Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 1081.78 km (w terenie 241.00 km; 22.28%) |
Czas w ruchu: | 48:43 |
Średnia prędkość: | 22.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.05 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (87 %) |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 63.63 km i 2h 51m |
Więcej statystyk |
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans36.03 km
W terenie1.00 km
Czas w ruchu01:29
Vśrednia24.29 km/h
VMAX47.78 km/h
Przed wyjazdem
Przed wyjazdem
Po południu ma padać więc rano przed wyjazdem... wyjazd na rower. W końcu nie jest tak ciepło, ale choć temperatura niska (19C) to jest bardzo parno. Wracam do domu mokry.
Kadencja: 87
Po południu ma padać więc rano przed wyjazdem... wyjazd na rower. W końcu nie jest tak ciepło, ale choć temperatura niska (19C) to jest bardzo parno. Wracam do domu mokry.
Kadencja: 87
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans37.47 km
Czas w ruchu01:32
Vśrednia24.44 km/h
VMAX47.87 km/h
Zamiast gór
Zamiast gór
Koledzy wybrali się w góry, a ja... nie. W sumie okazało się, że jakbym się sprężył to może i miałbym szansę dołączyć.. ale się nie sprężyłem... W zamian samemu rundka po okolicy z mocniejszymi akcentami w Zbrosławicach. Obok mnie to samo dwóch gości na szosówkach. Ciepło.
Kadencja: 82
Koledzy wybrali się w góry, a ja... nie. W sumie okazało się, że jakbym się sprężył to może i miałbym szansę dołączyć.. ale się nie sprężyłem... W zamian samemu rundka po okolicy z mocniejszymi akcentami w Zbrosławicach. Obok mnie to samo dwóch gości na szosówkach. Ciepło.
Kadencja: 82
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans53.42 km
W terenie29.00 km
Czas w ruchu02:29
Vśrednia21.51 km/h
VMAX48.23 km/h
W samo południe
W samo południe
Nie ma to jak wyjść na rower w największy upał. Dziś na szczęście w planach tylko luźna przejażdżka. Mimo wąskich kółek spora część w terenie i... w sumie bez większych problemów. Tylko przed Nakłem trochę niepewności na zjeździe i koleinach.
Na Chechle tłumy więc uciekam w stronę Świerklańca. Jako, że wciąż nie znam na pamięć wszystkich odnóg Leśnej Rajzy mijam zalew bokiem i odbijam w stronę Brynicy. Po chwili jednak zjeżdżam ze szlaku, bo to nie mój kierunek i jadę na azymut by... znów trafić na znaki LR :-) Teraz dojeżdżam już tam gdzie chciałem. Zamiast zatrzymać się nad dużym zbiornikiem w Kozłowej Górze, staję kawałek dalej nad uroczym stawem.
Stąd już pora wracać. Jeszcze tylko rzut oka na odnowiony budynek dworca w Radzionkowie. Ciekawe co tu zrobią? Galerię?
I prawie najprostszą drogą do domu. Bo ciepło. W słońcu nawet bardzo...
Kadencja:76
Nie ma to jak wyjść na rower w największy upał. Dziś na szczęście w planach tylko luźna przejażdżka. Mimo wąskich kółek spora część w terenie i... w sumie bez większych problemów. Tylko przed Nakłem trochę niepewności na zjeździe i koleinach.

Długo dziś zwlekali z otwarciem szlabanu© djk71

Ładny widok© djk71
Stąd już pora wracać. Jeszcze tylko rzut oka na odnowiony budynek dworca w Radzionkowie. Ciekawe co tu zrobią? Galerię?

Odnowiony dworzec w Radzionkowie© djk71
I prawie najprostszą drogą do domu. Bo ciepło. W słońcu nawet bardzo...

