Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2019

Dystans całkowity:295.38 km (w terenie 67.07 km; 22.71%)
Czas w ruchu:23:24
Średnia prędkość:12.98 km/h
Maksymalna prędkość:50.04 km/h
Suma podjazdów:177 m
Maks. tętno maksymalne:198 (97 %)
Maks. tętno średnie:186 (91 %)
Suma kalorii:6533 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:18.46 km i 1h 22m
Więcej statystyk

14 Półmaraton Warszawski

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(2)
Rok temu w warszawskim półmaratonie wystartowało nas z teamu 9 osób. W tym roku nie udało się powtórzyć tego wyniku. Inne starty w tym terminie, różne plany życiowe sprawiły, że miało nas przyjechać trzech, ostatecznie do Warszawy docieram ja z Adamem.

W dobrym nastroju © djk71

Niestety startuję sam, bo Adam od dwóch tygodni walczy z chorobą i dopiero kończy kurację. Co prawda klimat w biurze zawodów, kiedy w sobotę odbieramy pakiety sprawia, że jeszcze się łamie, ale ostatecznie wygrywa rozsądek - zajmie się robieniem zdjęć.

Biec, czy nie biec - oto jest pytanie © djk71

W hali Torwaru poznaję jednak znajomą Adama - Anetę i jej przyjaciółkę Magdę oraz Michała. Od słowa do słowa umawiamy się, że pobiegniemy razem. Planują biec na 2:10 - w zeszłym roku miałem czas nawet nieco lepszy, ale w tym taki wynik to byłoby marzenie.

Wieczorem idziemy jeszcze na krótki spacer.

Stolica wieczorem © djk71

Przy okazji musimy zerknąć na słynne schody.

Schody do...? © djk71

Więcej czasu jednak spędzamy obok Zachęty.

I co ja o tym myślę? © djk71

Najpierw chcieliśmy to ominąć © djk71

Wszystko można wykorzystać © djk71

A to kto? Mamy podejrzenia... © djk71

Rano śniadanko, wybór ciuchów - kiedy chowamy rzeczy do bagażnika w samochodzie (stoi bliżej mety niż depozyty) jeszcze się waham czy nie wziąć koszulki termicznej z długimi rękawami - Adam mnie ochrzania i decyduję się biec zupełnie na krótko ;-)  Jak się potem okaże to był doskonały pomysł. Momentami było nawet za ciepło - szczególnie w pełnym słońcu w czarnej czapce.

Spotykamy znajomych, do grupy dołącza Asia. Na starcie informuję ich, że biegnę z nimi, ale jakbym odpadł to mają się tym nie przejmować.

Logo firmy musi być © adamj
Silna (oby) grupa :-) © adamj

Ruszamy i rzeczywiście biegniemy w moim tempie. To dobrze. Od początku zagrzewa nas do biegu głośny doping kibiców. Zarówno tych przypadkowych, jak i zorganizowanych grup. To jest w Warszawie niesamowite.

Bufet na 5 km sprawia, że się rozdzielamy. Nie widzę nikogo z mojej grupy. Trudno, biegnę sam, szkoda tylko, że nie wziąłem słuchawek.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 5 km - prognozowany czas całości to 2:11:52.

Po chwili jednak doganiam Anetę i Magdę. Michał dołączy do nas chyba przed 10 km. Asi już nie spotkamy na trasie.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 10 km - prognozowany czas całości to 2:11:30. Czyli biegniemy równo, nawet lekko przyśpieszyliśmy.

Biegniemy po drugiej stronie Wisły. Jest świetnie, kolejne kilometry mijamy wyjątkowo szybko. Zupełnie nie czuję zmęczenia, ale... spoglądam na zegarek i tętno jest w okolicach 184 uderzeń. Niedobrze. Nie powinno być takie. Wiem jednak, że nie będę go już w stanie obniżyć. Źle, bo to oznacza, że dobiegnę umierając na mecie, albo zetnie mnie nagle jeszcze gdzieś po drodze. Trudno., nic już nie poradzę - biegnę dalej.

