Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:582.15 km (w terenie 82.00 km; 14.09%)
Czas w ruchu:31:20
Średnia prędkość:18.58 km/h
Maksymalna prędkość:50.47 km/h
Maks. tętno maksymalne:188 (96 %)
Maks. tętno średnie:164 (84 %)
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:72.77 km i 3h 55m
Więcej statystyk

700x25 i siły hamujące

Sobota, 30 kwietnia 2016 · Komentarze(5)
Poskładało mnie ostatnio, co zrobić... starość. Myślałem, że się nie ruszę przez dłuższy czas. Na szczęście trochę puściło, nie wiem czy to leki, czy samo z siebie... grunt, że jest lepiej. Więc wbrew zaleceniom lekarza... na rower.

Byłem ostatnio na warsztatach. Mowa była między innymi o siłach hamujących, ich identyfikacji i neutralizacji. Skupialiśmy się na biznesie, ale w życiu codziennym też jest wiele takich sił. Z niektórymi ciężko walczyć, wydaje się, że nie ma sposobu na ich neutralizację. Czasem wydaje się, że już udało się je zmniejszyć, ale one znów wracają... Tak jak dziś... Choć były plany na rower, wieczorem na koncert to znów cios i hamulec. Znów nic się nie chce. Ale próbuję walczyć. Mimo wszystko rower... co prawda nie tam gdzie planowałem, ale jednak. Potrzebuję po prostu rozładować energię...

Przy okazji zmieniam opony na... o połowę cieńsze niż zwykle. 700x25 - nigdy na takich nie jeździłem. Dziwnie wyglądają, ale spróbuję.
W sumie jest nieźle. I rower szybko pomyka. Czyli siły hamujące zmniejszone :-) 

Bez konkretnego celu mknę sobie po asfalcie... Pogoda świetna, aż chce się kręcić.

Na podjeździe © djk71

Docieram do Toszka. chwila przerwy.

Przerwa na zamku © djk71

Dalej zamiast prostą drogą do domu, to przez Poniszowice. Po 70 km zaczyna mi brakować sił. Do tego jest pod górkę... Ech brakuje kondycji...

Testowo do Wisły

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Do firmowego wyjazdu czasu coraz mniej, a trasa tylko narysowana. Czas ją w końcu sprawdzić w terenie. Początkowo miałem jechać sam, na szczęście Amidze udało się znaleźć wolny dzień i jedziemy razem.

Wyjazd z Gliwic nie jest idealny, chyba wrócimy do wariantu sprzed roku. Później już znacznie lepiej. Do Knurowa. Tam odcinek, który musimy nieco zmienić. I to nie ze strachu przed wiedźmami...

Wiedźma, czy czarownica? © djk71

Dalej znów w porządku. Drogi puste.

Puste drogi © djk71

Nawet klimaty takie swojskie...

Swojskie klimaty © djk71

Znajdujemy miejscówkę na chwilę odpoczynku i zakupy na trasie. Tylko trzeba uważać na motocyklistów.

Harley przy tym to... :) © djk71

Dalej trochę lasu, jeziorek, jednym słowem klimatycznie...

Za zimno na kąpiel, ale ładnie © djk71

W lesie nawet niespodzianki można zobaczyć. Kto wie co to?

A co to za wieża? © djk71

W końcu wjeżdżamy do Żor. Rundka wokół Rynku, ale ten punkt raczej odpuścimy. Trzeba tylko przejechać przez tory i mkniemy dalej.

Bezpieczny przejazd © djk71


Po drodze krótka przerwa na serwis roweru Darka (piszczy bardziej niż mój rano), a przy okazji rzut oka na dość mocno zniszczony pałac.

Ciekawe, czy ktoś to odnowi © djk71

Jeszcze parę kilometrów i ktoś nas zaprasza...

Zapraszamy © djk71

...w jedyne słuszne miejsce o tej porze.

Tego potrzebowaliśmy © djk71

Najedzeni, ruszamy dalej. Trochę zaskakuje nas most w Strumieniu. Rok temu był remontowany i myśleliśmy, że go poszerzą.