Ciepło nie tylko w słońcu© djk71
Kadencja:76
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans65.44 km
W terenie1.00 km
Czas w ruchu02:30
Vśrednia26.18 km/h
VMAX50.05 km/h
Śląskie krajobrazy
Śląskie krajobrazy
W przeciwieństwie do tego co w teledysku, który skądinąd bardzo lubię, przez całą trasę towarzyszyły mi dziś widoki jak poniżej.
Ten nasz Śląsk ma różne twarze...
A licznik w tym roku pokazał już 5000 km. Jeśli nic się złego nie wydarzy to zapowiada się rekordowy rok :-)
Kadencja: 83
W przeciwieństwie do tego co w teledysku, który skądinąd bardzo lubię, przez całą trasę towarzyszyły mi dziś widoki jak poniżej.

Śląskie drogi© djk71
Ten nasz Śląsk ma różne twarze...

Żniwa na Śląsku© djk71
A licznik w tym roku pokazał już 5000 km. Jeśli nic się złego nie wydarzy to zapowiada się rekordowy rok :-)
Kadencja: 83
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans35.13 km
Czas w ruchu01:28
Vśrednia23.95 km/h
VMAX39.06 km/h
Po śniadaniu
Po śniadaniu
Krótka przejażdżka po śniadaniu. Wciąż cienkie opony założone więc jakoś nie ciągnie mnie do lasu. Po paru km jednak dochodzę do wniosku, że powoli trzeba będzie je zmienić na "zwykłe" :-) Za bardzo męczą mnie samochody. Do tego te skrzyżowania i światła co chwilę :-(
Kadencja: 79
Krótka przejażdżka po śniadaniu. Wciąż cienkie opony założone więc jakoś nie ciągnie mnie do lasu. Po paru km jednak dochodzę do wniosku, że powoli trzeba będzie je zmienić na "zwykłe" :-) Za bardzo męczą mnie samochody. Do tego te skrzyżowania i światła co chwilę :-(

Wietrzenie samochodów© djk71
Kadencja: 79
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans43.70 km
Czas w ruchu01:44
Vśrednia25.21 km/h
VMAX47.97 km/h
W pogoni za deszczem
W pogoni za deszczem
Wychodzę z domu i... zaczyna kropić. Wczoraj lało i grzmiało. Mimo to ruszam powoli. Lekko momentami kropi. Kiedy dojeżdżam do Zbrosławic drogi są już mocno mokre. W Kamieńcu to samo. W końcu w Świętoszowicach doganiam deszcz. Tu już regularnie pada i tak jest do Mikulczyc. Przestaje i kiedy dojeżdżam do domu jestem już suchy.
Nie było okazji do zdjęć więc wrzucam jedno z niedzielnej trzysetki.
Kadencja: 85
Wychodzę z domu i... zaczyna kropić. Wczoraj lało i grzmiało. Mimo to ruszam powoli. Lekko momentami kropi. Kiedy dojeżdżam do Zbrosławic drogi są już mocno mokre. W Kamieńcu to samo. W końcu w Świętoszowicach doganiam deszcz. Tu już regularnie pada i tak jest do Mikulczyc. Przestaje i kiedy dojeżdżam do domu jestem już suchy.
Nie było okazji do zdjęć więc wrzucam jedno z niedzielnej trzysetki.

