Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2019
Dystans całkowity: | 522.57 km (w terenie 5.50 km; 1.05%) |
Czas w ruchu: | 38:47 |
Średnia prędkość: | 14.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.12 km/h |
Suma podjazdów: | 3280 m |
Maks. tętno maksymalne: | 195 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 182 (89 %) |
Suma kalorii: | 21867 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 21.77 km i 1h 26m |
Więcej statystyk |
AktywnośćBieganie
Dystans3.40 km
Czas w ruchu00:20
Vśrednia5:52 min/km
VMAX4:54 min/km
Tętnośr.167
TętnoMAX183
Kalorie 268 kcal
Krótko na bieżni z Boratem
Krótko po pracy w Cinema Kardio. Dziś z Boratem. Wciąż nie jest to mój ulubiony film. Trafiłem na końcówkę ale i tak mnie zmęczył. Nie wiem co bardziej. Ten krótki bieg, czy film.
Podsumowanie maja:
- 20 aktywności, w tym:
- 15 x bieganie - 95,76 km (najdłuższy dystans 14,30 km)
- 7 x rower - 417,96 km (najdłuższy dystans 105,75 km)
- 1 x pływanie - 0,55 km
- 3 x siłownia - 1:36:53 h
Razem: 514,27 km Wrócił choć trochę rower. Ogólnie jestem zadowolony, że regularnie biegam.
Podsumowanie maja:
- 20 aktywności, w tym:
- 15 x bieganie - 95,76 km (najdłuższy dystans 14,30 km)
- 7 x rower - 417,96 km (najdłuższy dystans 105,75 km)
- 1 x pływanie - 0,55 km
- 3 x siłownia - 1:36:53 h
Razem: 514,27 km Wrócił choć trochę rower. Ogólnie jestem zadowolony, że regularnie biegam.
AktywnośćPływanie
Dystans0.55 km
Czas w ruchu00:25
Vśrednia1.32 km/h
VMAX5.40 km/h
Kalorie 193 kcal
Poranny basen - kolejny powrót
Dziś przymusowy urlop. Jako, że przedpołudnie wolne to postanowiłem pójść na basen. Nie pływałem od kilku miesięcy.
Kilka minut po ósmej na torach pustka. Jak zwykle walka o przetrwanie, choć miałem wrażenie, że trochę większy luz psychiczny.
Garmin chyba wyliczył więcej metrów niż było w rzeczywistości, ale nie liczyłem więc się nie będę z nim kłócił.
Kilka minut po ósmej na torach pustka. Jak zwykle walka o przetrwanie, choć miałem wrażenie, że trochę większy luz psychiczny.
Garmin chyba wyliczył więcej metrów niż było w rzeczywistości, ale nie liczyłem więc się nie będę z nim kłócił.
AktywnośćBieganie
Dystans5.35 km
Czas w ruchu00:32
Vśrednia5:58 min/km
VMAX4:01 min/km
Interwały na bieżni
Trochę interwałów na bieżni w Cinema Kardio. Film (Twarz Anioła) niestety mnie nie wciągnął, ale to może dlatego, że trafiłem na końcówkę, potem napisy, a potem początek :-)
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans86.70 km
Czas w ruchu05:13
Vśrednia16.62 km/h
VMAX54.12 km/h
Podjazdy935 m
Rekonesans trasy na Jurze cd.
Walcząc wczoraj na Orient Akcji wiedziałem jedno - w niedzielę nigdzie nie jadę. Tak było do wieczora, potem krótka rozmowa z Amigą i plany się zmieniły. We wtorek objechaliśmy cześć trasy na firmowy wyjazd, ale deszcz nad wygonił z Rabsztyna do domu. Trzeba dokończyć objazd. Na popołudnie co prawda zapowiedziane opady, ale do objechania stosunkowo krótki odcinek trasy. Jakieś 40-45 km. Darek co prawda sugeruje przejechanie tego w dwie strony, ale na to się nie piszę.
Wstaję znów wcześnie i o szóstej ruszam do Zabrza na dworzec.
Pociąg przyjeżdża punktualnie dojeżdżam do Katowic i przesiadam się na pociąg do Olkusza.
Po chwili dociera Darek. Ruszamy i pociąg staje na pół godziny w Szopienicach. Jest okazja pozwiedzać pociąg :)
Miłe udogodnienia.
Do Olkusza przyjeżdżamy z opóźnieniem. Zdążyłem zgłodnieć, marzę o espresso i drożdżówce. Pamiętam, że blisko dworca były chyba jakieś cukiernie, niestety wszystko jest zamknięte :(
Jedziemy do Rabsztyna.
Ciepło, są podjazdy, ale też i zjazdy.
Super trasy po drodze.
Niby widoki skał nie są nam obce, ale ich widok wciąż nas cieszy.
Podjeżdżamy na punkt widokowy na Pustynię Błędowską.
Trzeba było wybrać, czy taki gdzie można pochodzić po piasku, czy taki gdzie dobrze widać. Wybieramy drugą opcję, tym bardziej, że jest bardziej po drodze.
Lubię ten widok.
Po wyjeździe trafiamy na ruchliwą drogę. Szybko z niej uciekamy. Za to gratis znów podjazdy.
Koło miejsca pamięci AK skręcamy w las. Niestety droga pełna piachu.
Wycofujemy się. Wiemy, że i tak nas zabiją za trasę, ale może dzięki tej zmianie wybiorą łagodną śmierć
Jedziemy dalej.
Jest pięknie, choć momentami mam dość. Wczorajszy dzień dał mi w kość.
Docieramy do Ogrodzieńca.
Darek kontroluje cały czas trasę.
Szukamy miejsca żeby coś zjeść. Albo nie ma miejsca na rowery, albo nie wygląda zachęcająco. W końcu wybierany knajpę. Reklama zachęca, ale powinien zastanowić brak ludzi.
Mimo to wchodzimy. Zamawiany obiad. Jest dobry bo.... Jest. I tyle w temacie.
Jeszcze tylko kawa i trzeba jechać....

