Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:470.71 km (w terenie 239.50 km; 50.88%)
Czas w ruchu:26:31
Średnia prędkość:17.75 km/h
Maksymalna prędkość:52.96 km/h
Maks. tętno maksymalne:193 (106 %)
Maks. tętno średnie:165 (90 %)
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:58.84 km i 3h 18m
Więcej statystyk

Firmowo do Ogrodu Botanicznego w Mikołowie

Sobota, 25 kwietnia 2015 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Po ubiegłorocznym wyjeździe firmowym do Siewierza wielokrotnie pytano nas kiedy kolejna wycieczka. Niestety nie udało się niczego zorganizować w drugiej połowie roku, więc w tym roku postanowiliśmy zaproponować coś już na wiosnę. Pomysłów było wiele, w końcu celem stał się Śląski Ogród Botaniczny w Mikołowie. Trasę zaproponował Amiga, który znacznie częściej bywa w tamtych okolicach.

Rano wyjeżdżamy z Darkiem z Helenki i szybko docieramy do firmy. Tu już czeka kilka osób z Prezesem na czele :-)
W budynku stoi jeszcze jeden rower, trochę dziwny, ale jednak...

Jeszcze za młody jestem na takie coś © djk71

Właściciel jednak nie dołączył do nas. Ruszamy małą grupą i po chwili dojeżdżamy do ronda na granicy Zabrza i Gliwic, gdzie czeka na nas reszta towarzystwa. W sumie jest nas 17 osób. Pięknie :-)

Jedziemy wzdłuż torów i po chwili docieramy do stawu przy hałdzie.

Czekamy na resztę © djk71

Chwilę wcześniej pierwsza awaria, na szczęście to tylko poluzowany błotnik. Ola zaskakuje mnie tym, że posiada przy sobie nie tylko taśmę, a również... nożyczki do paznokci... :-)


Pierwsza naprawa © djk71

Po chwili pędzimy na hałdę. Wszyscy zadowoleni.

Humory nam dopisują nawet na podjazdach © djk71

Ola nawet chce zaliczyć gratisowy podjazd :-)

Co tam taki podjazd... mówi Ola © djk71

W międzyczasie ginie nam Emilka, która na rozjeździe widząc drogę z górki i pod górkę wybiera... w dół... bo przecież jedziemy... na hałdę :-). Na szczęście po chwili udaje się ją zlokalizować i jedziemy wspólnie dalej.

Na hałdzie © djk71

Kolejnym punktem trasy jest pałac rodziny von Raczek w Przyszowicach. Tyle razy tędy przejeżdżałem, a nie widziałem, że tu jest coś takiego.

Pałac w Przyszowicach © djk71

Kolejny cel to zamek w Chudowie. Trochę się tu zmieniło od jakiegoś czasu.

Tekla © djk71

Choć grupa ma za sobą dopiero 11km to chętnie korzysta z okazji do odpoczynku.

Odpoczywamy © djk71

W tle zamek © djk71

Przed nami ogród parafialny w Bujakowie. Po drodze mijamy stojącą na prywatnej posesji kapliczkę szwedzką.

Kapliczka "szwedzka" © djk71

W ogrodzie kolejna chwila odpoczynku.

Miało wiać, a tu cisza © djk71

Można tu pospacerować...

Spacerując © djk71

Podumać...

Skąd tu tylu rowerzystów? © djk71

Odbyć pokutę...

Ktoś czuje się winny? © djk71

Poobserwować rybki...

Rybka lubi pływać © djk71

Zastanowić się nad życiem...

Nawet najmniejsza kałuża odbija niebo © djk71

Albo po prostu uzupełnić kalorie...

Pełne wyposażenie © djk71

Czas jednak nas goni więc ruszamy dalej.

Nad głowami © djk71

W drodze do Mikołowa zaczynają się pierwsze podjazdy.

Na podjeździe © djk71

Trochę dają w kość, ale warto.

Zaraz wejdziemy na wieżę © djk71

Na wieży już czeka na nas Darek.

Darek już tam jest © djk71

Z góry ładny widok.