To były ponoć tylko 3 minuty© djk71
Kadencja: 85
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans32.05 km
W terenie4.00 km
Czas w ruchu01:18
Vśrednia24.65 km/h
VMAX45.51 km/h
Po 300-tce, czyli Ukraina nie jest tak daleko
Po 300-tce, czyli Ukraina nie jest tak daleko
Po niedzielnym rekordzie wczoraj nie było czasu na rozjazd - ważniejszy był mecz w towarzystwie syna.
O dziwo, czułem się wczoraj zupełnie spokojnie (czyt. np. nie było problemów przy zejściu ze schodów), ale było też ogólne zmęczenie.
Zastanawiam się jak będzie dziś. Ogólnie spoko, cztery litery już nie pamiętają weekendu, ale ogólnie czuję osłabienie. Rundka głownie po asfalcie, tylko kilka km w terenie zobaczyć jak będzie na cienkich oponach. W sumie jadę, ale chyba szybko zmienię je jednak na stare, szerokie :-)
Wracając widzę tablicę z informacją, że do granicy ukraińskiej dałbym radę dojechać w jeden dzień (myślę, że te siedem km bym jakoś dokręcił) :-)
Kadencja: 83
Po niedzielnym rekordzie wczoraj nie było czasu na rozjazd - ważniejszy był mecz w towarzystwie syna.
O dziwo, czułem się wczoraj zupełnie spokojnie (czyt. np. nie było problemów przy zejściu ze schodów), ale było też ogólne zmęczenie.
Zastanawiam się jak będzie dziś. Ogólnie spoko, cztery litery już nie pamiętają weekendu, ale ogólnie czuję osłabienie. Rundka głownie po asfalcie, tylko kilka km w terenie zobaczyć jak będzie na cienkich oponach. W sumie jadę, ale chyba szybko zmienię je jednak na stare, szerokie :-)
Wracając widzę tablicę z informacją, że do granicy ukraińskiej dałbym radę dojechać w jeden dzień (myślę, że te siedem km bym jakoś dokręcił) :-)

