IV Izerska Wielka Wyrypa

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
IV Izerska Wielka Wyrypa

Po tegorocznej Rudawskiej Wyrypie i Izerskiej Wyrypie sprzed dwóch lat wiedziałem, że nie będzie łatwo. Do tego tydzień temu uphill na Śnieżkę oraz tydzień w Karkonoszach sprawia, że nie czuję się w ogóle na siłach walczyć. Mimo to oczywiście jedziemy wraz z Amigą, który dodatkowo ma w nogach jeszcze prawie 300km z przed tygodnia.

Informacje na stronie Wyrypy również nie zapowiadają, że będzie łatwo:
"WARUNKI NA TRASIE: na dzień dzisiejszy nie są najłatwiejsze, ostatnie opady spowodowały rozmycie dróg leśnych, natomiast wszystko jest do przejścia niektóre drogi wraz ze wzrostem roślinności zanikają, ale jeszcze w niedzielę były rowerowo przejezdne dla orientalistów – przebieżność lasów słaba dla rowerzystów – opony zdecydowanie z bieżnikiem."

Przejezdne dla orientalistów - znaczy to pewnie, że nikt normalny by tam nie pojechał :-)

Do Lwówka Śląskiego przyjeżdżamy tuż przed 5-tą rano. Przebieramy się, przygotowujemy i tuż po 5:30 meldujemy się na odprawie. Tradycyjnie na starcie dostajemy minimapkę z zaznaczonymi punktami gdzie będą rozdawane właściwe mapy. Mamy dwie pętle: wschodnią i zachodnią. Wybieramy jedną, a po jej zaliczaniu oddajemy w bazie kartę i bierzemy drugą mapę i ruszamy w dalszą cześć trasy. Obie pętle w optymalnym wariancie mają po ok. 75km i w sumie 1850m przewyższenia.

Pierwsza mapka w mapniku © djk71


Zaczynamy od pętli wschodniej, bo jakoś tak mi się kojarzy, że tam jest bardziej górzysty teren.

Ruszamy na punkt rozdawania map i zaczynamy planować trasę. Łatwo nie jest, ale po chwili jest gotowa. Ruszamy jako jedni z ostatnich, za nami jeszcze tylko tomalos i Łukasz.

Pętla wschodnia

PK 3 - Zagłębienie terenu - u podnóża skał
Z mapy usunięto wszystkie oznaczenia szlaków, bo ponoć zupełnie rozmijały się z tym co jest w rzeczywistości. Jedynie na tym odcinku pozostawiono oznaczenie zielonego szlaku. Jedziemy jak po sznurku. W końcu powinien być punkt. Jest skała, szukamy w kilka osób i nie ma. W końcu ktoś zauważa oznaczenie niebezpiecznego miejsca. Wszystko jasne, jesteśmy za blisko. Po chwili jest punkt.

PK 2 - Ruiny - od północy
Ruszamy żeby odrobić stracony czas, mijamy wioskę i zaraz powinien lasek i ruiny. Wjeżdżamy i… nie ma. Szukamy kilka minut i nic. Spoglądamy na mapę jeszcze raz i już wiemy, to był wcześniejszy zagajnik. Oczywiście punkt jest. Wniosek jest prosty - trzeba jednak mierzyć odległości. Tu nie wjeżdża się przypadkowo na punkt, tu trzeba go odnaleźć.

PK 1 - Przepust
Polna droga, mamy odbić w lewo i znów przejeżdżamy zjazd, znów nie mierzyliśmy odległości, na szczęście po chwili jest kolejna ścieżka. Chwila poszukiwań i jest kolejny punkt.

PK 5 - Cypel lasu
Jedziemy dalej, Darkowi strasznie szaleje napęd. Nie brzmi to dobrze, czyżby zaraz miał się zerwać? Na wszelki wypadek stajemy przy sklepie żeby zdiagnozować problem. Szybkie zakupy, udaje się kupić drożdżówki wprost z samochodu, choć sprzedawca nawet nie wie, że ma takie rzeczy w ofercie :-)
Problemem w Amigi rowerze jest zgięte ogniwo.

Usuwanie awarii i zakupy © djk71


Gdzie ma być ten łancuch? © djk71


Wymiana i jedziemy dalej. Tym razem punt znaleziony bez problemu.

Punkt widoczny z daleka © djk71


PK 4 - Skraj polany - od północy
Następny punkt blisko, ale mylę skalę mapy i odmierzam 500m zamiast 250m.

Ładna polana, ale nie ta © djk71


Po chwili korekta i jesteśmy na punkcie.

PK 10 - Skrzyżowanie ścieżek
Łatwy dojazd do punktu tylko nie bardzo nam się zgadza odległość przecinki. Na szczęście trafiamy we właściwą.

