Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:292.89 km (w terenie 171.90 km; 58.69%)
Czas w ruchu:18:40
Średnia prędkość:15.69 km/h
Maksymalna prędkość:48.51 km/h
Maks. tętno maksymalne:200 (98 %)
Maks. tętno średnie:184 (90 %)
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:15.42 km i 0h 58m
Więcej statystyk

Piszczele, czyli marszobieg

Środa, 24 października 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj długi dzień w delegacji, w drodze powrotnej 5h za kółkiem nie swojego auta i... pytanie czy dlatego rano bolała mnie lewa stopa? Źle ustawiony fotel? Nie wiem. W ciągu dnia noga powoli puszcza. Po pracy postanawiam chwilę pobiegać. W lesie, bo poza wieje tak, że iść ciężko.

Ruszam i pierwszy kilometr jest ok. Niestety po podbiegu na Krajszynę zaczynam czuć lewy piszczel. Czy ma to związek z porannym bólem stopy? Nie wiem. Maszeruję. Chcę zawrócić. Po chwili zmieniam zdanie i postanawiam jeszcze pobiec. Niestety, po chwili ból jest jeszcze silniejszy. Znów idę. Niestety nawet wtedy boli. Zawracam. Trochę na przełaj zmierzam w kierunku domu. Nie tak to miało być.

W sumie to chciałem być dziś na zawodach "Katowice wieczorową porą". Organizacyjnie się nie udało, ale może to i dobrze, bo byłbym jeszcze bardziej zły gdyby tam się to tak skończyło.

Mżawka i wiatr

Poniedziałek, 22 października 2018 · Komentarze(0)
Po tym jak Górnik dziś sięgnął dna w Krakowie musiałem odreagować. Kilka pętelek po osiedlu w mżawce i w towarzystwie pojawiających się nagle podmuchów wiatru. Mimo średnich warunków kusiło żeby pobiec dłużej, ale powstrzymałem się. Lepiej wolniej i krócej, ale regularnie, niż na maksa, a potem przerwa.

Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Nie pamiętam, który to już mój Tropiciel, ale ten w najliczniejszym towarzystwie. Zgłosiło się nas 7 osób, miała być jeszcze Olga, ale choroba pokrzyżowała jej plany. Startujemy w dwóch zespołach:
EBT 1 - Ania, Krzysiek, Tomek i ja (dla Ani i Tomka to debiut)
EBT 2 - Dorota, Darek i Amiga (czyli też Darek :-) - dla Darka (nie Amigi) to debiut

Choć stanowimy dwa zespoły to w planach mamy wspólny start, tym bardziej, że Organizator postanowił, że startujemy o tej samej porze. Specyfiką tych zawodów jest to, że oprócz szukania zaznaczonych na mapie punktów, po ich odnalezieniu najczęściej należy wykonać jakieś dodatkowe zadanie. Dlatego żeby uniknąć kolejek na punktach, które i tak się zdarzają, zawodnicy są "wypuszczani" z bazy w odstępach 5-minutowych.

My startujemy o godz. 0:15 i z uwagi na fakt, że mamy drużyny mieszane (są w nich kobiety) mamy limit czasu równy 8 godzin. Do Wołowa przyjeżdżamy przed 22, ogarniamy sprzęt: rowery, mapniki, oświetlenie, czołówki itp. Podejmujemy decyzje w co się ubrać na całą noc (w perspektywie mamy opady) i jedziemy się zarejestrować.

Start
Najpierw pamiątkowe zdjęcie "na ściance" :-)

Jeszcze uśmiechnięci przed startem © djk71

Chwilę przed startem dostajemy mapy i zaczynamy się zastanawiać w jaki sposób zaplanować trasę, czy lepiej najkrótszymi drogami, czy najłatwiejszymi, najlepszej jakości...

Czas zaplanować trasę © djk71

Po chwili coś mamy :-)

PK A - droga leśna
Zaczynamy od punktu kontrolnego A. Krótko po starcie przejeżdżamy skręt, ale po chwili korygujemy błąd i wracamy na właściwą drogę. Tu znów chcemy szukać punktu za szybko. Za dużo nas, każdy ma swój pomysł i do tego nie kontrolujemy odległości. Trzeba uspokoić emocje.
Niestety widzę swój błąd. Nie jeździłem w tym kasku z tą czołówką i... okazało się, że montowanie jej w ostatniej chwili nie było dobrym pomysłem. Nie jestem w stanie patrzeć na mapę (szczególnie mając okulary progresywne) i jednocześnie ją oświetlać :-(.