Jeszcze rzut oka na ruiny zamku.
Nie podjeżdżamy bliżej, bo tłok.
I znów w drodze.
Po drodze rzut oka na źródła Czarnej Przemszy.
I ostatni odcinek.

A może odpocząć?

Nie, jedziemy.

Żeby nie było za mało ruin....

Po drodze kolejny podjazd, ale w nagrodę widok na piękny okiennik.

Jest też śliczne sanktuarium.
I kilka kilometrów później docieramy do Morska.

Chwila przerwy i ruszamy do Zawiercia.

Kupujemy bilety na pociąg i mamy prawie godzinę czasu. Krótki objazd okolicy w poszukiwaniu kawiarni, ale albo nic nie ma, albo nie ma miejsc. Wracamy na dworzec i siadamy w ogródku tutejszej restauracji.
Kelnerka sugeruje ciasto i... Ma rację. Czekałem na to od rana.

Jeszcze tylko powrót z Zabrza do domu. Jestem zmęczony.
Zmęczony i zadowolony. Myślałem, że nie dam rady, ale dałem.
Udany dzień za mną. Udany tydzień.
Wstaję znów wcześnie i o szóstej ruszam do Zabrza na dworzec.

O poranku© djk71
Pociąg przyjeżdża punktualnie dojeżdżam do Katowic i przesiadam się na pociąg do Olkusza.

Rower jeszcze samotny© djk71
Po chwili dociera Darek. Ruszamy i pociąg staje na pół godziny w Szopienicach. Jest okazja pozwiedzać pociąg :)

I co by tu zepsuć?© djk71
Miłe udogodnienia.

Nowe wkracza do pociągów© djk71
Do Olkusza przyjeżdżamy z opóźnieniem. Zdążyłem zgłodnieć, marzę o espresso i drożdżówce. Pamiętam, że blisko dworca były chyba jakieś cukiernie, niestety wszystko jest zamknięte :(
Jedziemy do Rabsztyna.

Rabsztyn w remoncie© djk71
Ciepło, są podjazdy, ale też i zjazdy.

Piękny zjazd przed nami© djk71
Super trasy po drodze.

Aż chce się jechać© djk71
Niby widoki skał nie są nam obce, ale ich widok wciąż nas cieszy.

Skałek dziś było wiele© djk71
Podjeżdżamy na punkt widokowy na Pustynię Błędowską.
Trzeba było wybrać, czy taki gdzie można pochodzić po piasku, czy taki gdzie dobrze widać. Wybieramy drugą opcję, tym bardziej, że jest bardziej po drodze.

Przed nami pustynia© djk71
Lubię ten widok.

Nie ma, nie ma wody na pustyni...© djk71
Po wyjeździe trafiamy na ruchliwą drogę. Szybko z niej uciekamy. Za to gratis znów podjazdy.

Zjazd to czy podjazd?© djk71
Koło miejsca pamięci AK skręcamy w las. Niestety droga pełna piachu.

Miejsce pamięci© djk71
Wycofujemy się. Wiemy, że i tak nas zabiją za trasę, ale może dzięki tej zmianie wybiorą łagodną śmierć

I kolejna piękna droga© djk71
Jedziemy dalej.

I jeszce jedna droga© djk71
Jest pięknie, choć momentami mam dość. Wczorajszy dzień dał mi w kość.

Widoki piękne© djk71
Docieramy do Ogrodzieńca.

Wielbłąd?© djk71
Darek kontroluje cały czas trasę.

I gdzie teraz?© djk71
Szukamy miejsca żeby coś zjeść. Albo nie ma miejsca na rowery, albo nie wygląda zachęcająco. W końcu wybierany knajpę. Reklama zachęca, ale powinien zastanowić brak ludzi.
Mimo to wchodzimy. Zamawiany obiad. Jest dobry bo.... Jest. I tyle w temacie.
Jeszcze tylko kawa i trzeba jechać....

Kawa po polsku© djk71
Jeszcze rzut oka na ruiny zamku.

Ogrodzieniec© djk71
Nie podjeżdżamy bliżej, bo tłok.

Tylko ludzi za dużo© djk71
I znów w drodze.

Uciekamy od ludzi© djk71
Po drodze rzut oka na źródła Czarnej Przemszy.

Źródła Czarnej Przemszy© djk71

Zbiornik przy źródłach© djk71
I ostatni odcinek.

I znów droga, skała....© djk71
A może odpocząć?

Ciekawa wiata© djk71
Nie, jedziemy.

Były już skały dziś?© djk71
Żeby nie było za mało ruin....

Miały być ruiny to i są© djk71
Po drodze kolejny podjazd, ale w nagrodę widok na piękny okiennik.

Piękny okiennik© djk71
Jest też śliczne sanktuarium.

Śliczne sanktuarium© djk71

Zamek Bąkowiec© djk71
Chwila przerwy i ruszamy do Zawiercia.

Podjazd na koniec© djk71
Kupujemy bilety na pociąg i mamy prawie godzinę czasu. Krótki objazd okolicy w poszukiwaniu kawiarni, ale albo nic nie ma, albo nie ma miejsc. Wracamy na dworzec i siadamy w ogródku tutejszej restauracji.
Kelnerka sugeruje ciasto i... Ma rację. Czekałem na to od rana.

Ech Marlenka...© djk71
Jeszcze tylko powrót z Zabrza do domu. Jestem zmęczony.
Zmęczony i zadowolony. Myślałem, że nie dam rady, ale dałem.
Udany dzień za mną. Udany tydzień.
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans80.30 km
Czas w ruchu04:45
Vśrednia16.91 km/h
VMAX43.92 km/h
Podjazdy317 m
Orient Akcja
Kolejna edycja Orient Akcji.

