Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:808.61 km (w terenie 337.00 km; 41.68%)
Czas w ruchu:43:50
Średnia prędkość:18.45 km/h
Maksymalna prędkość:64.27 km/h
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:171 (93 %)
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:57.76 km i 3h 07m
Więcej statystyk

Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Bike Orient czyli pozycja obowiązkowa :) Szczególnie ta edycja, jako jedne z zawodów w Pucharze Polski. Nic dziwnego, że już po drodze spotykamy znajomych - Basię i Grześka, na miejscu zaś są... wszyscy :-) Na palcach jednej ręki można chyba policzyć kogo zabrakło. W sumie to rejestracja i odprawa powinny być dzień wcześniej, tak aby wieczorem, przed startem była okazja do porozmawiania, do wymiany wrażeń z poprzednich imprez, do... integracji. A tak ledwie starcza czasu aby się z wszystkimi przywitać :-)


Czasu starcza na przywitanie i zamienienie ledwie kilku słów © djk71

Po chwili zaczyna się odprawa, ludzie kończą przygotowania.

Chyba pora też sobie sprawić kamerkę © djk71

I po chwili dostajemy mapy. Zaczyna się rozrysowywanie optymalnych tras. Utrudnieniem jest to, że punkty znajdują się po dwóch stronach Warty.

Którędy będzie najszybciej? © djk71

Musimy jeszcze coś załatwić i w efekcie startujemy jako jedni z ostatnich. Po chwili jednak łatwo doganiamy sporą grupę, która wybrała ten sam kierunek.

PK2 - dno wąwozu
Tu pierwsze rozświetlenie punktu, zanim zaczynam się łapać gdzie mamy się udać Szkoła Fechtunku wskazuje właściwy wąwóz.

To chyba tutaj © djk71

Krótki bieg i jest punkt.

Pierwszy punkt © djk71

Ruszamy dalej.

PK 8 - zakręt wąwozu
Większość zawodników uciekła nam na starcie, teraz na szczęście udaje się doganiać i wyprzedzać kolejnych. Spotykamy też Kosmę i Tomka, którzy jadą dziś na trasie rekreacyjnej.
Prosto, ale lekko pod górkę © djk71

Darek zatrzymuje się tuż przy punkcie. Jeszcze trochę pokrzyw i zaliczone.

PK 11 - dół
Długi przelot i jesteś,my blisko punktu. Kilku zawodników szuka punktu, ale chyba w złym miejscu bo ma być przed krzyżem. I tam jest.
Wracam z butami pełnymi piachu.

PK 18 - źródło
Dojazd bez problemu. Źródełko Objawienia trochę nas zaskakuje. Pozytywnie.

Źródełko Objawienia © djk71

PK 14 - dół

Jedziemy dalej drogą krzyżową.

Leśna droga krzyżowa © djk71

Po chwili wjazd do lasu i szukanie punktu. Chwilę nam to zajmuje, ale jest... Ciepło też jest.

PK 17 - Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem
Kolejny przelot.

Na szosie © djk71

Do punktu docieramy bez problemu. Tzn. prawie, bo Amiga... ławie gumę.


Tradycji stało się zadość © djk71

Niestety miejsce na naprawę fatalne: las, strumyk... KOMARY!

PK 5 - dno wyrobiska
W planach była najpierw siódemka, ale decydujemy się zaliczyć piątkę. Wyrobisko wielkie, ale z rozświetlenia punktu wygląda, że to nie to. Podjeżdżamy jeszcze kawałek, porzucamy rowery i zaczynamy szukać.

Rowery muszą poczekać © djk71

Po chwili znajduję punkt. Darek też podbija kartę i jedziemy dalej.  Zaczyna się chmurzyć, a ja kurtkę zostawiłem w aucie.

PK 7 - róg lasu
Po zjeździe z punktu Amiga zostaje z tyłu. Znów coś z kołem. Na szczęście to tylko źle dokręcony wentyl.

Kolejne dziś pompowanie © djk71

Jedziemy dalej i zaczyna padać. Co ja mówię... zaczyna lać. W momencie jesteśmy przemoczeni. Skręcamy z drogi w prawo i zapominam chyba przez deszcz włączyć odliczanie odległości. Wydaje mi się, że to powinno być tutaj, Darkowi, że dalej. Ani jedna wersja nie jest właściwa. Przedzieram się przez pole i znów nic. W końcu zjeżdżamy do drogi i już wiemy co zrobiliśmy. Przez deszcz wjechaliśmy za wcześnie. Kolejna przecinka to ta właściwa. Jest punkt.

PK 6 - podstawa skały
Gnamy do kolejnego punktu. Zostawiamy rowery i zaczynamy szukać. Dostajemy info od innych zawodników, że ponoć punktu nie ma i trzeba zrobić zdjęcie. Na wszelki wypadek dzwonimy do organizatorów, ponoć punkt jest gdzie być powinien. Zaczynamy szukać i jest. Podbijamy i ruszamy dalej. Po chwili na piasku Darek upada. Chyba boleśnie, ale na szczęście nie tak jak w Otwocku.

