrzeba. Przyszło mi do głowy, że potrzebowałem kręcenia jak kania dżdżu. I zacząłem się zastanawiać skąd pochodzi to wyrażenie i czego dotyczy: grzyba, czy ptaka? Okazuje się, że interpretacje są różne, ale mnie bardziej podoba się wersja z ptakiem.
Po koniec jeszcze spotkanie z miłośnikami koni, nic do nich nie mam, ale nie lubię jak jeżdżą po szlakach rowerowych...
Kadencja: 82
Po wczorajszym KoRNO czułem zmęczenie. Duże zmęczenie, nawet w nocy czułem mięśnie. Dziś krótki rozjazd. Po Zabrzu. Zobaczyć przy okazji jak wiele się zmienia. Co rusz to nowy lokal, pub, restauracja, sklep... A i inne inwestycje widać.

Nowa inwestycja© djk71

Śląski Park Technologii Medycznych Kardio-Med Silesia© djk71
Po kilku kilometrach czuję, że tego mi było potrzeba. Przyszło mi do głowy, że potrzebowałem kręcenia jak kania dżdżu. I zacząłem się zastanawiać skąd pochodzi to wyrażenie i czego dotyczy: grzyba, czy ptaka? Okazuje się, że interpretacje są różne, ale mnie bardziej podoba się wersja z ptakiem.
Po koniec jeszcze spotkanie z miłośnikami koni, nic do nich nie mam, ale nie lubię jak jeżdżą po szlakach rowerowych...

Byle nie po rowerówce© djk71
Kadencja: 82
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans103.90 km
W terenie44.00 km
Czas w ruchu05:01
Vśrednia20.71 km/h
VMAX43.16 km/h
KoRNO 2014
KoRNO 2014
Amiga leczy rany więc dziś jadę sam. Kiedy przyjeżdżam, w bazie jeszcze pustki, po chwili jednak zjawiają się kolejni zawodnicy, niektórzy podobnie jak ja najpierw odwiedzili Pogorię :-)
Standardowo przygotowanie roweru, przebranie się i rozmówki ze znajomymi w oczekiwaniu na start. Widząc, że jestem sam kilkoro znajomych oferuje wspólną jazdę (wielkie dzięki raz jeszcze), ale dziś decyduję się jechać samotnie.
Odprawa, dostajemy po dwie mapy A3 w skali 1: 50 000 i czas narysować trasę. Do zaliczenia mamy tylko 11 punktów kontrolnych, co oznacza, że przy trasie 100km będą długie przeloty. Do tego trasa nasuwa się sama, pytanie tylko czy zacząć od północy, czy od wschodu. Nie lubię tego, bo to oznacza, że na trasie będą "pociągi".
PK 3 - podest
Decyduję się na wschód. Mijam kolejnych zawodników, ale trochę niepokoi mnie puls, od samego początku bardzo wysoki. Dawno już tak nie miałem. Pierwszy punkt prosty, choć kto wie, czy bym go nie minął gdyby nie wyjeżdżający z niego zawodnik.
PK 1 - zagłębienie terenu
Wyjeżdżając z punktu wjeżdżamy na siebie (dosłownie) z Marzką z Dziabniętych, a dopiero co tuż przed punktem pytałem o nią Artura. Marzka zalicza glebę, mnie udaje się ustać, na szczęście nikomu się nic nie stało.
Jadę dalej. Chwilę później spotykam Jarka W. z kolegą. Wyprzedzają mnie, ale siedzę im na kole i to jest błąd. Skupiam się na jeździe i zapominam o mierzeniu odległości. Skręcamy w lewo i to nie to. Oni wracają, a ja krążę bez sensu w okolicy, by w końcu wrócić do szlabanu i bezbłędnie dotrzeć do punktu. Wszyscy szukają góry, aw opisie jest dół ;-) Straciłem tu jednak niepotrzebnie aż kwadrans.
PK 4 - kamieniołom
Jadę do Sikorki, stamtąd skręcam na Ząbkowice i jakoś z rozpędu dojeżdżam prawie do ronda. Cofam się lekko i jadę w stronę znanego mi z innych imprez kamieniołomu.
Kieruję się na jego północny- zachodni kraniec, co okazuje się być dobrym wyjściem, bo mimo, że nie do końca mi się zgadzają odległości to do punktu dojeżdżam bezbłędnie.
Po drodze i na mecie okaże się, że wielu zawodników miało tu problem, bo punkt był źle zaznaczony i jeśli ktoś tylko patrzył na odległość lub na odniesienie względem lasu to miał pecha. Ciekawe jak to finalnie rozwiązali sędziowie.
PK 10 - wiadukt
Znaną drogą docieram do Łęki. Punkt jest na górze wiaduktu. Chyba w tym samym miejscu był kiedyś na innej imprezie.
PK 11 - krzyż
Przelot asfaltem do Błędowa. Podjazd w pola do krzyża.
PK 8 - kamieniołom
Wyjeżdżając z punktu nie ma na mapie żadnych ścieżek ale w terenie są. Niestety zjeżdżam pod płoty gospodarstw, dopiero po chwili udaje się odnaleźć przejazd. Spotykam jadącego z przeciwka Grześka… no to już wiadomo kto wygra :-)
Mała zmyłka przed punktem, zamiast w lewo skręcam w prawo, ale po chwili naprawiam swój błąd.
PK 9 - strumyk
Zjazd od Łaz. Mijamy się z Tomalosem. Puls cały czas bardzo wysoki. Trochę mi się zaczyna ciężej jechać. Przed punktem gdzieś gubi mi się zielony szlak. Jak się okazuje nie tylko mnie. Rzucamy rowery (zupełnie nie wiem czemu, bo i tak potem chcę jechać zielonym szlakiem) i idziemy szukać punktu. Jest punkt i błoto.
Wracamy po rowery i… powrót w to samo miejsce. Spotykam znajomych ze Szkoły Fechtungu i Dominka - jadą z przeciwnego kierunku.
PK 6 - kępa drzew
Kolejny długi przelot. Początkowo mocno błotny. Jedziemy z Arturem. Mijamy Siewierz. Raz jeden z przodu, raz drugi. Chyba, żaden z nas nie ma tyle siły żeby uciec drugiemu. Nikt też chyba nie ma takiej chęci. Punkt prosty.
PK 2 - brzeg stawu
Ścieżka, która na mapie nie wygląda zbyt zachęcająco w rzeczywistości okazuje się dużo lepsza. Kolejne dziurki na karcie.
PK 7 - nasyp kolejowy
Jedziemy na południe. Mam wątpliwości, czy droga, do której chcemy dojechać nie jest czasem trasą kolejową, ale trzęsąca się mapa i okulary nie ułatwiają weryfikacji. Rzut oka na opis punktu i wszystko jasne. Na szczęście wzdłuż torów jest też ścieżka :-)
PK 5 - brzeg jeziora
Przed na i ostatni punkt. Na zjeździe rozpędzam się i gdyby nie Artur pewnie za chwilę musiałbym się wracać :). Perforator w ruch i pora wracać na metę.
Meta
Przed nami jakieś 10km. Cały czas na południe. Chwilę wahaliśmy się czy jechać przez las, ale stwierdziliśmy, że będzie krócej. Krócej nie znaczy szybciej. Chwila walki z mokradłami ale po chwili już jesteśmy Ratanicach. Stąd już prosta droga obok Pogorii do mety.
Nie jest źle. Komplet punktów i prawie 2,5 godziny przed limitem czasu. Na mecie dyskusje (wśród zawodników i sędziów) co zrobić z PK 4. W sumie trasa szybka i prosta. Chyba najprostsze KoRnO z tych na których byłem.
Szybki posiłek regeneracyjny, mycie roweru i czas się żegnać. Obiecałem dziecku, że się pospieszę, abyśmy zdążyli jeszcze pójść na mecz.Zdążyliśmy, przy kasie okazało się, że zostało 6 ostatnich biletów ;-) Po nas już tylko cztery :-) Górnik wygrał 2:0 i wciąż jest liderem.
Miło spędzony dzień :-)
Amiga leczy rany więc dziś jadę sam. Kiedy przyjeżdżam, w bazie jeszcze pustki, po chwili jednak zjawiają się kolejni zawodnicy, niektórzy podobnie jak ja najpierw odwiedzili Pogorię :-)
Standardowo przygotowanie roweru, przebranie się i rozmówki ze znajomymi w oczekiwaniu na start. Widząc, że jestem sam kilkoro znajomych oferuje wspólną jazdę (wielkie dzięki raz jeszcze), ale dziś decyduję się jechać samotnie.