Gdzieś w okolicach chyba 13-14 km ekipa zaczyna mi odchodzić. Nie dużo, jakieś 2-3 m, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście udaje mi się w końcu do nich dołączyć.

Na Moście Świętokrzyskim © adamj

Wg danych z punktu pomiaru czasu na 15 km - prognozowany czas całości to 2:12:13 - wolniej.

W okolicach szesnastego kilometra odpada Michał - myślę, że słońce dobija nie tylko mnie...
Znów biegnę tylko z dziewczynami. Przed nami długa prosta. Pamiętam ją (zresztą jak większość trasy) z ubiegłego roku - dała mi w kość. Póki co jest dobrze. Dobrze, ale tylko do 19 km. Nie wiem, czy to Aneta przyśpieszyła, czy ja zwolniłem, ale dziewczyny w szybkim tempie mi uciekają. Patrzę na puls i nawet nie próbuję podejmować pogoni. Tym bardziej, że w tunelu widzę leżącego zawodnika, którym opiekują się ratownicy. Jedzie karetka, ale nie wjeżdża do tunelu. Zajmuje się osobą, przed wjazdem do niego.
Kawałek dalej kolejna osoba i jeszcze jedna. Biegnę swoim tempem. Już niczego nie nadrobię...
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 20 km - prognozowany czas całości to 2:14:19 - znacznie wolniej

Przebiegam przez linię mety. Czas: 2:15:17 - sześć minut wolniej niż rok temu, a z drugiej strony 21 minut szybciej niż w pierwszym tegorocznym półmaratonie - Biegu Cyborga.

I jestem na mecie © djk71

Zmęczony, ale zadowolony. Medal ląduje na szyi.

Znów to zrobiłem :-) © djk71

Po chwili dostaję wodę, izotonik, piwo bezalkoholowe, folię do okrycia się... rąk mi brakuje. Na szczęście po chwili spotykam Adama. Rozglądałem się za resztą ekipy, ale nie udało mi się ich odnaleźć.

Można odpocząć © adamj

Dopiero po chwili odpoczynku udaje nam się zdzwonić i ponownie spotkać. Wszyscy jeszcze przeżywamy bieg. Czas udać się na coś do jedzenia.

W końcu ruszamy do domu. Droga długa, ale spokojnym tempem udaje się wieczorem dotrzeć na miejsce. To był udany dzień, a właściwie dwa dni. Męczące, ale sympatyczne. Dziękuję super ekipo za to co na trasie, jak i poza nią.

BTW: Zegarek pokazał mi o kilkaset metrów dłuższy dystans niż miał być. Co ciekawe wielu osobom na trasie również zegarki na poszczególnych kilometrach pokazywały inne odległości. Satelity aż tak szalały, czy rzeczywiście dystans był dłuższy?

Na bieżni przed meczem

Piątek, 29 marca 2019 · Komentarze(0)
Po świetnym, aktywnym początku roku... przerwa. Dwa tygodnie prawie bez biegania. No dobra, był raz... z obtartymi stopami. Porażka, ale nie pierwszy raz życie potrafi zabić chęć do... życia...

W międzyczasie dwukrotnie pojechałem na siłownię. Dojechałem, zaparkowałem i po kilku minutach ruszyłem w drogę powrotną. Nawet nie otworzyłem drzwi siłowni. Wczoraj wyszedłem z domu, wsiadłam do auta i zanim uruchomiłem silnik musiałem zmienić zdanie - z siłowni zrobił się tour de sklepy.

Dziś też mocno napięty harmonogram. Najpierw odwozimy syna na kadrę potem... Właśnie... wczoraj żona zaproponowała, że skoro mamy wolny wieczór to może pójdziemy do kina. Nie byłem do końca przekonany więc zaproponowałem inne wydarzenie kulturalne... Zgodziła się. Co prawda nie wiem, czy gdybym od razu powiedział, że mam na myśli mecz piłki nożnej to też poszłoby tak łatwo... ;-)

Jako, że przed meczem mamy chwilę wolnego, a siłownia jest pod stadionem to... jedziemy na Arenę Zabrze :-)

Jeszcze pusto © djk71

Trochę biegania, chyba mocniejszego niż planowałem, ale tak wyszło. Chyba musiałem odreagować. Choć tak naprawdę to odreagowywałem kilkadziesiąt minut i kilkanaście, a może kilkadziesiąt metrów wyżej. Dobrze, że byłem z żoną, a nie z dzieckiem, bo emocje były...