PK 1 - wiata nad Wartą - mapa PK1
Bezbłędnie dojeżdżamy do bufetu. Tłoczy się tu kilku zawodników. Uzupełniamy bidony, wrzucamy coś na ząb.

W bufecie tłoczno © djk71

Darek próbuje zmyć piach z roweru.

Myjnia © djk71

Pora przerysować mapę (nie wolno robić zdjęć), która pokazuje gdzie jest kolejny punkt.
Ruszamy i w pierwszej chwili rozpędzamy się za bardzo, ale po chwili jesteśmy na punkcie.

Punkt przy jaskini © djk71

PK 19 - podnóże wapiennika
Bezproblemowy dojazd do punktu. Na miejscu okazuje się, że niektórzy szukali dołu :-) Nie ma zdjęcia, bo aparat został przy rowerze.
Analizujemy czas. Późno. Decydujemy się jednomyślnie odpuścić PK 12, PK 16, PK 20. Jest szansa, że resztę zrobimy.

PK 13 - szczyt wzniesienia
Jedziemy główną drogą do Działoszyna. Tu znów nas łapie ulewa. To już chyba trzecia dziś. Znów totalnie przemoczeni.

Ostatni dziś punkt © djk71

Zjeżdżamy z górki, mijamy cmentarz i kilku zawodników i... Darek woła, że coś nie tak z kołem.

Balon © djk71

Nie wygląda to dobrze. Amiga proponuje, żebym jechał dalej sam. Zostaję, za daleko od mety jesteśmy. W dwójkę może coś poradzimy, albo pojadę sam i go ściągnę autem.

Zaczyna się zabawa z próbą naprawy.

Może coś mi się uda zrobić © djk71
Sprzętu wokół sporo © djk71

Widać, że nawet schowany w plecaku aparat poznał dziś co to piach...

Aparat i piach to niebyt dobre towarzystwo © djk71

Zobaczmy co się da zrobić z dętki...

Super łatka © djk71

Wklejamy kawałek dętki pod oponę

Kleju potrzeba sporo © djk71

Jeszcze tylko zabezpieczenie z zewnątrz...

Łatanie opony © djk71

I próba jazdy w stronę mety. Rezygnujemy z pozostałych punktów i jazdy w terenie. Cel jest jeden: Meta.

Meta
Jakimś cudem udaje się dojechać do mety, choć, przy większej prędkości Amigę trochę chyba rzuca po szosie. Na mecie sporo czasu żeby zjeść, porozmawiać, umyć rowery. Niestety jeśli chodzi o wynik to porażka. Co prawda łapiemy się  trasę Giga, ale tylko rzutem na taśmę.

Jak zawsze impreza świetnie zorganizowana, niestety pech wygrał.

Kadencja: 75

Grassor 2014, czyli wściekłość

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(7)
Grassor 2014, czyli wściekłość

Grassor, czyli impreza inna niż pozostałe.

Komunikat startowy mówi, że na trasie TR300 czeka nas: w optymalnym wariancie 305km + Odcinek Specjalny 12km z tego... 6km pod ziemią!!! Mamy na to 24h. Start w sobotę w samo południe.

Dodatkowym utrudnieniem jest to, że w przeciwieństwie do "zwykłych" maratonów na mapie mamy zaznaczonych tylko kilka punktów, a nie jak to zwykle bywa wszystkie. O lokalizacji pozostałych dowiemy się na trasie z takich informacji jak na zdjęciu (sorry zdjęcie sprzed 3 lat, w tym roku jakoś nie pstryknąłem).

Tak wygląda odkrywanie kolejnych punktów © djk71


Trzy lata temu w Szwecji ustanowiłem swój dobowy rekord jazdy na rowerze. W zeszłym roku obowiązki nie pozwoliły pojechać. W tym roku to ma być jedna z głównych imprez, w których planuję wystartować. Chciałbym pojechać jak najlepiej pokonując w końcu 300km. Czuję się na siłach.

W poniedziałek Amiga informuje mnie, że nie jedzie na Grassora - kontuzja wciąż daje znać o sobie. Niedobrze, to jednak 24 godziny i na pewno we dwóch jechałoby się łatwiej i przyjemniej. Pewnie też efektywniej by się szukało punktów, które na imprezach organizowanych przez Daniela są dość mocno schowane. Zobaczymy, jadę sam. Tym razem celem jest Lubrza...

Co to za malowanie? © djk71

Szkoła ma słusznego patrona © djk71

Przyjazd w piątkowy wieczór, przygotowanie roweru, pogaduchy ze znajomymi...

Niektóre rowery jeszcze w częściach ;-) © djk71

To łańcuch, nie łańcuszek :-) © djk71

W końcu pora iść spać - trzeba się wyspać. Budzę się o piątej, walczę z sobą do siódmej żeby nie wstawać i żeby jeszcze chwilę przymknąć oko. W końcu wstaję. Śniadanie, przygotowanie plecaka, wybór ubrań i oczekiwanie na start. Dużo czasu. Jeszcze chwila drzemki i znów czekanie.