Na Ukrainę nie jest wcale tak daleko© djk71
Kadencja: 83
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans337.76 km
W terenie30.00 km
Czas w ruchu14:27
Vśrednia23.37 km/h
VMAX42.15 km/h
300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)
300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)
Od dawna chodziło mi po głowie przejechanie 300km, niestety zawsze było coś. A to pogoda, a to brak czasu... W końcu miałem nadzieję na zrobienie tego na tegorocznym Grassorze - jak to się skończyło, sami wiecie.
Wracałem z Grassora z jedną myślą... zrobię to jeszcze w tym roku. Rzut oka na kalendarz i... nie ma kiedy... W grę wchodził tylko ten weekend. Do tego sobota w ostatniej chwili też została wyłączona więc... niedziela. Mało czasu na przygotowanie trasy, na wszystko. Rzucam temat Amidze, a ten... od razu podchwytuje pomysł. A więc jedziemy.
Jako, że Darek wybiera Gianta, to postanawiam zmienić opony, bo 2,2 - 2,3 z mocnym bieżnikiem to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie na taką trasę. Zmienione są znacznie cieńsze, co budzi we mnie spore obawy. Zobaczymy.
Ruszamy tuż po północy. Ubrani na krótko, bo noc ma być ciepła.
woj. śląskie
W Brynku rzut oka, czy pałac jest w nocy podświetlony. Jest ale średnio, większe wrażenie robi na nas stojąca na trawniku i przyglądająca się z zaciekawieniem sarenka :-)
Chwilę potem wymuszona przerwa, bo licznik mówi, że bateria rozładowana. Zwykle wożę dodatkową pastylkę z sobą, ale na Bike Oriencie torba tak przemokła, że ją opróżniłem i nie włożyłem ponownie baterii ;-( Ale od czego jest pulsometr... od tego żeby być dawcą :-) Nie wiem, czy to do końca mądre, ale dziś bardziej chcę widzieć co jest na liczniku, niż to, czy już umieram ;-)
Kolejna przerwa w Lublińcu. Pusto, ale nic dziwnego, taka pora.
Po chwili docierają jacyś zbłąkani imprezowicze, przybijamy piątki i jedziemy dalej.
woj. opolskie
Za Ciasną mieliśmy odbić na Krzepice, ale dochodzimy do wniosku, że kiedy tam dotrzemy będzie ciemno, a to miejsce chcieliśmy odwiedzić za dnia. Korekta planów i jedziemy najpierw do Olesna. Tam chcę zobaczyć kościół św. Anny. Szkoda, że możemy go zobaczyć tylko z zewnątrz, ale i tak robi wrażenie. Formę budowli, można przyrównać do róży - pięć kaplic to płatki, a wspomniany korytarz to łodyga.
Efekt niesamowity. Na pewno to wrócę, żeby zobaczyć wnętrze kościoła.
Kierunek Kluczbork. Zaczyna świtać kiedy docieramy do Chocianowic. Tu pięknie zagospodarowana posesja z dwoma sąsiadującymi kościołami. Nowym i starym.
A między nimi tablica upamiętniająca ofiary wojny.
Chwilę później w drodze do Kluczborka zaskakuje mnie widok... powozu....
I niech ktoś jeszcze mi powie, że trzymanie roweru w domu jest dziwne... ;)
W Kluczborku trafiamy przypadkowo na miejsce, gdzie w latach 1928-39 był cmentarz żydowski, a obecnie znajduje się cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tu ponoć 6278 sołdatów.
W większości bezimiennych.
Tylko na niektórych grobach widać nazwiska.
100km za nami.
Krótki postój na pustym jeszcze rynku...Sklepy pozamykane, nic dziwnego, dopiero wpół do szóstej.
Jedziemy dalej. Do tej pory, póki było ciemno nawet krajówkami, głownie DK11, jechało się całkiem przyjemnie. Teraz ruch wzmógł się na tyle, że kiedy tylko trafia się sposobność uciekamy z głównej drogi. Do tego obaj zaczynamy czuć się senni. To wstające słońce i nieprzespana noc zaczynają dawać znać o sobie.
Wjeżdżamy do Byczyny. Małe miasteczko o ciekawej zabudowie, z wschodnie strony brama polska, z zachodniej brama niemiecka. Tu zaczynamy czuć zapach świeżego pieczywa. Z nosami ku górze próbujemy namierzyć piekarnię. Bezskutecznie.
Trudno wybieramy Żabkę. Pieczywa świeżego brak więc na śniadanie mamy: kabanosy z Seven Days'em i Colą :-)
woj. łódzkie
Za Bolesławcem trafiamy na stary młyn. Chwila na fotki.
woj. wielkopolskie
Wjeżdżając do Donaborowa zastanawiamy się czy kolumna jest marmurowa, czy to tylko taka imitacja. Zakładamy, że imitacja.
Bardziej od kościółka wrażenie robi jego otoczenie.
Ciekawe rzeczy można tu znaleźć.
Trudno choć chwilę się nie zamyślić...
Myślałem, że to miejsce będzie mi się kojarzyło z klimatami kościelnymi, a jednak nie... Królują tu... fabryki mebli. Chyba Dobrodzień powinien zacząć się bać.
Po chwili docieramy na Rynek w Kępnie. Tu też jeszcze pusto choć już wpół do dziewiątej. Mamy w nogach już 153 km, czyli połowa trasy. Choć jeszcze wcześnie już zaczyna być ciepło.
Łabędzie też się pluskają.
Dużo ich tu...
Trzeba powoli zmienić kierunek na powrotny.
woj. łódzkie
Wieruszów i stojący tam samolot. Ponoć został tu sprowadzony na 600-lecie miasta. Kiedyś działała w nim kawiarnia, teraz chyba nie pełni żadnej roli.
Rzut oka na klasztor Paulinów, ale niestety akurat zaczyna się msza, więc nici ze zwiedzania.
