Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2008

Dystans całkowity:459.78 km (w terenie 25.60 km; 5.57%)
Czas w ruchu:27:50
Średnia prędkość:16.52 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:24.20 km i 1h 27m
Więcej statystyk

Kodeks drogowy

Środa, 30 stycznia 2008 · Komentarze(14)
Kodeks drogowy

Tydzień pod znakiem braku czasu.

21:30 rzucam do żony "chwilkę się pokręcę" i ruszam. Coś hamulce nie bardzo łapią, szczególnie tył. Czyżby to wynik ostatnich dwóch wycieczek? Regulacja czy wymiana kolcków? Po ilu km przy normalnej (wiem, dla każdego to znaczy coś innego) jeździe powinno się je wymieniać?

Rokitnica i szybka decyzja "Zabrze czy Bytom" - chłodno, ale dla odmiany niech będzie w stronę Bytomia. Jakoś szybko, mimo, że głównymi drogami, wśród samochodów docieram do miasta. Kręcę się chwilę po centrum, wokół Rynku - ale jakoś tak mało ciekawie. Wokół dwóch miejsc, które godne są fotnięcia, jakieś młodociane, lekko wstawione grupki. Nie ryzykuję postoju, wyciągania i ustawiania aparatu - i tak dziwnie na mnie patrzą. Może jestem przewrażliwiony ale jak to mówią "strzeżonego Budda strzeże".

Po drodze w lesie spostrzegam spokojnie stojącą sarenkę. Niestety zatrzymując się, zachowuję się jak ostatni gamoń i skręcam kierownicę w jej stronę puszczając jej wiązkę światła w oczy. No to sobie pstryknąłem zdjęcie. :-(

Po drodze zastanawiam się jak inni rowerzyści traktują kodeks drogowy. Zwykle staram się jeździć zgodnie z przepisami a na rowerze... hmm.

STOP - tylko zwalaniam
Zakaz ruchu (np. w centrum miasta, na rynek) - zdarza mi się ignorować...
Zakaz skrętu - bardzo kusi, szczególnie gdy trzeba daleko objechać, ale na razie respektuję.
Czerwone światło - respektuję ale... co zrobić z tzw. "inteligentną" sygnalizacją, która jakoś nie chce mnie wychwycić dojeżdzającego do skrzyżowania - mam stać i czekać na samochód? Dziś nie stałem. ;)

Siedzący tryb życia?

Wtorek, 29 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Kategoria Ble ble ble
Siedzący tryb życia?

Dwa dni w delegacji. Po niedzielnej zimie poniedziałkowe słońce szalało w wiosennym nastroju.
To co działo się na niebie, to jak malowało światłem pola, drogi, drzewa... nie da się tego opowiedzieć, a ja nie miałem aparatu żeby choć zza szyby samochodu popstrykać trochę :-(

Dziś powrót i aż się chce przesiąść na rower. Gorzowskie lasy, Międzyrzecki Rejon Umocnień, ścieżki rowerowe w Nowej Soli, drogowskazy informujące o zamkach, pałacach, kościołach po drodze aż wołają: ROWER!!!.

Może kiedyś się tu też powłóczę. Wróciły mi wspomnienia i tęsknota za włóczęgą, taką bez celu, bez ograniczeń, tak jak opisywał to Sted – „Wędrówką jedną życie jest człowieka…”

Myślałem jak fajnie by było wsiąść i pojechać, powłóczyć się po polnych drogach, po wioskach. Z drugiej strony… czy są jeszcze takie miejsca… ciche, spokojne, zabite dechami, gdzie gospodyni na widok zmęczonego wędrowca biegnie z kubkiem kompotu, gdzie gospodarz zaprasza do sadu na śliwki…

Jak śpiewał dawno temu Krzyś Daukszewicz w Easy Riderze

(…)
tam gdzie rowy przydrożne
ubarwione mleczem
zapraszają wędrowca
wstąpcie do miasteczek
(…)
lecz ciągnęły mnie panny
ciepłe jak poranek
kiedy mleko skwaszone
noszą mi na ganek
(…)
lecz ciągnęło mnie jeszcze
do gościnnych wiosek
gdzie częstują każdego
miodem i bigosem
(…)

Po drodze w radiu usłyszałem tekst „jak stwierdzili ble ble ble naukowcy, ludzie prowadzący siedzący tryb życia są narażeni na wiele chorób ble ble ble, na natomiast prowadzący aktywny… ble ble ble”

Czy jazda na rowerze to siedzący tryb życia czy aktywny?