Oczekiwanie na start © djk71

W końcu zbliża się południe. Czekamy na odprawę.

Krzysiek i jego jeansy. Szacun © djk71

Kilka istotnych informacji, w tym zwrócenie uwagi na to, że prom na Odrze działa tylko między 5-tą, a 21-szą. Warto pamiętać, żeby nie spędzić nocy po tamtej stronie.

Trzeba jechać tak, tak i tak © djk71

Na mapach w skali 1:100 000 zaznaczone są tylko cztery punkty, o lokalizacji pozostałych dowiemy się po zaliczeniu kolejnych punktów.
Mamy do zaliczenia 26 punktów,każdy o wartości 30 punktów przeliczeniowych i 10 punktów na OS-ie, każdy wart 5 pp.

PK 6 - Wejscie do bunkra, początek OS
Dylemat zacząć od szóstki, czy dziewiątki. Przed startem uznaję, że nie ma sensu walczyć z OS-em, bo choć to tylko 12km, to pewnie zajmie więcej niż 2 godziny, a przeliczeniowo będzie to warte niej niż dwa zwykłe punkty. A jednak nie wiedzieć czemu ruszam w stronę PK 6 gdzie jest start OS-a.

Jadę sam wyprzedzając kilka osób. Kiedy jeden z zawodników będących przede mną skręca w prawo zwalniam żeby sprawdzić jaki ma plan, bo wg mnie sporo dalej powinniśmy skręcić. W tym czasie wyprzedza mnie mały peleton. Łapię się ich i jest to czego nie cierpię. Wyłącza się myślenie logiczne, a włącza stadne. Zonk jest wtedy kiedy okazuje się, że nikt nie wie gdzie ma jechać. Rozdzielamy się i dalej bez sukcesu. W końcu decyduje  się jechać sam i choć najpierw chwilę błądzę to w końcu docieram do punktu. Na błądzeniu straciliśmy około... 50 minut!!!

PK6 - bunkier © djk71

Podbijam punkt i wysyłam SMS-a, bo teraz wyniki są "na żywo". Szkoda tylko, że nie wszyscy zawodnicy wybrali ten sposób rejestracji czasu.
Punkt podbity o 13:20  (1:20 od startu)

OS
Dostaję mapę OS-a i osobną kartę i nic na niej nie widzę. PZ.W.714, Pz.T. 2 itp... a gdzie punkty. Dopiero po chwili będący na punkcie Daniel uświadamia mnie, że punkty muszę sobie odrysować z wzorcówki. Widać sędzia rozdający karty uznał, że jestem z grupą, która wjechała razem ze mną i tylko im wytłumaczył. Przerysowuję punkty - 5 pod ziemią  i 5 na powierzchni. Mapa w skali 1: 12 500.

Wejście z rowerem nie jest proste, na szczęście Daniel ma to już opracowane: "Stawiasz pionowo na tylnym kole" "Teraz manewrujesz kierownicą i sprowadzasz do poziomu". Największy problem to przeciśnięcie 29-tki z mapnikiem przez uchylone małe drzwi, ale i to się udaje bezstratnie (chyba). Teraz jeszcze schodami kilka poziomów w dół

OS - 3D
Zaczynam jechać, choć nie wszędzie się da. Sporo piachu na początku, potem dla odmiany woda i w butach w momencie jest mokro. Spotykam Wojtka, który zatrzymuje się przy jakimś otworze i wchodzi do środka.

Tędy trzeba wejść © djk71

Mnie się wydaje, że to za blisko, ale idę za nim. Nisko, podążam chwilę mocno pochylony, ale w końcu wracam zerknąć jeszcze raz na mapę. Coś mi się nie zgadza, ale Wojtek wychodzi z podbitym punktem. Biegnę więc i ja strasznie ciężko, ciemno i trzeba być mocno pochylonym. Podbijam punkt i wracam. Zasapany.
Okazuje się, że podbiłem PK1, bo tego szukałem, a to był jednak PK3. Już wiem czemu się nie zgadzało. wydawało mi się, że wszedłem pod ziemię w innym miejscu.

OS - 2D
Blisko i łatwo znaleźć.

Wąsko, ciemno © djk71


OS - 1D
Trochę dalej. Dziwnie się czuję. Oprócz własnego oświetlenia  nie ma nic, totalne ciemności. Do tego dziesiątki rozgałęzień. Ponoć w sumie jest tu około 60km korytarzy. Zastanawiam się, ile osób się tu zgubiło i jak wyglądają akcje poszukiwawcze. Punkt zaliczony.

OS - 5D
Do punktu daleko. Dojeżdżam i nie ma punktu. Oglądam wszystkie sale obok i nic. W końcu patrzę w górę i jest zawieszony na schodach. Wspinam się, dziurkuję kartę i wracam.

Gdzieś tam jest punkt © djk71

OS - 4D
Najdalszy punkt. Ciężko się jedzie, co chwilę jakieś niespodzianki pod kołami.