Dojeżdżamy do punktu, podbijamy kartę, a właściwie karty, bo tym razem oprócz tradycyjnej papierowej mamy katy NFC i... zamiast zadania dostajemy snickersa. Dobrze, że nie był jak kilka lat temu zamarznięty ;-)

PK C - skrzyżowanie dróg leśnych
Jedziemy dalej. W drodze do punktu w chwilach wątpliwości pomaga kompas. Później okaże się, że dziś bardzo się przyda.
Na punkcie w lesie trafiamy na jakieś chyba nielegalne kasyno. Nic dziwnego, z przecieków wiedzieliśmy, że tym razem Organizatorzy zbratali się z mafią...

I kto wygra? © djk71

Jednak zamiast hazardu dostajemy serię dziwnych pytań. Nie wiemy co Panowie pili, ale nie mamy odwagi spytać.

Elegancko na punkcie © djk71

PK E - Staw Dolny, wiata
Wracamy do szosy i jedziemy do kolejnego punktu. Tu czeka nas dziwna gra, która odbywa się między naszymi zespołami.

Były też inne gierki © djk71

Krzysztof przegrywa więc za karę musimy przy ognisku rozszyfrować zagadkę śmierci dziennikarza radiowego. Ten kto ją wymyślił też... no dobra, przyjmijmy, że miał fantazję :-)

PK K - przy rzece Nowy Rów
Wyjeżdżamy z punktu w niewłaściwą stronę. Nie zgadzają nam się też ścieżki. Wracamy. Jedziemy inną drogą. Ta niespodziewanie się kończy. Widzimy, że nie tylko my się tu gubimy. Na kolejnej wywraca się Amiga. Na szczęście jest cały. Po jakiś 25 minutach błądzenia decydujemy się wrócić na asfalt. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale do punktu trafiamy tym razem bezbłędnie.
Po drodze czaruje nas swym obliczem księżyc. Jest niesamowity kiedy chowa się za drzewami. Niestety nie mam aparatu, a wyciąganie komórki na trasie jest nieco uciążliwe.
Punkt bez obsady sędziowskiej, musimy sami dziurkować kartę perforatorem.

PK L - przy drodze leśnej
Do punktu jedziemy przez Dębno. Pojawia się pierwszy dziś bruk. Przejeżdżamy nieco za daleko, ale znów kompas pomaga. Cofamy się i po chwili mamy kolejny punkt samoobsługowy. Przy okazji uzupełniamy kalorie. Księżyc wciąż jest fantastyczny.

PK I - przy drodze leśnej
Spodziewaliśmy się mnóstwa zwierzyny w lasach, a tu chyba pierwsze i jedyne spotkanie z sarnami. Nie licząc jakiś myszy, czy innych gryzoni. 
Na punkcie musimy zdobyć monetę schowaną w wiadrze, które musimy przeciągnąć przy użyciu lin zawieszonych na drzewach. Zdanie zrobione szybko i możemy jechać dalej. Co prawda z punktu ruszamy w złą stronę, ale bardzo szybko korygujemy błąd. Znów kompas rządzi.

PK F - wzniesienie
Trochę pod górkę, a tu niespodzianka. Trafiamy na porwanego zakładnika. Mamy go pomóc uwolnić.

Mamy go uratować © djk71

Zapowiadało się trudno, ale Krzysiek wykazuje się niesamowitą intuicją :-) Bomba nie wybuchła ;-)

PK G - ambona przy stawie
Przejeżdżamy punkt, musimy się cofnąć. Dobrze, że akurat przy wjeździe jest tłum bo pewnie ciężko by go było znaleźć. Na miejscu nasza druga grupa ma zaśpiewać piosenkę - nie wysilili się - był Sto Lat :-)
My nie dość, że zaliczamy przysiady, to jeszcze dwójka z nas zostaje zakuta w kajdanki, a ja... nie potrafię ich uwolnić :-(

Zakuli nam zawodników © amiga

I znów Krzysztof nas (a właściwie ich) ratuje, bo inaczej musielibyśmy ich zostawić w lesie.