Easy Rider.

Kto wymyślił zimę?

Niedziela, 27 stycznia 2008 · Komentarze(13)
<big>Kto wymyślił zimę?</big>

Dopiero, co wczoraj cieszyłem się z wiosny. Dopiero, co podziwiałem pierwsze jej oznaki.



A dziś od rana wiatr, deszcz, deszcz ze śniegiem, w końcu śnieg.
Nic nie wyszło z kolejnej wspólnej wycieczki. Nie lubię zimy.

Nie wytrzymałem i o 16 (trochę późno) wyjeżdżam do lasu.
Wygląda sympatycznie.



Niestety z każdym kilometrem, a właściwie metrem jest gorzej. Mokra warstwa śniegu pokrywająca zabłocone dróżki. Wczoraj błoto, dziś błoto ze śniegiem i liśćmi, co chwilę zapycha mi koła.

Do tego, co rusz dostaję po kasku – nie uwzględniłem faktu, że gałęzie, pod którymi zwykle da się przejechać są dziś pod ciężarem śniegu mocno ugięte. Na szczęście to cienkie gałązki i udaje się jechać dalej.

Uciekam na trochę szersze leśne ścieżki, ale jest niewiele lepiej. Zjazdy po śniegu, który nie wiadomo, co pod sobą kryje są ryzykowne – dobrze, że mnie żona i dzieci nie widzą. Większości daję radę ;-)
Podjazdy koszmarnie trudne, dwa razy pcham rower pod górkę. Dostrzegam ślady jeszcze jednego bikera. Ciekawe czy też musiał schodzić i pchać?

Robi się ciemno. Koszmarnie zmęczony, ale zadowolony wracam do domku. Dystans i średnia zabójcza ;-) Nie szkodzi. Ja jestem szczęśliwy.

Family trip

Sobota, 26 stycznia 2008 · Komentarze(22)
Family trip

Dziś udało się wyjechać znowu z żoną. Dzieci zostały z dziadkami, a my w drogę.

Ruszamy w Dolomity. Słoneczna pogoda, w DSD dość sporo ludzi, na szczęście wszyscy na nartach. My mamy dróżki dla siebie.



Małżonka dzielnie daje radę dostrzegając nawet... wiosnę!!!



Śliczne widoczki wokół.



Chcę pokazać żonie gdzie jeździliśmy ostatnio z bratem. Poddaję się. Pierwszy zjazd ją przeraził, zostaje, a jadę się powyżywać. Krótko to trwało, koszmarne błoto ale fajnie :-) Zmęczyłem się. Rower też.





Taki brudny jeszcze nie był.



Ściągam największe błoto, czy raczej glinę i jedziemy dalej. Niestety, akumulatorki w aparacie chyba do wymiany, ostatnio za często padają. Nic to, jeszcze tu wrócimy popstrykać. Jedziemy sobie polnymi dróżkami, tempo cały czas bardzo spacerowe. Dojeżdżamy do Kopalni Srebra. Kto nie był, polecam, interesujące miejsce, fajne podziemne zwiedzanie. Ponieważ tempo nie było zbyt szybkie, rezygnuję z dalszych planów i musimy powoli wracać do domu, trzeba odebrać dzieci, bo następnym razem nie będzie ich z kim zostawić.

Jako, że Anetka nie lubi samochodów jedziemy bocznymi dróżkami, spokojnie, prawie zero ruchu, będę na przyszłość wiedział, którędy w stronę Tarnowskich Gór jeździć. Po drodze baterie jeszcze na chwilę odżywają więc szybkie zdjęcie przydrożnego potwora.



Z Rept do Stolarzowic jedziemy prze las, błoto ale da się spokojnie jechać. Dojeżdżamy do domu - w sumie 26km.

Zastanawiam się czy naprawdę jechaliśmy razem ;-)



Niby przedtem go trochę przeczyściłem ale jeszcze trochę brudu zostało.