Dziury pod kołami © djk71


Doganiają mnie biegacze. Puszczam ich przodem, łatwiej im omijać dziury, a ja przynajmniej z daleka widzę, że coś jest nie tak. Kiedy wracam z punktu już sam, nagle tracę grunt pod kołami i składam się na ziemi nakrywając rowerem. Na szczęście to był tylko drobny uskok. Obie nogi bolą jak diabli.

Wyjście na powierzchnię
Cieszę się, że był to ostatni punkt, teraz trzeba znaleźć wyjście. Pod drodze mijam ekipę TVN Turbo kręcącą jakiś materiał. Wychodzę na powierzchnię na raty - najpierw z  przednim kołem, a potem z resztą roweru. Tak łatwiej. Spędziłem pod ziemią 1:40h.

OS - 7G
Ruszam szukać punktów na powierzchni. Zupełnie się nie potrafię odnaleźć na mapie, przez chwilę kręcę się w kółko, by w końcu ruszyć we właściwą stronę. Chwila trwa zanim znajduję. właściwą ścieżkę. Pierwszy dziś kontakt z pokrzywami, ale punkt jest.

OS - 8G
Krążę bezradnie nie potrafiąc odnaleźć punktu. W końcu dochodzę do wniosku, do którego powinien dojść trzy godziny temu - odpuszczam resztę i tak mało wartościowych punktów. Oddaję kartę sędziemu i jest 16:01. Prawie godzinę straciłem na jeden "mały" punkt. W sumie ok. 2:41 minut na OS. Nie warto było, chyba, że dla debiutu rowerowego pod ziemią - bo to już inna bajka :-)

Kończę OS o 16:01, 2:41 od poprzedniego punktu

PK 1 - Szczyt góry, drzewo ok. 10m na wschód
Ruszam w stronę Sieniawy. Droga, która wydawała się być główną na mapie to bruk... Do tego nie da się go ominąć, żadnego pobocza.

Lubuskie bruki © djk71

Muszę mieć nieźle zdziwioną minę, gdy z przeciwka nadjeżdża autobus z niemieckimi turystami. I on i ja się zatrzymujemy, w końcu to ja się chowam w krzaki żeby go przepuścić.

Ale tu ruch © djk71


Zaczyna lać. Spotykam Jacka z synem. Ubieram się i ruszam dalej. Mijam Łagówek i jadę w stronę punktu. Razem ze mną jeszcze jeden zawodnik. Po jednym z zakrętów sugeruje, że tu powinien być punkt, mnie wydaje się, że sporo dalej. Jedziemy i rzeczywiście, tzn. prawie, bo punktu nie ma. Teraz kolega zauważa jeszcze jedną ścieżkę na mapie, którą moje oczy już nie były w stanie dojrzeć na "setce" w folii. Po chwili znajduję punkt. Dowiadujemy się gdzie jest PK7. Rozstajemy się, ja wybieram PK3
Punkt zaliczam o 17:30, 1:29 od poprzedniego punktu

PK3 - Nasyp autostrady, skarpa na górze
W okolice punktu docieram bez problemu. Odmierzam odległość i zaczynam szukać. Jest nasyp, ale gdzie tu ma być autostrada? Dojeżdża Jacek i Kuba. Zwraca uwagę, że powinny być tory. Niby tak, ale odległość się chyba niezbyt zgadza. Szukam dalej i jest. Komary zaczynają szaleć. Pryskam się i jakby działało. Odrywa się PK 4 (i chyba PK11).
Punkt zaliczam o 18:21, 0:51 od poprzedniego punktu

PK 7 - Skrzyżowanie drogi z przecinką, drzewo 3m na zachód
Wyjeżdżam na DK92 i jadę do Koryt. Mam za sobą ledwie 52km, a nie mam siły kręcić. Po chwili bez problemu wyprzedają mnie Jacek z Kubą. Nie mam siły nawet żeby im siąść na ogonie. W Korytach decyduję się na terenowy i skrót i to był chyba błąd. Docieram do autostrady, przekraczam ją i zaczynam szukać tego co widać na rozświetleniu punktu. Nic w terenie mi tego nie przypomina. Krążę bezradnie po okolicy. Jedyne miejsce, które wydaje się być podobne, kończy się po kilku metrach. Próbuję się jeszcze przedzierać przez jeżyny i pokrzywy ale po 200m mam dość. Wracam. Zaczyna znów lać. Odpuszczam punkt. Przejechałem niepotrzebnie około 20 km i straciłem prawie dwie godziny :-(
Aparat wylądował w torbie i więcej go już nie wyciągnąłem, więc sorry za brak dalszych zdjęć.