Od początku roku w planach, ale wiem jak moje plany wychodzą więc i teraz się nie nastawiałem zbytnio. Ostatecznie okazuje się, że jadę. Wstaję wcześnie, tak żeby o szóstej wyjechać i mieć sporo czasu przed startem. Zapominam dokumentów, powrót do domu. Na "jedynce" przebudowa drogi, po jednym pasie w każdą stronę. Ostatecznie docieram do bazy tak, że idealnie zdążam się przygotować, przebrać, odebrać numer startowy i bony na jedzenie.

Zdjęcie by Renata :-)
Rower gotowy.

Jest też chwila żeby zamienić choć po kilka słów ze znajomymi, których tu nie brakuje. Na dłuższe rozmowy nie ma czasu, na testową przejażdżkę też nie, a szkoda, bo przynajmniej bym ogarnął położenie dróg obok bazy.
Start
Ustawiamy się na starcie (bez rowerów). Sporo rowerzystów. Za chwilę na ziemi przed każdym z zawodnikiem położona zostanie mapa.

Będziemy mogli ją zobaczyć dopiero na hasło, równocześnie. Mapa A3 w skali 1:60 000. Zaznaczone są 24 punkty kontrolne. Ci którzy zaliczą od 1 do 13 (dowolnych spośród wszystkich) będą klasyfikowani na trasie Mega, ci którzy znajdą 14 i więcej na trasie Giga.
Jeszcze rano nie byłem pewien, którą trasę będę próbował przejechać. Czy komplet (ok. 120 km), czy tylko krótszą wersję (ok. 60 km). Limit czasu 8:30h. Kiedy tu przyjechałem już podjąłem decyzję - dziś tylko Mega. Za mało jeżdżę żeby się porywać na całość.

Odwracamy mapy. Rysuję trasę.

Zdjęcie by Xzibi Aries :)
Jak zawsze łatwo nie jest. Wybieram punkty z dolnej części mapy. Przyjrzyjcie się opisom punktów - da się? Da. A nie tak jak czasem: drzewo, drzewo, ścieżka, drzewo, ścieżka, koniec ścieżki, drzewo... Tu aż się chce szukać :-)
Ruszam.

Zdjęcie by Renata :-)
PK 10 - przy norze
Pierwszy miał być punkt piąty ale jakoś dziwnie spojrzałem na kompas i wyjechałem nie tą droga, którą chciałem. Kręcę i próbuję się zorientować gdzie jadę. Na dziesiątkę. Nie jest źle, bo tym punktem chciałem zakończyć, najwyżej pojadę w odwrotnym kierunku. Przede mną kilka osób. Zatrzymuję się z nimi zaczynamy szukać punktu. Nie ma. Coś jest nie tak. Cofam się i jeszcze raz mierzę. Niby dobrze. Po chwili okazuje się, że miejsce od którego mierzyłem, to nie to, o którym myślałem. Punkt jest dalej. Dojeżdżam i inni zawodnicy wskazuję mi kierunek. Super. Wtopa na dzień dobry.
PK 8 - wyrobisko
Próbuję nadgonić czas. Wyprzedzam chłopaków, których spotkałem na dojeździe do poprzedniego punktu. I tak wybierają inną drogę. Po chwili znów się mijamy, na punkcie jednak jestem pierwszy mimo, że trochę go przestrzeliłem.
PK 11 - zachodnia krawędź cmentarza
Wyjeżdżam na asfalt. Albo jestem taki słaby, albo wieje. Do tego świeci słońce. Wiem, że niektórzy się z niego cieszą, ja nie lubię. Odmierzam odległość i wjeżdżam... w złą przecinkę. Zawracam i znów muszę się cofnąć. Dojeżdżam do cmentarza i lewdo go zauważam. Do raczej pozostałości cmentarza. Jest punkt.


PK 4 - południowy skraj wrzosowej polanki
W drodze do kolejnego punktu kolega, z którym spotkaliśmy się na cmentarzu zawraca. Spadł mu mapnik, nawet się nie zatrzymuję, nie mam ani zipów, ani taśmy, nie bardzo byłbym tym razem pomocny. Trzeba pamiętać żeby uzupełnić narzędzia na przyszłość.
Spotykamy się przy punkcie.
PK 9 - pod hubą (kikut drzewa)
Droga na dziewiątkę nieco zagmatwana na mapie, ale okazuje się, że do punktu trafiam bezbłędnie, zaliczając po drodze kilka mostków.



PK 24 - zbocze nad rozlewiskiem
Wybieram dojazd asfaltem. Potem droga obok lokalnego boiska.


I ciekawe drzewa obok jeziorka.

Rozlewisko dość spore, ale tym razem dobrze odmierzam, choć kolega jadący z przeciwka upiera się, że też odmierzył dobrze i szuka kawałek dalej. Punkt jednak jest tam gdzie stanąłem. Tak na prawdę o pomyłkę jednak nie trudno. Na mapie różnica 1 milimetra to w terenie 60 metrów, a szukając w krzakach to już jest co chodzić :-)
PK 3 - wał
Jadę znów lekko dookoła, ale dziś zdecydowanie bardziej wolę asfalt. Coś nie mam siły. Punkt prosty więc szybko podbity.
PK 1 - przy słupku w wyrobisku
Zgodnie z prognozami zaciemniło się i zaczyna kropić. Zakładam kurtkę. Walczę z piachem deszczykiem, i mierzeniem odległości.

Pomierzyłem dobrze i... przejechałem. Mistrz. Wracam. Oczywiście jest ścieżka i jest punkt. Za mną już (albo dopiero) ponad 40 km, a ja czuję potworne. Źle się czuję. Ciężko mi się kręci. Spróbuję jednak zaliczyć kolejne punkty.
PK 13 - brzeg bagna
Deszcz tylko postraszył i szybko zniknął. Do punktu dojeżdżam tym razem bez problemu. Podchodzę jednak ostrożnie, pamiętam już bagna z innych zawodów i... potrafią postraszyć... Pięknie tu.