Po drodze intrygujące (przynajmniej dla nas) tablice informacyjne.
W Parcicach ruiny dworku. Bardzo zaniedbane i chyba nic już tego miejsca nie uratuje.
Kolejny kawałek drogi bardzo nas zmęczy. W końcu udaje nam się dotrzeć do miasta gdzie rozpoczęła się II Wojna Światowa.
W Wieluniu czas na dłuższą przerwę, choć znalezienie miejsca, gdzie można coś zjeść nie jest proste.
Jest jedenasta i mamy za sobą 200km, czyli 2/3 drogi. Po pysznym obiadku (potrzebowaliśmy czegoś co nie będzie słodkie) ruszamy w dalszą podróż.
woj. opolskie
Jak się szybko okaże nie był to najlepszy pomysł. Jedzonko jeszcze się nie ułożyło i jedzie się ciężko. Do tego ogarnia mnie senność Zatrzymuję się w lesie i siadam w rowie. Po chwili podkładam pod głowę plecak i... zasypiam. Budzę się ponoć po 3 minutach i... jestem wyspany. Można jechać dalej. Słońce nie pomaga, grzeje jak diabli.
W Dalachowie zaliczamy dodatkowe cztery kilometry, bo wydawało nam się, że wyjechaliśmy w innym miejscu.
woj. śląskie
W Krzepicach chcemy zobaczyć unikatowy cmentarz żydowski.
I rzeczywiście warto... ponad 400 żeliwnych macew robi wrażenie.
Są też oczywiście macewy kamienne.
Ogólnie całość jest niesamowita. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1740 roku, najmłodszy z 1946.
Nieopodal znajdują się ruiny klasycystycznej synagogi...
Licznik wskazuje 250km. Zielonym szlakiem rowerowym kierujemy się w kierunku Kochcic. Po drodze krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Chwila odpoczynku przydała się bo zebraliśmy trochę sił, a szlak teraz częściowo wiedzie po piaskach, które pewnie na zwykłych oponach dałoby się przejechać, na tych jest gorzej, ale dajemy radę.
W Zborowskim zatrzymujemy się na chwilę przy zniszczonym budynku dawnej fabryki fajek glinianych. Co ciekawe pierwsi robotnicy zostali tu sprowadzeni aż z Goudy w Holandii. Niestety teraz fajczarnia niszczeje.
Krótki postój przy pałacu Ballestrema w Kochcicach, gdzie obecnie mieści się oddział piekarskiego szpitala chirurgii urazowej.
Jadąc dalej mijamy wyremontowaną wieżę ciśnień, muszę zrobić zdjęcie :-)
Kolejnym i ostatnim już dziś punktem trasy jest zespół pałacowo-parkowy w Koszęcinie, obecnie siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.
Na liczniku mamy 300km! Cel osiągnięty.
Od jakiegoś czasu mamy wielką ochotę zjeść coś konkretnego, ale nie jest nam to dane. Nie chcemy tracić czasu na siadanie w restauracji więc szukamy czegoś w stylu: hot-dog, kebab... Niestety nie jest nam to dane. W Kaletach również zamknięte. Trudno damy radę.
Znaną drogą docieramy do Tarnowskich Gór i stąd już najprostszą trasą do domu. Coraz częściej na stojąco :-)
O 21:00 meldujemy się w domu, licznik wskazuje 337,76km przejechane w ciągu 21 godzin, w tym czystej jazdy 14,5h.
Zmęczeni, ale zadowoleni. Upał dał mocno w kość, ale spodziewałem się, że będzie trudniej, co nie znaczy oczywiście, że nie było trudno ;-) Udało się zobaczyć po drodze mnóstwo ciekawych rzeczy, choć zdajemy sobie sprawę, że jeszcze więcej pominęliśmy. Nie sposób niestety było zatrzymywać się wszędzie, ani tym bardziej zbaczać z trasy. Next time... :-)
Dzięki Amiga za towarzystwo i wsparcie na trasie. Czas odpocząć i... wyznaczyć nowy cel :-)
Kadencja: 82
Od dawna chodziło mi po głowie przejechanie 300km, niestety zawsze było coś. A to pogoda, a to brak czasu... W końcu miałem nadzieję na zrobienie tego na tegorocznym Grassorze - jak to się skończyło, sami wiecie.
Wracałem z Grassora z jedną myślą... zrobię to jeszcze w tym roku. Rzut oka na kalendarz i... nie ma kiedy... W grę wchodził tylko ten weekend. Do tego sobota w ostatniej chwili też została wyłączona więc... niedziela. Mało czasu na przygotowanie trasy, na wszystko. Rzucam temat Amidze, a ten... od razu podchwytuje pomysł. A więc jedziemy.
Jako, że Darek wybiera Gianta, to postanawiam zmienić opony, bo 2,2 - 2,3 z mocnym bieżnikiem to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie na taką trasę. Zmienione są znacznie cieńsze, co budzi we mnie spore obawy. Zobaczymy.
Ruszamy tuż po północy. Ubrani na krótko, bo noc ma być ciepła.
woj. śląskie
W Brynku rzut oka, czy pałac jest w nocy podświetlony. Jest ale średnio, większe wrażenie robi na nas stojąca na trawniku i przyglądająca się z zaciekawieniem sarenka :-)
Chwilę potem wymuszona przerwa, bo licznik mówi, że bateria rozładowana. Zwykle wożę dodatkową pastylkę z sobą, ale na Bike Oriencie torba tak przemokła, że ją opróżniłem i nie włożyłem ponownie baterii ;-( Ale od czego jest pulsometr... od tego żeby być dawcą :-) Nie wiem, czy to do końca mądre, ale dziś bardziej chcę widzieć co jest na liczniku, niż to, czy już umieram ;-)
Kolejna przerwa w Lublińcu. Pusto, ale nic dziwnego, taka pora.