Wyremontowany, ale wciąż wąski © djk71

Mijamy Wisłę, ciekawe ile lat ma ta tablica.

Tabliczka ma już chyba swoje lata © djk71

Teraz już mkniemy w stronę gór. Po drodze mam lekką awarię przerzutek, ale doraźnie udaje się problem rozwiązać.

Widać góry © djk71

Krótka wizyta u kolegi z pracy i docieramy do Wisły. Rezygnujemy z podjazdu pod hotel. I nie chodzi o to, że pod górkę :-) Po prostu chcemy zdążyć na pociąg.

Udaje się.

Na peronie © djk71

Pociąg jedzie bezpośrednio do Zabrza. Pięknie. Miło spędzony dzień. Idealna pogoda. Objechana trasa. Czego chcieć więcej? No może trochę kondycji... :-)



Firmowo na Nikisz

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kiedy to piszę jest czwartkowy poranek. Kilka dni minęło od niedzielnej wycieczki, a wpisu brak. Przynajmniej u mnie, bo Amiga od razu u siebie zrobił relację. Ja nie miałem tyle siły. Padłem. Do dziś nie wiem jak reszta z uśmiechami na ustach tak spokojnie przejechała całość. Ja wciąż mam przerwę od roweru. No dobra, trochę przesadzam, to raczej obowiązki sprawiły, że nie było okazji ani pisać, ani jeździć. Pora jednak w końcu na jedno i na drugie. Zacznijmy od pierwszego.

W niedzielny poranek umówiliśmy z kilkoma osobami z firmy na przejażdżkę. Oczywiście w planach nie mogło zabraknąć elementu edukacyjno-turystycznego. Za cel wybraliśmy - a raczej zrobił to Darek, bo to On tym razem był autorem trasy - Nikiszowiec, po drodze zaliczając kilka innych starych robotniczych osiedli na Górnym Śląsku.

Na starcie jest nas ośmioro. Dzień zapowiada się ciepły. Po pierwszych kilkunastu km - w trakcie dojazdu na miejsce startu - zdążyłem się już dwukrotnie rozebrać... Z lekkim opóźnieniem, kilkanaście minut po dziesiątej ruszamy.

Ruszamy © djk71

Najpierw kierunek Kolonia B w Zabrzu Zaborzu (kiedyś już tu wycieczkowo byłem - przy okazji rajdu Na kole ku familokom.
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej, to raczej ta okolica, gdzie obcy budzą niezdrowe zaciekawienie.

Mijamy nieczynne jeszcze (otwarte będzie od 1 maja) Muzeum PRL-u i robimy kolejną krótką przerwę na Ficinusie.. To przykład tego jak można pięknie zadbać o kawałek historii. Mimo, że uliczka z obu stron otoczona jest rudzkimi blokami to prezentuje się pięknie.

Ficinus - pięknie tu © djk71

Choć jeszcze gdzieniegdzie jest coś do poprawienia...

Niektóre domy jeszcze czekają na remont © djk71

Dalej krótka przerwa przy torze modelarskim, niestety dziś tu pusto.


Tor wyścigowy modeli samochodów © djk71

W takim razie i my jedziemy dalej. Kręcimy wzdłuż potoku Bielszowickiego by dotrzeć do Gródka z XIII w. - jego historię próbujemy odczytać z postawionej tam tablicy.

Na tablicy można przeczytać wszystko © djk71

Kilka minut później meldujemy się w centrum Kochłowic. Tu robimy zakupy, naprawiamy rower Ani żeby nie musiała jechać tyłem i podziwiamy okoliczne zabytki.

Bo na Rudzie fajnie jest © djk71

Zmierzając w stronę Katowic zahaczamy oczywiście o jeden z bunkrów (wiem, że czasem bunkrów nie ma ale też jest... fajnie), ale my lubimy te klimaty ;-)

Bunkier musi być © djk71

Prze nami Uroczysko Buczyna.