Broda? A co z aerodynamiką?© djk71
Odprawa, dostajemy po dwie mapy A3 w skali 1: 50 000 i czas narysować trasę. Do zaliczenia mamy tylko 11 punktów kontrolnych, co oznacza, że przy trasie 100km będą długie przeloty. Do tego trasa nasuwa się sama, pytanie tylko czy zacząć od północy, czy od wschodu. Nie lubię tego, bo to oznacza, że na trasie będą "pociągi".
PK 3 - podest
Decyduję się na wschód. Mijam kolejnych zawodników, ale trochę niepokoi mnie puls, od samego początku bardzo wysoki. Dawno już tak nie miałem. Pierwszy punkt prosty, choć kto wie, czy bym go nie minął gdyby nie wyjeżdżający z niego zawodnik.
PK 1 - zagłębienie terenu
Wyjeżdżając z punktu wjeżdżamy na siebie (dosłownie) z Marzką z Dziabniętych, a dopiero co tuż przed punktem pytałem o nią Artura. Marzka zalicza glebę, mnie udaje się ustać, na szczęście nikomu się nic nie stało.
Jadę dalej. Chwilę później spotykam Jarka W. z kolegą. Wyprzedzają mnie, ale siedzę im na kole i to jest błąd. Skupiam się na jeździe i zapominam o mierzeniu odległości. Skręcamy w lewo i to nie to. Oni wracają, a ja krążę bez sensu w okolicy, by w końcu wrócić do szlabanu i bezbłędnie dotrzeć do punktu. Wszyscy szukają góry, aw opisie jest dół ;-) Straciłem tu jednak niepotrzebnie aż kwadrans.
PK 4 - kamieniołom
Jadę do Sikorki, stamtąd skręcam na Ząbkowice i jakoś z rozpędu dojeżdżam prawie do ronda. Cofam się lekko i jadę w stronę znanego mi z innych imprez kamieniołomu.

To jeszcze nie tu© djk71
Kieruję się na jego północny- zachodni kraniec, co okazuje się być dobrym wyjściem, bo mimo, że nie do końca mi się zgadzają odległości to do punktu dojeżdżam bezbłędnie.