Noc w Lublińcu© djk71
Po chwili docierają jacyś zbłąkani imprezowicze, przybijamy piątki i jedziemy dalej.
woj. opolskie
Za Ciasną mieliśmy odbić na Krzepice, ale dochodzimy do wniosku, że kiedy tam dotrzemy będzie ciemno, a to miejsce chcieliśmy odwiedzić za dnia. Korekta planów i jedziemy najpierw do Olesna. Tam chcę zobaczyć kościół św. Anny. Szkoda, że możemy go zobaczyć tylko z zewnątrz, ale i tak robi wrażenie. Formę budowli, można przyrównać do róży - pięć kaplic to płatki, a wspomniany korytarz to łodyga.

Na zdjęciu nie widać jaki jest piękny© djk71
Efekt niesamowity. Na pewno to wrócę, żeby zobaczyć wnętrze kościoła.
Kierunek Kluczbork. Zaczyna świtać kiedy docieramy do Chocianowic. Tu pięknie zagospodarowana posesja z dwoma sąsiadującymi kościołami. Nowym i starym.

Nowy kościół© djk71
A między nimi tablica upamiętniająca ofiary wojny.

Między kościołami© djk71
Chwilę później w drodze do Kluczborka zaskakuje mnie widok... powozu....

Powóz na balkonie? A kto mi zabroni?© djk71
I niech ktoś jeszcze mi powie, że trzymanie roweru w domu jest dziwne... ;)
W Kluczborku trafiamy przypadkowo na miejsce, gdzie w latach 1928-39 był cmentarz żydowski, a obecnie znajduje się cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tu ponoć 6278 sołdatów.

Cmentarz żołnierzy radzieckich© djk71
W większości bezimiennych.

Tylko numerki© djk71
Tylko na niektórych grobach widać nazwiska.

Nieliczne nazwiska© djk71
100km za nami.
Krótki postój na pustym jeszcze rynku...Sklepy pozamykane, nic dziwnego, dopiero wpół do szóstej.
Jedziemy dalej. Do tej pory, póki było ciemno nawet krajówkami, głownie DK11, jechało się całkiem przyjemnie. Teraz ruch wzmógł się na tyle, że kiedy tylko trafia się sposobność uciekamy z głównej drogi. Do tego obaj zaczynamy czuć się senni. To wstające słońce i nieprzespana noc zaczynają dawać znać o sobie.
Wjeżdżamy do Byczyny. Małe miasteczko o ciekawej zabudowie, z wschodnie strony brama polska, z zachodniej brama niemiecka. Tu zaczynamy czuć zapach świeżego pieczywa. Z nosami ku górze próbujemy namierzyć piekarnię. Bezskutecznie.