Uroczysko Buczyna © djk71

Często mijając różne uroczyska zastanawiałem się, czy słowo to pochodzi od urokliwego miejsca, czy też od miejsca gdzie rzucano uroki. Wikipedia podpowiada, że "Obecnie uroczysko potocznie jest rozumiane jako miejsce odludne, tajemnicze, a nawet niebezpieczne czy mogące rzucać na ludzi "uroki"."

Smutno i pięknie © djk71

Wyobrażamy sobie z Kasią jak tu musi być np. w mglisty wieczór lub poranek....

Jadąc dalej jesteśmy zaskoczeni parkiem z drogą krzyżową na tyłach bazyliki w Panewnikach.

Na tyłach bazyliki panewnickiej © djk71

Nigdy z tej strony kościoła nie byłem.

W Giszowcu robimy sobie przerwę w sympatycznej restauracja "Pod lipami". Czas uzupełnić kalorie. Spędzamy tu trochę więcej czasu niż planowaliśmy, ale w końcu gdzie nam się spieszy... W miłym towarzystwie czas szybko płynie...

Przerwa w Giszowcu © djk71

Przy okazji odnajdujemy zaginionego (w telewizji) Pegaza...

Pegaz? © djk71

Ciężko po jedzeniu ruszyć... Nogi odnawiają posłuszeństwa....

Jak ja miałam ułożyć te nogi? © djk71

Jakoś się jednak udaje dotrzeć do naszego celu. Do Nikiszowca.

Nie, nie przyjechaliśmy autobusem © djk71

Rozglądamy się po okolicy.

Ładnie tu © djk71

Lubię ten klimat © djk71

Czas jednak zaczyna gonić. Robimy szybkie zakupy i w drogę.

I w drogę © djk71

Dojeżdżamy do centrum Katowic

Szyb musi być © djk71

Jest centrum musi być i Spodek.

Kierunek Spodek © djk71

Tu ginie nam na chwilę Mariusz, ale po chwil znów jesteśmy razem. W opcji był dla zmęczonych powrót pociągiem do Gliwic, ale ekipa wciąż pełna sił odrzuca ten dziwny pomysł. Wracamy rowerami :-)

Powrót miał być już bez zwiedzania, ale jak coś jest już po drodze...


Wieża spadochronowa © djk71

Jeszcze krótki postój przy kopalni Wujek...

Pamiątka stanu wojennego © djk71

I teraz już naprawdę najkrótszą drogą do domu. Mimo tego, że łącznie z dojazdami na miejsce startu i powrotem do domu każdy zalicza ok. 100km wszyscy są uśmiechnięci i pełni energii. Mamy jeszcze siły aby nie tylko podziękować Amidze - który przygotował nie tylko trasę, ale też szereg ciekawostek historycznych dot. odwiedzanych miejsc - mamy również siły aby odśpiewać chóralne Sto lat, bo... Darek zamiast dziś świętować męczy się z nami, a raczej męczy nas :-)

Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo na trasie i do zobaczenia na kolejnej wycieczce.

Z Olgą

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Wyjazd firmowy coraz bliżej i czasu na treningi coraz mniej. Do tego pogoda też nie rozpieszcza. W pracy umawiamy się z Olgą, że dziś robimy jakąś rundkę. Wieczorem potwierdzający SMS, że nawet w deszczu. Jest dobrze.

Rano... drogi mokre. No trudno. Kiedy dojeżdżam do Rokitnicy jestem już cały w kropki, mimo, że był tylko asfalt. Może jednak trzeba wozić błotniki? Spotykamy się na Trębackiej. W oczekiwaniu na Olgę czytam co to za tablice tu postawili. Trochę informacji przyrodniczych, trochę historycznych. W sumie szału nie ma.