PK 19 - wykrot nad strumykiem
Wybieram inny wariant dojazdu niż początkowo planowałem i coraz bardziej mam dość terenu. Zero kondycji. Mijam punkt, docieram do asfaltu i odmierzam odległość. Nie ma. Cofam się choć to niezgodne z odległością. Oczywiście punktu nie ma. Jeszcze raz patrzę na mapę i... przecież punkt jest na łuku strumyka. Czyli tam gdzie wymierzyłem. Oczywiście jest :-) Brawo Kawecki! Nie ma jak sobie nie wierzyć.

PK 21 - skarpa nad zachodnim brzegiem wyrobiska
Po drodze muszę się zatrzymać. Boli mnie głowa. Czuję nudności. Fatalnie. Chwili przerwy i ruszam dalej. Przed punktem piaskowy podjazd. Wprowadzam rower. Punkt zaliczony.

PK 23 - brzeg jeziorka
Jeszcze dwa punkty. Najchętniej bym już wrócił do bazy, ale spróbuję.
Trafiam na kolejne podjazdy i piaski. Piaskownice... Szlag by to trafił.

Ledwo żywy docieram do jeziorka. Krótkie szukanie i jest punkt.

PK 5 - karłowata sosna
Patrzę na mapę i szukam alternatywy do drogi, którą tu dotarłem. Nie chcę już piachu. Trudno nadrobię trochę, ale może będzie łatwiej. I jest. Sporo asfaltu i do tego chyba z górki. Ostatni punkt. Mijam jeziorko i wracający z punktu zawodnicy wskazują mi gdzie go szukać. Podbity. :-)

Meta
Nabieram sił i gnam do mety jak wariat. Tak mi się przynajmniej wydaje :-) Oddaję kartę.

Zdjęcie by Renata :-)
Krótkie rozmowy, chowam rower do auta, przebieram się i idę coś zjeść. Wszyscy siedzą na zewnątrz knajpki ciesząc się słońcem. Ja mam go dość. Zostaję wewnątrz. Czas wracać.
Mimo złego samopoczucia pod koniec, totalnego zmęczenia, zrobienia 80 km zamiast 60 km jestem zadowolony, że przyjechałem. Świetny klimat, super organizatorzy, piękny teren... To lubię. :-)

Orient Akcja© djk71
Od początku roku w planach, ale wiem jak moje plany wychodzą więc i teraz się nie nastawiałem zbytnio. Ostatecznie okazuje się, że jadę. Wstaję wcześnie, tak żeby o szóstej wyjechać i mieć sporo czasu przed startem. Zapominam dokumentów, powrót do domu. Na "jedynce" przebudowa drogi, po jednym pasie w każdą stronę. Ostatecznie docieram do bazy tak, że idealnie zdążam się przygotować, przebrać, odebrać numer startowy i bony na jedzenie.

Zdjęcie by Renata :-)
Rower gotowy.

Rower gotowy© djk71
Jest też chwila żeby zamienić choć po kilka słów ze znajomymi, których tu nie brakuje. Na dłuższe rozmowy nie ma czasu, na testową przejażdżkę też nie, a szkoda, bo przynajmniej bym ogarnął położenie dróg obok bazy.
Start
Ustawiamy się na starcie (bez rowerów). Sporo rowerzystów. Za chwilę na ziemi przed każdym z zawodnikiem położona zostanie mapa.

Czekamy na mapy© Ewa Redo
Będziemy mogli ją zobaczyć dopiero na hasło, równocześnie. Mapa A3 w skali 1:60 000. Zaznaczone są 24 punkty kontrolne. Ci którzy zaliczą od 1 do 13 (dowolnych spośród wszystkich) będą klasyfikowani na trasie Mega, ci którzy znajdą 14 i więcej na trasie Giga.
Jeszcze rano nie byłem pewien, którą trasę będę próbował przejechać. Czy komplet (ok. 120 km), czy tylko krótszą wersję (ok. 60 km). Limit czasu 8:30h. Kiedy tu przyjechałem już podjąłem decyzję - dziś tylko Mega. Za mało jeżdżę żeby się porywać na całość.

Trwa odprawa© djk71
Odwracamy mapy. Rysuję trasę.

Zdjęcie by Xzibi Aries :)
Jak zawsze łatwo nie jest. Wybieram punkty z dolnej części mapy. Przyjrzyjcie się opisom punktów - da się? Da. A nie tak jak czasem: drzewo, drzewo, ścieżka, drzewo, ścieżka, koniec ścieżki, drzewo... Tu aż się chce szukać :-)
Ruszam.

Zdjęcie by Renata :-)
PK 10 - przy norze
Pierwszy miał być punkt piąty ale jakoś dziwnie spojrzałem na kompas i wyjechałem nie tą droga, którą chciałem. Kręcę i próbuję się zorientować gdzie jadę. Na dziesiątkę. Nie jest źle, bo tym punktem chciałem zakończyć, najwyżej pojadę w odwrotnym kierunku. Przede mną kilka osób. Zatrzymuję się z nimi zaczynamy szukać punktu. Nie ma. Coś jest nie tak. Cofam się i jeszcze raz mierzę. Niby dobrze. Po chwili okazuje się, że miejsce od którego mierzyłem, to nie to, o którym myślałem. Punkt jest dalej. Dojeżdżam i inni zawodnicy wskazuję mi kierunek. Super. Wtopa na dzień dobry.
PK 8 - wyrobisko
Próbuję nadgonić czas. Wyprzedzam chłopaków, których spotkałem na dojeździe do poprzedniego punktu. I tak wybierają inną drogę. Po chwili znów się mijamy, na punkcie jednak jestem pierwszy mimo, że trochę go przestrzeliłem.
PK 11 - zachodnia krawędź cmentarza
Wyjeżdżam na asfalt. Albo jestem taki słaby, albo wieje. Do tego świeci słońce. Wiem, że niektórzy się z niego cieszą, ja nie lubię. Odmierzam odległość i wjeżdżam... w złą przecinkę. Zawracam i znów muszę się cofnąć. Dojeżdżam do cmentarza i lewdo go zauważam. Do raczej pozostałości cmentarza. Jest punkt.