PK4 - Przepust, dwa drzewa 30m na zachód, na południowym brzegu
Chyba powinienem zaliczyć jakiś sklep lub stację benzynową bo zaczyna się ściemniać. Niestety wszystko pozamykane. Mijam Drzewce i zaczynam szukać punktu. Z przeciwnej strony znów dojeżdża Jacek z synem. Po chwili znajduję punkt. Dowiaduję się gdzie jest PK 12 i PK 19. Wybieram dwunastkę, bo w razie niepowodzenia będą miał w odwodzie inne punkty, a jeśli nie znajdę dziewiętnastki to nie będę miał czego więcej tam szukać.
Punkt zaliczam o 21:05, 2:44 od poprzedniego punktu

PK12 - Szczyt góry przy przecince. Uwaga las od pola ogrodzony. Przejście przez płot po zwalonym drzewie
Długi przelot przez lad do Dobrosułowa. Niestety tu o sklepie też mogę pomarzyć. Szukam punktu. Jest las, pole, siatka, góry... tylko punktu nie ma. Wydaje mi się, że powinien być chwilę wcześniej, ale tam dla odmiany nie ma żadnej ścieżki. Nie ma punktu. Mam dość. Zjeżdżam do wioski. Rano się dowiem od Jacka, że efekt jego poszukiwań był podobny, ale szczęśliwie trafił na Pawła i Grześka i Ci na azymut dotarli do punktu przedzierając się przez jakieś chaszcze. Co doświadczenie, to doświadczenie, poza tym w grupie siła.

Decyzja
Robię przerwę na jedzenie i picie... Tyle, że chyba trochę za późno. Zdałem sobie właśnie sprawę, że przez 10h i 100km wypiłem 1l wody. Trochę mało. Trochę bardzo mało. Do tego dwie bułki i batonik. Teraz chyba wiem skąd brak sił. Zostało mi pół litra i... żadnego sklepu w promieniu 30km :-( Jest źle, strasznie dołująco działa to na psychikę. Podobnie jak drugi nieodnaleziony punkt, a co za tym idzie brak odkrycia kolejnych punktów. Co prawda mam jeszcze PK9 i PK11 odkryte, ale czuję już zmęczenie, ból głowy i nudności. Do tego jakieś luzem puszczone burki. Wracam. Jadę w stronę mety. Jeśli jakimś cudem napotkam sklep to może zmienię zdanie.

Jadę w stronę Gryżyny. Drogowskaz pokazuje 10km polną drogą przez las. Co jakiś czas spoglądam na licznik, strasznie wolno ubywają kilometry - odwrotnie proporcjonalnie do zawartości bidonu. Po chwili wiem czemu tak się dzieje. Gdy wydaje mi się, że pedałuję tak mocno jak się da, licznik pokazuje 10-11km/h !!! Chcę sklepu!!!

W końcu jest asfalt, ale tu też maksymalna prędkość to maks 15-16km/h. Przez moment spotykając innych zawodników udaje się dociągnąć prawie do 20, ale potem znów jest "normalnie". Długo wlecze się droga Wilkowa. Tu na szczęście jest sklep 24h. Dwa łyki Coli i batonik i wracam do żywych. Nawet nie chce mi się szukać drogi do Lubrzy, bo na mapie wydaje się, że może być bruk lub polna, a tego mam dość, nadrabiam kilka kilometrów i przez Ługów docieram do mety.
Jest 1:51

Meta
Oddaję zdziwionemu sędziemu kartę "Już z 300-tki?" i idę się wykąpać i położyć. Mam dość.
Jestem wściekły. Na siebie. Za błędną decyzję o OS-ie na początek, za nieodnalezienie PK7 i PK12, a przede wszystkim za głupotę co do jedzenia i picia, która sprawiła, że po 50km mnie odcięło.

To nie tak miało być. To miały być wyjątkowe zawody, a wyszedł z tego wyjątkowy zawód :-(

Jestem wściekły.


Kadencja:71


Po okolicy

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Po okolicy

Wczoraj późny powrót do domu, nie było już sił na rower. Dziś wstaję o siódmej, jem śniadanie i... śpię kolejne dwie godziny. To chyba podświadome czekanie aż miną procesje ;)

Kiedy ruszam już trwa sprzątanie ołtarzy, tylko płatki kwiatów na drogach pokazują, którędy wiodły trasy procesji. Bez koncepcji, czy asfalt, czy teren. W Stolarzowicach wybieram teren. Przelot przez Rynek w Tarnowskich Górach, a następnie Chechło. Obawiałem się, że będzie tłoczniej.

Dalej nowym (dla mnie) kawałkiem Leśnej Rajzy i ląduję nad zalewem w Świerklańcu.

Nad zalewem © djk71

Stamtąd sprawdzić co to za droga, którą ostanio pojechał Jacek. Chyba już nią kiedyś jechałem, całkiem przyjemna. W Piekarach mijam Kopiec i wjeżdżam w labirynt dziwnych dróżek, by w końcu wylądować w Radzionkowie. Stąd już prosta trasa do domu.

Ciepło, lekkie zmęczenie, zobaczymy jak będzie w sobotę... ;-) Tam dystans będzie teoretycznie... 5-krotnie dłuższy... do tego 6 km pod ziemią!. Tego jeszcze nie ćwiczyłem :-) Wyniki będzie ponoć można śledzić na żywo.Trzymajcie za mnie kciuki.

