Firmowo na Nikisz
Niedziela, 17 kwietnia 2016
· Komentarze(1)
Kategoria EBT, od 100 do 200km, śląskie, W towarzystwie, Z kamerą wśród...
Kiedy to piszę jest czwartkowy poranek. Kilka dni minęło od niedzielnej wycieczki, a wpisu brak. Przynajmniej u mnie, bo Amiga od razu u siebie zrobił relację. Ja nie miałem tyle siły. Padłem. Do dziś nie wiem jak reszta z uśmiechami na ustach tak spokojnie przejechała całość. Ja wciąż mam przerwę od roweru. No dobra, trochę przesadzam, to raczej obowiązki sprawiły, że nie było okazji ani pisać, ani jeździć. Pora jednak w końcu na jedno i na drugie. Zacznijmy od pierwszego.
W niedzielny poranek umówiliśmy z kilkoma osobami z firmy na przejażdżkę. Oczywiście w planach nie mogło zabraknąć elementu edukacyjno-turystycznego. Za cel wybraliśmy - a raczej zrobił to Darek, bo to On tym razem był autorem trasy - Nikiszowiec, po drodze zaliczając kilka innych starych robotniczych osiedli na Górnym Śląsku.
Na starcie jest nas ośmioro. Dzień zapowiada się ciepły. Po pierwszych kilkunastu km - w trakcie dojazdu na miejsce startu - zdążyłem się już dwukrotnie rozebrać... Z lekkim opóźnieniem, kilkanaście minut po dziesiątej ruszamy.
Najpierw kierunek Kolonia B w Zabrzu Zaborzu (kiedyś już tu wycieczkowo byłem - przy okazji rajdu Na kole ku familokom.
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej, to raczej ta okolica, gdzie obcy budzą niezdrowe zaciekawienie.
Mijamy nieczynne jeszcze (otwarte będzie od 1 maja) Muzeum PRL-u i robimy kolejną krótką przerwę na Ficinusie.. To przykład tego jak można pięknie zadbać o kawałek historii. Mimo, że uliczka z obu stron otoczona jest rudzkimi blokami to prezentuje się pięknie.
Choć jeszcze gdzieniegdzie jest coś do poprawienia...
Dalej krótka przerwa przy torze modelarskim, niestety dziś tu pusto.
W takim razie i my jedziemy dalej. Kręcimy wzdłuż potoku Bielszowickiego by dotrzeć do Gródka z XIII w. - jego historię próbujemy odczytać z postawionej tam tablicy.
Kilka minut później meldujemy się w centrum Kochłowic. Tu robimy zakupy, naprawiamy rower Ani żeby nie musiała jechać tyłem i podziwiamy okoliczne zabytki.
Zmierzając w stronę Katowic zahaczamy oczywiście o jeden z bunkrów (wiem, że czasem bunkrów nie ma ale też jest... fajnie), ale my lubimy te klimaty ;-)
Prze nami Uroczysko Buczyna.
Często mijając różne uroczyska zastanawiałem się, czy słowo to pochodzi od urokliwego miejsca, czy też od miejsca gdzie rzucano uroki. Wikipedia podpowiada, że "Obecnie uroczysko potocznie jest rozumiane jako miejsce odludne, tajemnicze, a nawet niebezpieczne czy mogące rzucać na ludzi "uroki"."
Wyobrażamy sobie z Kasią jak tu musi być np. w mglisty wieczór lub poranek....
Jadąc dalej jesteśmy zaskoczeni parkiem z drogą krzyżową na tyłach bazyliki w Panewnikach.
Nigdy z tej strony kościoła nie byłem.
W Giszowcu robimy sobie przerwę w sympatycznej restauracja "Pod lipami". Czas uzupełnić kalorie. Spędzamy tu trochę więcej czasu niż planowaliśmy, ale w końcu gdzie nam się spieszy... W miłym towarzystwie czas szybko płynie...
Przy okazji odnajdujemy zaginionego (w telewizji) Pegaza...
Ciężko po jedzeniu ruszyć... Nogi odnawiają posłuszeństwa....
Jakoś się jednak udaje dotrzeć do naszego celu. Do Nikiszowca.
Rozglądamy się po okolicy.
Czas jednak zaczyna gonić. Robimy szybkie zakupy i w drogę.
Dojeżdżamy do centrum Katowic
Jest centrum musi być i Spodek.
Tu ginie nam na chwilę Mariusz, ale po chwil znów jesteśmy razem. W opcji był dla zmęczonych powrót pociągiem do Gliwic, ale ekipa wciąż pełna sił odrzuca ten dziwny pomysł. Wracamy rowerami :-)
Powrót miał być już bez zwiedzania, ale jak coś jest już po drodze...
Jeszcze krótki postój przy kopalni Wujek...
I teraz już naprawdę najkrótszą drogą do domu. Mimo tego, że łącznie z dojazdami na miejsce startu i powrotem do domu każdy zalicza ok. 100km wszyscy są uśmiechnięci i pełni energii. Mamy jeszcze siły aby nie tylko podziękować Amidze - który przygotował nie tylko trasę, ale też szereg ciekawostek historycznych dot. odwiedzanych miejsc - mamy również siły aby odśpiewać chóralne Sto lat, bo... Darek zamiast dziś świętować męczy się z nami, a raczej męczy nas :-)
Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo na trasie i do zobaczenia na kolejnej wycieczce.