Widok z punktu© djk71
Po drodze i na mecie okaże się, że wielu zawodników miało tu problem, bo punkt był źle zaznaczony i jeśli ktoś tylko patrzył na odległość lub na odniesienie względem lasu to miał pecha. Ciekawe jak to finalnie rozwiązali sędziowie.
PK 10 - wiadukt
Znaną drogą docieram do Łęki. Punkt jest na górze wiaduktu. Chyba w tym samym miejscu był kiedyś na innej imprezie.
PK 11 - krzyż
Przelot asfaltem do Błędowa. Podjazd w pola do krzyża.
PK 8 - kamieniołom
Wyjeżdżając z punktu nie ma na mapie żadnych ścieżek ale w terenie są. Niestety zjeżdżam pod płoty gospodarstw, dopiero po chwili udaje się odnaleźć przejazd. Spotykam jadącego z przeciwka Grześka… no to już wiadomo kto wygra :-)
Mała zmyłka przed punktem, zamiast w lewo skręcam w prawo, ale po chwili naprawiam swój błąd.

Kolejny kamieniołom© djk71
PK 9 - strumyk
Zjazd od Łaz. Mijamy się z Tomalosem. Puls cały czas bardzo wysoki. Trochę mi się zaczyna ciężej jechać. Przed punktem gdzieś gubi mi się zielony szlak. Jak się okazuje nie tylko mnie. Rzucamy rowery (zupełnie nie wiem czemu, bo i tak potem chcę jechać zielonym szlakiem) i idziemy szukać punktu. Jest punkt i błoto.
Wracamy po rowery i… powrót w to samo miejsce. Spotykam znajomych ze Szkoły Fechtungu i Dominka - jadą z przeciwnego kierunku.
PK 6 - kępa drzew
Kolejny długi przelot. Początkowo mocno błotny. Jedziemy z Arturem. Mijamy Siewierz. Raz jeden z przodu, raz drugi. Chyba, żaden z nas nie ma tyle siły żeby uciec drugiemu. Nikt też chyba nie ma takiej chęci. Punkt prosty.
PK 2 - brzeg stawu
Ścieżka, która na mapie nie wygląda zbyt zachęcająco w rzeczywistości okazuje się dużo lepsza. Kolejne dziurki na karcie.
PK 7 - nasyp kolejowy
Jedziemy na południe. Mam wątpliwości, czy droga, do której chcemy dojechać nie jest czasem trasą kolejową, ale trzęsąca się mapa i okulary nie ułatwiają weryfikacji. Rzut oka na opis punktu i wszystko jasne. Na szczęście wzdłuż torów jest też ścieżka :-)

Komuś się nudziło© djk71
PK 5 - brzeg jeziora
Przed na i ostatni punkt. Na zjeździe rozpędzam się i gdyby nie Artur pewnie za chwilę musiałbym się wracać :). Perforator w ruch i pora wracać na metę.