Ładny widok © djk71

Ciekawy dziedziniec.

Jak w jakimś chińskim klasztorze © djk71

A na dziedzińcu listek.

Listek © djk71

Czas kończyć oglądanie...

Na wieży © djk71

Niektórzy co prawda jeszcze odpoczywają...

Jak odpoczywać to wygodnie © djk71

Na trawie też można odpocząć © djk71

Ale ruszamy zobaczyć jeden ze stojących w pobliżu wapienników...

Wapiennik © djk71

... oraz kamieniołom.

Kamieniołom © djk71

Jedziemy w stronę Stargańca, bo czas coś zjeść...
Po drodze jest ciekawie...

Po naszymu © djk71

Można było zamienić wierzchowca © djk71

Ale główną uwagę zwracają piachy... Dają nieco w kość.

Czasem trzeba prowadzić © djk71

Podjazdy też dodają swoje...

Na podjazdach dajemy radę © djk71

Mimo to uśmiech dopisują....

Bunkrów nie ma, ale © djk71

Przy stawach kochłowickich przerwa na jedzonko. Była potrzebna. Rozstaje się z nami Jacek, a my ruszamy w stronę domu.

W międzyczasie niektórzy zamieniają się rowerami :-)

Chyba sobie taki kupię © djk71

Ten jest chyba za mały © djk71

Mijamy stawy makoszowskie...

Stawy makoszowskie © djk71

I chwilę później w parku zaczynamy się powoli rozstawać. Ja z trzema koleżankami ruszam do Zabrza, a reszta za około kilometr dotrze do mety.

Żegnam się z dziewczynami i teraz już trochę szybszym tempem docieram do domu.

Dziękuję wszystkim za wspaniałe towarzystwo. Gratuluję kondycji i... do zobaczenia znów na trasie :-)

Komentarz Ani na FB: "Najbardziej pod górę, najbardziej po piachu .. najbardziej dupsko boli, ale warto było!" ... i wszystko w tym temacie :-)

Kadencja: 72



Harpagan 49

Sobota, 18 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Kolejny Harpagan przede mną. Do bazy w gminie Kaliska docieram wczesnym wieczorem. Zmęczony. Potwornie. Za mną tydzień w  delegacji. W ciągu ostatnich 35 godzin 22 godziny spędziłem w samochodzie. Z tego większość za kółkiem. Spałem godzinę i trochę wczoraj w nocy podrzemałem w samochodzie. A gdzie wypoczynek przed startem?

W bazie © djk71


Na miejscu czekają już na nas Monika i Ania, które zarezerwowały nam świetną miejscówkę w roku sali. Dzięki dziewczyny :)

Ładne te bluzy © djk71

Rozkładamy się wraz z Jackiem i Grzesiem. Rejestracja, odebrania pakietu startowego i chipa i przygotowanie rowerów. Wszystko idzie sprawnie, jest czas na przywitanie się ze znajomymi, a tych tu nie brakuje :-)

Czas przygotować rowery © djk71


W końcu czas położyć się spać, Rano pobudka około piątej, bo start jest o 6:30. A potem 12 godzin czasu i w optymalnym wariancie 200km, a do odszukania 20 punktów o różnych wartościach przeliczeniowych.

Start
Wydaje się, że byłem przygotowany do startu już wczoraj, dziś też wstaję, jak mi się wydaje, wystarczająco wcześnie. Jednak jak zwykle tuż przed startem okazuje się, że czasu jest za mało. Czekając na rozdanie map orientuję się, że mam pulsometr, ale pasek został w bagażu.  Okulary do czytania zostały... w domu... Kompas odnajduję w ostatniej chwili. Masakra.
W międzyczasie dostaję szybkie zaproszenie na Leśne Dukty :) Kuszą... :-)

Dostaję mapę i... jak zwykle nic nie widzę. Jedna wielka plama... I jak tu wyznaczyć trasę. Kiedy się do tego zabieram część już ruszyła. I choć wiem, że nie powinienem tego robić ulegam presji czasu i wytyczam tylko drogę do pierwszych czterech punktów. Reszta potem.