Bez sił

Wtorek, 17 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Bez sił
Rower odebrany z serwisu, trzeba było go trochę przejrzeć przed sobotą. Wszystko wydaje się działać bez problemu. Mimo to jakoś średnio mi się jedzie. W Biskupicach chciałem zobaczyć czy i co pozostało po dworcu kolejowym, ale z tego co widzę w sieci to chyba nie nie był dworzec.

Gdzieś tu był dworzec © djk71

Jadę kawałek dalej, ale droga się kończy.

Kiedyś było tylko PKP, a teraz DB © djk71

Powrót przez centrum. Już wiem jaki sklep sportowy powstanie w dobudówce obok Platana.

Będzie Decathlon, choć wersja Easy © djk71

Dziwnie bez sił.

Kadencja: 79

Po integracji

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Po integracji

Po weekendzie pełnym wrażeń dziś krótko po okolicy. Niby częściowo trasa taka sama jak w sobotę, ale jednak inna. Taka, aby można się było zmęczyć. I udało się zmęczyć. Choć tak inaczej, nie żeby mieć dość, ale żeby czuć uczciwy trening. Co więcej, wracając do domu czułem w końcu w nogach moc. Naciskałem na pedały, a rower naprawdę jechał. Oby tak zostało... na weekend :-)

W dsd © djk71


Kadencja: 81

Powrót z Siewierza

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Powrót z Siewierza

Po wczorajszej niesamowitej wycieczce i długim wieczorze dziś pora wracać. Jedna osoba wróciła rowerem jeszcze wczoraj, trzy dziś rano przed nami. Część zgodnie z wcześniejszymi planami wraca samochodami. Zostaje dziesiątka. Punktualnie (podobnie jak wczoraj) wszyscy stają na starcie i ruszamy. Ruszamy... szybko. Szybciej niż wczoraj. Wydawałoby się, że ludzie powinni być zmęczeni, a tu jest zupełnie inaczej. A może to temperatura sprawia, że każdy chce się rozgrzać, bo jest naprawdę rześko :-)

Początek trasy terenem (tą samą trasą, którą jechaliśmy wczoraj), a potem asfalt. Dziś ma być krócej, ale wciąż z dala od ruchu, bocznymi drogami. Po 14 km niespodzianka... prawie 2km podjazdu, i to całkiem porządnego ;-)

Tu można było się rozgrzać ;-) © djk71


Gdy wjeżdżamy na szczyt słychać dźwięk trąb... to jednak nie dla nas. To msza i odpust w tutejszym kościele. Na przeciwko sklep. Prawie wszyscy rzucają rowery i gnają na zakupy. Oj, widać, że był potrzebny. Chwila oddechu i czas zdobywać kolejne wzniesienia. Jest pięknie :-)

Wysoko, ale są widoki © djk71

Na prostej znów wszyscy pędzą.

Spoko, dajemy radę © djk71

Nawet nie ma czasu podziwiać lokalnych artystów...

Malowidło © djk71

Przy zbiorniku w Kozłowej Górze w końcu robi się trochę cieplej. Żegnamy Jacka...

Zaraz się rozstaniemy © djk71

... i jedziemy dalej...

Woda jakaś krzywa jak się robi zdjęcia jadąc © djk71

W Radzionkowie niektórzy potrzebują ochłody...

Bieg z przeszkodami © djk71
Jak dzieci © djk71

Tylko jak teraz jechać dalej...

I co teraz? Trochę mokro © djk71

Koszlka pewnie zaraz wyschnie © djk71

Jest cieplej, ale tylko jak słońce nie chowa się za chmurami. Dają jednak radę. Po drodze żegnamy Olka i wjeżdżamy w znany nam już las miechowicki. Po wyjeździe z niego ubrania wydają się być zupełnie suche.

Już jest sucho © djk71


Jeszcze chwila i lądujemy na firmowym parkingu. W ten sposób, z uśmiechami na ustach kończymy integracyjny weekend. W sumie to mam wrażenie, że nikomu się nie chce ruszać do domu. Żal to kończyć. Żal bo było pięknie... :-)

P.S. W poniedziałek wszyscy cali i zdrowi stawili się w firmie. Co więcej nie widać było po nich, że wielu pobiło życiowe rekordy. Chyba, że oznaką tego był uśmiech i pytanie: Kiedy następna wycieczka? :-)

Kadencja: 73

2191 km w jeden dzień

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(4)
2191 km w jeden dzień

Jak pewnie fanatycy kolarstwa, a w szczególności długich dystansów wiedzą, trwa RAAM 2014 (Race Across America). Po raz pierwszy w kategorii Solo startuje Polak - Remigiusz Siudziński. Zawodnicy mają do przejechania ok. 4800km w 12 dni. ETISOFT zrobił 2191 km w jeden dzień! (oczywiście w sumie) :-) Ale po kolei...