Miejsce dawnego szybu podsadzkowego Glückauf © djk71

Po chwili jest i Olga :-)

Nadciąga Olga © djk71

Ruszamy w stronę Osiedla Młodego Górnika. Stamtąd przez hałdę do Miechowic. Krótka przejażdżka Szlakiem Matki Ewy i ruszamy do lasu. Najpierw w stronę knajpy "Pod Dębem". Tuż za tunelem stawiają chyba foto-niespodziankę ;-)

Nowa niespodzianka? © djk71

Dobrze, będzie bezpieczniej dla rowerzystów. Jedziemy obok słynnego muru z napisami. Częściowo niestety już zamalowane.

Część napisów na murze już zamalowana © djk71

Jedziemy do DSD. Rzut oka na kanion. Red Rocka dziś odpuszczamy, zbyt mokro. Objeżdżamy hałdę wkoło i ruszamy do Nakła Śląskiego. Mijamy pałac, kościół i trasą Leśnej Rajzy docieramy nad  Chechło.

Nad Chechłem © djk71

Uzupełniamy kalorie i rundka wokół jeziora. Niestety asfalt po drugiej stronie jest w takim stanie, że dużo lepiej jedzie się terenem.
Mijamy jednostkę wojskową i docieramy do centrum Tarnowskich Gór. Chwila przerwy na uzupełnienie bidonów i widząc, że Olga wciąż jest pełna energii ruszamy opłotkami w stronę parku w Reptach.

Z lekkim niepokojem zabieram ją na techniczny odcinek. Uff, udaje się przejechać ;-) Lekkie zmęczenie. Pora wracać. Mijamy Źródełko Młodości i lasem docieramy do Stolarzowic. Tyłami na Helenkę (bo po drodze jest jeszcze jeden mały podjazd :-) ) i stąd już rowerówką w stronę Strefy Ekonomicznej.

Tam się żegnamy i każdy wraca w swoją stronę. Oboje nieco zmęczeni, nieco brudni, ale zadowoleni. Wyszło ponad 70km, a suma przewyższeń była prawie identyczna jak będzie do Wisły. Udany trening. Olga - dzięki ;-)



Kadencja: 72

Po asfalcie bez karty rowerowej

Środa, 6 kwietnia 2016 · Komentarze(6)
Miało być 1,5 godziny, wyszło 2h. Tylko asfaltem, trochę podjazdów, trochę zjazdów. Ogólnie intensywnie. O dziwo nie brakowało oddechu. Przynajmniej przez pierwsze 30 km :-)
Na dworze ładnie, choć chłodniej niż wczoraj.


Chce się jechać © djk71

To co? Robimy karty rowerowe? Ciekawe, czy znów trzeba będzie jeździć slalomem. Dla niektórych to może być najłatwiejsza część egzaminu - mają to we krwi ;-)

Kadencja: 87

Krótko i trochę mocniej

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · Komentarze(3)
Wczoraj odpoczynek, dziś mało czasu więc trochę mocniej. Po terenie więc szału w wynikach nie ma, ale dałem sobie w kość. Potrzebowałem tego. Wyżyć się, zmęczyć... Oj trzeba tak częściej :-)

A jutro kolejna próba znalezienia haka. Na razie bez powodzenia. Tzn. udało się znaleźć w sieci, ale za stówę? Chyba trochę za dużo... No ale jak trzeba będzie...

I gdzie go znaleźć? © djk71


Kadencja: 80

Rozjazd po maratonie

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Wyspany, ale zmęczony wracam w towarzystwie Turysty do domu. Jacek towarzyszy mi tylko do Gliwic, stamtąd rusza w dalszą drogę pociągiem. Mimo, że wydawało mi się,  że się wyspałem to do południa zaliczam dwie drzemki. Organizm mówi odpocznij, ale pogoda zaprasza na dwór.

Po raz pierwszy w tym roku w krótkich spodenkach :-) Ciepło. Rundka po lesie miechowickim, potem DSD i chwila odpoczynku na Red Rocku.