PK 9 - Jez Wygonin - plaża
Ruszam wraz z moimi towarzyszami z poprzedniej edycji. Pada deszcz, który po chwili zmienia się w śnieg. Jest zimno. Jedziemy dość szybko. W pewnym momencie Monika widząc, że Ania z Jackiem zostali z tyłu mówi żebym jechał dalej sam, bo będą mnie tylko spowalniać. Chwilę się waham, ale czuję, że mam siłę i jadę. Punkt banalny. Zimno w palce u rąk.

Jest pierwszy punkt © djk71


PK 15 - Studzienice - akwedukt
Pierwsze zawahanie, ale po chwili jestem na punkcie. Co chwilę padający deszcz sprawia, że chowam okulary do plecaka. Teraz już zupełnie nic nie widzę na mapie :-(

Mam za szeroką kierownicę na ten mostek © djk71


PK 3 - Zimne Zdroje - droga leśna
Zatrzymuję się na rozjeździe i zamiast wybrać prostą drogę do punktu wybieram trasę lekko dookoła, bo jest trochę więcej asfaltu. Dogania mnie Grześ i woła żebym jechał krótszą drogą. Ignoruję to i dopiero dostaję kopa chcąc nadrobić na asfalcie i przybyć na punkt co najmniej w tym samym czasie, co On. Niestety w realu jest więcej ścieżek niż na mapie i w efekcie, gdy odbijam chipa po Grześku już nie ma śladu.

PK 12 - Szlachta - skrzyżowanie przecinek
Banalny dojazd do punktu. Trochę mi zimno w stopy.

PK 16 - Kocia Knieja - skrzyżowanie przecinek
Jako, że na starcie nie rozrysowałem całej trasy to zatrzymuję się przy stacji Lipowa Tucholska i próbuję rozrysować resztę. Nie jest łatwo. Zupełnie nie wiem w jakiej kolejności sensownie zaliczyć 10-16-6-20. W efekcie zupełnie nie wiedzieć czemu odpuszczam zaliczenie PK 10. Bez sensu.

Przy stacji, w tle wieża ciśnień © djk71

Jadę na Śliwice. W Śliwiczkach o mały włos nie mijam skrętu, ale Asia, którą chwilę wcześniej wyprzedziłem woła, że to chyba tu. Punkt zaliczony.

PK 6 - Błędno - polana leśna
Wyjeżdżam na asfalt i... przede wszystkim trzeba posmarować łańcuch. A niby wczoraj smarowałem. Deszcz i piach zrobiły swoje. Myli mnie nieco polana, którą mijam i zaczynam szukać w złym miejscu. A wystarczyłoby żebym chwilę wcześniej odwrócił głowę w lewo.

W lesie © djk71


PK 20 - Stara Rzeka - skrzyżowanie przecinek
Skręcam wzdłuż rzeki i...nieco się gubię wjeżdżając prawie w czyjeś gospodarstwo. Skutecznie powstrzymuje mnie przed tym wataha psów wybiegająca z podwórka. Nie wiedziałem, że tak szybko potrafię pokonywać piaszczyste podjazdy... Chwilę potem Daniel kieruje mnie we właściwą stronę.

PK 14 - Stara Huta - skraj lasu (nieodnaleziony)
Wyjeżdżając z punktu coś mi się nie podoba. W efekcie nie do końca jestem pewien, w którym miejscu wyjechałem na drogę.

Droga główna © djk71

Gęsta sieć przecinek nie ułatwia w zorientowaniu się gdzie jestem. W efekcie po kilkudziesięciu minutach jeżdżenia i zastanawiania się gdzie jestem wracam na drogę, na której przed chwilą byłem. Odpuszczam punkt.

