Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2018
Dystans całkowity: | 462.71 km (w terenie 15.00 km; 3.24%) |
Czas w ruchu: | 24:36 |
Średnia prędkość: | 18.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.95 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 199 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 182 (89 %) |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 51.41 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
AktywnośćBieganie
Dystans10.06 km
Czas w ruchu01:05
Vśrednia6:27 min/km
VMAX5:04 min/km
Znów bieganie w Holandii
Ten rok miał być pełen treningów, do tego trochę startów w różnych zawodach. Póki co taki był styczeń. Kolejne trzy miesiące... to porażka... Poza wyjazdem urlopowym do Holandii... wszystko się sypie...
Teraz kolejne dni w delegacji... Limit bagażu w samolocie... 8kg, buty do biegania na szczęście się zmieściły.
Pobudka kiedy jeszcze ciemno... Nie chce mi się... drzemka i... prawie godzinę później, o szóstej... nie ma wyboru... o 8:30 najpóźniej muszę się wymeldować z hotelu. A gdzie jeszcze kąpiel, śniadanie, pakowanie... Idę...
Zastanawiałem się, czy przy ośmiu stopniach potrzebuję coś więcej niż koszulkę... Na szczęście wziąłem wiatrówkę... I dobrze... bo wieje. Strasznie...
Biegnę, ale czuję, że wolno... bardzo... Nic to, ważne, że daję radę, a nie tak jak w Tychach.
Biegnę i podziwiam miasteczka... Tu mógłbym mieszkać... Ale nie będę :-(
Robię dyszkę i wracam do hotelu, a chwilę później do pracy... Dziś długi dzień przede mną. Dobrze, że tak go zacząłem...
Teraz kolejne dni w delegacji... Limit bagażu w samolocie... 8kg, buty do biegania na szczęście się zmieściły.
Pobudka kiedy jeszcze ciemno... Nie chce mi się... drzemka i... prawie godzinę później, o szóstej... nie ma wyboru... o 8:30 najpóźniej muszę się wymeldować z hotelu. A gdzie jeszcze kąpiel, śniadanie, pakowanie... Idę...
Zastanawiałem się, czy przy ośmiu stopniach potrzebuję coś więcej niż koszulkę... Na szczęście wziąłem wiatrówkę... I dobrze... bo wieje. Strasznie...
Biegnę, ale czuję, że wolno... bardzo... Nic to, ważne, że daję radę, a nie tak jak w Tychach.
Biegnę i podziwiam miasteczka... Tu mógłbym mieszkać... Ale nie będę :-(