W tle stara trybuna © djk71


Po treningu zegarek pokazuje mi 72h odpoczynku. Mam nadzieję, że to tylko błędne wskazanie, bo nie wszystko jest ustawione jeszcze po ostatnim resecie sprzętu. Szczególnie, że w niedzielę... trochę dłuższy bieg.

Blazy zamiast Kompanii :(

Sobota, 23 marca 2019 · Komentarze(0)
Po niedzielnym rowerze przez trzy kolejne dni walczyłem z bólem łydki. Uczucie jakbym coś naciągnął, naderwał. Odpuściłem  bieganie, siłownię żeby być gotowym na piątkowo-sobotni start w zawodach. Jeszcze w czwartek wieczorem łudziłem się, że Kompania KORNA to będzie fajny początek sezonu rowerowych maratonów na orientację. Niestety po raz kolejny życie wygrało. Lord SFAROC pokonał mnie jeszcze przed startem.


Miałem tam być... :( © djk71

Dziś w takim razie postanowiłem pobiegać, w końcu za tydzień połówka. Zamiast Asicsów, w których zwykle biegam, z jakiegoś powodu wziąłem Salomony. Też już w nich przecież biegałem, choć zwykle po śniegu lub błocie.

Dziś... się nie sprawdziły. Wolne truchtanie po lesie i... czuję, że od 5 km... obcierają mnie buty... Masakra... Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to zdarzyło. Co gorsza, stąd nie ma drogi na skróty, przede mną jeszcze piątka. Świetnie, chciałem się odprężyć, potruchtać, posłuchać książki, nie myśleć...

To ostatnie częściowo się udało... co prawda myślałem, ale głównie o piętach...  :(

Wietrzna Rajza

Niedziela, 17 marca 2019 · Komentarze(4)
Znów wahanie czy bieganie, czy rower. Oczywiście najchętniej jedno i drugie, ale aż takiej kondycji nie mam. Za kilka dni zawody rowerowe więc... rower. Długo się zbieram. Dłużej niż powinienem. W końcu ruszam. Na pytanie żony za ile wrócę mówię za godzinę lub sześć. Po prostu nie wiem. Nie wiem jak mi się będzie jechało, nie wiem jaki będzie wiatr, nie wiem, czy krótkie spodenki w zimie to dobry pomysł, nie wiem na ile będę chciał się wyżyć...

Wiedziałem tylko, że ruszam w stronę Chechła, choć to chyba w taką pogodę najgorszy pomysł.
W Segiecie jeszcze jesień.

W lesie jeszcze jesień © djk71

Przy kopalni Srebra wiosna.

Przy Kopalni Srebra wiosna © djk71

W Bobrownikach ktoś nowy. Tylko kto?

A to kto? © djk71

Jadę dalej do Nakła Śląskiego. Nową drogą, ale chyba lepszą niż zwykle. Niestety pałac wciąż wymaga renowacji.

W Nakle wciąż czekamy na remont © djk71

O dziwo chyba pierwszy raz trafiam na otwartą bramę. Zawsze przeciskam się furtką.

Dziś brama otwarta © djk71

Zatrzymuję się na chwilę przy kościele po drugiej stronie ulicy.

Z tej strony jeszcze nie widziałem tego kościoła © djk71

Oglądam okolicę

Baranek © djk71

Zasłużyli na pamięć © djk71

Dojeżdżam do Chechła

Znów nad Chechłem © djk71

Tu pusto, ale na alejkach już tłoczno. Zresztą wszędzie sporo ludzi spaceruje, biega, jeździ na rowerach... lub... kąpie się :-)

Niektórzy już się kąpią © djk71

Wyjeżdżam kawałek dalej i już nie jest tak ładnie.

Mokro tu i brzydko © djk71
Tu też mokro © djk71

Na szczęście na ścieżkach w większości sucho.