Podbijamy ostatni punkt© djk71
Meta
Przed nami jakieś 10km. Cały czas na południe. Chwilę wahaliśmy się czy jechać przez las, ale stwierdziliśmy, że będzie krócej. Krócej nie znaczy szybciej. Chwila walki z mokradłami ale po chwili już jesteśmy Ratanicach. Stąd już prosta droga obok Pogorii do mety.
Nie jest źle. Komplet punktów i prawie 2,5 godziny przed limitem czasu. Na mecie dyskusje (wśród zawodników i sędziów) co zrobić z PK 4. W sumie trasa szybka i prosta. Chyba najprostsze KoRnO z tych na których byłem.
Szybki posiłek regeneracyjny, mycie roweru i czas się żegnać. Obiecałem dziecku, że się pospieszę, abyśmy zdążyli jeszcze pójść na mecz.Zdążyliśmy, przy kasie okazało się, że zostało 6 ostatnich biletów ;-) Po nas już tylko cztery :-) Górnik wygrał 2:0 i wciąż jest liderem.
Miło spędzony dzień :-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans81.38 km
W terenie47.00 km
Czas w ruchu05:40
Vśrednia14.36 km/h
VMAX45.26 km/h
Izerska Wielka Wyrypa, czyli meta w szpitalu
Izerska Wielka Wyrypa, czyli meta w szpitalu
Kolejna impreza pod hasłem Izerska Wielka Wyrypa. Jestem tu po raz trzeci (wcześniej była Zaręba i Lwówek Śląski) i po raz trzeci już od przybycia do bazy podoba mi się organizacja imprezy. Wita nas kilka osób, kto inny odpowiada za rejestrację, kto inny za wydawanie koszulek, jeszcze inna osoba widząc, że jesteśmy z trasy rowerowej sugeruje nam gdzie najlepiej zaparkować. W budynku wydzielone miejsce parkingowe dla rowerów, osobne sale dla zawodników startujących na poszczególnych trasach.
Drobnym potknięciem jest to, że sala dla rowerzystów jest zbyt mała. Mimo to bez problemu znajdujemy z Amigą inne lokum. Wybierając między salą gimnastyczną i salą dla piechurów z trasy TP100, którzy już wyszli w teren, decydujemy się na tą drugą ze świadomością, że mogą nas obudzić wracając z pierwszej pętli.
Chwila rozmowy ze znajomymi, montaż mapników i… idziemy spać. Odprawa o 5:30 więc trzeba się wyspać. Choć zwykle nie mam problemów ze snem, tej nocy budzę się kilkukrotnie, i to nie piechurzy są tego powodem. A co jest? Nie wiem, może deszcz, który od kilku godzin leje bez przerwy, a może coś innego...
Pobudka, poranna toaleta, śniadanie i czas ruszać na odprawę. Informacja o trasach, o mapach i rozdanie miniaturowych map mających nas doprowadzić do punktu gdzie zostaną rozdane właściwe mapy. To już tradycja na IWW.
Wesołówka - Mapy
Bierzemy rowery i ustawiamy się przed szkołą czekając na sygnał do startu. 6:00 ruszamy w ulewnym deszczu. Nawet nie patrzę na mapę, wszyscy jedziemy w tę samą stronę więc pilnuję tylko żeby nie stracić z oczu innych zawodników. Już tu widać, że lekko nie będzie, w terenie jest ślisko. Po około 5 kilometrach docieramy do punktu z mapami. Dostajemy dwie zalaminowane mapy formatu A3 w skali 1: 50 000. Laminacja to dobry pomysł na deszcz (choć przy dzisiejszej ulewie zdaje się, że i ona nie pomoże), ma jednak jeden słaby punkt - zwykłe zakreślacze od razu się zmywają (ścierają) ;-( Co prawda w komunikacie startowym była mowa o niezmywalnych pisakach, ale w pośpiechu zapomniałem o tym :-( W tej sytuacji nawet nie próbujemy rysować trasy, tym razem trzeba będzie pamiętać, którędy chcemy jechać.
Wybór trasy dość ciężki, w przeciwieństwie do niektórych innych imprez tu wariant nie nasuwa się sam. Decydujemy się zacząć zdobywanie punktów od północy.
PK 8 - Strumień
Ruszamy sami w stronę Pisarzowic. Tam spotykamy się m.in. z Mariuszem i Markiem. Zjazd do lasu i zaczyna się walka z mokrym terenem. Mariusz widząc punkt tak się ucieszył, że zalicza glebę :-) Na szczęście chyba bez żadnych ran.
PK 6 - Pod wiaduktem
Początek trasy na kolejny punkt to na przemian spacer i próba jazdy. Dopiero na asfalcie da się normalnie jechać. Punkt zaliczony. Tu rozstajemy się z pozostałymi zawodnikami. Oni ruszają chyba na "dwójkę", a my na "trójkę".
PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Tracimy trochę czasu przebijając się na północ, o jeździe prawie nie ma mowy. Chwilę później zjeżdżamy na asfalt i skręcamy w lewo na Nowogrodziec. Po asfalcie można gnać. Kiedy dogania mnie Darek jesteśmy już blisko punktu, tymczasem okazuje się, że rozmawialiśmy na starcie żeby po drodze zaliczyć jeszcze PK 10 i PK7. No tak, ale nie ma wykreślonej trasy więc zapomniałem o tym. Trudno docieramy do bufetu. Jesteśmy tu pierwsi, ale to o niczym nie świadczy. Banan, arbuz, łyk wody i ustalamy dalszą trasę.
PK 4 - Skała / U podnóża
Nie lubię skał. Zawsze zaczynamy szukać od niewłaściwej. Tak jest i tym razem. Skała ładna i wielka, ale punkt jest kawałek dalej przy mniejszej.
PK 7 - Dół / Północna strona
Wracamy do Milikowa i jedziemy na zapomniany PK 7. Mijamy tory, stawy...
Chwila szukania i jest - karta przedziurkowana.
PK 10 - Rów (2m od drogi)
Pojawiają się leśna autostrady. Tak to można jeździć. Prosty punkt.
PK 12 - Skraj polany (budowa)
Do puntu jedziemy wąską ścieżką. Szukanie punktu zajmuje nam chwilę czasu. Okazuje się, że równolegle wiodła kolejna autostrada. Punkt podbity. Zjeżdżamy i… zakopujemy się w podkładzie pod drogę :-(
Kilka minut zajmuje doprowadzenie rowerów do porządku. Żeby chociaż koła się kręciły.
Zjeżdżając do wioski widzę, że jakiś gospodarz myje auto. Podjeżdżam i nie muszę nic mówić. Rzut oka na mój rower i woda leci już w jego kierunku. Po chwili jest jak nowy. Dziękuję i ruszam dalej widząc, że Amiga właśnie mnie minął. Dziwnie długo zajął mu zjazd.
PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Asfaltem do ruin. W międzyczasie dowiaduję się, że Darek zaliczył wywrotkę. Jedziemy. Przy ruinach spotykamy Bartka.
PK 16 - Strumień
Wracamy na południe. Darek ciągnie się gdzieś daleko za mną. Punkt prosty.
PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Dojazd do punktu kosztuje nas trochę energii, nie tylko ciężko się jedzie, ale trzeba uważać żeby się nie wywrócić. Tylne koło trochę mi tańczy, ale udaje się dotrzeć do punktu. Szukanie dołka zajmuje chwilę czasu.
Kawałek za punktem dogania nas znów Bartek. Jest nieco zdziwiony naszym wariantem :-) Jedziemy razem przez pola, ale po dojeździe do asfaltu pozwalam mu odjechać, a ja czekam na Amigę.