Dalej szybka zmiana – korzystając z ładnej pogody (słońce, powyżej zera) mój starszy syn inauguruje sezon. Dosiada rower mamy i robimy kółko po osiedlu, potem chwile po lesie. Jest szczęśliwy, mimo, że to tylko parę km – więcej nie ryzykujemy żeby się nie przeziębił. Dodatkowo przetestował nowy prezent – spodenki rowerowe :-)

Mimo w sumie niezbyt dużej liczby km, bardzo fajny dzionek, rodzinny, ciepły… po prostu fajny.

Po drodze spotkaliśmy nawet kilku bikerów.

Mały Wersal

Czwartek, 24 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Mały Wersal
Ostatni dzień krótkiego urlopu i zero odbierania telefonów i maili z firmy i od klientów. Nie ma mnie.
Niestety dziś dzień już nie tak ładny jak wczoraj, ale na szczęście nie pada i jest jakieś 2-3C.

Dzisiaj celem jest Świerklaniec. Przez Stolarzowice, Stroszek docieram do Radzionkowa. Zawsze mijałem go bokiem lub tylko zahaczałem o niego. Dziś spacerowym tempem przejeżdżam przez miasto i jestem nieco zaskoczony zabudową, starą zabudową, dziwną. Radzionków zawsze mi się kojarzył z blokami, a tu sporo starych domów, starych kamienic.

Dalej przez Orzech i już Świerklaniec. Ściślej mówiąc park w Świerklańcu. Powstały w XVIII wieku, kryje w sobie sporo ciekawostek. Dotychczas odwiedzałem go zwykle z dziećmi, w ciepłe, słoneczne dni. Jakże inny jest dziś. Pusty, zero ludzi, ale wciąż sprawiający, że po wejściu/wjeździe chciałoby się tu zostać. Korzystam z pustki i jeżdżę rowerem, choć w centrum parku jest to zakazane – nie dziwię się, zwykle są tam tłumy ludzi. Dziś jest spokój.

Przystaję na chwilę obok Pałacu Kawalera, kolejnego miejsca na Śląsku gdzie swe znaki mocno zostawiła rodzina Donnersmarcków.





Dalej pozostała z czasów świetności fontanna (w oddali).



Chwila zadumy nad stawem.



Kto by pomyślał, że dawno temu był tu (nie wiem czy dokładnie w tym miejscu) zamek, a potem… Wersal. Tak, w XIX wieku powstała tu wspaniała rezydencja na wzór francuskiego Wersalu zwana „Małym Wersalem”. Niestety pod koniec wojny wszystko zostało spalone, a całkowitego zniszczenia dokonały władze PRL-u.

Jak wyczytałem brama pałacowa zdobi dziś wejście do chorzowskiego ZOO, natomiast dwie rzeźby lwów strzegą wejścia do parku w Zabrzu, a dwie następne można spotkać obok Palmiarni w Gliwicach.

Szybki rzut oka na "wielką wodę".



Kolejny rzut oka na kościółek w parku.





Spojrzenie na zegarek i… oj oj…, źle, miałem być wcześniej w domu. Szybki telefon i w drogę. Niedobrze, zerwał się wiatr i cały czas w twarz lub z boku. Do tego podjazd w stronę Nakła Śląskiego strasznie męczący, nie wiem czy taki stromy, czy to kwestia wiatru. Na szczęście miejscowe Burki i Azory pomagają mi szybciej wjechać na szczyt. Dalej już prosto, obwodnica wokół Tarnowskich Gór, Repty, Stolarzowice i dom.

Zmęczony ale szczęśliwy.
Zapewne wrócę jeszcze do Świerklańca i w okolice.

Wściekłość

Środa, 23 stycznia 2008 · Komentarze(12)
Wściekłość.

Piąty dzień wolnego a ja 1(!) raz na rowerze. Nie dość, że zamiast tygodnia wolnego, mogłem wziąć tylko cztery dni, to jeszcze telefon mi się urywa. Do tego same spotkania rodzinne i zamiast pedałować spędzam czas w czterech ścianach. Na dodatek dziś piękny słoneczny dzień. Koszmar. Jestem wściekły dziś.

Jak śpiewa jedna z moich ulubionych kapel:

"Codziennie robię się coraz gorszy
Nienawiść rośnie we mnie i gniew
Wszystko co widzę chciałbym rozpieprzyć
Na wszystko pluję i wyć się chce"

19:00. Nic to, że ciemno, nic to, że na dworze -5C biorę rower i jadę.
Nie wiem gdzie i po co. Po prostu chcę jechać. Dobrze, że nie ma wiatru.