Droga sucha © djk71

Jadę dalej Leśną Rajzą i... znów mnie szlag trafia, bo nie wziąłem mapy a tu mimo oznaczeń znów nie wiem gdzie jadę.

Uzupełniony znak © djk71

Czasem szlak jest jasno oznaczony

Nic tylko wybierać © djk71

A czasem trudno się połapać. Szczególnie jak z jednej strony pokazuje jedno, a z drugiej coś innego.

I weź tu się połap © djk71

W pewnym momencie zupełnie nie wiem gdzie jestem i dokąd jadę. Wszędzie wycinka drzew.

Wszędzie wycinka © djk71

Potrzebuję chwili odpoczynku.

Chwila odpoczynku © djk71

Wszędzie pełno motyli. Tyle, że trudno je sfocić...

Kto widzi motyla © djk71

Ruszam dalej i wiem gdzie jestem. Jednak jadę w stronę Zielonej, choć już straciłem nadzieję. Chociaż tu był chyba mostek

Tu był chyba mostek © djk71

Teraz jest kawałek dalej.

Nowy mostek kawałek dalej © djk71

Mijam go i... znów jadę nie tam gdzie chciałem. Po chwili coś mi się nie podoba i wracam. Ostatecznie trafiam nad jezioro.

Zielona - jezioro © djk71

Chwilę rozglądam się wokół.

Pałac w Zielonej © djk71

Tu był kiedyś PK © djk71

Na szczęscie nie musiałem korzystać © djk71

Ruszam dalej. Teraz już pora wracać do domu. Czuję się zmęczony. Do tego coraz bardziej wieje. A może po prostu zacząłem jechać w przeciwną stronę.

Skręcam w stronę Alei Dębów i przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nią nie pojechać. Ale nie, najkrócej będzie na południe.

Mostek przy Alei Dębów © djk71

Dojeżdżam od tyłu do huty w Miasteczku Śląskim i zastanawiam się co dalej. Nie chcę wyjeżdżać na główną drogę, skręcam w prawo. Dojeżdżam do torów. Dalej powinna być droga, ale widać, że jest... budowa drogi. Znów chwila wątpliwości co dalej.

Na torach © djk71

Jadę wzdłuż torów. Droga się kończy. Przechodzę przez tory, ale tam też droga wiedzie tylko przez chwilę. Potem jadę nasypem.

Średnia droga do jazdy © djk71

Jedzie się mało ciekawie, do tego coś się mnie czepia cały czas, jestem podrapany, ale bardziej się boję, że jakiś kolec wbije się w oponę. Mijam Wodę Graniczną, na szczęście przy torach da się ją pokonać.

Woda graniczna © djk71

W końcu docieram do znanych kocich łbów obok torów.

Sporo tych torów © djk71

Ciekawe gdzie jedzie © djk71

Po chwili zamknięty przejazd więc znów jest czas na foto i... odpoczynek. Zmęczony jestem.

Samotny biały żagiel... tzn wagon, i nie biały © djk71

Teraz już tylko minąć Tarnowskie Góry i prosto do domu.

Rzut oka na Rynek w TG © djk71

Tylko 70 km, a zmęczony jestem bardzo. Potrzebowałem tego jednak.

Podbiegi na bieżni

Sobota, 16 marca 2019 · Komentarze(0)
Dziś po głowie chodziła siłownia, bieganie, rower... Była nawet myśl, żeby to wszystko połączyć. Ostatecznie udało się pójść na chwilę na siłownię. Na tyle krótko, że musiałem wybierać: ćwiczenia lub bieganie na bieżni. Po wczorajszych interwałach rozsądek podpowiadał ćwiczenia więc... wybrałem... bieganie. Żeby nie było zbyt prosto postanowiłem zrobić trochę podbiegów. I udało się, choć łatwo nie było. Zmęczony, ale zadowolony z treningu.

Jednocześnie zaliczone pierwsze wyzwania na SmartGymie i w nagrodę przy wyjściu dostaję bidon :-)

Za regualrne wizyty na siłowni © djk71

Interwały na bieżni

Piątek, 15 marca 2019 · Komentarze(0)
Musiałem odreagować po pracy. Co prawda czasu niezbyt wiele, ale jadę na siłownię. GPS w aucie ma inne sugestie... Do tego w różnych językach...