Co roku spotykamy się na firmowym wyjeździe integracyjnym, co roku też staram się tam dotrzeć rowerem. W zeszłym roku był Żywiec, w tym wybór padł na Siewierz. W międzyczasie urodził się pomysł wyjazdu większą ekipą. Już raz pojechaliśmy w kilkanaście osób, tylko dystans był nieco krótszy, około 40km. Tym razem wytyczyliśmy trasę nieco okrężną, tak aby jechać z dala od samochodów, a przy okazji pokazać kolegom kilka interesujących miejsc w okolicy. Dystans 75km i... zgłosiło się... 30 osób.

Biorąc pod uwagę, że nie wszyscy jeżdżą codziennie były obawy czy wszyscy dadzą radę. Bali się Ci co jechali, Ci co nie jechali i my...
Baliśmy się też ile osób stawi się rzeczywiście na starcie, tym bardziej, że prognoza pogody trochę straszyła.

W drodze do firmy (jadę z bagażami więc samochodem) dzwoni Łukasz - "Masz może dętkę?". Okazało się, że złapał gumę jeszcze zanim dojechał na start. Lekka modyfikacja trasy i zbieramy Go do auta - nie ma czasu więc będzie łatał już na starcie. Tu już czeka na nas większość startujących. Pełne zdyscyplinowanie. Pięknie.

Niestety łatanie z przygodami i w sumie startujemy z pół godzinnym opóźnieniem.

Pierwsza awaria już przed startem © djk71

Trzeba będzie nadrobić. Po drodze dołączają do nas kolejni uczestnicy. Jedziemy spokojnym tempem, tak aby wszyscy dali radę.

Hałda dymi © djk71

Większość jedzie w teamowych różnokolorowych koszulkach. Te jaskrawe pomagają w zorientowaniu się czy jesteśmy w komplecie.

ETISOFT Bike Team © djk71

W Miechowicach krótka przerwa obok tulipanowców. Rozdanie gadżetów tym, którzy dołączyli na trasie i ruszamy do DSD.


Różne są sposoby hamowania © djk71
Dojeżdżają kolejni © djk71

I jeszcze jedni © djk71

Są i następni © djk71

W Dolomitach oglądamy pozostałości po kopalni dolomitów, tu też czeka na nas Tomek, który wyjechał z Gliwic wcześniej.

Mijamy Kopalnię Srebra, ale dziś nie ma czasu aby się przy niej zatrzymać.

Miałem obawy jak będzie wyglądała droga do pałacu w Nakle, bo kiedy ostatni raz tędy jechał na zjeździe było błoto. Błoto i koleiny to niezbyt dobry znak, szczególnie dla tych, którzy jadą na wąskich oponach. Na szczęście dziś jest sucho.

Kiedy dojeżdżamy do zalewu Chechło zaczyna mżyć. Akurat wtedy kiedy zaplanowaliśmy przerwę. Chwila na uzupełnienie kalorii i deszczyk mija. Jedziemy dalej.

W Żyglinie w końcu trafiamy na sklep. Ekipa robi zakupy, a do nas dołącza Andrzej, który wyruszył nieco później.

Kościół w Żyglinie © djk71

Kolejny cel do zalana kopalnia - Pasieki. Droga z przeszkodami...

Przy szlabanie nie jest łatwo © djk71
Różne są techniki pokonywania szlabanu © djk71

Na miejscu część ekipy robi krótki popas, reszta objeżdża okolicę. Nie wszędzie da się podjechać :-)

W górę © djk71
Damy radę © djk71

Po chwili jedziemy dalej. Ekipa jedzie równym tempem, kiedy na moment się zatrzymuję, chwilę trwa zanim  udaje mi się dogonić grupę już za Brynicą :-)

Mijamy lotnisko i dojeżdżamy do Zendka, tu, na parkingu obok kościoła, próbują nam zrobić niespodziankę Olga z Marcinem. Czekają z zapasami izotoników, ale ekipa tylko ich pozdrawia machaniem. Kiedy zamykając peleton dojeżdżam do naszego supportu technicznego, wciąż są w szoku :-)

Chwila rozmowy i trzeba gonić resztę. Kiedy dojeżdżamy do ostatniego punktu wycieczki, reszta już odjeżdża. Szybko podjeżdżam pod bunkier i po chwili znów muszę ich gonić :-)

Ładnie tu © djk71
Przy bunkrze © djk71


Przed nami ostatni odcinek. Zaczynają się piachy. Niby to tylko kilkaset metrów, ale niektórym daje to nieźle w kość.

2km przed metą zatrzymujemy się żeby zebrać całą grupę i wspólnie wjechać na metę. Zaczyna padać, na szczęście ciepły deszczyk trwa może z 5 minut. Kiedy jesteśmy znów razem przestaje padać.

2 km do mety © djk71
Wszyscy zadowoleni © djk71

Przed bramą ośrodka jeszcze chwila czekania, bo na ostatniej prostej ktoś pomylił drogę i wjeżdżamy.

I tu niespodzianka. Czeka na nas cała firma z zarządem na czele. Wjeżdżamy w utworzony przez nich szpaler przy dźwiękach "We are the Champions" w strugach lejącego się na nas szampana!

Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy zorganizowali nam takie powitanie.
Wielkie dzięki, dla tych którzy przyczynili się do tego, że wyjazd mógł się odbyć w takiej oprawie, w jakiej się odbył.

I przede wszystkim wielkie dzięki dla Was, którzy pojechaliście i daliście radę. 29 osób, 75km i.. udało się dojechać w ponoć niemożliwym przy takiej grupie czasie! Wielkie brawa dla Was wszystkich! I mam nadzieję do zobaczenia wkrótce na trasie!
 

Kadencja: 72

Jeszcze większe koła

Czwartek, 12 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Jeszcze większe koła

Wczorajsza delegacja nie pozwoliła na trening więc dziś odrabianie zaległości. Na początku znów nie mam siły, jak ostatnio. Ale po kilku kilometrach jest lepiej. Dziś niższa kadencja, za to twardsze przełożenie. Fajna średnia wyszła. Gdyby tak połączyć z tym kadencję... :-)
A może tak szybko było, bo ten obok mnie dopingował... Tylko co to za koła... ja mam 29-tki, a on? :-)

Na dużych kołach © djk71


Kadencja: 75

Ślązakom, jacy by nie byli

Wtorek, 10 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Ślązakom, jacy by nie byli

Ciężka jazda. Od samego początku, gdy już po starcie nie potrafię złapać powietrza. Jakoś duszno, parno, choć niby po deszczu.

Całą drogę nie mam siły. Czyżby jeszcze efekt sobotniej Ciupagi?

W Tarnowskich Górach przy tzw. dworku Goethego, gdzie obecnie znajduje się m.in. knajpka Kałamarz zatrzymuje mnie wmurowana tabliczka.

Kałamarz, nigdy tu nie bylem © djk71

Ślązakom, jacy by nie byli © djk71

Ciekawe skąd to hasło...

Kadencja: 85

XVIII Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim w Reptach

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(4)
XVIII Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim w Reptach

Kolejne zawody w Reptach w których startuje Igor.

Dwa lata temu
zajął pierwsze miejsce. Jechali wówczas krótką trasą. Było wtedy spore zamieszanie bo organizatorzy zapomnieli zapisywać numery zawodników, którzy kolejno wjeżdżali na metę.

W zeszłym roku zajął trzecie miejsce, tym razem zamieszanie było już na starcie ze startem grupy +50. Wtedy objechaliśmy krótką trasę z poprzedniego roku, a okazało się, że pojechali trasą dłuższą. Dał radę.

Ciekawi jesteśmy co będzie w tym roku. Zakładamy, że pojadą jak w roku ubiegłym. Objazd trasy i czekamy na start.

Oczekiwanie na start © djk71

Ruszają (kategoria 11-14), wraz z nimi jeden (!) zawodnik z kategorii +50

Ruszają © djk71

Ruszam za nimi, aby zobaczyć ich na trasie. Jest nieźle,Igor jedzie chyba jako trzeci lub czwarty.

Jadę na drugi mostek. Nadjeżdża czwórka  zawodników (w tym senior),a  potem... cisza. Przez kolejne kilka minut nie ma nikogo. Chyba wiem co się stało. Na pierwszym mostku część pojechała krótkim wariantem, a reszta długim. Ciekawe co na to organizatorzy.

Moje przypuszczenia się potwierdzają. Co ciekawe wraz z cała grupą, która pojechała długą trasą pojechał jeden z organizatorów towarzyszący synowi (chyba synowi). Zakładam więc, że Ci, którzy pojechali krótką trasą popełnili błąd.

Igor prowadzi swoją grupę © djk71

Jadę na pierwszy mostek i okazuje się, że jednak mieli jechać krótką trasą, czyli za mostkiem skręcić w lewo. Porażka. Zrobili dodatkowe kilka męczących kilometrów. No cóż, wystarczyło postawić w tym miejscu kogoś kto pokieruje zawodników we właściwą stronę. Tym bardziej, że w zeszłym roku jechali tam prosto, choć jeden z organizatorów próbował mi wmówić coś innego. Jestem pewien swego bo sam towarzyszyłem tam Igorowi.

Organizator pokazuje mi, że tu była taśma... leżąca na ziemi... Nie przekonał mnie, ani innych rodziców, którzy tam byli.


Igor walczy do końca © djk71

Igor dzielnie walczy do samego końca. Nie wiem na którym miejscu skończył zawody, wydaje mi się, że przyjechał tuż za czołówką, która pojechała trzy pętle krótką trasą. Nie chciało mi się nawet sprawdzać. Pozostał niesmak. Organizatorzy na zakończeniu nawet się nie zająknęli na ten temat, nie padło jedno proste słowo: Przepraszam.

Szkoda, bo pomysł i miejsce na imprezę rewelacyjne, ale organizacyjnie chłopaki sobie zupełnie nie radzą... Nie wiem czy w przyszłym roku będzie mi się chciało tu przywozić Igora....


Ciepło dziś © djk71

Kadencja: 61