PK 20 - Skraj lasu
Chwila rozmowy i Darek sugeruje żebym jechał dalej sam. Potłuczony bark nie pozwala mu na szybszą jazdę. Każda nierówność (a tych tu sporo) daje mu w kość (dosłownie). Teraz dopiero dociera do mnie czemu ostatnie kilometry jedziemy tak wolnym tempem.
Skoro jest tak źle to decyduje się na powrót do bazy z Darkiem. Wracamy i pojedziemy do szpitala na prześwietlenie.
Droga powrotna wjedzie koło kolejnego punktu więc go zaliczamy choć to już nie ma teraz żadnego znaczenia.
PK 14 - Dołek (10m od drogi)
W pobliżu trasy jest też "czternastka" więc ją też zaliczamy spotykając tu Wikiego.
Meta
Do mety dojeżdżamy około 13:30. Z szesnastu godzin nie wykorzystaliśmy nawet połowy czasu, zaliczyliśmy tylko 12 z 31 punktów. Mimo to jak się później okaże i tak nie byliśmy ostatni :-)
Myjemy rowery, na szczęście i ten temat dobrze rozwiązany. Wcinamy makaronik, krótkie rozmowy ze znajomymi, którzy już dotarli do mety i kąpiel. I tu znów pozytywnie - kilka pryszniców i ciepła woda (a nie zawsze tak bywa ) :-). Przebieramy się, pakujemy i… czas ruszać do domu.
Najstarsze drzewo w Polsce
Po drodze dostrzegamy informację o najstarszym drzewie w Polsce. Oczywiście skręcamy do Henrykowa Lubańskiego. Na jego skraju rośnie wspomniane drzewo. Jego widok nieco zaskakuje. Nie tego się podziewaliśmy.
Myśleliśmy, że będzie większy, grubszy… itp. Tabliczka obok jednak potwierdza, że to tu. Jego wiek szacuje się na 1200, 1300, a nawet 1500 lat. Niestety jest mocno zniszczony.
Czas jechać dalej. Dobrze, że ja prowadzę, bo Darek ma problemy z prawoskrętem i gdyby prowadził to musielibyśmy szukać dróg skręcających tylko w lewo :-)
Szpital
Prosto z drogi jedziemy do szpitala. Dość długo trwa proces rejestracji (kilkadziesiąt minut), potem zdjęcie, konsultacja lekarska, kolejne zdjęcie i znów lekarz. W końcu Amiga idzie do gabinetu zabiegowego. Na szczęście wychodzi tylko z ręką na chuście.
Jest kilka minut przed dziesiątą. A o 22:00 jest koniec limitu czasu na Wyrypie. Zdążyliśmy :-)
Teraz pozostaje mieć nadzieję, że bark wskoczy sam na swoje miejsce, inaczej Darek ponownie będzie musiał udać się do szpitala…
Ten rok jest dla nas wyjątkowy pechowy… strach zapisywać się na kolejne imprezy…
P.S.1. Tym razem mało zdjęć, ale aparat był głęboko schowany przed deszczem...
P.S.2. Fajny pomysł z pamiątkowymi koszulkami rowerowymi w rozsądnej cenie. Jeszcze nie miałem jej okazji przetestować, ale wygląda fajnie :-)
Kolejna impreza pod hasłem Izerska Wielka Wyrypa. Jestem tu po raz trzeci (wcześniej była Zaręba i Lwówek Śląski) i po raz trzeci już od przybycia do bazy podoba mi się organizacja imprezy. Wita nas kilka osób, kto inny odpowiada za rejestrację, kto inny za wydawanie koszulek, jeszcze inna osoba widząc, że jesteśmy z trasy rowerowej sugeruje nam gdzie najlepiej zaparkować. W budynku wydzielone miejsce parkingowe dla rowerów, osobne sale dla zawodników startujących na poszczególnych trasach.
Drobnym potknięciem jest to, że sala dla rowerzystów jest zbyt mała. Mimo to bez problemu znajdujemy z Amigą inne lokum. Wybierając między salą gimnastyczną i salą dla piechurów z trasy TP100, którzy już wyszli w teren, decydujemy się na tą drugą ze świadomością, że mogą nas obudzić wracając z pierwszej pętli.
Chwila rozmowy ze znajomymi, montaż mapników i… idziemy spać. Odprawa o 5:30 więc trzeba się wyspać. Choć zwykle nie mam problemów ze snem, tej nocy budzę się kilkukrotnie, i to nie piechurzy są tego powodem. A co jest? Nie wiem, może deszcz, który od kilku godzin leje bez przerwy, a może coś innego...
Pobudka, poranna toaleta, śniadanie i czas ruszać na odprawę. Informacja o trasach, o mapach i rozdanie miniaturowych map mających nas doprowadzić do punktu gdzie zostaną rozdane właściwe mapy. To już tradycja na IWW.
Wesołówka - Mapy
Bierzemy rowery i ustawiamy się przed szkołą czekając na sygnał do startu. 6:00 ruszamy w ulewnym deszczu. Nawet nie patrzę na mapę, wszyscy jedziemy w tę samą stronę więc pilnuję tylko żeby nie stracić z oczu innych zawodników. Już tu widać, że lekko nie będzie, w terenie jest ślisko. Po około 5 kilometrach docieramy do punktu z mapami. Dostajemy dwie zalaminowane mapy formatu A3 w skali 1: 50 000. Laminacja to dobry pomysł na deszcz (choć przy dzisiejszej ulewie zdaje się, że i ona nie pomoże), ma jednak jeden słaby punkt - zwykłe zakreślacze od razu się zmywają (ścierają) ;-( Co prawda w komunikacie startowym była mowa o niezmywalnych pisakach, ale w pośpiechu zapomniałem o tym :-( W tej sytuacji nawet nie próbujemy rysować trasy, tym razem trzeba będzie pamiętać, którędy chcemy jechać.
Wybór trasy dość ciężki, w przeciwieństwie do niektórych innych imprez tu wariant nie nasuwa się sam. Decydujemy się zacząć zdobywanie punktów od północy.
PK 8 - Strumień
Ruszamy sami w stronę Pisarzowic. Tam spotykamy się m.in. z Mariuszem i Markiem. Zjazd do lasu i zaczyna się walka z mokrym terenem. Mariusz widząc punkt tak się ucieszył, że zalicza glebę :-) Na szczęście chyba bez żadnych ran.
PK 6 - Pod wiaduktem
Początek trasy na kolejny punkt to na przemian spacer i próba jazdy. Dopiero na asfalcie da się normalnie jechać. Punkt zaliczony. Tu rozstajemy się z pozostałymi zawodnikami. Oni ruszają chyba na "dwójkę", a my na "trójkę".
PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Tracimy trochę czasu przebijając się na północ, o jeździe prawie nie ma mowy. Chwilę później zjeżdżamy na asfalt i skręcamy w lewo na Nowogrodziec. Po asfalcie można gnać. Kiedy dogania mnie Darek jesteśmy już blisko punktu, tymczasem okazuje się, że rozmawialiśmy na starcie żeby po drodze zaliczyć jeszcze PK 10 i PK7. No tak, ale nie ma wykreślonej trasy więc zapomniałem o tym. Trudno docieramy do bufetu. Jesteśmy tu pierwsi, ale to o niczym nie świadczy. Banan, arbuz, łyk wody i ustalamy dalszą trasę.
PK 4 - Skała / U podnóża
Nie lubię skał. Zawsze zaczynamy szukać od niewłaściwej. Tak jest i tym razem. Skała ładna i wielka, ale punkt jest kawałek dalej przy mniejszej.