Na Red Rocku bez zmian © djk71

Dalej Repty i treningowa trasa. Dziś nie na czas, ot po prostu żeby przejechać. Udaje się z jedną podpórką. Za to na końcu zbyt ostro składam się na zakręcie i... zatrzymuję się na drzewie. Na szczęście tylko lekkie otarcia na kolanie i przedramieniu. Choć w pierwszej chwili ręka bolała jakby stało się coś poważnego. Szczęśliwie szybko przechodzi. Czas wracać do domu i odpocząć, szczególnie, że puls na trasie przez cały czas pokazywał zmęczenie po wczorajszej imprezie.

Kadencja: 68

Nadwiślański Maraton na Orientację

Sobota, 2 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Rok temu przestałem ćwiczyć, prawie przestałem jeździć, przestałem startować w zawodach (no dobra w czerwcu i w sierpniu byłem na Bike Oriencie, ale to przede wszystkim z sentymentu do tej serii imprez). W tym roku też nie planowałem startów. Do czasu. Do czasu, kiedy nie zadzwonił Grzegorz, mówiąc, że będzie budował trasę na jednej z imprez. Początkowo nie chciałem przyjeżdżać, ale Grześ ma dar przekonywania ;-) Stwierdziłem, że przyjadę spotkać się ze znajomymi. W końcu jest okazja spotkać w jednym miejscu kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt osób, których już tak dawno nie widziałem. A przy okazji zrobię sobie małą przejażdżkę z kompasem :-)

Do bazy w Ligocie, koło Czechowic-Dziedzic, docieram w piątek przed 18-tą. Jest jeszcze pusto. W biurze zawodów za to praca wrze: segregowanie numerków, przygotowania do rejestracji zawodników. Staram się nie przeszkadzać, chłopaki pokazują mi tylko gdzie mogę zaparkować, gdzie się rozpakować. Zajmuję miejsce na sali gimnastycznej, gdzie trwają jeszcze zawody w tenisie stołowym i oczekuję na przybycie kolejnych zawodników. Sporo z nich przyjeżdża dość późno, co skutkuje tym, że zamiast, jak planowałem, położyć się wcześnie spać - siedzę do późna witając się z kolejnymi osobami. Powitania przekształcają się w długie, nocne Polaków rozmowy i w efekcie zostaje nam czasu na 2-3 godziny snu przed startem. Niezbyt to mądre, ale tak czasem bywa ;-)

Rano szybka pobudka, toaleta, śniadanko i trzeba się ubierać. Na szczęście odprawa nieco opóźniona, a sam start odbywa się pół godziny później. Już na starcie zaznaczamy tylko początek trasy wiedząc, że nie ma szans dziś na całość.

Trzeba ustalić trasę © djk71

Już wcześniej zdecydowaliśmy, że jedziemy wspólnie z Moniką i Tomkiem.

PK 28 - Cokół nieistniejącej kładki rowerowej
Jedziemy na najbardziej wysunięty na północ punkt. Mgła jak diabli. Jako, że jedziemy asfaltem to włączamy lampki i mamy nadzieję, że większość kierowców jeszcze śpi i nie będzie stwarzała zagrożenia.

Mgliście © djk71

Na punkcie rozkłada sprzęt wędkarz, który jak mówi ma nadzieję na chwilę relaksu.

Wędkarz na punkcie © djk71

Nie jesteśmy pewni, czy tu dziś go znajdzie :)

PK 11 - Pomost
Jedziemy wzdłuż wału. Mimo, że podejrzewam, że na wale jest piękny asfalt, nie chciało nam się podjeżdżać i jedziemy dołem, po w sumie dość średniej drodze.

U góry jest asfalt © djk71

Przed punktem rozpędzamy się zbyt mocno i jedziemy jedną przecinkę za daleko. Cofamy się i dojeżdżamy do miejsca gdzie powinien  być punkt, ale go nie ma.

Gdzieś tu jest punkt © djk71


Dojeżdżają do nas Zdezorientowani. Wspólnie szukamy pomostu i jest. Oczywiście tam gdzie powinien być.