PK 8 - Kałębnica - droga leśna
Mam za sobą ponad 80km i zaczynam czuć ból w udach i po raz kolejny ostatnio coraz trudniej mi wytrzymać siedząc. Dziwne, kiedyś nie miałem takich problemów. Czuję prawdziwe zmęczenie. Do tego ta pogoda - raz coś pada, innym razem prószy, by w końcu słońce sprawiało, że jestem cały mokry.
I jeszcze rower nie chce jechać. Ślizga się gdzieś na piachach (mimo, że niby jadę czerwoną drogą). Po chwili już wiem co jest grane. Mam mało powietrza z przodu. Nie chce mi się zmieniać dętki. Dopompuję i zobaczę co będzie się działo.

Po drodze fajnie widać gdzie jest granica województw. I nie chodzi o tablicę ;-)

Granica województw © djk71

Do punktu dojeżdżam bez problemu.

PK 18 - Kasparus - mostek
Za to wracając z punktu po raz kolejny dziś  nie pilnuję kierunku i nadrabiam jakieś 5km. Zmęczony. Kiedy dojeżdżam do Skórzenna decyduję się na odpoczynek. Siadam na przystanku. Jem, piję i... postanawiam wrócić do bazy. Dziś mnie Harpagan pokonał. Jest tylko mały problem. Do bazy jest jakieś 50km :-( Do tego nie ma prostej drogi, a trasa wiedzie obok... kilku punktów.

Nic tu nie widziałem © djk71

W końcu ruszam dalej. Mimo, że dopiero co jadłem zatrzymuję się w sklepiku w Kasparusie. Od wejścia wołam Coli! Cukru! Na miejscu wypijam prawie litrową butelkę.
Ruszam w drogę do punktu. Wydaje się być prosty, a mimo to trafiam tam dopiero za drugim podejściem i to chyba głównie dlatego, że nie tylko ja tam zmierzam.

Punkt był tuż przy mostku © djk71


PK 11- Jez Kochanka - pole biwakowe
Teraz do wyboru: dwójka, albo jedenastka. Jedenastka więcej waży więc wybieram jezioro. Przyglądając się mapie jeden z mieszkańców wioski próbuje mi radzić którędy powinienem jechać - "bo tam wszyscy pojechali" :-)
Droga na Wdecki Młyn i atak z góry wydają się proste. Niestety w lesie po raz kolejny plątanina ścieżek sprawia, że znów nie wiem, w którym jestem miejscu.
Kiedy po dłuższym błądzeniu trafiam w końcu na jezioro, okazuje się, że... to nie to. Nie wiem jak to dziś robię, ale jednak się udaje... :-(
Stąd jednak już droga prosta. Przed punktem doganiam Marcina, ale to on pierwszy go zdobywa jadąc ścieżką, której nie widzę na mapie.

PK 17 - Sowi Dół - polana śródleśna
Wyjazd na asfalt i droga do ostatniego dziś celu. Teraz już nawet lemondka nie pomaga, rower nie chce jechać. Nie wiem, czy to wiatr, który przez cały dzień daje mi chyba w kość, czy to powietrze, które uchodzi, a co zauważę dopiero w bazie, czy po prostu brak kondycji. Tak czy owak do punktu docieram ostatkiem sił.

Meta
Do mety zostaje jakieś 11-12km.

Nie dość, że pod górkę to jeszcze wieje © djk71



Najtrudniejsze dziś chyba km. Odliczam odległości do każdego skrzyżowania, mostku, charakterystycznego punktu. Na mecie po raz ostatni przykładam kartę do czytnika, oddaję rower do przechowalni i... czkam na zgon.

Nawet nie wiem ile mam zaliczonych puntów. Idę oddać chipa i już wiem, że zaliczyłem 11 z 20 PK, przeliczeniowo 37 z 60. Czyli wynik identyczny jak w Kwidzynie. Tylko kilometrów mniej, ale i tak o wiele za dużo. Nie jestem zadowolony, ale jestem tak zmęczony, że nawet nie mam siły być wściekły.

Jedzenie, kąpiel i... łoże... Widzę, że nie tylko ja jestem zmęczony.

Niby jeszcze żyję © djk71


Nie mam nawet siły usiąść z chłopakami, którzy siedzą raptem 2 m ode mnie i omawiają dzisiejszą trasę. Ponoć była banalna nawigacyjnie. Stąd też kilkunastu harpaganów na trasie rowerowej. Dla mnie nie była prosta ani kondycyjnie, ani nawigacyjnie. Nigdy nie przepadałem za mapami setkami, a bez okularów to już zupełna porażka. Nic, trzeba ćwiczyć...