Rokitnica - Mikulczyce - przez Hagera i Bytomską do Zabrza. Dalej koło Straży Pożarnej, dworca i poczty wyjeżdżam na 3 Maja.

Nie interesuje mnie nic, dziś bez zdjęć, chcę po prostu jechać. Jednak nie, mijając Kościół św. Anny rzut oka i... zawracam.



Nie mogłem się oprzeć. Niestety zdjęcia bez statywu są... trudne.

Bocznymi uliczkami - cholerna kostka - wyjeżdżam na Roosvelta, mijam Kościół św. Józefa, stadion Górnika Zabrze i szybka decyzja... jadę na Sośnicę (ponoć nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica Gliwic, ale dziś chyba szukam guza). Miałem zjechać do Maciejowa ale coś mnie podkusiło i jadę do Gliwic.

Do centrum wjeżdżam przez ul. Błogosławionego Czesława. Chyba to dobry patron dla tej ulicy. Ten zakątek nie cieszy się najlepszą opinią (zwany jest Trójkątem Bermudzkim) i faktycznie, o tej porze dziwnie przypomina mi klimaty warszawskiej Pragi. Na szczęście sił mi nie brakuje, jadę dalej, rzut okiem na naszą firmę (czyżbym nie mógł bez niej żyć?) i ląduję na Rynku w Gliwicach. Mimo środka tygodnia gwarno (szczególnie obok Gwarka).

Decyduję się jechać w stronę ulicy Śliwki i... niespodzianka - zakaz wjazdu rowerów. Tego się nie spodziewałem. Na szczęście obok druga niespodzianka - droga dla rowerów - co więcej po jednym pasie w każdą stronę i jeszcze pas dla pieszych! Dla mnie szok. Pierwszy raz w życiu jadę taką drogą. Szaleństwo.

Dalej kawałek Toszecką i drogą rowerową w stronę Tarnogórskiej. Po drodze mijam naszą lokalną Wieżę Eiffla (dziś bez zdjęć) i Tarnogórską powrót do domu.
Żerniki - Szałsza - Czekanów - Grzybowice - Rokitnica - Helenka.

W sumie szok, bo większość tras oświetlonych poza odcinkiem Rokitnica - Mikulczyce i Czekanów - Grzybowice. Do tego baterie w lampce chyba się kończą.

Po drodze się uspokoiłem. Pod koniec nawet nuciłem:

"To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Będę szedł! Będę biegł!
Nie dam się!"

W sumie powinno być: Bedę jechał :-)

Dla tych, którzy znają oba cytowane kawałki pewnie dziwnym się wydaje ich zestawienie (od punk rocka do poezji śpiewanej) ale zawsze słuchałem dziwnej muzyki.

Przy okazji to chyba moja najdłuższa wycieczka (wiem, że to nic w porównaniu z niektórymi wyczynowcami na BS :-) ).

Swoją drogą to chyba za dużo piszę w porównaniu z innymi ale jakoś tak traktuję to jako ciąg dalszy rowerowych wędrówek.

Już mi lepiej. Jednak 2 dni rowerowe z 5 wolnych :-)

Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Poniedziałek, 21 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Po dwóch dniach przerwy spowodowanej aurą, walką z rozregulowanymi przerzutkami (kolejne doświadczenie) i brakiem czasu (niech żyje weekend) dziś znów w drogę.

Korzystając z faktu, że akurat nie pada i mam urlop wybieram za cel Zawadę (na więcej nie pozwala czas - dziś Dzień Babci - trzeba z dziećmi rundkę zrobić po rodzinie).

Czemu Zawada? Otóż od jakiegoś czasu na Śląsku coś drgnęło i pojawiły się tabliczki informujące o zabytkach, a ściślej mówiąc o szlaku zabytków techniki. Wśród nich jest Muzeum Chleba w Radzionkowie, o którym już wspominałem na blogu oraz dzisiejszy cel podróży - Zabytkowa Stacja Wodociągowa "Zawada" w Karchowicach (tabliczki z informacją o niej widzę od niedawna codziennie jadąc do pracy, jednak nigdy nie chciało mi się tych kilka kilometrów nadrobić).