PK D - droga leśna, ruiny wieży obserwacyjnej
Wyjazd z punktu drogą, której nie widzimy na mapie. Na szczęście to był dobry wybór. W Krzydlinie Małej serwis Amigi roweru. Udaje się coś z tym zrobić i możemy jechać dalej.
Punkt na małej górce. Szukamy go jedną ścieżkę wcześniej, ale po chwili już jesteśmy na punkcie. Chyba wyglądamy na bardzo zmęczonych, bo Obsada punktu podbija nam kartę i każe jechać dalej. Sam punkt wygląda jak nielegalna gorzelnia :-)
Kolejna chwila odpoczynku i ruszamy dalej.

PK H - wiata przy stawie
Tu zupełnie nie pamiętałem co było, ale Ania przypomniała mi, że trzeba było dopasować łuski do modeli broni. Ja, jako pacyfista zupełnie nie mam o tym pojęcia, ale koledzy poradzili sobie bezbłędnie. Wyjeżdżając z punktu pakujemy się w jakieś chaszcze. Na szczęście udaje się przez nie przejechać i ruszyć na kolejny punkt.

PK B - stara żwirownia, punkt do odnalezienia
Tu też nie jest łatwo. Piękna droga nagle się kończy i objeżdżamy ją dookoła. Dziwnym trafem wyjeżdżamy w miejscu gdzie wjeżdża się na ścieżkę wiodącą do punktu. Myślę, że gdyby nie inni zawodnicy to zajęło by nam chwilę jego odnalezienie.
Na punkcie dostajemy teksty, w których musimy rozszyfrować zakodowane hasło. Bez problemu.

Meta
Teraz już tylko asfaltem do mety. Dojeżdżamy chyba ok. 6:40, czyli jakieś 1,5h przed końcem limitu czasu. Super. Oczywiście sporo wolniej niż zwycięzcy trasy, ale jechaliśmy tu żeby dobrze się bawić i cel chyba został osiągnięty. Nie wiemy tylko po co nam były zbierane kody?

Wciąż nie wiem po co te kody © djk71

Zjadamy ciepłą zupkę i wracamy do aut się przebrać.

Zakończenie
Przed zakończeniem udaje nam się chyba z godzinkę zdrzemnąć na sali (jedynie Amiga udaje się na spacer).
Tradycyjnie zwycięzcy nie otrzymują nagród, te losowane są wśród wszystkich uczestników. Spośród naszych zespołów jedynym szczęśliwcem jest Tomek :-)

Zakończenie imprezy © djk71

Czas się żegnać i wracać do domu. Zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni. Czy tu wrócimy? Na pewno :-)

P.S. Opisy punktów zobaczyłem na mapie... po tygodniu, przeglądając mapę. Wcześniej miałem tak złożoną, że ich nie widziałem, a na starcie nie zauważyłem, że są ;-)

Krótko, po krótkiej przerwie

Piątek, 19 października 2018 · Komentarze(0)
Ostatnie dwa dni bez aktywności. Przedwczoraj wyjazd na mecz Superligi piłki ręcznej do Kalisza, a wczoraj odpoczynek po :-) 
Super kibicowska wyprawa. Fajne towarzystwo. Niesamowite przyjęcie przez kibiców gospodarzy - okazuje się, że można kibicować różnym klubom, a jednak wzajemnie się szanować. Zarówno przed meczem, jak i po meczu. Szkoda, że to wciąż rzadkość na innych boiskach i stadionach... A na meczu emocje przerosły nasze oczekiwania... Najpierw niespodziewanie przegrywamy ośmioma punktami 13:5, by w końcu wyjść na prowadzenie, a finalnie zremisować. Więc dodatkowo czekały nas rzuty karne, które wygraliśmy ;-) Działo się.

Na meczu w Kaliszu © djk71

Dziś krótkie bieganie. Już po ciemku, więc po asfalcie. Dla odmiany 3 krótkie kółka. Na trzecim znów czuję piszczele. W domu już bez bólu.