Pozostałości cmentarza© djk71

Przykry to widok© djk71
PK 4 - południowy skraj wrzosowej polanki
W drodze do kolejnego punktu kolega, z którym spotkaliśmy się na cmentarzu zawraca. Spadł mu mapnik, nawet się nie zatrzymuję, nie mam ani zipów, ani taśmy, nie bardzo byłbym tym razem pomocny. Trzeba pamiętać żeby uzupełnić narzędzia na przyszłość.
Spotykamy się przy punkcie.
PK 9 - pod hubą (kikut drzewa)
Droga na dziewiątkę nieco zagmatwana na mapie, ale okazuje się, że do punktu trafiam bezbłędnie, zaliczając po drodze kilka mostków.

Prawie czerwony dywan© djk71

Kolejny most© djk71

Punkt na kikucie drzewa© djk71
PK 24 - zbocze nad rozlewiskiem
Wybieram dojazd asfaltem. Potem droga obok lokalnego boiska.

Do tej pory myślałem, że te słupki stoją tylko przy drodze© djk71

Fajne ograniczniki boiska© djk71
I ciekawe drzewa obok jeziorka.

Co się dzieje z tym drzewem?© djk71
Rozlewisko dość spore, ale tym razem dobrze odmierzam, choć kolega jadący z przeciwka upiera się, że też odmierzył dobrze i szuka kawałek dalej. Punkt jednak jest tam gdzie stanąłem. Tak na prawdę o pomyłkę jednak nie trudno. Na mapie różnica 1 milimetra to w terenie 60 metrów, a szukając w krzakach to już jest co chodzić :-)
PK 3 - wał
Jadę znów lekko dookoła, ale dziś zdecydowanie bardziej wolę asfalt. Coś nie mam siły. Punkt prosty więc szybko podbity.
PK 1 - przy słupku w wyrobisku
Zgodnie z prognozami zaciemniło się i zaczyna kropić. Zakładam kurtkę. Walczę z piachem deszczykiem, i mierzeniem odległości.

I gdzie teraz?© djk71
Pomierzyłem dobrze i... przejechałem. Mistrz. Wracam. Oczywiście jest ścieżka i jest punkt. Za mną już (albo dopiero) ponad 40 km, a ja czuję potworne. Źle się czuję. Ciężko mi się kręci. Spróbuję jednak zaliczyć kolejne punkty.
PK 13 - brzeg bagna
Deszcz tylko postraszył i szybko zniknął. Do punktu dojeżdżam tym razem bez problemu. Podchodzę jednak ostrożnie, pamiętam już bagna z innych zawodów i... potrafią postraszyć... Pięknie tu.

Ślicznie tu© djk71

Trochę strasznie© djk71
PK 19 - wykrot nad strumykiem
Wybieram inny wariant dojazdu niż początkowo planowałem i coraz bardziej mam dość terenu. Zero kondycji. Mijam punkt, docieram do asfaltu i odmierzam odległość. Nie ma. Cofam się choć to niezgodne z odległością. Oczywiście punktu nie ma. Jeszcze raz patrzę na mapę i... przecież punkt jest na łuku strumyka. Czyli tam gdzie wymierzyłem. Oczywiście jest :-) Brawo Kawecki! Nie ma jak sobie nie wierzyć.

Rower też potrzebuje odpoczynku© djk71
PK 21 - skarpa nad zachodnim brzegiem wyrobiska
Po drodze muszę się zatrzymać. Boli mnie głowa. Czuję nudności. Fatalnie. Chwili przerwy i ruszam dalej. Przed punktem piaskowy podjazd. Wprowadzam rower. Punkt zaliczony.

Skarpa przy wyrobisku© djk71
PK 23 - brzeg jeziorka
Jeszcze dwa punkty. Najchętniej bym już wrócił do bazy, ale spróbuję.
Trafiam na kolejne podjazdy i piaski. Piaskownice... Szlag by to trafił.

Piach, piach, piach...© djk71
Ledwo żywy docieram do jeziorka. Krótkie szukanie i jest punkt.

Jeziorko w lesie© djk71
PK 5 - karłowata sosna
Patrzę na mapę i szukam alternatywy do drogi, którą tu dotarłem. Nie chcę już piachu. Trudno nadrobię trochę, ale może będzie łatwiej. I jest. Sporo asfaltu i do tego chyba z górki. Ostatni punkt. Mijam jeziorko i wracający z punktu zawodnicy wskazują mi gdzie go szukać. Podbity. :-)

Jest i karłowata sosna© djk71
Meta
Nabieram sił i gnam do mety jak wariat. Tak mi się przynajmniej wydaje :-) Oddaję kartę.