PK 6 - Granica kultur - 50m od ścieżki
Nie lubię granic kultur, ale tu wydaje się być prosto. Wydaje bo spędzamy tu mnóstwo czasu. 50m odmierzamy nie od tej ścieżki, od której powinniśmy. Spod nóg ucieka mi w pewnym momencie lis. A punktu wciąż nie ma. Telefon do organizatora i potwierdza, że punkt powinien być. Po chwili go odnajdujemy. Żeby zaliczyć wszystkie punkty w ciągu 16h powinniśmy zaliczać punkt co około pół godziny. Przy tej kalkulacji mamy w sumie około 2h straty :-(

PK 11 - Przepust
Zagadujemy się i przejeżdżamy punkt. Cofamy się i bez problemu go odnajdujemy.
Po drodze mnóstwo ruin, krzyży pokutnych...

Magiczne ruiny © djk71


PK 13 - Wąwóz przy drodze
Teraz długi przelot.

Nie wygląda to ciekawie © djk71


Potrzebujemy już sklepu, niestety nie ma nic po drodze. Punkt podbity, teraz tylko przedarcie się przez pole pokrzyw. Parzą w… uszy...

PK 15 - Przy ratuszu (bufet)
Kolejny punkt to miał być PK 16 - ambona. Słońce i zmęczenie daje nam w kość. Potrzebujemy sklepu. Zjeżdżamy do Bystrzycy i jest sklep - zamknięty. Rzut oka na mapę i czeka nas ostry podjazd pod górę. Mamy już tyle straty, że proponuję żeby go odpuścić. I tak już wiemy, że nie zaliczymy wszystkiego. Amiga przystaje na to. Jedziemy do Wlenia.
Potrzebowaliśmy tego, pomarańcza, arbuz, woda, wafelki… i sklep.

PK 14 - Na skarpie - 50m od ścieżki
Kolejny punkt na skarpie. Zostawiamy rowery u góry i przeczesujemy stromą skarpę. Stromo. Nagle okrzyk jednego z zawodników: jest. Ok. Można jechać dalej.
Czuję zmęczenie, podjazdy mnie zabijają, dlatego odpuszczamy PK8, który znajduje się na szczycie.

PK 9 - Na ścieżce
Bez problemu docieramy do punktu. Tuż przed punktem spotykamy Wikiego i kilku innych zawodników.

PK 7 - Dół przy drodze
Do punktu wiedzie ścieżka, najwęższa z wszystkich w okolicy, ale udaje się tam dotrzeć.

W dole © djk71


To tyle z tej pętli. Wracamy do bazy. Jest 16:30, czyli 2,5 godziny po połowie czasu i bez 3 punktów. Oddajemy karty z pierwszej pętli i bierzemy drugą mapę Uzupełnienie bidonów, posiłek i można planować kolejna rundę. Wiemy, że tu też nie będziemy w stanie zdobyć wszystkiego. Wybieramy te, które wydają się być najprostsze do zdobycia.

Pętla zachodnia

PK 3 - W wyrobisku
Ruszamy z Lwówka i jedzie się tak fajnie, że o mało co nie przegapiamy zjazdu z drogi. Dogania nas grupka dzieciaków, mają satysfakcję, że przeganiają nas. Tyle, że my już mamy w nogach ponad 90km, a przed nami jeszcze kilka godzin jazdy. Oczywiście kiedy tylko droga zaczyna się piąć pod górę wyprzedzamy ich i zatrzymujemy się obok wyrobiska. Lampion i perforator odnalezione.

PK 7 - Drzewo przy drodze
Najłatwiejszy punkt, w nocy bez lampy trudno by go było przegapić, ale droga daje nam trochę w kość. Mijamy Piotrka, który właśnie zjeżdża z kompletem punktów do bazy po swoje kolejne zwycięstwo.

PK 9 - Ruiny
Coraz bardziej czuję ból w łydkach. To efekt czwartkowej włóczęgi po górach, wczoraj nie byłem w stanie chodzić. Podjeżdżamy w okolice punktu i czeka nas wspinaczka. Nie dam rady. Smaruje nogi jakimiś specyfikami, które dał mi żona i po chwili jest ulga. Spotykamy Piotrka, też jest zmęczony. Mamy punkt i jedziemy dalej w towarzystwie Tomka i Łukasza.

PK 13 - Przy ratuszu (bufet)
Kolejny raz ten sam punkt, czy bufet. Dobrze nam tu. Nawet nam się specjalnie nie spieszy. W końcu jednak ruszamy. Odpuszczamy odcinek specjalny, bo wygląda, że będzie oznaczał wspinaczkę. I jedziemy na czternastkę.

PK 14 - Skraj zagajnika
Wspinaczka nas jednak nie mija, najpierw pod Górę Zamkową, a potem z Kleczy asfaltowy podjazd prawie na punkt.

