Trening czas rozpocząć. Dobrze, że spojrzałem na temperaturę i nie ubrałem dodatkowej warstwy. Temperaturowo było ok. Natomiast bieg, mimo spokojnego tempa dał mi w kość. Nic dziwnego - kiedy pod domem zerknąłem na średni puls to... gdyby nie to, że mierzony był z paska, to pomyślałbym, że czujnik ześwirował. Mam nadzieję, że to tylko brak regularnych treningów...
Dziś po pierwszym z czterech kółek zaatakował mnie żołądek. Myślałem, ze przejdzie. Nie przeszło. Końcówkę drugiego już musiałem przemaszerować. Ledwo dotarłem do domu. Zupełnie nie wiem co, ale widać coś zaszkodziło. :-(
Miesięczne wyzwanie zakończone sukcesem. Zaczynamy drugi miesiąc (z lekką modyfikacją). Miałem wyjść wcześniej, ale brat mnie zatrzymał informując o wieściach z Sejmu. Porażka. Patologia... Komentarze prawej strony też... I tego podziału, do którego doprowadzili im nie wybaczę...
Ostatecznie znów poszedłem znów wieczorem. Rozbiegać emocje... Trochę się udało.
Ten rok był dziwny jeśli chodzi o bieganie. Jakoś tak zniknęła chęć, motywacja... Nie tylko u mnie...
Kiedy niedawno spotkaliśmy się z Adamem nie potrafiliśmy znaleźć powodu dlaczego przestaliśmy biegać...
Od razu odrzuciliśmy pierwszą myśl, że z powodu braku czasu... Bo to przecież bzdura. Wystarczy pół godziny dziennie żeby przetruchtać 5 km. Pół godziny dla zdrowia, dla kondycji, dla lepszego samopoczucia. Przecież każdy jest w stanie znaleźć tyle czasu kosztem tv, scrollowania facebooka, czy innego instagrama...
Tak dyskutując, postanowiliśmy sprawdzić, czy tak jest naprawdę, czy tylko tacy mocni jesteśmy w gębie... No dobra, może nie codziennie, bo regeneracja też jest ważna, ale pięć razy w tygodniu przez cztery tygodnie.
I wiecie co? Udało się. Bez większego wysiłku, a wzajemna motywacja dawała dodatkowego kopa żeby wyjść z domu.
Co dalej... mamy nadzieję, że będzie tylko lepiej....
Kolejny dzień wyzwania i mimo, że sobota to udało się wyjść dopiero wieczorem. Czułem się zmęczony, ale bez problemów oczywiście przebiegłem. Jeszcze jutro i koniec wyzwania. Trzeba pomyśleć co dalej?
Dziś znów późny powrót do domu. Zmęczony, ale co zrobić... Adam co prawda podpowiada mi, że mógłbym odpocząć (piękna motywacja), ale nie ma lekko. Nie poddam się :-) Znów pętelki. Całkiem przyjemnie, "Bastard" wciąga :-)
Dwa dni przerwy (z konieczności) więc do końca tygodnia codziennie jeśli chcę zakończyć wyzwanie z sukcesem. Dziś ciężko się biegło z uwagi na warunki na chodnikach. Po 3 km dopadł mnie ból piszczeli. Nie wiem, czy to przez te warunki na drodze, czy coś innego. Cztery minuty spaceru i znów mogłem biec.