Jeśli to znacie, to jesteście starzy

Wtorek, 16 października 2018 · Komentarze(0)
Znów po lesie, znów pod górkę, znów ciężko i wolno. Ale co się dziwić jak człowiek ma już swoje lata... Po raz kolejny uświadomiłem sobie to dziś rano w drodze do pracy. Słuchałem sobie piosenek z Listy Przebojów Programu III z roku 1982, w tym m.in.:

Jon Anderson & Vangelis – „I'll Find My Way Home”
Maanam – „O! Nie rób tyle hałasu”
Cheap Trick – „If You Want My Love”
Perfect – „Autobiografia”
TOTO – „Rosanna”
Republika – „Telefony”
Jean-Michel Jarre – „Souvenir of China”
TSA – „51”
The Stranglers – „Golden Brown”
Turbo – „Dorosłe dzieci”
Trio – „Da Da Da”
Oddział Zamknięty – „Ten wasz świat”
Kim Wilde – „View from a Bridge”
Izabela Trojanowska – „Karmazynowa noc”

Ktoś pamięta te kawałki? Jak tak to też jesteście starzy. Dotarło do mnie, że te utwory były na liście dwadzieścia, trzydzieści, nie... trzydzieści sześć (!!!) lat temu! I... wciąż mi się podobają, wciąż są przebojami, a to oznacza, że... albo były tak świetne, ponadczasowe, albo... ja utknąłem w miejscu :-(



Część z nich regularnie słucham i zastanawiam się czy moje 15-letnie dziecko słucha ich tylko przez grzeczność, żeby mi nie robić przykrości, czy cokolwiek mu się podoba, czy może... Czy może traktuje je tak jak ja jako dziecko traktowałem niektóre utwory, które podobały się moim rodzicom... Jeśli Oni też słuchali utworów sprzed 36 lat to... kiedy ja byłem nastolatkiem to musiały być kawałki z lat... pięćdziesiątych... No to mogły to być dla mnie... starocie...

Niedziela z Cittaslow

Niedziela, 14 października 2018 · Komentarze(4)
Dziś zawody na orientację w Kaletach. Kameralna impreza, a i tak udaje się spotkać znajomych.
Start w parach. Jedziemy z Anią - mam nadzieję, że nasz dział HR tego nie czyta - bo mamy zakaz wspólnego rowerowania  - czyżby chodziło o to? :-)

Start
Przed nami teoretycznie 30km i do odnalezienia 10 pkt. Z tego co zapamiętałem to już piąta edycja imprezy, nawet któryś punkt, czy punkty się powtarzają. Ci co byli będą mieli łatwiej, podobnie jak mieszkańcy Kalet i okoli, czyli pewnie prawie wszyscy.
Nie szkodzi. My przyjechaliśmy się pobawić i przejechać przed Tropicielem. Do tego żal nie wykorzystać pięknej pogody :-)

Przed startem © djk71

Planujemy wspólnie trasę: 9 - 10 - 8 - 7 - 6 - 5 - 4 - 3 - 2 - 1. Taki jest pomysł. W praniu wyjdzie nieco inaczej.

PK 8
Start i to czego nie lubię... ruszamy grupą i na pierwszym skrzyżowaniu, przed torami wszyscy skręcają w lewo, czyli nie tam gdzie planowaliśmy. Chwila wahania i... jedziemy za nimi. Przed wiaduktem ekipa się rozdziela, część jedzie prosto, część w prawo.
Dobra, jedziemy w prawo. Dojeżdżamy do prostego punktu. Pewnym utrudnieniem jest to, że nie wiemy w jakiej skali jest mapa. Dopiero na trasie przyjdzie nam się do niej przyzwyczaić.

PK 10
Ruszamy z punktu, rozmawiamy i... coś mi nie pasuje kierunek. No tak, na skrzyżowaniu pojechaliśmy w kierunku... Mikołeski, a miało być na Brusiek. Wracamy. Długi przelot do punktu. Za to punkt banalny. I wracamy.

PK 9
Przed nami znów długi przelot asfaltem. Dziewiątka równie prosta. Przy wyjeździe z punktu sami uprzejmi kierowcy, aż jesteśmy zaskoczeni.

PK 1
Czy ja mówiłem coś o długich przelotach? Teraz dopiero długa prosta do Sośnicy (nie, nie tej gliwickiej). 12 km asfaltem. Nuda.
Niestety za bardzo narzekaliśmy na nudę, bo tu za diabła nie potrafimy znaleźć punktu. Krążymy w kółko, próbujemy z innej strony. Na punkcie tracimy... 37 minut.

PK 2
Jedziemy w stronę Zielonej. Tu szybkie trzy punkty.

PK 3
Drugi z bliskich i szybkich punktów.

PK 4
I trzeci. Bez problemów.

PK 5
Do piątki również docieramy bez przygód, jeśli nie liczyć kilkukrotnego wyprzedzania się z jakąś rodzinką. My ich wyprzedzamy. Potem stajemy na punkcie, oni nas omijają i znów my ich. Tak nam się ta zabawa spodobała, że z punktu też ruszamy za nimi.