Podsumowanie
Jak zwykle impreza organizacyjnie przygotowana doskonale. To zasługa zarówno samych organizatorów jak i dużej liczby wolontariuszy obsługujących punkty na trasie, punkty informacyjne w bazie, przechowalnię rowerów itp... Ale co się dziwić, to w końcu 49 edycja. Jesienią jubileuszowa edycja nr 50 ;-) Mimo porażki na tej edycji już planuję przyjazd jesienią :-)

Świetne wrażenia z imprezy to oczywiście również olbrzymia zasługa fantastycznych ludzi, którzy się tu pojawili w liczbie... 1274 osób! Z tego na trasie TR200 wystartowało 124 zawodników i zawodniczek. Jak zwykle miło było spotkać znajome twarze, choć nie z każdym udało się porozmawiać. Gratulacje dla Harpaganów, jak i dla wszystkich, którzy odważyli się zmierzyć ze swoimi słabościami. W końcu motto imprezy to: Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzą



Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Pierwsze (z czterech) w tym roku zawody w ramach Pucharu Bike Orient. Jakiś czas temu, wracając z jakiejś delegacji przyglądałem się wiatrakom na Górze Kamieńsk i żaliłem się mojemu towarzyszowi podróży, że nigdy tu jeszcze nie byłem. Tego samego dnia, po powrocie do domu przeczytałem, że to właśnie tu odbędą się pierwsze zawody BO w tym roku :-)

Jedziemy na imprezę silną ekipą z firmy: Andrzej, Krzysiek, Amiga i ja. Czyli oprócz walki z innymi zawodnikami będzie można powalczyć między sobą. :-)

Przyjeżdżamy na miejsce sporo wcześniej. Po pierwsze zapowiedziało się ponad 300 osób więc już w biurze może być tłok, po drugie umówiłem się, że pooglądam i przymierzę mapnik oferowany tam przez jednego z producentów. Niestety mapnik jest jak dla mnie zbyt nisko montowany, jadę więc ze swoją samoróbką.

Szybka rejestracja, odbiór pakietów startowych i pora przygotować rowery. W międzyczasie oczywiście pogaduchy z organizatorami i dziesiątkami znajomych.

Elegancki strój © djk71
Miło widzieć znajome twarze © djk71


W końcu rowery gotowe, my ubrani (na krótko, bo dziś ciepło), można więc ruszać na odprawę. Już wcześniej zdecydowaliśmy z Krzyśkiem, że jedziemy razem. Dołącza do nas Tadzik.

Start

Mapy dostajemy jakieś 10 minut przed startem. Kreślimy trasę. Krzysiek, choć pierwszy raz na takiej imprezie zachowuje się jak stary wyjadacz, kontrolując co robię i podpowiadając ew. modyfikacje trasy. Padało hasło start i jak to zwykle jedni ruszają od razu, inni kończą rysować, pozostali włączają Endomondo itp.

Okolica może być ciekawa © djk71


Podoba nam się mina jednego z operatorów telewizyjnych: To już wystartowali? Spodziewał się chyba typowego startu jak na zwykłych maratonach, że wszyscy ustawią się za bramą startową i ruszą równocześnie. Nawet niezłą miejscówkę sobie zajął tylko... tu wygląda to inaczej. Chyba trochę się zezłościł... :-)

PK 5 - skraj lasu
Spokojnym tempem w długim pociągu, wyprzedzając kolejnych zawodników docieramy do punktu.

Doganiamy Amigę © djk71

Kolejka do podbicia kartki. Cofamy się lekko na wschód i jedną ze ścieżek na północ przebijamy się przez miejscami podmokły teren do trochę bardziej utwardzonej gruntówki. W tym momencie zostaje gdzieś z tyłu Tadzik. Chwila zawahania, czy czekać, ale stwierdzamy, że jak ma siłę i odpowiada mu nasze tempo to nas dojdzie,jeśli nie to pewnie świadomie odpuścił.