Ja biegam, on siedzi© djk71
Robię dyszkę i wracam do hotelu, a chwilę później do pracy... Dziś długi dzień przede mną. Dobrze, że tak go zacząłem...
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans76.27 km
Czas w ruchu04:41
Vśrednia16.29 km/h
VMAX54.95 km/h
Kawa, Śmigłowiec i inne
Plany na ten weekend były zupełnie inne, jak zresztą na cały ten tydzień...
W piątek koleżanki z pracy zaproponowały wspólną przejażdżkę i... jak się okazało to był jedyny w tym tygodniu zrealizowany plan.
Ósma rano spotykamy się na strefie (zabrzańskiej, mimo, że Dorota już jechała na gliwicką). Ruszamy. Najpierw w stronę Ziemięcic, gdzie na krótko zatrzymujemy się obok ruin kościoła, potem w stronę pałacu w Kamieńcu, dalej podjazd w stronę Księżego Lasu i krótka przerwa obok tamtejszego kościółka.
W Połomii skręcamy do lasu i w miłych okolicznościach przyrody docieramy do Tworoga. Mamy chęć na kawę, niestety jedyna kawiarnia będzie otwarta dopiero za pół godziny. Jedziemy dalej.
Rzut oka na lądowisko śmigłowców w Brynku
Obowiązkowy przejazd obok pałacu
I ogrodu botanicznego.
Pięknie tu. Tylko... wciąż nie ma kawy...
W Boruszowicach jest niezawodny bar... Przez tyle lat klimat się nie zmienił...
Kawa też nie :-)
Ale o dziwo, mimo, że plujka smakuje całkiem, całkiem...
Zaglądamy do starej papierni, przez chwilę rozmawiamy z rodzinką, która niegdyś tu pracowała i też przyjechała rowerami.
Pora jechać dalej - przez Pniowiec, Strzybnicę, Opatowice i Stare Tarnowice docieramy do Rept. Tu postój w Leśniczówce i... obiadek... Wchodzi, tylko ciężko się potem zebrać... :-)
Dajemy jednak radę i spokojnym tempem objeżdżamy najpierw park, Sztolnię Czarnego Pstrąga, by w końcu dojechać do Segietu.
Nie ma czasu więc tylko objeżdżamy go wokół i przez las miechowicki docieramy do Osiedla Młodego Górnika. Stąd już tylko rzut beretem na strefę skąd zaczynaliśmy. W nagrodę fundujemy sobie lody ;-)
Miłą, spokojna przejażdżka.
W piątek koleżanki z pracy zaproponowały wspólną przejażdżkę i... jak się okazało to był jedyny w tym tygodniu zrealizowany plan.
Ósma rano spotykamy się na strefie (zabrzańskiej, mimo, że Dorota już jechała na gliwicką). Ruszamy. Najpierw w stronę Ziemięcic, gdzie na krótko zatrzymujemy się obok ruin kościoła, potem w stronę pałacu w Kamieńcu, dalej podjazd w stronę Księżego Lasu i krótka przerwa obok tamtejszego kościółka.
W Połomii skręcamy do lasu i w miłych okolicznościach przyrody docieramy do Tworoga. Mamy chęć na kawę, niestety jedyna kawiarnia będzie otwarta dopiero za pół godziny. Jedziemy dalej.
Rzut oka na lądowisko śmigłowców w Brynku

Śmigłowiec© djk71
Obowiązkowy przejazd obok pałacu

Wieża musi być© djk71
I ogrodu botanicznego.

W ogrodzie© djk71
Pięknie tu. Tylko... wciąż nie ma kawy...
W Boruszowicach jest niezawodny bar... Przez tyle lat klimat się nie zmienił...
Kawa też nie :-)

Jedna jest biała© djk71
Ale o dziwo, mimo, że plujka smakuje całkiem, całkiem...
Zaglądamy do starej papierni, przez chwilę rozmawiamy z rodzinką, która niegdyś tu pracowała i też przyjechała rowerami.
Pora jechać dalej - przez Pniowiec, Strzybnicę, Opatowice i Stare Tarnowice docieramy do Rept. Tu postój w Leśniczówce i... obiadek... Wchodzi, tylko ciężko się potem zebrać... :-)