Jest punkt© djk71
PK 7 - Dół / Północna strona
Wracamy do Milikowa i jedziemy na zapomniany PK 7. Mijamy tory, stawy...

Zielono tu© djk71
Chwila szukania i jest - karta przedziurkowana.
PK 10 - Rów (2m od drogi)
Pojawiają się leśna autostrady. Tak to można jeździć. Prosty punkt.
PK 12 - Skraj polany (budowa)
Do puntu jedziemy wąską ścieżką. Szukanie punktu zajmuje nam chwilę czasu. Okazuje się, że równolegle wiodła kolejna autostrada. Punkt podbity. Zjeżdżamy i… zakopujemy się w podkładzie pod drogę :-(

Ciężko się po tym jedzie© djk71
Kilka minut zajmuje doprowadzenie rowerów do porządku. Żeby chociaż koła się kręciły.

Koło się już nie kręci© djk71
Zjeżdżając do wioski widzę, że jakiś gospodarz myje auto. Podjeżdżam i nie muszę nic mówić. Rzut oka na mój rower i woda leci już w jego kierunku. Po chwili jest jak nowy. Dziękuję i ruszam dalej widząc, że Amiga właśnie mnie minął. Dziwnie długo zajął mu zjazd.
PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Asfaltem do ruin. W międzyczasie dowiaduję się, że Darek zaliczył wywrotkę. Jedziemy. Przy ruinach spotykamy Bartka.

W ruinach© djk71
PK 16 - Strumień
Wracamy na południe. Darek ciągnie się gdzieś daleko za mną. Punkt prosty.

Strumień© djk71
PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Dojazd do punktu kosztuje nas trochę energii, nie tylko ciężko się jedzie, ale trzeba uważać żeby się nie wywrócić. Tylne koło trochę mi tańczy, ale udaje się dotrzeć do punktu. Szukanie dołka zajmuje chwilę czasu.
Kawałek za punktem dogania nas znów Bartek. Jest nieco zdziwiony naszym wariantem :-) Jedziemy razem przez pola, ale po dojeździe do asfaltu pozwalam mu odjechać, a ja czekam na Amigę.

Jedzie Amiga© djk71

Jest coraz bliżej© djk71
PK 20 - Skraj lasu
Chwila rozmowy i Darek sugeruje żebym jechał dalej sam. Potłuczony bark nie pozwala mu na szybszą jazdę. Każda nierówność (a tych tu sporo) daje mu w kość (dosłownie). Teraz dopiero dociera do mnie czemu ostatnie kilometry jedziemy tak wolnym tempem.
Skoro jest tak źle to decyduje się na powrót do bazy z Darkiem. Wracamy i pojedziemy do szpitala na prześwietlenie.
Droga powrotna wjedzie koło kolejnego punktu więc go zaliczamy choć to już nie ma teraz żadnego znaczenia.
PK 14 - Dołek (10m od drogi)
W pobliżu trasy jest też "czternastka" więc ją też zaliczamy spotykając tu Wikiego.
Meta
Do mety dojeżdżamy około 13:30. Z szesnastu godzin nie wykorzystaliśmy nawet połowy czasu, zaliczyliśmy tylko 12 z 31 punktów. Mimo to jak się później okaże i tak nie byliśmy ostatni :-)
Myjemy rowery, na szczęście i ten temat dobrze rozwiązany. Wcinamy makaronik, krótkie rozmowy ze znajomymi, którzy już dotarli do mety i kąpiel. I tu znów pozytywnie - kilka pryszniców i ciepła woda (a nie zawsze tak bywa ) :-). Przebieramy się, pakujemy i… czas ruszać do domu.
Najstarsze drzewo w Polsce
Po drodze dostrzegamy informację o najstarszym drzewie w Polsce. Oczywiście skręcamy do Henrykowa Lubańskiego. Na jego skraju rośnie wspomniane drzewo. Jego widok nieco zaskakuje. Nie tego się podziewaliśmy.