PK 20 - skrzyżowanie ścieżki z rowem
Tu również grupki zawodników (choć już mniejsze) przed nami, nie trzeba więc specjalnie wysilać się przy szukaniu punktu. Wyjeżdżając zastanawiamy się chwilę, czy nie pojechać terenem, ale chyba asfalt będzie dziś szybszy, nawet jeśli nadłożymy kilka km.

PK 17 - szczyt góry
Płasko tu nie jest. W pewnym momencie podjazdu większość schodzi i kawałek podprowadza. Jak zwykle na punkcie spotykamy kilkoro znajomych. Krzysiek sugeruje zjazd z góry nieco inną trasą i okazuje się to być niezłym pomysłem.

PK 12 - przy drodze
Świetna szutrówka od wschodu, ale jak się okaże zawodnicy docierają na punkt z różnych stron.

Na trasie © djk71
Też tam byłem © djk71

Lubię taki klimat © djk71


PK 4 - brzeg jeziorka
Po wyjeździe z punktu Krzyś zalicza na szczęście niegroźną glebkę.

Bez upadku nie ma zabawy © djk71

Po dotarciu na asfalt lekko się zagubiłem. Zmyliła mnie rzeczka przez którą przejeżdżaliśmy i zaczęło mi się wydawać, że wyjechaliśmy bardziej na północ. Szczęśliwie ratuje nas jeden z wyjeżdżających z punktu zawodników, bo pewnie stracilibyśmy tu sporo czasu.

Punkt przy brzegu © djk71

Wracamy na południe obok cmentarza. Chwilę później Krzysiek oznajmi mi, że wybiera trasę Mega. Czyli dalej jadę sam.

PK 9 - szczyt wzniesienia
Po drodze piaski, dadzą nam dziś w kość. Na mapie mały galimatias, ścieżki mieszają się z przewodami energetycznymi, ale udaje się trafić bezbłędnie.

PK 1 - wiata (bufet)
Do punktu wiedzie piękna rowerówka.

Do bufetu © djk71

Na miejscu jak zawsze bogato, choć znów się nie załapałem na ciasto. Mavic mówi, że było, ale albo wcześniej, albo tak się spieszyłem, że nie zauważyłem.

Szybki bufet © djk71


PK 18 - schron
Kolejna rowerówka. I kolejna dobrej jakości. Wcale nie kusi żeby wyjeżdżać na drogę. Punkt wewnątrz schronu.

Punkt w schronie © djk71


PK 6 - zbocze doliny
Planowałem wrócić do asfaltu, ale Marcin na swojej przełajówce sprowokował mnie do jazdy szlakiem konnym (nie cierpię ich bo są mocno piaskowe). Przebijam się do mostku i ruszam do punktu z drugiej strony Widawki. Punkt znaleziony bez problemu. Próba wyjazdu na skróty kończy się powrotem na drogę, którą tu dotarłem. 

PK 11 - samotne drzewo
Jadę wzdłuż nasypu. Stąd ma odbić ścieżka w prawo. Jak zawsze ścieżek jest kilka, ale ta którą wybrałem prowadzi wprost do drzewa.

Jest i drzewo © djk71

Jak się okazuje innymi też można było tu dojechać.

PK 13 - punkt triangulacyjny
Operacja pustynna burza. Piachy piachy i jeszcze raz piachy.

Dokoła mokro, a pod kołami sucho © djk71

Do następnego punktu nie jest daleko, ale na przeszkodzie stoi rzeka Widawka. Jak się potem okaże niektórzy zdecydowali się przez nią przeprawić. Ponoć strasznie głęboko nie było.
Wracając dwóch zawodników odbija w prawo. Chyba popełnili błąd bo tam jest tylko jezioro. Ja wracam drogą, którą tu dotarłem. Kawałek dalej spotykam kolegów, którzy skręcili do jeziora. Okazało się, że była tam grobla. Co prawda prywatna i właściciel ponoć użył nawet straszaka, ale przejechali.