Ruszam "Drogą Młynarza" (DK94) w stronę Pyskowic. Strasznie wieje, jadę pod wiatr, a co jakiś czas dostaję mocny podmuch z boku, mam wrażenie, że zaraz się wywrócę, przejeżdżające obok tiry potęgują ten efekt.

Droga Krajowa :-)


Przed Boniowicami rzut oka w prawo na Kamieniec i w oddali pałac, kolejne miejsce, w którym nigdy nie byłem.
Tak wieje, że nie sposób zrobić zdjęcia, nawet stabilizacja obrazu niewiele pomaga.



Dojeżdżam do Karchowic. Czytam tablicę informacyjną i wychodzi mi na przeciw sympatyczny pracownik stacji. Po chwili dowiaduję się, że oczywiście stację można zwiedzić i on zaraz zawoła kierownika. Grzecznie dziękuję. Na razie chcę się tylko rozejrzeć, na zwiedzanie przyjadę pewnie w większym gronie. Rzut oka na halę i budynek z zewnątrz.



Po chwili kolejny pracownik przynosi mi ulotki informacyjne. Sympatyczni ludzie.
Stację można zwiedzać od pon-pt 8-16 oraz w soboty i niedziele po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym. Najlepiej jednak - jak się dowiaduję - jest być do południa bo wówczas można zobaczyć więcej - jedna część jest zamykana o 14 i nie da się jej później otworzyć, jak mnie poinformowano.

Ruszam do Kamieńca. "Najlepiej tu na winklu tą polną drogą pojechać" - ok, spróbujemy. Polna okazuje się być Polną tylko z nazwy ;-)



Co więcej wiedzie tamtędy nawet jakaś trasa rowerowa - dziwne tylko, że to był jedyny znak jaki spotkałem po drodze.

Po chwili jestem w Kamieńcu obok pałacu, w którym obecnie mieści się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci.

Zza płotu zdjęcie pałacu



i tzw. Mysiej Wieży



Niestety w tym momencie baterie odmawiają posłuszeństwa, a zapasowy komplet... też rozładowany :-(
Ciąg dalszy zdjęć z Kamieńca... w trakcie następnej wyprawy w te strony.

Przez Zbrosławice, Ptakowice, Górniki i Stolarzowice powrót do domu.
Jakoś szybko poszło, a może głodny byłem rowerka po krótkiej przerwie.

I średnia, jak na mnie bardzo wysoka - czyżby to efekt mocniej dopompowanych opon?

Dziwny wzrok

Piątek, 18 stycznia 2008 · Komentarze(20)
Dziwny wzrok

Wczoraj stałem się bogatszy o kolejne doświadczenie. Wieczorem miałem wątpliwości, jechać - nie jechać? Czyżby powoli uchodziło ze mnie powietrze? Czyżbym zaczął się wypalać? A może po prostu po wyjątkowo ciężkich dniach w pracy nie chce mi się po nocach w zimnie, samotnie włóczyć tymi samymi drogami?
Nie! Trzeba być twardym! Ruszam do roweru i... jednak uszło powietrze. Nie, nie ze mnie. Z koła. Trzeba było słuchać starszych i po ostatniej przygodzie trzeba było nie tylko wymienić dętkę ale również... sprawdzić oponę. Oczywiście został w niej malutki (ale jak się okazało wystarczająco duży) ostry kolec. Kolejna wymiana dętki. Następnym razem będę o tym pamiętał. Zrobiło się późno i odpuściłem.

Dziś wizyta koleżanki i... prawie 23. Na szczęście koleżanka boi się wyjść sama do auta więc wychodzę ją odprowadzić, a skoro już się ruszyłem to... z rowerkiem (tym bardziej, że Pro postraszył mnie nadchodzącą pogodą).

Żegnamy się i... tuż przed skrzyżowaniem w Rokitnicy mnie dogania. Jednak Renówka jest szybsza ;-)

Jadę na stację benzynową. Sprawdzimy czy faktycznie da się skorzystać z kompresora do pompowania kół w rowerze. Szok, udaje się. Pompując słyszę, że ktoś się obok mnie zatrzymał. O! radiowóz! Dziwnym wzrokiem patrzyli na faceta z rowerem na stacji benzynowej o 23. Może w większych miastach to normalne, tu, na peryferiach Zabrza (a właściwie to stacja należy chyba już do Wieszowej) to chyba nie jest normalne. Popatrzyli i na szczęście pojechali. Wracam do domu. Na niektórych przełożeniach dziwnie łańcuch się o coś ociera i hamulce z tyłu też jakoś niezbyt naturalnie słychać. Trzeba będzie rano zobaczyć.