Pięknie, ale najpierw trzeba było tu wjechać © djk71


Decydujemy się wracać drugą drogą i Bogu dziękujemy, że nie wybraliśmy odwrotnego kierunku. Podjazd tu oznaczałby pewnie przynajmniej częściowy spacer.

PK 10 - Nad stawem
Dotarcie do punktu strasznie mnie męczy. Głupio by go było jednak odpuścić, gdyż jest po drodze do bazy. Mam dość, nie chce mi się już nic zaliczać. Zjeżdżamy do Pławnej Górnej i myślę już tylko o powrocie. Po raz kolejny spotykamy się z chłopakami i… kuszą nas żeby zaliczyć jeszcze co najmniej dwa punkty. Jest mi wszystko jedno.

PK 6 - Strumień - 20m w górę od drogi
W Mojeszu odbijamy w teren i po chwili meldujemy się przy punkcie. Koledzy właśnie odjeżdżają. Ja jednak jadę zdecydowanie wolniej. Teraz jeszcze tylko jeden punkt i baza.

PK 5 - Paśnik (nie odnaleziony)
Zakładam czołówkę, lampki rowerowe już dawno włączone. Robi się coraz ciemniej i droga jest coraz gorsza. Zaliczamy moczenie nóg w strumyku. Docieramy w okolice punktu i nie ma go. Być może gdyby było jaśniej byśmy go zauważyli. Zostawiamy rowery i próbujemy przeczesać okolicę. Bez skutku. Rzut oka na zegarek i mamy 40 minut do zamknięcia mety. Spóźnienie oznacza dyskwalifikację. Rezygnujemy z poszukiwań i próbujemy przebić się do jakiejś normalnej drogi. Wstąpiły w nas nowe siły. Szkoda, ze tak późno.

Meta
Na metę docieramy na 10 minut przed zamknięciem. Zmęczeni. Nie czekamy na wywieszenie wstępnych wyników. Przebieramy się, pakujemy rowery i jedziemy na kwaterę.

Z 20 punktami lądujemy w okolicach połowy stawki. Komplet punktów zdobyło tylko czterech zawodników, czyli nie tylko nam było ciężko. Biorąc pod uwagę to jak byliśmy zmęczeni jadąc tu, to i tak sukces, że tyle przejechaliśmy.

Szkoda tylko błędów (braku pomiarów) szczególnie na początku trasy, ale to kolejna nauczka, że nawet jak na 5 maratonach punkty można znajdywać bez mierzenia i czasem nawet bez czytania opisów to na kolejnym może już nie być tak łatwo. A przecież niby to wiedzieliśmy.

No cóż, Izerska Wielka Wyrypa okazała się dla nas prawdziwą wyrypą, ale była jednocześnie fantastycznym zakończeniem urlopu.

Komentarze (8)

górki niby takie małe, niewysokie, ale zdradliwe.... przy 140km jazdy i 1.7km na przewyższeniach to całkiem sporo

amiga 07:56 poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Uśmiech ... :-)))
To mi wygląda na masohizm ?!
:-)

Jurek57 06:56 czwartek, 22 sierpnia 2013

Myślałem, że to mnie tak ścięło... ciągle jestem głodny, a dziś po obiedzie zasnąłem w ciągu minuty...
Wracając z urlopu ujrzałem tablicę Pogórze Kaczawskie wita!
Powiem tak... pojadę... ale boję się, że wbrew pozorom ta może być najtrudniejsza...

djk71 21:00 środa, 21 sierpnia 2013

Po tych izerskich ekscesach nogi jak z drewna, regeneracja ciągle trwa i końca nie widać ;-) Prawdziwa wyrypa, strach się bać następnych. O kaczawskiej na razie nie myślę.... Myślę o spaniu i jedzeniu, kolejność dowolna :))))

mandraghora 20:00 środa, 21 sierpnia 2013

akacja68
A następna w kolejce Wyrypa Kaczawska, coś czuję, że tam też nie będzie łatwo...
mandragora
Najpiękniejsze w tym jest to, że opowiadając o tym jak dostaliśmy w tyłek wszyscy się uśmiechamy...
Jurek57
Nikt nie zamierza ;)

djk71 19:26 środa, 21 sierpnia 2013

Nie zasypujecie gruszek ... !

Jurek57 15:47 środa, 21 sierpnia 2013

To zdanie: "Przejezdne dla orientalistów - znaczy to pewnie, że nikt normalny by tam nie pojechał :-)" to kwintesencja MTBO! Brawa za wytrwałość, my też końcówkę robiliśmy "na rzęsach".

mandraghora 14:58 środa, 21 sierpnia 2013

Nie da się ukryć, że na Pogórzu Izerskim tez zdarzają się fajne górki:)

akacja68 08:48 środa, 21 sierpnia 2013
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ludzi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]