Zdjęcie by Renata :-)
Krótkie rozmowy, chowam rower do auta, przebieram się i idę coś zjeść. Wszyscy siedzą na zewnątrz knajpki ciesząc się słońcem. Ja mam go dość. Zostaję wewnątrz. Czas wracać.
Mimo złego samopoczucia pod koniec, totalnego zmęczenia, zrobienia 80 km zamiast 60 km jestem zadowolony, że przyjechałem. Świetny klimat, super organizatorzy, piękny teren... To lubię. :-)
AktywnośćCiężary
Czas w ruchu00:28
Tętnośr.134
TętnoMAX165
Kalorie 239 kcal
Krótko na siłowni
Po rozgrzewce biegowej jeszcze chwila na siłowni. Trochę podchodów, stabilizacja i takie tam...
AktywnośćBieganie
Dystans3.05 km
Czas w ruchu00:20
Vśrednia6:33 min/km
VMAX5:31 min/km
Na bieżni w kinie
Znów na bieżni, znów w kinie, tym razem z Igorem.
Krótko więc tylko fragment "47 Roninów". Sama końcówka. Wnioski - z drugiego rzędu bieżni ogląda się lepiej. W pierwszym za szeroki ekran, a jak się rozglądam za bardzo to grozi wybiegnięciem poza bieżnię :-)
I nie... nic takiego nie miało miejsca... po prostu jestem przewidujący ;-)
Krótko więc tylko fragment "47 Roninów". Sama końcówka. Wnioski - z drugiego rzędu bieżni ogląda się lepiej. W pierwszym za szeroki ekran, a jak się rozglądam za bardzo to grozi wybiegnięciem poza bieżnię :-)
I nie... nic takiego nie miało miejsca... po prostu jestem przewidujący ;-)
AktywnośćBieganie
Dystans3.05 km
Czas w ruchu00:16
Vśrednia5:14 min/km
VMAX4:03 min/km
Pochmurno więc krótko i szybko na bieżni
Myślałem, że będę bardziej zmęczony po wczorajszej walce na rowerze. Ale w pracy zupełnie spokojnie. No, może trochę nogi ciężkie, ale chyba bardziej umysł... Nie do końca jestem pewien, czy to dobra trasa... Ale nie bardzo już mamy czas na korekty.
Idę na siłownię. W planach ręce... ale ląduję na bieżni... Miała być tylko rozgrzewka, a wyszło szybkie 3 km. Jak na mnie bardzo szybkie, bo na ostatnim pot już nie kapał, a lał się ze mnie ciurkiem...
W sumie w maju powinno się biegać na dworze, ale pogoda nie zachęca...

Idę na siłownię. W planach ręce... ale ląduję na bieżni... Miała być tylko rozgrzewka, a wyszło szybkie 3 km. Jak na mnie bardzo szybkie, bo na ostatnim pot już nie kapał, a lał się ze mnie ciurkiem...
W sumie w maju powinno się biegać na dworze, ale pogoda nie zachęca...

Będzie padać© djk71
AktywnośćJazda na rowerze
Dystans105.75 km
Czas w ruchu06:05
Vśrednia17.38 km/h
VMAX45.82 km/h
Podjazdy993 m
Jurajskie klimaty
Jak co roku w planach firmowy wyjazd. W tym roku nieco nietypowy bo startujemy z Krakowa. Jak zawsze największym problemem jest ustalenie trasy - odpowiednio długiej/krótkiej, łatwej/trudnej, a przede wszystkim ciekawej i bezpiecznej. Ustalenie na mapie to jedno, a sprawdzenie w terenie to drugie. Dzięki wsparciu przyjaciół z Małopolski mamy zarys trasy i... nie mamy czasu na objazd. Przede wszystkim nie dopisuje pogoda, a kiedy już jest jako tako to my mamy inne plany. Od kilku dni wszelkie prognozy mówią, że dziś będzie ciepło i słonecznie, a przede wszystkim sucho. Bierzemy urlopy i do roboty.
Żeby sensownie dojechać do Krakowa muszę wstać ok. 3:30, ponieważ wybierałem jeszcze pizzę w jakiejś niemieckiej knajpie (taki miałem dziwny sen) to wstaję kwadrans później. To oznacza, że czasu na wyjście z domu niewiele. Kilka minut po czwartej ruszam na dworzec w Zabrzu. Puste drogi sprawiają, że docieram dość szybko. Niestety kasy czynne od 5:10. Bilet kupuję u konduktora. Na szczęście nie ma z tym problemu.

Chwilę potem jestem w Katowicach. Tu już kupuję kolejny bilet w kasie ucinając sobie z kasjerem pogawędkę o Szlaku Orlich Gniazd.
Czekam na pociąg, którym przyjedzie Amiga.
W pociągu super warunki, nawet fotele można rozłożyć tylko nie możemy znaleźć regulacji klimatyzacji - zakładam wiatrówkę, bo jest chłodno. Na dworze też jeszcze musi chłodno, bo z okien pociągu widzimy, że ktoś rozpalił ognisko.

Darek sprawdza pogodę i... okazuje się, że zapowiadane od kilku dni słońce gdzieś zniknęło, a zamiast tego czekają nas deszcze i burze. Super. Oczywiści przygotowani jesteśmy na słońce. Sprawdzamy na szybko oferty marketów, czy gdzieś nie ma promocji na ciuchy rowerowe. Przydałaby się choć jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Niestety nic nigdzie nie ma. Trudno, zaryzykujemy.
Z dworca w Krakowie ruszamy przed ósmą. Na Starym Mieście nie ma tłoku.

Wzruszający pomnik.

Mijamy Wawel.

I kawałkiem Wiślańskiej Trasy Rowerowej docieramy do klubu kajakowego.



Stąd chcemy zacząć trasę.

Ruszamy, aparat w ręce.

Głównie skupiamy się na drodze, która potrafi się niespodziewania skończyć.

Kilometr drogi do Kryspinowa dość ruchliwy, potem już jest spokojnie. Wjeżdżamy do Doliny Mnikowskiej. Wjazd na wąski szlak nie zachęca, ale próbujemy.

Potem jest już pięknie. Pusto (ale to środek tygodnia) i zaskakująco.


Aż żal wyjeżdżać. Ruszamy. Cały czas lekko pod górkę :-) Krótki kawałek 79-tką nie jest taki straszny jak się spodziewaliśmy.
Wjeżdżamy do Doliny Będkowskiej. Kolejne piękne miejsce.