PK 19 - brzeg stawu
Dojazd wydaje się prosty, a jednak chwila dekoncentracji i gubię się w plątaninie ścieżek.
Nie do końca jestem pewien, czy to co widzę to staw, czy zaznaczone na mapie bagna.

Bagno, czy staw? © djk71

Kolejna woda to... rzeka.

Zakola Widawki © djk71


Ale nie jest źle. Zakola są tak poukładane, że łatwo identyfikuję na mapie gdzie jestem i teraz już bez problemu namierzam punkt.

PK 14 - szczyt wydmy
Łatwy dojazd. Karta podbita

PK 15 - Kopiec
Długi przelot głównie fantastycznymi drogami rowerowymi. Nie myślałem, że na zawodach będę z nich korzystał z taką przyjemnością.

Taśmociągi © djk71

W okolice punktu dojeżdżamy w kilka osób, koledzy jadą, ja się zatrzymuję bo coś za daleko w las wjechaliśmy. W tym samym czasie jeden z nich również wraca i woła: Jest punkt!. Faktycznie wystarczyło się odwrócić :-)

PK 10 - punkt widokowy
Kolejny przelot na świetne miejsce widokowe. Aż by się chciało tu chwilę dłużej posiedzieć i popstrykać.

Ciekawy widok © djk71


Niestety nie dość, że inni zawodnicy gonią to czas strasznie szybko ucieka. Coś się obawiam, że nie zdążę już wjechać na... Górę Kamieńsk. :(

PK 16 - granica rezerwatu
Oj lemondka się dziś przydaje. Kolejny przelot asfaltem.

Da się zrobić dobrą drogę rowerową © djk71

Punkt łatwy do odnalezienia.

PK 8 - dno wyrobiska
W namierzeniu punktu od zachodu pomaga jeden z zawodników, który akurat chwilę wcześniej zjeżdżał z jak mi się wydawało punktu. Dobrze mi się wydawało.
Zostały trzy punkty na Górze Kamieńsk i około godziny czasu. Mało, tym bardziej, że będą podjazdy.

PK 3 - domek myśliwski
Pierwszy podjazd. Udaje się minąć kilku zawodników, którym chyba kąt nachylenia się zbytnio nie podobał :-)

Domek myśliwski © djk71


PK 7 - szczyt góry
Długie podjazdy asfaltem. Może jednak trzeba było wziąć te punkty na początku, a nie teraz, gdy człowiek jest zmęczony i w niedoczasie... Z rozpędu omijam skręt w prawo i... ląduję pod punktem i pod piaskową ścianką. Trzeba rzucić rower i wspiąć się do góry. Nie jest to łatwe.

Wspinaczka po piachu © djk71
Teraz w dół © djk71

Czasu zostało około 15 minut, a przede mną jeszcze jeden punkt. A spóźniać się nie warto, bo za każdą rozpoczętą minutę spóźnienia odejmuje się jeden zaliczony punkt :-(

PK 2 - skraj stoku narciarskiego
Gnam do punktu co sił. Na szczęście jest tu kilka innych osób (m.in. Zdezorientowani) i nie muszę się wysilać szukając punktu.
Punkt podbity, teraz tylko zjazd do mety. Nawet nie patrzę na zegarek. Pędzę co sił trasą z niespodziankami. Co chwilę wyskakuje mi mapnik i nie mam ja go wcisnąć, bo kierownicę trzeba trzymać mocno.

Meta
Tuż przed metą jeszcze jakieś barierki, ale omijam je i przejeżdżam linię mety. Zdążyłem. 7:55:11 (limit czasu to 8:00:00). Przywiozłem komplet punktów. Trzecie zawody - trzeci komplet - oby tak było za tydzień ;-)  Na trasie MEGA/GIGA wystartowało ponad 200 uczestników i prawie 50 uczestniczek. Na GIGA zakwalifikowanych zostało 82 mężczyzn i 15 kobiet. Udało się skończyć na 16 miejscu. Reszta zaliczyła 10 lub mniej PK, czyli dystans MEGA.