W niedzielny poranek umówiliśmy z kilkoma osobami z firmy na przejażdżkę. Oczywiście w planach nie mogło zabraknąć elementu edukacyjno-turystycznego. Za cel wybraliśmy - a raczej zrobił to Darek, bo to On tym razem był autorem trasy - Nikiszowiec, po drodze zaliczając kilka innych starych robotniczych osiedli na Górnym Śląsku.
Na starcie jest nas ośmioro. Dzień zapowiada się ciepły. Po pierwszych kilkunastu km - w trakcie dojazdu na miejsce startu - zdążyłem się już dwukrotnie rozebrać... Z lekkim opóźnieniem, kilkanaście minut po dziesiątej ruszamy.
Ruszamy© djk71
Najpierw kierunek Kolonia B w Zabrzu Zaborzu (kiedyś już tu wycieczkowo byłem - przy okazji rajdu Na kole ku familokom.
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej, to raczej ta okolica, gdzie obcy budzą niezdrowe zaciekawienie.
Mijamy nieczynne jeszcze (otwarte będzie od 1 maja) Muzeum PRL-u i robimy kolejną krótką przerwę na Ficinusie.. To przykład tego jak można pięknie zadbać o kawałek historii. Mimo, że uliczka z obu stron otoczona jest rudzkimi blokami to prezentuje się pięknie.
Ficinus - pięknie tu© djk71
Choć jeszcze gdzieniegdzie jest coś do poprawienia...
Niektóre domy jeszcze czekają na remont© djk71
Dalej krótka przerwa przy torze modelarskim, niestety dziś tu pusto.
Tor wyścigowy modeli samochodów© djk71
W takim razie i my jedziemy dalej. Kręcimy wzdłuż potoku Bielszowickiego by dotrzeć do Gródka z XIII w. - jego historię próbujemy odczytać z postawionej tam tablicy.
Na tablicy można przeczytać wszystko© djk71
Kilka minut później meldujemy się w centrum Kochłowic. Tu robimy zakupy, naprawiamy rower Ani żeby nie musiała jechać tyłem i podziwiamy okoliczne zabytki.
Bo na Rudzie fajnie jest© djk71
Zmierzając w stronę Katowic zahaczamy oczywiście o jeden z bunkrów (wiem, że czasem bunkrów nie ma ale też jest... fajnie), ale my lubimy te klimaty ;-)
Bunkier musi być© djk71
Prze nami Uroczysko Buczyna.
Uroczysko Buczyna© djk71
Często mijając różne uroczyska zastanawiałem się, czy słowo to pochodzi od urokliwego miejsca, czy też od miejsca gdzie rzucano uroki. Wikipedia podpowiada, że "Obecnie uroczysko potocznie jest rozumiane jako miejsce odludne, tajemnicze, a nawet niebezpieczne czy mogące rzucać na ludzi "uroki"."
Smutno i pięknie© djk71
Wyobrażamy sobie z Kasią jak tu musi być np. w mglisty wieczór lub poranek....
Jadąc dalej jesteśmy zaskoczeni parkiem z drogą krzyżową na tyłach bazyliki w Panewnikach.
Na tyłach bazyliki panewnickiej© djk71
Nigdy z tej strony kościoła nie byłem.
W Giszowcu robimy sobie przerwę w sympatycznej restauracja "Pod lipami". Czas uzupełnić kalorie. Spędzamy tu trochę więcej czasu niż planowaliśmy, ale w końcu gdzie nam się spieszy... W miłym towarzystwie czas szybko płynie...
Przerwa w Giszowcu© djk71
Przy okazji odnajdujemy zaginionego (w telewizji) Pegaza...
Pegaz?© djk71
Ciężko po jedzeniu ruszyć... Nogi odnawiają posłuszeństwa....
Jak ja miałam ułożyć te nogi?© djk71
Jakoś się jednak udaje dotrzeć do naszego celu. Do Nikiszowca.
Nie, nie przyjechaliśmy autobusem© djk71
Rozglądamy się po okolicy.
Ładnie tu© djk71
Lubię ten klimat© djk71
Czas jednak zaczyna gonić. Robimy szybkie zakupy i w drogę.
I w drogę© djk71
Dojeżdżamy do centrum Katowic
Szyb musi być© djk71
Jest centrum musi być i Spodek.
Kierunek Spodek© djk71
Tu ginie nam na chwilę Mariusz, ale po chwil znów jesteśmy razem. W opcji był dla zmęczonych powrót pociągiem do Gliwic, ale ekipa wciąż pełna sił odrzuca ten dziwny pomysł. Wracamy rowerami :-)
Powrót miał być już bez zwiedzania, ale jak coś jest już po drodze...
Wieża spadochronowa© djk71
Jeszcze krótki postój przy kopalni Wujek...
Pamiątka stanu wojennego© djk71
I teraz już naprawdę najkrótszą drogą do domu. Mimo tego, że łącznie z dojazdami na miejsce startu i powrotem do domu każdy zalicza ok. 100km wszyscy są uśmiechnięci i pełni energii. Mamy jeszcze siły aby nie tylko podziękować Amidze - który przygotował nie tylko trasę, ale też szereg ciekawostek historycznych dot. odwiedzanych miejsc - mamy również siły aby odśpiewać chóralne Sto lat, bo... Darek zamiast dziś świętować męczy się z nami, a raczej męczy nas :-)
Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo na trasie i do zobaczenia na kolejnej wycieczce.