Jedziemy wśród pól© djk71
Dajemy jednak radę i spokojnym tempem objeżdżamy najpierw park, Sztolnię Czarnego Pstrąga, by w końcu dojechać do Segietu.
Nie ma czasu więc tylko objeżdżamy go wokół i przez las miechowicki docieramy do Osiedla Młodego Górnika. Stąd już tylko rzut beretem na strefę skąd zaczynaliśmy. W nagrodę fundujemy sobie lody ;-)
Miłą, spokojna przejażdżka.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans89.62 km
Czas w ruchu04:28
Vśrednia20.06 km/h
VMAX39.97 km/h
Zgon
Po wczorajszej setce do Toszka był pomysł żeby znów dziś pokręcić. Rano dostaję info, że nic z tego więc idę dalej spać. Budzą mnie kolejne propozycje, ale rozespany odmawiam - najwyżej sam coś zrobię.
I rzeczywiście ruszam w stronę Czechowic-Dziedzic. Nasz firmowy wyjazd już wkrótce, więc trzeba pooglądać trasy. Ruszam i... to chyba nie jest dobry pomysł. Czuję w nogach i ogólnie zmęczenie pod wczorajszym dniu. Do tego w wycieczkę zamierzałem wpleść trening - ciężko to widzę.
W centrum Zabrza widzę kolejkę do sklepu. No tak, pewnie jedyny otwarty w okolicy - dziś niedziela bez zakupów ;-)
Kawałek dalej pomnik Pstrowskiego.
O, przepraszam, już nie Pstrowskiego - chłopa nie ma już tyle lat, ale i tak podpadł obecnym władzom. Na szczęście skończyło się na zmianie nazwy.
Odcinek od Przyszowic do Orzesza strasznie mnie męczy. Nic dziwnego, prawie 10 km ciągłego podjazdu, ruchliwa droga i nic ciekawego wokół :-( Krótka przerwa na banana w parku w Ornontowicach.
Mijam Zgoń i... następuje prawie zgon... to efekt kilku kilometrów po fatalnej drodze leśnej do Branicy. Mimo, że jechałem na góralu, to ani opony, ani Branicka Maryjka, nic nie pomagało. Koszmarne kamienie.
W końcu jest Łąka. Znaczy się Jezioro Łąka. No co poradzę, że tak dziwnie się nazywa...
Potem wahanie gdzie dalej...
Kawałek dalej Zbiornik Goczałkowicki i mnóstwo ludzi i owadów. Szybko stamtąd uciekam.
Chwilę później następuje prawdziwy zgon. Mam dość. Na szczęście trafiam na pierwszą chyba po prawie 70 km czynną restaurację. Siadam. Rosół, rolada... itd.
Potrzebowałem tego. Niestety wcale łatwiej się nie jedzie. I nie chodzi o nogi, które oczywiście czuję, ale o samopoczucie. Czuję się źle. Bardzo. Niby nie ma upału, a czuję się jakbym spędził cały dzień na plaży (czego nie znoszę). Albo jakbym się odwodnił. Ale piłem, pytanie, czy nie za mało...
Mijam tłumy na deptaku w Goczałkowicach i dojeżdżam do Pszczyny. To koniec. Skręcam do dworca. Na szczęście zaraz jest pociąg do Katowic. Stamtąd już jakoś dojadę. Kiedy okazuje się, że za chwilę będzie odjeżdżał pociąg do Zabrza, nie waham się ani chwili.
Teraz już tylko ostatnie 10 km. Jestem potwornie zmęczony. Muszę odpocząć.
I rzeczywiście ruszam w stronę Czechowic-Dziedzic. Nasz firmowy wyjazd już wkrótce, więc trzeba pooglądać trasy. Ruszam i... to chyba nie jest dobry pomysł. Czuję w nogach i ogólnie zmęczenie pod wczorajszym dniu. Do tego w wycieczkę zamierzałem wpleść trening - ciężko to widzę.
W centrum Zabrza widzę kolejkę do sklepu. No tak, pewnie jedyny otwarty w okolicy - dziś niedziela bez zakupów ;-)
Kawałek dalej pomnik Pstrowskiego.

Pomnik Pstrowskiego (w pamięci jeszcze długo taki będzie)© djk71
O, przepraszam, już nie Pstrowskiego - chłopa nie ma już tyle lat, ale i tak podpadł obecnym władzom. Na szczęście skończyło się na zmianie nazwy.
Odcinek od Przyszowic do Orzesza strasznie mnie męczy. Nic dziwnego, prawie 10 km ciągłego podjazdu, ruchliwa droga i nic ciekawego wokół :-( Krótka przerwa na banana w parku w Ornontowicach.

Amfiteatr© djk71

Molo prawie jak w Sopocie© djk71
Mijam Zgoń i... następuje prawie zgon... to efekt kilku kilometrów po fatalnej drodze leśnej do Branicy. Mimo, że jechałem na góralu, to ani opony, ani Branicka Maryjka, nic nie pomagało. Koszmarne kamienie.