W tym języku jeszcze do mnie nie mówił... © djk71

... ale jednak ląduję na siłowni. Bieżnia i interwały. Z wielką radością się męczyłem... Właściwie to chyba mógłbym dłużej i jeszcze mocniej ale... trzeba było wracać do domu. Szkoda, ale może jeszcze uda się zmęczyć w ten weekend.

Zmęczony... psychicznie

Czwartek, 14 marca 2019 · Komentarze(3)
Przedwczoraj wizyta na siłowni z synem. Najpierw trochę pokręciliśmy, potem poćwiczyliśmy. Niby nie dużo, ale wystarczyło żeby mnie zmęczyć i żebym nie był w stanie biegać. A może to zmęczenie po sobotnim rowerze i niedzielnym oraz poniedziałkowym bieganiu. Być może. Rozsądek nakazywał odpoczynek, a ja to zignorowałem.

Wczoraj więc lenistwo... Potrzebowałem tego, bo zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne...

Jakoś za dużo dziwnych rzeczy wokół. Wszędzie, w domu, w pracy, w telewizji, w internecie, na ulicy...
Znów mam wrażenie, że jestem z innej bajki, z innej epoki...
Znów mam jakieś déjà vu, wrażenie, że po raz kolejny próbuję walczyć z wiatrakami... Chociaż właściwie tym razem chyba nie próbuję... Chyba już jestem tym zbyt zmęczony... Chyba raczej się poddaję... właśnie nie próbuję walczyć, mimo, że wiem, iż powinienem próbować...

To chyba męczy jeszcze bardziej kiedy człowiek wie, że coś powinien, a tego nie robi, albo odwrotnie - wie, że nie powinien czegoś robić, o czymś myśleć, a jednak nie potrafi się temu oprzeć.

To tak jak ta czekolada, którą chłopcy położyli dziś na biurku. Mleczna, z malinami, z cukrem... Więc 3xNie, a jednak kusi, a jednak ręka sięga... I mimo, że przed chwilą było, aż mdło od słodyczy, to... sami wiecie... Choć w sumie najchętniej bym tylko z niej wyjadł orzeszki... Tylko, że nie da się... nie wypada... nie można...

Tylko czekolada, a daje do myślenia.... © djk71

W trakcie biegu dziś też mieszane uczucia, chęć skończenia, ale jednak dałem radę. Ostatnio mam wrażenie, że tylko tu daję radę... Może dlatego, że tu mogę mieć wszystko i wszystkich w.... głębokim poważaniu. Nie muszę na nic i na nikogo zwracać uwagi. Ani na tych co biegną obok mnie i zwiększają ostentacyjnie prędkość, a potem po 10 minutach schodzą z bieżni, ani na tych co śledzą mnie na Endo, czy Stravie. Biegnę dla siebie, swoim tempem i mogę biec jak chcę, skończyć kiedy chcę i nikomu nic do tego.

W życiu, w pracy, w domu niestety tak nie jest... Inni mają duży wpływ na to co robię, czego nie robię, na...

Szkoda gadać, mimo, że z wiekiem powinienem patrzeć na wiele rzeczy z dystansem, ze spokojem... nie potrafię... Nie umiem pogodzić się z ludzką głupotą, z tym, że ludzie nie próbują słuchać co się do nich mówi, co radzi... Z tym, że po kilku latach dokonują odkryć, o których mówiło się im już dawno. Z tym, że nagle dostrzegają zalety tego co jeszcze wczoraj ignorowali, albo nawet deptali.

I odwrotnie, to co jeszcze wczoraj było świętością, dziś nie istnieje, albo wręcz jest najbardziej niepożądaną rzeczą na świecie...

Nie potrafię pogodzić się z ludzką obłudą, głupotą, bezmyślnością... To nie jest mój świat... Jakoś tu nie pasuję...

Potrzebuję odpoczynku, zmiany...? Sam nie wiem czego... i czy coś jeszcze może się zmienić... Nie wiem, czy jeszcze potrafię w coś uwierzyć, czy tego chcę... Mam dość....