W tym momencie Monika postanawia nas opuścić i walczyć samotnie o podium, co jak się potem okaże udaje jej się ;-)

Monika wybiera banana © djk71

PK 17 - Narożnik ogrodzenia
Jedziemy we dwóch. Dojeżdżamy do ścieżki, która powinna prowadzić do punktu, ale prowadzi tylko na czyjeś podwórko. Jak się potem dowiemy, można nią jednak było jechać dalej. Postanawiamy zaatakować z drugiej strony, ale to nie był najlepszy pomysł, więc cofamy się do ściany lasu i tu już bez problemu docieramy do szukanego ogrodzenia. A właściwie do dwóch :-) ale nie stanowiło to problem. Trzeci punkt zaliczony.

PK 25 - Narożnik ogrodzenia
Ruszamy dalej. Trzeba zmienić mapę (na starcie dostaliśmy dwie w formacie A3 w skali 1:50 000). Zmiana w idealnym momencie, bo na skrzyżowaniu, na którym mieliśmy skręcić. :-) Przy okazji rozbieramy się bo zrobiło się ciepło. Wjeżdżamy na wał i niezbyt dokładnie odmierzamy odległość.

Pięknie tam © djk71

W rezultacie zaliczamy niewłaściwe ogrodzenie. Obchodzimy je dookoła i nic. Cofamy się o jakieś 150-200m i jest to właściwe.

PK 20 - Ambona
Po drodze kolejne skakanie przez strumyki, ale punkt prosty. Spotykamy pierwszych piechurów, to pewnie Ci z setki, którzy wystartowali już wczoraj wieczorem. Podziwiam ich.

Czas można potweirdzić przy użyciu kodu QR © djk71


PK 7 - Słup graniczny
Mijamy Strumień (tym razem miejscowość a nie ciek wodny) i zastanawiamy się jak dotrzeć do punktu. W pierwszej chili była koncepcja żeby wzdłuż słupów wysokiego napięcia, ale jedziemy kawałek dalej i klucząc między domkami docieramy do lasku. Stąd już ścieżką bezpośrednio pod punkt.

Punkt graniczny © djk71


Ten jest wart więcej niż pozostałe, bo ma 50 punktów przeliczeniowych, wcześniejsze miały tylko po 30. Tak, tak, tu jeszcze warto patrzeć na to, ale my dziś po prostu jedziemy zaliczając kolejne PK. Nie kalkulujemy, bo nie walczymy o nic, chcemy tylko dobrze się bawić.

PK 27 - Paśnik
Zamiast wracać drogą, którą przyjechaliśmy ruszamy na azymut na południe, i to był dobry wybór, szybko jesteśmy na kolejnej drodze.
Przy paśniku postanawiamy sobie zrobić również mały popas :-)

Czas na popas © djk71

PK 2 - nie pamiętam dokładnie opisu, ale chyba Koniec nasypu
Mijamy Kopaninę i trzeba zdecydować, z której strony zaatakować punkt. Z odprawy wiemy, że jest on w innym miejscu niż na mapie, powinien być zaznaczony jakieś 2cm wyżej. Od północy dojeżdżamy do strumyka, a potem już wzdłuż niego na zachód. W ostatniej chwili doczytujemy, że to koniec nasypu, a nam się kojarzyło skrzyżowanie strumieni :-) Ale i tak bez opisu po prostu weszlibyśmy na punkt :)

Koniec nasypu © djk71

PK 12 - Skrzyżowanie przecinki z rowem
Czuję zmęczenie, nic dziwnego skoro się nie jeździ. Decydujemy, że zmieniamy kierunek na wschód i będziemy zmierzać w stronę bazy zaliczając kolejne punkty.