Fatalna nawierzchnia© djk71
W końcu jest Łąka. Znaczy się Jezioro Łąka. No co poradzę, że tak dziwnie się nazywa...

Łąka (choć jezioro)© djk71
Potem wahanie gdzie dalej...

Gdzie teraz?© djk71
Kawałek dalej Zbiornik Goczałkowicki i mnóstwo ludzi i owadów. Szybko stamtąd uciekam.

Kolejna woda© djk71
Chwilę później następuje prawdziwy zgon. Mam dość. Na szczęście trafiam na pierwszą chyba po prawie 70 km czynną restaurację. Siadam. Rosół, rolada... itd.

Niedzielny łobiod© djk71
Potrzebowałem tego. Niestety wcale łatwiej się nie jedzie. I nie chodzi o nogi, które oczywiście czuję, ale o samopoczucie. Czuję się źle. Bardzo. Niby nie ma upału, a czuję się jakbym spędził cały dzień na plaży (czego nie znoszę). Albo jakbym się odwodnił. Ale piłem, pytanie, czy nie za mało...
Mijam tłumy na deptaku w Goczałkowicach i dojeżdżam do Pszczyny. To koniec. Skręcam do dworca. Na szczęście zaraz jest pociąg do Katowic. Stamtąd już jakoś dojadę. Kiedy okazuje się, że za chwilę będzie odjeżdżał pociąg do Zabrza, nie waham się ani chwili.
Teraz już tylko ostatnie 10 km. Jestem potwornie zmęczony. Muszę odpocząć.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans102.74 km
W terenie12.00 km
Czas w ruchu05:16
Vśrednia19.51 km/h
VMAX41.68 km/h
Firmowo do Toszka
Za dwa miesiące jedziemy do Zakopanego. Dziś pierwszy grupowy trening. Ruszamy z Gliwic w trzynaście osób.
Trasa głównie wiedzie asfaltami, ale wcale nie jest łatwa. Przed nami trochę podjazdów.
Nie spieszymy się. Po drodze zatrzymujemy się przy mijanych zabytkach.
Przerwy krótkie, ale akurat żeby łyknąć wody, wrzucić coś na ząb.
Trasa podobna do mojej wtorkowej wycieczki więc nie będę powtarzał zdjęć :-)
Na zamku w Toszku dłuższa przerwa.
Przy okazji ma tam chyba metę jakiś rajd organizowany przez PTTK. Po drodze spotykamy więcej osób zmierzających w tę samą stronę. W Poniszowicach spotykam nawet znajomych. Choć staliśmy przez chwilę obok siebie, dopiero po chwili się rozpoznaliśmy - chyba nie spodziewaliśmy się spotkać w takim miejscu, stąd zaskoczenie.
Wracamy oczywiście przez Pławniowice, choć dziś bliżej jeziora, w terenie.
W Łabędach zaczynamy się rozjeżdżać, wszyscy mamy już w nogach ok. 70km, a jeszcze powrót do domu.
My z Dawidem ruszamy terenem w stronę Szałszy. Jednak lubię teren :-)
Dojeżdżając do domu zahaczam jeszcze o piekarnię i... kupuję loda - w Łabędach nikt już nie miał ochoty - chyba spodziewali się kolejki, a tam jak przejeżdżaliśmy było... pusto... Trudno - zjadłem sam u siebie :-)
Super przejażdżka w super towarzystwie. Daliśmy radę ale jeszcze trzeba poćwiczyć przed Zakopcem ;-)

Zaraz ruszamy© djk71
Trasa głównie wiedzie asfaltami, ale wcale nie jest łatwa. Przed nami trochę podjazdów.

Podjazdy były© djk71
Nie spieszymy się. Po drodze zatrzymujemy się przy mijanych zabytkach.