Nie chciało mi się

Poniedziałek, 11 marca 2019 · Komentarze(0)
Po pracy w planach siłownia. Wychodzę, patrzę na ciemne niebo, wiatr i padający ni to deszcz, ni to śnieg i... odechciewa mi się. Szukam wymówek. W sumie jestem zmęczony po weekendowym rowerze i bieganiu więc należy mi się odpoczynek. Poza tym może lepiej będzie pojechać po wieczornych zakupach... Łatwo... jest znaleźć wytłumaczenie :-)

Mimo to walczę z sobą i... wygrywam. Jadę na siłownię.

Oczywiście kiedy już jestem w szatni zniechęcenie gdzieś ucieka.
Wchodzę na bieżnię. Planuję lekko i tylko pół godziny. To drugie wychodzi, a z tym lekko to już nie do końca. Bo niby puls spokojny, ale prędkość dobra (jak na mnie) - Endomondo nawet pokazuje mi rekord na 5 km, ale akurat ta aplikacja jest dość szczodra w rozdawaniu pochwał.

Ale jest OK. Warto było przyjść. :-)

Bieg Wiosenny 2019

Niedziela, 10 marca 2019 · Komentarze(2)
Podobnie jak w roku ubiegłym i w tym witamy wiosnę trochę przedwcześnie. Co jednak zrobić skoro znów organizatorzy Bieg Wiosenny zorganizowali pod koniec zimy ;-) Znów silną ekipą (choć niestety brakuje kilku osób) spotykamy się pod Stadionem Śląskim.

Przed startem © djk71

Dziś nieco chłodniej niż rok temu. Do tego trochę wieje, choć chyba nie tak bardzo jak wczoraj.
Chwila rozmów, ogarniamy kto jak bardzo dziś jest słaby ;-) I po chwili startujemy. Jak zwykle tłum więc każdy szuka kawałka miejsca dla siebie. W zamieszaniu nagle upada Ania. Mówi, że nic się nie stało, ale jednak kończy bieg ze stłuczoną dłonią.

Marcin z Gosią i Patrycją ruszają mocno do przodu. Nie zaskakuje nas to. Chwilę później ucieka mi nieco Anka, ale postanawiam biec dalej swoim tempem. Co prawda dziś nie pilnuję zbytnio tętna, ale może to dlatego, że jest w normie.

Kończy się podbieg i... albo ja słabnę, albo reszta nabiera sił. Wyprzedza mnie Celina. Nawet nie próbuję się jej trzymać. Biegnę swoje.

Na piątym kilometrze łyk wody i ruszam dalej. O dziwo podbieg do żyrafy wchodzi bez problemu. Potem nawet zaczynam biec szybciej. Brakuje sekund żebym skończył poniżej godziny. Ale i tak to chyba najlepszy czas od roku, choć o ponad 2,5 minuty dłuższy niż na tym samym biegu rok temu - 01:00:04.

Dobiegliśmy © djk71

Po biegu z medalami © djk71

Na mecie jeszcze spotykamy Tereskę i Piotra.

Mamy to! Kolejny do kolekcji © djk71

Mimo to jestem zadowolony, szczególnie, że biegłem w końcu z normalnym (jak na mnie) pulsem.
Teraz czas na chwilę odpoczynku.

Po pakiet i ratunek pociągiem

Sobota, 9 marca 2019 · Komentarze(3)
Jutro Bieg Wiosenny. Podobnie jak rok temu postanawiam pojechać po pakiet startowy rowerem. Ten sam pomysł ma Marcin i Anka.
Niestety Marcin rano nie odpowiada więc umawiamy się z Anką sami obok Kłosa. Gdy rusza wysyła info, że wieje. Nie specjalnie się tym przejmuję, przecież miało wiać. Po chwili i ja ruszam. Pod Kłosem nie widzę jeszcze mojej towarzyszki, ale wg moich obliczeń ma jeszcze chwilę czasu. Ruszam w stronę Mikulczyc. Przy cmentarzu spotykam Olę z mamą, a pod chwili nadjeżdża Ania.
Kiedy mówię gdzie i po co jedziemy, słyszymy, że zdrowi to my całkiem nie jesteśmy. Odbieramy to jako komplement ;-)

Ruszamy w stronę Chorzowa. Najpierw Osiedle Młodego Górnika, potem Rudzka Kuźnica, Bobrek i w końcu Szombierki. Trasa podobna do tej z ubiegłego tygodnia, ale lubię te śląskie klimaty familoków. Ani też się podoba.