Najstarsze drzewo w Polsce© djk71
Myśleliśmy, że będzie większy, grubszy… itp. Tabliczka obok jednak potwierdza, że to tu. Jego wiek szacuje się na 1200, 1300, a nawet 1500 lat. Niestety jest mocno zniszczony.

Mocno zniszczony© djk71
Czas jechać dalej. Dobrze, że ja prowadzę, bo Darek ma problemy z prawoskrętem i gdyby prowadził to musielibyśmy szukać dróg skręcających tylko w lewo :-)
Szpital
Prosto z drogi jedziemy do szpitala. Dość długo trwa proces rejestracji (kilkadziesiąt minut), potem zdjęcie, konsultacja lekarska, kolejne zdjęcie i znów lekarz. W końcu Amiga idzie do gabinetu zabiegowego. Na szczęście wychodzi tylko z ręką na chuście.

Już po wszystkim© djk71
Jest kilka minut przed dziesiątą. A o 22:00 jest koniec limitu czasu na Wyrypie. Zdążyliśmy :-)
Teraz pozostaje mieć nadzieję, że bark wskoczy sam na swoje miejsce, inaczej Darek ponownie będzie musiał udać się do szpitala…
Ten rok jest dla nas wyjątkowy pechowy… strach zapisywać się na kolejne imprezy…
P.S.1. Tym razem mało zdjęć, ale aparat był głęboko schowany przed deszczem...
P.S.2. Fajny pomysł z pamiątkowymi koszulkami rowerowymi w rozsądnej cenie. Jeszcze nie miałem jej okazji przetestować, ale wygląda fajnie :-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans80.90 km
W terenie60.00 km
Czas w ruchu03:54
Vśrednia20.74 km/h
VMAX37.09 km/h
Koniec urlopu, czy brak adrenaliny?
Koniec urlopu, czy brak adrenaliny?
Źródło Młodości, czyli miejsce, od którego powinienem chyba zacząć dzisiejszą wycieczkę, ale po kolei...
Ostatni dzień urlopu, jeszcze tylko długi weekend i czas wracać do pracy.
Kiedy wychodzę chmurzy się jakby miało zaraz zacząć padać. Nie mam koncepcji gdzie jechać.
W planie około 4 godzin i pustka w głowie. Jadę do lasu, potem może powłóczę się Leśną Rajzą. Od początku jakoś ciężko się jedzie. Rundka wokół Chechła - dziś tu pustka - dzień powszedni i niezbyt ciepło.
Jadę dalej. Leśno Rajza gęsto oznaczona, ale momentami nie wiadomo gdzie jechać.
Mam co prawda mapę, ale po pierwsze nie chce mi się co chwilę do niej zerkać, a po drugie i tak nie mam żadnego celu więc jadę "na czuja". Brakuje tu tabliczek wskazujących dokąd prowadzi szlak i jak daleko jest do celu.
Po dwóch godzinach mam dość. Nie mam zupełnie siły jechać. Zupełnie nie wiem o co chodzi. Dopiero co się świetnie czułem zarówno w Juszczynie, jak i na Ścieżce, czy Przełęczy Karkonoskiej, a dziś... nie mam siły. Brak adrenaliny, czy też świadomość, że to już koniec urlopu. Choć urlop był nieco dziwny (kilka krótkich wyjazdów) to spodobał mi się odpoczynek... Chyba mógłbym dłużej...
Mimo braku sił jadę dalej, muszę jakoś wrócić do domu. Mijam Kalety.
Walczę z każdym kolejnym kilometrem. Nawet na prostej drodze do Głębokiego Dołu robię przerwy.
Mijam Tarnowskie Góry i robię kolejną przerwę przy wspomnianym wcześniej Źródle Młodości.
Niestety tabliczka zniechęca do próbowania eliksiru młodości.
W końcu docieram do domu. Nie wróży to dobrze przed Izerską Wyrypą :-(
Kadencja: 67
Źródło Młodości, czyli miejsce, od którego powinienem chyba zacząć dzisiejszą wycieczkę, ale po kolei...

Źródło Młodości© djk71
Ostatni dzień urlopu, jeszcze tylko długi weekend i czas wracać do pracy.
Kiedy wychodzę chmurzy się jakby miało zaraz zacząć padać. Nie mam koncepcji gdzie jechać.

Wzdłuż kukurydzy© djk71
W planie około 4 godzin i pustka w głowie. Jadę do lasu, potem może powłóczę się Leśną Rajzą. Od początku jakoś ciężko się jedzie. Rundka wokół Chechła - dziś tu pustka - dzień powszedni i niezbyt ciepło.

Pusto nad Chcechłem© djk71
Jadę dalej. Leśno Rajza gęsto oznaczona, ale momentami nie wiadomo gdzie jechać.

W prawo, czy w lewo© djk71
Mam co prawda mapę, ale po pierwsze nie chce mi się co chwilę do niej zerkać, a po drugie i tak nie mam żadnego celu więc jadę "na czuja". Brakuje tu tabliczek wskazujących dokąd prowadzi szlak i jak daleko jest do celu.
Po dwóch godzinach mam dość. Nie mam zupełnie siły jechać. Zupełnie nie wiem o co chodzi. Dopiero co się świetnie czułem zarówno w Juszczynie, jak i na Ścieżce, czy Przełęczy Karkonoskiej, a dziś... nie mam siły. Brak adrenaliny, czy też świadomość, że to już koniec urlopu. Choć urlop był nieco dziwny (kilka krótkich wyjazdów) to spodobał mi się odpoczynek... Chyba mógłbym dłużej...
Mimo braku sił jadę dalej, muszę jakoś wrócić do domu. Mijam Kalety.