Na mecie jest nawet hostessa :-) © djk71


Zmęczony, bardzo. Na szczęście Krzysiek oferuje się, że poprowadzi samochód w drodze powrotnej ;-) Można więc iść zaliczyć gulasz, uzupełnić płyny i pogadać ze znajomymi.

Podusmowanie
Zmęczony i zadowolony. Świetna trasa. Z jednej strony doskonałe drogi rowerowe, z drugiej piachy dające w kość. Zarówno przebieg dróg, jak i usytuowanie punktów pozwalały cieszyć oczy przeróżnymi widokami. Organizacja i atmosfera jak to ma od wielu lat miejsce na Bike Oriencie bez zarzutu. Od razu przypomina mi się wpis jaki popełniłem kilka miesięcy temu o Idealnym Maratonie na Orientację.
Jedną rzeczą, do którą bym jeszcze zmienił, ale może to kwestia gustu to... opisy punktów. Wolałbym żeby były na osobnej kartce, bo tak musiałem po raz kolejny niszczyć mapę żeby je oderwać i mięć zawsze na widoku. Ale może to kwestia gustu.

Wielkie dzięki organizatorom za świetną imprezę, a znajomym za wspaniałe towarzystwo zarówno o w bazie, jak i na trasie. Do następnego razu (niestety chyba w czerwcu mi się nie uda dojechać)!

Kadencja: 66 (widać piachy)



Przed BO

Czwartek, 9 kwietnia 2015 · Komentarze(6)
Kategoria Samotnie, śląskie
Kolejne szybkie dni, a tu za pasem Bike Orient, a zaraz po nim Harpagan. A kiedy ćwiczyć? Dziś też tylko krótka rundka po okolicy. W sumie wąskie opony nawet nie przeszkadzają. Może zostawić takie na BO? Tylko co będzie jak trafią się piachy? Hmmm... niewiele czasu zostało na zastanawianie się...


Kadencja: 84

Powrót do biegania

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · Komentarze(6)
Trzy tygodnie choroby +... po prostu lenistwo (oczywiście wytłumaczeń było wiele) = 46 dni bez biegania. Czyli... zaczynamy od zera.

I rzeczywiście tak jest.

Start - czyli nie wiem co na siebie włożyć. Oczywiście jak się okaże ubieram się za ciepło.
9 minuta - mam dość, łapie mnie kolka, kilkadziesiąt sekund marszu.
11 minuta - naprawdę mam dość - znów krótki marsz.
15 minuta - łapię drugi oddech - tak mi się przynajmniej wydaje.
22 minuta - wydawało mi się. Czuję kolana.
25 minuta - znów jest lepiej.
30 minuta - do domu jeszcze kawałek, a raczej kawał...
33 minuta - dobiegnę, dam radę. Dałem :-)

Straszne. Czuję, że było gorzej niż w grudniu, gdy zaczynałem :-(

Zdjęcie z wczorajszego spaceru (tuż obok bloku):

Na osiedlu (komórką) © djk71



Testowo

Sobota, 4 kwietnia 2015 · Komentarze(9)
Ciężki okres. Jak nie choroba to inne problemy. Po niezłych kilku miesiącach treningu, marzec to porażka. Ostatni tydzień podobnie. Nawet jak człowiekowi się wydaje, że za godzinę pójdzie pojeździć, popływać, pobiegać to... dziesięć minut później wszystkie plany biorą w łeb. A jak już jest chwila to... się z różnych powodów nie chce.

Dziś też plany kilka razy się zmieniały. W końcu jednak udało się choć na chwilę wyjechać. W planie asfalt, bo testowo cienkie opony, ale okazało się, że i w lekkim terenie dają radę.

Jesiennie © djk71

Trochę zabaw z nawigacją. Kolejne odkryte funkcje, ale wciąż jeszcze wiele niewiadomych. Udało mi się ją niestety zawiesić...

Wiosennie © djk71

I powrót do domu. Ciekawe, czy jutro choć na chwilę uda się gdzieś wyskoczyć.

Wieczornie © djk71

Spokojnych Świąt wszystkim życzę...

Kadencja: 79