Ruiny w Ziemięcicach© djk71
Przerwy krótkie, ale akurat żeby łyknąć wody, wrzucić coś na ząb.

Przerwa w Księżym Lesie© djk71
Trasa podobna do mojej wtorkowej wycieczki więc nie będę powtarzał zdjęć :-)
Na zamku w Toszku dłuższa przerwa.

Ekipa w Toszku© djk71
Przy okazji ma tam chyba metę jakiś rajd organizowany przez PTTK. Po drodze spotykamy więcej osób zmierzających w tę samą stronę. W Poniszowicach spotykam nawet znajomych. Choć staliśmy przez chwilę obok siebie, dopiero po chwili się rozpoznaliśmy - chyba nie spodziewaliśmy się spotkać w takim miejscu, stąd zaskoczenie.
Wracamy oczywiście przez Pławniowice, choć dziś bliżej jeziora, w terenie.
W Łabędach zaczynamy się rozjeżdżać, wszyscy mamy już w nogach ok. 70km, a jeszcze powrót do domu.
My z Dawidem ruszamy terenem w stronę Szałszy. Jednak lubię teren :-)
Dojeżdżając do domu zahaczam jeszcze o piekarnię i... kupuję loda - w Łabędach nikt już nie miał ochoty - chyba spodziewali się kolejki, a tam jak przejeżdżaliśmy było... pusto... Trudno - zjadłem sam u siebie :-)
Super przejażdżka w super towarzystwie. Daliśmy radę ale jeszcze trzeba poćwiczyć przed Zakopcem ;-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans26.27 km
W terenie3.00 km
Czas w ruchu01:15
Vśrednia21.02 km/h
VMAX39.84 km/h
Znów na góralu
Dziś odmiana, po trzech miesiącach znowu dosiadłem na Superiora i... Wow!
Może i Tadeusz jest lżejszy, może na cieńszych oponach powinien jechać szybciej, ale... chyba jednak lepiej się czuję na góralu.
Nie tylko można wjechać w teren, ale też na szosie nie trzeba tak uważać... Jakoś się pewniej na nim czuję.
Jutro pewnie też go wybiorę. Choć domaga się już chyba serwisu...
Z innej beczki, dziś miałem okazję zerknąć w katalogi rowerowe... Piękne rowery teraz robią... Piękne... Choć nie wszystkim by się niektóre podobały... np. ten:

Ale kuszą... i te promocje wszędzie... :)
Szybko zająłem się czymś innym :-)
Może i Tadeusz jest lżejszy, może na cieńszych oponach powinien jechać szybciej, ale... chyba jednak lepiej się czuję na góralu.
Nie tylko można wjechać w teren, ale też na szosie nie trzeba tak uważać... Jakoś się pewniej na nim czuję.
Jutro pewnie też go wybiorę. Choć domaga się już chyba serwisu...
Z innej beczki, dziś miałem okazję zerknąć w katalogi rowerowe... Piękne rowery teraz robią... Piękne... Choć nie wszystkim by się niektóre podobały... np. ten:

Ale kuszą... i te promocje wszędzie... :)
Szybko zająłem się czymś innym :-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans20.06 km
Czas w ruchu01:01
Vśrednia19.73 km/h
VMAX48.54 km/h
Temp.20.0 °C
SprzętTaduesz
Krótki trening
Krótki trening po pracy. Walka z utrzymaniem właściwego tętna. Kiepsko to szło do pewnego momentu.
Trudno, ważne, że choć chwilę pokręciłem.
Trudno, ważne, że choć chwilę pokręciłem.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans101.20 km
Czas w ruchu04:34
Vśrednia22.16 km/h
VMAX47.23 km/h
Toszek i okolice
Dziś udało się wykorzystać ładną pogodę i zrobić dłuższą przejażdżkę.
W sumie po znanych okolicach, ale na szosowych oponach co okazało się porażką... Asfalt na większości tras drugiej, trzeciej, a może i piątej kategorii...
Ale miło było odwiedzić dawno nie widziane miejsca.
Przed zamkiem w Toszku remont drogi. Podejść się da, gorzej z przejazdem :-)
Tradycyjna wizyta w Poniszowicach.
Ta dzwonnica zawsze przypomina jakąś kosmiczną postać.
Postanawiam objechać jeszcze Pławniowice.
Droga do Rzeczyc to porażka. Przynajmniej dla szosy.
Kozielska zamknięta więc rundka po strefie :-(
Chwilę wcześniej pączek i cola ratują mi życie :-)
Dalej już spokojnie w stronę domu, choć nie najkrótszą drogą. Pogoda taka, że można by jeździć bez końca.
W sumie po znanych okolicach, ale na szosowych oponach co okazało się porażką... Asfalt na większości tras drugiej, trzeciej, a może i piątej kategorii...
Ale miło było odwiedzić dawno nie widziane miejsca.

Księży Las© djk71

Zacharzowice© djk71
Przed zamkiem w Toszku remont drogi. Podejść się da, gorzej z przejazdem :-)

Droga do zamku w remoncie© djk71
Tradycyjna wizyta w Poniszowicach.

W Poniszowicach© djk71
Ta dzwonnica zawsze przypomina jakąś kosmiczną postać.

Dzwonnica© djk71
Postanawiam objechać jeszcze Pławniowice.

Pławniowice© djk71

Na Kanale© djk71

Kolorowo© djk71

Pławniowice© djk71
Droga do Rzeczyc to porażka. Przynajmniej dla szosy.

To nie droga dla szosy© djk71
Kozielska zamknięta więc rundka po strefie :-(
Chwilę wcześniej pączek i cola ratują mi życie :-)
Dalej już spokojnie w stronę domu, choć nie najkrótszą drogą. Pogoda taka, że można by jeździć bez końca.
AktywnośćBieganie
Dystans6.97 km
Czas w ruchu00:43
Vśrednia6:10 min/km
VMAX5:10 min/km
Nieudana Perła Paprocan
Dziś mój pierwszy start na Perle Paprocan w Tychach. Biegnie nas ósemka z teamu.
Pierwszy raz też nie wiem ile chcę przebiec. Jedna pętla to 7 km. Można przebiec sześć kółek, czyli pełny maraton. Nie nastawiam się na żadną wersję. Zobaczę jak się będzie biegło. Choć gdzieś tam po głowie krążą trzy rundki.
Rozmowy ze znajomymi sprawiają, że ruszamy... bez rozgrzewki. Trudno. Tempo ma być wolne więc będzie rozgrzewka.
Ruszamy i coś jest nie tak. Bolą mnie od startu piszczele. A przecież buty mam dobre, w nich nigdy tego nie czułem. Może przejdzie po chwili. Nie przechodzi. Po dwóch kilometrach mówię Adamowi, z którym biegnę, żeby biegł dalej sam. Jeszcze kilometr walczymy razem, ale ja nie daję rady. Zwalniam, choć i do tej pory szybko nie biegłem. Po głowie chodzi żeby się zatrzymać, ale wiem, że jeśli to zrobię to dalej już będzie tylko marsz, który wcale nie jest łatwiejszy przy tym bólu.
Biegnę. Walka o każdy kolejny kilometr. Nie wiem co się stało. :( Teraz już wiem, że decyzja o odpuszczeniu Krakowa była słuszna.
Dobiegam do mety i... nawet żona na mnie nie czeka... :-( Jest tylko Adam.
Żona czekała... w innym miejscu będąc przekonana, że na rozwidleniu pobiegnę dalej, a nie odbiję do mety po jednym kółku. Dziś byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety. Brawa dla Tereski, Ani, Gosi i Karoliny za zaliczenie połówek :-)
Co dziwne, teraz, po dziesięciu godzinach jest jeszcze gorzej. Piszczele puściły, ale zmęczenie w nogach większe niż po półmaratonie. Brak treningów? Pewnie tak.... :-( I skąd taki puls przy tak rekreacyjnym tempie?