Zatrzymujemy się na kawę i ciasto bananowe w Brandysówce. Potem rzut oka na mały wodospad.

Chwilę później czeka nas teren. Błotnisty, nierówny i idący mocno pod górę. Można się zmęczyć.


Po drodze sporo podjazdów.




Wjeżdżamy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego.



W końcu długi zasłużony zjazd.

Przy Bramie Krakowskiej zaczyna się robić tłoczno.

Królują wycieczki dzieci. Kilka zdjęć i uciekamy stamtąd.



Droga do Pieskowej Skały nie jest najciekawsza, ale też tragedii nie ma. Choć oczywiście cały czas pod górę. :-)




Do tej pory od Doliny Mnikowskiej cały czas czujemy pojedyncze krople deszczu. Teraz zaczyna regularnie padać. Wciąż jest to raczej kropienie, a nie ulewa, ale już regularne.
W Sułoszowej GPS prowadzi nas przez niezłą ściankę. Za to ruch mały i widoki piękne :-)

Potem długi odcinek nudnego asfaltu. Czujemy zmęczenie. Przed Troksem mam dość. Chwila przerwy.

Odcinek do Rabsztyna jedziemy piękny długim asfaltowym zjazdem, choć w planach mieliśmy teren.

W końcu czas na obiad.


Niestety zaczyna mocno padać, a prognozy jeszcze się pogorszyły. Za nami ponad 80 km (od dworca w Krakowie), zostało jeszcze 40 do Morska. W letnich ciuchach, w takich warunkach, przy takim zmęczeniu... Decydujemy się odpuścić. Najbliższy dworzec w Olkuszu. Tyle, że pociągi stąd jadą dość rzadko. Zaczekamy. W strugach ulewnego deszczu docieramy do dworca. Jak się okazuje od dawna nieczynnego. Chowamy się pod wiatą autobusową. Mamy około 1,5h czekania. Zimno i leje.
Decydujemy się podjechać w okolice Rynku, może znajdzie się jakiś lokal gdzie będzie można usiąść mając rowery na oku. Jest kawiarnia, siadamy w... ogródku. Lepsze to niż nic. Kelnerka niosąc kawę i ciacho zahacza o kierownicę jednego z rowerów i robi się małe zamieszanie :-)

Kończymy konsumpcję i ruszamy na dworzec. Jestem przemoczony. Darek też. Trzęsę się jak galareta. Na szczeście na peronie jest wiata, która chroni nas przed deszczem i wiatrem. Jeszcze tylko pytanie, czy pociąg przewozi rowery. Przewozi i jest miejsce. Super. I jest cieplej niż w porannym.

Sprawdzamy GPS-y. Suma przewyższeń jest.... duża. Jeśli dodamy do tego odcinek, który dziś ominęliśmy, to okaże się większa niż z Gliwic do Zakopanego.
W Katowicach żegnam się z Amigą i jadę do Zabrza. Tu już też leje, ale jeszcze nie tak jak w Olkuszu. W strugach deszczu docieram do domu.
Fajny dzień ale męczący. Trasa bardzo ciężka, choć sporo asfaltu.
Żeby sensownie dojechać do Krakowa muszę wstać ok. 3:30, ponieważ wybierałem jeszcze pizzę w jakiejś niemieckiej knajpie (taki miałem dziwny sen) to wstaję kwadrans później. To oznacza, że czasu na wyjście z domu niewiele. Kilka minut po czwartej ruszam na dworzec w Zabrzu. Puste drogi sprawiają, że docieram dość szybko. Niestety kasy czynne od 5:10. Bilet kupuję u konduktora. Na szczęście nie ma z tym problemu.

Na dworcu o świcie© djk71
Chwilę potem jestem w Katowicach. Tu już kupuję kolejny bilet w kasie ucinając sobie z kasjerem pogawędkę o Szlaku Orlich Gniazd.
Czekam na pociąg, którym przyjedzie Amiga.
W pociągu super warunki, nawet fotele można rozłożyć tylko nie możemy znaleźć regulacji klimatyzacji - zakładam wiatrówkę, bo jest chłodno. Na dworze też jeszcze musi chłodno, bo z okien pociągu widzimy, że ktoś rozpalił ognisko.

Komuś było zimno?© djk71
Darek sprawdza pogodę i... okazuje się, że zapowiadane od kilku dni słońce gdzieś zniknęło, a zamiast tego czekają nas deszcze i burze. Super. Oczywiści przygotowani jesteśmy na słońce. Sprawdzamy na szybko oferty marketów, czy gdzieś nie ma promocji na ciuchy rowerowe. Przydałaby się choć jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Niestety nic nigdzie nie ma. Trudno, zaryzykujemy.
Z dworca w Krakowie ruszamy przed ósmą. Na Starym Mieście nie ma tłoku.

Jak tu pusto© djk71
Wzruszający pomnik.

Ten pomnik zawsze mnie wzrusza© djk71
Mijamy Wawel.

Rzut oka na Wawel© djk71
I kawałkiem Wiślańskiej Trasy Rowerowej docieramy do klubu kajakowego.

Wyświetlają, czy kręcą?© djk71

Tor kajakowy© djk71

Można i z kajakiem© djk71
Stąd chcemy zacząć trasę.

A może piłka zamiast roweru?© djk71
Ruszamy, aparat w ręce.

Ładnie to wygląda© djk71
Głównie skupiamy się na drodze, która potrafi się niespodziewania skończyć.

Niespodziewane zakończenie© djk71
Kilometr drogi do Kryspinowa dość ruchliwy, potem już jest spokojnie. Wjeżdżamy do Doliny Mnikowskiej. Wjazd na wąski szlak nie zachęca, ale próbujemy.

Wąski ten mostem© djk71
Potem jest już pięknie. Pusto (ale to środek tygodnia) i zaskakująco.