W Byczynie© djk71
Trudno wybieramy Żabkę. Pieczywa świeżego brak więc na śniadanie mamy: kabanosy z Seven Days'em i Colą :-)
woj. łódzkie
Za Bolesławcem trafiamy na stary młyn. Chwila na fotki.

Koło młyńskie© djk71
woj. wielkopolskie
Wjeżdżając do Donaborowa zastanawiamy się czy kolumna jest marmurowa, czy to tylko taka imitacja. Zakładamy, że imitacja.

Marmur, czy imitacja?© djk71
Bardziej od kościółka wrażenie robi jego otoczenie.

Przechodniu© djk71
Ciekawe rzeczy można tu znaleźć.

Drzewo mówi© djk71
Trudno choć chwilę się nie zamyślić...

Skłania do refleksji© djk71
Myślałem, że to miejsce będzie mi się kojarzyło z klimatami kościelnymi, a jednak nie... Królują tu... fabryki mebli. Chyba Dobrodzień powinien zacząć się bać.
Po chwili docieramy na Rynek w Kępnie. Tu też jeszcze pusto choć już wpół do dziewiątej. Mamy w nogach już 153 km, czyli połowa trasy. Choć jeszcze wcześnie już zaczyna być ciepło.

Ciepło się robi© djk71
Łabędzie też się pluskają.

Łabędzie się chłodzą© djk71
Dużo ich tu...

Herb Kępna© djk71
Trzeba powoli zmienić kierunek na powrotny.
woj. łódzkie
Wieruszów i stojący tam samolot. Ponoć został tu sprowadzony na 600-lecie miasta. Kiedyś działała w nim kawiarnia, teraz chyba nie pełni żadnej roli.

Samolot w Wieruszowie© djk71
Rzut oka na klasztor Paulinów, ale niestety akurat zaczyna się msza, więc nici ze zwiedzania.

Klasztor Paulinów© djk71
Po drodze intrygujące (przynajmniej dla nas) tablice informacyjne.

Trasy orienteringowe?© djk71
W Parcicach ruiny dworku. Bardzo zaniedbane i chyba nic już tego miejsca nie uratuje.

Ruiny w Parcicach© djk71

Ruiny z innej strony© djk71
Kolejny kawałek drogi bardzo nas zmęczy. W końcu udaje nam się dotrzeć do miasta gdzie rozpoczęła się II Wojna Światowa.

Nie wszyscy o tym wiedzą© djk71
W Wieluniu czas na dłuższą przerwę, choć znalezienie miejsca, gdzie można coś zjeść nie jest proste.

Wieluński Rynek© djk71
Jest jedenasta i mamy za sobą 200km, czyli 2/3 drogi. Po pysznym obiadku (potrzebowaliśmy czegoś co nie będzie słodkie) ruszamy w dalszą podróż.
woj. opolskie
Jak się szybko okaże nie był to najlepszy pomysł. Jedzonko jeszcze się nie ułożyło i jedzie się ciężko. Do tego ogarnia mnie senność Zatrzymuję się w lesie i siadam w rowie. Po chwili podkładam pod głowę plecak i... zasypiam. Budzę się ponoć po 3 minutach i... jestem wyspany. Można jechać dalej. Słońce nie pomaga, grzeje jak diabli.
W Dalachowie zaliczamy dodatkowe cztery kilometry, bo wydawało nam się, że wyjechaliśmy w innym miejscu.
woj. śląskie
W Krzepicach chcemy zobaczyć unikatowy cmentarz żydowski.

Cmentarz żydowski w Krzepicach© djk71
I rzeczywiście warto... ponad 400 żeliwnych macew robi wrażenie.

Cmentarz żydowski w Krzepicach© djk71

Niesamowite macewy© djk71
Są też oczywiście macewy kamienne.

Te kamienne też© djk71
Ogólnie całość jest niesamowita. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1740 roku, najmłodszy z 1946.