BTW: po miesiącu pedałowania zrobiłem 500km. Nie sądziłem, że tego się tyle uzbiera. W zimie.

Kalendarz :)

Środa, 16 stycznia 2008 · Komentarze(17)
Kalendarz :)

Dziś w pracy miłe zaskoczenie. Przeglądam firmowy kalendarz, najwyższy czas było wziąć nowy, otwieram losowo i co widzę? 16 lutego - wschód słońca 6:52, biorąc pod uwagę, że dziś był Ci on o 7:39 to... piękna różnica. Z zachodem podobnie - 16:51 (a dziś 15:54) - w sumie 1:44 dnia więcej. Już się cieszę.

Niestety dłuższe dni dopiero nastąpią. Dziś, jak często ostatnio, wyjechałem dopiero wieczorem. Strasznie zmęczony po pracy, myślałem, że odpuszczę (jak to stało się wczoraj), ale zapowiadane na ICM-ie deszcze przekonały mnie, że trzeba korzystać z pogody.

Dziś mała zmiana garderoby. Jako, że budżet nie pozwolił mi na zakup kompletu zimowej odzieży rowerowej wraz z rowerem, eksperymentuję z odzieżą dostępną w szafie. Dotychczas nie marznę ale ogromnie się pocę. Zastanawiam się czy to wina organizmu, czy też nieprzepuszczającej wiatru (ale niestety również nieoddychającej) kurtki. Postanawiam ją zamienić na polar. Lepiej. Niestety przy prędkości powyżej 20km/h czuję wiatr :-( Zbyt mocno czuję.

Drogą przez Rokitnicę, Miechowice do Karbia, jako że za mocno czuję wiatr, zawracam, krótka przerwa w Miechowicach.



Przy okazji, czytając legendę o kościele św. Krzyża dowiedziałem, że w Miechowicach są ruiny pałacu Wincklerów. Trzeba będzie się wybrać (za dnia). Ile to się człowiek ciekawych rzeczy dowie o najbliższej okolicy dzięki dwóm kółkom!

Jadąc dalej przez ciemny las, odkrywam po co w kasku jest daszek - świetnie chroni przed długimi światłami bezmózgów - docieram do Stolarzowic. Rundka po Stolarzowicach, potem druga po Helence (żeby dobić do 25km) i domek.

Z dedykacją

Poniedziałek, 14 stycznia 2008 · Komentarze(7)
Z dedykacją

Dziś wyjazd z dedykacją dla bratowej. Ponoć pozycją na bikestats-ie motywuję ją do jeżdżenia - chce być przede mną ;) Więc jeżdżę, żeby mogła mnie gonić. :)
Tak poważnie mówiąc to oczywiście nie mam szans na rywalizację z nią (ma więcej czasu i możliwości), a poza tym myślę, że poza paroma wyjątkami większość z nas jeździ dla sportu, przyjemności, zdrowia..., a nie dla pozycji na liście.

Dziś wieczorna rundka po Zabrzu.
Rokitnica - Mikulczyce - Zabrze. Dalej przez Wolności do Maciejowa, po drodze maluch skręcając na zakazie w lewo wpakował się prawie pod nową policyjną Kia-ę (Kię - jak to się pisze?). W Maciejowie skręt pod centrum Handlowe M1 i konsternacja na rondzie - zapomniałem się? - nie to jakaś panienka "wzięła" rondo po angielsku, kierowca jadącej prawidłowo ciężarówki też był zdziwiony gdy spotkali się na tym samym zjeździe, ale ona chyba nawet tego nie zauważyła.

Dalej Os. Kopernika i tzw. Krzyż Papieski.



Szybkie zdjęcie ale niestety trzeba tu wrócić ze statywem.



Z daleka myślałem, że to znicze płoną.

Dalej już prosto (prawie - bo przez Grzybowice) do domu.

Żona odpoczywa po wczorajszym debiucie. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie i znów znajdziemy opiekę do dzieci :-)