Skoro tak to zbaczamy lekko w stronę EC Szombierki.

Elektrociepłownia Szombierki © djk71

Na mnie zawsze robi wrażenie ten komin wychodzący jakby wprost z biurowca.

Komin z bliska © djk71

A właściwie kominy © djk71

Jest ciepło, ostatnio żałowałem, że nie wziąłem zimowych rękawic, dziś żałuję, że nie wziąłem krótkich.

Jedziemy dalej. Ania na początku wspomniała coś o podjazdach więc specjalnie dla niej Kolonia Zgorzelec.

Wjeżdżamy na Zgorzelec © djk71

Ciekawe jest to osiedle. W środku niczego.

Ostre... zakręty... © djk71

Z jednej strony porządek, zieleń, a zaraz dalej zamurowane okna, ruiny.

I ładnie i brzydko © djk71

Ciekawe jak tu będzie po rewitalizacji, na którą ponoć dostali pieniądze.

Lubię taką zabudowę © djk71

Mijamy Łagiewniki i podjeżdżamy pod wieżę, która ostatnio wydawała mi się być wieżą kościelną. Okazuje się to być jednak dawna remiza strażacka w historyzmu. Pierwszy raz o czymś takim słyszę.

Remiza w Łagiewnikach © djk71

Kierunek Żabie Doły.

Siemanko! Witamy © djk71

Dopiero tu dostrzegam jak wieje.

Nieźle wieje © djk71

Nawet ptakom się nie chce fruwać.

Ptaki odpoczywają © djk71

Mijamy Dolinę Górnika...

Mostek w Dolinie Górnika © djk71

... oraz Szyb Prezydent...

Szyb Prezydent © djk71

... i wjeżdżamy do Parku Śląskiego. Mamy prawie pół godziny do rozpoczęcia pracy Biura Zawodów. Postanawiamy zrobić rundkę po parku w poszukiwaniu wiosny. Widziałem już na FB zdjęcia kwiatów, ale nam nie udaje się nic znaleźć. Do biura dojeżdżamy tuż przed otwarciem bram. Jest kolejka, ale w sumie po chwili mamy już swoje numerki i pakiety.
Wieje coraz bardziej i zaczyna padać.
Ruszamy. Udaje nam się dojechać tylko do AKS-u. Nie da się jechać. Wiatr zrzuca z roweru, z nieba leci chyba grad. A jak nie grad to ostre, lodowate szpilki.
Zatrzymujemy się i podejmujemy decyzję... wracamy pociągiem. Pewnie byśmy mimo warunków dojechali rowerami, ale... jutro biegamy. Trzeba być choć trochę rozsądnym. Chwila wahania, czy jedziemy na dworzec w Katowicach, czy Chorzów Batory. Posiłkujemy się mapą i wychodzi, że Batory bliżej.

Strach jechać ulicą między autami, bo mam wrażenie, że zaraz nas kolejny podmuch zdmuchnie pod jakiś samochód. 
W końcu dojeżdżamy do dworca.

A w Chorzowie leje © djk71

Kupujemy bilety i czekamy w poczekalni.
Jest zimno. Bardzo.

Ale tu zimno © djk71
Po pół godzinie wychodzimy na peron. Tu też nie jest lepiej.

Zaraz przyjedzie pociąg © djk71

Marzymy żeby być już w domu.

Jak mi zimno! © djk71

W końcu jest. Tylko kilka stacji więc stoimy z rowerami w przejściu.
Ja wysiadam w Zabrzu, Anka jedzie do Gliwic. Zostało mi ostatnie 10 km, ale tym razem wiatr jest łaskawy i wieje głównie w plecy.
Spokojnie dojeżdżam do domu. Trzeba odpocząć przed jutrem.