Piękne© djk71
Nieopodal znajdują się ruiny klasycystycznej synagogi...

Ruiny synagogi© djk71
Licznik wskazuje 250km. Zielonym szlakiem rowerowym kierujemy się w kierunku Kochcic. Po drodze krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Chwila odpoczynku przydała się bo zebraliśmy trochę sił, a szlak teraz częściowo wiedzie po piaskach, które pewnie na zwykłych oponach dałoby się przejechać, na tych jest gorzej, ale dajemy radę.
W Zborowskim zatrzymujemy się na chwilę przy zniszczonym budynku dawnej fabryki fajek glinianych. Co ciekawe pierwsi robotnicy zostali tu sprowadzeni aż z Goudy w Holandii. Niestety teraz fajczarnia niszczeje.

Fajczarnia© djk71

Pyk, pyk, pyk fajeczkę© djk71
Krótki postój przy pałacu Ballestrema w Kochcicach, gdzie obecnie mieści się oddział piekarskiego szpitala chirurgii urazowej.

Kochcicki pałac© djk71
Jadąc dalej mijamy wyremontowaną wieżę ciśnień, muszę zrobić zdjęcie :-)

Wieża ciśnień w Lublińcu© djk71
Kolejnym i ostatnim już dziś punktem trasy jest zespół pałacowo-parkowy w Koszęcinie, obecnie siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.

Siedziba zespołu Śląsk© djk71
Na liczniku mamy 300km! Cel osiągnięty.
Od jakiegoś czasu mamy wielką ochotę zjeść coś konkretnego, ale nie jest nam to dane. Nie chcemy tracić czasu na siadanie w restauracji więc szukamy czegoś w stylu: hot-dog, kebab... Niestety nie jest nam to dane. W Kaletach również zamknięte. Trudno damy radę.
Znaną drogą docieramy do Tarnowskich Gór i stąd już najprostszą trasą do domu. Coraz częściej na stojąco :-)
O 21:00 meldujemy się w domu, licznik wskazuje 337,76km przejechane w ciągu 21 godzin, w tym czystej jazdy 14,5h.
Zmęczeni, ale zadowoleni. Upał dał mocno w kość, ale spodziewałem się, że będzie trudniej, co nie znaczy oczywiście, że nie było trudno ;-) Udało się zobaczyć po drodze mnóstwo ciekawych rzeczy, choć zdajemy sobie sprawę, że jeszcze więcej pominęliśmy. Nie sposób niestety było zatrzymywać się wszędzie, ani tym bardziej zbaczać z trasy. Next time... :-)
Dzięki Amiga za towarzystwo i wsparcie na trasie. Czas odpocząć i... wyznaczyć nowy cel :-)
Kadencja: 82
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans6.90 km
W terenie1.00 km
Czas w ruchu00:20
Vśrednia20.70 km/h
VMAX31.98 km/h
Mała zmiana
Mała zmiana
Krótki test przed jutrem. Dziwnie. Nie jestem przekonany. Zobaczymy jutro...
Kadencja: 75
Krótki test przed jutrem. Dziwnie. Nie jestem przekonany. Zobaczymy jutro...

Dziwnie jakoś© djk71
Kadencja: 75
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans40.05 km
Czas w ruchu01:29
Vśrednia27.00 km/h
VMAX44.68 km/h
O poranku
O poranku
O poranku, ale późniejszym niż niegdyś to bywało. Z rana, aby uciec przed upałem.
Stosunkowo mały ruch. Fajnie się jedzie, choć słońce już daje w kość. Ciekawe jak będzie jutro...
Kadencja: 84
O poranku, ale późniejszym niż niegdyś to bywało. Z rana, aby uciec przed upałem.
Stosunkowo mały ruch. Fajnie się jedzie, choć słońce już daje w kość. Ciekawe jak będzie jutro...

Przedłużona Handlowa© djk71
Kadencja: 84