Nieudana Perła Paprocan
Niedziela, 8 kwietnia 2018
· Komentarze(2)
Kategoria śląskie, Zawody, Z kamerą wśród..., W towarzystwie, Bieganie
Dziś mój pierwszy start na Perle Paprocan w Tychach. Biegnie nas ósemka z teamu.
Pierwszy raz też nie wiem ile chcę przebiec. Jedna pętla to 7 km. Można przebiec sześć kółek, czyli pełny maraton. Nie nastawiam się na żadną wersję. Zobaczę jak się będzie biegło. Choć gdzieś tam po głowie krążą trzy rundki.
Rozmowy ze znajomymi sprawiają, że ruszamy... bez rozgrzewki. Trudno. Tempo ma być wolne więc będzie rozgrzewka.
Ruszamy i coś jest nie tak. Bolą mnie od startu piszczele. A przecież buty mam dobre, w nich nigdy tego nie czułem. Może przejdzie po chwili. Nie przechodzi. Po dwóch kilometrach mówię Adamowi, z którym biegnę, żeby biegł dalej sam. Jeszcze kilometr walczymy razem, ale ja nie daję rady. Zwalniam, choć i do tej pory szybko nie biegłem. Po głowie chodzi żeby się zatrzymać, ale wiem, że jeśli to zrobię to dalej już będzie tylko marsz, który wcale nie jest łatwiejszy przy tym bólu.
Biegnę. Walka o każdy kolejny kilometr. Nie wiem co się stało. :( Teraz już wiem, że decyzja o odpuszczeniu Krakowa była słuszna.
Dobiegam do mety i... nawet żona na mnie nie czeka... :-( Jest tylko Adam.
Żona czekała... w innym miejscu będąc przekonana, że na rozwidleniu pobiegnę dalej, a nie odbiję do mety po jednym kółku. Dziś byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety. Brawa dla Tereski, Ani, Gosi i Karoliny za zaliczenie połówek :-)
Co dziwne, teraz, po dziesięciu godzinach jest jeszcze gorzej. Piszczele puściły, ale zmęczenie w nogach większe niż po półmaratonie. Brak treningów? Pewnie tak.... :-( I skąd taki puls przy tak rekreacyjnym tempie?
Przed startem© djk71
Pierwszy raz też nie wiem ile chcę przebiec. Jedna pętla to 7 km. Można przebiec sześć kółek, czyli pełny maraton. Nie nastawiam się na żadną wersję. Zobaczę jak się będzie biegło. Choć gdzieś tam po głowie krążą trzy rundki.
Rozmowy ze znajomymi sprawiają, że ruszamy... bez rozgrzewki. Trudno. Tempo ma być wolne więc będzie rozgrzewka.
Ruszamy© djk71
Ruszamy i coś jest nie tak. Bolą mnie od startu piszczele. A przecież buty mam dobre, w nich nigdy tego nie czułem. Może przejdzie po chwili. Nie przechodzi. Po dwóch kilometrach mówię Adamowi, z którym biegnę, żeby biegł dalej sam. Jeszcze kilometr walczymy razem, ale ja nie daję rady. Zwalniam, choć i do tej pory szybko nie biegłem. Po głowie chodzi żeby się zatrzymać, ale wiem, że jeśli to zrobię to dalej już będzie tylko marsz, który wcale nie jest łatwiejszy przy tym bólu.
Biegnę. Walka o każdy kolejny kilometr. Nie wiem co się stało. :( Teraz już wiem, że decyzja o odpuszczeniu Krakowa była słuszna.
Dobiegam do mety i... nawet żona na mnie nie czeka... :-( Jest tylko Adam.
Na mecie© djk71
Żona czekała... w innym miejscu będąc przekonana, że na rozwidleniu pobiegnę dalej, a nie odbiję do mety po jednym kółku. Dziś byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety. Brawa dla Tereski, Ani, Gosi i Karoliny za zaliczenie połówek :-)
Już w komplecie© djk71
A sponsorem jest...© djk71
Co dziwne, teraz, po dziesięciu godzinach jest jeszcze gorzej. Piszczele puściły, ale zmęczenie w nogach większe niż po półmaratonie. Brak treningów? Pewnie tak.... :-( I skąd taki puls przy tak rekreacyjnym tempie?