Krótko przed punktem, dojeżdżając do jednego ze skrzyżowań widzę dwie znajome sylwetki, na drodze po prawej stronie. Nie wierzę, ale po chwili już nie ma wątpliwości. To... nasi Szermierze. Znajomi, z którymi często spotykamy się na trasach zawodów, zwykle wybierając odmienne warianty i jadąc w przeciwnych kierunkach :-) Dziś też jedziemy inaczej, ale to dlatego, że Oni są na.... innych zawodach, co nie przeszkadza się spotkać na trasie :-) Nie ma czasu jednak na pogaduchy, gdyż im się kończy limit czasu i muszą pędzić do mety (z tego co wiem, to dojechali w ostatnich sekundach). My natomiast mamy czas do 22:40, a nawet możemy się o dwie godziny spóźnić, tyle że wtedy tracimy po jednym punkcie przeliczeniowym za każdą minutę spóźnienia. Nie grozi nam to jednak, nie mamy (tzn. ja nie mam, bo Tomek dałby radę) tyle sił.

Na punkcie spotykamy spotykamy ekipę z Krakowa, postanawiają też już jechać do bazy, zaliczając wcześniej obiad w Skoczowie. Jak się potem dowiemy Maciek w drodze powrotnej doznał kontuzji i ekipa zdecydowała się towarzyszyć poszkodowanemu rezygnując z dalszej jazdy.

PK 23 - Ambona
Mijamy Ochaby i mam coraz to mniej sił. Z trudem docieram do punktu. Kładę się pod amboną z jedną myślą: Tak będę leżał!

Ambona © djk71


PK 21 - Zakole rzeczki, wschodnia strona
Po drodze trafiamy do sklepu. Tego mi było potrzeba. Litr Coli robi cuda... Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Mam wrażenie, że zaczęło wiać. Fajny punkt nad wijącą się Bajeczką.

PK 10 - Drzewo przy norze, w zboczu jaru 50m na NNW od głazu narzutowego
Mijamy Landek i widzimy drogowskaz - Ligota 5. Niby tylko tyle, ale muszę po drodze na chwilę się zatrzymać. Już nie tylko nogi, ale też inna część ciała dają znać o sobie.
Do punktu decydujemy się dotrzeć na azymut, oszczędzając sobie nadkładania drogi. I udaje się to bez problemu. Trzeba było tylko dobrze pomierzyć i trzymać kierunek. To ostatni na dziś punkt.

Meta
Dojazd do mety to już czysta przyjemność. Dawno nie zrobiłem takiego dystansu. Odpuściliśmy pewnie najbardziej widowiskowe punkty na południu, w górach, ale nie dałbym rady dziś się wspinać. Mimo, że zaliczyliśmy tylko 12 z 28 pkt (450 z 1160 pp) to i tak jesteśmy zadowoleni, że zamiast siedzieć w domach ruszyliśmy nieco tyłki.

Trasa (przynajmniej ta część, którą zaliczyliśmy) fantastyczna. Punkty doskonale rozmieszczone. Z jednej strony nie widoczne dla przypadkowych przechodniów, z drugiej, jak człowiek dotarł we właściwe miejsce to nie miał problemów z ich odnalezieniem, były tam gdzie być powinny.

Mam wrażenie, że wszyscy docierający na metę mieli podobne wrażenia. Mocno zmęczeni, ale zadowoleni. Patrząc już na trasie na mapę, na nasze tempo zdobywania punktów wydawało się, że niemożliwym będzie zaliczenie całej 150-tki. a jednak kilku osobom się to udało. Paweł ze Zbyszkiem zrobili to w 12 godzin (limit był 15h + ew. dwie godziny spóźnienia). Przejechali ok. 172km. Rekordzista z kompletem miał chyba 197km! ;-)

Zastanawiałem się czy nie wrócić jeszcze tego samego dnia do domu, ale zmęczenie i chęć posłuchania relacji najlepszych zwyciężyła i zostałem do następnego poranka.

Dziękuję organizatorom za przygotowanie imprezy (i pyszny obiadek), Grzesiowi za świetną trasę, Tomkowi za wsparcie na trasie i wszystkim za przemiłe spędzony czas. Fajnie było Was znów spotkać. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do rywalizacji, jak powalczę trochę z kondycją... Ale nie chcę niczego obiecywać, bo jak wiecie w ostatnim roku życie skutecznie weryfikowało moje plany...

Kadencja: 68