Przed startem© djk71
Pierwszy raz też nie wiem ile chcę przebiec. Jedna pętla to 7 km. Można przebiec sześć kółek, czyli pełny maraton. Nie nastawiam się na żadną wersję. Zobaczę jak się będzie biegło. Choć gdzieś tam po głowie krążą trzy rundki.
Rozmowy ze znajomymi sprawiają, że ruszamy... bez rozgrzewki. Trudno. Tempo ma być wolne więc będzie rozgrzewka.

Ruszamy© djk71
Ruszamy i coś jest nie tak. Bolą mnie od startu piszczele. A przecież buty mam dobre, w nich nigdy tego nie czułem. Może przejdzie po chwili. Nie przechodzi. Po dwóch kilometrach mówię Adamowi, z którym biegnę, żeby biegł dalej sam. Jeszcze kilometr walczymy razem, ale ja nie daję rady. Zwalniam, choć i do tej pory szybko nie biegłem. Po głowie chodzi żeby się zatrzymać, ale wiem, że jeśli to zrobię to dalej już będzie tylko marsz, który wcale nie jest łatwiejszy przy tym bólu.
Biegnę. Walka o każdy kolejny kilometr. Nie wiem co się stało. :( Teraz już wiem, że decyzja o odpuszczeniu Krakowa była słuszna.
Dobiegam do mety i... nawet żona na mnie nie czeka... :-( Jest tylko Adam.

Na mecie© djk71
Żona czekała... w innym miejscu będąc przekonana, że na rozwidleniu pobiegnę dalej, a nie odbiję do mety po jednym kółku. Dziś byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety. Brawa dla Tereski, Ani, Gosi i Karoliny za zaliczenie połówek :-)

Już w komplecie© djk71

A sponsorem jest...© djk71
Co dziwne, teraz, po dziesięciu godzinach jest jeszcze gorzej. Piszczele puściły, ale zmęczenie w nogach większe niż po półmaratonie. Brak treningów? Pewnie tak.... :-( I skąd taki puls przy tak rekreacyjnym tempie?
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans29.52 km
Czas w ruchu01:33
Vśrednia19.05 km/h
VMAX45.28 km/h
Krótka przejażdżka z synem
Od ostatniej awarii zero roweru. I to nie dlatego, że nie potrafiłem naprawić, a po prostu nie było jak i kiedy. Nie było ani roweru, ani biegania. Niestety.
Wczoraj w końcu udało się z Igorem zrobić krótką przejażdżkę po okolicy.
Trochę jeżdżąc, trochę rozmawiając. Spokojnie, ale bardzo fajnie. Sztyca wciąż się sprawdza :-) Miałem nadzieję na dłuższy dystans, ale nie udało się. A szkoda.
Wszystkie plany treningowe idą ostatnio w... las... I niestety za tym idzie rezygnacja z zaplanowanych startów... Nie taki ten rok miał być :-(
Z pozytywów... sztyca wciąż mnie cieszy. Działa lepiej niż oczekiwałem.
Wczoraj w końcu udało się z Igorem zrobić krótką przejażdżkę po okolicy.

Co jest z moim butem?© djk71
Trochę jeżdżąc, trochę rozmawiając. Spokojnie, ale bardzo fajnie. Sztyca wciąż się sprawdza :-) Miałem nadzieję na dłuższy dystans, ale nie udało się. A szkoda.

Lubię to miejsce© djk71
Wszystkie plany treningowe idą ostatnio w... las... I niestety za tym idzie rezygnacja z zaplanowanych startów... Nie taki ten rok miał być :-(
Z pozytywów... sztyca wciąż mnie cieszy. Działa lepiej niż oczekiwałem.