Ruiny papierni© djk71
Walczę z każdym kolejnym kilometrem. Nawet na prostej drodze do Głębokiego Dołu robię przerwy.
Mijam Tarnowskie Góry i robię kolejną przerwę przy wspomnianym wcześniej Źródle Młodości.

Napiłby się człowiek© djk71
Niestety tabliczka zniechęca do próbowania eliksiru młodości.

I co mi po takim Źródle Młodości?© djk71
W końcu docieram do domu. Nie wróży to dobrze przed Izerską Wyrypą :-(
Kadencja: 67
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans42.98 km
W terenie15.00 km
Czas w ruchu02:04
Vśrednia20.80 km/h
VMAX47.49 km/h
DSD, Segiet i Repty
DSD, Segiet i Repty
Nie udał się wyjazd w poniedziałek (ulewy i burze), nie udała się wczoraj wycieczka po Czechach, udał się dzisiejszy wyjazd. Niezbyt długi ale trochę po terenie, trochę po asfalcie. Niewielu rowerzystów, chyba co chwilę kropiący deszcz wszystkich wystraszył. W DSD krótka rozmowa o 29-erach z przygodnie spotkanym w DSD bikerem.
Momentami ciężko na podjazdach ale to chyba wina cięższych przełożeń.
Kadencja: 75
Nie udał się wyjazd w poniedziałek (ulewy i burze), nie udała się wczoraj wycieczka po Czechach, udał się dzisiejszy wyjazd. Niezbyt długi ale trochę po terenie, trochę po asfalcie. Niewielu rowerzystów, chyba co chwilę kropiący deszcz wszystkich wystraszył. W DSD krótka rozmowa o 29-erach z przygodnie spotkanym w DSD bikerem.

Lubię to miejsce© djk71
Momentami ciężko na podjazdach ale to chyba wina cięższych przełożeń.
Kadencja: 75
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans18.87 km
Czas w ruchu01:26
Vśrednia13.17 km/h
VMAX51.67 km/h
Przełęcz Karkonoska
Przełęcz Karkonoska
Po wczorajszej Śnieżce dziś pora na mały rozjazd. W sumie jedyne co nam przyszło do głowy to... kolejny podjazd. Tym razem Przełęcz Karkonoska, wg bazy podjazdów to najtrudniejszy polski podjazd asfaltowy. Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł po wczorajszym, ale spróbujemy, w zeszłym roku nie wyszło. Jedziemy Drogą Sudecką, mijamy cmentarz i zaczyna się podjazd. Od razu ścianka i... zamknięty szlaban. Trzeba zejść z rowerów, dziewczyna z pary, którą spotkaliśmy po drodze ma problem z ruszeniem na stromym podjeździe, nie wiem czy się udało, bo już ich więcej nie spotkaliśmy.
Jedziemy spokojnym tempem, puls po wczorajszym wysiłku wyjątkowo niski, około 148-155. Kolejne metry spokojnie zostają z tyłu. Końcówka bardzo stroma, ale wjeżdżam na szczyt nawet bez zadyszki.
Pp chwili dociera Amiga. Wspólna fotka i jeszcze kawałek w górę do schroniska.
Tam mimo okropnego wiatru chwila odpoczynku na tarasie... Dziś można sobie pozwolić na trochę luzu... :-)
Pięknie tu.
Trzeba jednak wracać...
W sumie jestem zaskoczony, spodziewałem się czegoś dużo trudniejszego (co nie znaczy, że było łatwo). Po powrocie jeszcze raz się upewniam, które odcinki były najcięższe wg opisów, ale okazuje się, że przejechaliśmy właśnie tę trudniejszą część. Fajnie, że tak łatwo poszło.
Kadencja: 67
Po wczorajszej Śnieżce dziś pora na mały rozjazd. W sumie jedyne co nam przyszło do głowy to... kolejny podjazd. Tym razem Przełęcz Karkonoska, wg bazy podjazdów to najtrudniejszy polski podjazd asfaltowy. Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł po wczorajszym, ale spróbujemy, w zeszłym roku nie wyszło. Jedziemy Drogą Sudecką, mijamy cmentarz i zaczyna się podjazd. Od razu ścianka i... zamknięty szlaban. Trzeba zejść z rowerów, dziewczyna z pary, którą spotkaliśmy po drodze ma problem z ruszeniem na stromym podjeździe, nie wiem czy się udało, bo już ich więcej nie spotkaliśmy.
Jedziemy spokojnym tempem, puls po wczorajszym wysiłku wyjątkowo niski, około 148-155. Kolejne metry spokojnie zostają z tyłu. Końcówka bardzo stroma, ale wjeżdżam na szczyt nawet bez zadyszki.
Pp chwili dociera Amiga. Wspólna fotka i jeszcze kawałek w górę do schroniska.

Przełęcz Karkonoska© djk71
Tam mimo okropnego wiatru chwila odpoczynku na tarasie... Dziś można sobie pozwolić na trochę luzu... :-)

Chwila przerwy w schronisku© djk71
Pięknie tu.

Piękny widok© djk71
Trzeba jednak wracać...

Teraz czas na zjazd© djk71
W sumie jestem zaskoczony, spodziewałem się czegoś dużo trudniejszego (co nie znaczy, że było łatwo). Po powrocie jeszcze raz się upewniam, które odcinki były najcięższe wg opisów, ale okazuje się, że przejechaliśmy właśnie tę trudniejszą część. Fajnie, że tak łatwo poszło.
Kadencja: 67