PK 6
Problem w tym, że nie widać szóstki, a już powinna być. Jedziemy dalej i nic, W końcu już wiem. Wyjechaliśmy z punktu  złą drogą. Wracamy. Przez mostek i teraz już jest prosto/ Ale kolejne 10 minut i 3 km w plecy.

PK 7
Przed nami ostatni punkt. Ale też ponoć najtrudniejszy. Niektórzy wspominali coś o błocie, na odprawie też coś o nim było. Do tego mamy około 40 minut na jego odnalezienie i dojazd do mety.
Na szczęście leśne ścieżki są dobrej jakości. Docieramy w okolice Jurnej Góry, którą pamiętam z Tropiciela, kawałek dalej miejsce, które chyba odwiedziliśmy kiedyś na rodzinnym rajdzie Górki i Pagórki kilka lat temu.
Zostawiamy rowery i zbiegamy w dół. Jest punkt.
Teraz tylko trzeba w limicie czasu wrócić.

Meta
Jesteśmy oboje zmęczeni, Ania tym bardziej, bo dojechała na start z Gliwic rowerem. Ale nie ma wyboru. Trzeba ciś... (Jacek - organizator - miał dziś na sobie koszulkę: "Niy ma gańby ciś na kole" - też mam taką gdzieś w domu). I ciśniemy. Odliczamy czas i pędzimy. Zdążamy. Zajmujemy piąte miejsce. Szału nie ma, ale oboje jesteśmy zadowoleni. Fajny trening i fajne okolice. Szkoda tylko, że choć to tak blisko, to b byłem tu tylko kilka razy i to dość dawno.

Dekoracja zwycięzców i czas wracać do domu. Fajna impreza. Czekamy na kolejne :-)

Niestety aparat w komórce świruje więc nie ma zdjęć, a szkoda, bo tereny piękne.


Wolno... jesiennie....

Sobota, 13 października 2018 · Komentarze(1)
Przed obiadem było wolne bieganie, po obiedzie wolne kręcenie. Ot, taka wolna sobota ;-)

Aż chce się jechać © djk71

W sumie tylko po to żeby sprawić, czy po czyszczeniu ustąpiło skrzypienie. Ustąpiło :-)

Nie wiedziałem, że ten teren nosi taką nazwę. Chyba coś zmienili...

Podziemia tarnogórsko-bytomskie © djk71

Gdyby nie wyjazd na mecz to bym pewnie jeszcze pokręcił...

Jesienna Brandka © djk71

Wolno w cieniu... piłki ręcznej

Sobota, 13 października 2018 · Komentarze(0)
Powolne bieganie między meczami piłki ręcznej. Rano nasz UKS zwyciężył Zawiercie, a popołudniu walczyć będzie Górnik z Azotami.

W wolnym tempie, po lesie. Podbiegi wciąż dają w kość, ale fajnie się tak biega bez żadnego parcia, bez zawodów w najbliższej perspektywie... po prostu dla biegania....

Eat my dust!

Piątek, 12 października 2018 · Komentarze(1)
Dziś znów krótki wieczorny rowerek. Dla odmiany zmiana kół na 29-tki. Przy okazji kolejne odkrycie na ramie roweru...

Eat my dust! © djk71

No cóż... zobowiązuje?
Może, ale nie dziś. Dziś spokojna jazda po okolicy.
Zahaczam o Czekanów, ale tam po ciemku kończą mi się ścieżki i nie chce mi się przebijać na azymut. Zawracam. Rundka po strfie, po osiedlu i można wracać.

O zachodzie słońca

Czwartek, 11 października 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj było bieganie, więc dziś po pracy rower. Trzeba korzystać póki jest pogoda i są siły. Znów bez celu, bez pospiechu, ot pokręcić. Kiedy wyjeżdżam jest ciepło, ale po chwili zachodzi słońce i nie dość, że zaczyna się robić ciemno to jeszcze chłodno. Na szczęście wiatrówka wystarcza.

O zachodzie słońca © djk71

Po powrocie telefon z propozycją basenu. Chętnie, ale nie dziś. Trzeba przecież obiad zjeść przed meczem ;-)

Póki co październik wygląda pod względem aktywności dobrze. Plecy też coraz bardziej "puszczają". Oby na stałe. I obym nie przegiął.