Tak można jechać© djk71

Obraz Matki Bposkiej Skalskiej© djk71
Aż żal wyjeżdżać. Ruszamy. Cały czas lekko pod górkę :-) Krótki kawałek 79-tką nie jest taki straszny jak się spodziewaliśmy.
Wjeżdżamy do Doliny Będkowskiej. Kolejne piękne miejsce.

Jedziemy i jedziemy© djk71

Sokolica© djk71
Zatrzymujemy się na kawę i ciasto bananowe w Brandysówce. Potem rzut oka na mały wodospad.

Wodospad Szum© djk71
Chwilę później czeka nas teren. Błotnisty, nierówny i idący mocno pod górę. Można się zmęczyć.

Trochę błota jest© djk71

Dajemy radę© djk71
Po drodze sporo podjazdów.

Same pagórki© djk71

I kolejny podjazd za nami© djk71

Są też podjazdy asfaltowe© djk71

Jest pięknie?© djk71
Wjeżdżamy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego.

Drogi są różne© djk71

Szlak po trawie© djk71

I podjazdy szutrowe© djk71
W końcu długi zasłużony zjazd.

Na zjeździe i kostce© djk71
Przy Bramie Krakowskiej zaczyna się robić tłoczno.

Brama Krakowska© djk71
Królują wycieczki dzieci. Kilka zdjęć i uciekamy stamtąd.

Ślicznie tu© djk71

Są i zwierzątka© djk71

I owieczki są© djk71
Droga do Pieskowej Skały nie jest najciekawsza, ale też tragedii nie ma. Choć oczywiście cały czas pod górę. :-)

Super klimat© djk71

Uroczy kościółek na wodzie© djk71

Maczuga Herkulesa© djk71

W Pieskowej Skale© djk71
Do tej pory od Doliny Mnikowskiej cały czas czujemy pojedyncze krople deszczu. Teraz zaczyna regularnie padać. Wciąż jest to raczej kropienie, a nie ulewa, ale już regularne.
W Sułoszowej GPS prowadzi nas przez niezłą ściankę. Za to ruch mały i widoki piękne :-)

A tu już na górze© djk71
Potem długi odcinek nudnego asfaltu. Czujemy zmęczenie. Przed Troksem mam dość. Chwila przerwy.

Kolejny podjazd© djk71
Odcinek do Rabsztyna jedziemy piękny długim asfaltowym zjazdem, choć w planach mieliśmy teren.

W Rabsztynie© djk71
W końcu czas na obiad.

Pierożki :-)© djk71

Czas na piwo... zero procent© djk71
Niestety zaczyna mocno padać, a prognozy jeszcze się pogorszyły. Za nami ponad 80 km (od dworca w Krakowie), zostało jeszcze 40 do Morska. W letnich ciuchach, w takich warunkach, przy takim zmęczeniu... Decydujemy się odpuścić. Najbliższy dworzec w Olkuszu. Tyle, że pociągi stąd jadą dość rzadko. Zaczekamy. W strugach ulewnego deszczu docieramy do dworca. Jak się okazuje od dawna nieczynnego. Chowamy się pod wiatą autobusową. Mamy około 1,5h czekania. Zimno i leje.
Decydujemy się podjechać w okolice Rynku, może znajdzie się jakiś lokal gdzie będzie można usiąść mając rowery na oku. Jest kawiarnia, siadamy w... ogródku. Lepsze to niż nic. Kelnerka niosąc kawę i ciacho zahacza o kierownicę jednego z rowerów i robi się małe zamieszanie :-)

Kawa po przejściach© djk71
Kończymy konsumpcję i ruszamy na dworzec. Jestem przemoczony. Darek też. Trzęsę się jak galareta. Na szczeście na peronie jest wiata, która chroni nas przed deszczem i wiatrem. Jeszcze tylko pytanie, czy pociąg przewozi rowery. Przewozi i jest miejsce. Super. I jest cieplej niż w porannym.

Zamknięty dworzec© djk71
Sprawdzamy GPS-y. Suma przewyższeń jest.... duża. Jeśli dodamy do tego odcinek, który dziś ominęliśmy, to okaże się większa niż z Gliwic do Zakopanego.
W Katowicach żegnam się z Amigą i jadę do Zabrza. Tu już też leje, ale jeszcze nie tak jak w Olkuszu. W strugach deszczu docieram do domu.
Fajny dzień ale męczący. Trasa bardzo ciężka, choć sporo asfaltu.
AktywnośćBieganie
Dystans4.85 km
Czas w ruchu00:32
Vśrednia6:35 min/km
VMAX5:08 min/km
Podjazdy 37 m
Wieczorny trucht
Po wczorajszym Tropicielu powinienem odpoczywać. Tak zresztą było wczoraj. Najpierw kwadrans drzemki na trasie, potem padłem po obiedzie, a wieczorem też długo nie posiedziałem ;-) Syn odpuścił mi wieczorne wyjście na siłownię. Tak jak ja odpuściłem Mu dzisiejsze ranne wyjście na basen. Sam też nie dotarłem, bo zapomniałem dokumentów i musiałem wracać do domu.
Dzisiejsza siłownia też odwołana więc trzeba było choć na chwilę wyjść pobiegać. Potruchtać. Na dworze 20 stopni - nie lubię :-(
Trenować jednak trzeba skoro taką sugestię dostałem ostatnio na siłowni.

Zastanawia mnie też druga część zaleceń... Chodzi im o to, że jem za mało, czy za dużo? :-)
Dzisiejsza siłownia też odwołana więc trzeba było choć na chwilę wyjść pobiegać. Potruchtać. Na dworze 20 stopni - nie lubię :-(
Trenować jednak trzeba skoro taką sugestię dostałem ostatnio na siłowni.

To sugestia, że jem za dużo, czy za mało?© djk71
Zastanawia mnie też druga część zaleceń... Chodzi im o to, że jem za mało, czy za dużo? :-)